XLIII

1.7K 137 16
                                    


— Snape, Draco czymś oberwał! — Ciemność powoli się rozwiewała i można było już dostrzec zarysy wnętrza komnaty i znajdujących się w niej osób. — Najpierw miał drgawki i wyglądało, jakby się dusił, a teraz w ogóle się nie rusza. — Głos Harry'ego pomimo strachu był spokojny i opanowany. — Sprawdziłem puls, jest trochę spowolniony, ale wyraźny. — Odsunął się, przepuszczając mistrza eliksirów, który ukląkł przy leżącym na podłodze Malfoyu.

— Lumos. — Koniec różdżki Snape'a rozjaśnił się tuż przy twarzy leżącego na podłodze mężczyzny, oświetlając nieruchome oblicze. Nienaturalnie szeroko otwarte oczy wyglądały, jakby straciły cały swój blask, pustym, szarym spojrzeniem wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt.

— Co mu jest? Wygląda jak po spotkaniu z dementorem. — Ron zajrzał Snape'owi przez ramię, przyglądając się Draco z niepokojem.

— Dostał jakąś klątwą, idiota mnie zasłonił. — Harry z niepokojem wpatrywał się w mistrza eliksirów. — Nie dosłyszałem inkantacji.

— A ja owszem. — Snape podniósł się i odwrócił w stronę leżącego na podłodze Lucjusza, który wpatrywał się w oblicze Draco ze zgrozą wymalowaną na twarzy. Zacisnął usta i uniósł wzrok na Weasleya. — Co z Narcyzą?

— Poszła do piekła. Zawsze wiedziałem, że jest pan niebezpiecznym człowiekiem.

— Proszę nie opowiadać głupstw, to zaklęcie odrzucające, nie Avada. — Głos Snape'a lekko zadrżał.

— Nie żyje? — Lucjusz oderwał wreszcie wzrok od syna.

— Snape walnął ją kominkiem. Ma skręcony kark. — Ron nie wydawał się być poruszony tym, że w tak brutalny sposób przekazał mężczyźnie wiadomość o śmierci żony. — Tobie też by się należało, ale zdamy się na aurorów.

— Trzeba zabrać Draco do Świętego Munga. — Harry podniósł męża z podłogi. — Wy zabierzcie tego... — Obrzucił Lucjusza pogardliwym spojrzeniem — Uwolnijcie Samuela i...

— Potter, nie możesz zabrać Draco do Munga — przerwał mu Severus w połowie zdania. — Aportuj się z nim do zamku. Wolałbym też, aby nikt z personelu go nie zobaczył.

Harry zmrużył oczy, zaskoczony. Na końcu języka miał kilka pytań, lecz widząc zacięty wyraz twarzy mistrza eliksirów, skinął tylko głową.

— Dobrze, ale muszę wyjść na zewnątrz, stąd nie dam rady. — Odwrócił się i szybko zniknął za drzwiami.

— Ty pójdziesz z nami, uwolnisz Samuela. — Snape chwycił Lucjusza pod pachę i szarpnął go do góry, wkładając jednocześnie w jego dłoń leżącą na podłodze laskę.


***

— Pół roku ukrywania się, aby potem zrobić coś tak głupiego, to nie w twoim stylu, Lucjuszu. — Snape szedł powoli korytarzem, dostosowując się do idącego obok mężczyzny.

— Gdyby to ode mnie zależało, uwierz, że nie byłoby mnie tutaj. — Malfoy schodził ze schodów, ostrożnie stawiając kroki.

— Tak, zaklęcia antydeportacyjne przynajmniej raz zadziałały bez zarzutu, Azkaban wita w swych progach — prychnął idący za nimi Ron, który przez cały ten czas celował różdżką w plecy Lucjusza.

— Co się stało z Narcyzą? To zaklęcie... — Snape zacisnął pięści i ukrył dłonie w rękawach swej szaty.

— Kobiety rodu Black to obłąkane suki. — Malfoy wreszcie pokonał ostatni stopień i odetchnął z ulgą. — Nienawidzę tego ciała.

— To kara za grzechy. — Weasley szturchnął go różdżką w plecy. — Pospiesz się.

— Tak, Bellatriks była szalona, a Narcyza wykazywała podobne objawy. — Severus otworzył jedne z drzwi i przepuścił Lucjusza przodem.

— I nic z tym nie zrobiłeś?! — Malfoy przystanął i spojrzał na swego byłego przyjaciela z wściekłością. — Przecież nie zwariowała z dnia na dzień! Skoro widziałeś pierwsze symptomy... Twoja bezmyślność doprowadziła do tragedii! Draco... — Zamilkł i na powrót ruszył przed siebie.

— Pewnie się cieszysz, że spotkała go kara, ale Harry go uratuje! Snape da mu eliksir i...

— Cieszę się? — Lucjusz spojrzał na Weasleya z odrazą. — To mój syn!

— I co z tego? Zdradził cię, więc pewnie życzysz mu jak najgorzej. — Ron wzruszył ramionami.

— Niech pan zamilknie, panie Weasley. — Snape posłał mu cierpkie spojrzenie. — Proszę iść i zawiadomić aurorów, że do nich zmierzamy. Niech zajmą się ciałem Narcyzy i tych czterech, którzy strzegli komnaty.

— Ale... — Ron, zmieszany, zerknął na Malfoya.

— Sądzi pan, że sobie nie poradzę? — Brew Snape'a uniosła się lekko.

— Jeżeli tak jak z jego żoną, to nie mam nic przeciwko. Niech pan nie spuszcza go z oka, ja tam mu nie wierzę, na pewno coś knuje. — Weasley niechętnie odwrócił się i poszedł w głąb korytarza.

— Nie zauważyłem twojej różdżki, Lucjuszu. — Severus wyciągnął swoją i przesunął palcami po gładkim drewnie.

— Powiedzmy, że droga do niej znajduje się w komnacie, do której zmierzamy. Narcyza nie była zbyt chętna do wybaczenia, Severusie. — Malfoy spojrzał w kierunku, gdzie za zakrętem zniknął Weasley. — Wiesz, co stało się z Draco.

— Skąd Narcyza znała to zaklęcie? Nie mów mi, że byłeś takim idiotą, by nauczyć ją czegoś podobnego. Od wieków nie było używane i zapewne tylko dlatego nie zostało objęte klauzulą niewybaczalności. — Snape niebezpiecznie zmrużył oczy.

— Oczywiście, że nie! — Lucjusz spojrzał na niego z niedowierzaniem. — Zakładam, że to sprawka Bellatriks. Mogła być równie szalona jak jej siostra, ale była mistrzynią w wyszukiwaniu najgorszych klątw i uwielbiała się nimi chwalić.

— Wiesz, co to oznacza dla Draco. — Snape potarł w zamyśleniu grzbiet nosa. — Praktycznie nie ma na to przeciwzaklęcia.

— Praktycznie? — Lucjusz poderwał głowę i spojrzał uważnie na mistrza eliksirów. — Wiesz, jak je odwrócić?

— Nie jestem cudotwórcą. — Snape cofnął się, uciekając spojrzeniem w bok.

— Severusie, kiedyś byłeś moim przyjacielem... Jeżeli znasz sposób... jakikolwiek... nieważne jak drastycznych kroków wymagający, to uratujesz Draco! — Lucjusz mocniej oparł się na lasce. — Podejrzewam, że posiadasz taką wiedzę, dlatego nie pozwoliłeś, by ktokolwiek zobaczył go w tym stanie.

— Dlaczego tak ci na tym zależy? — Mężczyzna spojrzał na niego z zaciekawieniem. — Zdradził cię, przez niego... — Machnął ręką w kierunku Malfoya. — Stałeś się taki.

— To mój syn! Nieważne, co zrobił, to nadal moja krew, mój dziedzic.

— Cóż za zmiana. Być może wcześniej powinni cię przekląć, zaoszczędziłbyś mu wielu zmartwień i wyrzutów sumienia. — Gorycz w głosie Severusa była wręcz namacalna.

— Uratujesz go?

— Wiesz, że w Azkabanie podadzą ci veritaserum. — Snape uniósł lekko różdżkę.

— Zrób, co musisz. — Lucjusz wyprostował się i spojrzał na przyjaciela. — Jestem gotowy.

Snape zacisnął usta i przez chwilę wpatrywał się w oblicze stojącego przed nim mężczyzny, na którym malowało się zdecydowanie, po czym machnąwszy różdżką, wysyczał:

— Obliviate!



Red HillsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz