W słoneczne południe, wzgardzony w bezruchu
wygląda namiętnie ofiaryI idzie ta jedna co naznaczyć ją pragnie
"Nie bój się nic, zajmę się Tobą kochanie,
obyś nie bardzo cnotę wzbraniała"Zakłada maskę i zgrywa pozory,
by dobre wrażenie na Tobie zrobić.
Choć twa figura wyglądem nie zachwyca
Odstrasza za bardzo każdego facetaLas ten będziesz przez wieki przeklinać,
tu kwiat Twój podepcze szpetna gadzina,
bólem i płaczem chwilę będziesz wspominać,
cierpkością i łzą spali się Twa mina.W poczuciu bezrady opór Twój upada,
godzisz się z jego wolą,
I wnet uciekasz inną drogąBiegniesz do łazienki, przestraszona cała
Chwyć żyletkę do swojej ręki, pomóż
i skończ swoje męki.
Nie obarczaj cierpieniem innych
Nie rób z bliskich winnych
Nikt Cię nie kocha,
tylko na Ciebie strzela focha.
Nie ma życia, nie ma po kątach się krycia.
Nie ma radości, miłość w sercu nie zagości
Nie ma troski, zmartwień.
Tylko kilka w nadgarstku zagłębień.
Pusty umysł, lodowate serce
Miej siebie za swego mordercę.Tak ja teraz stoję zagubiona,
swoją głupotą otumaniona.
I nie wiem co jest szczerością,
co kłamstwem a co zazdrością.
Nie umiem uczuć z masek odczytać.
Nie umiem zimnego o ciepło zapytać.
Nie umiem patrzeć na twarze kłamliwych
Nie umiem omijać ludzi mściwych
Nie umiem wymieżyć życiowego ciosu
który uratowałby mnie od tego złego losu
I stoję i patrzę i szukam drogi
Wciąż potykajac sie o własne nogi
I ciemność i mrok i brak chęci do życia
sprawia że mam już dość tutaj bycia
CZYTASZ
Wiersze cz. 3, myśli
SpiritualeKontynuacja wierszy niewybitnej, przeciętnej 18-latki. Zapraszam