Rozdział 25 - Oczyszczenie

97 22 22
                                    

[9 marca 87 — wtorek]

Następnego dnia nie czułam już, że miałam zrobiony tatuaż na łopatkach. Plecy były zagojone, a ja z dumą przyglądałam się feniksom w lustrze. Podobały mi się. Zwłaszcza te szkarłatno-złote barwy. Piękne, wzbijające się w niebiosa dwa mistyczne ptaki odradzającego się życia.

Zabawne, pomyślałam gorzko, Feniks kojarzył mi się jak przez mgłę z Polską, który zawsze się odradzał.

Czy to zabory, okupacja czy najazdy, Feliks zawsze się odradzał. A teraz mogłabym nawet podciągnąć to pod siebie. Najpierw człowiek, a potem odrodzona jako Państwo. 

Prawie jak Bella ze Zmierzchu, z tą jednak różnicą, że Bella miała nadludzkie moce. Mogła zapieprzać z prędkością światła czy tworzyć tarczę wokół tych, których kochała. Trochę oklepane. Czytanie w myślach, jak Edward, było o wiele lepsze. Albo iluzja zadawania bólu, jak u Jane, to też brzmiało całkiem spoko, jednak ja mimo wszystko byłam chodzącym caritasem i sadystyczne umiejętności raczej by mi się nie przydały.

Jakbym się tak miała zastanowić, to jedyna moc, jaką bym chciała, to panowanie nad wodą. Niczym Katara z Awatara Legendy Aanga. Albo ogniem, jak Azula. Kochałam Azulę, uważałam, że była zajebista. Ale znów, ten mój wewnętrzny caritas...

Może jakbym wyjebała jakąś wioskę w kosmos, to...

Nawet nie dokończyłam swojej myśli, bo przed oczami stanął mi płonący czeski Cieszyn. Kiedy wybuchło powstanie Cieszyńskie, Król wysłał mnie wraz z wojskami do pacyfikacji. Głupia myślałam, że wszystko szybko i sprawnie pójdzie. Chuja tam. Po tym, jak otoczyło mnie kilku Czechów i zrobiło ze mnie sitko na makaron, to przejrzałam na oczy. Sama się zdziwiłam, jak okrutna i bezwzględna potrafiłam wtedy być. Ale najpierw musieli mnie załatać.

Spojrzałam na swoje dłonie. Dumna z siebie nie byłam, a krew na rękach, jaką miałam, czasami śniła mi się po nocach.

Podskoczyłam, gdy usłyszałam pukanie do łazienki.

— Śląsk, twoją listę zadań zostawiłem ci na biurku.

— Okej! — odkrzyknęłam i sięgnęłam po uniform.

Przyzwyczaiłam się już do nowego image'u. Fartuszek już mnie tak nie wkurwiał, a ja sama wyglądałam w tym całkiem zacnie. Chciałabym widzieć minę Francji, gdyby zobaczył mnie przebraną za pomoc domową.

Zarumieniłam się i potrząsnęłam głową, gdy moja wyobraźnia zaszalała zbyt mocno. Ułańska fantazja wymiękła przy moim stadium wyobraźni w tej chwili. Byłam tego pewna.

I wtedy mnie oświeciło.

Moje stosunki z Arciem były dość napięte, mimo, że wczoraj nawet normalnie ze sobą rozmawialiśmy, czyli bez krzyków, fochów czy klątw. Ale wiedziałam już, co mogło nas jako tako do siebie zbliżyć w tej przyjaźni.

Wspólne wakacje, kurwa.

— Tak! Jestem genialna! — zawołałam wesoło i podniosłam obie ręce w górę na znak radości. 

Ostatni raz spojrzałam w lustro, poprawiłam fartuszek i przybrałam na usta szeroki uśmiech. Czas poinformować Arthura o konieczności wyjazdu w Karkonosze, żeby się więcej do gardła sobie nie rzucić.

Wyszłam uchachana z pokoju i biegiem ruszyłam schodami na dół, przeskakując co dwa stopnie. Był to dość niebezpieczny zabieg w moim wykonaniu, bo przecież potrafiłam się wywrócić stojąc w miejscu, a co dopiero przeskakując schodki. No ale chciałam jak najszybciej dotrzeć do Anglii, zanim zdążę się zresetować.

Hetalia Axis... Silesia?! - Tom 3 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz