- To wszystko twoja wina - stwierdziła cicho Hermiona.
- MOJA wina?! Jak śmiesz oskarżać o to mnie?! O ile sobie dobrze przypominam, zgodziłaś się na to wszystko!
- Tak, ale nie musiałabym tego zrobić! Gdybyś przestał o tym mówić wtedy, kiedy się nie zgodziłam...
- Cóż... - Ron odchrząknął i skrzyżował ręce na piersi z niechętną miną.
Dwójka Gryfonów przez chwilę siedziała w ciszy. Nikt nie zauważył, że się w ogóle kłócili, nie zwracano na nich uwagi, w końcu wszyscy oglądali mecz. A potem Ron krzyknął do Harry'ego o tłuczku. Zanim ktokolwiek inny zdążył zareagować, profesor Snape i dyrektor rzucili zaklęcie, by spowolnić spadanie chłopców.
Ślizgoni oskarżali Pottera o to, że zrzucił Draco z miotły. Oczywiście Gryfoni winą za upadek Harry'ego obarczali Malfoya. Nikt nie wiedział, co dokładnie się stało, oprócz Hermiony i Rona, no i oczywiście Harry'ego i Draco, którzy jednak przez jakiś czas nie mogliby o tym opowiadać, bo obaj leżeli nieprzytomni w Skrzydle Szpitalnym.
- Ja się o niego boję, wiesz...? - szepnęła potem Hermiona, gdy siedzieli przy łóżku przyjaciela. - Za każdym razem, gdy jest ranny... To mnie przeraża...
- W takim razie musisz się często bać... - starał się jej dociąć, ale zabrzmiało to raczej słabo. - Mnie też to przeraża... - zgodził się cicho.
- Wiesz, Harry i ty jesteście najlepszymi przyjaciółmi, jakich kiedykolwiek miałam. Harry jest dla mnie jak brat. Myśl o tym, że mogłabym stracić któregoś z was... - Hermiona zamilkła, wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać. - W tym roku wszystko się wali. Wiem, że zbliża się ostateczna bitwa, i że Harry będzie w samym centrum... Ty i ja będziemy z nim, ale to jego wojna i ostatecznie to wszystko spadnie na niego. Będzie wtedy sam.
Fakt, że Hermiona mówiła o Harrym jak o bracie, nie został zignorowany przez Rona - po prostu wiedział, że to nie jest najlepszy moment na wielkie wyznania.
Oczywiście gdyby miał zamiar rozpocząć jakieś wyznania. Albo gdyby w ogóle miał co wyznawać.
- Wiesz, myślę, że to była wina Malfoya - spróbował z nadzieją.
Hermiona zaśmiała się krótko, jej oczy już były suche.
- Tak, to na pewno wina Malfoya.
- Ach! Panna Granger, pan Weasley, ciągle przy łóżku Harry'ego? Powinniście chyba wracać do swoich pokojów, zbliża się cisza nocna... - wykrzyknął radośnie Dumbledore, wchodząc do pokoju z podejrzanie wściekłym profesorem Snapem za sobą.
- Panie dyrektorze... Czy jest pan pewien, że przebywanie tutaj jest bezpieczne dla profesora Snape'a? Chodzi mi o to, że Harry jest naprawdę poważnie ranny... - Hermiona przerwała, gdy usłyszała prychnięcie.
- Panno Granger, zapewniam cię, że potrafię dość dobrze panować nad sobą i nie zaatakuję ucznia - warknął Snape.
- Nie przejmujcie się, nigdzie nie pójdę bez naszego wampira - powiedział Dumbledore z rozbawieniem w głosie. - Tak więc możecie bez wahania nas zostawić.
Gryfoni wiedzieli, że kłótnie nic by nie dały, więc po prostu się ukłonili i wyszli. Gdy tylko zniknęli za drzwiami, Snape znalazł się przy łóżku Harry'ego, obserwując chłopca z mieszanymi emocjami.
Kiedy zauważył, tam, na boisku, że jego towarzysz spada, schwycił go blady strach. Poczuł ucisk w klatce piersiowej, a jego oddech zamarł. Zareagował natychmiast - wyciągnął różdżkę, celując ją w chłopca i zmniejszył prędkość jego spadania. Nie mógł przestać myśleć o Potterze jako o jedynym, który sprawiał, że mógł poczuć cokolwiek. Myślał o nim, jako o swoim towarzyszu i nikim innym... Chociaż przecież to był POTTER, zmora jego egzystencji, impertynencki bachor. Bachor, który sprawiał, że czuł się tak... po prostu czuł.
Dumbledore z mieszanymi uczuciami obserwował emocje malujące się na twarzy przyjaciela. Czuł się rozdarty. Miał swoje obowiązki jako dyrektor - powinien niszczyć w zarodku wszelkie związki budzące się między profesorami i uczniami. Ale miał też powinności względem Harry'ego, który był bezbronny, bo tak bardzo pragnął miłości. Oczywiście miał również obowiązki względem Severusa - swojego przyjaciela, który nikomu nie pozwalał poznać się bliżej, chowając się za ironicznie uśmiechniętą maską.
Dumbledore był mądrym człowiekiem, wiedział, w co może się przerodzić ten związek. Harry nie będzie w stanie obronić się przed zakochaniem w Severusie. Pomimo wszystkich swoich wad, Mistrz Eliksirów był dobrym człowiekiem i Harry mógłby w nim odnaleźć wybawienie, jakiego od zawsze pragnął. Severus byłby w stanie zapewnić mu opiekę, którą łatwo można by wziąć za miłość. Tyle, że dla Severusa Harry był złem koniecznym, nienawidził Gryfona od samego początku. Jednak z powodu tego przymusowego "związku", mógłby poczuć się w obowiązku do opiekowania się chłopcem, by potem móc się nim posłużyć do własnych celów. Kiedy, nie jeśli (tego Dumbledore był pewien), Harry to odkryje, będzie miał złamane serce i bez wątpienia zamknie się w sobie, tak jak teraz ukrywa swój gniew i ból przed wszystkimi, którzy nie chcieli tego zauważać.
Największym problemem było to, że taki mądry i wiekowy czarodziej jak Dumbledore, nie potrafił odnaleźć rozwiązania dla całej sytuacji. Wszystko zostało przepowiedziane, rozpatrzył to na wszelkie możliwe strony i nie był w stanie zrobić nic. Tak więc, będąc mądrym człowiekiem, dyrektor Albus Dumbledore postanowił nie robić nic. Poczeka i poobserwuje, być może później przyjdzie mu do głowy jakiś pomysł.
Dumbledore odchrząknął.
- Być może lepiej będzie, jeśli wyjdziesz, Severusie.
- Potrafię nad sobą panować! - wydarł się Snape.
Dyrektor stanął po drugiej stronie łóżka Harry'ego i obserwował chłopca, którego twarz była cała podrapana. Teraz wyglądał spokojnie, jak anioł. Tak, to naprawdę będzie zbawca czarodziejskiego świata... W niektórych aspektach już nie był dzieckiem.
Sięgnął dłonią, by odgarnąć włosy z czoła chłopca, ale nagle zamarł, słysząc cicho warczącego Snape'a. Dumbledore podniósł zaskoczone spojrzenie i napotkał zszokowany, rozkojarzony wzrok Severusa.
- Tak, naprawdę uważam, że lepiej będzie, jeśli wyjdziesz. Idź odpocząć, posil się od swoich dawców... - powiedział spokojnie Albus.
- Posilić się od dawców?! Z trudnością przełykam tą ohydną ciecz, która ma niby być krwią! - wybuchnął ze złością. - To wszystko wina Granger. Ta wścibska czarownica zmusiła mnie do wypicia krwi Pottera. Od tego czasu jestem coraz bardziej głodny i coraz bardziej sfrustrowany.
Dumbledore westchnął.
- Jutro będzie już z nim wszystko w porządku. A ty będziesz mógł grzecznie zapytać Harry'ego, czy możesz się od niego posilić. Jestem pewien, że zgodzi się na to, jeśli tylko wyjaśnisz, co się z tobą dzieje.
- Co się ze mną dzieje?! Najwyraźniej tracę rozum! - warknął Snape. - Nie mogę... - przerwał i zamilkł, wdychając powietrze. Wykrzywił usta, niezadowolony, że mu przerwano. Podszedł do łóżka Draco i odsłonił zasłony - chłopak właśnie otworzył oczy.
Dumbledore przyłączył się do niego, nie zdziwiony faktem, że Ślizgon obudził się pierwszy. W końcu to Harry przyjął na siebie cały impet uderzenia. Cokolwiek stało się w powietrzu, Harry czuł się winny i starał się uratować Draco. Pomimo tego, co blondyn do tej pory mu zrobił... Harry zawsze będzie się zachowywał jak bohater i ochroni tych, którzy według niego na to zasłużyli.
- Ach, pan Malfoy. Widzę, że nareszcie zdecydował się pan obudzić.
- C-co się stało? - zaskrzeczał Draco, jego gardło płonęło.
- Pottera prawie uderzył tłuczek, chłopak zderzył się z tobą, gdy próbował wyminąć piłkę, przez co zwalił was obu z mioteł. Albus i ja spowolniliśmy nieco wasz upadek - krótko poinformował go Snape.
Racja. To wszystko wina cholernego Pottera. Rozproszył mnie tymi swoimi przeklętymi ustami! pomyślał Ślizgon mrużąc oczy.
Snape ostrożnie obserwował chrześniaka. Chłopak pachniał gniewem. Cokolwiek się stało, Draco wierzył, że to była całkowicie wina Pottera.
- Miałeś dwa złamane żebra, w miejscu, gdzie Potter uderzył cię łokciem, gdy wylądowałeś na nim. Oprócz tego kilka rozcięć na nogach i rękach od upadku. Chociaż muszę powiedzieć, że Potter jest w dużo gorszym stanie - ma przeciętą głowę i złamaną nogę - powiedział Snape, z całej siły starając się nie zabrzmieć tak, jakby martwił się o Pottera.
- Wody...? - spytał Draco.
- Oczywiście - Dumbledore przylewitował szklankę bezbarwnego płynu i podał ją blondynowi.
Draco wziął ostrożny łyk, ale gdy się poruszył, jego żebra nie bolały aż tak bardzo. Pomfrey musiała już je uleczyć, co oznacza, że nie było z nimi aż tak źle. Te myśli nie zmniejszyły gniewu. Więc wylądował na Potterze? Dobrze, drań zasłużył na to po tym, co zrobił tam, na górze.
- Skoro już wiemy, że czujesz się dobrze, możemy was zostawić, byście odpoczęli - stwierdził po chwili dyrektor. - Severusie...?
Snape wpatrywał się w łóżko Pottera ze zmrużonymi oczami. Nieznacznie pokręcił głową. Nie powinien reagować w taki sposób. Skinął głową na słowa Dumbledore'a.
- Tak, odpoczywaj, Draco - powiedział i opuścił pokój, nie oglądając się za siebie.
- Panie Malfoy, byłoby dobrze, gdyby nie przeszkadzał pan panu Potterowi w śnie - powiedział poważnie Dumbledore, gdy wychodził.
Draco wpatrywał się w łóżko obok, na którym leżał Złoty Chłopiec. Zmarszczył się w jego stronę, chcąc by się obudził, wtedy mógłby powiedzieć mu parę nieprzyjemnych rzeczy. Nie wiedział, co to dokładnie miałoby być, ale zdawał sobie sprawę, że zanim chłopak się obudzi, on będzie miał już przygotowaną całą przemowę. Jak on śmie wyglądać tak spokojnie, kiedy ja jestem taki ranny? pomyślał ze złością. Mogę się założyć, że ten cholerny bydlak ma słodkie sny i... jego wewnętrzny dialog został przerwany przez znajomy głos, który wywołał u niego dreszcze i spowodował, że jego oczy się powiększyły.
Potter mówił w Wężomowie. Potter mówił w Wężomowie! Draco przysłuchiwał się z fascynacją, jak dźwięk wydobywa się z na wpół zaciśniętych ust chłopaka. On musiał się obudzić, na pewno chce go sprowokować. Ale jego oczy wciąż były zamknięte... Nieważne, to pewnie jakaś sztuczka, by go oszukać! Poczuł, że jego penis zaczyna reagować na te dźwięki i zawył ze złości. Czas na nieprzyjemną pobudkę, pomyślał, odkładając szklankę na stolik przy łóżku i siadając ostrożnie. Poczuł tylko lekkie ukłucie w żebrach, które dawało się ignorować. Ześlizgnął się z łóżka. Noga bolała bardziej, prawdopodobnie była mocno poraniona, ale nie zwracał na to uwagi i powlekł się do sąsiedniego posłania.
***
- Nagini, co z chłopakiem Lucjusza? Myślisz, że mógłby być dla nas użyteczny? - spytał, głaszcząc połyskliwą skórę węża.
- Sssądzę, że chłopak zbliżył się do Pottera - powiedział wąż. - Ale Lucjusz bardzo lubi sssyna. Możemy użyć chłopaka, by zmusssić Lucjusza do absssolutnego posłuszeństwa...
- Tak... Wygląda na to, że chłopiec może nam w tym pomóc... Rozkażę Lucjuszowi, by sssię z nim ssskontaktował... - nie wiedział, że to wszystko obserwował ranny chłopak, którego nie chciał o tym informować.
Harry poczuł ostry ból głowy, blisko blizny. Z nogą też nie było dobrze. Westchnął i zamrugał. Pierwszą rzeczą, jaką zarejestrował, była mgła, ale gdy jego wzrok się wyostrzył, zobaczył Draco Malfoya. Parsknął z zaskoczenia i powiedział pierwszą rzecz, która mu przyszła do głowy:
- On ciebie chce.
Draco nie był przygotowany na widok tych szmaragdowych oczu. Czyli Harry Potter naprawdę spał? Co za kretyn rozmawia w Wężomowie przez sen? pomyślał ironicznie.
- Kto mnie chce, Potter? Ty? - parsknął śmiechem. - Tak się zachowujesz - wymruczał.
Harry zamrugał z zakłopotaniem. Jego wzrok był wciąż zamazany. Dlaczego? A tak. Nie miał okularów. Niech to. O czym on myślał? To dlatego, że Malfoy go zaskoczył, pochylając się nad nim. Zaraz, dlaczego do cholery Malfoy się nade mną pochyla? pomyślał.
- Odwal się, Malfoy! - warknął i spróbował wstać. Odkrył szybko, że to nie był dobry pomysł - głowa bolała, jakby miała zaraz eksplodować. Czuł się trochę jak na karuzeli. Opadł na poduszkę i zaklął.
Draco obserwował z zadowoleniem, jak Potter usiłuje usiąść i mu się to nie udaje.
- Odwalę się, jeśli przestaniesz mówić w Wężomowie, udając, że śpisz - warknął.
- O czym ty mówisz? - spytał niepewnie Harry.
- Daj spokój, Potter. Nie rób ze mnie durnia, wiem, że udawałeś. Tylko jedno mnie ciekawi - skąd o tym wiesz? - spytał z ironią. - Wiem, że Blaise ci nie powiedział.
Harry starał się pozbierać myśli. Zrozumiał, że musiał na głos referować konwersację Voldemorta z Nagini. Oczywiście nie mógł o tym powiedzieć Malfoyowi, tak samo, jak nie mógł mu powiedzieć, kto mu doniósł o jego reakcji na Wężomowę. Prychnął cicho, by rozdrażnić blondyna.
- Co to za różnica, Malfoy? Nie możesz się oprzeć mojemu czarującemu głosowi? - spytał z zadowoleniem.
Draco zaczerwienił się i skrzywił ze złości jednocześnie.
- Na pewno nie! - wrzasnął.
- Och? W takim razie sprawdźmy to, dobrze? - uśmiechnął się szatańsko Gryfon. - Twoja twarz ma odcień podobny do włosssów Rona, Malfoy.
Draco cofnął się o krok.
- Wierz mi, Potter. Gdybym odkrył, że choć trochę mi się podobasz, rzuciłbym na siebie Avada Kedavra.
- Na pewno nie, wymiękniesz, fretko.
- Potter! Niech to szlag! Zamknij się! - wrzasnął Draco, wpatrując się w usta Pottera z mieszanymi uczuciami - złością i pożądaniem. Nie wiedział, jak to jest możliwe, że się tak czuje w jednym momencie.
- Zmuś mnie, fretko - zaśmiał się Harry z zadowoleniem, spoglądając na spodnie od piżamy Ślizgona. Bez szat było dokładnie widać, jak bardzo Draco jest podniecony. To dało Harry'emu promyk satysfakcji - był w stanie doprowadzić blondyna do takiego stanu.
Był tak zagubiony w swoich myślach, że aż podskoczył z zaskoczenia, gdy nagle usta Malfoya gwałtownie połączyły się z jego własnymi. Czuł tak ogromne zaskoczenie, że nawet nie walczył, gdy język Malfoya wdarł się do jego ust, tłumiąc wszelkie protesty. Wpatrywał się we wściekłe, szare oczy, kolorem przypominające burzowe chmury. Wydawało się trwać wieczność, zanim nie odzyskał panowania nad sobą. Język Malfoya pieścił jego własny coraz mocniej, a gdy to w końcu do niego dotarło, odepchnął od siebie blondyna.
- Do jasnej cholery, Malfoy! Co to miało być?!
Draco, o ile to możliwe, był jeszcze bardziej zaskoczony niż Potter. Zaczął wycierać usta prześcieradłem, starając się usunąć smak Pottera ze swoich ust i języka. Gryfon go sprowokował i jedyne, czego pragnął, to zatrzymać te jego usta. Nawet nie myślał, po prostu go pocałował. A teraz wpatrywał się w Chłopca-Który-Cholera-Już-Od-Dawna-Powinien-Być-Martwy i warknął:
- Widzę, że to cię uciszyło!
Harry gapił się na Malfoya z niedowierzaniem. Co to do wszystkich diabłów miało być?! Malfoy mnie pocałował! Cholera jasna!
- Niech to szlag! - jęknął Draco, próbując złapać oddech i odwrócił się w stronę własnego łóżka. Miał zaciśnięte pięści, zgrzytał zębami.
- Zapomnij, że to kiedykolwiek miało miejsce, Potter, bo zapewniam cię - to była wina chwilowej utraty poczytalności, spowodowanej twoją Wężomową. Od teraz po prostu się zamknij - wymruczał spokojnie i położył się na łóżku. Odwrócił się tyłem do Złotego Chłopca, który wpatrywał się z niedowierzaniem w jego plecy.
Co do diabła...? pomyślał ponownie.
***
Następny ranek nie był lepszy. Malfoy ponownie wstał przed nim i wyszedł, zanim Gryfon się obudził. Harry wpatrywał się w puste łóżko z zażenowaniem. Pół nocy spędził, gapiąc się w śpiącego Malfoya, myśląc o tym, co się stało. To było oczywiste, że Malfoy czuł się zażenowany tym, że okazał słabość, co więcej - był przerażony tym, że to on, Harry Potter, jego największy wróg, doprowadził go do takiego stanu.
Ciągle czuł smak ust Malfoya, ale podejrzewał, że to tylko jego wyobraźnia. Odsuwał od siebie to wszystko, na ile tylko mógł. Zgadzał się z Malfoyem - najlepiej będzie, jeżeli o wszystkim zapomną.
W południe dostał pozwolenie na opuszczenie Skrzydła Szpitalnego. Madame Pomfrey powiedziała mu dobitnie, że nie chce go tu widzieć przez najbliższy miesiąc. Harry skinął głową i uśmiechnął się z zapewnieniem, że postara się trzymać z daleka od niebezpiecznych sytuacji, po czym wyszedł. Była sobota, większość uczniów była na pierwszym wyjeździe do Hogsmeade. Reszta wyszła na dwór zaczerpnąć świeżego, jesiennego powietrza albo uczyła się w różnych częściach zamku.
Znalazł Rona i Hermionę w bibliotece, dziewczyna starała się skłonić Rona do zajęcia się nauką.
- Egzaminy są już niedługo, Ron! Na Merlina, musisz zacząć się uczyć, jeśli chcesz zdać! - narzekała Gryfonka.
- Niedługo? Mamy pierwszy miesiąc zajęć! - wrzasnął Ron.
- Cześć wam - powiedział Harry, podchodząc do nich z uśmiechem.
- Harry! - Hermiona poderwała się z krzesła i objęła go, całując w policzek.
- Auć! Uważaj na żebra, Miona... - wymamrotał chłopak.
- Och! Przepraszam - krzyknęła dziewczyna, odskakując od niego.
- Wszystko w porządku? - spytał z wahaniem Ron.
- Tak, nic mi nie jest - uśmiechnął się Gryfon.
- To dobrze - Ron uścisnął jego dłoń, Harry ją potrząsnął i po krótkim wahaniu objął przyjaciela.
Hermiona uśmiechnęła się delikatnie na ten nieśmiały pokaz uczuć. Rany, chłopcy są tacy głupi... pomyślała przyjaźnie.
- Och! Harry! - nagle coś sobie przypomniała. - Snape był u ciebie tego ranka, dopóki Malfoy się nie obudził. Potem musiał wyjść. Wyglądało na to, że opuszcza cię bardzo niechętnie. Myślę, że spodobałoby mu się, gdybyś się z nim spotkał. Był przedtem nieco... zdenerwowany.
Harry westchnął.
- Przegrywa ze sobą, prawda? Nie jestem pewien, czy chcę się z nim widzieć. Raczej wolałbym go unikać.
- Jak dla mnie, to brzmi całkiem sensownie - wtrącił się Ron.
- Harry, jeśli będziesz go unikać, na pewno będzie próbował cię odnaleźć. Na pewno nie chcesz, by to się zdarzyło w miejscu publicznym.
- Snape nie pozwoliłby, by ktoś się dowiedział.
- Nie, Snape może nie, ale jego wewnętrzny wampir by się czymś takim nie przejmował, i to on przejąłby kontrolę, gdyby trzeba było cię wytropić.
Harry się skrzywił.
- Więc to nic nie da? Muszę się z nim zobaczyć?
- Tak - powiedziała spokojnie Hermiona. - I Harry... Radzę ci być ostrożnym... On jest chyba bardzo głodny i oszalały po twoim upadku. Po prostu... bądź rozważny, dobrze...? Nie chcę, żebyś znów został ranny, bo nie zachowałeś wystarczających środków ostrożności.
- A co on zamierza z nim zrobić?! - wrzasnął Ron.
- Na pewno po prostu poprosi o krew, ale... - Hermiona przerwała, przypominając sobie tę pożądliwą minę na twarzy Snape'a, gdy spróbował krwi Harry'ego. - ...Bądź ostrożny...
- Dobra. Nie wkurzać wampira. Zrozumiałem - Harry zasalutował przed nią i poszedł poszukać Snape'a.
Nie musiał długo szukać. Zaraz, gdy tylko pojawił się w lochach, Mistrz Eliksirów sam go znalazł.
- Potter! - warknął, zaskakując tym kilku ciekawskich Ślizgonów, którzy zastanawiali się, co sławny Gryfon robi w lochach.
- T-tak, profesorze?
- Mój gabinet. Natychmiast. - Snape nie czekał na odpowiedź, ale odwrócił się i poszedł w kierunku pomieszczenia.
Harry podążył za nim, biorąc głęboki wdech, by się uspokoić. Hermiona powiedziała, że nie powinien okazywać strachu. Cóż, nie bał się, ale z pewnością odczuwał zdenerwowanie. Ciekawe jak profesor zamierza go poprosić o krew...?
Nie zamierza prosić, stwierdził nagle. Drzwi od gabinetu zamknęły się za nim. Nagle coś go pchnęło na ścianę, poczuł ręce na swojej szyi. Harry z trudem łapał powietrze, otwierając usta ze zdumienia. Snape wpatrywał się w niego, jego oczy znów były całe czarne, białka kompletnie zniknęły. Nozdrza mężczyzny zadrżały, gdy poczuł zapach chłopca.
- P-profesorze? Wszystko w porządku? - spytał Harry, mając nadzieję, że to pozwoli Snape'owi wziąć się w garść.
- Nie, Potter. Nie jest w porządku - warknął. - Odkryłem, że nie potrafię przestać myśleć o tym, czy coś cię nie boli, albo czy nie znajdujesz się w niebezpieczeństwie. Odkryłem też, że nie mogę opanować złości, gdy czuję na tobie zapachy tylu innych ludzi - dodał spokojnie, lodowatym tonem.
- Profesorze...
- Zamknij się, Potter. To zaraz przejdzie. Daj mi chwilę i siedź cicho. Nie ruszaj się - dodał, gdy Harry próbował wydostać się z jego uścisku. Wiedział, co się dzieje, ale nie potrafił nic na to poradzić.
Dotknął włosów chłopca, odgarniając niepokorny kosmyk z czoła, żeby spojrzeć na przecięcie, ładnie i dokładnie zszyte, zdobiące gładką skórę, blisko sławnej blizny. Prawie pochylił się, chciał polizać, pomasować ranę, ale zamknął oczy i powstrzymał się.
Skierował rękę niżej, delikatnie dotykając kolejnego przecięcia, na policzku chłopca. Spowodował tym, że Potter zamknął oczy. Ręka powędrowała niżej, rozpinając szaty chłopca. Uniosła w górę jego koszulkę, delikatnie dotykając żeber. Potter gwałtownie wciągnął powietrze i zadygotał. Zadowolony, Snape zostawił dłoń na brzuchu chłopca i oparł czoło o ścianę, zaraz przy uchu Pottera. Zamknął oczy i wdychał słodki zapach.
- P-profesorze - zaczął Harry z wahaniem. Starał się nie wpadać w panikę. Snape był wampirem, a on jego towarzyszem, to było naturalne, że Snape martwił się, gdy Harry był ranny. Dotyk dłoni Snape'a na skórze był niepokojący, ale nie nieprzyjemny. Starał się o tym nie myśleć.
- Uspokój się, Potter. Nie mam zamiaru cię skrzywdzić - powiedział Snape z lekkim zadowoleniem. Skrzywdzić go? Coś takiego nie mieści mi się w głowie... pomyślał z rozbawieniem.
- Wiem o tym - powiedział Harry, w pełni wierząc, że to prawda.
- Potter, potrzebuję twojej krwi - rzucił bez ogródek. - Jeśli chcemy unikać takich przypadków jak teraz, gdy ledwo co mogę myśleć jasno, będziesz musiał dawać mi krew regularnie.
Harry zamarł, ale powoli skinął głową.
- Dobrze.
- Świetnie. Daj mi chwilę - wymruczał Snape, jego głos nie brzmiał tak jak zwykle. Był trochę senny, jakby mężczyzna zaraz miał zasnąć. Rzeczywiście - czuł się śpiący. Albo inaczej - odurzony; to było lepsze określenie. Znajdował się tak blisko Pottera, czuł ten przepyszny zapach, to było takie podniecające... Całą noc się martwił, przez ostatnie dni znajdował się na krawędzi. Wreszcie to wszystko z niego opadło i poczuł się ogromnie zmęczony.
- Profesorze?
- Już... - Snape przez chwilę walczył ze sobą, w końcu oderwał się od Pottera i podszedł do biurka. Wziął stamtąd niewielki sztylet - Harry nie wiedział, po co mu był nożyk na biurku - i wrócił do niego. - Wyciągnij ramię.
Harry zawahał się, przypomniał mu się ostatni raz. Wciąż miał ślady na skórze, ale w końcu musiał to zrobić. Podał nauczycielowi tym razem lewe ramię.
- Tylko niezbyt mocno.
Severus pamiętał, jak mocno ostatnio ssał rękę Pottera. Zmrużył oczy i chwycił jego ramię, robiąc małe nacięcie na nadgarstku, zaraz nad główną żyłą.
- Potter, zapewniam cię, że tym razem będę nad sobą panował - Modlę się o to... dodał w myślach, gdy przyciągał rękę chłopca do ust. Zapomniany sztylet opadł na podłogę, uderzając o kamienną posadzkę. Pierwszy łyk krwi jego towarzysza, tej niebiańskiej krwi, sprawił, że zamknął oczy, a z jego gardła wydostał się jęk. Merlinie, jeżeli bachor za każdym razem będzie smakował tak dobrze, to chyba oszaleję...
Harry obserwował, jak Snape ssie jego nadgarstek, tym razem ból był przytłumiony. Wpatrywał się z fascynacją w minę Snape'a. Mężczyzna naprawdę wyglądał, jakby próbował najlepszej rzeczy na świecie. Dla Harry'ego to był niemały szok - nigdy nie widział na beznamiętnej twarzy niczego więcej, jak tylko drwiny. A teraz widniała tam przyjemność. Harry nie był ignorantem, zdawał sobie sprawę, że jest tak z powodu tego, kim się stał - dla wampirów krew była połączona z seksem.
Pokręcił głową i fascynację zastąpiła obojętność - w końcu to nie on powodował te emocje u czarodzieja. To tylko jego krew. W ciszy słuchał jęków, jakie wydawał mężczyzna.
Harry sam nie wiedział, jak długo go obserwował, ale w końcu się otrząsnął, czując przenikliwe pieczenie nadgarstka.
- Profesorze...
Snape usłyszał głos Pottera, dochodzący jakby z dużej odległości. Powoli otworzył oczy. Jego ciało płonęło. To było takie dobre, ale równocześnie niewystarczające. Spojrzał na chłopca, który wpatrywał się w niego z ufnością, oczekując, że gdy nakaże mu przestać, on to zrobi. To przypomniało Snape'owi, że choć pragnął czegoś innego, to tego nie dostanie. Na Merlina, to jest POTTER! wybuchnęły myśli w jego głowie. Zmusił się do oderwania od nadgarstka, ostatni raz oblizując językiem ranę.
Harry spojrzał na cięcie, otoczone czymś, co wyglądało jak malinka. To wywołało u niego chichot. Snape spojrzał na niego dziwnie.
- Co jest takie zabawne, Potter? - spytał zimno, pomimo, że czuł się zupełnie inaczej.
- Nic. To po prostu wygląda jak malinka - powiedział Harry z rozbawieniem
Snape spojrzał na niego gniewnie i pochylił się, by podnieść sztylet, który wcześniej wypuścił. Czuł się teraz jakby bardziej żywy, ale też bardziej zmęczony. Położył nożyk na biurku, po czym skierował się do schowka po bandaż. W ciszy owinął nim rękę Pottera.
- Dzięki - powiedział Harry.
- Za co? - spytał Snape z lekkim zainteresowaniem.
- Za bycie delikatnym - powiedział chłopak z uśmiechem.
Snape się skrzywił.
- Nie byłem delikatny, Potter. Po prostu nie chciałem być sprawcą kolejnych twoich zranień. - Harry prychnął, a Snape skrzywił się jeszcze bardziej.
- Dobra, rozumiem. To kiedy będzie mnie pan znów potrzebował?
- Ja cię nie potrzebuję, Potter! - warknął Snape, mimo że uporczywa erekcja temu zaprzeczała.
- Naprawdę...? Widocznie się pomyliłem. Myślałem, że jest pan wampirem, który lubi tylko moją krew.
- Robisz się bezczelny, Potter - warknął Snape.
- Przepraszam, profesorze. Cóż, to kiedy będzie pan potrzebował więcej krwi? - spytał poważnie Gryfon.
- Dziś w nocy. A potem trzy razy na dzień - powiedział Snape bez wahania, chociaż nie wiedział, jak będzie możliwe znaleźć czas na bycie z Potterem sam na sam, trzy razy w ciągu każdego dnia. A oni musieli być wtedy sami.
Harry zamarł, także zauważając problem.
- Mogę co noc przekradać się do lochów dzięki pelerynie-niewidce, to nie jest problem. Rano... Mogę się z panem spotykać przed śniadaniem, ale lepiej nie w lochach, Ślizgoni mogliby zacząć się zastanawiać, dlaczego tam jestem. A w czasie lunchu... Miałby pan coś przeciwko temu, gdybym jadł lunch z panem? Jakoś nie mam ochoty iść do lochów i wracać potem do Wielkiej Sali...
Snape myślał przez chwilę, po czym krótko skinął głową.
- Dobrze. Możemu używać do tego tego pomieszczenia, z oczywistych względów.
- Ma pan na myśli swoich pozostałych dawców. - To było twierdzenie, nie pytanie.
- Poproszę Zgredka, by przynosił dla ciebie jedzenie - powiedział Snape, ignorując komentarz Harry'ego. - Czuję się zmęczony. Potter, wracaj do przyjaciół. Na pewno martwią się o ciebie - dodał Snape bez zwyczajowych zgryźliwości.
- Dobrze... Tak swoją drogą - ma pan krew na ustach - rzucił Harry, po czym szybko opuścił gabinet, zanim mężczyzna zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Dotykając delikatnie opatrunku, skierował się w stronę wyjścia z lochów.
***
Draco obserwował ze zmarszczonymi brwiami, jak Potter wychodzi z gabinetu Snape'a. Dlaczego Potter był w gabinecie Snape'a w sobotę? Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy zobaczył, że Gryfon dotyka opatrunku okrywającego jego nadgarstek. Ale przecież Potter nie zranił się w lewy nadgarstek... pomyślał Draco niepewnie. Patrzył, jak chłopak się wycofuje, jego podekscytowanie się zmniejszyło. O co tu chodzi?
Trzymając list w dłoniach, Draco zbliżył się do biura Snape'a i otworzył drzwi. A potem przystanął zaszokowany.
- Profesor Snape?!
![](https://img.wattpad.com/cover/249569363-288-k653628.jpg)
CZYTASZ
A Destined Year
FanfictionOpowiadanie nie należy do mnie, tylko je udostępniam. Atenszyn, atenszyn, fanfik posiada kontynuacje - A Fated Summer, która niestary nie została ukończona przez autorkę __________________________ Autor: Autumns_Slumber Adres oryginału: http://arch...