Marinette stała na balkonie. Gdy słońce powoli ustępowało miejsca księżycowi, a miasto pokrywało się szarością nocy to właśnie tutaj najlepiej jej się myślało. W tej ciszy i delikatnym mroku łatwiej było sobie poukładać pewne sprawy. Tak było też tym razem. Właśnie próbowała wymyślić coś co pomoże jej pozbyć się dręczącego ją uczucia, że ona też nieźle nabroiła w tej całej sytuacji z Adrienem. Ile razy wracała myślą do dnia sesji, a nawet do tych wcześniejszych chwil, gdy się przed nim wygłupiła jak np. w muzeum figur woskowych, aż jej się mdło robiło. Czuła się tak strasznie słaba. Chciałaby być Biedronką w codziennym życiu. Taką odważną, zabawną i pewną siebie. Zawsze wiedzieć co powiedzieć i zrobić. A tymczasem jest beznadziejną, niezdarną Marinette. Westchnęła ciężko i rozejrzała się po ciemnym, rozgwieżdżonym niebie i dachach paryskich budynków widocznych z jej balkonu. Nagle jej wzrok zatrzymał się na jednym czarnym punkcie na pobliskim dachu.
Czarny Kot stał dłuższą chwilę obserwując Marinette. Czuł dziwny ucisk w okolicach serca, gdy widział ją tak zamyśloną i smutną. Zaraz przypomniał sobie jak odwiedził ją tu tego dnia, kiedy Biedronka nie przyszła zobaczyć jego niespodzianki. A potem zaraz przed oczami stanął mu jej wyraz twarzy, gdy odwozili ją do domu po wizycie w muzeum figur woskowych. Ta sama udręka i smutek jak dziś. Czy wtedy też on był temu winny? Nie mógł sobie przypomnieć. Ale zaczynał się przekonywać, że chyba Plagg miał rację, to nie jest najlepszy pomysł być tu teraz, na dodatek w kostiumie. Już miał się wycofać i wrócić do domu gdy zobaczył, że ona go zauważyła. Najpierw trochę niepewnie uniosła rękę, a za chwilę mu pomachała. Trochę zdziwiony odmachał jej licząc, że się uśmiechnie. Niestety, wyraz jej twarzy pozostawał bez zmian. Marinette wciąż smutna teraz uparcie się w niego wpatrywała. Miał dziwne wrażenie, że ten wzrok go przyciąga, że ona go woła. Nie mógł teraz po prostu się odwrócić i uciec, więc jednym susem znalazł się na balkonie zaraz obok Marinette, starając się nie dać po sobie poznać, że i jego nastrój nie jest najlepszy. Ukłonił się prawie do samej ziemi i ujął dłoń Marinette, po czym złożył na niej delikatny pocałunek.
- Witaj Księżniczko. - przywitał ją bacznie obserwując jej mimikę twarzy. Marinette się delikatnie zarumieniła i nawet trochę uśmiechnęła, choć był to smutny uśmiech. Kot wyprostował się i nie bardzo wiedział co powiedzieć. Ale na jego szczęście to właśnie Marinette rozpoczęła rozmowę.
- Co cię tu sprowadza Czarny Kocie? - zapytała przechylając lekko głowę. Wydała mu się taka urocza.
- Hmm… -zastanawiał się co odpowiedzieć. - Chciałem się przewietrzyć.
- Ciężki dzień?
- Nawet bardzo… - kiwnął głową.
Marinette wciąż się w niego wpatrywała, ale nic już nie mówiła. Dalej wyglądała na smutną.
- Nie wyglądasz na specjalnie szczęśliwą. Czy mam sobie pójść? - zrobił krok w tył z zamiarem wyskoczenia z balkonu.
- Nie, zaczekaj. - odparła szybko łapiąc go za rękę i za chwilę puszczając ją z zakłopotaniem. - Jeśli… jeśli chcesz oczywiście. - szepnęła zakładając nerwowo ręce na piersiach.
- Marinette, co się stało? Zawsze jesteś taka pogodna. Czy martwisz się tamtym atakiem akumy na Alyę? - zagadnął, choć gdzieś w środku czuł się paskudnie, że tak ją próbuje ciągnąć za język.
- Nie do końca o to chodzi. - mruknęła
- Więc o co? - zapytał i zaraz pożałował, bo dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem. - Przepraszam… - dodał zaraz - Nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz.
- Nie, nie szkodzi - zapewniła - Tylko... To trochę… osobiste… Wiesz… tu chodzi o pewnego chłopaka...
- Czy on cię skrzywdził? - zapytał zanim zdążył ugryźć się w język. Już drugi raz przenikliwy wzrok dziewczyny wpatrywał się w niego jakby chciał wyciągnąć na wierzch najgłębsze zakamarki jego duszy.
CZYTASZ
Teatr marionetek ••• Miraculous ••• (Zakończone)
FanfictionKsiążce należy się korekta, więc systematycznie będę ją poprawiać, ale nie martwicie się, treść nie zostanie zmieniona ;) "Czuł na szyi jej oddech. Przekraczał właśnie pewną granicę, do której nie powinien się nawet zbliżyć. Mimo to, otulił ją ramio...