XIX

2.5K 199 43
                                    


Harry powoli wciągnął przez głowę czarny golf. Październik nadal był ciepły, ale wieczory robiły się coraz chłodniejsze. Nie miał zamiaru marznąć, włócząc się z Ronem po ulicach miasteczka. Przez chwilę zastanawiał się, o czym Malfoy tak bardzo chciał z nim rozmawiać, po czym odrzucił od siebie tę myśl. Nic nie było tak ważne, aby nie mogło poczekać do wieczora. Zaplanował to popołudnie już dawno i miał zamiar dobrze się bawić. Oby tylko Ron znowu nie zaczął truć o ich nieprawdopodobnym połączeniu. To był nieszczęśliwy traf, nic więcej. W końcu co mogłoby go łączyć z Malfoyem? Chyba tylko wzajemna chęć walki i... Nie, seks to już efekt ich wspólnej magii, nie miał z tym nic wspólnego.

Wyszedł z sypialni, uśmiechając się szeroko do przyjaciela.

— Gotowy na popołudnie nad szklaneczką krasnoludzkiego piwa? — zapytał głośno.

— Jasne! — Ron podskoczył, słysząc jego głos i wyszczerzył się radośnie. — Nie pamiętam kiedy razem gdzieś wychodziliśmy. Nigdy bym nie pomyślał, że nauczanie może być tak absorbujące. W dodatku jeszcze Mal...

— Nie! — Harry uniósł rękę, przerywając mu w pół słowa. — Nie będziemy dziś rozmawiać o Malfoyu. Pamiętaj, same radosne rzeczy.

— Masz rację. Ja, ty i duże pieniste kufle. — Weasley uśmiechnął się błogo na samą myśl.

Wyszli z pokoju i szybkim krokiem zbiegli po schodach. Po korytarzach kręciły się dzieci. Kilka dziewcząt z trzeciej, najstarszej obecnie klasy, zachichotało głośno na ich widok.

— Masz branie, chłopie, nawet wśród nastolatek — stwierdził Ron z nutą zazdrości w głosie.

— Skąd wiesz, że nie chodzi im o ciebie? — Harry zmierzył przyjaciela wzrokiem.

W ciemnozielonej koszuli i czarnych mugolskich jeansach rudzielec wyglądał naprawdę dobrze. Wysoki, wysportowany, nie był już tylko samym chudym, niezgrabnym nastolatkiem. Lata treningów aurorskich zrobiły swoje, Ron coraz bardziej przypominał Charliego, brakowało mu tylko kurtki ze smoczej skóry. Jednym słowem, mógł się podobać dziewczynom, chociaż raczej nie był w typie Pottera. I całe szczęście, pomyślał rozbawiony Harry.

— Profesorze Potter, wychodzi pan gdzieś? — Jedna z odważniejszych nastolatek wystąpiła z grupy i odważyła się zadać pytanie.

Brunet spojrzał na nią, uśmiechając się lekko. Była z domu wody, o czym świadczył herb zdobiący jej szatę.

— Tak, mam zamiar zwiedzić wioskę Senqua. Podobno mają tam kilka godnych uwagi sklepów.

— Fajnie, a czy uczniowie kiedyś też będą mogli tam pójść? — zapytała z ciekawością. Jej koleżanki przysunęły się bliżej, uważnie przysłuchując się rozmowie.

— Pomyślimy nad tym. — Skinął głową, zastanawiając się chwilę. Właściwie drugie i trzecie klasy mogłyby spędzać co drugi weekend poza szkołą. To wcale nie był taki zły pomysł, a dzieciaki miałyby dodatkową rozrywkę.

— Super! — Dziewczynka podskoczyła lekko, podekscytowana. — Czy profesor Weasley idzie z panem?

— Pięć punktów dla domu Aqua za spostrzegawczość. — Ron mrugnął wesoło do uczennicy, na co nastolatka spąsowiała.

Harry parsknął śmiechem i klepnął przyjaciela w plecy, popychając go do przodu.

— Pamiętaj, że są nieletnie — mruknął mu do ucha.

— No co ty... — Rudzielec spojrzał na niego, udając zaszokowanego. — Tak w ogóle, przypomnij mi, czy za naszych czasów trzynastolatki też były takie wyrośnięte?

— Za naszych czasów trzynastolatki bawiły się klepsydrami czasu, uwalniały niebezpiecznych więźniów i uciekały przed wilkołakami.

— Czyli były. Cholera, poczułem się staro. — Ron zgarbił się i zrobił kilka kulejących kroków, podpierając się o ścianę.

— Bardzo zabawne. Może jakiś eliksir na wzmocnienie, staruszku? — prychnął Potter, patrząc na wygłupiającego się kolegę.

— Nigdy w życiu, nie wiadomo jakie zielska pakuje Snape do tych swoich pomyj. — Weasley zatrząsł się na samą myśl.

— O właśnie, skoro mowa o zielskach, spotkałem dziś Neville'a, wydawał się trochę osamotniony. Co ty na to, żebyśmy wzięli go ze sobą? — Harry przystanął i spojrzał na Rona prosząco.

— Jasne, nie musisz nawet pytać. — Najwyraźniej chłopak nie miał nic przeciwko.

— Świetnie, dam mu znać przez Fiuu z pokoju nauczycielskiego, powinien być już u siebie. — Potter skręcił w kierunku wspomnianej komnaty i już po chwili rozmawiał z Longbottomem.

— Będzie za piętnaście minut. — Zadowolony usiadł przy stole.

— Zapowiada się udany wypad. — Weasley usiadł obok niego, podpierając głowę na ręce. — Zaczynałem już tęsknić do tych naszych wieczorów.

— Taa, ja też. — Harry sięgnął po stojący na blacie dzbanek i nalał sobie soku jabłkowego do wysokiej szklanki. Drzwi za nimi skrzypnęły cicho, oznajmiając, że ktoś wszedł do środka.

— Sev... Snape. — Uśmiech Wybrańca zamienił się w grymas na widok Mistrza Eliksirów.

— Potter! Co ty tutaj jeszcze, do cholery, robisz?! — Severus przystanął na środku pomieszczenia, patrząc na niego z mieszaniną zaskoczenia i gniewu.

— Nie rozumiem. — Harry zmieszał się. — Skończyłem już lekcje. To co robię po nich, to chyba moja prywatna sprawa.

— Gdzie jest Draco? — warknął Snape.

— Pewnie w swojej komnacie, ostatnio widziałem go na korytarzu.

— I nic nie mówił? — Mistrz Eliksirów przyglądał mu się badawczo.

— Nic szczególnego. — Harry poczuł się lekko zaniepokojony tą inwigilacją. — Chciał o czymś porozmawiać, ale byłem już umówiony z Ronem i...

W tej jednej chwili zrozumiał, dlaczego Severus Snape był jednym z najlepszych szpiegów i nie zginął przez tyle lat. W ciągu ułamka sekundy Potter został wyrwany z krzesła i rzucony o najbliższą ścianę, z ręką mężczyzny zaciśniętą na gardle.

— Ty pieprzony idioto! — Twarz Snape'a wykrzywił grymas wściekłości. — Ty zapatrzony w czubek własnego nosa Wybrańcze! Czy wiesz, jak ważne było to, co chciał ci powiedzieć? Czy zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś swoją arogancją?!

— Niech mnie pan puści — wychrypiał Potter, usiłując sięgnąć po różdżkę, jednak mężczyzna szybko wykręcił mu rękę.

— Nawet niech pan nie próbuje, panie Weasley — syknął, widząc Rona, który poderwał się i zmierzał z zaciętą miną w jego kierunku. — Jeden ruch i Potter może przez kilka tygodni mieć niesprawny bark.

— O co ci chodzi?! Oszalałeś? — Harry miał dosyć. Po raz drugi w ciągu miesiąca ktoś przyciskał go do ściany, trzymając za gardło. Cholera jasna, nie po to zrezygnował z bycia aurorem, aby być atakowanym we własnej szkole!

Snape spojrzał na niego ponownie, po czym przymknął oczy, jakby usiłował się opanować. Powoli rozluźnił uchwyt i wypuścił chłopaka z uścisku. Gryfon odskoczył, masując szyję i patrząc na niego wściekle.

— Zupełnie ci odwaliło? Teraz będziesz chodził i atakował niewinnych ludzi? — wrzasnął rozzłoszczony.

— Niewinnych — prychnął Mistrz Eliksirów. — Ty i niewinność, Potter? — Westchnął i opadł zrezygnowany na krzesło. — I tak już za późno.

— Za późno na co? — Złe przeczucie targnęło wnętrznościami Złotego Chłopca.

— Trzy dni temu Lucjusz Malfoy wybudził się ze śpiączki. — Widząc pobladłą nagle twarz Gryfona, próbował uśmiechnąć się z satysfakcją, jednak na jego twarzy pojawił się tylko lekki grymas. — Ministerstwo od razu postanowiło działać i po stwierdzeniu przez magomedyków, że jego stan jest stabilny, zarządziło proces. W tej chwili Draco składa zeznania przed jednym z aurorów.

— Merlinie... — Oblicze Harry'ego stało się kredowo białe. — Veritaserum.

— Brawo. Jak widać, aurorskie szkolenie coś po sobie pozostawiło w pańskiej pustej głowie. Wiesz, ile mnie kosztowało skłonienie Draco, aby poszedł z tym do ciebie? Niestety ja nie posiadam odpowiednich koneksji, aby móc uczestniczyć w przesłuchaniu. Ośmielę się stwierdzić, że po raz pierwszy widziałem go naprawdę przestraszonego.

— Będzie zeznawał na niekorzyść własnego ojca? — Ron wyglądał na wstrząśniętego.

— A ma jakiś wybór, panie Weasley? — zapytał ironicznie Snape. — Obydwaj, ku memu ciągłemu zdumieniu, osiągnęliście swój cel i pracowaliście jako aurorzy. Dokładnie więc zdajecie sobie sprawę z tego, jak wygląda takie przesłuchanie. Jeżeli Draco trafi na kogoś niekompetentnego lub żywiącego urazę do nazwiska Malfoy...

— Muszę tam iść. — Harry odwrócił się do Rona. — Przepraszam, stary, ale to...

— Wynoś się już, zamiast gadać. — Rudzielec pchnął go w kierunku kominka. — To moja wina, że cię tam nie ma.

— Dzięki. — Potter chwycił garść proszku z misy stojącej na gzymsie i wrzucił go do paleniska. — Ministerstwo Magii!


Red HillsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz