Irlandia — jedna z najpiękniejszych wysp. Od wschodu otoczona Morzem Irlandzkim, na południu jej brzegi obmywają wody Oceanu Atlantyckiego. Ozdobiona pasmami zielonych, starych gór i płaskowyżów. Można powiedzieć o niej wiele, ale na pewno nie to, że jest monotonna. Jeziora, mokradła, wzgórza, przepiękne widoki... dla amatora fotografii kraina mlekiem i miodem płynąca. Ponad osiemdziesiąt procent powierzchni tego kraju stanowią pastwiska i tereny rolnicze, nikogo więc nie dziwi, że nazwana została Zieloną Wyspą. Najwyższym szczytem Irlandii jest Corrain Tuathail w paśmie Kerry, położonym na południowym zachodzie. Północno- wschodnia część wyspy to bazaltowa Wyżyna Antrim, wybiegająca fantastyczną granitową kolumnadą, tzw. Drogą Gigantów, w morze.
W tym właśnie miejscu późnym popołudniem wylądowały cztery osoby.
Red Hills — nienanoszalne hrabstwo, w którym w tej chwili znajdowały się tylko łąki pełne kwiatów i mocno pachnących ziół oraz ogromne pastwiska, gdzie spokojnie pasło się bydło. Otaczały je niezwykłe formacje górskie, z których ścieżka wiodła w kierunku plaży. Kilka szałasów, latem zamieszkanych przez pasterzy, znajdowało się głęboko w lasach, by nie niepokojeni przez nikogo spokojnie mogli zajmować się swoimi sprawami.
— Pięknie — szepnęła Ginny, jak gdyby jej głos mógł zakłócić panującą wokół harmonię.
— No... — Ron podniósł się na nogi, uwalniając tym samym Harry'ego, na którym wylądował, wbijając mu przy okazji łokieć w brzuch — A gdzie ten zamek? — Rozejrzał się dookoła.
— Myślę, że powinniśmy się udać tym przesmykiem. — Hermiona wskazała przed siebie, gdzie ścieżka wiodła pomiędzy skały.
— Czy nie powinno tutaj być więcej domów? — Brunet rozejrzał się dookoła, szukając jakichkolwiek oznak cywilizacji. Wszędzie jak okiem sięgnąć, otaczało ich morze zieleni.
— Niekoniecznie. — Ron poprawił plecak i ruszył na wprost przez łąkę, w kierunku, który zasugerowała Granger. — W takich hrabstwach ludzie nie lubią sąsiadów zbyt blisko siebie, czasami pomiędzy posiadłościami rozciąga się niezamieszkana przestrzeń mająca nawet kilkadziesiąt kilometrów.
— Wiwat przyjazne sąsiedztwo — mruknął chłopak, podążając za przyjacielem.
— Wiecie, że tutaj znajduje się kurhan Newgrange? — Hermiona prawie podskakiwała z podekscytowania, rozglądając się dookoła, jakby usiłowała zapamiętać każdy szczegół otaczającej jej przyrody.
— Newgrange? To jakiś grób? — Ron nie wydawał się zachwycony perspektywą odwiedzenia jakiegokolwiek cmentarza.
— Czy ty naprawdę nic nie przeczytałeś o Irlandii?
— A po co? — Obdarzył ją jednym ze swych bezmyślnych spojrzeń.
— Harry dostał tu spadek, to chyba logiczne, że powinniśmy się dowiedzieć czegoś o tym miejscu. — Nawet na niego nie patrzyła, nadal pochłaniając wzrokiem okoliczne wzgórza.
— No dobra... To co to ten kurhan?
— Newgrange jest starsze od Myken, od Stonehenge, czy piramid! — niemal krzyczała podekscytowana. — Ron spojrzał bezradnie na Harry'ego, jego spojrzenie mówiło — Czy ty coś z tego rozumiesz? Brunet wzruszył ramionami, uśmiechając się cokolwiek niepewnie. — Ani słowa. Ron odetchnął z ulgą, czuł się jakoś pewniej, mając towarzysza w tej ciemnocie.
— ... I kiedy chyba w 1962r, nie pamiętam zbyt dobrze, archeolodzy odkryli korytarzowy grobowiec Newgrange, stało się jasne, że już w czwartym wieku przed naszą erą budowniczowie dysponowali imponującą wiedzą astronomiczną. Rozumiecie to? Rozległe cmentarzysko megalityczne w dolinie rzeki Boyne ma olbrzymią wartość historyczną, niewiele europejskich nekropolii z czasów przedchrześcijańskich może się z nim równać. To po prostu niesamowite! — Kontynuowała niezrażona ich milczeniem. Ginny w ogóle się nie odzywała, z jednej strony nie chcąc wchodzić w koalicję tępych spojrzeń z mężczyznami, z drugiej, bojąc się przyznać, że nic, ale to zupełnie nic nie wie o Irlandii.
— To naprawdę bardzo ciekawe, Hermi. — Potter pokiwał głową, uparcie patrząc pod nogi.
— Prawda? — Dziewczyna szczerze się ucieszyła. — Muszę więcej o tym poczytać, tutaj jest tak wiele interesujących miejsc.
Powoli zagłębiali się w coraz bardziej dzikie górskie rejony. Wijąca się ścieżka pięła się wysoko pomiędzy szczytami. Nie przyzwyczajeni do tak długich wędrówek, szli coraz wolniej. Nawet Hermiona w pewnej chwili zamilkła, dysząc ciężko, aż Ron się zlitował i zabrał od niej torbę wypełnioną jedzeniem i mapami. W końcu po trzech godzinach męczącej wyprawy, stanęli na szycie jednego z wzniesień. Ginny oparła ręce na kolanach, z trudem łapiąc oddech.
— Dalej nie idę, zostawcie mnie, umrę tutaj — jęknęła.
— Nie musisz iść dalej. — Harry stanął obok niej. Przed nimi znajdowała się dolina, w której otoczony górami, stał zamek. Z jednej strony ściany budynku scalone były ze skałą, z drugiej — mury schodziły aż do kolejnego przesmyku, za którym majaczyła rozległa plaża. Kształt budowli był się dostosowany do terenu, a to wymuszało niejednorodną strukturę. Ogromna twierdza posiadała trzy strzeliste wieże, z wysokimi, szpiczastymi dachami, na których powiewały czerwone proporce z wizerunkiem złotego lwa.
— Jakby właściciel był w domu... — mruknął Ron.
— Co? — Brunet zwrócił na niego nieco nieprzytomne spojrzenie.
— Proporce. — Mężczyzna wskazał ręką na wieże. — Są podniesione.
— I co z tego?
— Wciąga się je na powitanie gospodarza, wiszą dopóki nie opuści posiadłości. To taki znak dla innych: „Jestem w domu, witaj gościu".
— Ale... Przecież Dumbledore...
— No właśnie. — Weasley wzdrygnął się lekko. — Może oni tutaj nie wiedzą o jego śmierci?
— Ron, on tutaj nie mieszkał, więc powinny być opuszczone, sam to powiedziałeś. — Ginny z ciekawością przyglądała się kamiennej budowli. Zwieńczenia baszt wykończone były blankami, które w mugolskich zamkach stanowiły wspaniałe punkty obronne. W ich przerwach łucznicy skryci przed strzałami wroga mogli bronić się przez długi czas. Zapewne na tej samej zasadzie obwarowywali się też czarodzieje. Dwie flanki pyszniły się po bokach zamku, sugerując, że budowla pierwotnie służyła właścicielowi nie tylko jako wspaniały dom, ale także jako twierdza. W zachodzącym powoli słońcu lśniły miedziane dachy, nad którymi krążyły jazgotliwe mewy.
Zamek otaczał wysoki na osiem metrów mur obronny, a zwodzony most, w tej chwili opuszczony, zapraszał do wejścia.
Powoli zeszli w dół, zmierzając w kierunku tej imponującej budowli. Im bliżej byli, tym bardziej okazała im się wydawała. Kilkusetletni bluszcz obrastał jej ściany, nadając barwę soczystej zieleni. Błyszczące okna, składające się z małych, ośmiokątnych szybek, przeważnie zdobiły ręcznie malowane witraże. Kiedy minęli bramę, ich oczom ukazał się ogromny dziedziniec, poprzecinany alejkami i ścieżkami pełnymi zieleni i kolorowych kwiatów.
— Stary, ale chałupa, to jest większe od Hogwartu! — Ron z uniesioną głową i szeroko otwartymi ustami rozglądał się dookoła.
— Wygląda na średniowieczny. — Hermiona była pełna podziwu dla architektury. — Nieregularne kształty, szerokie mury, no i stołp... — Wskazała ręką na potężną, masywną wieżę, wznoszącą się na mocnej skale. — Jest okrągły, więc stanowił punkt oporu przeciwko taranom. Spójrzcie na wejście, znajduje się kilkanaście metrów nad ziemią, wchodziło się tam po drabinie. Takie wieże służyły jako skarbce lub więzienia, a w razie ataku chroniła się w nich ludność. Harry... — Spojrzenie dziewczyny było pełne zachwytu. — To naprawdę zamek obronny.
Podeszli do ogromnych, bogato rzeźbionych drzwi. Harry wyciągnął rękę aby zapukać, jednak otworzyły się zanim ich dotknął.
— Harry Potter, sir! — Tuż przed nimi pojawił się mały skrzat z wyłupiastymi oczami, ubrany w dziwną, przydługą buzę i skarpetki w różnych kolorach.
— Zgredek? — Harry ze zdumienia otworzył usta. — C... Co ty tutaj robisz?
— Zgredek dobry skrzat, Zgredek usłyszał, że Harry Potter dostał zamek od dyrektora. — Skrzat zamrugał jakby nagle zasmucony. — Zgredek pojawił się, aby służyć Harry'emu Potterowi, musiał przygotować wszystko na jego przybycie i Mrużka też jest i... — Spuścił głowę. — Dużo roboty nie było, skrzaty dyrektora naprawdę dobrzy pracownicy.
— Bardzo się cieszę, że tutaj jesteś. — Brunet uśmiechnął się lekko.
— Zgredek też się cieszy, pokaże Harry'emu Potterowi i jego przyjaciołom salę z jedzeniem.
— Nooo, wreszcie coś ciekawego. — Ron przepchnął się do przodu. — Prowadź, umieramy z głodu. — Wyszczerzył się do skrzata.
CZYTASZ
Red Hills
FanfictionAutor: Akame Tytuł: Red Hills Bety : Aubrey, Liberi Parring: HP/DM Książka NIE jest moja. Ja ja tu tylko udostępniam. Opis: Harry w spadku dostaje zamek i postanawia otworzyć szkołę, niestety brak mu wystarczających funduszy. Draco widzi w pomyśle P...