60 - Spełniona przepowiednia

734 36 1
                                    

- Wody? – wychrypiał, oblizując ponownie wargi.

McGonagall wyczarowała szklankę wody i podała mu ją.

- Jak się pan czuje, panie Malfoy? – zapytała.

Odpowiedział po kilku zachłannych łykach wody.

- Głodny... Czy to zadziałało? – spytał, patrząc na Hermionę.
- Nie będziemy wiedzieć jeszcze przez kilka godzin. Nie chcę jeszcze ryzykować rzucania na ciebie jakichkolwiek zaklęć. Czy ktoś może przynieść jedzenie? Domowe skrzaty nie mogą tu zejść – wyjaśniła Hermiona.
- Ja pójdę – zaoferował Blaise.

Draco rozejrzał się, szukając Harry'ego. Starał się nie pokazać po sobie rozczarowania, gdy go nie dostrzegł. Nie obchodzi mnie, jaką ma wymówkę – powinien tu być! Hej, zaraz, dlaczego wszyscy wyglądają tak... Zaraz, zaraz – dlaczego są tu wszyscy?! McGonagall i Pomfrey nie powinny o tym wiedzieć, chyba że stało się coś, co je zmartwiło.

Na tę myśl Draco ponownie spojrzał na Hermionę, otwierając szerzej oczy.

- Czy coś poszło nie tak z eliksirem?

Hermiona skrzywiła się, zdziwiona.

- Nic, czego jestem świadoma, a czemu? Źle się czujesz?

Draco odetchnął z ulgą, a potem wziął kolejny łyk wody, ponieważ jego gardło znów było wysuszone.

- Nie, tylko pomyślałem... Czy Harry postanowił powiedzieć wszystkim? – zapytał Draco, patrząc znacząco na grupę i próbując nie pokazać po sobie, że myśl o tym, że Harry mógłby go zdradzić w ten sposób, naprawdę bolała.
- N-nie... – wyjąkała Hermiona.
- Więc gdzie on jest? – naciskał Draco, denerwując się. Zdusił w sobie głód, ponieważ tym mógł zająć się później. Teraz chciał tylko odpowiedzi.
- Ja... on... Draco, Harry... – brnęła Hermiona, a emocje zablokowały jej gardło. Musiała zamrugać, by odegnać łzy.

McGonagall zlitowała się nad nią i postanowiła się odezwać.

- Podczas gdy ty byłeś tu na dole, poddając się eksperymentowi, na który nie zezwoliłam i który był bardziej niż trochę niebezpieczny, zostaliśmy zaatakowani przez Czarnego Pana i jego zwolenników.

Draco poczuł, jak jego żołądek się zaciska. To było uczucie ciężkości w dole brzucha, którego naprawdę nie chciał.

- Co... co się stało?
- Jak się domyślasz, to była bardzo krwawa bitwa i wielu zginęło.
- Harry? Czy Harry'emu nic nie jest? – zapytał gorączkowo Draco, panikując. – Powiedzcie, że nic mu nie jest!

McGonagall pomyślała zwięźle, że to była najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek miała zrobić... Powiedzieć młodemu człowiekowi, który wyraźnie ryzykował dla Harry'ego wszystko, że Harry nie żyje.

- Przykro mi, Draco... Ciała Harry'ego nie odnaleziono, a Severus... nie czuje się najlepiej. Wampiry uważają, że cierpi z powodu objawów wampira, który stracił swego towarzysza – wyjaśniła cicho.

Draco poczuł się tak, jakby miał się hiperwentylować. Przez całe swoje życie nigdy się nie hiperwentylował, ale był pewien, że teraz to zrobi. Jego oddech był krótki i ciężki, oczy szeroko otwarte, a on po prostu nie mógł się skupić na słowach, które wypowiedziała McGonagall. Nie mógł pojąć ich znaczenia. Słyszał je, ale po prostu nie mógł w nie uwierzyć.

- H-Harry...
- On jest w szoku. Panno Granger, muszę wykonywać swoje obowiązki! – powiedziała Poppy, wyraźnie bardzo zła z powodu tego, że trzymano ją na dystans tak długo. Zignorowała protesty Hermiony i rzuciła zaklęcie, by sprawdzić narządy Dracona. – Szok. Musimy natychmiast zabrać go do Wielkiej Sali. Mam tam eliksir uspokajający. On potrzebuje jedzenia i odpoczynku. Natychmiast! – rzuciła Poppy, gdy nikt błyskawicznie nie zabrał się do akcji.

Ceilidh, o dziwo, był tym, który podniósł hiperwentylującego się chłopaka. Szybko dotarł do Wielkiej Sali, gdzie wciąż działało prowizoryczne skrzydło szpitalne. Poruszał się tak szybko, że reporterzy, którzy wciąż kręcili się w pobliżu, nie zobaczyli, kogo niesie, a że nie wpuszczono ich do Wielkiej Sali, nie mogli za nim pójść. Położył chłopaka na łóżku, a Poppy, lecąca za nimi na miotle, szybko z niej zeszła i podeszła do niego.

Po przywołaniu stojącego niedaleko eliksiru uspokajającego, podała go Draconowi i po chwili chłopak znów normalnie oddychał. Tylko że teraz zaczął płakać. Draco rozejrzał się, zaskoczony tą nagłą zmianą scenerii, a jeszcze bardziej tym, jak wiele łóżek tam było, wypełniając Wielką Salę. Ranni, pomyślał. I ich rodziny. Merlinie... Harry... nie!

- On nie może być martwy! – wykrzyczał ze złością Draco, zwracając swą pokrytą łzawymi smugami twarz w stronę pozostałych, którzy przyszli za nim na górę.
- Przykro mi, ale Severus umiera, ponieważ stracił swego towarzysza. Gdyby była jakakolwiek szansa na to, że jego towarzysz żyje, nie byłby w takim stanie – powiedział Ceilidh. Był wdzięczny za to, że to był bardzo pochmurny dzień; sufit nie pokazywał ani odrobiny słońca.

Draco potrzebował chwili, by to przetrawić.

- Więc.. wszystko to... było na nic? – wyszeptał łamiącym się głosem.
- Być może nie – powiedział cicho Ceilidh. – Pachniesz... zadziwiająco podobnie do Harry'ego.
- O to chodziło. Ale teraz nie ma to znaczenia, ponieważ Harry nie żyje! – wykrzyczał Draco ze złością, ignorując spojrzenia, jakie zaczynali mu posyłać inni ludzie znajdujący się w Wielkiej Sali.
- Harry tak, ale nie Severus.
- No i co? To nie ma znaczenia bez Harry'ego!
- Panie Malfoy... Draco – zaczęła McGonagall. – Severus umrze bez krwi swego towarzysza... krwi Harry'ego.

Draco otworzył usta, by rzucić ciętą ripostą, ale wtedy dotarły do niego jej słowa.

- Pani... nie może mieć na myśli...
- Obawiam się, że tak – odparła łagodnie McGonagall.
- Ja jestem teraz towarzyszem Snape'a?!
- Och... – urwała McGonagall.
- Nie – powiedział stanowczo Ceilidh. – Nigdy nie będziesz towarzyszem Severusa. Jednak możesz mieć w swym ciele wystarczająco dużo krwi Harry'ego, by być odpowiednim dawcą.
- Daw... Czy ty straciłeś swój cholerny rozum?! – eksplodował Draco, krzywiąc się ze złości. – Właśnie ryzykowałem życiem, by być z Harrym, a wy mówicie mi, że Harry nie żyje... – Draco wciągnął gwałtownie powietrze, odganiając łzy. – ...a teraz oczekujecie ode mnie... że będę dawcą... z krwią Harry'ego, którą dał mi?!
- Severus umrze, jeśli tego nie zrobisz – powiedziała cicho McGonagall. Dyskretnie rzuciła Muffliato wokół ich grupy. Nie chciała, by ktokolwiek wiedział, że Harry był towarzyszem Severusa... Szybko dowiedzieliby się, że Severus jest wampirem, a skoro Harry był z nim związany, wina za śmierć Harry'ego niewątpliwie spadłaby na barki Severusa. McGonagall nie wierzyła, że Harry by tego chciał... i nie sądziła, by Severus był w stanie przeżyć poczucie winy.

Blaise, który wpadł z imponującą prędkością do kuchni, a następnie zleciał z powrotem do Komnaty z talerzem jedzenia niesionym niepewnie pod pachą, tylko po to, by zobaczyć, że nikogo już tam nie ma... w końcu znalazł ich wszystkich w Wielkiej Sali. I nie mógł usłyszeć ani słowa z tego, co mówili, ale wiedział, że jego przyjaciel z każdą sekundą jest coraz bardziej zły. Podszedł do nich i zamachał, by przyciągnąć uwagę McGonagall.

Dyrektorka wyglądała na odrobinę zdziwioną, widząc Blaise'a z talerzem jedzenia w rękach, który machał, by przyciągnąć jej uwagę. Od razu poprawiła zaklęcie wyciszające tak, by został w nim uwzględniony.

- Widzę, że nas znalazłeś – powiedziała z uśmiechem.
- Tak, i chciałbym porozmawiać z Draconem na osobności – powiedział natychmiast Blaise, piorunując wszystkich wzrokiem. Nie podobał mu się sposób, w jaki traktowali Dracona, choć wiedział, że Hermiona i Ron przynajmniej byli szczerzy i rozumieli.
- Nadal nie skończyliśmy naszej rozmowy – odparła uprzejmie McGonagall.
- Ja skończyłem rozmowę z wami – warknął Draco. Głowa zaczynała go poważnie boleć, a on ślinił się na zapach jedzenia, które trzymał Blaise. Po prostu potrzebował czasu, by zostać samemu i poradzić sobie ze wszystkimi rzeczami, o których mu powiedziano... zwłaszcza na temat Harry'ego.
McGonagall nie wyglądała na szczęśliwą, ale przyjrzawszy się bliżej Draconowi i Blaise'owi, westchnęła. Być może Blaise będzie miał więcej szczęścia.
- No dobrze. W takim razie zostawimy was samych.

Killian starał się nie pokazać tego po sobie, ale był spięty. Blaise znał wampira na tyle dobrze, by wiedzieć, że to oznaczało, że Killian był zraniony. Blaise widział już każdy wyraz twarzy Killiana poza zranieniem i zazdrością, a teraz przypuszczał, że było tam po trochu obu, ale nie mógł nic na to poradzić.

Killian skinął głową, przyjmując do wiadomości przepraszające spojrzenie Blaise'a, po czym wyszedł z Wielkiej Sali za ojcem, by odwiedzić Snape'a. McGonagall i Weasleyowie odeszli, by porozmawiać z innymi pacjentami, podczas gdy Poppy poszła zająć się chłopcem, który jęczał w łóżku kawałek dalej. Ron i Hermiona posłali Draconowi pełne współczucia spojrzenia, a następnie odeszli, by porozmawiać cicho w rogu.

Gdy zostali sami, Blaise rzucił własne wyciszające zaklęcie wokół siebie i Dracona.

- Draco... przykro mi. – To była pierwsza rzecz, jaką powiedział.
- Najpierw jedzenie, rozmowa później – rzucił lekceważąco Draco. Jego myśli za bardzo wirowały, by mógł się na czymkolwiek skupić. Po prostu potrzebował jedzenia. Być może gdy zje, poczuje się odrobinę lepiej.

Blaise uśmiechnął się nieznacznie i położył talerz z jedzeniem na łóżku Dracona. Blondyn rzucił się na niego łapczywie, pochłaniając tyle jedzenia, ile mógł wepchnąć do ust. Po dziesięciu minutach nieustannego jedzenia, Draco nagle chwycił się za brzuch i jęknął.

- Ugh... Niedobrze mi...

Blaise uśmiechnął się złośliwie.

- Tak właśnie się dzieje, gdy jesz za szybko. Nie jadłeś od prawie tygodnia... To oczywiste, że zaboli, jeśli zjesz za dużo w takim tempie.
- Więc czemu pozwoliłeś mi zjeść za dużo? – stęknął Draco.
- Ponieważ uznałem, że to zabawne... i wiedziałem, że potrzebujesz czasu, by pomyśleć – dodał Blaise.

Draco, pomimo bólu brzucha, a raczej mdłości, skinął głową.

- Ja... po prostu nie mogę w to uwierzyć...
- Wiem – powiedział cicho Blaise. – Gdy się dowiedziałem... ciężko było to przełknąć. Nikt nie mógł w to uwierzyć.
- Co... Wiesz, co się stało? Gdzie byłeś? – zapytał Draco, zamykając oczy i kładąc się na łóżku.
- Ja... nie byłem tam. Killian nie pozwoliłby mi walczyć i... zgłosiłem się do pilnowania cię z Hermioną... na wypadek, gdyby ktoś wszedł do Komnaty – powiedział z ubolewaniem Blaise. – Ale... z tego co zebrali wszyscy i co powiedział mi Killian, Harry był ze Snape'em, gdy Czarny Pan przybył na jednym ze smoków. To wszystko, co każdy mógł zobaczyć... Potem wyglądało to tak, jakby Harry, Severus, Czarny Pan i jego smok zostali otoczeni przez zielone światło, a wtedy... bum, nastąpiła eksplozja, a fala odbitej mocy powaliła wszystkich na ziemię. Gdy wszyscy w końcu byli w stanie się podnieść... Czarnego Pana i Harry'ego nie było. Zniknęli. I... wszyscy śmierciożercy... ich znaki wyblakły, a niektóre nawet zniknęły. Czarny Pan... tym razem naprawdę odszedł.
- A ciało Harry'ego... nie odnaleziono go? – wyszeptał Draco, zasmucony.
- Nie... Jutro będzie zorganizowana ceremonia pogrzebowa. Chcieliśmy zaczekać, aż będziesz mógł w niej uczestniczyć – powiedział cicho Blaise.
- A... co ze Snape'em?
- On... nie czuje się najlepiej. McGonagall trzyma go w przymusowej śpiączce. Jeśli się obudzi... oszaleje, według Ceilidha, a oni będą musieli go zabić albo pozwolić, by sam z siebie powoli umarł – odpowiedział Blaise zgodnie z prawdą.
- I oni myślą, że mogę go ocalić? – zapytał gorzko Draco. – To jedyny powód, dla którego w ogóle się mną przejmują.
- To nieprawda! – rzucił ze złością Blaise. – Draco, nie przejmuję się tobą, bo możesz uratować Snape'a, przejmuję się tobą, bo jesteś moim przyjacielem!

Słaby uśmieszek pojawił się na ustach Dracona.

- Ślizgoni nie powinni być tak lojalni, Blaise. Nie pasujesz do stereotypu.
- Mam to w dupie! – warknął Blaise, sprawiając, że Draco otworzył oczy i spojrzał na niego z niedowierzaniem. – Draco, nie obchodzi mnie, czy jest to Hufflepuff, Gryffindor czy cokolwiek innego. Nie ma to teraz znaczenia. Jesteś moim przyjacielem i właśnie zabrano ci wszystko, po tym... po tym wszystkim, co zrobiłeś, to nie w porządku! Wiem o tym! Jesteś zły, zraniony i przerażony. Ja również. Chcę, żebyś był szczęśliwy, Draco, nie rozumiesz tego? – tłumaczył Blaise, pokazując w swych oczach więcej czystych emocji, niż kiedykolwiek pozwolił blondynowi zobaczyć.

Draco rozumiał. Zrozumiał to i rozpoznał, ale nie mógł tego przyznać. Gdyby to zrobił... tylko pogorszyłoby to sprawę. Zamiast tego spojrzał w dal.

- Wiem, że ty rozumiesz – wyszeptał. – Wiem o tym, Blaise. Wiem, że naprawdę się przejmujesz. Ale teraz... jesteś jedynym, który to robi. Harry... on rozumiał. Rozumiał doskonale... nawet rzeczy, których nie doświadczył osobiście, i przyznawał się do tego, a jednak zawsze wiedział, co powinien powiedzieć. To dlatego... to dlatego chciałem, żeby się powiodło. Po tym, jak straciłem wszystko, zrezygnowałem ze wszystkiego... chciałem tego – powiedział zawzięcie Draco. – Chciałem tego... Chciałem Harry'ego... I nawet nie mogę tego mieć!
- Wiem, Draco... – powiedział cicho Blaise, zrezygnowany. – Nie zmuszę cię do zrobienia czegokolwiek i nie będę gadał bzdur o odpowiedzialności i obowiązku, jak zrobi to McGonagall. Zamierzam po prostu powiedzieć ci prawdę i cokolwiek zrobisz, będzie to twój wybór, w porządku? Draco?

Po chwili przerwy Draco skinął głową. Spojrzał z powrotem na Blaise'a.

- Tak, w porządku.

Blaise kiwnął głową i wziął głęboki wdech, a potem zaczął.

- Ceilidh stracił swego towarzysza. Był bardzo stary i doświadczony, i był z nim przez długi czas. Gdy umarł, Ceilidh zwariował. Jego klan i Killian trzymali go w odosobnieniu, by nie skrzywdził żadnego mugola. Po tym wydarzeniu potrzeba było ogromnego wysiłku ich wszystkich, by przywrócić go do normalności. To zajęło lata, Draco. Teraz Ceilidh ma się dobrze, ale jeszcze tylko dwa wampiry kiedykolwiek przeżyły śmierć swojego towarzysza i oba te wampiry były bardzo stare i potężne, i były ze swymi towarzyszami przez długi czas. Rozumiesz, co mówię?

Draco skinął niechętnie głową.

- To oznacza, że Snape nie ma szans – powiedział cicho.
- Nie – potwierdził Blaise – bez ciebie.
- Ceilidh powiedział, że nie będę jego towarzyszem, ale w takim razie kim będę? Tylko dawcą? Tylko kimś, od kogo Snape będzie się pożywiał? Blaise, on mnie nienawidzi! Prawie mnie zabił! Wiem, że zrobiłem to, by był w stanie tolerować mnie w pobliżu Harry'ego, ale to... to po prostu nie ma żadnego sensu. Za każdym razem, gdy na mnie spojrzy, będzie myślał o tym, jak stracił Harry'ego i jak... – Draco urwał, gdy łzy zaczęły spływać mu po policzkach. – I jak Harry dał swoją krew mi zamiast jemu. Teraz łapiesz? Będzie mnie nienawidził do końca życia!

Blaise skinął głową. Już o tym wiedział, choć wyglądało na to, że nikt inny nie zdawał sobie z tego sprawy.

- Owszem, znienawidzi cię za to, że ty żyjesz, a Harry nie. Ale będzie cię też kochał.

Draco spojrzał na Blaise'a tak, jakby chłopakowi wyrosły dodatkowe dwie... co razem dawało cztery... głowy.

Blaise zachichotał, widząc wyraz jego twarzy, i pokręcił głową, uśmiechając się łagodnie.

- Draco, jesteś najbliższą Harry'emu osobą, jaką kiedykolwiek będzie teraz miał. Jesteś jego krwią, a ta krew została ci dana z miłości... On będzie kochał osobę, którą Harry uważał za wystarczająco godną, by podarować jej coś takiego.
- Jak mógłby to zrobić? Pierwszą rzeczą, jaką zrobi, będzie pragnienie, by mnie zabić!
- Ale tego nie zrobi, Draco. Jeśli umrzesz... wtedy umrze też Harry. Ponieważ teraz, właśnie teraz, Harry jest wewnątrz ciebie, płynąc w twoich żyłach.

Draco pokręcił głową.

- Nie mogę tego zrobić, Blaise. Po prostu nie mogę. Ja też nienawidzę Snape'a. Wiem, jaki szalony i głupi był Harry, i że bez zastanowienia robił niektóre rzeczy, ale... Merlinie, nie mogę przestać myśleć o tym, że gdyby tylko Snape trzymał się bliżej Harry'ego, gdyby tylko Snape chronił go bardziej, gdyby tylko Snape poświęcił się dla niego...!
- Więc nie rób tego – powiedział Blaise bez ogródek. – Ale zapamiętaj, że... zabijesz drugiego człowieka, w którym Harry był zakochany. Byłbym w stanie postawić wszystkie galeony na świecie na to, że Harry nigdy nie chciałby, żeby dwaj mężczyźni, których kochał, byli dla siebie tak okrutni.
- B-Blaise? – zająknął się Draco.
- Nie, skończyłem już. Idę sprawdzić, co z Killianem. Robi się zazdrosny, gdy jestem z tobą – powiedział Blaise, uśmiechając się krzywo. Zdjął zaklęcie wyciszające i szybko odszedł.


~~~~~~


Draco spędził dużo czasu, myśląc o tym, co powiedział Blaise. Poppy stwierdziła, że jest w szoku, więc pod żadnym warunkiem nikt więcej nie będzie go przesłuchiwał, przez co McGonagall musiała zostawić go w spokoju. Choć Draco musiał przyznać, że był zdecydowanie w szoku, sądził, że znosi to całkiem dobrze. Po dobrym, długim płaczu, który ukrył, chowając twarz w poduszce i nie robiąc hałasu, czuł się o wiele lepiej.

Był pewien, że nazajutrz, na pogrzebie, całkowicie odczuje wpływ śmierci Harry'ego... ale teraz czuł się po prostu ospały. Gdy w końcu zasnął, śnił o Harrym. To było miłe, że jego wspomnienia dostarczały mu teraz wszystkie momenty, które kochał. I wtedy sen się zmienił, i to nie Harry'ego widział. Zamiast niego była tam ciemność, wszędzie dookoła niego.

- Draco – odezwał się cichy, uspokajający głos.
Draco niczego nie widział. Wiedział, że śni, ale widział tylko całkowitą ciemność.
- Kto tam jest? – zawołał głupio, jak gdyby ktoś prawdziwy faktycznie był w jego śnie.
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Dlaczego? – dopytywał, denerwując się. Jego sny nie powinny mu się sprzeciwiać!
- Wiem, że go kochałeś, i wiem, że on kochał ciebie. Tak bardzo kochał was obu – odparł głos w zamian.
- Harry? – zapytał Draco.
- Nie jestem nim.

No raczej, pomyślał sarkastycznie Draco. Głos był najwyraźniej kobiecy.

- Kim jesteś?
- Tak beztrosko kochał... Zawsze się o niego martwiłam , choć nic nie mogłam dla niego zrobić, aż do teraz. Przykro mi z powodu twojej straty, Draco, ale zostało mi niewiele energii. To wszystko, co mogę dać tobie i Severusowi, więc proszę, słuchaj uważnie. Harry chce, żebyście byli szczęśliwi, ty i Severus. Chce, żebyście żyli razem i się kochali.
- Kim jesteś?! – wykrzyknął ze złością Draco. – Skąd to wiesz?! Dlaczego mi to mówisz?!
- Jest w dobrym miejscu – nadeszła odpowiedź. – Nie martw się o niego. Draco... dziękuję za to, że go kochałeś.
- Ja... – zawahał się Draco. Jego wizja zaczęła się rozjaśniać, a on spanikował. – Kim jesteś? Powiedz mi, kim jesteś! KIM JESTEŚ?! – krzyknął

Draco, podrywając się na łóżku i oddychając gwałtownie. Ale było za późno, już się obudził.

- Draco, nic ci nie jest? – zapytała troskliwie Poppy, podchodząc do niego.
- Ja... – Draco zawahał się ponownie. Następnie skinął zdecydowanie głową. – Wszystko w porządku. Proszę się o mnie nie martwić.

Poppy zmarszczyła brwi, ale skinęła głową. Ostatecznie koszmary były powszechne... Wielu uczniów i rodziców w Wielkiej Sali cierpiało z ich powodu.

- W takim razie odpocznij porządnie, kochanie.
- Um... chwileczkę... Gdzie mogę znaleźć profesor McGonagall? – zapytał niepewnie Draco.

Poppy wyglądała na zaskoczoną, ale skinęła tylko głową, uśmiechając się łagodnie.

- W rogu, kochanie. Będziesz musiał ją obudzić.

Draco kiwnął głową i dość niezgrabnie zsunął się z łóżka. Szurając nogami, przeszedł pomiędzy łóżkami i znalazł profesor McGonagall śpiącą na łóżku w rogu. Na darmo zastanawiał się, dlaczego wybrała spanie w Wielkiej Sali zamiast w swym własnym pokoju.

- Pani profesor? – zawołał.

McGonagall z reguły miała głęboki sen, ale ostatnio spała bardzo lekko z powodu wojny i teraz, po niej. Obudziła się, gdy tylko ją zawołał, i spojrzała na Dracona z zaskoczeniem.

- O co chodzi, panie Malfoy?
- Postanowiłem... – Draco wziął głęboki wdech, upewniając się w swej decyzji. – Postanowiłem, że uratuję Snape'a.


~~~~~~


- Powiedz mi raz jeszcze, czemu to robię? – nerwowo wymamrotał Draco pod nosem, na tyle głośno, by usłyszał go jedynie Blaise, który stał obok niego. Cóż, być może wampiry również go usłyszały, ale nie powiedziały ani słowa.
- Ponieważ miałeś sen, w którym jakaś obca kobieta powiedziała ci, że Harry chce, byś to zrobił – wymamrotał Blaise w odpowiedzi, równie cicho.
- Dobra. A dlaczego nie wylądowałem w Św. Mungo?

Blaise musiał zakaszleć, by ukryć atak śmiechu. McGonagall spojrzała na nich z naganą. Blaise zachichotał cicho.

- Cóż, nie wiem. Chyba musisz udać się do tej swojej wieszczki, by się tego dowiedzieć – zadrwił lekko.
- Wypchaj się – odparł Draco.
- Czy wy dwaj możecie skończyć tę rozmowę? – zapytała dosadnie McGonagall.

Draco skinął głową.

- Tak.
- Pamiętasz, co masz zrobić?
- Um... może będzie lepiej, jeśli powie mi to pani jeszcze raz – powiedział nerwowo Draco.
- Przytrzymasz nadgarstek nad ustami Severusa, a wszyscy was zostawią. Tuż przed wyjściem zdejmę zaklęcie z Severusa. Obudzi się, a jego pierwszą myślą będzie zapach twojej – Harry'ego – krwi, co – mam nadzieję – wystarczy, by rozproszyć go na chwilę, by się pożywił. Może trochę wariować, czując się dobrze przy tobie, więc bądź przygotowany na ból. Do czasu, gdy uświadomi sobie, od kogo tak naprawdę się pożywia, powinien być spokojniejszy. Później wszystko będzie zależeć od ciebie – powiedziała cierpliwie McGonagall.

Draco zmusił się do zignorowania „mam nadzieję" i „powinien", które znalazły się w wyjaśnieniu. Zastąpił je „będzie" i „na pewno będzie".

- Proszę przypomnieć mi ponownie, dlaczego wszyscy mają wyjść?
- Ponieważ Severus będzie zbyt głodny i zbyt niestabilny emocjonalnie, by udało mu się tolerować wokół siebie kogokolwiek, kto nie pachnie jak Harry – odparł Ceilidh.
- A... jeśli ja nie pachnę dokładnie jak Harry...? – zapytał Draco.
- Twój pot nie pachnie dokładnie jak on, ale wszystko inne owszem – powiedział Ceilidh. – Myślę, że jest wystarczająco odpowiedni, ale to wszystko jest całkiem nowe. Nigdy nie widziałem, by robiono coś takiego.
- I naprawdę muszę mieć na sobie ubrania Harry'ego? – spytał Draco, ciągnąc za kołnierzyk mugolskiej koszulki, którą miał na sobie. Była na niego za luźna i nie wyglądała zbyt pociągająco. Dlaczego do cholery narzekam na strój, skoro mi on pomaga? Draco nie miał pojęcia. Był po prostu naprawdę, naprawdę zdenerwowany.
- Tak, musisz. Jeszcze bardziej maskuje on twój zapach.
- Racja.
- Jesteś gotowy? – zapytała McGonagall.

Draco spojrzał na Snape'a, który spał na łóżku w zaciemnionym pokoju. Harry chce, bym to zrobił. Harry chce, bym to zrobił. Harry chce, bym to zrobił.

- Tak – odpowiedział niewyraźnie.

McGonagall skinęła głową i wyprowadziła wszystkich z pokoju. Stanęła w drzwiach i spojrzała na Dracona. Chłopak skinął głową i podniósł rękę, przytrzymując nadgarstek nad twarzą Snape'a, tuż nad ustami. McGonagall cofnęła zaklęcie i zatrzasnęła drzwi za sobą, szybko je blokując i rzucając na pokój zaklęcie wyciszające. Oparła się o drzwi i zamknęła oczy, modląc się, by to, co właśnie zrobiła, nie okazało się dla obu mężczyzn wyrokiem śmierci.


~~~~~~


Gdy tylko drzwi się zamknęły, nadgarstek Dracona został zaatakowany. Krzyknął, gdy jego ręka została boleśnie ściśnięta, a zęby brutalnie rozdarły jego ciało, gryząc i ssąc. Odgłosy siorbania, mruczenia i warczenia, które dochodziły od strony Snape'a – wampira – były brutalne i przerażające. Draco wetknął sobie pięść do ust i przygryzł ją, by powstrzymać się od wrzasku i odwrócić swą uwagę od bólu w drugiej ręce.

Harry! Mój, mój słodki, słodki towarzysz!, ryknął wampir. Snape łapczywie przełknął krew – smakowała tak dobrze! Mój! Taki przerażony, taki przerażony, jestem tu, jestem tu! Snape warknął i wypowiedział te słowa, ale wydobyły się one z niego jako pomruki i gardłowe okrzyki. Jedną ręką trzymał nadgarstek przy ustach, a drugą owinął wokół talii Harry'ego, przyciągając chłopaka bliżej. Nigdy, nigdy więcej nie zostawię cię samego! Nigdy nie pozwolę ci odejść!

To było tak dobre uczucie: krew spływająca w dół jego gardła, osiadająca ciężko w żołądku. Jego uszy wychwyciły słabe, spanikowane trzepotanie serca Harry'ego. Na chwilę pobudziło go to jeszcze bardziej, ale gdy krew powoli spłynęła do jego ust, uświadomił sobie, że wypił o wiele za dużo. Nie znowu! Nie, nie, przepraszam!, pomyśleli równocześnie Snape i wampir.

Oblizał rozerwany nadgarstek i owinął dłoń wokół rany, próbując zatrzymać krwawienie. Ciało w jego ramionach zwiotczało, a on czuł łzy spływające po jego twarzy. Położył Harry'ego na łóżku i ukrył twarz w szyi chłopaka, oddychając głęboko.

- Przepraszam, przepraszam... Nigdy nie pozwolę ci odejść... nigdy... – mruczał, a jego głos był ochrypły i przepełniony bólem. Delikatnie muskał szyję nosem. – Harry... słodki Harry... przepraszam... powinienem się bardziej powstrzymać... przepraszam...

Głos Snape'a stawał się niewyraźny i ospały, a słowa zanikały. Nagle poczuł się strasznie zmęczony. Chciał tylko przytulić się do Harry'ego i zasnąć. Delikatnie przesunął chłopaka i położył się obok niego, układając głowę na piersi Harry'ego. Bicie jego serca było słabe, ale zwolniło i nie było już tak szalone. [i]Wszystko będzie w porządku, Harry... przepraszam... Po prostu pozwól mi się trzymać... Wszystko będzie w porządku...

- Kocham cię...


~~~~~~


Kiedy Draco się obudził, drżał. Było lodowato. Jego powieki były takie ciężkie. Przez krótką chwilę nie mógł zrozumieć, czemu było tak zimno i dlaczego leżał na nim taki ciężar. Wtedy sobie przypomniał, a jego dreszcze nasiliły się jeszcze bardziej. No tak... Snape...

- Harry... – wymamrotał cicho Snape. Mógł usłyszeć zmianę w biciu serca pod swym uchem i wiedział, że jego towarzysz się obudził, co obudziło również jego. Poczuł się tak spokojnie. Harry był bezpieczny. Był bezpieczny i leżał ze Snape'em, właśnie tak, jak powinno być.

Draco bał się poruszyć czy odezwać. Jeśli coś powie, Snape zda sobie sprawę z tego, że nie jest Harrym. Co zrobiłby Snape? Ale jeśli zostanie cicho, Snape mógłby przekonać się o tym sam, a wtedy mógłby być jeszcze bardziej zły. Draco nie mógł kontrolować swoich drgawek. Czuł zawroty głowy i oszołomienie. Wiedział, że potrzebuje opieki medycznej, a im szybciej Snape uświadomi sobie, że nie jest Harrym, tym szybciej będzie mógł ją otrzymać, prawda?

- N-nie Harry – wyszeptał przez zaciśnięte zęby.

Snape zamarł na moment w czystym szoku. W następnej chwili był po drugiej stronie pokoju, będąc bardziej wściekłym, niż kiedykolwiek. I zdezorientowanym. Bardzo, bardzo zdezorientowanym.

- Gdzie jest Harry? – warknął groźnie. Rozejrzał się. Ten zapach; wiedział, że to był Harry! Nie mógł nawet wyczuć Dracona!

Draco pozostał w łóżku, wciąż drżąc. Bał się, że jeśli wstanie, może sprowokować Snape'a.

- H-Harry... – zaczął, ale Snape mu przerwał.
- Dlaczego pachniesz jak on?! Dlaczego nie pachniesz jak... ty! – warknął Snape. Znalazł się obok Dracona, pochylając się nad chłopakiem i wciągając głęboko powietrze. Próbował odnaleźć zapach Dracona, ale nawet nie mógł wychwycić... och, tam! Snape pochylił głowę i odetchnął głębiej, tuż obok pachy blondyna. To pachniało tylko trochę jak Draco. Odsunął się i warknął. – Co to jest?!

Oczywiście Snape nie zamierzał go słuchać. Draco zrezygnował z próby wyjaśnienia i zamiast tego starał się uspokoić wampira, którego oczy przybrały barwę tak ciemnej czerwieni, że wyglądały prawie na czarne. Pod jego oczami widniały krwawe ślady, jakby płakał krwią. Draco widział, że ma jego krew rozmazaną na brodzie i wargach. Och, racja... dużo krwi... Próbował podnieść nadgarstek, by go zobaczyć, ale zorientował się, że nie może ruszyć ręką. Zadrżał.

- U-uspokój się, S-Snape! – zająknął się. – M-muszę ci c-coś p-powiedzieć o H-Harrym!

Snape nie mógł się zdecydować, czy ma być wściekły i zabić chłopaka, czy być zdezorientowanym przez uczucie, jakby wciąż kręciło mu się w głowie. Był tak rozdarty między emocjami, że fizycznie go to bolało. Głowa mu pulsowała, a żołądek bolał. Co to było i co się dzieje?

- Mów! – zażądał opryskliwie.
- Mam w sobie k-krew H-Harry'ego! – wyjaśnił szybko Draco. Prawdopodobnie najlepiej było nie mówić jeszcze, że Harry nie żyje. Wtedy uspokojenie się mogłoby zająć Snape'owi jeszcze więcej czasu, a on nie dostałby opieki medycznej.
- Dlaczego?! – warknął Snape.
- D-d-dał mi ją!
- Gdzie on jest? Gdzie jest Harry?! – wypluł Snape.
- N-nie tutaj! N-nie może tu b-być!
- Dlaczego? – warknął Snape ponownie. To nie miało żadnego sensu!

Draco czuł, że dreszcze zaczynają ustępować i coraz trudniej było mu nie zasnąć. Chciał zasnąć. Nie wiedział nawet, co go obudziło za pierwszym razem. Powinien po prostu spać dalej. Był zbyt zmęczony, by prowadzić tę rozmowę.

- N-nie żyje – wyjąkał słabo. Jego powieki zatrzepotały i zamknęły się, a on starał się utrzymać je otwarte. Twarz Snape'a warczała coś nad nim, ale
Draco nie potrafił zrozumieć słów.


~~~~~~


Gdy Draco po raz drugi się obudził, czuł się odświeżony. Przez chwilę zastanawiał się, dlaczego uważa to za takie niezwykłe, ale potem przypomniał sobie wszystko, co się stało. Jęknął lekko i otworzył oczy. Wokół jego łóżka stali Pomfrey, McGonagall, Ron, Hermiona i Ceilidh, i obserwowali go cierpliwie. Pomfrey musiała naprawdę zrobić dla niego cuda, bo czuł się już dobrze.

- Snape? – zapytał.
- Jest w swoim pokoju, próbuje się uspokoić – odpowiedziała McGonagall.
- Yyy... wyciągnęliście mnie stamtąd? – zapytał. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętał, było omdlenie.
- Severus cię stamtąd wyniósł i bardzo dobrze się stało. Byłeś prawie martwy – powiedziała Poppy, wyraźnie niezadowolona.
- Dziękuję – szczerze powiedział Draco do mediwiedźmy.
- Severus chce z tobą porozmawiać – powiedział Ceilidh.
- Jak już powiedziałam, uważam, że to zbyt niebezpieczne. Dzięki jego furii, media wiedzą, że jest wampirem! Na szczęście nie doszli do wniosku, że Harry był jego towarzyszem, ale najwyraźniej Severus nie jest na tyle spokojny, by powstrzymać się od wygadania tego faktu – rzuciła McGonagall. – I tak ledwo byłam w stanie ich przekonać, że jesteś chętnym dawcą, a nie jego towarzyszem, a jego brutalność została spowodowana tym, że został przemieniony podczas Ostatniej Bitwy. Bez wątpienia będziesz przesłuchiwany, więc zapamiętaj te fakty.
- Severus go nie skrzywdzi. Będę z nimi, by temu zapobiec – powiedział Ceilidh, całkowicie pewny siebie.
- A ja chcę z nim porozmawiać – dodał Draco, zaskakując wszystkich.
- Stary, jesteś stuknięty, skoro chcesz się z nim zobaczyć po tym, co ci zrobił! – wykrzyknął Ron.

Draco udawał, że nie słyszy tego „stary". Zadrżał lekko na myśl o tym, że on i Ron kiedykolwiek mogliby być dobrymi przyjaciółmi.

- Muszę być jego dawcą. To nie tak, że mogę sobie teraz odejść, gdy już raz go nakarmiłem.
- A co, jeśli znów cię zaatakuje? – zapytała Hermiona z lekkim zaniepokojeniem w głosie.
- Nie pozwolę, by tak się stało – zaprotestował Ceilidh.

Draco westchnął.

- Harry raz zaufał Ceilidhowi, że obroni go przed Severusem, i udało się. Po prostu muszę zrobić to samo.
- Skoro jesteś pewien – powiedziała McGonagall.
- Tak, jestem.
- No dobrze. Panie Ceilidh, zostanie pan z nimi przez całą wizytę i nie pozwoli Severusowi go dotknąć. Czy to jasne?
- Tak – odparł chłodno Ceilidh. Choć szanował tę kobietę za jej odwagę i władzę nad zamkiem, jej postawa zaczynała go niepokoić. W ogóle nie szanowała jego własnej potęgi i nie ufała jego opinii.


~~~~~~


- Severusie, jesteś gotowy, by zobaczyć Dracona? – zapytał cicho Ceilidh.

Snape warknął nieznacznie, po czym zakaszlał i odchrząknął. Ze zmęczeniem potarł ręką oczy.

- Tak, przyprowadź go.

Ceilidh skinął głową i wycofał się z pokoju, a następnie gestem zaprosił Dracona do środka. Niepewnie stawiając pierwszy krok, Draco wszedł do pokoju, a Ceilidh podążył za nim i zamknął za nimi drzwi. W pomieszczeniu było naprawdę ciemno; paliła się tylko jedna, może dwie świece. Draco stanął przy drzwiach, zastanawiając się, czego Snape od niego oczekiwał.

- Usiądź – powiedział krótko Snape. Spiął się i próbował zdusić w sobie chęć, by udusić chłopaka albo mocno go uścisnąć. Zapach tak bardzo przypominał Harry'ego... Snape pokręcił głową. Nie mógł ponownie dać się zwieść. – Nie wierzę w to, że Harry nie żyje – powiedział, gdy tylko Draco usiadł.

Ceilidh westchnął.

- Nie wierzysz w to, bo możesz wyczuć go w Draconie, ale to nie to samo, Severusie. Umarłbyś, gdyby nie Draco. Harry z całą pewnością jest martwy.

Snape warknął, mrużąc oczy.

- Dlaczego tu jesteś?
- Nikt nie chce, byś skrzywdził Dracona. Jestem tu, by upewnić się, że tego nie zrobisz – odparł Ceilidh.
- Ja też w to nie wierzę – przerwał Draco, wyczuwając, że oba wampiry wyraźnie denerwowały się wzajemnie. Naprawdę nie chciał znaleźć się w środku bójki, jeśli mógł jej zapobiec.
- Bardzo mocno staram się myśleć o tobie jako o Draconie, ale gdy na ciebie nie patrzę, moje zmysły mówią mi, że jesteś Harrym – warknął Snape.
- Przykro mi – powiedział szczerze Draco. – To musi bardzo boleć.

Snape zamknął oczy. To faktycznie bardzo bolało. Zmuszał się do tego, by o tym nie myśleć, aby nie zacząć znów płakać. Nie mógłby pozwolić na to, by zobaczyli, jak się załamuje.

- Po prostu odpowiedz mi na to: dlaczego Harry dał ci swoją krew?
- On... – Draco zawahał się z wyjaśnieniem. Nie sądził, że Snape spokojnie przyjmie faktyczne wyjaśnienie, że Harry chciał spróbować z nim prawdziwego związku. Westchnął. – Byliśmy przyjaciółmi, tylko przyjaciółmi. Wiedział, że twój wampir by nas zaatakował, gdybyś zobaczył nas razem albo wyczuł na nim mój zapach, więc wpadł na pomysł, by spróbować zmienić moją krew. Przeprowadziliśmy poszukiwania, a Hermiona znalazła eliksir używany przez czystokrwiste rodziny do adoptowania dzieci bez niczyjej wiedzy. Dostosowała go do mojego wieku i zrobiliśmy to podczas przerwy zimowej. Ja... dopiero dziś się obudziłem. Albo um... Czy wciąż jest dzisiaj? – zapytał Draco, zerkając na Ceilidha.

Ceilidh pokręcił głową.

- Nie, jest wczesny ranek.
- Och... w takim razie obudziłem się wczoraj. Byłem... w eliksirze, gdy toczyła się bitwa – powiedział cicho Draco.

Snape milczał, przetrawiając wszystko, co powiedział Draco. []iPrzyjaciółmi, tylko przyjaciółmi? Cholernie nieprawdopodobne![/i], warknął jego wewnętrzny wampir. Snape mentalnie westchnął, choć wiedział, że była to prawda. Bolała go świadomość tego, że Harry mógłby oddać swą krew Draconowi, by z nim być. A teraz Harry był martwy. Nie mogę w to uwierzyć! On nie jest martwy!, wściekał się wampir, a Snape musiał się z tym zgodzić. Harry nie mógł być martwy, choćby dlatego, że bachor miał to piekielne szczęście, które zdawało się zawsze wyciągać go z niemal śmiertelnych sytuacji bez szwanku.

[iOn musiał przeżyć. Coś się stało, ale on żyje. Jest tam gdzieś, a oni po prostu nie szukali dość dobrze. Ostatecznie może być gdzieś w Zakazanym Lesie. Po prostu nie szukali dość dobrze[/i], powiedział sobie. Spojrzał na Dracona i poczuł, że dezorientacja i gniew ponownie w nim narastają, ale zmusił się do tego, by je w sobie zdusić. ][iTo nie jego wina... Merlinie, chcę go skrzywdzić... nie, Harry nie umarł przez niego... Gdyby nie krew Harry'ego w jego żyłach, byłbym martwy i niezdolny do odnalezienia Harry'ego...[/i]

Ostatnia myśl pozwoliła mu opanować się całkowicie i zobaczyć Dracona w zupełnie nowym świetle: Draco był jego drogą do ocalenia Harry'ego. Draco utrzyma go przy życiu, więc będzie mógł znaleźć i uratować Harry'ego. Gdyby nie Draco, Harry zaginąłby na zawsze.

Draco poruszył się pod lustrującym go spojrzeniem Snape'a. To nie była wściekłość ani niesmak, więc Draco był przerażony, zastanawiając się, czym są emocje w tych ciemnych oczach. Spojrzał nerwowo na Ceilidha, ale wampir wyglądał na spokojnego, a cień uśmieszku zdobił jego wargi. O kurczę, pomyślał Draco, jeszcze bardziej przerażony.

Snape wychwycił powiew czegoś nieprzyjemnego i wykrzywił wargi ze zdegustowaniem.

- Twój pot nie pachnie tak jak Harry'ego. To obrzydliwe – warknął.

Draco poczuł się urażony.

- Cóż, przepraszam, że nie pachnę jak stokrotki i czekolada! – rzucił ze złością.
- Harry nie pachnie jak stokrotki i czekolada, pachnie jak... – urwał Snape. Czy kiedykolwiek zastanaw]iał się nad tym zapachem? Jedyną nazwą, jaką kiedykolwiek temu nadał, było... – Niebo.

Draco zamierzał rzucić ciętą ripostą, ale ujęła go zaduma w głosie Snape'a. Natychmiast poczuł smutek. Snape naprawdę kocha Harry'ego. Merlinie, co ja robię? To jest okrutne, dla nas obu. Jak zostaliśmy zmuszeni do czegoś takiego? Harry, niech cię cholera za to, że umarłeś i nas zostawiłeś!

Snape siłą wyrwał się ze swoich myśli. Spojrzał ponownie na Dracona.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, co oznacza bycie dawcą, prawda?

Draco skinął głową.

- Pozwalam ci pić moją krew, kiedykolwiek tego potrzebujesz. Dawcy są często partnerami seksualnymi, ale... jestem pewien, że to nie będzie problemem, prawda?

Snape energicznie pokręcił głową.

- Absolutnie nie.
- Dobrze – powiedział Draco, rozluźniając się trochę. Później spojrzał na Ceilidha, gdy nagła myśl przemknęła mu przez głowę. – Skoro już jest jutro... czy to nie dziś jest pogrzeb?
- Pogrzeb? – powtórzył Snape.

Ceilidh skinął głową.

- Wieczorem. McGonagall zaplanowała go tak, by mógł w nim uczestniczyć każdy wampir, który będzie tego chciał, ale myślę, że zrobiła to, ponieważ wiedziała, że ty będziesz chciał w nim uczestniczyć, Severusie.
- Czyj pogrzeb? – dopytywał Snape, a jego wnętrzności skręciły się, gdy nadeszła odpowiedź, którą już znał.
- Wszystkich, którzy zmarli podczas Ostatniej Bitwy... a zwłaszcza Harry'ego.

Snape zacisnął mocno powieki. To było znowu to, ten ból.

- Tak mi przykro – powiedział Draco, ale nie do końca miał to na myśli. Ja też ubolewam, Snape. To skrzywdziło mnie tak samo! A na dodatek wszyscy traktują cię tak, jakbyś był delikatny przez to, że byłeś z nim do samego końca. Byłeś tam, gdy umarł, podczas gdy ja leżałem nieświadomy w jakimś głupim eliksirze! Ja też go kochałem!

W końcu przyznając to przed samym sobą, Draco nie był zaskoczony, gdy poczuł łzy spływające mu po policzkach. Nawet nie trudził się tym, by je wytrzeć. Czuł, że Snape się w niego wpatruje, i odwzajemnił spojrzenie mężczyzny, a Snape przebadał wzrokiem jego twarz. Draco wiedział, że mężczyzna uświadomił sobie, dlaczego Draco płacze, gdy Snape zamknął oczy i westchnął.

- Mi również jest przykro – powiedział cicho Snape. On też nie mówił tego całkiem szczerze. Jego wampir był zły na Dracona za to, że kochał Harry'ego, a część niego samego również się o to wściekała. Gdzieś w środku – do czego nigdy by się nie przyznał – Snape uznawał Harry'ego za swojego. Swojego i nikogo innego.


~~~~~~


McGonagall wygłosiła tej nocy piękną przemowę. Opowiedziała kilka zabawnych historii o uczniach, którzy zginęli. Rzuciła trochę światła na ich życie w szkole, a rodzice i przyjaciele uronili kilka łez. Choć każde ciało miało być zabrane przez ich rodziny, by zostało pochowane lub spalone tam, gdzie tego chcieli, ci, którzy umarli, i tak zostali upamiętnieni na terenie szkoły w formie ogromnego kamienia nagrobnego, na którym magicznie zostały wyryte ich nazwiska.

Gdy wszystkie zostały już wyrzeźbione, odczytała je na głos.

- Hanna Abbot, Dean Thomas, Padma Patil, Terry Boot, Marietta Edgecombe, Megan Jones, Justin Finch-Fletchey...

Lista ciągnęła się już od jakiegoś czasu, a pod koniec prawie wszyscy płakali. I wtedy nadszedł czas, by McGonagall powiedziała o Harrym.

- Harry James Potter – zaczęła McGonagall, przyciągając uwagę wszystkich. – Nie sądzę, bym musiała go przedstawiać. Wszyscy znacie jego imię, a większość z was, w tym czy innym momencie, rozmawiała z nim. Był niesamowitym młodym człowiekiem. Gdy przybył do tej szkoły sześć lat temu, nie wiedział nic o magii, czarodziejach czy czarownicach, ani o Czarnym Panu próbującym zniszczyć nas wszystkich. Był niewinny. Mimo to spodziewaliśmy się po nim wielkich rzeczy, a on nigdy nas nie zawiódł. Od pierwszego roku, gdy ocalił nas przed Czarnym Panem, i za każdym razem, gdy stawał z nim twarzą w twarz, był o krok bliżej do tego, do Ostatniej Bitwy. Jestem pewna, że każdy z was ma swoją ulubioną opowieść o Harrym Potterze, ale opowiem wam własną. Gdy oddziały Czarnego Pana przybyły na teren szkoły, Harry Potter stał obok nas i walczył tak jak inni. Nie różnił się od żadnego z nas. Ryzykował życiem, dokładnie tak jak każdy z nas. Jedyną rzeczą, jaka odróżnia nas od Harry'ego Pottera, jest to, że Harry Potter zabił Czarnego Pana! A robiąc to, zapłacił straszliwą cenę. Harry Potter umarł wraz z Czarnym Panem – powiedziała McGonagall, ściszając głos, ale wszyscy nadal ją słyszeli. – Harry nie chciał sławy, jaką zyskał. Pokonał Czarnego Pana dlatego, że to musiało być zrobione, i dlatego, że chciał, by jego przyjaciele i wszyscy inni pewnego dnia wiedli normalne życie, bez sadystycznego czarodzieja, który będzie próbował ich zabić. Więc zamiast dawać Harry'emu Potterowi osobny pomnik, zostanie on umieszczony wraz ze swymi kompanami, swymi przyjaciółmi, tak jak by tego chciał – zakończyła. Machnęła różdżką w stronę wielkiego kamienia i nazwisko Harry'ego pojawiło się na nim, obok pozostałych – nie większe i nie mniejsze niż wszystkie inne.

Draco i Severus stali z tyłu, za pozostałymi, próbując ukryć się w cieniu. Teren wciąż trochę śmierdział dymem, a trawa nadal była spalona. To było jałowe miejsce jak na taki pomnik, a jednak tam pasował. Ostatecznie było to miejsce, gdzie wszyscy ryzykowali życiem i gdzie wielu z nich umarło.

Choć obaj próbowali do tego nie dopuścić, Draco i Snape płakali. Nie zwracali uwagi na łzy tego drugiego, ale gdy nazwisko zostało umieszczone na kamieniu, spojrzeli na siebie. Ich twarze były naznaczone łzami, a Draco miał czerwony nos i spuchnięte od płaczu oczy. Spojrzeli na siebie i ich wzajemna niechęć i zazdrość na chwilę zniknęły. W tamtym momencie byli tylko dwoma mężczyznami, którzy kochali Harry'ego Pottera i byli w żałobie.

Być może wytrzymamy ze sobą, pomyślał Snape.

Może nie będzie mnie zawsze nienawidził, pomyślał Draco.


~~~~~~


- Hermiono... spójrz – powiedział Ron, gdy wszyscy ruszyli w stronę zamku, by się odświeżyć. Wskazał na zamek.
- Co to jest? – zapytała Hermiona, również patrząc w górę. Wieże i górne piętra zamku były spalone i rozpadały się. McGonagall wspomniała, że będą naprawiane przez lato i być może jesienią zamek będzie gotowy, by ponownie przyjąć uczniów. Ale gdy Hermiona przyjrzała się bardziej, uświadomiła sobie, że spalenizna na wieżach i piętrach wyglądała tak, jakby okrywała zamek czarnym całunem. - Mężczyzna powinien być mądrzejszy i nie wędrować tak często po Zakazanym Lesie – wyszeptała.
- Błyskawica rozjaśni niebo... – kontynuował cicho Ron.
- ...powalając dwa dumne drzewa – ciągnęła Hermiona równie cicho, patrząc na dwie postaci ukrywające się w cieniu.
- Potężny czarodziej umrze tego roku – powiedział Ron jeszcze ciszej, patrząc na kamienny nagrobek.
- Szkoła będzie nosić żałobę* – zakończyła Hermiona, spoglądając ponownie na zamek.

Ron nie podał ostatniej przepowiedni, bo tak naprawdę nie miała już znaczenia. Z jego punktu widzenia, proroctwo się wypełniło. Wyciągnął rękę i chwycił dłoń Hermiony, ściskając ją lekko. Jej wargi zadrżały, a ona uśmiechnęła się lekko, podnosząc drugą rękę, by otrzeć łzy.


* Dosłownie „nosić czerń", co oczywiście odnosi się do koloru spalenizny.

A Destined YearOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz