— Pchnięcie, kontra, pchnięcie, kontra. — Monotonny głos Malfoya rozbrzmiewał w dużej sali, gdzie około dwudziestu uczniów stało w równym rzędzie, trzymając w dłoniach ćwiczebne rapiery, których ostrza zakończone były małymi, gumowymi kulkami. W zależności od padających instrukcji, wyciągali przed siebie dłonie z bronią bądź cofali się o krok. — Dobrze. — Draco skinął głową w zadowoleniu. — Dobierzcie się parami. — Najwyraźniej nie była to pierwsza lekcja, gdyż młodzież szybko się przegrupowała, dobierając sobie partnera według wzrostu. Mały, rudowłosy pierwszoklasista Luc Currey, zajął miejsce naprzeciw Samuela i ukłonił się lekko.
— Cięcie i pchnięcie. Nie chcę widzieć niczego innego. Ma być czysto i z szacunkiem dla przeciwnika. Do pana mówię, panie Wallner, nie życzę sobie żadnych przepychanek ani nieczystych zagrań. — Malfoy spojrzał surowo na ciemnowłosego trzecioklasistę. — I proszę spiąć włosy, próżność zgubiła Narcyza, nie chcielibyśmy tutaj kolejnej greckiej tragedii. — Wymownie potoczył ręką po ścianach ozdobionych ogromnymi lustrami. Uczniowie zachichotali cicho, zerkając na starszego kolegę, który wzruszył ramionami.
— Obawia się pan konkurencji, profesorze? Jakieś problemy z samooceną? A może z autorytetem? — Nastolatek wydął lekko usta, jednak posłusznie wyjął z kieszeni rzemyk, którym związał opadające na łopatki włosy.
— Nie wiedziałem, że odbywają się tutaj jakieś zawody. — Malfoy splótł ręce na piersi, opierając się o stół, na którym spoczywały przybory do konserwacji broni. — Dziesięć punktów od domu Aqua za niepoinformowanie mnie o tak ważnym wydarzeniu.
— Ufryzowałby pan włosy w loki? — Joe, spojrzał na niego z ironią, przyjmując odpowiednią postawę.
— I kolejne dziesięć za bezczelność. — Draco uniósł brew uśmiechając się lekko. — Zaczynam sądzić, że bardziej interesuje cię dyskusja o wdziękach i fryzurach niż trening.
— Założę się, że niektórym bezczelność uszłaby na sucho. Ciekawe, że w tej szkole są równi i równiejsi — mruknął cicho, posyłając niechętne spojrzenie w kierunku Samuela.
— Proponuję, żeby nie nadużywał pan mojej cierpliwości, panie Wallner. Proszę skupić się na walce albo wyjść. Koniec żartów. Zabierajcie się do roboty albo kolejne punkty znikną z tabel waszych domów! Najniższe partie lochów, wbrew pozorom, nadal czekają na uprzątnięcie. — Groźba szlabanu skutecznie uciszyła wszystkich. Już po chwili w sali można było usłyszeć tylko dźwięk krzyżujących się ze sobą ostrzy i ciche sapanie uczniów. Malfoy wolnym krokiem przechadzał się pomiędzy nimi, co jakiś czas przypominając o odpowiednim ustawieniu nóg, balansie ciała bądź ściągnięciu łopatek i rozluźnieniu mięśni ramion. Z satysfakcją obserwował walczącego Samuela, który z zapamiętaniem atakował starszego ucznia.
— Samuelu, jeżeli nie chcesz w przyszłości zostać niemową, radzę schować język. Pomijam już fakt, że wygląda to nader nieestetycznie, kiedy pan Currey zaatakuje ostrzej, możesz go sobie odgryźć. Plamy z krwi naprawdę trudno schodzą. — Chłopiec zacisnął usta i obrzucił brata gniewnym spojrzeniem, które Malfoy skwitował sarkastycznym uśmiechem. Miał nadzieję, że po miesiącu ćwiczeń z innymi uczniami Sam zdążył się już nauczyć, iż Draco w prywatnych pokojach a Draco w roli nauczyciela, to dwie zupełnie różne osoby. Nie miał najmniejszego zamiaru traktować go ulgowo. Pobłażanie ze względu na pokrewieństwo nie tylko sprawiłoby, że chłopiec straciłby motywację do ciężkiej pracy, ale też przysporzyłoby mu kłopotów wśród innych uczniów. Być może Sam jeszcze nie uczył się w tej szkole w pełnym wymiarze i uczęszczał tylko na szermierkę, jednak w niczym nie zmieniało to postanowienia Draco, aby traktować go jak każdego innego ucznia. Tym bardziej więc zirytowały go niesprawiedliwe insynuacje Wallnera. Nie faworyzował Sama! Jak ten chłopak mógł w ogóle zasugerować podobny nonsens?
Przez kolejne piętnaście minut pouczał i korygował błędy małych szermierzy, po czym uniósł rękę do góry i wystrzelił z różdżki bladoniebieskie iskry.
— Koniec na dziś. Rapiery proszę schować do pochew i umieścić w odpowiednich przegrodach. Widzimy się za tydzień o tej samej porze. — W jednym momencie cały ład i spokój towarzyszący ćwiczeniom zmienił się w całkowity chaos, kiedy uczniowie rzucili się do wyjścia. — Panie Wallner, pan zostanie. — Spojrzał twardo na wysokiego chłopca, który mrużąc oczy powoli zbliżył się do niego, obrzucając go nieufnym spojrzeniem.
— Tak, panie profesorze?
— No właśnie, panie Wallner... profesorze. — Draco usiadł na krześle, bawiąc się trzymaną w ręku różdżką. — Wydaje się pan ostatnio o tym fakcie zapominać. Nie wiem, w czym czuje się pan lepszy od innych uczniów, jednak nie będę tolerował bezczelności na moich lekcjach. Jeżeli coś takiego się powtórzy, straci pan miejsce w mojej klasie.
— Nie może mnie pan wyrzucić z lekcji zaklęć, są obowiązkowe. — Joe nie podniósł głosu, jednak jego zaciśnięte pięści świadczyły o wzburzeniu.
— Ja mogę wszystko. To ja decyduję o tym, kto może chodzić do tej szkoły, a kto będzie z niej wyrzucony, a pan, panie Wallner, jeżeli nie zaliczy podstawowego przedmiotu, wraz z końcem roku zostanie wydalony.
— To...
— Nieuczciwe? Życie jest nieuczciwe, a pan swoim tupetem nie od dziś gra mi na nerwach, czego bardzo nie lubię. Do tej pory milczałem, jednak dłużej nie będę temu pobłażać. — Draco schował różdżkę do kieszeni i spojrzał na chłopca uważnie. — Pańska sprawa, co pan z tym zrobi.
— No tak, nie jestem taki jak Malcolm Vendell, jemu pan pobłaża. — Joe skrzywił się lekko. — Ale ja nie mam ojca w ambasadzie, prawda?
— Koniec! — Malfoy wstał z krzesła i podszedł do rozgoryczonego nastolatka. — Pan Vendell, w przeciwieństwie do pana, jest... — Zacisnął usta, tłumiąc to, co chciał właśnie powiedzieć. — Jest pan inteligentnym młodym człowiekiem. Proszę się zastanowić, czym różni się pan od Malcolma Vendella i bynajmniej nie mówię tutaj o jego rodzinie. To pańskie zadanie na dziś. Może pan odejść. — Skończywszy, odwrócił się i spokojnie zaczął zdejmować swą wierzchnią szatę. Ciche, oddalające się kroki świadczyły o tym, że chłopiec posłuchał polecenia.
Z ulgą zrzucił profesorską togę i podwinąwszy mankiety białej koszuli, zbliżył się do osobnego schowka, który zabezpieczony został magią odpowiadającą na jego prywatną sygnaturę. Wyjął z niej rapier, który dostał od Harry'ego i przez chwilę stał w bezruchu, rozkoszując się przepływającą przez jego dłoń mocą. Otulała go niczym ciepły koc, pieszcząc jego wrażliwą skórę i powodując, że czuł się z nią naprawdę bezpieczny. Wykonał kilka podstawowych ruchów rozgrzewających, po czym stanął w pozycji przed jednym z luster.
— Mogę się przyłączyć? — Cichy głos rozbrzmiał od progu i po chwili w tafli odbiła się sylwetka Pottera.
— Znowu chcesz dostać baty? — Wbił wzrok w zwierciadło, odwzajemniając jego spojrzenie.
— Sam mówiłeś, że muszę się jeszcze wiele nauczyć. — Harry wzruszył ramionami i przewiesił swoją szatę przez oparcie krzesła. — Widziałem Wallnera, wypadł stąd jak burza. Coś się stało?
— Bezczelny mały gnojek. Nic, z czym bym sobie nie poradził. — Draco podszedł do szafki i wyjął z niej rapier o pięknie plecionym koszu. — Weź ten.
— Już nim nie ćwiczysz? To trzeci raz, gdy mi go pożyczasz. — Potter wziął z jego ręki lekką broń i zamachnął się nią, czując drgającą w rapierze magię należącą do Malfoya.
— Przyzwyczajam się do nowego. — Ślizgon odszedł kilka kroków i przyjął postawę, unosząc broń do czoła i kłaniając się lekko.
— Cieszę się. — Harry odwzajemnił gest i szybko ruszył do przodu, atakując. — Co więc zrobił Joe?
Draco zablokował go z łatwością, po czym przemieścił się kilka kroków w bok.
— Jest arogancki i impertynencki. — Wykonał pchnięcie i odskoczył zgrabnie, unosząc jedną rękę w górę. — Zarzucił mi faworyzowanie uczniów.
— Tobie? — Harry zachwiał się lekko, gdy Draco wyprowadził precyzyjny atak i trafił go końcem rapiera w ramię. — To śmieszne. O kogo chodziło?
— Scelta di tempo, pchnięcie i atak z zaskoczenia, uczyłem cię tego — zganił go Draco, odsuwając się i patrząc na niego krytycznie. — O młodego Vendella.
— Tego irytującego lizusa? Przecież ty go nie znosisz. — Potter obrzucił go zaskoczonym spojrzeniem. — Tak, wiem tempo i sekretne pchnięcie. — Rozmasował ramię i na powrót natarł na blondyna, który spokojnie skrzyżował z nim rapier, nie próbując nawet robić uniku. — Cholera.
— Jesteś zbyt przewidywalny. — Malfoy odepchnął go bokiem, po czym zrobił wypad, szybkim ruchem umieszczając koniec sztychu pomiędzy koszem, a dłonią Gryfona. Gdyby nie miękkie zakończenie, ręka Harry'ego zostałaby mocno zraniona. Zdumiony brunet powiódł wzrokiem za wytrąconym rapierem.
— To było nieuczciwe — mruknął, schylając się po broń leżącą na deskach, którymi wyłożona była sala.
— Walka nigdy nie jest uczciwa. Jeżeli chcesz wygrać, musisz stosować podstępy. Przeczytałeś książkę, którą ci dałem? — Draco przyglądał mu się w rozbawieniu. Mógł przypuszczać, że sparing z Harrym poprawi mu nastrój.
— Ślizgoni. — Potter prychnął i mocniej chwycił rękojeść, postanawiając nie dać się już więcej zaskoczyć. — Mówiłeś o Vendellu. — Przypomniał mu, okrążając go powoli.
— Malcolm to idiota, myśli, że jak ma ojca w ambasadzie, to wszystko mu wolno. — Draco prychnął z niesmakiem, obserwując przy tym uważnie poczynania Pottera. — Poniża inne dzieciaki i wytyka im pochodzenie. Niemniej jego ojciec ostatnio wyłożył na szkołę sporą sumkę, więc przymykam na to oko. Masz zamiar długo tak tańczyć dookoła mnie?
— Czekam na odpowiedni moment. — Harry prawie niezauważalnie wykonał dwa posuwiste kroki w przód, po czym sparował uderzenie Draco i uchylając się przed jego kontratakiem, przesunął nogę za jego piętę podbijając ją i sprawiając, że Malfoy się zachwiał. — Tempo contra tempo. — Wyszczerzył się, podtykając koniec sztychu pod żebra blondyna.
— To było...
— Podstępne? — Uśmiechnął się, przechylając głowę.
— Jak na Gryfona jesteś niewiarygodnym oszustem.
— Uczę się od mistrza. — Potter ukłonił się lekko, podchodząc do szafki i chowając do niej rapier. — Nie powinieneś pobłażać Vendellowi.
— Dopóki nikomu nie zrobi krzywdy i nie złamie żadnej zasady szkolnego regulaminu, nie mam podstaw do interwencji. Pieniądze jego ojca są nam potrzebne. — Draco westchnął i również schował broń. — Za dwa, trzy lata szkoła sama zacznie zarabiać, ale na razie musimy się podporządkować tej bandzie hipokrytów. Powinieneś być szczęśliwy, że nie ingerują w nasze metody nauczania. — Zamknął szafkę i oparł się o nią plecami. — Od przyszłego tygodnia zaczniemy używać sztyletów.
— Sztyletów?
— Tak, do drugiej ręki. — Spojrzał na niego zaczepnie. — Boisz się Gryfonku?
— Zapomnij, jeżeli chodzi o sztylety, czuję się o wiele pewniej. Przeszedłem gruntowne przeszkolenie w tym kierunku. — Harry potrząsnął głową.
— Pożyjemy, zobaczymy. — Malfoy skrzywił się lekko, rozcierając nadwyrężone mięśnie ramienia. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale z każdą kolejną walką coraz trudniej było mu utrzymać niewzruszony wyraz twarzy i pokonać Harry'ego. Mężczyzna miał naturalny talent do walki białą bronią i aurorzy musieli być durniami, że tego nie zauważyli i nie położyli nacisku na jego trening w tym kierunku. Czarodzieje czasami za bardzo polegali na różdżkach. Draco w swoim młodym życiu zdążył się już nauczyć, że czasami trzeba polegać na innych umiejętnościach, zwłaszcza wtedy, gdy człowiek zostaje rozbrojony.
— Co masz zamiar zrobić z Joe? — Głos męża przywrócił go do rzeczywistości.
— Nic. — Podszedł do krzesła i chwycił leżącą tam togę. — Postraszyłem go wyrzuceniem.
— Chyba tego nie zrobisz?! — Harry spojrzał na niego zaskoczony. — To naprawdę dobry uczeń.
— Oczywiście, że nie. — Malfoy pchnął drzwi i zamiast aportować się do ich komnat, powoli ruszył korytarzem. — Wallner to inteligentny chłopak, ma bardzo dobre stopnie, a w swojej grupie traktowany jest jak przywódca. Śmiem przypuszczać, że w przyszłym roku zostanie prefektem.
— Do tej pory nie było z nim kłopotów. — Potter zrównał z nim krok. Obydwaj nieśli nauczycielskie odzienia w dłoniach, nie kłopocząc się ich ubieraniem. Dochodziła osiemnasta i korytarze powoli pustoszały, gdyż zbliżała się pora kolacji.
— Mam wrażenie, że nie lubi Samuela. — Draco westchnął i odgarnął włosy do tyłu. — Merlinie, chłopak niedługo kończy czternaście lat, a patrzy na niego, jakby Sam zrobił mu jakąś krzywdę. Odkąd ujawniliśmy jego istnienie, Joe zaczął okazywać otwartą wrogość. Zupełnie nie wiem o co chodzi, ale nie zamierzam tolerować jego buntu.
— Myślę, że mu zazdrości. — Harry zatrzymał się pod ich komnatami, czekając aż obraz przesunie się i wpuści ich do środka. — Jego rodzice i brat zostali zabici przez śmierciożerców. On sam wychował się u babki, która cały czas wypominała mu, że to przez niego. Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale... być może w tym ukryty jest jego problem.
— To powinien się z nim uporać, a nie przerzucać swoje frustracje na innych. — Draco opadł na fotel i przymknął powieki. — Samuel nie jest temu winien.
— Od początku obawialiśmy się różnych reakcji na pojawienie się Sama. — Potter usiadł naprzeciwko i przyjrzał się zmęczonej twarzy Malfoya. — Przypomnij sobie ten szum sprzed miesiąca. Chłopak nie mógł się nigdzie ruszyć, żeby nie towarzyszyły mu podejrzliwe spojrzenia i szepty. Teraz i tak jest lepiej, w końcu je posiłki wraz z wszystkimi i zarówno uczniowie, jak i nauczyciele przyzwyczaili się już do jego obecności.
— Media nadal na nim żerują. — Draco poruszył się niespokojnie. — Miałem ochotę pozwać Proroka za ich niewiarygodne spekulacje na jego temat.
— Witaj w moim świecie. — Gryfon prychnął cicho. — Pociesz się tym, że powoli sensacja, jaką był kilka tygodni temu, mija, a twoja matka wreszcie przestała przysyłać ci wyjce.
— Nawet mi o tym nie przypominaj. — Malfoy wzdrygnął się, wspominając wrzaski matki, która w listach zarzuciła mu zdradę, szarganie nazwiska i praktycznie się go wyrzekła, oskarżając o celowe poniżenie jej w oczach czarodziejskiej społeczności. Cóż, był na to przygotowany, ale mimo wszystko nie było to przyjemne. Najgorsze było to, że na jeden taki list trafił Samuel, który był przerażony jadem sączącym się z podniesionego głosu Narcyzy. Draco przeprowadził z nim potem długą rozmowę, zapoznając go z historią ich rodu i próbując wygładzić jej ostre krawędzie na tyle, aby nie pokaleczyć delikatnej psychiki ośmiolatka. Tym sposobem Sam wreszcie zyskał odpowiedzi na kilka swoich pytań, ale uświadomienie nie było przyjemne i Draco widział, że przez jakiś czas chłopiec chodził smutny i zamyślony.
— Ron był dzisiaj w ministerstwie. — Harry pochylił się do przodu, splatając ręce na kolanach.
— Dowiedzieli się czegoś? — Malfoy momentalnie powrócił do rzeczywistości i skupił swoją uwagę na Gryfonie.
— Ani śladu Lucjusza. Nie namierzono też żadnej innej aktywności jego magii. Jakby zupełnie zapadł się pod ziemię.
— Mogłem się domyślić. Kiedy zechce, chowa się tak, że nikt nie może go znaleźć. — Draco rozpiął guzik przy kołnierzyku koszuli i oparł głowę o zagłówek fotela. — To śmieszne, że chcą go zlokalizować za pomocą aktywności jego sygnatury. Niczego się nie nauczyli przez te lata. Gdyby to było takie proste, Voldemort nigdzie nie mógłby się ukryć, zwłaszcza z poziomem magii, jaki posiadał.
— Sam też niczego nie odkryłeś — przypomniał mu spokojnie Harry.
— To nie ja pozwoliłem mu uciec. — Draco spojrzał na niego ostro. — Ale niestety masz rację. Jak do tej pory nie wykryto żadnych podejrzanych ruchów. Dłużnicy Lucjusza nie wykazują oznak zdenerwowania, konta bankowe pozostały nienaruszone. Fundusze mojej matki również nie uległy zmianie. Oczekiwałem jakichś większych poruszeń w sprawach finansowych. Wybadałem też delikatnie znajomych ojca, żaden z nich nie wyglądał na zaznajomionego z obecną sytuacją. Wszyscy są przekonani, że ojciec nadal przebywa w szpitalu, w śpiączce. Niepokoi mnie ten spokój. Severus twierdzi, że gdyby był mądry, Lucjusz nigdy nie wychyliłby głowy z miejsca swego ukrycia. Jednak on nie jest stworzony do życia jako wygnaniec. Prędzej czy później wykona ruch.
— A jeżeli się mylisz? Nikt z nas nie wie, kim jest teraz, po pięciu latach wegetacji. Sam mówiłeś, że chociaż jego ciało zachowywało się, jakby był pod działaniem eliksiru żywej śmierci, to jego umysł cały czas był aktywny. Normalny człowiek oszalałby po pierwszym roku. — Harry miał wątpliwości co do poczytalności Malfoya. Nie sądził, aby można było pozostać niezmienionym po takich przejściach.
— To Malfoy. — Draco prychnął, machając przy tym dłonią. — Poza tym, gdyby był niepoczytalny, nie zdołałby uciec. Pomimo tego, co się stało, Cienie nie są aż takimi idiotami.
— Fakt. — Harry westchnął i podniósł się z kanapy. — To cholernie wkurzające, że nic nie możemy zrobić. On gdzieś tam jest, a my siedzimy tutaj i zastanawiamy się, czy zaatakuje. Chyba wolałbym już, żeby gnił gdzieś jako szaleniec, nie kontaktując się ze światem zewnętrznym.
— Twoje życzenia nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Możesz jednak się łudzić, chociaż naiwność też powinna mieć swoje granice. — Draco spojrzał na niego dziwnie i wstał z fotela. — Zejdźmy na kolację. Walka zawsze wzmaga mój apetyt.
CZYTASZ
Red Hills
FanfictionAutor: Akame Tytuł: Red Hills Bety : Aubrey, Liberi Parring: HP/DM Książka NIE jest moja. Ja ja tu tylko udostępniam. Opis: Harry w spadku dostaje zamek i postanawia otworzyć szkołę, niestety brak mu wystarczających funduszy. Draco widzi w pomyśle P...