Szpital Świętego Munga nigdy nie był ulubionym miejscem Draco. Tłumy ludzi przewalały się tam i z powrotem, otaczając go nieprzyjemnymi zapachami i podniesionymi głosami. Zewsząd rozlegały się pojękiwania i pokrzykiwania chorych. Czasami z którejś z odległych sal dochodził wrzask kogoś porażonego klątwą, poparzonego lub poranionego przez jakieś magiczne stworzenie.
Białe ściany korytarzy, szare podłogi i duże zakratowane okna również nie poprawiały nastroju.
Młody mężczyzna szybkim krokiem przemierzył drogę do windy i z ulgą wysiadł na czwartym piętrze. Rozejrzał się dookoła i pchnął drzwi do jednej z bocznych separatek.
Pokój pomalowany był na mdły, lawendowy kolor, na podłodze leżał wyblakły dywan przedstawiający jakiś skomplikowany wzór, w oknie ktoś powiesił białą firankę, która powiewała delikatnie, poruszana sierpniowym wiatrem.
Draco kilka razy odetchnął, zanim podszedł do stojącego pod ścianą łóżka. Przysunął sobie twarde, niewygodne krzesło i usiadł na nim zdecydowanie. Przez chwilę poprawiał szaty, wygładzając je na kolanach, po czym podniósł głowę i spojrzał na leżącego na posłaniu mężczyznę.
— Witaj, ojcze. Zapewne zastanawiasz się, co tutaj robię... — Spróbował nadać tonowi swego głosu spokojnie brzmienie, lecz kolejne spojrzenie na jasnowłosego mężczyznę leżącego bez ruchu pod białą kołdrą spowodowało, że zacisnął usta i gwałtownie wstał z krzesła, by podejść do okna.
— Zabawne, jestem dorosłym człowiekiem, nawet nie możesz mnie skarcić, a nadal gdy patrzę na ciebie, nie potrafię sklecić żadnego sensownego zdania. — Usiadł na parapecie i spojrzał w dół na równo przycięte trawniki. — Właściwie nie wiem, po co tutaj przyszedłem, nawet nie wiem, czy mnie słyszysz... — Zacisnął dłonie na pręcie kraty. — Wstępuję w związek małżeński... Cieszysz się? Zawsze mówiłeś mi, że ród Malfoyów jest silny, dumny i moim obowiązkiem jest go przedłużyć. Cóż... Niekoniecznie odbędzie się to po twojej myśli. Zostanę mężem i będę miał męża. Brzmi znajomo? Tak, idę w ślady twego niegodnego kuzyna, który przez to został wyklęty z rodziny. Nie żeby małżeństwa pomiędzy mężczyznami były czymś dziwnym, prawda? Jednak nie dotyczy to rodziny Malfoy, w końcu my rządzimy się własnymi prawami. — Zaśmiał się ponuro. — Zapewne chcesz wiedzieć, kto jest moim wybrankiem? To naprawdę długa i zawiła historia, gdybyś mógł się ruszać, przeczytałbyś o niej na pierwszych stronach wszystkich gazet. — Zeskoczył z okna i podszedł do łóżka, przez chwilę patrzył z góry na ojca, po czym usiadł obok niego i pochylił się nad leżącym. — Widzisz, ojcze... — Przesunął pomiędzy palcami długi, prawie biały kosmyk. — Przyłapano mnie... przyłapano praktycznie nagiego w uścisku innego mężczyzny. Zawiłość pewnych spraw, o których nie będę się rozwodził, sprawiła, że niestety muszę sformalizować ten związek. To chyba było kuriozum wczorajszego dnia. Jednak diabeł tkwi w szczegółach, jak zawsze mówiłeś, i zabawne jest to, iż my się nie pieprzyliśmy... — Spojrzał na swoje ręce, w których trzymał nadal kosmyk włosów Lucjusza. — Oczywiście, gdybyś mógł mówić, usłyszałbym zapewne, że Malfoy tak się nie wyraża, ale skoro nie możesz... A więc tłum reporterów zastał nas w pozycji — przyznam — dość niewybrednej. Dzisiejsze zdjęcia w gazetach raczej nie nasuwają żadnych wątpliwości. Ironią losu jest to, że tak naprawdę nie miało to nic wspólnego z seksem, dałem się ponieść emocjom i biłem się. Na pięści, jak zwykły mugol, z całym tym tarzaniem się po podłodze, przekrzykiwaniem i ciągnięciem się za włosy. Widzisz więc, że zaszła horrendalna pomyłka, jednakże... gdyby przyszli później... — Zamilkł na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym potrząsnął głową i przysunął się bliżej, prawie wyszeptując do ucha leżącego ostatnie słowa — Harry Potter. Czy to cię dziwi? — Odsunął się gwałtownie i stanął na środku pokoju. — Harry Potter... mój przyszły mąż. Życie jest zabawne, nie sądzisz? Możesz być spokojny, matka przysłała mi już wyjca. Odniosłem wrażenie, że lekko straciła nad sobą panowanie. Było dużo płaczu, krzyku i rozpaczy nad tym, że nie może mnie wydziedziczyć. Czasami naprawdę opłaca się być głową rodu. Można popełniać błędy, być ostatnim dupkiem, a nikt nie może nic z tym zrobić, ale ty o tym wiesz, prawda?
Zawiodłem cię po raz drugi, ojcze, ale nie po raz ostatni. Jak to mówią, do trzech razy sztuka, a ja już zrobiłem ten trzeci krok. Ród Malfoyów wbrew pozorom nie wyginie, gdyż muszę cię poinformować, że już wyznaczyłem swojego dziedzica.
Zamilkł, jakby się z czymś zmagał, po czym zaczął nerwowo przemierzać pokój.
— Ma na imię Samuel. Piękne imię, nie sądzisz? Arystokratyczne, ty zapewne byś mu takiego nie nadał. Nie, ty w ogóle go nie nazwałeś... Dziecko z przypadku, porzucone i odtrącone, przez rok wychowywane w najgorszym z sierocińców. Alecto przed śmiercią głośno się śmiała, opowiadając mi o nim. Była taka szczęśliwa, mogąc mnie pognębić. Zapewne myślała, że już nie żyje, w końcu mały chłopiec raczej ma marne szanse w takich warunkach, zwłaszcza przez tak długi czas. Myliła się, nawet nie wiedziała jak bardzo. Odnalazłem go... Nie miał imienia, ani nazwiska, a jednak nie było żadnej wątpliwości, że to Malfoy. Ma moje włosy i kolor oczu. Nawet maleńkie znamię pod lewą łopatką jest takie same jak u mnie. Wspaniały chłopak. Inteligentny, ciekawy świata i, co najważniejsze... Nie jest zimny, nie zna słowa „maska", nie ubiera jej, wstając rano i nie zdejmuje przed snem. Nie nauczyłem go tego i nie mam takiego zamiaru. Wystarczy już skrzywdzonych dzieci w tej rodzinie.
Mówi do mnie „tato"...
Przerwał i niespokojnie spojrzał na ojca.
— Powinienem zapewne go nienawidzić. Szedłem tam z przeświadczeniem, że zabiorę go z tego miejsca, zapewnię mu opiekę w jakiejś rodzinie i zapomnę, że istnieje.
Stał na korytarzu, ubrany w coś szarego i brudnego, a jednak jego oblicze lśniło, odróżniało się tak bardzo od umorusanych twarzy innych dzieci. Spojrzał na mnie i już wiedziałem, że to on. A potem zapytał... „Czy ty jesteś moim tatą?" Wiesz, jak się poczułem? Wiesz, jakie wrażenie to na mnie wywarło? Po raz pierwszy nie wiedziałem, co powiedzieć! Zabrałem go i nie oddałem nikomu! Chociaż nie mogę być z nim cały czas... pozwalam mu mówić tak do mnie. Kiedyś, już niedługo, będę musiał mu powiedzieć, wytłumaczyć i odkładam tę chwilę, odwlekam ją, bo wiem, iż go to zrani...
Zamknąłem ten ośrodek, użyłem wszystkich swoich wpływów, aby te dzieci trafiły pod opiekę ludzi, którzy będą potrafili się nimi zająć. Czarodzieje, nawet ci odrzuceni, nie zasługują na taki los.
Zapewne powiedziałbyś mi, że źle postępuję, że miłosierdzie to cecha ludzi słabych. Ale dzieci, ojcze?
Przystanął przy stole i nalał sobie wody z dzbanka. Przez chwilę ciszę zakłócał tylko śpiew ptaków za oknem. Wesoły i odległy, nie mający nic wspólnego z tym ponurym pokojem.
— Rozgadałem się, ale nigdy nie miałem odwagi wykrzyczeć ci tego w twarz. Wybrałeś mi doskonałego ojca chrzestnego. Świetnie mnie rozumie, ale rozmowa z nim nie jest tym, czego w tej chwili potrzebuję.
Myślę, że tak wiele zmian w moim życiu spowodowało, iż czuję się, jakbym stał przed nową, nieznaną drogą. Zanim na nią wejdę, potrzebuję wyrzucić z siebie to, co zżera mnie od środka. To, co ty sam zasiałeś i patrzyłeś, jak puszcza pędy. Jeżeli mam zacząć od początku, muszę się tego pozbyć, a na pewno doskonale wiesz, że chwasty najlepiej wyrywać pod okiem ogrodnika, nawet takiego, który dopuścił do zaniedbania ogrodu.
Czasami myślę, że normalny syn powinien czuć wyrzuty sumienia, patrząc na własnego ojca, będącego dzięki niemu pustą skorupą. Wiesz, co ja czuję, patrząc na ciebie? Wściekłość. Rozsadza mnie złość na to, że tak bardzo się myliłeś.
Zawsze uważałem cię za kogoś wielkiego, kogoś, kto zawsze ma rację. Byłem dumny z bycia Malfoyem, a ty to zniszczyłeś.
Nigdy nie pozostawiałeś mi wyboru, zawsze chciałeś decydować o moim życiu. Myliłeś się... Bo to cholerne życie było moje! Tylko moje! I to ja miałem prawo pokierować nim tak, a nie inaczej! Nigdy nie chciałem służyć Voldemortowi! Dla mnie był popieprzonym, spaczonym sukinsynem! Nie rozumiałem jego obsesji czystości krwi, bo on sam nie był niczym więcej jak bękartem mugola!
Merlinie, nie jestem dobrym człowiekiem, nie potrafię patrzeć na szlamy jak na równych sobie. Mugole to dla mnie niższy gatunek, o tak, tutaj się zgadzamy. Jednak masowe morderstwa? Fascynacja torturami? Cruciatus w ramach podziękowań za lojalność? Jak bardzo trzeba być chorym? A ty mu służyłeś, położyłeś przed nim naszą rodzinę na srebrnej tacy i sądziłeś, że ja na równi z innymi dam się pożreć. Komu?! Facetowi wyglądającemu jak gad, któremu przerwano proces ewolucji?! Maniakowi na tronie z kości?! Jak widzisz, nigdy nie pociągało mnie sekciarstwo.
Mogłem cię uratować, mogłem zrobić coś, co wykluczyłoby cię z ataku na Hogwart, ale nie zrobiłem tego. — Objął się ramionami jakby nagle zrobiło mu się zimno. — Znowu dzieci, ojcze. Pamiętasz noc przed atakiem? Zapytałem cię: „Dlaczego Hogwart? Tam jest tylko chmara dzieciaków". Twoja odpowiedź... „Cel uświęca środki." — Pokręcił głową, jakby nie mógł czemuś uwierzyć. — Poświęciłbyś wszystkie te dzieci, nie mogące się bronić, nie znające czarnej magii, tylko dlatego, że on chciał Hogwart... Zamek, mury, cegły i magia. Bastion, który nigdy mu się nie poddał. Iluzję.
Wtedy zrozumiałem, że jesteś taki sam jak oni wszyscy, zaślepiony, zły, nie masz uczuć, a jeżeli kogoś kochasz, to jest to tylko ten cholerny gad! Więc pozwoliłem ci pójść. Ironią losu jest to, że to nie obrońcy zamku cię zniszczyli, a klątwy twoich własnych Śmierciożerców.
Podszedł do łóżka i ostatni raz spojrzał na Lucjusza.
— Nigdy więcej tutaj nie przyjdę. Nie odczuwam takiej potrzeby. Chciałem tylko, abyś wiedział, że nie zniszczyłeś naszej rodziny. Nie żebyś nie chciał, po prostu nie udało ci się to. Pobierzemy się z Potterem, wprowadzę nemezis do naszej rodziny. Samuel zostanie moim spadkobiercą.
Tylko tyle chciałem, abyś wiedział. Zostań tutaj, bezwładny, bezbronny i umarły za życia. Poczuj, jak smakuje twoja własna porażka.
Przez moment wpatrywał się w nieruchomą twarz ojca, jakby usiłował utrwalić sobie jego wizerunek. Po czym odwrócił się i opuścił pokój.
Po kamiennej twarzy leżącego mężczyzny spłynęła jedna, samotna łza bezsilności i nikt nie byłby w stanie stwierdzić, czy wywołała to wściekłość, czy może ogromny żal za tym, co stracił.
CZYTASZ
Red Hills
FanfictionAutor: Akame Tytuł: Red Hills Bety : Aubrey, Liberi Parring: HP/DM Książka NIE jest moja. Ja ja tu tylko udostępniam. Opis: Harry w spadku dostaje zamek i postanawia otworzyć szkołę, niestety brak mu wystarczających funduszy. Draco widzi w pomyśle P...