XXXIX

2.5K 142 18
                                    


Od samego rana w szkole panował nieopisany gwar. Uczniowie biegali po korytarzach w bliżej nieokreślonych kierunkach lub spotykali się z małych grupkach, zalegając parapety okienne albo cudem znalezione puste jeszcze kąty. Chociaż godzina była wczesna, a do oficjalnego pożegnalnego obiadu pozostało jeszcze sporo czasu, dzieci wyglądały, jakby właśnie wybijała ich ostatnia minuta i koniecznie trzeba było w niej zmieścić wszystkie niedokończone jeszcze sprawy.

— Mam wrażenie, że to świat zmierza ku końcowi, a nie świętujemy zakończenie roku szkolnego. Zupełnie nie rozumiem, gdzie im wszystkim tak się spieszy. — Ron westchnął, gdy kolejny uczeń potrącił go w biegu, mrucząc niewyraźne „przepraszam". Już nawet nie miał siły upominać i zwracać uwagę, że po korytarzach się nie biega!

— Och, wymiana liścików, adhesów, ostatnie wyznania. Komuś coś trzeba oddać, a od kogoś koniecznie pożyczyć. Nie mów, że nigdy tego nie hobiłeś. — Fabien stojący pod jednym z okien, uśmiechnął się lekko. — Wakacje zawsze były bahdzo ekscytującym wydarzeniem.

— Tylko czy muszą mnie przy tym tratować? — Weasley z refleksem godnym byłego aurora chwycił za kołnierz przebiegającego obok w iście sprinterskim tempie chłopca. — Panie Sundray, czy ja wyglądam na kolumnę? — Potrząsnął głową i westchnął, gdy dzieciak wytrzeszczył na niego oszołomione spojrzenie. — Nie! Nie wyglądam! Więc bardzo proszę, nie okręcać się wokół mnie, jakbym ją przypominał.

— Bo Brian mnie gonił. — Uczeń usiłował się oswobodzić, jednocześnie wykręcając głowę i zerkając za siebie, na stojącego za rogiem jasnowłosego chłopca.

— To może by pan łaskawie zaczekał na kolegę, skoro już pana ściga? — Ron puścił wreszcie kołnierz i pozwolił dziecku odetchnąć.

— Ale on chce zabrać mojego Posępnego Jeźdźca!

— Kogo? — Weasley zamrugał oczami zaskoczony.

— Posępnego Jeźdźca, Ron. — Hermiona przewróciła oczami. — To taka figurka, wykonana jest ze specjalnego materiału i wygląda jak miniaturowy duch na koniu.

— Duch? — Rudzielec zamrugał ponownie.

— Och, nie prawdziwy. To zabawka. Małe, półprzeźroczyste, galopuje i wydaje jęcząco potępieńcze odgłosy — wyjaśniła dziewczyna spokojnie.

— A... — Weasley odchrząknął i skinął głową, jakby wszystko było dla niego jasne, co było po prostu wierutnym kłamstwem, gdyż zupełnie nie wiedział, o co chodzi. — Jeźdźca, tak. Oczywiście. — Spojrzał na wiercącego się obok ucznia. — Dogadajcie się jakoś. Może pan weźmie konia, a kolega zmorę? Zawsze jest jakiś wyjście — dodał profesorskim tonem. — I proszę nie biegać! Korytarze to nie ogród ani plaża!

— Emm... No. — Chłopiec skinął głową, patrząc na niego jak na wariata i odwróciwszy się na pięcie, pognał w kierunku głównej sali. Głośny tupot za plecami Rona, świadczył o tym, że Brian już pobiegł jego śladami.

— Mówiłem... nie biegać. — Ron jęknął cicho i oparł się o ścianę. — No co? — Rzucił skwaszone spojrzenie w kierunku chichoczącej Hermiony i wyraźnie rozbawionego Fabiena.

— Posępnego i jego konia nie da się hozdzielić. — Francuz podszedł do niego i poklepał go po ramieniu. — Zginęli obaj i są związani ze sobą na wieczność. To staha legenda, któha ostatnio hobi oghomna fuhhohe wśhód dzieciaków. Założę się, że Bhian ma u siebie hytualistę i dlatego tak pożąda Jeźdźca.

— Rytualistę? To jakaś gra w egzorcyzmy? — Ron był w tym temacie zupełnie nieuświadomiony. Przez te wszystkie lata, jego ukochanymi grami nadal pozostały eksplodujący dureń i szachy czarodziei i nie zanosiło się na to, aby cokolwiek miało się zmienić.

— Rytualista to figurka maga, który może pokonać Jeźdźca, posiada mściwy oręż i zagładę. Najnowsza zabawka ma też podobno moc przywołania i walczy za pomocą zjaw. Bardzo popularne wśród uczniów. — Hermiona najwyraźniej była dość dobrze obeznana w dziecięcych zabawach.

— Jestem na to za stary. — Ron jęknął cierpiętniczo. — Za moich czasów szachy były jedyną morderczą grą.

— Haczej sthategiczną. — Fabien odsunął jakiś zbłąkany kosmyk z twarzy.

— Jak zwał tak zwał. — Weasley wzruszył ramionami. — Na szczęście to już ostatni dzień, a przed nami ponad dwa miesiące ciszy i spokoju. — Spojrzał z zadowoleniem na Francuza. — A przed tobą nie. — Uśmiechnął się szeroko. — Bo ty właśnie zaczynasz swoją drogę przez mękę. Na którą macie świstokliki?

— Na szesnastą. — Fabien oparł się o ścianą obok rudzielca. — Poza tym, to nie ja będę się nimi zajmował. Wynająłem już opiekunów, którzy zapewnią im hozhywkę i bezpieczeństwo przez całe wakacje.

— Farciarz.

— Haczej zapobiegliwy Samahytanin. — Francuz zachichotał bezwstydnie. — Nie będę miał czasu na bycie nianią, Michael do mnie przyjeżdża. — Jego spojrzenie stało się lekko rozmarzone. — To będą dwa cudowne miesiące. Będziemy pławili się w hozkoszy, popijali ją szampanem i wzmacniali ciało świeżymi khewetkami.

— Ble, ohyda. — Ron skrzywił się odruchowo.

— Słucham?

— Ron! — Zarówno Hermiona jak i Fabien spojrzeli na niego z oburzeniem.

— No co, nienawidzę krewetek. — Weasley obrzucił ich zaskoczonym spojrzeniem.

— Och... — Fabien uśmiechnął się miękko, rozluźniając spięte nagle ramiona. — Hozumiem. A wy? Co będziecie hobić?

— Dziś jedziemy do moich rodziców na tydzień. — Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie.

— Hachunek sumienia już zhobiłeś mam nadzieję? — Mężczyzna otworzył szeroko oczy.

— Fabien! Nie mów mu takich rzeczy! — Hermiona spojrzała na niego zgorszona. — Już i tak zachowuje się, jakby szedł na ścięcie.

— Niewielka różnica — mruknął Ron.

— Pocieszające jest to, że nie ma szans, aby cię przeklęli lub przez przypadek podali eliksih na impotencję. — Fabien zachichotał cicho, pocierając ramię, w które uderzyła go Hermiona.

— Faceci! — prychnęła. — Lepiej zajęlibyście się czymś pożytecznym. — Z furkotem odwróciła się i odeszła w kierunku pokoju nauczycielskiego.

— Chyba się obraziła. — Francuz spojrzał na Rona z niepokojem.

— Przejdzie jej. — Weasley wzruszył ramionami. — Poboczy się chwilę i zapomni, a mnie i tak nie minie sąd ostateczny, już takie moje pechowe szczęście.

— Podejdź do tego jak auhoh, w końcu nie haz byłeś na niebezpiecznych misjach.

— Taa... chociaż w tej chwili wolałbym oswajać Aragoga, niż rodziców Hermiony. — Ron wzdrygnął się i spojrzał na Fabiena, który patrzył na niego pytająco. — Opowiem ci później, lepiej chodźmy za nią, zanim jej złość osiągnie stan krytyczny. — Uśmiechnął się blado i pociągnął mężczyznę w kierunku, w którym przed chwilą zniknęła dziewczyna.


Red HillsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz