Epilog

1.2K 68 10
                                    


Dylan Thomas "A śmierć utraci swą władzę"

A śmierć utraci swoją władzę.

Nadzy umarli będą jednym
Z człowiekiem pod zachodnim księżycem i w wietrze;
Gdy spróchnieją ich kości do czysta obrane,
Będą im świecić gwiazdy u łokcia i stopy;
Chociaż szaleni, odzyskają rozum,
Powstaną chociaż potonęli w morzu;
Choć zginą kochankowie, lecz nie zginie miłość;
A śmierć utraci swoją władzę

A śmierć utraci swoja władzę.
Ci, którzy pod wirami morza
Leżeli długo, też nie umrą z wiatrem;
Rozrywani przez konie, gdy pękają ścięgna,
Łamani kołem nie złamią się jednak;
Wiara w ich dłoniach na pół się przełamie
I na wskroś przemknie przez ich zło o jednym rogu;
Choć końce się rozszczepią, oni wytrzymają;
A śmierć utraci swoją władzę.

A śmierć utraci swoją władzę.
Mewy nie będą krzyczeć przy ich uchu
Ani fala na brzegu z hukiem się nie złamie;
Gdzie zakwitł kwiat, nie będzie wolno kwiatom
Podnosić głowy pod razami deszczu;
Chociaż będą szaleni i martwi jak głazy,
Przez stokrotki litery bytu się przebiją;
Łamani będą w słońcu, aż słońce się złamie
A śmierć utraci swoją władzę.


Zamknęła tomik wierszy kompletnie go nie rozumiejąc. Starsza kobieta musnęła opuszkiem palca pomarszczonej dłoni. Mimo pogarszającego się wzroku wciąż widziała dwie dziewczynki na zdjęciu. Mimo, że obie były bliźniaczkami to jedna z nich miała jasne włosy i szare oczy, a druga ciemne jak noc i niebieskie jak niebo oczy, Theodora i Asteria- jej córki. Kobieta nagle odwróciła się kiedy usłyszała trzask otwieranych drzwi. Nie miała tego dnia ochoty na gości, ale z drugiej strony czuła, że powinna akurat tego dnia z kimś porozmawiać. Pielęgniarka Mealnie, choć tak nie kazały na siebie mówić, stanęła w drzwiach z typową dla niej wredną miną. Miała czterdzieści lat i kilka zmarszczek na koncie, a poza tym cudowne zielone oczy, które starszej kobiecie kojarzyły się tylko z Lily Evans. Była do niej całkiem podobna, bo także miała rude włosy, ale zdecydowanie bardziej kręcone. Lubiła Melanie chociażby dlatego, że nie była fałszywie uprzejma, a czasem mogła się z nią pokłócić o całkowicie nic ważnego, co często poprawiało kobiecie humor.

- Pani O'Connell, ma pani gościa- powiedziała spokojnie Melanie.

- Domyślam się, bo przecież jestem najbardziej rozchwytywaną osobą w tym domu- odparła ironicznie kobieta.

- Widzę, że ma pani dobry humor dziś... Pani córki czekają w pokoju z fortepianem.

- Zaraz zejdę- powiedziała i spojrzała wymownie na pielęgniarkę- zejdę sama i nie, nie ucieknę.

- Mam nadzieję.

Drzwi się zamknęły, a kobieta podeszła do lustra w metalowej, zdobionej ramie. Nie widziała już w sobie dziewczyny, która przybyła do Londynu szukając brata. Po blond włosach nie było śladu, na ich miejscu pojawiły się siwe, które delikatnie spinała na karku spinką z pereł. Po gładkiej twarzy nie zostało nic prócz zmarszczek. Zabrała ze sobą jedwabny szal i wyszła z pokoju. 

Schody dla  osiemdziesięcioletniej kobiety nie były kaszką z mleczkiem, ale mimo wszystko pokonała je szybko.Mimo swojego wieku jakimś cudem nie straciła sił na tyle by sobie nie poradzić. Zresztą nikomu nie chciała pokazać, że sobie w jakikolwiek sposób nie radzi. Weszła do otwartego pokoju mijając innych członków tego domu, którzy nie mieli już tyle szczęścia co ona i jeździli na wózkach. Przywitała się miło z nimi nawet jeśli dzień wcześniej przegrała w brutalny sposób w grę karcianą. Nigdy nie miała szczęścia w karty więc jakoś bardzo ją ta przegrana nie zdziwiła, ale za to duma bardzo ucierpiała. 

Do Not Fall In Love //Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz