XLVIII

1.8K 138 8
                                    


Pomimo panujących na dworze upałów w komnatach mistrza eliksirów panował przyjemny chłód. Mężczyzna siedział w jednym z głębokich foteli i z trudnym do odczytania wyrazem twarzy wpatrywał się w ogień trzaskający w kominku. Z jego związanych rzemykiem włosów wysunęło się kilka kosmyków. Niecierpliwym gestem odgarnął je za ucho, po czym na powrót zastygł w zamyśleniu, dłonią bezwiednie gładząc szorstki od zarostu policzek.
Od jakiegoś czasu jego uwaga skupiała się tylko i wyłącznie na płonącym ogniu. Z pozoru spokojny, czekał, aż kolor płomieni zmieni się na zielony, oznajmiając przybycie gościa. Kiedy po południu poszedł do Draco z ostatnią dawką eliksiru, doskonale zdawał sobie sprawę, że chrześniak jest na skraju wybuchu. Powodem był fakt, że Severus po raz kolejny odmówił mu rozmowy. Od kilku dni unikał konfrontacji, nie dając Draco szansy na zadanie dręczących go pytań. Gdy opuszczał dziś jego komnaty, czuł na plecach pałający wściekłością wzrok i wiedział, że tym razem Draco nie odpuści.
Płomienie zmieniły barwę i w pomieszczeniu rozległ się charakterystyczny odgłos, który towarzyszył podróżom Siecią Fiuu. Mężczyzna drgnął, a jego oczy lekko się zwęziły. Czas oczekiwania właśnie dobiegł końca.

— Będziemy rozmawiać! — Draco wyszedł z kominka i szybko zbliżył się do Severusa, zatrzymując kilka kroków przed nim. — Tu i teraz.

— Rozumiem. — Snape wolno skinął głową.

— Tym razem nie dam ci się zbyć.

— To również przyjąłem do wiadomości.

— Nie powiesz mi już, że jestem jeszcze za słaby i nie wolno mi się denerwować. Nie uciekniesz przede mną, zamykając mnie w skrzydle szpitalnym! — Draco pochylił się i oparł dłonie o stolik, wbijając w chrzestnego przenikliwe spojrzenie.

— Nikt nie śmiałby powiedzieć, że jesteś słaby. Zwracam ci tylko uwagę, że przez kilka tygodni leżałeś w śpiączce wywołanej teoretycznie śmiertelną klątwą. Oczywiście cieszę się, że widzę cię w tak dobrym zdrowiu. — Snape zacisnął usta i mocniej przywarł plecami do oparcia fotela, odruchowo prostując ramiona.

— Przypuszczam, że zawdzięczam to twoim eliksirom i maściom. — Draco cofnął się i podszedł do kominka. Zatrzymał się przed nim i objął się rękoma, pocierając dłońmi ramiona. — Jak mogłeś mi to zrobić, Severusie? — zapytał cicho po chwili milczenia.

— Doskonale wiesz, że nie było innego wyjścia. — Snape poruszył się niespokojnie. — Gdybyś chociaż przez chwilę pomyślał logicznie, zamiast kierować się zupełnie niepasującymi do ciebie emocjami, doszedłbyś do tego samego wniosku.

— Zdradziłeś mnie! — Malfoy odwrócił się i spojrzał na mistrza eliksirów z nienawiścią, przed którą mężczyzna znowu miał ochotę uciec. To już nie pierwszy raz, gdy chrześniak patrzył na niego w ten sposób. Po raz pierwszy zobaczył ten wzrok już w sercu zamku, gdy do Malfoya dotarło, co się właściwie stało. Na początku Draco wyglądał, jakby nie wierzył, gorączkowo kręcąc głową i zaprzeczając oczywistym faktom. Faza wyparcia. Później przyszła kolej na żal. Draco przyjął do wiadomości, że Harry poświęcił się dla niego, jednak cała jego postawa świadczyła o tym, jak bardzo był zraniony. Na końcu pojawiła się nienawiść. Napłynęła w momencie, gdy Malfoy spojrzał na swego ojca chrzestnego i zrozumiał, że to wszystko stało się za jego sprawą. Uczucia te zmieniały się tak szybko, że gdyby Snape nie przyglądał się wówczas Draco uważnie, zostałby tylko z nienawiścią, bo tylko ona utrzymywała się przez cały ten czas. Do tej pory.

— Nie było innego wyjścia! — Severus zastanawiał się, jak często w ciągu ostatnich dni powtórzył te słowa.

— Oczywiście, że było! W ogóle nie powinieneś był nic robić! Obiecałeś mi, że nikt nigdy się nie dowie. To, co wydarzyło się tamtej nocy przed bitwą, miało pozostać między nami dwoma! I co? I przy pierwszej nadarzającej się okazji pobiegłeś i opowiedziałeś mu o wszystkim!

— Wiesz, że to nieprawda. — Westchnął i potarł palcami skronie. — Potter nie pozostawił mi wyboru.

— Poważnie? I co niby zrobił? Wpadł do twoich komnat, przyłożył ci różdżkę do gardła i zagroził śmiercią?! Nie bądź śmieszny! — Draco pochylił się do przodu, niecierpliwym gestem odgarniając z twarzy opadające na nią kosmyki.

— Nie do wiary, prawda? — Snape uniósł brew, patrząc na chrześniaka. — Kto by przypuszczał, że twój mąż posunie się do gróźb.

— Nie kpij ze mnie. — Dłonie Malfoya zacisnęły się w pięści. — Harry nigdy by nie...

— Oczywiście, że nie. — Snape podniósł się z fotela i stanął naprzeciwko Draco. — A na pewno nie wtedy, gdy nad sobą panuje. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy twój małżonek poczuje się wzburzony i przyciśnięty do muru. Wtedy przejawia skłonności do wycieku mocy. Ogromnej mocy! — dodał, przypominając sobie, co czuł, gdy Potter prawie rozniósł jego komnatę w przypływie szału. Takiego natężenia magii nie doświadczył od czasu ostatecznej bitwy.

— Błagam cię. — Malfoy roześmiał się szyderczo. — Nie mów mi, że Severus Snape przestraszył się Harry'ego Pottera. Za kogo ty mnie uważasz? Tę bajeczkę możesz wciskać naiwnym...

— Bajeczkę?! — Snape poczuł napływającą złość. Do tej pory usiłował się tłumaczyć. Chciał, aby ta rozmowa odbyła się spokojnie, by mógł wyjaśnić wszystko chrześniakowi. Najwyraźniej jednak do Draco nie docierały racjonalne argumenty i wolał wykpić jego opanowanie i dobrą wolę. Kochał Draco, kochał go jak nikogo innego. Traktował jak syna i poświęciłby dla niego wszystko. Przygotował się na jego gniew i okrucieństwo, ale ironia i kpina? To go przerosło. Nikt nigdy nie kpił z Severusa Snape'a! — Bajeczkę — powtórzył. — Czy ty w ogóle znasz swojego męża? Czy wiesz jaką mocą dysponuje? Jaką mocą ty dysponujesz dzięki niemu? Widzę, że nie! Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy z tego, że jesteście najpotężniejszą parą w całym tym pieprzonym świecie?! Potter posiada ogromny potencjał magiczny, posiada też moc Voldemorta, a ty za sprawą synergii współdzielisz z nim tę potęgę! Czy kiedykolwiek dotarło to do ciebie?!

— Ty naprawdę się go bałeś. — Draco cofnął się o kilka kroków, patrząc na swojego ojca chrzestnego z niedowierzaniem. Ironia, która malowała się na jego obliczu jeszcze przed chwilą, zniknęła.

— Oczywiście, że tak! Prawie mnie zabił! — Snape wzdrygnął się, kiedy przypomniał sobie mroczną, niekontrolowaną moc, która spowijała Pottera, gdy ten wpadł do jego komnat, żądając odpowiedzi. Pęknięcie na szybie regału do tej pory nie dało się naprawić, jakby pozostał w nim okruch tamtego szału. Severus uniósł rękę i poluźnił kołnierzyk, czując, że na samo wspomnienie znowu zaczyna się dusić. Ten gest najwyraźniej nie umknął uwadze Draco, który zmrużył oczy, wpatrując się w jego palce trące skórę szyi.

— Rozumiem. — Malfoy uśmiechnął się lekko, nie spuszczając z oczu jego dłoni.

— Cieszę się. — Snape cofnął rękę, zaciskając i rozluźniając pięść w geście zdradzającym zdenerwowanie.

— Rozumiem, że naprawdę posunął się go gróźb, jednak — uśmiech znikł z twarzy Draco — nie rozumiem dlaczego mu uległeś! Czy obietnica, którą mi złożyłeś, była mniej wiążąca od tej, którą dałeś kiedyś Dumbledore'owi? Wtedy nie pozwoliłeś się zastraszyć!

— To zupełnie różne sytuacje. — Snape spojrzał na niego z irytacją.

— Obietnica to obietnica! Dla niego gotów byłeś zabić i stać się banitą. Zginąć! Widać ja nie znaczę aż tak wiele.

— Słucham? — Tego było naprawdę za dużo. Naprawdę starał się zachować spokój, jednak zarzuty Draco łamały go jak suchą szczapkę drewna. Szybko i bez problemu.

— Prosiłem cię! Błagałem... a ty? Wszystko zepsułeś! Zniszczyłeś mnie!

— Zepsułem?! Zniszczyłem, bo uratowałem ci życie?! — Cierpliwość i opanowanie prysły jak bańka mydlana.

— Ten strach to wymówka! — Głos Draco był teraz głośny i boleśnie ranił uszy coraz bardziej wściekłego Snape'a. — Powiedz mi prawdę! Co czułeś? Co myślałeś, gdy przekreślałeś wszystko, co zrobiłem?!

— Chcesz prawdy? — Snape roześmiał się zimno. — Prawda jest okrutna, Draco. Tak, bałem się! Piekielnie się bałem. Ale nie Pottera! Strach przed mocą twojego męża był niczym wobec przerażenia, które ogarniało mnie na myśl, że leżysz tam i umierasz! A on tutaj przyszedł sam i podał mi siebie na srebrnej tacy! Chciał zrobić wszystko, poświęcić nawet własne życie, by cię ratować. Kim byłem, aby mu odmawiać?

— Z radością skazałeś go na śmierć! Tak bardzo go nienawidzisz?!

— Nie nienawidzę go, ale jeżeli staję przed wyborem ty albo on, decyzja jest dla mnie prosta! Jak mógłbym się wahać?! — Podszedł do Malfoya i chwycił go za ramiona. — Jesteś moją jedyną rodziną! Nie możesz oczekiwać, że będę myśleć w takich chwilach o Potterze. Jakkolwiek doceniam jego poświęcenie.

— Jego poświęcenie?! — Draco położył dłonie na piersi Severusa i pchnął z całej siły, aż mężczyzna zatoczył się na szafkę, strącając z niej kilka eliksirów. Jeden z nich wypalił dziurę w szerokim rękawie czarnej szaty Snape'a, lecz Draco nie zwrócił na to uwagi. — A co z moim poświęceniem? Co z moim własnym wyborem? Kto dał ci prawo do kwestionowania go? To ja go zasłoniłem! — Malfoy uderzył się w pierś, tracąc całkowicie panowanie nad sobą; jego krzyk roznosił się po komnacie. — Zasłoniłem go własnym ciałem! Nie po to, abyś go później zabił!

— To była chwila. Nie myślałeś racjonalnie. Nie miałeś czasu na zastanowienie się! Nie możesz wiedzieć, co byś zrobił, gdyby dano ci szansę na przemyślenie tego!

— To samo! — Szare oczy przybrały barwę burzowego nieba. — Zrobiłbym dokładnie to samo!

— Nie możesz być tego pewien... — Ramiona Snape'a opadły w geście rezygnacji, a głos stał się niewiele głośniejszy od szeptu.

— Jak niczego innego. — Draco objął się rękoma, jakby nagle zrobiło mu się zimno, i odwrócił się do ojca chrzestnego plecami. — Co mam teraz zrobić? Jak się wytłumaczyć? Pogrzebałem dzień stworzenia horkruksa w pamięci, a teraz... teraz to wszystko wraca. Miałeś rację, czarna magia pozostawia niewidzialną bliznę, nie można jej wyleczyć. To koniec. Powinieneś był pozwolić mi odejść.

— Nie bądź śmieszny. — Tym razem głos Snape'a brzmiał czysto i wyraźnie. — Potter gotów był umrzeć dla ciebie. To chyba coś znaczy.

— To znaczy tylko tyle, że kierowało nim cholerne gryfońskie poczucie obowiązku. Nie pierwszy raz zresztą. — Draco odwrócił się i spojrzał na niego wściekle, po czym nagle uszło z niego powietrze, zrobił kilka kroków w kierunku fotela i opadł na niego ciężko. — On heroiczne akty poświęcenia ma we krwi.

— Bzdura! Zrobił to, bo cię kocha. — Snape skrzywił się, jakby powiedzenie tego głośno było nad wyraz gorzką pigułką. — Oczywiście, wolałbym cię widzieć w związku z każdym, byle nie z tym nieprzewidywalnym Gryfonem, jednak nawet ja nie mogę zaprzeczyć oczywistym uczuciom Pottera do ciebie. Poza tym przynajmniej raz ta jego nieprzewidywalność na coś się przydała.

— Nie rozumiesz. — Draco oparł głowę o zagłówek i przymknął oczy. — To nie ja. To nie o mnie chodziło. On po prostu jest stworzony do ratowania innych, nie może przejść obojętnie obok czyjegoś cierpienia, nawet jeżeli wie, iż każdy krok zbliża go do przepaści. Przypomnij sobie Hogwart i Komnatę Tajemnic. Był gotów umrzeć za Weasleyównę. A co z Blackiem? Walczył z dementorami, żeby go ratować. Sam jeden. Potem ministerstwo i przepowiednia, horkruksy, które były bardziej niebezpieczne niż cokolwiek innego. Tam nigdy nie chodziło o niego. Zawsze o innych. I tym razem było tak samo.

— Chcesz mi powiedzieć, że on uratował cię z przyzwyczajenia? — Snape spojrzał na chrześniaka ze zdumieniem. Po czym, ku ogromnemu zniesmaczeniu Draco, zaczął się śmiać.

— Naprawdę cię to bawi? — Malfoy zacisnął zęby ze złością.

— Naturalnie, czasami głupota bywa zabawna. — Mistrz eliksirów potrząsnął głową, jakby odpędzał od siebie jakąś myśl. — Chociaż w tym przypadku dochodzę do wniosku, że jednak bardziej mnie przeraża niż śmieszy. — Snape ucichł i podszedł do fotela, na którym siedział Draco. — Przychodzisz do mnie, obrzucasz błotem, po czym snujesz jakieś nieprawdopodobne teorie i oczekujesz, że co zrobię? Ukorzę się? Przyznam ci rację i poproszę o wybaczenie? Przykro mi, ale muszę cię rozczarować. Nie czuję się winny! Ani temu, że wyznałem Potterowi prawdę o horkruksie, ani tym bardziej, że pozwoliłem mu cię uratować. Gdybym miał podjąć tę decyzję jeszcze raz, zrobiłbym to samo!

— Myślisz tylko o sobie. Jesteś egoistą, Severusie. — Draco poderwał się z fotela i ruszył w kierunku wyjścia z komnaty. — Masz, co chciałeś, uratowałeś mnie albo raczej pozwoliłeś uratować, zdradzając przy okazji. Problem w tym, że to nie ty będziesz musiał żyć u boku człowieka, który tobą gardzi. Więź nigdy nie pozwoli mi odejść, a Harry nigdy mi nie wybaczy.

— Jesteś głupcem, Draco. Żyjesz, czy to nie jest w tej chwili najważniejsze? — Snape oparł się o stolik, splatając ręce na piersi. — Pomyśl o Samuelu.

— Przestań. Nie próbuj mieszać w to mojego brata. — Przez blade oblicze Draco przemknął cień. Jego plecy przygarbiły się lekko, gdy zaciskał palce na ramie obrazu, który posłusznie przesunął się, odsłaniając wyjście. — Jeżeli on mnie odrzuci, nigdy ci tego nie wybaczę, Severusie.

— Naprawdę jesteś głupcem, Draco. — Cichy głos Snape'a zlał się w jedno ze szmerem zasuwającego się za Malfoyem obrazu.



Red HillsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz