Rozdział 34 - Obietnica

93 20 9
                                    

To nie był sen... Bastet naprawdę mnie wysłuchała...

Chuja tam, nie Bastet. Na to na pewno znalazło się jakieś logiczne wytłumaczenie.

Uspokoiłam się, wstałam i mijając Francisa, usiadłam na kanapie, podkurczając pod siebie nogi.

— Od kiedy tu jesteś? — Zmarszczyłam czoło i wbiłam w niego wzrok. Próbowałam jakoś połączyć wątki ze sobą, ale nie oszukujmy się, nigdy nie wiodłam w tym prymu. Byłam za to bardzo dobra w jedzeniu. Ale ta umiejętność mi się teraz na pewno nie przyda.

— Od wczoraj wieczora — zamruczał i wyszedł do kuchni, by następnie wrócić ze szmatą. — Ale narozrabiałaś...

— Jaki mamy dziś dzień?

— Piętnasty maja, jest niedziela. Powiedz mi, proszę, dlaczego znowu faszerujesz się chemią? — Spojrzał na mnie poważnie, po czym wstał powoli i skrzyżował ręce na piersiach. — W kuchni znalazłem cały stos opróżnionych blistrów. Gdybyś była człowiekiem, zabiłoby cię to.

Nie odpowiedziałam. Zgadłam już, dlaczego milczałam. Bo gdy tylko wypalę tekstem o mojej podróży w poszukiwaniu odpowiedzi macierzyństwa, to Francja stu procentowo spakuje mnie w ozdobny kaftan bezpieczeństwa i zamknie w psychiatryku na kilka dobrych miesięcy.

Dodatkowo śmierć Króla...

Zamrugałam, gdy w oczach pojawiły mi się łzy.

— Natalia? — mruknął łagodnie, po czym zbliżył się i ukucnął przede mną, wbijając wzrok prosto w moją twarz. — Jest coś, co chciałabyś mi powiedzieć?

— Tak. Świetnie ci w krótszych włosach.

Westchnął, po czym usiadł obok mnie na kanapie. Zdusiłam w sobie chęć odsunięcia się. Nie ogarniałam swojego toku myślenia. Rano oddałabym wszystko, żeby być przy Francisie, a teraz nagle zamykałam się w sobie? Albo jestem typową, stereotypową niezdecydowaną laską z hormonami, albo debilem. Ale chyba nie chciałam znać odpowiedzi na to pytanie...

— Widziałem to.

— Co? — zapytałam nieprzytomnie.

— Twój tatuaż — mruknął z lekkim niesmakiem. — Jednak go sobie zrobiłaś.

Patrzyłam chwilę na niego, próbując zrozumieć, co miał na myśli. Jak zwykle na darmo.

— Co to znaczy jednak? To był impuls.

— Jako człowiek chciałaś zrobić sobie feniksa na plecach.

— N-Naprawdę? — Zdziwiłam się. — Niesamowite, myślałam, że wpadłam na to pod wpływem chwili. Dużo mi zostało z człowieczeństwa?

— Tak naprawdę, to nic się nie zmieniłaś — powiedział spokojnie.

— Tak serio, to... — Zawahałam się. — Myślałam, że mi się to wszystko śniło. Że jesteś jedynie złudzeniem. I chciałam, żeby było inaczej. Ale — mówiłam z wielkim trudem, bo wielka gula w gardle uniemożliwiała mi płynne mówienie — kiedy cię teraz zobaczyłam, to nie wiedziałam, jak się mam zachować.

— Oboje się męczymy z takim stanem rzeczy — mruknął. — Żałuję tego wszystkiego.

— Mówisz? — mruknęłam z ironią.

Znów zapadła cisza, a ja podrapałam się po głowie.

— Mam nadzieję — powiedział, przerywając ciszę — że Anglia nie był zbyt męczący.

— Zabawne — prychnęłam, uśmiechając się. — Powinieneś to pytanie zadać Arthurowi. Często powtarzał, że jestem wariatką.

— Bo jesteś — potwierdził. — Jesteś bardzo specyficzna, ale chyba właśnie to mnie tak w tobie ujęło, ma chérie. Jesteś inna na tym głupim dworze pełnym pustych ról.

Hetalia Axis... Silesia?! - Tom 3 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz