XLV

1.8K 129 6
                                    


„Wiem"... To jedno słowo odbijało się echem w głowie Harry'ego, wywołując w niej zupełny chaos. Jak Snape mógł... jak w ogóle śmiał to ukrywać! Co dzień przychodził do ich komnat, podawał Draco eliksiry, obserwował, jak jego ciało stopniowo się poddaje, wyniszcza od środka i... nie reagował. Pozwalał mu powoli umierać, kierowany poczuciem jakiegoś zupełnie porąbanego honoru! Jakim sukinsynem trzeba być, aby stawiać życie swojego własnego chrześniaka na szali? Jakim człowiekiem, by w ogóle kogokolwiek skazywać na los, który przypadł w udziale Malfoyowi?!

— Kim ty jesteś? — wysyczał, patrząc na Snape'a z odrazą. — Kim jesteś, by decydować o czyimś życiu bądź śmierci? Kto cię do tego upoważnił? Kto dał ci takie prawo? Brzydzę się tobą! — Odwrócił głowę, usiłując odpędzić ogarniające go ponownie mdłości. Czuł się pokonany, stając w obliczu tak wielkiego przejawu egoizmu.

— Oskarżenia. — Mistrz eliksirów podniósł się i wolnym krokiem ruszył w stronę oszklonego regału. Na szybie malowała się rysa, powstała na skutek wcześniejszego wyładowania magii Pottera. — Potrafi pan tylko osądzać, prawda? — Wolno przesunął palcem wzdłuż niej, zatrzymując się na samym końcu. Oderwał dłoń od szkła i gwałtownym ruchem otworzył witrynę, sięgając w głąb. Przez chwilę przyglądał się wydobytemu z wnętrza eliksirowi, po czym skierował się w stronę siedzącego w fotelu mężczyzny. — Wy, Gryfoni, jesteście tacy szlachetni; czysty, napuszony altruizm. Ślizgoni to przy was nic niewarci spiskowcy. Niezdolni do niczego poza knuciem kolejnych podstępów. Tak pan sądzi, prawda?

— To nie ma nic do rzeczy. Nie ma usprawiedliwienia dla twojego postępowania! — Harry obrzucił go pogardliwym spojrzeniem.

— Ależ oczywiście, nie ma usprawiedliwienia, nie ma wytłumaczenia — prychnął Snape, siadając na swoim miejscu i obracając w palcach fiolkę z bladoniebieskim wywarem. — Pański problem polega na tym, że nadal żyje pan w przeświadczeniu, iż świat dzieli się według zasad panujących w Hogwarcie. Mądry Krukon, przyjacielski Puchon, odważny Gryfon i na końcu tej wyliczanki zły i podstępny Ślizgon, który jest niezdolny do współczucia i poświęcenia. Tylko że to wierutna bzdura, panie Potter. — Snape uniósł głowę i spojrzał ostro na Harry'ego. — Jeżeli sądzi pan, że bycie szpiegiem wiązało się z podstępem i knuciem za plecami Voldemorta, ma pan absolutną rację. Jednak to wymagało poświęcenia! Tak samo jak akt, na który zdobył się Draco! Absolutnej wiary w sprawę, dla której walczyliśmy! Wiary, że wszystko, co robimy, ma sens! Wiary w to, że świat, za który nadstawiamy karku, jest tego wart, a pan... tak, pan, panie Potter, udźwignie odpowiedzialność i odniesie zwycięstwo! — Z każdym wypowiedzianym słowem głos Snape'a podnosił się, aż w końcu prawie przeszedł w krzyk. — Nie żądam, aby docenił pan to, co zrobiliśmy. Każdy, kto brał udział w tej wojnie zasługuje na szacunek i pochylenie głowy. Szpieg, wojownik, strateg, nawet ten cholerny skrzat, który patrzy na pana z psim uwielbieniem! Tak, nawet on... — Mężczyzna odetchnął głęboko i nagle jakby cała złość uszła z niego, zapadł się głębiej w fotelu, pochylając lekko ramiona.

— Usiłujesz zmienić temat? — Harry spojrzał na Snape'a ponuro.

— Draco chciał cię chronić. To dlatego siedzisz teraz tutaj zamiast niego. Zupełnie niepodobne do obrazu Ślizgona, jaki sobie stworzyłeś, prawda? — Potarł w rozdrażnieniu grzbiet garbatego nosa, niespodziewanie zwracając się do Gryfona bardziej bezpośrednio. — Nie myślał o sobie, zadziałał instynktownie, pragnąc ocalić to, na czym tak bardzo mu zależało. — Spojrzał krzywo na Harry'ego, który poruszył się niespokojnie. — Śmiem twierdzić, że zrobiłbyś dla niego to samo.

— Oczywiście. — Harry przytaknął bez chwili wahania.

— Tak, zrobiłbyś. — Snape znów obrzucił spojrzeniem trzymaną w ręku fiolkę, po czym z ociąganiem postawił ją na stoliku. — Byłbyś szczęśliwy, wiedząc, że żyje, nawet gdybyś sam musiał umrzeć. — Harry niepewnie skinął głową, zastanawiając się, do czego zmierza Snape. — Jak więc widzisz, Gryfon nie różni się tak bardzo od Ślizgona, gdy w grę wchodzą uczucia. Zatem — palcem przesunął w jego kierunku eliksir — czy gdybyś położył na szali swoje życie, aby go ratować, chciałbyś, żeby sprowadził cię z powrotem, poświęcając swoje?

W komnacie zapanowała cisza. Harry w szoku wpatrywał się w siedzącego przed nim mężczyznę. Z ociąganiem sięgnął po fiolkę i zacisnął na niej palce. Nie był pewien, czy do końca zrozumiał, co właściwie chciał mu przekazać Snape, jednak miał nieprzyjemne wrażenie, że tylko wypiera oczywistą prawdę.

— Co to jest? — zapytał w końcu niepewnie.

— To? To jest eliksir przywrócenia. Chociaż ja nazywam go raczej eliksirem śmierci. — Snape głęboko wciągnął powietrze i zaplótł ręce na piersi, nie odrywając wzroku od wpatrzonego w niego z napięciem Pottera. — Mieszanka śmiertelnie trujących ziół plus alrauna.

— Alrauna? Czy nie jest zakazana?

— Pięć punktów dla Gryffindoru. — Mistrz eliksirów spojrzał na niego z zaskoczeniem. — Nie sądziłem, że cokolwiek o niej wiesz.

— Byłem aurorem. — Harry wzruszył ramionami.

— Więc jednak uczą was tam czegoś poza rzucaniem klątw. — Snape skinął głową z uznaniem. — Tak, to jedno z najmroczniejszych ziół. Nie muszę ci tłumaczyć sposobu jego pozyskiwania?

— Bynajmniej. Kwiat wisielców, czyż nie?

— Tak. A zarazem śmiertelne, czarnomagiczne świństwo.

— Co miałeś na myśli, mówiąc o poświęceniu mojego życia? — Potter odstawił fiolkę i rozsiadł się wygodniej w fotelu. Ktoś obserwujący ich z boku, mógłby pomyśleć, że prowadzą zwyczajną, niezobowiązującą rozmowę.

— Horkruks. — Snape wstał i podszedł do szafki, skąd wyciągnął dwie szklanki, do których rozlał solidne porcje Ognistej Whisky. — Jak wiesz, zasada ich działania jest prosta. Czarodziej, który obawia się śmierci, umieszcza część swej duszy w naczyniu. Może nim być wszystko, od zupełnie zwyczajnych rzeczy, jak medalion czy czarka — postawił jedną szklankę przed Potterem i na powrót usiadł w fotelu — po innego człowieka. Nikt, kto jest przy zdrowych zmysłach, dobrowolnie nie zdecyduje się na bycie zbiornikiem. Tak, ty stałeś się nim dwa razy. Oczywiście zupełnie nieświadomie — mruknął, widząc, jak Harry wzdrygnął się na jego słowa. — Chcesz oddać Draco część jego duszy, jednak czy jesteś na to gotowy? Przecież najlepiej wiesz, jakich działań to wymaga.

— Trzeba zniszczyć naczynie... — Harry pobladł lekko, gdy dotarła do niego powaga sytuacji.

— Dokładnie.

— Jednak udało wam się zabić cząstkę Voldemorta, która tkwiła we mnie i nadal żyję.

— Owszem, ale zastąpiliśmy ją inną.

— Jednym słowem, aby ocalić Draco, muszę umrzeć... — Kostki dłoni Harry'ego zbielały, kiedy mocno zacisnął je na podłokietnikach.

— Istnieje takie ryzyko. Gdyby to było takie proste, już dawno podjąłbym odpowiednie działania. Zarzuciłeś mi bezduszność i szafowanie życiem mojego chrześniaka, jednak powiedz mi, Potter... — Snape pochylił się w jego kierunku, splatając palce pod brodą. — Jeżeli uratujemy Draco, jak mam mu później wytłumaczyć, że osobiście podałem truciznę osobie, dla której posunął się do ostateczności? Naprawdę sądzisz, że będzie mi za to wdzięczny?

— A jednak rozważałeś to. — Harry wskazał na stojącą pomiędzy nimi fiolkę. — Gdybyś nie dopuszczał do siebie tej myśli, nie uwarzyłbyś eliksiru.

— Draco jest moją rodziną. Oczywiście, że chcę go uratować. Jednak pomimo naszych wzajemnych animozji, nie marzy mi się zamordowanie przy tym ciebie. Ty czy mój chrześniak? Wbrew temu, co sądzisz, to trudny wybór.

Harry uniósł szklankę i upił duży łyk trunku, zagłębiając się w myślach. Zaczynał rozumieć rozterki Snape'a i jego wahanie. Jeżeli nie uratuje Draco, będzie do końca życia trawiony wyrzutami sumienia, gdyż znał sposób na przywrócenie mu duszy. Jeżeli natomiast zdecyduje się na drugą opcję... wtedy to Harry najprawdopodobniej zginie. Jak Snape wytłumaczyłby to później Malfoyowi? Czy chrześniak nie odwróciłby się od niego? Dwa wyjścia i dwie skrajności. Każde wymagało poświęcenia jednej osoby, a Snape... Snape nie był Bogiem, jak zarzucał mu Harry. Targały nim zupełnie ludzkie emocje, stał pośrodku tego wszystkiego i w którą stronę by się nie odwrócił, jego sumienie i tak zostanie obciążone.

Harry westchnął i zacisnął dłonie na szkle. Od niego samego też wymagało to podjęcia radykalnej decyzji. Czy naprawdę był gotów poświęcić życie, aby ratować Draco? Pomimo uczucia jakim go darzył, im dłużej myślał, tym bardziej odzywał się jego instynkt przetrwania. Nie chciał umierać. Nie teraz, gdy wreszcie jego życie się ustabilizowało. Świat dopiero otwierał przed nim swe podwoje. Miał być szczęśliwy... Czy był w stanie wybrać życie bez Draco? Czy może uratować go kosztem...

— Kurwa! — W geście desperacji przeciągnął ręką po włosach.

— Interesujące podsumowanie. — Snape uniósł brew w ironicznym grymasie.

— Naprawdę istnieją tylko te dwie opcje? Ja albo on? Żadnej alternatywy?

— To skomplikowane. — Snape w zamyśleniu przymknął powieki. — Fragment duszy umieszczony w przedmiocie martwym nie myśli, nie czuje, nie broni się. Niszczysz naczynie, a tym samym unicestwiasz ukrytą w nim duszę.

— Nieprawda, każdy z nich się bronił. — Harry pokręcił głową w geście sprzeciwu.

— Nie. Każdy z nich obłożony był czarnomagicznymi zaklęciami Voldemorta. Dusza w nich umieszczona nawet nie zdawała sobie sprawy, że niedługo przestanie istnieć. Inaczej jest z ludzkim horkruksem. Jako człowiek myślący, czujący, masz na nią wpływ. Egzystuje na poziomie twoich uczuć. Oczywiście nie myśli w ten sam sposób co ty, jednak docierają do niej skrajne emocje. Jeżeli chcielibyśmy wyrwać ją z ciebie siłą, wówczas będzie się bronić, a tym samym zginiesz od razu. Niemniej istnieje inne wyjście. Jeżeli fragment duszy Draco poczuje, że umierasz, wówczas najprawdopodobniej dotrze do niego, że jego egzystencja została zagrożona i będzie próbował opuścić twoje ciało. To nic niezwykłego. Dusza w chwili śmierci ciała opuszcza je, inaczej sama uległaby zagładzie. — Snape sięgnął po whisky i upił mały łyczek alkoholu, po czym odstawił szklankę na stół.

— A Wywar Żywej Śmierci? — Harry spojrzał na niego z nadzieją. — Symuluje śmierć, prawda?

— Niestety, on tylko zatrzymuje wszystkie odruchy, wprowadza w stan czasowej hibernacji. Gdyby po jego wypiciu dusza opuszczała ciało, nikt raczej nie obudziłby się ze śpiączki, czyż nie?

— Prawda... — Harry zwiesił smętnie głowę.

— Posłuchaj Potter. — Snape oparł głowę o zagłówek i spojrzał na niego zmrużonymi oczami. — Nie mam zamiaru cię zabijać i mogę sobie pogratulować tego, że nie miałem też takiego zamiaru w ciągu tych siedmiu lat, gdy profanowałeś swą obecnością moje zajęcia. To twoja decyzja, ja ze swojej strony mogę tylko spróbować uratować was obu.

— A więc istnieje taka możliwość! — Harry poderwał się z fotela. — I dopiero teraz mi o tym mówisz? Wiesz, co przeszedłem przez ostatnie kilkadziesiąt minut?!

— Uspokój się. — Mistrz eliksirów spojrzał na niego ostro. — Powiedziałem, że mogę spróbować, a nie, że na sto procent cię uratuję. Ten eliksir to śmiertelna trucizna, jednakże istnieje na nią antidotum. Niemniej... — Uniósł dłoń, widząc, że Harry znowu chce mu przerwać. — Niemniej nie mogę ci go podać do momentu, gdy nie będę pewien, że Draco odzyskał swoją duszę. To będzie znak, że rytuał się powiódł. Niestety nie jestem w stanie przewidzieć, ile to potrwa... najprawdopodobniej za długo. Innymi słowy, masz jakieś pięć procent szans.

— Zaczynam się gubić. — Harry okrążył komnatę i zatrzymał się na chwilę przed mężczyzną, po czym na powrót podjął wędrówkę. — Możesz mi to jakoś jasno wyłożyć?

— Jasno... — Snape prychnął z irytacją. — Wypijesz truciznę. Kiedy twoje ciało zacznie słabnąć, fragment duszy Draco poczuje się zagrożony. O ile twoja własna dusza jest z tobą związana od samego początku, on jest tylko intruzem. Stały mieszkaniec twojego ciała zostanie z tobą do ostatniego tchnienia, dopiero wtedy opuści ciało. Dusza Draco zrobi to szybciej i w tym upatruję twoją szansę na przeżycie. Niestety, musicie być sami w pomieszczeniu, ja będę obserwować was z oddalenia. Kiedy strzęp duszy Draco zacznie wysączać się z twego umierającego ciała, od razu poszuka innego naczynia. To instynkt, wola przetrwania, nazwij to jak chcesz. Jedyną formą życia, jaką znajdzie, będzie oczywiście Draco. W momencie, kiedy odzyska on część swej duszy, w jego ciele pojawi się coś na kształt płonącej pochodni, która wskaże drogę temu, co zostało z niego wyrwane klątwą. Tym sposobem odzyska duszę w całości i powinien natychmiast się obudzić. Jeżeli wszystko pójdzie sprawnie, zdążę podać panu antidotum, ale jeśli dusza Draco będzie się ociągać z opuszczeniem twego ciała... umrzesz. Czy to jest dla ciebie wystarczająco jasne?

— Jak słońce. — Harry oparł się o ścianę, opuszczając lekko głowę. — Muszę wypić to od razu, czy mam czas na zastanowienie?

— Masz dwa dni. Jeżeli chcesz to zrobić, pojutrze będzie idealna okazja ku temu.

— Dlaczego akurat wtedy?

— Bo wtedy, Harry Potterze, wzgórza zapłoną.

— Wzgórza zapłoną? — Spojrzał ze zdziwieniem na Snape'a — To jakaś przenośnia?

— W pewnym sensie — Mistrz eliksirów wpatrywał się w miksturę zamyślonym wzrokiem.

— Wyjaśnij — zażądał Harry. — Nie lubię zagadek. Poza tym dlaczego nie teraz? Czy dwa dni robią jakąś różnicę?

— Tak wiele pytań. — Snape pokręcił głową. — Odpowiem na nie, gdy będziesz gotowy. A teraz idź już, mam kilka rzeczy do zrobienia. — Podniósł się i ruszył w kierunku drzwi prowadzących do sypialni. — Masz do podjęcia poważną decyzję.

— I co? To wszystko?! — Harry poderwał się z fotela, patrząc za nim rozeźlony.

— Powiedziałem, że porozmawiamy, gdy podejmiesz decyzję.

Ciemna sylwetka mężczyzny zniknęła za drzwiami. Pozostawiony samemu sobie, Gryfon zazgrzytał zębami. Nienawidził uczucia bezsilności.



Red HillsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz