XI

2.6K 194 78
                                    


Ciemny korytarz rozświetlały magiczne pochodnie. Powoli powłócząc nogami, Harry wracał do swoich komnat po wyczerpującej grze z Ronem. Musiał jakoś odreagować stres po rozmowie z Hermioną, a quidditch jeszcze nigdy go nie zawiódł. Wilgotne po prysznicu włosy zaczesał do tyłu, by przyjemnie chłodziły jego rozgrzany kark. Jedyne, na co teraz miał ochotę, to rzucić się na łóżko i pozwolić marzeniom sennym porwać go daleko od rzeczywistości. Niestety widok wysokiej postaci, opartej o ścianę tuż obok wejścia do jego komnat, skutecznie rozproszył nadzieję na odpoczynek.

— Malfoy, nie możesz spać? — przystanął i spojrzał na chłopaka podejrzliwie.

— O osiemnastej? Wybacz, Potter, niektórzy z nas dorośli na tyle, by nie chodzić do łóżka zaraz po kolacji. Chyba, że mają ku temu szczególny cel. — Draco odsunął się od ściany i spojrzał na niego badawczo. — Musimy porozmawiać.

— To co ty musisz, a czego ja chcę, to najwyraźniej dwie różne rzeczy. — Harry wymruczał hasło i obraz przesunął się bezszelestnie. — Słuchaj, jestem zmęczony. Przez następny rok będziemy na siebie skazani, daj mi ostatni wieczór luzu. Miło by było pomarzyć, że to nie twoja twarz oszpeci moją ślubną fotografię.

— Nie bądź idiotą, Potty. Naprawdę, przebywanie w twoim towarzystwie dłużej niż to konieczne nie jest czymś, o czym marzę i najchętniej ograniczyłbym to do minimum, jednak to bardzo ważne.

Coś w wyrazie twarzy i postawie Draco skłoniło bruneta do zatrzymania się. To rzeczywiście musiała być poważna sprawa. Wbrew sobie poczuł się zaintrygowany.

— Właź i streszczaj się.

— Uwierz, że chciałbym. — Malfoy minął go i wolnym krokiem wszedł do salonu. — Masz coś mocniejszego? Przyda się nam.

— Chcesz mnie upić? Tak przed nocą poślubną? — zakpił Złoty Chłopiec.

— Tak, o niczym bardziej nie marzę, jak o dobraniu się do twojego tyłka, w końcu kto nie chciałby przelecieć Wybrańca — zaszydził Ślizgon, a Harry przeklął się w duchu za prowokowanie go.

Z szafki stojącej pod ścianą wyciągnął dwa pękate kieliszki i nalał do nich sporą porcję koniaku.

— O co chodzi? — zapytał, siadając na kanapie z trunkiem w dłoni.

Draco podniósł kieliszek i od razu upił duży łyk, zagłębiając się jednocześnie w fotelu stojącym naprzeciwko.

— Chciałbym ci opowiedzieć pewną historię.

— Zamieniam się w słuch. — Ciekawość Harry'ego wzrosła. Cóż, Malfoy raczej nigdy nie dzielił się z nim żadnymi opowieściami, a sądząc po wyrazie jego twarzy, było to coś szczególnego.

— Zanim zacznę, chcę abyś obiecał mi, że cokolwiek powiem, nie opuści tego pokoju.

— Jasne.

— Mówię poważnie, Potter. — Draco pochylił się do przodu i wbił w niego przenikliwe spojrzenie. — Przysięgnij. Nie chcę, aby Weasley lub Granger dowiedzieli się o tym. W ogóle gdyby nie okoliczności, ta rozmowa nigdy nie miałaby miejsca.

— Ron i Hermiona są moimi przyjaciółmi, nie mam przed nimi tajemnic — żachnął się brunet.

— Przysięgnij na honor Gryfona, albo po prostu zapomnij, że w ogóle tutaj byłem. — Szare oczy zwęziły się nieznacznie. — Nie ufam ci, a ty nie ufasz mnie, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Wbrew sobie chcę wierzyć, że postępuję słusznie, wyjawiając ci to teraz. Jednakże reszta... — Zakręcił kieliszkiem, przenosząc wzrok na miodowy płyn. — Wiewiór ma za długi język, czasami się nie hamuje, a Granger jest zbyt dociekliwa. Nie chcę, aby ktoś drążył w moim życiu prywatnym.

Harry spoważniał i wyprostował się na kanapie.

— Jaki szkielet ukrywasz w szafie, Malfoy?

— Taki, o którym głośno się nie mówi. — Draco upił kolejny łyk koniaku.

— Pytanie brzmi: dlaczego chcesz mi wyjawić swoje ciemne sprawki? — Harry wstał i dolał alkoholu do kieliszka Malfoya, po czym wrócił na swoje miejsce.

— Pech chciał, że będziemy małżeństwem. — Ślizgon uśmiechnął się smętnie. — Severus przekonał mnie, że nie powinienem...

— Więc to Snape cię do mnie przysłał? — Spojrzał na niego z niedowierzaniem.

— Powiedzmy, że odpowiednio mnie ukierunkował. — Blondyn wzruszył ramionami.

— Dobra... — Harry czuł coraz większą ciekawość. Nigdy nie przeszedł obojętnie obok żadnej tajemnicy, a sekret Malfoya to naprawdę było coś. — Przysięgam na honor Gryfona, na Złotego Chłopca, czy co tam jeszcze chcesz.

Draco spojrzał na niego ze złością.

— Nie kpij! Jeżeli nie potrafisz uszanować mojego żądania, to najlepiej będzie, jak od razu wyjdę. — Zrobił ruch, jakby chciał podnieść się z fotela.

— Przysięgam na mój honor, że cokolwiek powiesz, nie opuści tego pokoju. — Brunet momentalnie spoważniał. Ponownie wstał, uzupełnił swój kieliszek, po czym rzucił na pomieszczenie Muflliato. — Czy to cię satysfakcjonuje?

— Tak. — Draco skinął głową. — Widzisz, Potter, jesteś ostatnią osobą, której chciałbym zdradzić ten sekret. Jesteś też, o ironio, moim przyszłym mężem i byłym aurorem, węszenie masz we krwi, więc prędzej czy później sam być go odkrył. — Zamyślił się. — Właściwie zakładam, że stałoby się to szybciej, niż bym chciał. Poza tym jest jeszcze jedna rzecz, która skłania mnie do wyjawienia ci go. Ktoś chciałby cię poznać.

— Kto? — W Harrym obudziła się czujność.

— Sam się domyślisz, kiedy zakończę opowieść. — Draco podniósł się i podszedł do okna, stając tyłem do Gryfona. Przez chwilę milczał, jakby zastanawiał się, od czego zacząć, po czym cichym, stłumionym głosem rozpoczął opowieść.

— Historia stara jak świat. Bogaty arystokrata zdradza żonę. Nic nowego, prawda? Jednak tym razem dzieje się coś, do czego nie powinien był nigdy dopuścić. Kobieta zachodzi w ciążę. Zapewne pomyślisz: jak na razie to żaden wielki szok, to się zdarza. Jednak ta opowieść ma swoje drugie dno. Mężczyzna i kobieta należą do mrocznej organizacji, która służy bardzo potężnemu i okrutnemu panu. Widzisz, Potter, ciąża u Śmierciożerczyni to rzecz mocno niepożądana. Ogranicza kobietę na długi czas, a przecież służba u Czarnego Pana niesie za sobą szereg obowiązków. Zapewne większość z nich pozbyłaby się niechcianego balastu, jednak ta jedna postanowiła urodzić dziecko. Nie kierowały nią żadne pobudki uczuciowe, bynajmniej, nigdy nie poczuwała się do bycia matką. Jednakże w jej chorym umyśle zrodził się zupełnie nieprawdopodobny pomysł. Dziecko gorliwych Śmierciożerców, potomek czystej krwi, idealne geny na równie idealnego przyszłego sługę. Jeżeli tylko można by było zapewnić mu odpowiednie wychowanie, pozbawić wszelkich hamulców, to wyrósłby z niego ktoś, kogo Czarny Pan na pewno by docenił.

Draco zamilkł na moment, a Harry zorientował się, że przez cały ten czas siedział z uchylonymi lekko ustami, kurczowo zaciskając rękę na szkle. Przez chwilę w głowie zaświtała mu myśl, że Malfoy opowiada o sobie, ale zaraz odrzucił ją jako absurdalną. Ślizgon był prawowitym potomkiem Lucjusza, nie został poczęty poza małżeństwem. Więc o kim, do diabła, mówił?

— Co się stało z tym dzieckiem? — zapytał cicho.

— Och... oczywiście. — Blondyn ocknął się z zamyślenia, nadal wpatrując się w okno. — Urodził się chłopiec. Na razie był za mały, aby cokolwiek można było w nim ukształtować. Matka oddała go na wychowanie swoim rodzicom. Nie potrzebowała go przy sobie, przecież nic do niego nie czuła. Ojciec również nie wyobrażał sobie, aby mógł się nim zajmować. Był arystokratą, miał żonę i własne dziecko, to byłaby skaza na jego honorze. Tak więc maluch przez trzy lata mieszkał z zimnymi i oschłymi dziadkami, którzy zatrudnili niańkę i umyli ręce, tak naprawdę nie chcąc mieć z nim nic wspólnego. Być może plany jego matki spełniłyby się w pełni, jednak coś stanęło im na przeszkodzie. Czarny Pan zginął z ręki Wybrańca, a tym samym dziecko straciło jakąkolwiek wartość. Jego matka trafiła przed sąd i została skazana na dożywocie w Azkabanie. Ojciec... ojciec chyba zupełnie zapomniał, że istniało, nigdy nawet go nie widział, nie życzył sobie tego. Dziecko trafiło do sierocińca, dziadkowie nie chcieli go dłużej utrzymywać. Rok później aurorzy złapali kilku ważnych Śmierciożerców i kobieta została sprowadzona w roli świadka na przesłuchanie. Tak się stało, że jej zeznania zostały poddane konfrontacji i w lochach ministerstwa pojawił się zupełnie nieoczekiwany gość. Syn jej byłego kochanka.
Można śmiało założyć, że matka chłopca oszalała. W akcie zemsty, śmiejąc się przeraźliwie, opowiedziała młodzieńcowi o niewierności jego ojca. Najprawdopodobniej chciała go zranić, upokorzyć. I odniosła zwycięstwo. — Draco dopił koniak i odstawił szkło na parapet. — Nastolatek był zaszokowany, okazało się, że ma brata, o którym do tej pory nie wiedział. Nie myśl, że nagle zapałał do niego wielkim uczuciem. Nic bardziej mylnego, tak naprawdę nie czuł nic poza ogromnym zawodem. Ojciec do końca pogrążył się w jego oczach. To była kropla, która przepełniła czarę goryczy. Przedtem czuł do niego żal, niechęć, teraz po prostu go znienawidził. Jednakże chłopak był arystokratą, miał swoją dumę. Dziecko, jakkolwiek bękart, miało jego krew. Postanowił więc odnaleźć je i zabrać z sierocińca, a potem oddać komuś na wychowanie, oczywiście za odpowiednią zapłatą. To spowodowałoby, że miałby poczucie dobrze spełnionego obowiązku i w jakiś sposób naprawiłby błędy ojca. Po miesięcznych poszukiwaniach znalazł się w jednym z najgorszych czarodziejskich przytułków. Na korytarzu w tym czasie przebywało kilkanaścioro dzieci, a wszystkie jednakowo brudne i zaniedbanie. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie, aby spośród tłumu szarych postaci wyłowić tę jedną. Naprawdę, nie dało się jej przegapić, to było jak spojrzenie w lustro. Dzieciak chyba odniósł to samo wrażenie, gdyż na widok młodzieńca wyprostował się i zadał jedno pytanie: czy jesteś moim tatą?

Harry wstrzymał oddech. Ta historia przeszła jego najśmielsze oczekiwania. Sam nie wiedział, czego się spodziewał. Zbrodni? Krwi? Czegoś wstydliwego? Na pewno wszystkiego po trochu, jednak na pewno nie tego. Czuł się zupełnie wytrącony z równowagi, w głowie kłębiły mu się tysiące pytań, jednak nie śmiał się odezwać. Bał się przerwać Malfoyowi, aby ten przez przypadek nie zatrzymał się, nie pozostawił go w zawieszeniu. Na szczęście Draco po chwili milczenia podjął przerwany wątek.

— Co może odpowiedzieć człowiek na takie pytanie? Co można poczuć, patrząc na miniaturkę samego siebie? Czy można pozostać niewzruszonym, gdy spojrzenie dziecka wyraża tak ogromną nadzieję? Być może ojciec chłopca odwróciłby się bez słowa, jednak jego brat tak nie potrafił. Nie umiał zostawić go komuś obcemu, odebrać mu tego, na co tak naprawdę zasługiwał. Przecież nie było winą tego wpatrzonego w niego dzieciaka, że pojawił się na świecie w takich okolicznościach. Zrobił więc jedyne, co przyszło mu do głowy. Zabrał stamtąd malucha i ukrył go, wynająwszy opiekunkę. Odwiedzał go tak często jak mógł, nigdy nie wyprowadzając chłopca z błędu i pozwalając mu nazywać się ojcem.

— Czy dziecko nie mogło zamieszkać z nim? — odważył się zapytać Harry.

— Niestety, to nie było możliwe. Matka młodzieńca nigdy by tego nie zaakceptowała. Malec znalazłby się w wielkim niebezpieczeństwie. Był przecież skazą na honorze rodziny, dowodem zdrady. Czymś zupełnie niepożądanym, a więc zbytecznym. Znając swoją rodzicielkę, chłopak dobrze wiedział, że pozbyłaby się malucha przy najbliższej okazji.

Draco odwrócił się od okna. Wyglądał na zmęczonego tą długą opowieścią. Jasna twarz była blada, a oczy straciły cały swój blask. Harry miał wrażenie, jakby po raz pierwszy zobaczył Malfoya pokonanego.

— Kim byli rodzice chłopca?

— Alecto Carrow i Lucjusz Malfoy.

To było zbyt wiele dla Gryfona. Drżącą ręką odstawił kieliszek na stół i wstał z kanapy. Właściwie rozumiał, dlaczego Draco opowiedział mu tę historię. Mieli być małżeństwem i trudno byłoby mu ukryć istnienie chłopca, zwłaszcza gdyby, jak sam mówił, chciał go często odwiedzać. Jednakże kiedy mężczyzna zaczynał opowiadać, Harry spodziewał się... teraz już naprawdę sam nie wiedział czego.

— Chcę go poznać. — Podniósł głowę i spojrzał na blondyna.

— Jesteś tego pewien? — Ślizgon przyglądał mu się podejrzliwie. — Nie chcę, abyś go zranił. To nie jego wina, kim byli jego rodzice, to tylko niczego nieświadome dziecko — powiedział ostro, a Harry po raz pierwszy poczuł coś na kształt podziwu, szacunku i sympatii dla stojącego przed nim mężczyzny. Nigdy nie przypuszczał, że będzie on kiedyś bronił kogoś, kto... Właściwie kogo? Swojego brata? Merlinie, co za pokręcona historia.

— Za kogo ty mnie uważasz? Sądzisz, że oceniłbym dziecko tylko po tym, kto był jego rodzicem?

— Mnie tak oceniłeś. — Draco nie wydawał się przekonany. — Wystarczyło kilka słów Weasleya i już mnie sklasyfikowałeś.

— Nie. — Harry podszedł do niego i spojrzał stanowczo. — To nieprawda. Opinia Rona tak naprawdę nie miała z tym nic wspólnego. Sam to spowodowałeś swoimi słowami.

— Niczego złego nie powiedziałem — zaperzył się Malfoy. — Oferowałem ci przyjaźń!

— Przyjaźń? Przypomnij sobie swoje słowa: pewne rodziny czarodziejów są o wiele lepsze od innych. Pamiętasz? To mnie zniechęciło, bo ja nigdy nie czułem się lepszy. Powiedziałeś to do chłopca, który wychował się w komórce pod schodami. Jak myślisz, co sobie mogłem pomyśleć?

— Niefortunny zbieg okoliczności. — Ślizgon skrzywił się.

— Najwyraźniej. Wracając do tematu, nadal chcę go poznać.

— Jesteś tego pewien?

— Jak niczego innego w tej chwili.


Red HillsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz