Marinette siedziała w salonie, skulona pod kocem, mimo panujących na zewnątrz prawie trzydziestu stopni. Duchota, obejmująca tego dnia Paryż, nie miała najmniejszego wpływu na roztrzęsioną nastolatkę.
Tikki przysiadła obok niej ze smutną minką. Martwiła się tym, że dziewczyna tak bardzo przejmuje się snami, ale jeszcze bardziej martwiła się pamiętając, że inne Biedronki też miewały podobnie zagadkowe sny i zdarzało się, że niektóre z tych koszmarów się sprawdzały.
Nie chciała jednak zbytnio panikować, ani tym bardziej stresować swojej właścicielki. Miała nadzieję, że tym razem to nic wielkiego. W końcu, przecież Białego Kota miały już z głowy, a Królix się więcej w jego sprawie nie pojawiła.
Niestety Marinette czuła się zbyt przytłoczona ostatnimi wydarzeniami, koszmarem i zwykłym niewyspaniem, które ją dopadło, żeby móc normalnie funkcjonować. Tikki wmuszała w nią jedzenie i napoje, żeby nie zemdlała, a ona machinalnie robiła to, o co prosiło ją Kwami.
Jednak najgorsza w jej dzisiejszym stanie była samotność. Nie była już wprawdzie złoczyńcą, ale tytuł Księżniczki Samotności przywarł do niej i tkwił jak drzazga w jej umyśle.
Tęskniła za Czarnym Kotem i uświadomiła sobie jak trudny będzie ich związek, skoro nie może się z nim skontaktować, jeśli nie jest przemieniony, ani zobaczyć go wtedy kiedy tego potrzebuje.
Kochała go i chciała być blisko niego. Przez chwilę myślała, że może mogłaby przemienić się w Biedronkę, żeby jakoś się z nim spotkać, ale Tikki wybiła jej to z głowy. Kwami miało rację, że lepiej będzie się nie wychylać po akumizacji. Musi być teraz ostrożniejsza.
Bała się przyszłości. Widmo Białego Kota nie chciało jej opuścić, a strach przed tym, że stanie ponownie w tamtej sytuacji, powracał do niej raz za razem, chociaż starała się wyrzucać tę wizję z głowy. Nie potrafiła jednak poradzić sobie ze słowami, które nękały ją od tamtego dnia:
To przez naszą miłość świat tak wygląda...
I bez tego koszmaru wciąż miała przed oczami te zniszczenia, które widziała ukrywając się za jednym z przęseł wieży Eiffla. Wiedziała, że nigdy nie zapomni widoku samej siebie, zastygniętej, z wyrazem lęku i rozpaczy na twarzy.
Ten krajobraz po bitwie, przerażający, dający jej wyraźny znak, że ten którego kochała, doprowadził do zniszczenia świata i do jej śmierci. Pomimo miłości do niej. A może właśnie z powodu miłości? Tego nie wiedziała. A teraz ten sen odcisnął na niej jeszcze jedno piętno, wypalając je ogniem w samym środku jej serca.
Czarny Kot poznał jej tożsamość. Pokochał ją, a ona pokochała jego. Czy tamta historia będzie chciała się powtórzyć? Czy ich miłość musi pozostać niespełniona dla dobra świata? Czy ona, jako nastolatka, pragnąca tylko być szczęśliwą i móc dzielić to szczęście z ukochaną osobą, była gotowa ponieść taką cenę za dobro ludzkości?
- Tikki, smutno mi. - szepnęła płaczliwie okrywając się kocem jeszcze ciaśniej.
- Niepotrzebnie się tak przejmujesz tym snem. Najlepiej połóż się i odpocznij. Przecież ty prawie nie spałaś. - tłumaczyła jej Tikki.
- Boję się iść spać. - mruknęła Marinette obejmując rękami podkulone nogi.
Tikki westchnęła i poleciała do jej pokoju, a po chwili wróciła z telefonem w łapkach.
- Trzymaj. Zadzwoń do Adriena. - powiedziała podając go dziewczynie
- Co takiego? - zdziwiła się biorąc do ręki komórkę.
CZYTASZ
Teatr marionetek ••• Miraculous ••• (Zakończone)
FanfictionKsiążce należy się korekta, więc systematycznie będę ją poprawiać, ale nie martwicie się, treść nie zostanie zmieniona ;) "Czuł na szyi jej oddech. Przekraczał właśnie pewną granicę, do której nie powinien się nawet zbliżyć. Mimo to, otulił ją ramio...