72

7 1 0
                                    

Ciało tak białe jak kredowy papier.
Jak biały pergamin pod
którym ukrywają się
wystające kości.
Oczy jak gasnące latarnie,sennie spoglądające na świat.
Włosy zniszczone i matowe.
Bezwładnie opadają na obnażone
przez skórę ramiona.
Palce tak drobne jak dziecięcą raczka. Nogi tak chude jak nóżki polnego konika co beztrosko po łące bryka.
Myśli wciąż te same.
Takie samotne i niepoukładane.
Czas wciąż każda godzina
za wolno o swym istnieniu przypomina. Talerz,a na nim pachnące sadem jabłuszko i kawałek chleba.
Tyle mi do dalszego
istnienia potrzeba.
I długie godziny spędzone
na ćwiczeniach, by stwierdzić,
że wciąż za dużo dzieli mnie od wyobrażenia idealnego ciała. Zapominam,że człowiek bez jedzenia umiera, bo znalazłam nowa przyjaciółkę co zastąpiła ukochanego misia,
poduszkę i ludzkie drwiące spojrzenia.
A ja powoli umieram,
umieram za swoje marzenia.

Wiersze cz. 3, myśliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz