XXXII

3.2K 150 10
                                    


— Zatem Michael był twoim chłopakiem. — Ron stał w kącie sali tuż obok Harry'ego, trzymając w dłoni szklaneczkę ponczu.

— Tak. — Brunet niechętnie skinął głową, przyglądając się roześmianemu blondynowi, który najwyraźniej dobrze się bawił w towarzystwie Fabiena.

— I pomyśleć, że byłem o niego zazdrosny. — Weasley skrzywił się lekko, unosząc napój do ust. — Nie wiem, czy dobrze się z tym teraz czuję.

— Jak to zazdrosny? — Gryfon spojrzał na niego ze zdziwieniem. — Nie mów, że...

— Przestań, nawet tak nie myśl. — Ron zamachał rękami, prawie wylewając przy tym poncz. — Po prostu przez długi czas często spotykaliście się sami i chyba czułem się wtedy odstawiony na boczny tor. Sądziłem, że zajął moje miejsce.

— Och... — Harry zakłopotał się lekko. — Przepraszam, nie sądziłem, że tak to wyglądało.

— Właściwie dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś o swojej orientacji? Sądziłeś, że cię porzucę, czy coś? — W oczach rudzielca widać było zaciekawienie.

— Sam nie wiem. — Potter wzruszył ramionami. — Mieszkaliśmy razem. Obawiałem się chyba, że poczułbyś się zakłopotany lub wpadł na pomysł wyprowadzenia się. Nie chciałem być sam.

— Rozumiem. — Ron skinął głową. — Niewykluczone, że miałeś rację. Pewnie na początku patrzyłbym na ciebie podejrzliwie i chodził po domu ubrany w pięć warstw ubrań.

— Nie jestem zboczeńcem! — Harry był wyraźnie wstrząśnięty wizją, którą odmalowała jego wyobraźnia. — Poza tym nie jesteś w moim typie, traktuję cię jak brata.

— Brata... To mnie satysfakcjonuje, inaczej mógłbym się poczuć urażony. — Weasley uśmiechnął się wesoło. — Wiesz, te moje oczy, rude włosy i urok... Trudno mi się oprzeć, a przynajmniej lubię to sobie wmawiać, stojąc przed lustrem.

— Przytakuje? — Brunet spojrzał na niego rozbawiony.

— Nie, jedno zboczone lustro wystarczy, moje jest najzupełniej normalne. — Przez chwilę milczał, rozglądając się po sali i obserwując bawiące się towarzystwo. — Powiedz mi... — Ron w końcu wbił wzrok w sufit i zaczął przyglądać mu się z uwagą. — Przed Michaelem... Kevin?

— Tak. — Harry niechętnie skinął głową.

— Raul?

— Też...

— Och... — Weasley w końcu oderwał wzrok od sklepienia. — Widzisz tu pewną prawidłowość?

— Niekoniecznie? — Potter spojrzał na niego zaskoczony.

— Był ktoś jeszcze? — Ron zagryzł dolną wargę, jakby się nad czymś zastanawiał.

— David, ale nigdy między nami do niczego nie doszło. Kręciliśmy ze sobą przez dwa tygodnie, ale... Był chyba zbyt spokojny jak dla mnie. W ogóle poza Michaelem...

— Ten z departamentu tajemnic? — Przerwał mu zaciekawiony.

— Ten sam. — Potter zdjął z tacy niesionej przez skrzata dwa kieliszki z szampanem i podał jeden przyjacielowi. — Nie rozumiem do czego zmierzasz.

— David to Krukon.

— Co to ma do rzeczy? — Harry skinął głową przechodzącemu Albertowi Murray, który był jednym z inwestorów. Mężczyzna sztywno odwzajemnił gest i mocnej objął towarzyszącą mu kobietę.

— Nic, poza tym, że Krukoni zazwyczaj są spokojni. Mniejsza z tym, podsumujmy. Michael, jasnowłosy Ślizgon. Raul... Hermiona mówiła na niego „słodki urwis", do tego wyglądał, jakby się tlenił.

— Wiedziałbym o tym. Miał naturalne włosy — Potter zaśmiał się cicho.

— No dobra, Kevin, długie kudły w... no nie! Blondyn jak malowanie! — Ron spojrzał na niego ironicznie. — Harry, cóż za brak urozmaicenia — prychnął głośno. — I ostatecznie Malfoy...

— Ej, wiesz dobrze, że nie wybrałem go sam! — Gryfon zaczerwienił się lekko. — To był pech, przypadek, cholerna wpadka!

— No, bez przesady. — Ron oparł się o ścianę, uśmiechając się szeroko. — Nie żebym zaglądał Draco w spodnie, ale o wpadce to chyba raczej nie może być mowy w waszym przypadku. Po prostu chodzi mi o to, że wybierasz samych blondasów.

— Lubię blondynów. — Potter przełknął ostatni łyk szampana. — Tak dla kontrastu.

— Lubisz też Draco.

— To aż tak widać? — Spojrzał na niego czujnie.

— Harry, jestem twoim najlepszym przyjacielem i przyznaję, na początku miałem mieszane uczucia. — Ron spoważniał i skierował wzrok na Malfoya, który właśnie rozmawiał z jakimś dzieckiem, najwyraźniej je strofując. — W dzień ślubu byłem przerażony, ale uznałem to za przeznaczenie. Więź i w ogóle... Potem miałem czas na myślenie i przerażenie zamieniło się w złość, że wylądowałeś właśnie z Fretką. Teraz... cóż, teraz wydaje mi się, że pasujecie do siebie.

— Ron, jesteś pewien, że ten poncz nie był czymś doprawiony? — Potter podniósł pustą szklankę i powąchał ją ostrożnie. — Bo chyba nie zaczynasz bredzić po jednym kieliszku szampana?

— Mówię poważnie. Zastanów się. Czy odkąd jesteście razem, kłóciliście się tak naprawdę? Byłeś na niego wściekły? Zawiódł cię? A może przeciwnie? Bo ja mam wrażenie, że cholernie ci na nim zależy i nie, nie mów, że nie mam racji. Gotów byłeś ryzykować własnym życiem dla niego, chociaż gdyby zginął, byłbyś wolny.

— Nie myślałem wtedy w ten sposób.

— No właśnie. O czym wtedy myślałeś, Harry? — Ron spojrzał na niego spokojnie.

— Żeby go chronić...

— Dokładnie! Właśnie wygrałeś paczkę czekoladowych żab z unikatową kartą Wybrańca w środku! — Weasley wyszczerzył się radośnie.

— I z czego tak się cieszysz? Nawet go nie lubisz. — Harry uważnie studiował czubki swoich butów.

— Nie wiem, stary. — Ron zawahał się chwilę. — Hermiona miała rację, on się zmienił, my się zmieniliśmy.

— Czyli co? Nagle zapałałeś do niego sympatią? Halo, to Malfoy, Fretka, obok której pewien rudy nauczyciel nie może przejść, nie rzucając jakiejś zgryźliwości!

— Malfoy-Potter, tak dla ścisłości. — Ron uśmiechnął się z satysfakcją na widok wyrazu twarzy Harry'ego. — Nie mogę wiecznie prowadzić wojny z własnym szwagrem.

— Że co?! — Harry niemal upuścił trzymany w ręku kieliszek.

— Sam powiedziałeś, że jestem prawie twoim bratem.

— Jesteś nienormalny... — Potter wywrócił oczami.

— Kto z kim przestaje... i tak dalej. — Weasley klepnął go w ramię. — Skoro ci na nim zależy... Poza tym zajął się Samuelem, nie może być taki zły. Swoją drogą, kim jest ten elegancik, którego Draco przedstawił przedtem Hermionie? Kręci się cały wieczór wokół niej i Michaela.

— Fabien, jego francuski przyjaciel. — Harry podążył wzrokiem za spojrzeniem Rona.

— Przyjaciel, nie przyjaciel, dziwny jakiś. — Ron przyglądał się mężczyźnie z nieufnym wyrazem twarzy. — Popatrz, ciągnie ją do tańca.

— Nie ciągnie, sama z nim idzie.

— Och, wiesz o co mi chodzi, ledwo się poznali, to już któryś raz z rzędu. I w ogóle spójrz na nią, szczerzy się do niego, jakby był lukrowanym pączkiem na jej talerzu.

— Ron, Fabien chce być jednym z inwestorów, poza tym Hermiona jest miła dla każdego. — Harry wzruszył ramionami.

— No nie wiem, stary, dla nas dzisiaj nie była miła. Prawie mi głowę odgryzła, musiałem ją przeprosić za tę gadkę w korytarzu. Jak myślisz, o czym rozmawiają? — Zrobił krok do przodu, jakby chciał pomimo odległości podsłuchiwać.

— Kurde, no... skąd mam wiedzieć? Draco mówił, że Fabien był najlepszym uczniem ze swojego rocznika.

— Najlepszym... — Weasley skubnął nerwowo paznokieć kciuka. — Czyli nie będzie raczej nieodpowiedni... I gdzie cholera są jego ręce?

— Nieodpowiedni? — Harry spojrzał na niego zaskoczony. — Niby w czym? Co nie tak z jego rękami?

— Ona sądzi, że jest zbyt inteligentna dla facetów i dlatego nikogo nie może sobie znaleźć. Skoro jest taki mądry... — Nagle wyprostował się i obciągnął szatę, ruszając niespodziewanie do przodu. — Idę! Może być sobie super inteligencikiem, ale nie będzie jej obmacywał!

— Ale, Ron, on jej nie obmacuje! On... — Harry wyciągnął rękę, chcąc złapać przyjaciela za rękaw, jednak ten zniknął już w tłumie tańczących. — ... jest gejem — mruknął już do siebie, ze zgrozą obserwując jak rudzielec podchodzi do tańczących. Odetchnął z ulgą, gdy chłopak jedynie odbił partnerkę Fabiena.

Po raz pierwszy tego wieczoru był sam. Od kiedy bal się zaczął, co chwilę musiał z kimś rozmawiać. Każdy miał mnóstwo pytań dotyczących szkoły, finansów, uczniów i ich postępów w nauce, podziałów społecznych, różnic klasowych... W pewniej chwili Harry zaczął się poważnie zastanawiać, czy aby przyjęcie nie jest po prostu kolejnym z zebrań, tylko w większym gronie.
Z ulgą opadł na krzesło i wreszcie rozejrzał się po sali. Dziewczyny jak zwykle stanęły na wysokości zadania i pomieszczenie wyglądało prawdziwie bajkowo. Kolumny przypominały teraz lodowe filary, a z sufitu padał magiczny śnieg, który znikał tuż nad głowami biesiadników. Przy choinkach stały naturalnej wielkości kryształowe elfy, ich przejrzyste skrzydełka przypominały tęczową mgiełkę i trzepotały gdy ktoś obok nich przechodził. Rozstawione pod ścianami stoliki nakryte były śnieżnobiałymi obrusami. Oświetlenie stanowiły czarne, stylizowane, wysokie latarnie. Widział kiedyś takie na rysunkach, pięknie zdobione, z lekko postarzonym szkłem, za którym płonęła mała oliwna lampka. Okna pozbawione firan zdobiło zaklęcie przypominające rzeczywiste kwiaty malowane mroźnym tchnieniem.
Harry spojrzał na podłogę i uśmiechnął się delikatnie. Wyglądała jak zamarznięte jezioro, przezroczysta tafla skuta lodem. Kiedy wszedł tutaj w towarzystwie Fabiena i Draco, był pewien, że zaraz się pośliźnie i wygłupi na oczach wszystkich, jednak pod butami wyczuł zwykłe kamienne płyty, którymi na co dzień wyłożona była wielka sala. Iluzja. Bardzo drobiazgowa i nadzwyczaj realistyczna. Czuł w tym rękę Hermiony.
Wbrew temu co mówił Ron, nie było tutaj miejsca na wstążeczki, girlandy czy konfetti. Pomieszczenie przypominało ogromny lodowy plac, a tańczące na środku pary równie dobrze mogłyby mieć na nogach łyżwy. Harry'emu znowu przyszedł na myśl obrazek — kobiety odziane w długie, szerokie spódnice, otulone ciepłymi, mocno wciętymi w talii płaszczami, z dłońmi ukrytymi w futrzanych mufkach. Przy nich dżentelmeni w czarnych frakach i pelerynach podbitych ciężkim aksamitem, z wysokimi cylindrami na głowach i laskami w dłoniach. Wokół padał śnieg, choinki płonęły w oknach, a ulicę oświetlały latarnie.

Odetchnął głęboko, wpatrując się migoczącą taflę podłogi. Bajkowo, fantastycznie i ani odrobinę słodko czy tandetnie. Według Harry'ego jadalnia zawsze mogła już tak wyglądać. Orkiestra ukryta na specjalnej platformie zamilkła na moment, a potem salę wypełniły dźwięki walca. Zasłuchany w pierwsze takty podniósł się i rozejrzał po sali.

— Szukasz mnie? — Cichy głos za plecami sprawił, że włoski na jego karku uniosły się lekko. Przymknął oczy z przyjemności, która rozpłynęła się ciepłą falą po jego skórze. — Pamiętasz?

Skinął głową, przełykając z trudem. Muzyka, wirujące pary, padający śnieg... to była scena z jego obrazka. Czuł magię, która go otaczała. Dotykała go delikatnie, gładząc opuszkami elfich palców po twarzy, szyi, ramionach. Spływała szemrzącą kaskadą wzdłuż jego pleców. Rozlewała się pod skórą niczym gorąca lawa, przenikając do żył i niesiona nieprzerwanym strumieniem, zmierzała wprost do jego serca. Była srebrna, świetlista, skrząca się niczym śnieg. Była szmaragdowa, intensywna i migotała jak tafla zamarzniętego jeziora. Była płomienna, żarliwa, otulała go niczym muzyka, przenikała do uszu, rozbłyskiwała błękitem oczu... Ten sam walc, ta sama melodia... inna rzeczywistość.

Płynął.

— Jest wspaniały, prawda?

— Cudowny — zamruczał, dając się prowadzić. Jeszcze nigdy taniec nie był tak płynny, tak odurzający.

— Dimitri był wybitnym czarodziejem. Niestety urodził się w złym miejscu i w niewłaściwym czasie.

— Kto? — Zamrugał, powoli dochodząc do siebie.

— Mówię o Szostakowiczu*. Harry, wyglądasz jakbyś lekko odpłynął. — Draco przyglądał mu się spod lekko opuszczonych powiek. — Kompozytor — uściślił. — To ten sam walc, który...

— Pamiętam. — Skinął głową, po czym spojrzał na Ślizgona uważnie. — Jest inaczej.

— Inaczej? W jakim sensie? — Malfoy uniósł lekko brew. — Oczywiście pomijając fakt, że na naszym ślubie byłeś sztywny jak spetryfikowany, a teraz...

— Jest inaczej. — Gryfon przesunął palcami po jego ramieniu. — Wtedy tego nie chcieliśmy.

— Ach... — Draco przygryzł lekko wargę, jakby się nad czymś zastanawiał. Harry miał ochotę wsunąć język pomiędzy nią a jego zęby i sprawdzić, czy nadal jest tak samo miękka i delikatna jak zawsze. — A teraz chcemy? — zapytał niepewnie.

— A czułeś się zmuszony? — Potter zmrużył oczy podejrzliwie.

— Nie sądzę, Harry. Nie sądzę...


Red HillsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz