Snape uchwycił Harry'ego w pasie, zanim ten upadł na ziemię. Spoglądając w płomienie ponad ramieniem, powiedział:
– Pozwól mi położyć chłopaka do łóżka, potem możemy podyskutować na osobności.
– Oczywiście.
Severus skinął głową i wziął Gryfona na ręce. Położył go na łóżku, przykrył kołdrą, po czym wrócił do salonu.
– Na razie możemy tylko powiedzieć, że to była pułapka – kontynuowała McGonagall. – Jedna z czarownic, Beatrice Landley, była pod wpływem zaklęcia Imperius, pomogła im przejść przez barierę. Reszta to zauważyła, ale dopiero po fakcie. Gdy ją ujęli, śmierciożercy już tam byli i wszystkich wymordowali. Nikt nie przeżył, nawet Beatrice. Albus walczył jak smok, tylko jeden śmierciożerca zdołał uciec, zanim w końcu przybyli aurorzy. – Kobieta bardzo starała się, by jej głos był opanowany. Snape skinął głową – mógł sobie wyobrazić, jak to wyglądało.
– Sieć Fiuu nie jest bezpieczna, nawet w zamku. Chodź tutaj, przedyskutujemy, co trzeba zrobić.
– Nie wiem, czy powinnam się stąd ruszać, Alastor ma przybyć niedługo z ciałem Albusa, powinnam tu być, gdy się pojawi.
– Nie mogę zostawić Pottera samego. Nie wiadomo, co mógłby zrobić, gdyby zostawić go samemu sobie. – Zmarszczył brwi. – Gdzie są uczniowie?
– Wciąż w Wielkiej Sali, wszyscy to mocno przeżyli. Prorok Codzienny zasiał panikę, reszta nauczycieli pilnuje ich, zanim nie zdecyduję, czy odwołać dziś zajęcia, czy też nie. – Snape skinął głową.
– Dobrze. Przyprowadzę Pottera, gdy tylko się obudzi. Potem wszystko omówimy.
– Chyba nie masz na myśli tutaj...? Nie sądzę, by to było mądre, żeby on był...
– Musi wiedzieć. Gdybyś zapomniała – on jest naszą jedyną nadzieją na pokonanie Czarnego Pana. Nikomu nie pomożemy, utrzymując przed nim wszystko w tajemnicy.
– Ale Albus...
– Albus był mądrym, dobrym czarodziejem, ale jeśli chodzi o tę kwestię, to się mylił. Harry nie jest już dzieckiem, które trzeba chronić przed brutalną prawdą. Siedzi w tym wszystkim po uszy. Ma prawo wiedzieć, co się dzieje – powiedział twardo mężczyzna. Wiedział, że Minerwa z całych sił starała się nie załamać i nie wybuchnąć płaczem. Teraz potrzebowała czegoś, na czym mogłaby skupić swoje myśli. – Jestem pewien, że Rada skontaktuje się z tobą w sprawie Hogwartu. Mogą próbować nas uciszyć. Powinnaś być na to przygotowana.
Minerwa w pierwszej chwili się skrzywiła, ale po chwili na jej twarz wróciła zwykła pewność siebie.
– Masz rację. Nie pozwolę, by zamknięto szkołę. W tym momencie to najbezpieczniejsze miejsce dla naszych uczniów. Poczekam na ciebie i pana Pottera w gabinecie dyrektora.
Severus skinął głową. Wpatrywał się w ogień jeszcze kilka minut po tym, jak McGonagall zniknęła. Dał sobie chwilę na ciche wspominanie drogiego przyjaciela. W końcu wstał i wrócił do sypialni.
Harry był wciąż nieprzytomny. Mistrz eliksirów skierował na niego różdżkę.
– Ennervate.
Chłopak westchnął i powoli otworzył oczy. Spojrzał na Snape'a. Jego oczy powoli się rozszerzyły, bał się zadać jakiekolwiek pytanie. Mężczyzna wpatrywał się w niego cierpliwie, czekając.
– Dumbledore...
– Nie żyje – dokończył miękko Severus. – Przykro mi.
Harry skinął głową, przenosząc wzrok na sufit.
– Wiedziałem... wiedziałem, że coś się stanie... Voldemort był wczoraj taki zadowolony, myślał o czymś, co ma się wydarzyć rano. Po prostu wiedziałem, że to musi mieć jakiś związek z... z... i profesor McGonagall powiedziała, że on już wyszedł, że wyśle do niego sowę, a mi kazała wracać do łóżka... Gdybym nalegał, żeby natychmiast coś zrobiła, mógłby teraz być z nami! – W jego słowach było słychać panikę, wpatrywał się szerokimi oczami w ścianę, próbując powstrzymać łzy.
Snape patrzył na chłopaka niepewnie. Merlinie, jeśli zacznie płakać, to nie wiem, co zrobię! Denerwował się coraz bardziej. Nie chciał go widzieć płaczącego. Jego wampir nie chciał widzieć swojego towarzysza płaczącego. Musiał temu zapobiec za wszelką cenę.
Postanowił zachowywać się tak, jak zwykle. Być wrednym.
– Albus byłby zawiedziony, gdyby cię teraz zobaczył – płaczącego jak dziecko i żalącego się, że to twoja wina. Weź się w garść, Potter, bo to obrzydliwe.
Harry spojrzał na niego, dopiero po chwili doszło do niego, co mężczyzna powiedział. Powoli zaczął w nim narastać gniew, jego spojrzenie stwardniało. Podskoczył tak, że klęczał na łóżku, z wzrokiem na wysokości oczu Snape'a.
– Zamknij się! Nic nie wiesz! Nawet ci nie zależy! Dumbledore nie żyje, NIE ŻYJE, a ty masz do powiedzenia tylko tyle?!
– Jeden z nas musi myśleć logicznie, skoro wszyscy wokoło pogrążyli się w rozpaczy – do tego w czasie, gdy powinniśmy się przygotowywać do wojny – stwierdził spokojnie Snape, w jego głosie dało się wyczuć zwyczajową ironię. W duchu pogratulował sobie, że w jakiś sposób udało mu się nie dopuścić, by Harry się rozpłakał. Zignorował poczucie winy – był dla chłopaka taki szorstki, gdy ten miał święte prawo do żałoby. Snape sam chciałby sobie na to pozwolić, w końcu stracił wieloletniego przyjaciela, ale teraz miał ważniejsze rzeczy do zrobienia. Opieka nad resztą uczniów, zaplanowanie dalszych działań Zakonu. Nie wspominając o pogrzebie, który trzeba zorganizować.
Harry wpatrywał się w Mistrza Eliksirów z niedowierzaniem. Nie mógł zrozumieć, jak on mógł być taki zimny, taki okrutny! Czy nie stracił właśnie przyjaciela? Czy nie był smutny? Ale przecież on nigdy nie pokazuje emocji... przypomniał sobie. Racja, Snape nie pokazałby swoich uczuć, nie zrobiłby tego, gdyby miało to go osłabić. Smutek to coś, co uznaje za słabość. Na pewno cierpi tak samo, jak wszyscy, jeżeli nie bardziej. Harry wziął się w garść i skinął głową, mimo że kosztowało go to wiele wysiłku. Snape miał rację. Nie mieli czasu na pogrążanie się w żałobie. Mógł to zrobić później, kiedy wszystko się uspokoi.
– Masz rację. Czy inni uczniowie już wiedzą?
Snape nie pokazał zdumienia, jakie wywołała w nim nagła zmiana w zachowaniu Gryfona.
– Tak, ukazał się artykuł w "Proroku". Minerwa zebrała wszystkich w Wielkiej Sali, teraz czeka na nas w gabinecie Dumbledore'a. Alastor powinien już tam być. Inni profesorowie pilnują uczniów.
– Czeka na nas? Czyli ja też mogę pójść?
Snape przytaknął.
– Oczywiście, to również ciebie dotyczy. Dlaczego nie miałbyś tam być?
Bo Dumbledore by mi na coś takiego nie pozwolił, McGonagall też nie – chyba, że byś coś jej powiedział...
– Racja, jasne. To najpierw musimy cię nakarmić, a potem spotkamy się z nimi. – Mężczyzna zamrugał i wpatrywał się w oferowaną rękę. Spróbował spojrzeć chłopakowi w oczy, ale ten wciąż uciekał wzrokiem.
– Jesteś pewien...?
– Musisz się pożywić – stwierdził niecierpliwie. Wciąż nie patrzył na wampira. – Wszystko w porządku, zrób to, tylko mnie nie dotykaj.
Snape jeszcze chwilę się wahał, potem skinął głową, mimo że Harry nie mógł tego zobaczyć. Chwycił jego nadgarstek i wbił kły w miękką skórę.
***
Dwadzieście minut później Harry i Snape w końcu znaleźli się przed drzwiami gabinetu dyrektora. Karmienie okazało się być bardzo żenujące – gdy obaj starali się nie ulec pokusie i nie zacząć się dotykać. Snape, gdy się najadł, zniknął ("by się umyć", jak sam powiedział) – Harry podejrzewał, że chciał poradzić sobie z "małym problemem". On sam jakoś opanował się na tyle, by tego nie zrobić i cały zarumieniony wpatrywał się w zamknięte drzwi. Wciąż był twardy jak skała, ten stan raczej nie miał się zmienić w najbliższej przyszłości.
Alastor otworzył im drzwi. Powitał Snape'a krótkim kiwnięciem głowy i potężnym uderzeniem w plecy. Z Harrym przywitał się trochę mniej wylewnie, za co ten był mu wdzięczny.
Gdy weszli do środka, Gryfon zdał sobie sprawę, że wszystko wyglądało... normalnie. Z jakiegoś powodu myślał, że może znikną stąd wszystkie rzeczy Dumbledore'a. Miał taką nadzieję. Gdyby coś się zmieniło, to nie musiałby przypominać sobie, że jeszcze kilkanaście godzin wcześniej siedzieli tu obaj i popijali herbatę. Ale wszystko wyglądało tak jak wtedy – to było prawie niemożliwe, że dyrektor już tu nie wróci.
Potem jego wzrok padł na białe płótno w rogu pokoju i chłopak po prostu wiedział, że spoczywało pod nim ciało tego kiedyś potężnego i kochanego przez wszystkich człowieka. Nieświadomie zbliżył się w tamtym kierunku. Nie chciał potwierdzenia – gdyby nie zobaczył ciała, to mógłby wciąż jeszcze wierzyć, że to wszystko to tylko jakiś durny żart. Ale i tak poczuł wewnętrzny przymus, z każdym krokiem czuł narastającą w sobie panikę.
Stanął kilka kroków przed ciałem. Czuł na sobie trzy pary oczu, ale i tak nie potrafił się zatrzymać. Podniósł drżącą rękę, by unieść materiał. Już miał go dotknąć, gdy czyjaś dłoń nagle zacisnęła się na jego. Blada, z długimi palcami. Harry wciągnął głęboko powietrze, gdy został przyciągnięty blisko Snape'a. Wtulił się w jego ramiona. Mężczyzna objął go delikatnie, oferując wsparcie.
Chłopak zaszlochał cichutko, próbując cały czas się uspokoić. Nawet nie zauważył, że cały drży, że inni obecni w pomieszczeniu patrzą na nich w szoku, że robi z siebie widowisko. Nerwowo przetarł twarz, nie pozwalając łzom spłynać po policzkach. Po kilku minutach uspokoił się i spróbował uwolnić z uścisku, ale ramiona mężczyzny trzymały go zdecydowanie, nie pozwalając na gwałtowne ruchy.
Co dziwne, Harry poczuł się dzięki temu lepiej.
– Dziękuję – powiedział delikatnie, ustami dotykając pachnącej ziołami szaty, wiedząc, że Snape i tak go usłyszy.
Poczuł raczej, niż zobaczył, kiwnięcie Snape'a.
– Nie chciałbyś go teraz widzieć – stwierdził cicho, wyraźnie zażenowany swoim pokazem uczuć wobec chłopca. Bo te uczucia, nieważne jak bardzo próbował je od siebie oddalić, były szczere i Harry wiedział, że nie miały związku z tym, że był jego towarzyszem.
Harry ponownie skinął głową i gdy znów spróbował oddalić się od wampira, ten mu na to pozwolił. Spojrzał ponad ramieniem starszego czarodzieja i zobaczył wpatrujących się w nich McGonagall i Szalonookiego. Opiekunka Gryfonów, która wcześniej wiedziała o ich "związku", oprzytomniała jako pierwsza. Jej oczy patrzyły ciepło na chłopaka.
– Czujesz się lepiej, Harry? Przepraszam, że musiałeś się o tym dowiedzieć w taki sposób.
Harry instynktownie zbliżył się do Severusa, jakby w oczekiwaniu wsparcia. Mężczyzna przytulił go bez wahania. Złoty Chłopiec mógł nadal być na niego wściekły, ale teraz potrzebował kogoś bliskiego, kogoś, kto by się nim zaopiekował – podejrzewał, że podobnie było z Mistrzem Eliksirów, nawet jeśli ten nie lubił okazywać takich uczuć. Nie chodziło o pożądanie, o seks, o miłość – ale raczej o dwójkę ludzi, którzy potrzebowali pocieszenia i bliskości.
– Wszystko dobrze. To po prostu... był szok – odparł delikatnie.
– Jak dla nas wszystkich. Przepraszam, że cię wczoraj nie posłuchałam. Gdybym...
– Nie, to by niczego nie zmieniło – powiedział stanowczo Gryfon. – Sowa i tak na pewno zostałaby zabita, zanim dotarłaby do Dumbledore'a, jestem tego pewien. Nie można było nic zrobić.
Minerwa wpatrzyła się w młodzieńca, którego znała od tylu lat i zrozumiała, że nie zauważyła nawet, kiedy stał się dorosły. Albo znalazł kogoś, kto stał się dla niego wsparciem, kto pomógł mu dorosnąć pomyślała. Przeniosła wzrok na Snape'a – stał obok Gryfona, jakby wspieranie go było najnaturalniejszą rzeczą na całym świecie. Przepraszam, Albusie, ale teraz widzę, że się myliłeś. Severus zaopiekuje się Harrym.
Nagle zdała sobie sprawę, że ma łzy w oczach. Zamrugała kilkakrotnie, prostując się gwałtownie.
– Może masz rację. Jestem pewna, że Albus wiedział, co robi. Ale nie możemy stać z założonymi rękami, trzeba zdecydować, co dalej. – Odwróciła się w stronę Alastora, który z zaciekawieniem obserwował Gryfona.
Szalonooki gorączkowo rozmyślał, jego magiczne oko odnotowywało każdy najdrobniejszy szczegół. Jeżeli to co widział, było prawdą... nagle zrozumiał, że Minerwa coś do niego mówi. Na zastanawianie się będzie jeszcze czas później.
– Rada Ministerstwa zadecydowała, co trzeba zrobić. Nie chcą wybierać nowego ministra, zamiast tego chcą obradować nad wszystkim wspólnie.
– Nie wierzę, że udało im się nagle podjąć sensowną decyzję – stwierdził ironicznie Snape.
– Czy to na pewno mądre? – spytał chłopak.
Snape uśmiechnął się, ale nie było w tym wesołości.
– Jeżeli wybraliby nowego ministra, albo, co gorsza, pozwoliliby na to społeczeństwu, to z pewnością ktokolwiek nie zostałby wybrany, z miejsca mógłby być zaatakowany przez Czarnego Pana. A teraz...
– Jest mniejsza szansa, że Voldemortowi uda się dotrzeć do wszystkich – dokończył Harry.
Snape uniósł brwi, zaskoczony tym, że chłopiec sam do tego doszedł.
– To prawda. Najlepsze jest to, że członkowie Rady od lat nie znajdują się w jednym miejscu. Każdy z nich ma własną, dobrze strzeżoną posiadłość. Porozumiewają się za pomocą sieci fiuu, która otwiera się tylko dla nich. Do tej pory nie mieli kontroli nad Ministerstwem, ponieważ wszyscy są starcami, nielubiącymi się wystawiać na widok opinii publicznej. A ludzie lubią mieć ministra, którego mogą widzieć – znając jego twarz, wiedzą, kto ich broni.
Harry skinął głową, bo to wszystko wydawało mu się bardzo logiczne. On też lubił wiedzieć, że ktoś trzyma nad wszystkim pieczę. Oczywiście, nie lubił Knota, ale teraz to nie miało większego znaczenia. Słuchając wampira, chłopak zaczął podejrzewać, że wie, co się stało z ministrem.
– Rozumiem. W takim razie, co chce zrobić Rada?
– Na początek będą próbować zamknąć szkołę – odpowiedział Alastor. – Bez Dumbledore'a, który mógłby ich powstrzymać i uspokoić rodziców uczniów, którzy chcieliby zabrać swoje pociechy do domów, na pewno im się to uda.
– Ale przecież Hogwart jest wciąż najbezpieczniejszym miejscem, prawda? – spytał Harry, z odrobiną paniki w głosie. Nie chciał, żeby zamknięto szkołę. Przecież Hogwart był dla niego domem!
– Jest. Jeżeli chcemy pozostawić szkołę otwartą, to muszę powysyłać listy do rodziców z informacją, co się stało i co planujemy. Jeżeli wciąż będą chcieli zabrać dzieci, trzeba będzie to zorganizować. – McGonagall wydawała się wrócić do siebie. Znów była silna i zdeterminowana.
– Udam się do Kwatery Zakonu i przedyskutujemy dalsze plany – wtrącił się Szalonooki.
Snape był cicho, zastanawiając się nad wszystkim. Harry nic nie mógł poradzić na to, że czuł się bezużyteczny. Co mogę zrobić...? Tylko siedzieć i przysłuchiwać się? Większość uczniów na pewno zdecyduje się na powrót do domów, jeżeli nie wszyscy. Siódmoklasiści pewnie będą mieć pozostawiony wybór, w końcu są pełnoletni. Wyślą mnie do Dursleyów? Na pewno nie, nie przeszkadzałoby im, gdybym został. Ale Zakon może chcieć mnie wysłać w "bezpieczne miejsce"... Nie chcę, żeby tak się stało, chcę zostać w szkole i nauczyć się wszystkiego, co tylko można, by pokonać Voldemorta... myśli Gryfona krążyły chaotycznie, gdy nagle do głowy wpadł mu pomysł. Aż podskoczył z podekscytowania.
Snape wyczuł zmianę jego nastroju, spiął się, zastanawiając się, co chce powiedzieć chłopak.
– A co jeślibyśmy przetransformowali szkołę w obóz szkoleniowy? – wybuchnął, skupiając na sobie uwagę wszystkich.
– Co masz na myśli? – spytał Alastor.
– Chodzi mi o to, żeby zaproponować uczniom możliwość uczenia się samoobrony. W końcu wojna dosięgnie nas wszystkich. Nikt nie będzie w stanie przed tym uciec, muszą się nauczyć bronić. Możemy pomóc im w nauce. Profesor Sprout w użyciu ziół w leczeniu, gdyby ktoś musiał się ukrywać i samemu zajmować ranami. – W trakcie mówienia Gryfon coraz bardziej się ożywiał, gwałtownie gestykulując. – Profesor McGonagall, pani może nam pomóc w zmianie przedmiotów w broń. Wiem, że magia to nie wszystko. Na przykład nie możemy się bronić za pomocą zaklęć w walce przeciw wampirom czy wilkołakom, bo są one za szybkie. Na pewno są też inne magiczne stworzenia, które mogą służyć Voldemortowi. – Mówił z coraz większym zapamiętaniem. – I Hagrid, on zna różne techniki uspokajania dzikich zwierząt. Takich jak trzygłowy pies. To może być przydatne, prawda? Flitwick dalej mógłby uczyć zaklęć, to zawsze może się przydać. Profesor Binns mógłby opowiadać o taktyce wojennej – to raczej nie powinno być takie nudne... – To zaskoczyło Snape'a, który wciąż delikatnie trzymał go w pasie. – A Snape... ty możesz uczyć nas robić przydatne eliksiry i trucizny, prawda? I...
Severus wpatrywał się w chłopaka z dziwnym wyrazem twarzy. Harry nagle zamilkł, czując, że robi się cały czerwony z zażenowania. Może to wcale nie był taki dobry pomysł...? Przeniósł wzrok na McGonagall, która też patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Alastor wydawał się być zadowolony. Harry pochylił głowę, czując coraz większe zawstydzenie. Chciał się odsunąć, ale ramiona Snape'a unieruchomiły go, przyciągając bliżej. Chłopak spojrzał na niego ze zdumieniem.
– O... o co chodzi? Przepraszam, myślałem...
– Potter, chyba muszę przemyśleć ilość punktów, jaką w tym roku odjąłem Gryffindorowi.
– Rozumiem... – wyjąkał Harry. Snape podniósł rękę, by unieść głowę chłopaka.
– Będę musiał je wam zwrócić. Jak widać Gryfoni też czasem mogą wpaść na coś mądrego. Bardzo rzadko, ale to może się stać.
– Naprawdę? – Złoty Chłopiec wpatrywał się w niego z niedowierzaniem.
McGonagall odchrząknęła.
– Zgadza się, panie Potter, zdaje się, że wpadł pan na znakomity pomysł. Uczniowie powinni wiedzieć, jak się bronić, a my możemy ich tego nauczyć. Nawet nie trzeba będzie aż tak bardzo zmieniać programów nauczania.
Harry uśmiechnął się, zadowolony z siebie.
– Więc zrobicie to? – Minerwa skinęła głową.
– Jestem pewna, że wszyscy profesorowie na to przystaną. Hogwart zostanie otwarty dla wszystkich, którzy będą chcieli się uczyć. Zaraz zacznę pisać listy. – Spojrzał na Szalonookiego, którego magiczne oko wciąż z zainteresowaniem śledziło parę. Zmarszczyła brwi. – Czy coś się stało, Alastorze? – Ten pokręcił głową.
– Nic a nic. Na kiedy ustalimy pogrzeb? Przekażę to reszcie Zakonu.
– Myślę, że jeszcze dzisiaj. Albus nie chciałby, żeby jego ciało za długo tak leżało. – Choć jej głos brzmiał spokojnie, to widać było, że jest bardzo zdenerwowana.
– Co powiesz uczniom? – spytał wampir.
– Och... chyba to powinnam zrobić najpierw. Są w Wielkiej Sali. – Spojrzała na Harry'ego. – Jestem pewna, że panna Granger i pan Weasley nie mogą się doczekać, by cię zobaczyć.
Chłopak skinął głową, nagle też tego zapragnął. Ale równocześnie naprawdę nie chciał się stąd ruszać. Wyglądało na to, że on i Snape w końcu się pogodzili i choć wciąż odczuwał wściekłość, to odczuwał też dziwny spokój. Ale zdawał sobie sprawę, że musi spotkać się z przyjaciółmi. Snape, jakby to wyczuwając, puścił go.
– Ile mogę im powiedzieć?
– Jestem pewna, że nic nie stanie, jeśli powiesz im całą prawdę. Ale nikomu więcej. Zaraz zejdę na dół – powiedziała.
– Rozumiem. – Gryfon nawet nie spojrzał na wampira, unikał też kontaktu wzrokowego z Szalonookim, który zdawał się przypatrywać mu bardzo uważnie. Opuścił pomieszczenie bez słowa. Snape odprowadził go wzrokiem do drzwi, a potem spojrzał na Alastora.
– No co? – warknął niebezpiecznie.
Czarodziej wpatrywał się w niego badawczo.
– Nigdy nie widziałem wampira razem z jego towarzyszem.
– Co to ma znaczyć?
– Ty i chłopak praktycznie błyszczycie od magicznej energii, gdy jesteście razem. Im bliżej siebie się znajdujecie, tym bardziej jest to widoczne.
– Co to znaczy?
– Nie mam pojęcia, ale gdybym miał zgadywać, to powiedziałbym, że zamiast uczyć chłopaka, jak samemu używać magii, to powinieneś go nauczyć, jak robić to wspólnie. Obaj możecie stać się trudnym przeciwnikiem. – Alastor nie dodał, że kolor tego blasku był tak ciemny i czarny, że prawie przysłaniał ich ciała. Musi w najbliższym czasie zająć się dokładnymi badaniami. Był prawie pewien, że jeżeli takie coś był powszechne między wampirami a ich towarzyszami, to powinien o tym wiedzieć.
Snape był w szoku, ale szybko się opanował.
– Nonsens – warknął. – Wyczułbym tak potężną moc.
– Mówisz, że moje magiczne oko mnie zwodzi? – krzyknął Szalonooki, nagle wściekły. Nie nazywano go tak bez powodu. Oko było dla niego drażliwym tamten.
Snape nie był w stanie zaprotestować.
– Nie wiem prawie nic o takich związkach. Muszę się wiele nauczyć.
Starszego czarodzieja chyba to zadowoliło.
– Dobrze. – Zwrócił się w stronę Minerwy. – Gdybyś mnie potrzebowała, będę w kwaterze głównej.
– Oczywiście – odparła z roztargnieniem, myśląc nad tym, co przed chwilą powiedział.
– Powinniśmy iść do Wielkiej Sali, uczniowie na pewno nas oczekują – powiedział Severus, gdy Alastor odszedł.
***
Zanim wszedł do Wielkiej Sali, Harry wziął głęboki oddech. Nie wiedział, czego ma się nie spodziewać, zza drzwi nie dochodziły żadne odgłosy. W ogóle zamek był nienaturalnie cichy. Czas wydawał się płynąć bardzo wolno, gdy popchnął drzwi. Powoli otworzyły się, a on wszedł do środka. W tym momencie dotarł do niego hałas – krzyki, łkanie. Harry wzdrygnął się – w Wielkiej Sali panował chaos.
Uczniowie byli w szoku, profesorowie próbowali ich uspokajać, ale nikt ich nie słuchał. Harry nie mógł w to wszystko uwierzyć. Szybko ruszył w kierunku przyjaciół.
– Harry!
– Stary!
– Martwiliśmy się o ciebie! O nie, słyszałeś już? – Hermiona miała łzy w oczach. Szybko przetarła je dłonią. Podała mu Proroka Codziennego.
Chłopak wziął gazetę, siadając obok. Nawet nie spojrzał na artykuł. Może przeczyta to później, teraz nie był w stanie.
– Tak, słyszałem, ja... – zatrzymał się, nie chcąc kończyć. – Słyszałem.
– Wszystko w porządku? – spytał cicho Ron.
Harry spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela, który obejmował Hermionę, najwyraźniej chcąc ją pocieszyć. Skinął głową.
– Tak, wszystko dobrze... Ja... widziałem... To znaczy... – westchnął. – Słuchajcie, powiem wam wszystko na osobności. Później. McGonagall zaraz tu będzie... żeby wydać obwieszczenie...
Rozejrzał się dookoła. Ślizgoni byli dziwnie spokojni. Widać było, że większość z nich nie wie, jak się zachować. Próbował zlokalizować znajomą blond czuprynę i zobaczył, że Draco patrzy w jego stronę. Nie potrafił odczytać jego miny, ale wyczuł niewypowiedziane pytanie. Chciał wiedzieć, jak się czuł. Skinął nieznacznie głową, Draco odpowiedział tym samym. Potem z powrotem odwrócił się w stronę Pansy. Harry też tak zrobił.
Właśnie wtedy w sali pojawiła się McGonagall. Trzymała głowę wysoko – gdyby Gryfon nie widział jej kilka minut wcześniej, powiedziałby, że jest rozgniewana, ale zdawał sobie sprawę, że próbuje po prostu nie załamać się na oczach wszystkich. W tym momencie inni oczekiwali od niej pocieszenia i wyjaśnień.
Gdy ruszyła w stronę stołu profesorskiego, wszystkie proporce stały się czarne. Harry wpatrywał się w tę zmianę wystroju ze smutkiem. Szkoła będzie nosić żałobę... Ta myśl spłynęła nieoczekiwanie, pewnie roześmiałby się, gdyby tak bardzo nie próbował zwalczyć łkania.
McGonagall wspięła się na podium, gdzie do tej pory zawsze stawał Dumbledore. Powoli stanęła przed mównicą i położyła dłoń na blacie. Nie potrzebowała zaklęcia pogłaśniającego. W sali było tak cicho, że i tak każdy mógł ją doskonale usłyszeć.
– Wiem, że każdy z was już przeczytał artykuł w dzisiejszym Proroku. Na pewno zastanawiacie się, czy to prawda. Tak, to prawda. – Dało się słyszeć kilka jęków. – Albus Dumbledore nie żyje. Wiem, że Ministerstwo nie chciałoby, bym podawała wam szczegóły, ale na pewno Albus pragnąłby, byście poznali prawdę. On i kilku jego znajomych dziś rano nałożyli na Londyn zaklęcia zabezpieczające. Jeden z nich znajdował się pod wpływem zaklęcia Imperius i zastawił pułapkę. Wszyscy zostali zamordowani przez śmierciożerców. – Mimo rozdzierającego płaczu, który się podniósł, kobieta kontynuowała. – Dziś po południu odbędzie się ceremonia pogrzebowa, wszyscy jesteście zaproszeni. Wiem, że niektórzy stracili kogoś bliskiego, ale Dumbledore na pewno nie chciałby, żebyście pogrążali się w żałobie. Chciałby, żeby smutek połączył i zjednoczył nas wszystkich! Co do balu, który miał się za kilka dni odbyć. Chciałabym, żebyście odłożyli na bok rywalizacje i wszyscy razem świętowali, tak, by dyrektor mógł być z was dumny! – zakończyła McGonagall. Przez chwilę panowała cisza, ale potem Gryfoni zaczęli cicho szeptać między sobą. Wielu uczniów zaczęło klaskać i kiwać głowami z aprobatą. Kobieta odetchnęła z ulgą.
Gdy wszyscy ucichli, mówiła dalej:
– Niestety, mam więcej złych wiadomości. Ministerstwo chce zamknąć szkołę. Bez Dumbledore'a z nami, myślą, że nie jesteśmy bezpieczni. Na pewno wielu waszych rodziców by się z nimi zgodziło, ale mylą się. Zamek jest dobrze strzeżony, wszyscy jesteście bezpieczni. Dlatego chcę objąć funkcję dyrektorki i walczyć o pozostawienie naszej szkoły otwartej. Ale to nie zmienia faktu, że trzeba wprowadzić wiele zmian. Nie będziecie się uczyć tradycyjnych zaklęć – będziemy się starać przekazać wam wiedzę potrzebną w czasie wojny. – Parę osób głośno wciągnęło powietrze. – Mimo że Ministerstwo mogłoby się na to nie zgodzić, Dumbledore chciałby, aby każdy z was potrafił się obronić. Nawet jeśli wasze rodziny zdecydują, że powinniście się ukryć na czas wojny, powinniście umieć walczyć. Nie możemy dłużej ignorować tej kwestii. Dlatego chciałabym was namówić, byście napisali do swoich rodziców o pozwolenie pozostania. Ci z was, którzy nie są pełnoletni i których rodzice nie zgodzą się, będą musieli wyjechać. Oczywiście, osoby pełnoletnie mogą decydować same za siebie.
McGonagall zeszła z podwyższenia i momentalnie wszystkie talerze zapełniły się jedzeniem. To było bardzo spokojne śniadanie, wiele osób nic nie jadło. Ludzie cicho rozmawiali, starając się podjąc decyzję. Harry, Ron i Hermiona w milczeniu zjedli i szybko opuścili salę.
Gdy dotarli do Wieży Gryffindoru, skierowali się do pustego pokoju wspólnego.
– Harry, co chciałeś nam powiedzieć? – zaczęła Hermiona.
– Chciałem was poinformować, że szkoła zostanie zamieniona w obóz treningowy, ale zdążyła już to zrobić McGonagall. To był mój pomysł. I tak każdy będzie uwikłany w wojnę, dlatego powinniśmy się nauczyć, jak obronić sobie i naszych bliskich. Tak jak na piątym roku w GD.
– Harry, to wspaniały pomysł – powiedziała z uśmiechem Hermiona.
– To prawda, stary. Ale nie wiem, ilu z nas zostanie. Mama na pewno chciałaby, żebym wrócił do domu – stwierdził Ron ze smutkiem.
– Nie sądzę. Pomyśl – ona jest członkinią Zakonu. Na pewno będzie chciała, żebyś potrafił się bronić, a szkoła to chyba najbezpieczniejsze miejsce – stwierdziła dziewczyna.
– A właśnie. Szalonooki sprowadził ciało... Dumbledore'a. Jest w jego gabinecie. Powiedział też, że Zakon chce zorganizować kontratak. To chyba oznacza, że nie możemy już siedzieć bezczynnie.
– Czyli zaczęło się, prawda? Od dziś będziemy szkoleni do ostatecznej bitwy. Harry... – Głos Hermiony załamał się.
– Wiem. Ja... myślę, że jestem gotowy. Chcę się uczyć. Chcę wiedzieć wszystko, co tylko możliwe o Voldemorcie i czarnej magii. Dlatego mam zamiar poprosić Snape'a, żeby szkolił mnie indywidualnie. – Harry miał zacięty wyraz twarzy. Wpatrywał się w ogień, jakby widział w płomieniach coś jeszcze. – Zabił moich rodziców, Cedrika, Syriusza, a teraz Dumbledore'a... Nie pozwolę mu odebrać mi jeszcze kogoś bliskiego!
***
Tego dnia wszystkie zajęcia zostały odwołane. Większość uczniów siedziała w swoich pokojach wspólnych. Harry, Ron i Hermiona znaleźli spokój w dormitorium chłopców z szóstego roku, które było puste. Chłopiec, Który Przeżył zaczął przeglądać swój kufer i szybko zlokalizował pudełko, które ofiarował mu Snape. Wyciągnął Mapę Huncwotów i schował ją do pojemniczka. Gdy przyjaciele spytali, dlaczego to robi, opowiedział im o poczynaniach Seamusa.
– Co?! – wrzasnął Ron. – Co za... dupek!
– Spokojnie, Ron. Jak powiedziałem, Draco oszukał go, myślę, że Finnigan nie będzie niczego próbował w najbliższym czasie. Poza tym on raczej tu nie zostanie, jego rodzina pewnie nie będzie tego chciała.
Ron burknął coś pod nosem, ale pokiwał głową. Potem zmarszczył brwi.
– Czy jutro nie jest rewanżowy mecz Slytherin kontra Gryffindor?
Oczy Harry'ego się rozszerzyły, potem zaklął.
– Cholera, kompletnie zapomniałem. Raczej się nie odbędzie. Zapytam McGonagall, czy możemy przesunąć termin.
– Nie wierzę, że możecie w takiej chwili myśleć o quidditchu – skomentowała Hermiona z obrzydzeniem.
– Cóż... nieważne – mruknął Ron. – Przepraszam, Miona.
***
Kilka godzin później trio udało się nad jezioro, gdzie miał się odbyć pogrzeb Dumbledore'a. Setki krzeseł już zostało ustawionych, przodem do wyniesionej na postumencie marmurowej trumny. Większość uczniów już zdążyła zająć miejsca. Harry zauważył członków Zakonu siedzących z boku i właśnie tam usiadł razem z przyjaciółmi. Molly złapała Rona w ramiona, zaraz jak do niej podszedł.
Złoty Chłopiec usiadł obok Lupina – wilkołak był w złym stanie, zwłaszcza, że najbliższej nocy miała być pełnia. Harry rozejrzał się dookoła, próbując odnaleźć Snape'a, ale było za jasno i oczywiście mężczyzny nie było w zasięgu jego wzroku. Gdy przeniósł wzrok na budynek szkoły, zamajaczyła mu przed oczami niewielka czarna sylwetka, skrywająca się w cieniu.
Ceremonia była piękna, wielu ludzi zabrało głos. Na koniec profesor McGonagall machnęła różdżką i trumna stanęła w płomieniach. Wiele osób się rozpłakało. Harry'emu wydawało się, jakby obserwował wszystko czyimiś oczami. Cała sytuacja była taka nierealna. Gdy większość studentów odeszła, chłopcu wydawało się, że z płomieni wyfrunął feniks. Dziwne, ale wywołało to uśmiech na jego wargach.
![](https://img.wattpad.com/cover/249569363-288-k653628.jpg)
CZYTASZ
A Destined Year
FanfictionOpowiadanie nie należy do mnie, tylko je udostępniam. Atenszyn, atenszyn, fanfik posiada kontynuacje - A Fated Summer, która niestary nie została ukończona przez autorkę __________________________ Autor: Autumns_Slumber Adres oryginału: http://arch...