22.

4.3K 277 247
                                    

Gdy Marinette obudziła się w niedzielę rano męczyły ją różne, wykluczające się wzajemnie emocje. Z jednej strony rozpierała ją energia. Nie mogła uwierzyć, że rozmowa z Gabrielem Agrestem nie była snem, tylko rzeczywistością. Z drugiej strony wciąż nie mogła wyrzucić z serca dyskomfortu powstałego w wyniku tej nieszczęsnej zabawy poprzedniego wieczoru.

Mimo wszystko starała się jednak nie skupiać na tym co przygnębiające, a pełną piersią czuć dumę i cieszyć się, że jej marzenia o karierze projektantki zaczynają się spełniać. W końcu, gdzie lepiej mogła się nauczyć fachu, niż pod okiem samego Gabriela Agresta? Wstała z łóżka i zakręciła się w miejscu przyglądając się broszce, którą dostała w prezencie. Uśmiechała się sama do siebie. Tikki z ogromną radością obserwowała jak nastrój Marinette się poprawił. Siedziała więc na biurku i chrupała swoje ulubione ciasteczko, patrząc jak jej właścicielka szykuje się do wyjścia.

Marinette miała dziś żegnać Alyę i Nino na lotnisku. I chociaż gdzieś tam z tyłu głowy przeszkadzała jej myśl, że przyjaciele wpadli na ten głupi pomysł z karaoke, to jednak wiedziała, że ich przyjaźń jest silniejsza od takich nieporozumień. Spojrzała na zegarek, żeby upewnić się, że nie spóźni się na metro, ale na szczęście miała jeszcze sporo czasu. Ubrała się i uczesała, a potem wrzuciła do torebki kilka ciastek i wraz z ukrytą w środku Tikki, zeszła na dół. Rodzice już czekali na nią ze śniadaniem.

- Jak się czuje moja najukochańsza stażystka? - zawołał na jej widok Tom Dupain.

- Cudownie! - zaśmiała się Marinette i usiadła przy stole sięgając po kakao i rogaliki.

- Jesteśmy z ciebie bardzo dumni. - powiedziała Sabine, dając jej całusa w policzek.

- Wiem mamo, powtarzaliście mi to wczoraj kilkanaście razy. - odparła wesoło.

Uśmiechnęła się wspominając jak pół nocy wychwalali jej talent i zachwycali się na wieść o tym, jaką propozycję dostała. Cieszyli się razem z nią, zawsze ją wspierali. A ona bardzo ich kochała. Wiedziała, że miała ogromne szczęście i cieszyła się, że ma taką wspaniałą rodzinę i choć zaraz miała pożegnać się ze swoimi przyjaciółmi, to wiedziała, że na rodziców zawsze może liczyć. Oni będą przy niej, czy jest dobrze czy źle. "I on też będzie..." pomyślała, ale zaraz odgoniła z myśli śledzące ją zielone tęczówki. Nie wiedziała, czemu nagle przypomniała sobie to wyznanie Czarnego Kota. Nie powinna o tym myśleć. Skończyła więc pośpiesznie śniadanie, pożegnała się z rodzicami i pobiegła do metra.

Podróż na lotnisko z jej domu, była długa, ale wiedziała, że zaraz dosiądą się do niej Alya i Nino. Chwilę później już widziała jak chłopak wciąga do środka pociągu dwie walizki, a dziewczyna rozgląda się między ludźmi, żeby odnaleźć wzrokiem Marinette. Pomachała więc do niej i zaraz usiedli całą trójką obok siebie. Podróż w takim towarzystwie, choć trwała prawie godzinę, nie była ani trochę uciążliwa. Natomiast gdy dotarli na miejsce i stanęli przed wejściem na terminal, humory już im tak nie dopisywały. Za chwilę mieli się rozstać na całe wakacje i nie było to dla nich łatwe. Marinette obawiała się, jak poradzi sobie ze swoimi emocjonalnymi huśtawkami bez Alyi. I kto będzie ją wyciągał z tarapatów, gdy jej niezdarność znów wpakuje ją w jakąś głupią sytuację. Odkąd poznała Alyę, były praktycznie nierozłączne. Prawie jak siostry. I chociaż w wielu kwestiach się różniły, zawsze potrafiły się porozumieć.

- Naprawdę będę tęsknić. - powiedziała Marinette przytulając Alyę

- My też kochana. - odpowiedziała jej przyjaciółka wzruszając się.

- Obiecajcie, że będziecie pisać. -  dodała

- No jasne! - odparli przyjaciele jednocześnie i zaśmiali się.

Teatr marionetek  •••   Miraculous  ••• (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz