IV

2.6K 199 143
                                    


Jasnowłosy chłopak po raz ostatni spojrzał w lustro i z zadowolonym uśmiechem zszedł po schodach do holu, z którego wolnym krokiem ruszył do jadalni.
Właściwie mógłby się aportować prosto do stołu, jednakże dwie przyczyny skutecznie odwiodły go od tej myśli. Pierwszą z nich była jego matka, która przyjechała na tydzień z Francji i uważała takie zachowanie za gorszące. Druga przyczyna siedziała wygodnie w fotelu, sącząc wino z kryształowego kieliszka. Młody mężczyzna musiał przyznać, że bardziej interesowało go wywarcie dobrego wrażenia na ojcu chrzestnym niż zadowolenie rodzicielki.

— Matko, Severusie. — Skinął głową, wchodząc do salonu.

— Witaj Draco. — Narcyza uniosła wzrok znad wazonu, w którym właśnie układała kompozycję z błękitnych róż. — Sev raczył nas zaszczycić wizytą.

— On nie jest ślepy, moja droga. — Snape uniósł kieliszek w geście pozdrowienia.

— Wino z samego rana? Jak dekadencko. — Młody Malfoy uśmiechnął się lekko. Rzadko kto miał okazję zobaczyć jak opada jego maska zimnego arystokraty, a twarz łagodnieje i przybiera zwyczajny, chłopięcy wygląd.

— Dla lepszego trawienia, nic ciężkiego. — Czarnowłosy mężczyzna spojrzał na trzymany w ręku rżnięty kryształ.

— To ja też poproszę. — Draco usiadł w fotelu obok Snape'a. Jak na zawołanie z cichym „pop" pojawił się skrzat z tacą, na której stał trunek.

— Nie powinieneś pić, jesteś za młody. — Narcyza spojrzała na niego karcąco.

— Chłopak ma dwadzieścia dwa lata, nie jest już dzieckiem. — Severus upił łyk i spojrzał na młodzieńca. — Zdecydowałeś już coś odnośnie dalszej kariery?

— Zastanawiałem się nad tym. — Kiwnął głową. — Sądzę, że byłbym niezłym adwokatem, niestety praca w ministerstwie dzięki poczynaniom mego ojca raczej odpada. Ubolewam nad tym, gdyż wierzę, że nadawałbym się na wytrawnego polityka.

— Nie mów źle o ojcu! — Narcyza z trzaskiem odłożyła nożyce do przycinania łodyg. Odkąd Draco zmienił strony, nie mogła mu wybaczyć tego, co stało się z Lucjuszem. Nigdy nie zrozumiała, że tak naprawdę tylko dzięki niemu może nadal prowadzić swoje pełne luksusu życie. Gdyby jej syn wybrał bycie Śmierciożercą, po zwycięstwie Pottera straciliby wszystko, a on sam skończyłby w Azkabanie. Młody Malfoy może i miał na ramieniu Mroczny Znak, jednak szpecił on jego jasną skórę tylko z winy Albusa Dumbledore'a, który zdołał namówić go na bycie szpiegiem.

Wysyłając syna do Hogwartu, Lucjusz chyba nigdy nie przypuszczał, że siedem lat spędzonych z dala od jego wpływów pozwoli chłopakowi zaistnieć samodzielnie, a w końcowym rozrachunku wybrać jasną stronę.

— Kiedy wracasz do Francji? — Draco odstawił pusty kieliszek i rzucił rodzicielce nieodgadnione spojrzenie.

— Pojutrze. Matka Pansy również się wybiera, więc zaproponowałam jej gościnę w naszym dworku. — Narcyza poprawiła misternie upięty kok. — Właściwie pomyślałam, że dobrze by było gdybyś pojechał z nami, twoja koleżanka ze szkoły też...

— Nie — przerwał jej w połowie zdania, udając, że nie widzi zgorszonego spojrzenia, które mu posłała. — Jestem zajęty.

— Czym? — Pokręciła głową. — Powinieneś pomyśleć o rodzinie, nazwisko Malfoy do czegoś zobowiązuje. Gdyby twój ojciec tu był... — Wystudiowanym gestem uniosła do oczu koronkową chusteczkę z monogramem.

— Jego tutaj nie ma i nie masz co liczyć na jego powrót. — Draco wstał i skierował się do jadalni. — Nie mam zamiaru żenić się z Pansy, to moja koleżanka, jak słusznie zauważyłaś. Poza tym... — Odwrócił się i spojrzał złośliwie na matkę. — Wchodzenie do mojej sypialni bez pukania powinno było cię oświecić w niektórych kwestiach.


***

— Nie powinieneś jej tak denerwować. — Severus posmarował grzankę cienką warstwą masła i położył ją na talerzyku obok plastrów wędzonego łososia.

— Zimna, zapatrzona w siebie egoistka.

— To twoja matka, wyrażaj się z szacunkiem. — Mężczyzna spojrzał surowo na Draco.

— Denerwuje mnie. Zatrzymała się na etapie, gdy jej życie kręciło się wokół tego, co ubrać na kolejny bal. Nie dociera do niej, że czasy się zmieniły.

— Nazwisko Malfoy nadal jest jednym z najbardziej pożądanych w czarodziejskiej społeczności. Ma rację, powinieneś zacząć się zastanawiać nad założeniem rodziny i spłodzeniem dziedzica.

Draco nabił na widelec kawałek ryby i spojrzał na Snape'a z ironią.

— Czy i ciebie mam oświecić co do mojej orientacji?

— Nie musisz, wystarczy na ciebie spojrzeć — prychnął Mistrz Eliksirów.

— Wiem. — Machnął lekceważąco ręką. — Jestem doskonały, stanowię idealny przykład elegancji i szyku. Jestem ikoną świata czarodziejskiego, plebs powinien płacić za samą możliwość oglądania mnie. Chyba sam siebie opatentuję.

— Niekoniecznie o to mi chodziło. — Severus przewrócił oczami, powracając do śniadania. — Twoja matka do nas nie dołączy?

— Obraziła się, teraz pewnie żali się starej Parkinson, możne nawet przyspieszy swój wyjazd do Francji? Przynajmniej wyniknęłoby coś pożytecznego z tej sytuacji.

— Doprawdy, Draco... — Snape wytarł usta serwetką i odsunął talerz z niedojedzonym łososiem. — Ktoś powinien cię nauczyć poważania innych.

— Och, uczyli. Niestety nie skorzystałem.

— Cóż za strata.

— Na szacunek trzeba sobie zasłużyć, Severusie. — W oczach Draco zamigotało coś dziwnego. Odsunął krzesło i sięgnął po leżącą obok gazetę.

Przez chwilę w jadalni panowało milczenie. Młody Malfoy przeglądał nowinki ze świata mody, które znajdowały się na ostatniej stronie „Proroka Codziennego". Zawsze czytał gazety od końca, było to jego małe skrzywienie, o którym wiedział tylko Snape. Przy Mistrzu Eliksirów Draco mógł sobie pozwolić na rozluźnienie i komfort bycia szczerym. Co nie znaczyło oczywiście, że w jakikolwiek sposób sprawiłby, żeby postrzeganie go jako idealnego arystokraty choć na chwilę zachwiało się w oczach chrzestnego ojca.

Severus złączył dłonie i oparł łokcie na świeżo uprzątniętym przez skrzaty stole. Pogrążył się w myślach, odpływając na chwilę i pozostawiając chłopaka samego. Głośny okrzyk sprawił, że poderwał się i zdumiony spojrzał na chrześniaka.

— To przechodzi wszelkie granice! Co on sobie wyobraża! — Draco potrząsnął trzymaną w rękach gazetą. — Ktoś powinien się tym zająć! Nie można pozwolić aby... Aby... To po prostu nie do zniesienia!

— Cóż znowu zrobił Potter? — Snape z ciekawością przyglądał się wzburzeniu Malfoya.

— Ten zawszony Gryfon... — Umilkł i spojrzał na Severusa. — Skąd wiedziałeś, że o niego chodzi?

— Twój wrzask słychać pewnie w posiadłości Avery — prychnął mężczyzna. — Nic nie słyszałem o żadnym kataklizmie, ani o twoim bankructwie. Więc jeżeli nie chodzi o pieniądze, to musi chodzić o Pottera — wyjaśnił spokojnie.

— Nie kpij, Merlin mi świadkiem, że tym razem to poważna sprawa. — Draco poderwał się z krzesła i zaczął krążyć po pokoju.

— Nie mów... — Severus zwiesił głos. — Potter spodziewa się potomka, a ty nie możesz znieść, że jego ród przetrwa, a twój ma na horyzoncie wątpliwą przyszłość. Cóż, zważywszy, że Weasleyowie mnożą się jak króliki, nie widzę w tym niczego dziwnego.

— Bardzo śmieszne. Połowa szkoły zeszłaby na zawał, wiedząc, że ich najgorszy koszmar senny ma poczucie humoru. — Draco zatrzymał się i spojrzał na Snape'a oskarżycielsko. — On otwiera szkołę!


Red HillsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz