I

7.1K 266 181
                                    


Krypta z białego marmuru otoczona była bluszczem, który ściśle przylegał do jej ścian, zdobiąc je wonnymi kwiatami powoju niczym pająk swą siecią. Stała tutaj dopiero od tygodnia, ale magiczne rośliny już wzięły ją w swe władanie, być może przyroda sama chciała oddać cześć największemu magowi, jaki tu spoczywał. Smukłe filary podtrzymywały strop w kształcie kopuły. Na kamiennym katafalku litery magicznego cytatu żarzyły się jasnym blaskiem:

"Ostatecznie, dla należycie uporządkowanego umysłu śmierć jest tylko początkiem nowej, wielkiej przygody..."

Z tłumu stojącego przed wejściem dało się słyszeć pojedyncze odgłosy tłumionego łkania. Błonia zapełniali uczniowie i absolwenci Hogwartu, nauczyciele oraz delegacja z ministerstwa i licznie przybyli reporterzy.
Różnorodna ludzka masa reagowała w zależności od stopnia zażyłości ze zmarłym. Większość manifestowała swój żal płaczem, mocząc trzymane w dłoniach chusteczki, inni stali sztywno, tłumiąc swój ból i pokazując światu maskę bladego oblicza. Byli i tacy, którzy przybyli tylko dla obejrzenia widowiska lub przeprowadzenia wywiadu.

Wysoki, czarnowłosy chłopak stał w milczeniu tuż obok katafalku, gładząc opuszkami palców zimny kamień. Przez jego głowę przebiegały setki myśli, które kumulowały się w jedno, wielkie wspomnienie. Wspomnienie o największym, najlepszym i najbardziej nieprzewidywalnym człowieku, jakiego dane było mu poznać. Kim byłby bez niego? Czym byłby ten świat, gdyby nie jego mądrość? Czy udałoby mu się pokonać Voldemorta, gdyby nie jego wieczne wsparcie i wiara?
Och, nie oszukiwał się. Wiedział, że wiele razy przeklinał starego maga, zarzucał mu, iż był manipulatorem, intrygantem, nigdy nie mówił mu całej prawdy. Jednak pomimo wszystko kochał tego człowieka i traktował go jak dziadka, którego nigdy nie było dane mu poznać.

Harry zawsze myślał, że jeżeli Dumbledore kiedyś umrze, to zrobi to w wielkim stylu. Jakaś walka z ciemnymi mocami, obrona świata przed złem, akt heroicznej odwagi, o którym długo będą pisać i układać ballady.
Albus odszedł w ciszy.
Zmogła go największa zmora mugoli, choroba, na którą nawet czarodziejski świat nie poznał lekarstwa.
Rak.

Odwiedził go tuż przed śmiercią. Po raz pierwszy przekroczył wtedy próg prywatnego apartamentu dyrektora. Nieobce było mu oblicze śmierci, widział jak odchodzą młodzi wojownicy, którzy powinni móc cieszyć się życiem. Ze stoickim spokojem przemierzał pole krwawej rzezi, jaką urządzili Śmierciożercy, broniąc się do ostatka. Sam miał na rękach krew poległych. Zabił Voldemorta i bez większego wzruszenia patrzył na zwłoki, które na jego oczach rozpadały się w pył niesiony wiatrem. Za dużo śmierci, za dużo łez, za dużo cierpienia.
Paradoksalnie widok tego starego człowieka leżącego w za dużym jak na jego kruchą, przeżartą chorobą postać łóżku, obudził w nim uczucia, które wydawałoby się są mu już obce. Najbardziej wstrząsnęły nim zasnute mgiełką cierpienia oczy.
Nie migotały.
A jednak starzec wbrew wszystkiemu uśmiechał się lekko, otumaniony eliksirami, niezdolny do większego ruchu.

— Harry...

— Harry? — Ktoś delikatnie szarpnął go za rękaw szaty. Wyrwany ze świata wspomnień, przez chwilę błądził wzrokiem, zanim jego spojrzenie spoczęło na stojącej obok dziewczynie.
Ginny.

— Słucham? — Zerknął na nią nieprzytomnie.

— Wszyscy już się rozchodzą, może i my pójdziemy? — Popatrzyła na niego z nadzieją. Pomimo wczesnego lata, po błoniach szalał wiatr, jękliwe zawodząc w konarach drzew.

— Tak, masz rację. — Odwrócił się i zauważył, że z żegnających dyrektora pozostali tylko oni i rodzina Weasleyów.

Wyszedł z krypty i dołączył do grona rudzielców. Ktoś poklepał go po plecach. Uśmiechnął się niemrawo na widok Rona.
Stary przyjaciel jak zwykle szedł u jego boku. Dzięki Merlinowi to jedno pozostało bez zmian. Nie wiedział, co by zrobił bez jego wsparcia i specyficznego poczucia humoru. Chociaż, jakby głębiej się zastanowić, Ron też się zmienił. Nie był już tym wiecznie uśmiechniętym, zacietrzewionym chłopakiem, który najpierw działał, a potem myślał nad konsekwencjami. Życie uczyniło z niego mężczyznę, nauczyło go ostrożności, a praca wśród aurorów tylko wzmogła nieufność i podejrzliwość.

Stała czujność...

Słowa starego Moody'ego zadźwięczały mu w uszach. Kiedyś śmieszyły, teraz stały się mottem przewodnim. Od pięciu lat wyłapywano ukrywających się Śmierciożerców. Żądni zemsty, zeszli do podziemi i walczyli pod przywództwem Avery'ego.
Partyzantka w świecie czarodziei.
Przez nich stracili Colina, Tonks, Hannę... Tyle niepotrzebnych śmierci.

Znów zerknął na Ginny uczepioną jego rękawa. Czasami czuł się przytłoczony jej manifestacją uczuć. Kiedyś wydawało mu się, że mógłby ją pokochać. Z biegiem czasu doszedł do wniosku, że były to tylko marzenia nastolatka zafascynowanego siostrą przyjaciela. Powoli dojrzewał, aby powiedzieć jej, że nic z tego nie będzie, że jest dla niego siostrą, powierniczką, ale... nigdy nie da jej tego, czego pragnie. Czuł się wyprany z uczuć, nie sądził, żeby był jeszcze zdolny do miłości. Nie takiej, o której pisano na kartach romansów. Ginny zasługiwała na kogoś, kto kochałby ją bezwarunkowo. Kto byłby jej oddany, spełniał jej zachcianki i był zdolny do przelania uczuć na przyszłe potomstwo.
Harry nie widział się w roli ojca. Dzieci wymagały czasu, zaangażowania i czułości. On nie posiadał niczego takiego.
Tę rozmowę odwlekał z kilku przyczyn. Kiedy tylko przygotowywał się na wyznania, patrzyła na niego tym smutnym, zakochanym wzrokiem i zrezygnowany odkładał to na następny raz. Kolejnym problemem był Ron. Przyjaciel nie raz i nie dwa pytał go, kiedy wreszcie zdecyduje się na ślub i nieodmiennie widział jako swojego szwagra. I ostatnia przyczyna jego obaw, sami Weasleyowie. Uważali go za członka rodziny, Molly zawsze powtarzała, że jest dla niej jak syn i rzeczywiście tak go traktowała. Doszło już do tego, że potrafiła cisnąć za nim ścierką za podkradanie słodkiej masy czy rogalików przed obiadem. Czuł się u nich jak w domu i nie chciał nikogo ranić.
Cholera, westchnął. Jego życie i bez tego, było wystarczająco skomplikowane.


Red HillsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz