[27 czerwca 50 — środa]
Przygładziłam czarną sukienkę i spojrzałam niepewnie na Francję. Mężczyzna ubrany był w garnitur i przyznaję, że wyglądał w nim świetnie, ale nie miało to teraz najmniejszego znaczenia. Spuściłam głowę i wbiłam wzrok w chodnik.
Błagam, Natala, nie wypierdol się chociaż tutaj...
— Wszystko w porządku?
— Um... Nie — mruknęłam posępnie.
— Leki zażyłaś?
— Tak...
Oczywiście, że tak. Nie wyobrażam sobie pogrzebu przyjaciela bez leków uspakajających. Najgorsze było też to, że mieliśmy być teraz sami, bo Ludwig mógł przyjechać dopiero jutro na kremację.
— Czyli najpierw jest pożegnanie, a potem czuwanie, tak? — Zapytałam.
— Tak, moja droga. Pamiętasz, co ci mówiłem, prawda?
— Tak. Przede wszystkim nie obrazić rodziny swoim infantylnym zachowaniem.
— Dokładnie. Japończycy to nie Europejczycy, zapamiętaj to. — Westchnął przeciągle.
Zatrzymaliśmy się przed bramą domostwa, a ja ze zdziwieniem zobaczyłam, że nikogo nie było ani na podwórku przed domem, ani w pobliżu. Już nawet pomijając kwestię tego, że domek stał przy lesie w osamotnieniu, ale mimo to spodziewałam się żałobników. Jakichkolwiek żałobników.
Nie zdążyłam zadać tego pytania Francisowi, bo z domku wyszła lekko przygarbiona staruszka, ze starannie upiętymi włosami oraz w czarnym kimonie. Kobiecina podeszła do bramy i z werwą, o jaką jej nie podejrzewałam, otworzyła ją na oścież.
— Dzień dobry.
— Dzień dobry — odpowiedziałam grzecznie z Francisem, po czym zauważyłam, że kobieta ma niezwykle zielone oczy. Serce mi się ścisnęło, gdy zrozumiałam, że to żona Deidary.
Keiko...
— Pani Keiko — zaczął oficjalnie Francis, kłaniając się. — Z głębi serca składam ubolewanie przy tej okazji, która mnie zaskoczyła.
— Bardzo mi przykro, nie spodziewałam się takiego wydarzenia — dodałam automatycznie, podążając za jego przykładem.
Keiko skinęła sztywno głową i powiedziała:
— Dziękuję.
Zastanawiałam się, co biedna kobieta musiała myśleć na nasz widok, przecież nic się nie zmieniliśmy od tych trzydziestu lat. Możliwe jednak, że znała naszą tajemnicę. Deidara był straszną paplą, jeżeli tylko miał tym komuś dopierdolić.
Nim się zorientowałam, znajdowałam się w przestronnym korytarzyku, gdzie zdjęliśmy buty i dostaliśmy klapki na zmianę. Jak w amoku podążyłam za panią domu, mijając młodą, blond dziewczynę. Serce stanęło mi na kilka sekund, gdy spojrzałam jej w oczy. W błękitne oczy. Gdyby nie jej cycki, to bym pomyślała, że stanęłam oko w oko z Deidarą z tamtych lat.
— Reiko! — Ktoś zawołał z pokoju obok, a dziewczyna rzuciła nam ostatni raz zainteresowane spojrzenie i zniknęła za przesuwanymi drzwiami.
— Natalia.
Podskoczyłam, gdy usłyszałam szept przy uchu. Spojrzałam przestraszona na Francisa, który wpatrywał się we mnie z troską.
— Wnuczka Deia wygląda, jakby była jego żywą kopią, prawda?
— Tak... Przez chwilę myślałam, że...
— Wiem, moja droga. Chodź, nie stój tu tak. Musimy pożegnać Deidarę.
CZYTASZ
Hetalia Axis... Silesia?! - Tom 3 ✓
FanfictionByłam żywym dowodem na to, że Wszechświat posiadał bardziej absurdalne poczucie humoru niż ja. Gorzej być już nie mogło, a Nowy Świat chyba nie był przygotowany na taki rozwój wydarzeń. Żyć ciężko... Ale umrzeć jeszcze ciężej. Dosłownie w każdym t...