Dlaczego znów czuję się tak dziwnie? Do tego nie mam pojęcia gdzie jestem. Rozglądam się wokół, ale otacza mnie tylko ciemność i chłód.
- Kropeczko... - słyszę z prawej strony głos Czarnego Kota, ale nigdzie go nie widzę.
- Czarny Kocie? - wołam w ciemną otchłań, a mój głos odbija się echem, powracając do mnie.
- Marinette...
Czarny Kot pojawia się przede mną. Idzie w moją stronę powoli, z grymasem bólu na twarzy. Biegnę, ale zanim do niego dobiegam, on upada na kolana. Klękam przed nim i łapię go, żeby nie poleciał na podłogę.
- Co się dzieje Kotku? - pytam wystraszona
Czarny Kot próbuje się odezwać, ale z jego gardła wydobywa się tylko bolesny jęk. Boję się o niego, bo nic nie rozumiem. Nie wiem co się z nim stało. Czy walczył z kimś?
Dopiero wtedy dostrzegam krew broczącą z rany na jego piersiach.
- Kotku! - krzyczę ze strachu, próbując zatamować krwawienie uciskając ranę. Z moich oczu zaczynają płynąć łzy.
Czarny Kot kładzie dłoń na mojej ręce, a ja spoglądam w jego oczy. Oddycha z coraz większym trudem, a ja nie wiem co robić. Otwiera usta, ale ponieważ jest bardzo słaby, muszę się nad nim nachylić, żeby usłyszeć co mówi.
- To... - słyszę jego szept - To już koniec... Kropeczko.
- Nie! - krzyczę patrząc na słaby uśmiech na ustach chłopaka - Nie!
Marinette otworzyła oczy, a w głowie dudnił jej łomot wystraszonego serca. Kolejny straszny sen. Poczuła jak łzy ściekają po jej policzkach wsiąkając w poduszkę.
Podniosła się i załkała cicho, chowając twarz w dłoniach. Przerażający widok umierającego na jej rękach Czarnego Kota, wciąż tkwił jej przed oczami. Ona sama cała się trzęsła, nie mogąc się uspokoić.
Czy to znaczy, że historia chce zatoczyć koło? Dlaczego śniło jej się coś takiego? Czy będzie musiała patrzeć na śmierć Czarnego Kota? W głowie miała tyle pytań i żadnej odpowiedzi.
Spojrzała załzawionymi oczami na swoje dłonie, jakby chciała się upewnić, że to był tylko sen i że nie zostały na nich ślady krwi.
- Marinette? - zmartwione Kwami zawisło w powietrzu dotykając delikatnie rąk dziewczyny.
- Tikki... - chlipnęła - Miałam kolejny koszmar. Czarny Kot...
Nie mogła dokończyć zdania, bo głos uwiązł jej w gardle. Tikki przestraszona tuliła się do dziewczyny, czekając aż ta się uspokoi.
- Marinette... To był tylko sen. Spokojnie... - próbowała ją pocieszyć.
- On umierał, rozumiesz?! - wykrzyknęła, na nowo zalewając się łzami - Tikki, boję się, że wydarzy się coś złego. Ja to czuję!
Kwami wyraźnie zmartwiło się słowami dziewczyny. Nie przejęło się tym, co konkretnie jej się śniło. Bardziej wystraszyła się, że Marinette, jako posiadaczka miraculum Biedronki zaczęła wyczuwać bijące ze snu zagrożenie, a temu trzeba będzie się bliżej przyjrzeć.
- Tikki... - odezwała się żałośnie, przyciągając uwagę Kwami - Czy tamta Biedronka... Ta która straciła partnera... Czy ona... Też miała takie sny? - zapytała zaciskając ręce na kołdrze.
- Ona... cóż... - zaczęła Tikki, ale ostatecznie zamilkła na wspomnienie koszmarów, które męczyły jej właścicielkę sprzed 3000 lat.
- Błagam cię Tikki... - powiedziała słabym głosem Marinette - nie oszukuj mnie, nie próbuj zataić prawdy...
CZYTASZ
Teatr marionetek ••• Miraculous ••• (Zakończone)
FanficKsiążce należy się korekta, więc systematycznie będę ją poprawiać, ale nie martwicie się, treść nie zostanie zmieniona ;) "Czuł na szyi jej oddech. Przekraczał właśnie pewną granicę, do której nie powinien się nawet zbliżyć. Mimo to, otulił ją ramio...