Harry uwielbiał ogrody otaczające zamek. Wiele razy wędrował ścieżkami wijącymi się pomiędzy krzakami dzikich róż, paprociami lub malowniczo zarośniętymi powojem resztkami kolumn, które kiedyś musiały być altankami imitującymi rzymski styl. Często w nocy, gdy sen nie chciał nadejść, wychodził, aby odetchnąć świeżym powietrzem i pozwalał myślom płynąć nieprzerwanym strumieniem, lawirując pomiędzy przeszłością i teraźniejszością a marzeniami, w których wszystkie plany i zamierzenia się spełniały, szkoła była stawiana za wzór, uczniowie byli szczęśliwi, a przyjaciele zawsze trwali u jego boku. Czasami w takich nocnych wędrówkach towarzyszył mu Draco. Malfoy lubił zagłębiać się pomiędzy wysokie ściany labiryntu i z idealną wręcz precyzją zawsze trafiał do jego serca. Potrafił godzinami siedzieć w znajdującej się tam, zarośniętej bluszczem altanie i niewidzącym spojrzeniem wpatrywać się w niebo, którego skrawek widać było w niewielkim świetliku umieszczonym nad ich głowami. Harry w takich chwilach przymykał oczy i pozwalał sobie na całkowity relaks, wdychając zapach późnej wiosny, dopóki dotyk na ramieniu nie wyrywał go ze sfery fantazji i nie przywracał do rzeczywistości, w której była tylko noc, on i Draco, wracający razem do zamku.
Tak, Harry naprawdę kochał ogrody.
— Cholera, nienawidzę tych pnączy — zawarczał Potter, potykając się kolejny raz o jakiś wystający korzeń. — Przysiągłbym, że tego wcześniej tutaj nie było. Powinienem kazać wykarczować cały ten teren i zasiać niegroźną trawę, która nie będzie stwarzała niebezpieczeństwa w postaci połamanych kończyn.
— Oczywiście. — Draco wzruszył ramionami, mocniej przyświecając sobie różdżką i ze zdumiewającą wręcz intuicją omijając wszelkie nierówności terenu. Kierował się w stronę fontanny, pod którą po raz ostatni widziano Samuela.
— Krzaki też każę wyciąć, zasłaniają widok, zupełnie nie rozumiem, dlaczego wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. Przecież to stwarza idealne warunki do ukrycia się i...
— Harry. — Malfoy przystanął i spojrzał z irytacją na towarzyszącego mu mężczyznę. — Zamknij się. Naprawdę, zaczynam się zastanawiać, jakim cudem przetrwałeś jako auror.
— Co ma piernik do wiatraka? — Gryfon spojrzał na niego z oburzeniem.
— Jeżeli za każdym razem, gdy szedłeś na misję, marudziłeś z takim zapamiętaniem, twoi towarzysze już dawno powinni cię byli zamordować. Zaczynam podziwiać ich cierpliwość. — Podszedł do fontanny i rozejrzał się wokół. — Może powiesz mi wreszcie, czego szukamy? O ile pamiętam, przeczesaliśmy to miejsce dokładnie, sprawdzając każdą potencjalną kryjówkę i niczego do tej pory nie znaleźliśmy.
— Szukamy piłki. — Harry skierował różdżkę na trawę, wypatrując zaginionej zabawki.
— Piłki... — Draco spojrzał na niego z niedowierzaniem. — Po jaką cholerę nam piłka?!
— Bo jest na nią nałożone zaklęcie lokalizujące. — Potter potarł pięścią oko, do którego dostała się drobinka kurzu. — Jeżeli Samuel miał ją w rękach...
— Harry... po co ktokolwiek miałby zabierać go razem z zabawką?
— Do aportacji wystarczy dotknięcie. Załóżmy, że Sam trzymał piłkę, a ktoś podszedł do niego od tyłu... — Mężczyzna zamrugał, sprawdzając czy irytujące pieczenie minęło i z zadowoleniem stwierdził, że wzrok odzyskał swoją ostrość.
— Nie wierzę... po prostu nie wierzę, że nie pomyślałeś o tym wcześniej. — Draco obrzucił go wściekłym spojrzeniem. — Wiedziałeś coś tak istotnego i pozwoliłeś, abyśmy zmarnowali tyle czasu?
— Zapomniałem! — Harry potrząsnął głową. — Wiem, że to moja wina, po prostu... cholera...
— Zaklęcie. — Malfoy niecierpliwie zastukał palcami o brzeg fontanny, tłumiąc złość.
— Co?
— Jak brzmi zaklęcie lokalizujące nałożone na piłkę? A myślisz, że o co pytam?! — Pomimo tego, że usiłował być spokojny, nerwy powoli zaczynały odmawiać mu posłuszeństwa. Nawet nie chodziło o to, że był zły na Pottera, chociaż był, po prostu strach coraz bardziej przejmował nad nim kontrolę, a na takie rozkojarzenie nie mógł sobie pozwolić.
— Recupero.
— Recupero! — Draco mocniej chwycił różdżkę, gdy poczuł, że zadrżała w jego dłoni, jakby usiłowała się wyrwać. — Tamtędy. — Jego krzyk bardziej przypominał skrzek, gdy uczucie na nowo odzyskanej nadziei ścisnęło go za gardło.
Biegiem minęli fontannę i przeskakując przez kilka porozrzucanych kamieni, skierowali się w stronę, którą wskazywała różdżka. Oddech Pottera łaskotał Draco w szyję, gdy ten prawie następował mu na pięty, tak samo jak on przejęty i pełen wiary.
— Dlaczego się zatrzymałeś? — Harry spojrzał na Malfoya pytająco.
— Bo stoimy przed wyjściem! — Draco rzucił mu wściekłe spojrzenie. — Gdziekolwiek jest Samuel, teraz już wiemy, że nie ma go na terenie szkoły.
— Wiedzieliśmy o tym już wcześniej. Mapa Huncwotów...
— Powiedzmy, że nie do końca ufałem kawałkowi pergaminu. — Malfoy westchnął i przekroczył bramę. Potter postąpił za nim, czując jak magia ochronna delikatnie muska jego skórę w momencie, gdy opuszczali bezpieczny teren szkoły.
— Draco... wiesz, że nikt nie mógł wejść na teren zamku... — Harry ostrożnie dotknął ramienia Malfoya. — Samuel musiał samodzielnie opuścić ogród.
— To raczej oczywiste i kiedy dorwę go w swoje ręce...
— Sprawdzisz czy jest cały i zdrowy i podziękujesz wszelkim bogom i bóstwom, że ci się udało go odzyskać. — Potter za bramą wyciągnął różdżkę i ponownie rzucił Recupero. Tym razem poczuł ciepło, a przed jego oczami na moment ukazał się obraz zarośniętego i zaniedbanego dworu. Wizja tak szybko jak się pojawiła, zniknęła. — Skądś... — Harry zmarszczył czoło usiłując sobie przypomnieć, skąd zna posiadłość, którą właśnie ukazało mu zaklęcie.
— Rowle Manor. — Draco zrobił ruch, jakby chciał aportować się natychmiast, ale Harry chwycił rękę, w której Malfoy trzymał różdżkę.
— Uspokój się, nie możesz ot tak zjawić się tam samotnie. Oni tylko na to czekają. — Potter pociągnął szarpiącego się mężczyznę z powrotem za bramę do ogrodu.
— Cholera, Harry, możemy go... — Draco zmiął w ustach kolejne przekleństwo. — Puść mnie idioto!
— Nie! — Potter mocniej chwycił jego rękę i zanim Malfoy zdążył zaprotestować, aportował ich prosto do komnat Mistrza Eliksirów.
— Co ty wyprawiasz! — Draco był autentycznie wściekły. — Liczy się każda minuta! Zmarnowaliśmy już tyle czasu! Powinniśmy natychmiast wyruszyć!
— Uspokój się. — Harry popchnął go stanowczo na fotel i odwrócił się w kierunku Snape'a, który z uniesioną brwią obserwował zamieszanie. — Samuel najprawdopodobniej znajduje się w Rowle Manor.
— Skąd pewność? — Snape ostrożnie włożył do torby dwie ciemnoczerwone buteleczki, w których Harry rozpoznał eliksiry przeciwkrwotoczne.
— W momencie porwania trzymał w ręku piłkę. Zabawka ma na sobie zaklęcie lokalizujące.
— A wie pan o tym ponieważ? — Severus zacisnął usta, wpatrując się w Pottera intensywnie.
— Ponieważ to ja ją kupowałem.
— I dopiero teraz nas pan o tym informuje? — Snape wyszarpnął z rąk wchodzącego Rona kolejne eliksiry i pomimo wściekłości, ostrożnie włożył je do torby. — Jest pan chodzącym...
— Severusie, przestań. — Głos Draco był cichy, lecz skutecznie uciszył Mistrza Eliksirów. — Dzięki tej zabawce znamy miejsce pobytu Samuela.
— To nie tłumaczy...
— To nie czas na kłótnie. Będziecie mogli powyzywać się, kiedy już wrócimy. — Podniósł się z fotela i ruszył w kierunku wyjścia.
— Czekaj! — Harry ponownie chwycił go za rękaw szaty. — Nie możesz aportować się tam ot tak. Nie wiesz, ilu ich tam jest, nie wiesz czy to nie pułapka. Nie uratujesz Samuela, jeżeli cię złapią.
— To co? Mam tutaj siedzieć i czekać, kiedy on tam jest i nie wiadomo, co przeżywa? Merlinie, musi być przerażony, zagubiony i... kiedy pomyślę, że jest sam pośród tej zgrai... — Zacisnął pięści, ale przestał próbować opuścić pomieszczenie. — Jaki jest twój plan?
— Po pierwsze: musimy zawiadomić aurorów. — Uniósł rękę, widząc, że Draco chce mu przerwać. — Sam z nimi porozmawiam, ujawnią się dopiero, kiedy my wejdziemy do środka. Cicho i bez zamieszania. Draco, wiem że nie ufasz ministerstwu, ale ja z nimi pracowałem. To wyszkoleni ludzie, nie spieprzą tego.
— Zagwarantujesz mi to?
— Poproszę o wybrane przeze mnie osoby. Zgadzasz się?
— Niech będzie, ale pozostają na zewnątrz. — Malfoy w zdenerwowaniu okrążył komnatę, zatrzymując się obok Severusa. — Dom jest na pewno obłożony zaklęciem antyaportacyjnym, jak sobie z tym poradzimy?
— To chyba moja działka. — Ron po raz pierwszy odkąd się pojawili, odważył się odezwać.
— Łamacz zaklęć? — Draco spojrzał na niego zaskoczony.
— Bill wiele mnie nauczył, kiedy wstąpiłem w szeregi aurorów. Potem było już łatwo wybrać kierunek, w którym chciałem się szkolić. — Weasley wzruszył ramionami.
— Rozumiem. — Malfoy spojrzał na niego z uznaniem i Ron zaczerwienił się, jednocześnie prostując swoje i tak imponująco wysokie ciało. — Jakieś propozycje?
— Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności, Fred i George powinni go mieć. Draco, czy posiadasz jeszcze ten artefakt...
— Rękę Glorii? Tak, mam ją. — Draco skrzywił się lekko. Zarówno proszek, jak i Ręka, zostały już kiedyś przez niego użyte i nie było to przyjemne wspomnienie.
— Dobrze, to da nam element zaskoczenia. — Harry skinął głową. — Wezmę ze sobą pelerynę-niewidkę, a Severus będzie odpowiedzialny za eliksiry.
Snape wzdrygnął się, słysząc swoje imię w ustach Gryfona. O ile mógł znieść, kiedy mężczyzna zwracał się do niego po nazwisku, o tyle imię uważał za zbytnie spoufalanie się.
— Nie jestem pańskim podwładnym, panie Potter, i nie sądzę, aby był pan odpowiednią osobą, do wydawania rozkazów.
— Proszę bardzo. — Harry spojrzał na niego z nieskrywaną złością. — Masz lepsze pomysły? Jestem otwarty na propozycje.
— Oczywiście. — Snape jednym ruchem ręki uzbrojonej w różdżkę zmniejszył torbę i wsunął ją do kieszeni swej szaty. — Zawiadomi pan aurorów. Kiedy pan Weasley złamie bariery, będziemy mogli wkroczyć do środka. Oczywiście opadnięcie osłon zawiadomi o tym mieszkańców. To nieuniknione, niestety. W środku nie będzie czasu na dyskusje. Zakładam, że jako były auror był pan już w Rowle Manor?
— Byłem tam raz, po aresztowaniu Thorfinna Rowle. Przeszukiwaliśmy dwór, aby zarekwirować czarnomagiczne artefakty.
— Bardzo dobrze. — Snape poprawił swą szatę i schował różdżkę do szerokiego rękawa. — Po wejściu do środka korytarz rozdziela się na trzy części. Pan i pan Weasley w pelerynie ruszycie w lewo. Ja wezmę środek, a Draco z proszkiem i Ręką Glorii zajmie się prawą stroną. Aurorzy wkroczą dziesięć minut po nas, nakładając zaklęcie antydeportacyjne. To uniemożliwi ucieczkę osobom przebywającym wewnątrz.
— To nielogiczne. Dlaczego ja i Ron, wyszkoleni aurorzy, mamy iść razem, podczas gdy Draco ma być sam? — zaoponował Harry.
— Poradzę sobie. — Draco najwyraźniej zgadzał się ze swoim ojcem chrzestnym.
— Nie wiemy, ilu ich tam jest, to zbyteczne ryzyko!
— Panie Potter, proszę zauważyć, że Draco jest naprawdę bardzo zdenerwowany. Żeby nie rzec, wkurzony. — Snape wydawał się być pewny swych racji.
— O tak, Draco jest wkurzony. To zapewne wyrównuje szanse — prychnął Harry.
— Walczyłem już z wieloma przeciwnikami. Poza tym z proszkiem i Ręką Glorii, mam zapewnioną przewagę. — Malfoy spojrzał na niego spokojnie.
— Skąd będziemy wiedzieli, że któreś z nas znalazło Samuela?
— Wyślemy imiennego patronusa. Pojawi się przed osobą, do której został skierowany. — Snape i na to miał odpowiedź.
— Wszystko to piękne, ja i Ron będziemy mieć pelerynę, Draco proszek, a ty? — Harry wbił wzrok w Snape'a.
— Czy pan się o mnie martwi, panie Potter? — Mistrz Eliksirów uniósł brew w ironicznym grymasie.
— Po prostu możemy nie mieć czasu, aby wrócić po ciebie. Będziesz zdany tylko na siebie. — Gryfon chłodnym spojrzeniem omiótł jego sylwetkę. — Wątpię, aby Draco pogodził się z twoją stratą.
— Na szczęście, niektórzy z nas znają Zaklęcie Kameleona. Poza tym, naprawdę sądzi pan, że zapomniałem, jak to jest być szpiegiem? — Snape prychnął zniesmaczony.
— Dobrze. — Harry, nie do końca przekonany, skinął głową. — Draco, pójdziesz po Rękę Glorii. Jak rozumiem znajduje się ona w naszych komnatach? Chociaż jako czarnomagiczny artefakt... — zawiesił znacząco głos i westchnął, gdy Malfoy przytaknął. — Ja porozmawiam z aurorami i przekażę im wytyczne. Ron, twoim zadaniem jest zdobycie proszku ciemności od braci i nie, oni nie pójdą z nami. Kategorycznie nakażesz im pozostać w zamku i czekać na nasz powrót. Niech skontaktują się ze szkolnym lekarzem i pielęgniarką i ściągną ich z powrotem. Spotykamy się za piętnaście minut przy bramie. — Omiótł wszystkich spojrzeniem i zatrzymał wzrok na Mistrzu Eliksirów. — Jako doświadczony legilimenta znasz dokładnie funkcjonowanie umysłu na granicy podświadomości i wspomnień. Obliviate nie powinno być problemem, prawda?
Snape zacisnął usta, po czym z westchnieniem pokręcił głową.
— Absolutnie. Jednak tylko w razie najwyższej konieczności.
— Zgadzam się. — Spojrzał na pobladłą twarz Draco i pełen niepokojących przeczuć aportował się do swoich komnat.
CZYTASZ
Red Hills
FanfictionAutor: Akame Tytuł: Red Hills Bety : Aubrey, Liberi Parring: HP/DM Książka NIE jest moja. Ja ja tu tylko udostępniam. Opis: Harry w spadku dostaje zamek i postanawia otworzyć szkołę, niestety brak mu wystarczających funduszy. Draco widzi w pomyśle P...