XXI

2.7K 170 75
                                    


— ... i wtedy tata załatwił jej tę pracę. Oczywiście ja dowiaduję się o wszystkim ostatni, bo podobno to już miesiąc odkąd się przeprowadziła. — Ron zakończył swą opowieść, patrząc na Harry'ego wyczekująco.

— Naprawdę myślisz, że będzie jej to odpowiadało? Prędzej widziałbym Ginny jako aurora niż zwykłego urzędnika. — Potter spojrzał na niego sceptycznie.

— Nie wiem. — Weasley wzruszył ramionami. — Ten cały Asmo jest tam księgowym, więc będą razem.

— Dla mnie to i tak dziwne. — Harry uniósł kufel do ust i pociągnął solidny łyk. Od dwóch godzin siedział u Rona w komnacie i właśnie kończyli trzecie piwo. — We wrześniu jeszcze była sama, a teraz mieszka z nie wiadomo kim. Nie podoba mi się to.

— Mamie też nie. W sumie, Gin zawsze była rozważna i w ogóle... — Podrapał się po głowie i przesunął szkło w lewo, po czym popchnął je palcem z powrotem na poprzednie miejsce. — Nie wiem, o co jej chodzi. Poznała faceta i tydzień później się do niego wprowadziła. To do niej zupełnie niepodobne.

— Imperio?

— Nie, tata już sprawdził. — Rudzielec pokręcił przecząco głową. — Niczego drań nie użył, sama za nim poszła.

— Może się zakochała. — Harry odchylił się na krześle, sięgając po papierosa. — Kobiety są nieprzewidywalne.

— Zawsze myślałem, że to z tobą kiedyś będzie. — Ron dmuchnął w pusty kufel i przymrużywszy jedno oko, spojrzał na przyjaciela przez denko.

— Uwierz, kocham ją jak siostrę, nie byłaby ze mną szczęśliwa. — Brunet wykrzywił się, pokazując język.

— Może, ale za to miałbym fajnego szwagra. — Weasley odstawił szkło, rzucając Harry'emu pełne wyrzutu spojrzenie.

— Ej, nie chodzi ci wcale o Ginny, tylko o to, że miałbyś mnie wreszcie w rodzinie. — Potter cmoknął, udając zdegustowanego. — Poza tym jestem gejem.

— Fred też jest.

— Mam męża.

— Kurde, ty zawsze musisz wszystko zepsuć. — Ron przewrócił oczami. — Zrób sobie córkę, a potem ja się z nią ożenię. Będę miał młodą żonę i...

— Mnie i Malfoya za teściów — spokojnie dokończył Harry, uśmiechając się radośnie.

— Rany, chłopie, tego nie musiałeś mi mówić. Właśnie moje marzenia legły w gruzach, roztrzaskane przez Chłopca, Który Zawsze Musi Wszystko Spaprać.

— Dzięki, Ron, też cię kocham. — Zielone oczy Wybrańca błyszczały radośnie. Naprawdę brakowało mu tych spokojnych i tych zwariowanych rozmów z przyjacielem.

— Tak, tak, ale wybrałeś Malfoya. Cóż, przeżyję, w końcu w tym nieskonsumowanym związku ktoś musi być mężczyzną. — Ron bezradnie rozłożył ręce.

— Jesteś pewien, że gdzieś tam nie czai się jakieś prawo o możliwości posiadania dwóch mężów? — Harry zachichotał i dokończył piwo, po czym odstawił kufel.

— Nic o tym nie słyszałem, ale czego nie ma, zawsze można stworzyć. Musisz mi jednak wybaczyć, nie ożenię się z tobą. Moja miłość nie jest tak wielka, aby zdzierżyć Fretkę w tym naszym domku z ogródkiem.

— Tym sposobem zostaje ci Hermiona. — Harry śmiał się już głośno.

— No właśnie... — Ron spoważniał i zamachał ręką, odpędzając dym z papierosa bruneta. — Coś się chyba psuje w tym jej związku z Justinem.

— Skąd wiesz? Wydawali się całkiem szczęśliwi.

— Nic nie mówiła, ale... Sam nie wiem, ostatnio jakoś mam wrażenie, że nie spotykają się tak często jak na początku.

— Daj spokój, chodzą ze sobą od dwóch miesięcy. Może mają jakiś kryzys. On jest w porządku. — Potter machnął różdżką, zmieniając butelkę po piwie w szklaną kulę, która potoczyła się po nierównym blacie. Nigdy nie był zbyt dobry w transmutacji, ale od jakiegoś czasu, ku jego bezbrzeżnemu zdumieniu, przestała mu ona sprawiać problemy.

— Może... — Ron nie był tego taki pewien, od jakiegoś czasu uśmiech na twarzy przyjaciółki wydawał mu się wymuszony, a ona jakby zdenerwowana. — No nic, porozmawiam z nią później. Mam nadzieję, że dowiem się czegoś konkretnego.

— Jasne — mruknął Harry.

— Słuchaj, zmieniając temat... — Ron przysunął się z krzesłem do stołu i spojrzał na niego badawczo. — Co z tobą i Fretką?

— A co ma być? — Harry zgasił papierosa w popielniczce transmutowanej naprędce ze szklanej kuli. Wstał i zamknął okno, gdy krople deszczu zaczęły osiadać na parapecie. Był późny listopad i do pomieszczenia zaczęło się wkradać zimne powietrze znad morza.

— Sam nie wiem, zachowujecie się wobec siebie niezwykle układnie.

— To źle? — spojrzał na niego zaskoczony.

— Nie, po prostu wcześniej zawsze się o coś kłóciliście. Nawet po ślubie to było całkiem normalne, że jak rozmawiacie, to wymieniacie równocześnie złośliwości, a teraz... Teraz kłaniacie się sobie na korytarzu, rzucacie pozdrowienia, wymieniacie grzeczności. Wiesz, widziałem wiele małżeństw, ale wasze to jakiś kosmos.

— Wydaje ci się. — Harry szturchał palcem popielniczkę, unikając spojrzenia Rona.

Niestety Weasley miał rację. Od pamiętnej nocy Draco zachowywał się dziwnie. Harry miał wrażenie, że mężczyzna unika kontaktów z nim i zastanawiał się, co zrobił nie tak. Owszem, Malfoy zachowywał się nienagannie, uprzejmie, a nawet grzecznie, jednak to tylko potęgowało podejrzenia Harry'ego. Ślizgon stworzył wokół siebie barierę, przez którą brunet nie mógł się przebić. Nie reagował na zaczepki, nie odpowiadał na prowokacje, unikał rozmów. Wolne popołudnia spędzał u syna, ani razu nie zabierając ze sobą męża.
Potter miał ochotę zgrzytnąć zębami i potrząsnąć tym zimnym draniem, aby dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi.

Najgorsze były noce. Od miesiąca Draco był u niego tylko dwa razy i za każdym wychodził tuż po tym, jak kończyli się kochać. Zresztą... Harry najchętniej nazwałby to zwykłym pieprzeniem. Prawie wybuchnął ze złości, gdy za drugim razem Malfoy przyszedł już nawilżony i cała akcja trwała pięć minut, po których Ślizgon, mruknąwszy tylko dobranoc, szybko opuścił jego komnaty. Na następny dzień Potter nie wytrzymał i powiedział blondynowi kilka przykrych słów. Od tej pory noce spędzali osobno.

Harry usiłował znaleźć wyjaśnienie dla tej sytuacji. Lucjusz Malfoy nadal przebywał w szpitalu. Pomimo tego, że zeznania świadków zostały już skompletowane, stan zdrowia mężczyzny nie pozwalał na przewiezienie do Azkabanu. Proces już dwukrotnie został odroczony, ku ogólnemu niezadowoleniu zarówno aurorów, jak i samych członków Wizengamotu. Niestety, przepisy które sami kiedyś stworzyli, były nie do obejścia i dopóki Lucjusz samodzielnie nie mógł stanąć przed sądem, dopóty nie można było uznać sprawy za zamkniętą. Drugim problemem był paraliż połowy ciała, który do tej pory nie ustąpił. Malfoy senior przebywał w łóżku i był pod stałą opieką lekarską. Warunki więzienne nie służyły zwłaszcza osobom z takimi obrażeniami.
Potter podejrzewał, że Draco gryzie ta sytuacja i z tego wynika jego zachowanie ostatnimi czasy.

— Nie wydaje mi się, Harry. Nie jestem ślepy i widzę, że coś się dzieje — głos Rona wyrwał go z zamyślenia. — Nie chcesz o tym mówić, to nie mów, ale wiesz, że zawsze możesz ze mną pogadać.

— Ron, to wszystko jest takie dziwne, muszę to sobie poukładać... — Potter westchnął i założył kosmyk przydługich włosów za ucho. — Czasami po prostu go nie rozumiem.

— Nikt nie zrozumie Malfoya — prychnął Weasley. — Naprawdę cię podziwiam, ja bym nie wytrzymał z nim ani jednego dnia.

— Nie jest taki zły — zaprotestował Harry. — Ma swoje dobre strony.

— Jakie? — Rudzielec przewrócił oczami. — Jest dobry w łóżku?

— Między innymi.

— Ok, nie chcę tego słuchać, to było pytanie retoryczne. — Ron zamachał rękami, jakby bronił się przed niewidzialnym wrogiem.

— A przynajmniej był. — Gryfon skrzywił się lekko.

— Takie buty. — Weasley gwizdnął cicho, a Harry uświadomił sobie, że ostatnie zdanie wypowiedział na głos.

— Naprawdę, Ron, nie chcę o tym rozmawiać. Zagrajmy lepiej w Eksplodującego Durnia.

— Jasne. — Przyjaciel ochoczo przystał na ten pomysł, postanawiając jednak uważniej obserwować relacje pomiędzy Potterem a upierdliwą Fretką.


Red HillsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz