XXXIV

2.7K 142 13
                                    


Stojąc w progu sypialni, Draco od kilku minut z rozbawieniem obserwował poczynania Pottera. Gryfon za pomocą czarów usiłował przytwierdzić sporych rozmiarów portret do ściany nad kominkiem. Wydawało się, że nie jest do końca zadowolony ze swoich działań, gdyż co chwilę wydawał z siebie głośny jęk irytacji.

— Jest idealnie, zostaw w tej pozycji. — Malfoy w końcu nie wytrzymał i podszedł do Pottera, przyglądając się obrazowi z lekko przechyloną głową.

— Myślisz? Nie jest krzywo? — Harry nie był przekonany.

— Rozumiesz słowo „idealnie"? Nic już nie ruszaj, zepsujesz i będziesz musiał zaczynać od początku.

— No dobrze. — Brunet w końcu rzucił zaklęcie przylepca i usatysfakcjonowany cofnął się kilka kroków, podziwiając swoje dzieło. — Myślisz, że tutaj pasuje?

— Myślę, że nigdzie nie pasowałby lepiej. — Draco wolno skinął głową.

— Dziękuję... — Harry odruchowo chwycił go za rękę. — Ten portret... To naprawdę dużo dla mnie znaczy. Syriusz był jedyną rodziną, którą znałem. Rodziców nie pamiętam, a Dursleyowie... — Wzruszył ramionami, nie kończąc wypowiedzi.

— Zapomnij o Dursleyach, to przeszłość, poza tym... Ty masz rodzinę, może nie taką, którą sam byś sobie wybrał, ale... Och, po prostu przestań użalać się nad sobą! Przed nami ciężki poranek, śniadanie z Samuelem w głównej sali, mam nadzieję, że nie zapomniałeś — dodał szorstko i szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi.

— Pamiętam. — Zaskoczony Harry przyglądał się jego oddalającym się plecom. Miał rodzinę... Draco i Samuel byli teraz jego rodziną. Nigdy nie patrzył na to z tej perspektywy. Niechciane małżeństwo raczej nie kojarzy się z ciepłem domowego ogniska. Malfoy jawił mu się jako partner i kochanek, w wyjątkowych okolicznościach określał go mianem męża. Na co dzień w ogóle o tym nie myślał. Połączyła ich więź, o którą nie prosili, ale... pomimo dzielących ich różnic to małżeństwo prosperowało. Układało im się tak dobrze, że czasami Harry'ego ogarniało zdumienie. Nigdy by nie pomyślał, że on i Ślizgon mogą mieć ze sobą tyle wspólnego, zgadzać się w tak wielu kwestiach, lubić te same rzeczy. Merlinie, to wyglądało tak, jakby przez te wszystkie lata kłócili się tylko dla zasady, bo powinni, bo takiego zachowania od nich oczekiwano. W tej chwili było to tak odległe i nieistotne, że rozpamiętywanie przeszłości zdawało się obrzydliwe i małostkowe.

— Tak, masz rację i bardzo się cieszę, że to właśnie... Sam. — Machnął w zakłopotaniu ręką. — No wiesz, jest częścią tej rodziny — dodał niezręcznie.

— Oczywiście. — Draco zatrzymał się przed obrazem i spojrzał na niego przez ramię. — Chodź już, jest po ósmej, lepiej być wcześniej.


***

Im bliżej głównej sali, tym bardziej Samuel zwalniał kroku. W końcu tuż przed małymi, tylnymi drzwiami dla nauczycieli zatrzymał się, przestępując niezdecydowanie z nogi na nogę.

— Co jest, mistrzu? — Harry spojrzał na niego z uśmiechem, czując jak drobne palce kurczowo zaciskają się na jego dłoni.

— Tam będzie dużo ludzi. — Samuel spuścił głowę, kopiąc czubkiem buta w podłogę.

— Jasne, przecież to szkoła. Mówiliśmy ci, że wielu uczniów zostało na święta, a więc i nauczyciele są prawie w komplecie. — Potter kucnął obok niego, gładząc kciukiem miękką skórę ręki chłopca.

— Będą się na mnie gapić. — Dziecko obejrzało się do tyłu, jakby zastanawiało się, czy dałoby radę uciec, jednak za jego plecami spokojnie stała Victoria, patrząc na niego z czułością.

— Sam, to normalne, że będą cię obserwować, w końcu niecodziennie widzą nowego mieszkańca szkoły. — Draco pochylił się, chcąc poprawić chłopcu jasną grzywkę, która opadła mu na oczy, po czym odsunął się na moment, by w końcu zbliżyć się jeszcze raz i wyrównać mu biały kołnierzyk wystający spod ciemnogranatowej dziecięcej szaty. Usatysfakcjonowany pokiwał głową. — Wyglądasz wspaniale.

— I tak się będą gapić. — Oczy chłopca były rozszerzone i wydać było, że Sam jest przerażony perspektywą wkroczenia do ogromnego pomieszczenia wypełnionego tłumem ludzi. O ile dzień wcześniej był podekscytowany i naprawdę nie mógł się tego doczekać, o tyle w tej chwili najwyraźniej dopadła go trema.

— Jasne, że będą się gapić. — Harry mrugnął wesoło, kierując na siebie uwagę Samuela. — Jesteś bratem Draco, będą się zastanawiać czy ich polubisz, czy będziesz chciał się z nimi zaprzyjaźnić. Wiesz, dyrektor szkoły to wielka szycha, a jego brat to też nie taki zwykły uczeń.

— Nie? Dlaczego?

— Hmm, jesteś od nich młodszy, jeszcze się nie uczysz, masz własny pokój i nie musisz mieszkać w dormitorium z innymi. Zobaczysz, będą bardzo ciekawi wszystkiego. — Poklepał go przyjaźnie po ramieniu. — Na pewno szybko znajdziesz przyjaciół.

— A jak mnie nie polubią? — Chłopiec nadal nie wydawał się przekonany.

— Kochanie, ciebie nie da się nie lubić. — Z tyłu rozległo się ciche westchnienie opiekunki.

— Victoria ma rację, polubią cię i zobaczysz, że szybko poznasz wszystkich. Uczniowie mają jeszcze sześć dni wolnego, a skoro nie ma lekcji, wykorzystują ten czas na zabawę, już dziś dołączysz do jakiejś grupy. — Draco objął ramię dziecka pocieszającym gestem. — Jest wcześnie, na pewno w środku jeszcze nikogo nie ma, będziemy pierwsi, co ty na to? Będziesz mógł wszystko sobie obejrzeć.

— Dobrze. — Sam przełknął głośno, dygocząc lekko, jakby zaczęła go ogarniać panika. — Chodźmy — jęknął płaczliwie. Wyraźnie było widać, że słowa brata wcale go nie uspokoiły.

Harry podniósł się i spojrzał z niepokojem na męża. Rozumiał niepokój chłopca i sam też czuł wielki supeł na żołądku. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak się denerwował. Chyba coś podobnego czuł w momencie gdy po raz pierwszy przekroczył próg Hogwartu i lęk przed tiarą przydziału sprawiał, że ledwo mógł oddychać. Twarz Malfoya wydawała się spokojna, jednak bladość zdradzała niepokój. Potter widział jak przymyka oczy i bierze głęboki oddech, usiłując się uspokoić. Przez tyle lat ukrywał istnienie chłopca, aby teraz w jednej chwili rzucić go na głęboką wodę i odkryć wszystkie karty. To na pewno nie było na niego łatwe.

— Przejdziemy przez to razem. — Gryfon wytrzymał nerwowe spojrzenie Draco, gdy ten na niego w końcu popatrzył. — Jesteśmy rodziną. — Widział jak źrenice Ślizgona rozszerzają się w oczekiwaniu na jego dalsze słowa. Ponownie pochylił się ku dziecku. — Posłuchaj, jeżeli naprawdę nie chcesz tam wchodzić, to możemy wrócić do pokoju. Śniadanie z uczniami nie ucieknie. Co o tym sądzisz, Draco?

— Zgadzam się, nic na siłę. Sam, skoro nie masz ochoty, absolutnie nie będziemy cię zmuszać. — Malfoy poklepał chłopca po ramieniu.

— Naprawdę? Nie będziesz się gniewać? — Samuel spojrzał na brata z nadzieją.

— Oczywiście, że nie, to twoja decyzja.

— Dziękuję. — Chłopiec wreszcie zdobył się na nieśmiały uśmiech.

— A może moglibyśmy kogoś zaprosić? — Harry zerknął na męża.

— Masz jakąś propozycję? — Na twarz Draco powrócił ten zwykły malfoyowsko —cyniczny uśmieszek i Gryfon poczuł, jak coś w jego wnętrzu rozluźnia się na ten widok.

— Myślałem o Hermionie, twoim ojcu chrzestnym i Ronie — przyznał niepewnie.

— Tak, sądzę, że to dobry pomysł. — Ślizgon ku zaskoczeniu Pottera był przychylnie nastawiony. Być może perspektywa spędzenia poranka w bardziej kameralnym gronie uspokoiła i jego.

— A ty, Sam, jak uważasz? Mogę zaprosić wujka Severusa i dwójkę moich przyjaciół? — Spojrzał na chłopca pytająco.

— Acha, będzie nas więcej. — Dziecko najwyraźniej odzyskało animusz, jakby co najmniej została odroczona jakaś egzekucja. — Kim oni są?

— Pamiętasz tego czarodzieja, który przyprowadził cię do zamku? — Samuel energicznie pokiwał głową. — To mój najlepszy przyjaciel. Założę się, że nie może się doczekać, aby znowu cię zobaczyć. Drugą osobą jest moja przyjaciółka, Hermiona. Chodziliśmy razem do szkoły. Na pewno bardzo się ucieszy z poznania ciebie.

— Fajnie, też chcę ją poznać. — Chłopiec wyglądał na podekscytowanego. Na blade do tej pory policzki powoli zaczęły powracać kolory.

— Świetnie, w takim razie wy wracajcie, a ja przyjdę... za pół godziny? — Zerknął na Draco.

— Idealnie. — Ślizgon wyraźnie się rozluźnił. — Będziemy czekać.


Red HillsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz