XII

2.8K 185 86
                                    


Hol ministerstwa przepełniony był fotografami i znajomymi Harry'ego i Draco. Pojawiła się Luna, Neville, Seamus, przybył nawet Oliver, który na ten czas uzyskał zwolnienie od swojego trenera quidditcha. W kącie stała rodzina Weasleyów, wszyscy ubrani w swe najlepsze stroje i machający do Pottera niepewnie. Na ławce pod odbudowaną fontanną siedziała Ginny i wielkimi, zdziwionymi oczami przypatrywała się zmierzającej do komnaty ślubów parze. Lupin, rozmawiający z jakimś aurorem, uśmiechnął się do chłopaka i uniósł do góry kciuk.
Mieli jeszcze około dziesięciu minut do przybycia czarodzieja, który miał udzielić im ślubu. Draco witał się ze swoimi znajomymi, nie okazując po sobie wzburzenia, ani zaniepokojenia zbliżającym się małżeństwem. Ze spokojem i cynicznym uśmiechem malującym się na twarzy przyjmował niepewne gratulacje Zabiniego, Goyle'a oraz Pansy i kilku innych Ślizgonów. Dla Złotego Chłopca wszystko to wyglądało sztucznie i na pokaz. Fałszywa oprawa do fałszywego związku.

— Harry! — Dobrze znany mu głos przebił się przez tłum i nagle młodzieniec znalazł się w ścisku silnych ramion. Poczuł znajomy zapach i instynktownie poddał się objęciom, zastygając w nich na dłużej.

— Michael, cieszę się, że tu jesteś — wyszeptał z twarzą schowaną w zagłębieniu szyi swojego byłego chłopaka.

— Gdzie indziej mógłbym być? — Mężczyzna odgarnął kosmyk włosów z jego twarzy, przyglądając mu się badawczo. — Co jest grane?

— Zgadnij... — Harry pokręcił głową, uśmiechając się jednak dzielnie, gdyż naokoło co chwilę błyskały lampy aparatów.

— Nie wiem, co skłania cię do tego, ale to, co robisz jest złe — szepnął mu Michael do ucha, lekko pochylony. Tuż za nim stał Dennis Creevey, przyglądając im się zazdrośnie.

— Nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? — Potter wyszczerzył zęby w imitacji śmiechu.

— Nie wierzę w miłość od kolejnego ciosu — prychnął blondyn. — Poza tym, wejrzeń mieliście tysiące. Doprawdy, cud, że was dotąd nie zabiły.

— Wiesz, to powinien być radosny dzień, weź ze mnie przykład i uśmiechaj się do publiczności. — Harry bezwiednie przekrzywił głowę, gdy palce chłopaka musnęły jego wrażliwy kark.

— Nie płacą mi za aktorstwo, tobie też nie. — Michael spojrzał na niego ponuro. — Musisz mi wytłumaczyć, co to za maskarada.

— Po prostu odnalazłem swoje przeznaczenie...

— W mojej osobie. — Brunet drgnął, gdy nagle obok jego boku zmaterializował się Draco, zatrzymując znaczące spojrzenie na ręce mężczyzny. — Po prostu Harry, wraz z pozbyciem się okularów, wreszcie przejrzał na oczy i dostrzegł, co dla niego najlepsze.

— Draco... — Michael cofnął się, obejmując ramieniem Dennisa, który momentalnie przylgnął do jego boku. — Miło cię widzieć.

— Jeżeli jeszcze zapytasz, co tutaj robię, pomyślę że tłuczek walnął cię o jeden raz za dużo — prychnął Malfoy, spod oka obserwując swego byłego kolegę. Przez długi czas mieszkali w jednym dormitorium, jednak nigdy nie byli przyjaciółmi.

— Sądząc po twoim stroju, przyszedłeś jako towarzystwo dla Harry'ego. Powiedz mi, ten ślub to zabezpieczenie dla pieniędzy, które włożyłeś w szkołę?

Draco zacisnął pięści, siłą woli powstrzymując się od czegoś, czego potem mógłby żałować. Pochylił się w kierunku przeciwnika i zniżył głos, szepcząc mu prawie do ucha.

— Nie. Widzisz, Miki, powiem ci w sekrecie, że odkryłem, iż Potter jest cholernie ognistym kochankiem i doszedłem do wniosku, że żal marnować tak wprawne usta dla innych.

— Ty...

— Przestańcie! — Harry co prawda nie dosłyszał ostatniego zdania wypowiedzianego przez Draco, ale widząc blednącą ze złości twarz Michaela, postanowił interweniować. — Naprawdę, doceniam to, że przyszedłeś, mam nadzieję, że wraz z Dennisem pojawicie się na przyjęciu.

— Oczywiście, nie przepuścilibyśmy takiej okazji. — Michael łypnął na Draco złowrogo. — Porozmawiamy później.

— Wątpię, Harry jako dyrektor szkoły jest bardzo zajęty, poza tym... — tu uśmiechnął się kpiąco — będzie miał wiele bardzo absorbujących zajęć — wycedził, z satysfakcją odnotowując, że policzki Pottera pokryły się czerwienią.

— Insynuujesz, że...

— Bierzemy ślub, Michael, zrozumienie tego może ci pomóc uporządkować sobie pewne sprawy. Poza tym, twój kochanek wygląda na zaniepokojonego, powinieneś się nim zająć.

— Malfoy, przeginasz — syknął Harry, jednocześnie posyłając szeroki uśmiech jakiemuś reporterowi, który zdołał się przecisnąć przez tłum.

— Draco — Ślizgon zaakcentował swoje imię, posyłając mu zirytowane spojrzenie. — Myślę, że powinniśmy się zbierać. Właśnie otworzono komnatę.

Harry westchnął i pożegnał skinieniem głowy swojego byłego partnera. Nadeszła chwila, której bał się najbardziej. Czy on wczoraj myślał, że Malfoy się zmienił? Merlinie, jak bardzo można być naiwnym?
Przekroczyli próg pokoju, zanurzając się w morzu zapachów. Komnata zapełniona była kwiatami. Pośrodku stało kilka ławek, na których zasiąść mieli świadkowie i najbliżsi przyszłych małżonków. Gryfon bezradnie rozejrzał się za Hermioną, która obiecała dać mu eliksir uspokajający, jednak dziewczyny nigdzie w pobliżu nie było. Mężczyzna stojący na podwyższeniu dał znak, aby zbliżyli się do niego.
Ubrany w szaty w kolorze burgunda, uśmiechał się szeroko, prezentując otoczeniu swoje nieskazitelne uzębienie. W pewien sposób przypominał Gilderoya Lockharta. Harry'ego przeszedł zimny dreszcz.
Powoli podeszli ku niemu i wstąpili na zaokrąglone podium, wyścielone czerwonym dywanem.

— Stańcie naprzeciwko siebie — zagrzmiał tubalnym głosem czarodziej.

Harry odwrócił się w kierunku Draco, kątem oka obserwował zebranych w sali ludzi.
Na przedzie siedziała Narcyza Malfoy, przyglądając im się zimnym, odpychającym spojrzeniem. Tuż obok niej miejsce zajął Severus. Z tyłu tłoczyli się Pansy, Zabini i Goyle.
Po drugiej stronie, w pierwszym rzędzie zasiadali Hermiona, Ron i Remus. Kolejną ławkę zajęli rudowłosi Weasleyowie, z minami bardziej odpowiednimi na pogrzeb niż na ślub.
Donośny głos mężczyzny stojącego przed nimi odwrócił jego uwagę od gości.

— Moi drodzy, przybyliście, aby dzielić tę doniosłą i radosną chwilę z tymi oto dwoma wspaniałymi mężczyznami. W dzisiejszych liberalnych czasach, gdy tak niewiele osób decyduje się sformalizować związki, ci młodzi ludzie zapragnęli kultywować jakże piękną tradycję czystokrwistych rodów, z których się wywodzą.

Draco westchnął bezgłośnie, prawie słysząc, jak jego ojciec chrzestny wywraca oczami, słuchając tego nadętego monologu.

— W obliczu ich wielkiej miłości...

Harry opuścił powieki zrezygnowany i jego spojrzenie padło na dłoń Malfoya, który właśnie na swoim udzie wystukiwał palcami sobie tylko znany rytm. Przekrzywił głowę i uważniej zaczął przyglądać się chłopakowi.

— ... jaśniejącej na ich młodych twarzach, serca każdego z nas wypełnia szczęście i oczekiwanie.

Powieka Draco wyraźnie drgnęła i nagle Harry poczuł, że za chwilę po prostu wybuchnie śmiechem. Przygryzł policzek, zaciskając usta i w tym momencie ich spojrzenia skrzyżowały się.

— Oczekiwanie na ten cudowny moment, który wreszcie połączy ich gorejące serca i pozwoli im w pełni radować się swą bliskością, stąpając po ścieżce pełnej nadziei...

Brew Malfoya uniosła się, a kącik ust skrzywił nieznacznie. Harry zacisnął pięści, gdy jego ramiona zaczęły nagle dygotać od powstrzymywanego z trudem śmiechu.

— ...Chwały i cudownej pieśni poranka, który symbolizuje ich nowo rozpoczęte życie. Czyż nie wspaniały jest fakt, że tak ogromne pokłady uczuć, kiedyś, być może nieodległej przyszłości, zaowocują nowym, poczętym w tym związku...

— Merlinie — jęknął Draco i Harry w tym momencie nie wytrzymał i parsknął śmiechem.

Pompatyczny czarodziej jakby ocknął się i przypomniał sobie, że stoją przed nim dwaj młodzieńcy, po czym poczerwieniał mocno. Jednak w sekundzie jego oczy przybrały ponownie nieco nieobecny, szklisty wyraz. Kontynuował tubalnym głosem.

— Spełnijmy zatem ich marzenie i niech przysięgi połączą tych dwóch na wieczność. — Mężczyzna odwrócił się w stronę Draco i spojrzał na niego poważnie. — Powtarzaj za mną. Mój dom będzie twoim domem.

— Mój dom będzie twoim domem — powiedział chłopak, mimowolnie nadal patrząc na Harry'ego, któremu nagle zupełnie przeszła ochota do śmiechu.

— Mój chleb będzie twoim chlebem.

— Mój chleb będzie twoim chlebem — blondyn nadal mówił spokojnie, co niezmiernie zaskakiwało Gryfona.

— Moje ciało będzie twoim ciałem.

— Moje ciało będzie twoim ciałem. — Myśli Harry'ego poszybowały w kierunku sypialni i jego mięśnie mimowolnie zesztywniały.

— Moja magia będzie twoją magią. — Po sali rozeszło się zbiorowe westchnienie.

Severus wstrzymał oddech, a jego usta uchyliły się w niedowierzaniu. Co to za formuła? Nikt nigdy nie odważył się jej wypowiadać w aranżowanych małżeństwach. Dzielenie magii było bardziej intymne niż seks. Dotykało rdzenia magicznego czarodziei i łączyło ich na zawsze, powodując, że od tej pory mogli współczarować. Przysięgi takie składali sobie tylko magowie pewni swojego uczucia i przeznaczenia, inaczej magia odrzucała ich z ogromną siłą, powodując niejednokrotnie trwałe uszkodzenia w ich zasobach energii. Niektórzy na zawsze zostawali charłakami. Draco nie mógł wypowiedzieć tej przysięgi, znał konsekwencje! On i Potter nie byli sobie przeznaczeni, połączył ich fatalny zbieg okoliczności. Najwyraźniej nie tyko on zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Wśród Weasleyów zapanowało ogromne poruszenie, a Ronald szeptał coś nerwowo do stojącej obok niego Granger.

— Moja magia będzie twoją magią — wyszeptał Draco z nagle pobladłą twarzą, jego głos zadrżał mimowolnie, co nie uszło uwadze Harry'ego.

— Moje życie będzie twoim życiem. Klnę się na mój honor, że tak się stanie — dokończył czarodziej, a Malfoy powtórzył za nim cicho. Mężczyzna skinął głową i odwrócił się w kierunku Harry'ego, powtarzając znajome już formułki.

— Niech ktoś powstrzyma Pottera — syknął Snape. — Nie wolno mu dokończyć przysięgi!

— Milcz, Severusie. — Stojąca obok Narcyza wyglądała na niezwykle spokojną. — Nie wolno ci przerwać ceremonii.

Mistrz Eliksirów spojrzał na nią z niedowierzaniem.

— Jeżeli przysięga się dopełni, Draco może zostać charłakiem lub zginąć! Nie możemy do tego dopuścić.

— Nic mu nie będzie, Malfoyowie są zbyt potężni. — Kobieta spojrzała na niego ze złością. — Ten ślub to farsa! Lepiej byłoby, gdyby teraz został przerwany, zanim mój syn popełni mezalians.

Severus przyglądał się jej ze zgrozą. Narcyza była szalona, wierzyła, że Draco będzie mógł się obronić przed pradawną magią. Był jeszcze czas, on mógł to przerwać, on mógł...

— Moje życie będzie twoim życiem. Klnę się na mój honor, że tak się stanie. — Głos Gryfona przerwał jego rozważania. Spojrzał na podwyższenie. Jeszcze chyba nigdy w swoim życiu tak bardzo się nie bał.

Za późno.

Powietrze wokół nich zafalowało wyraźnie. Atmosfera zagęściła się, a po komnacie rozszedł się dziwny, słodki zapach. Sylwetki młodzieńców zauważalnie straciły kontury, jakby zostali oddzieleni od realnego świata jakąś niematerialną barierą. Stojący przed nimi mężczyzna połączył ich lewe dłonie i uniósł różdżkę.

— Zatem niech się stanie! — Białe światło oślepiło na moment siedzących w komnacie. Gdy fala blasku minęła, wszyscy po raz pierwszy mogli zobaczyć pierwotną formę magii. Falowała dookoła dwóch połączonych dłońmi młodzieńców. Energia Draco miała odcień srebrzysty i otaczała go jak żywa materia. Potter stał w miejscu otulony jasną, gdzieniegdzie jarzącą się szmaragdowo poświatą. Przenikały się one powoli, tworząc całość, która rozbłyskała złotymi refleksami.
Magia powoli wchłaniała się w ich ciała, rozpływając się i niknąc z oczu zdumionych ludzi. Po chwili wszystko wróciło do normy, tylko włosy Draco i Harry'ego nadal falowały, jakby targane niewidocznym wiatrem.


Red HillsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz