W czasie lunchu Severus zrozumiał, że nie może tak po prostu siedzieć i nic nie robić, kiedy jego towarzysz go ignoruje. Był głodny, zdenerwowany i bardzo napalony. Chyba nie czuł się tak od czasów młodości. Nie mógł się zdecydować czy po prostu pomóc sobie ręką, czy wziąć zimny prysznic i zlikwidować problem.
Jego wampir podjął decyzję za niego – leżąc na łóżku, szybko rozpiął spodnie i gładził swojego penisa gwałtownymi ruchami. Zamknął oczy i westchnął z ulgą. Wizja Harry'ego pojawiła się pod zamkniętymi powiekami. Harry'ego z oczami zamglonymi pożądaniem, Harry'ego błagającego o więcej, o dotyk, o pocałunek. Harry'ego klęczącego przed nim, pochylającego się, by wziąć jego penisa w te swoje chętne, rozgrzane wargi. Snape jęknął i zaczął szybciej poruszać dłonią. Jego towarzysz, rozłożony na łóżku, proszący, by Severus go wziął. Na biurku, gotowy na niego. Chrapliwy głos, szepczący z pożądaniem... Kocham cię, Severusie...
Mistrz Eliksirów doszedł z głośnym krzykiem, nasienie rozlało się po jego podbrzuszu. Leżał tak, oddychając ciężko, jego umysł był zamglony po orgazmie.
– Przyszedłem tutaj, bo sądziłem, że trzeba cię nakarmić, ale najwyraźniej traciłem tylko czas.
Zimny i tak znajomy głos zaskoczył Severusa. Usiadł gwałtownie, próbując zakryć się rękami. Harry stał w drzwiach, zraniony i wściekły.
– Potter, to nie...
– Jak dla mnie wyglądasz na zupełnie zdrowego. Myślę, że nic ci się nie stanie do obiadu. Albo jeszcze lepiej – do rana – stwierdził chłopak.
Snape przeraził się, gdy Harry odwrócił się i wyszedł. Wstał i pobiegł za nim.
– Harry, czekaj, nie odchodź, musimy porozmawiać!
Gryfon wyglądał na rozzłoszczonego.
– Więc teraz jestem "Harry", tak? – warknął. – Teraz, gdy czegoś ode mnie potrzebujesz. Gdy jestem na ciebie wściekły. Pieprz się, Snape. Zaraz, przecież właśnie skończyłeś, prawda? – Wzrok chłopaka wyrażał zdegustowanie, gdy zatrzymał się na jego brudnym od nasienia brzuchu.
Snape momentalnie zaczął jasno myśleć – Gryfon nie powinien się tak do niego odzywać. Ale oczywiście zaraz wtrącił się wampir i zamiast zbesztać bachora, to zaczął go prosić.
– Harry, jeśli tylko byś mnie posłuchał...
– Mam dość słuchania! Ty umiesz tylko mnie obrażać a potem przepraszać, mam tego dosyć! Jesteś wampirem, to ty mnie potrzebujesz. Dopóki tego nie zrozumiesz, to jak dla mnie możesz zdechnąć z głodu! – wrzasnął Złoty Chłopiec i wybiegł z komnat.
Snape ruszył za nim, ale nagle wpadł na magiczną barierę. Jego oczy powiększyły się. Czy Harry to zrobił? Oparł się o niewidzialną ścianę, która nie pozwalała mu się stąd wydostać, odczytując jego magiczną sygnaturę. Zawarczał i gwałtownie odwrócił się w stronę kominka. Wrzucił do niego odrobinę proszku Fiuu i wypowiedział imię dyrektora.
Chwilę później w płomieniach pojawiła się głowa Albusa. Czarodziej spoglądał na Severusa z zaskoczeniem.
– Co mogę dla ciebie zrobić, mój chłopcze?
– Nałożyłeś barierę na moje komnaty – wysyczał Snape.
– A tak. Pomyślałem, że tak będzie najlepiej, żebyś nie zrobił niczego nieracjonalnego i nie pokazywał się uczniom, gdy podobno nie jesteś w stanie uczyć – wyjaśnił Albus spokojnie.
Snape zacisnął pięści.
– Muszę się zobaczyć z Potterem, a ty mi w tym przeszkadzasz!
Dumbledore od razu zaniepokoił się.
– Czy Harry jest ranny?
– Nie! – warknął wampir. Zamknął oczy, żeby się uspokoić. – Muszę z nim po prostu porozmawiać.
– Czy on nie powinien tu być, żeby cię nakarmić? – spytał starszy czarodziej.
– Tak, ale ten bachor był nastawiony do tego raczej niechętnie.
– Och? A dlaczego był niechętny? Znów się pokłóciliście?
– Tak – powiedział Snape przez zaciśnięte zęby.
Dyrektor wyglądał na rozbawionego.
– W takim razie powinienem porozmawiać z chłopcem i przekonać go, żeby pojawił się tu na obiad. Nie mogę sobie pozwolić na trzymanie w szkole głodnego wampira. Dziękuję, że mnie poinformowałeś.
– Albusie, czekaj!
Było za już późno – Dumbledore zniknął. Snape zaczął chodzić w kółko. Po chwili postanowił, że weźmie prysznic. Wciąż miał na brzuchu zaschniętą spermę.
***
Seamus czekał na Harry'ego w Wielkiej Sali. Złoty Chłopiec dyszał ciężko i miał rumieńce na policzkach, najwidoczniej biegł całą drogę. Gdy chciał przejść obok Irlandczyka, ten złapał go za rękę i wciągnął w przestrzeń za rzeźbą, przyszpilając go do ściany.
Potter spojrzał na niego ze zdumieniem.
– Seamus, czego chcesz? Nie mam ochoty teraz się z tobą cackać.
– Naprawdę? Może dlatego, że właśnie opuściłeś komnaty Snape'a?
Przez moment Harry myślał, że Gryfon przed nim naprawdę coś wie, ale szybko zrozumiał, że to niemożliwe. Nawet jeśli Seamus go śledził, nie zdążyłby wrócić przed nim. Prychnął, gdy chłopak zablokował mu drogę.
– Nie będę marnować czasu na twoje podchody. Jesteś nienormalny.
– Czyżby? Raczej nie. Właśnie byłeś u Snape'a, nawet nie próbuj zaprzeczać. Snape jest wampirem, prawda? A może spotykasz się ze swoim profesorem? – prychnął Seamus. Harry spojrzał na niego spode łba.
– Oczywiście, że nie. Nie wiesz o czym mówisz. Połączyłeś ze sobą kilka faktów, tworząc z nich jakąś absurdalną teoryjkę i masz nadzieję, że jest prawdziwa. Nie wiesz nic. Nie widziałem Snape'a od miesiąca, od ostatniej lekcji eliksirów.
– No tak, tajemnicza nieobecność. Tylko na miesiąc. Dziwnym zbiegiem okoliczności zbiegła się w czasie z okresem pożądania krwi u wampirów... ale ty o tym już wiesz, prawda? – Seamus zbliżył się, znów popychając go na ścianę.
Harry powoli sięgnął do kieszeni, gdzie miał różdżkę, nie odrywając oczu od twarzy Finnigana.
– Nawet nie wiem czym ten... sezon-jakiś-tam jest – warknął. – Pomyliłeś się.
Seamus nie wierzył, że brunet wciąż zaprzeczał. Cofnął się o krok, z ironicznym uśmieszkiem na ustach. Włożył rękę do kieszeni, notując, że Potter wyciągnął różdżkę. Finnigan wyjął pergamin i pokazał go Harry'emu.
– Rozpoznajesz to?
Harry z niedowierzaniem spoglądał na rulon. Niech to szlag! Mapa Huncwotów!
– To tylko czysty pergamin – prychnął. Zdawał sobie sprawę, że oczy prawdopodobnie go zdradzają.
– Jasne, dopóki nie powiem: Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego – Seamus dotknął różdżką czystą kartkę, która natychmiast zaczęła się zapełniać. Zaśmiał się, gdy zobaczył zdumioną minę kolegi. – Naprawdę myślałeś, że nie mogłem podsłuchać ciebie i Rona, jak co rusz się wymykaliście?
Ma mnie... cholera... tylko tego mi było trzeba... Harry zacisnął pięści, jakoś nie mógł się zdobyć, żeby zaatakować Seamusa. Poza tym to by spowodowało jeszcze więcej problemów niż do tej pory.
– Cokolwiek widziałeś, nie byłem ze Snape'em. Ta mapa działa tylko dla mnie, komu innemu pokazuje kłamstwa.
Irlandczyk przez moment wyglądał, jakby wierzył Złotemu Chłopcu. Potem jego wzrok stał się lodowaty.
– Jeżeli nie za Snape'em, to gdzie? Spóźniłeś się na śniadanie. Profesor Lupin jest w Wielkiej Sali, więc z nim nie byłeś. Widziałem, że wychodziłeś z lochów.
– Był ze mną.
Wzrok Harry'ego powędrował ponad ramieniem Seamusa. Znieruchomiał. Kilka kroków od nich stał Draco Malfoy. Głośno wciągnął powietrze.
– Malfoy?
– Skoro już wiesz, gdzie Harry był, to może zostawisz nas samych? – Groźba w jego głosie była doskonale słyszalna, zwłaszcza jeśli dodać do tego różdżkę, którą Malfoy trzymał wycelowaną w Finnigana.
Seamus nawet nie próbował ukryć zdumienia. Odwrócił się w stronę Chłopca, Który Przeżył, ale szybko zmienił zdanie i stanął tak, by widzieć też Ślizgona.
– Harry? Od kiedy mówisz na niego "Harry"? Co tu się, do cholery, wyprawia?
– Odkąd ze sobą sypiamy – rzucił Draco z ironicznym uśmiechem.
– Sypiamy? – wycedził Harry. – Nie spaliśmy ze sobą!
– Jeszcze – odparł blondyn, z pewną siebie miną.
Seamus zamrugał.
– Co tu się dzieje? Kiedy zaczęliście się ze sobą dogadywać?
Dwie pary oczu spojrzały na niego zdumieniem, zdążyli już zapomnieć o jego obecności.
– To nie twój interes, Irlandczyku. Nie pytam się ciebie, od kiedy uprawiasz seks z Blaise'em.
Harry odwrócił głowę z niedowierzaniem.
– Z Zabinim? Sypiasz z Zabinim, jeszcze masz czelność, by być zazdrosnym?!
– Harry, to nie tak, jak myślisz! Zrobiłem to, żeby...
– Żeby co? – przerwał lodowatym tonem Draco.
Seamus wciągnął powietrze. Spojrzał na Harry'ego, ale ten wyglądał na wściekłego. Zrozumiał, że nie ma co szukać pomocy u swojego byłego przyjaciela. Był w pułapce.
– Nic... nic!
– Naprawdę? Bo ja myślę, że chciałeś szpiegować Harry'ego. Zastanawiam się, czy Blaise ucieszy się z tej informacji. Nie lubi być wykorzystywany...
– Nie możesz mu powiedzieć! – wykrzyczał w panice Gryfon. Draco uniósł brew.
– Nie? Co o tym myślisz, Harry?
Złoty Chłopiec spojrzał na Ślizgona, a potem z powrotem na Finnigana.
– Myślę, że powinieneś powiedzieć Zabiniemu. Ale najpierw... to chyba należy do mnie, prawda? – Wyrwał mapę z rąk Gryfona i szybko stanął obok Draco. – Nikomu nie powiesz o niczym, racja?
Seamus zmarszczył się.
– Więc to sekret, tak? Czy Blaise o tym wie? Jestem pewien, że z chęcią... – przerwał gwałtownie, gdy nagle kilka centymetrów od jego twarzy pojawiła się różdżka. Jej zielonooki właściciel wpatrywał się w niego z furią.
– Nikomu nic nie powiesz. Nie powinno cię w ogóle obchodzić, co robię. Jeżeli przed balem ktoś się o tym dowie, to będę wiedział, kogo o to obwinić.
– R-rozumiem! – Seamus szybko zaczął kiwać głową i prawie odetchnął z ulgą, gdy chłopak opuścił różdżkę.
Draco zaśmiał się, z zadowoleniem obserwując występ Harry'ego. Nie spodziewał się, że Gryfon może tak zareagować. Harry odwrócił się do odejścia – Rzucił Seamusowi ostatnie mordercze spojrzenie, po czym ruszył za odchodzącym Potterem. Gryfon, zamiast do Wielkiej Sali, skierował się ku schodom. Draco z wahaniem podążył za nim.
– Gdzie idziemy?
Harry stężał, ale odwrócił się. Wciąż był wściekły.
– My nigdzie nie idziemy. Ja idę do Wieży Gryffindoru. – Draco zamrugał, słysząc gniew w głosie bruneta.
– Co jest? Myślałem, że może podziękujesz mi za uratowanie cię przed tym dupkiem.
– Dobra, dziękuję. Teraz zostaw mnie w spokoju. Nie mam ochoty z tobą gadać.
Draco skrzywił się.
– Jesteśmy nie w humorze? Co się dzieje, do cholery? Nie, czekaj, niech zgadnę. Snape znów cię wkurzył?
– Zamknij się, Draco! Nic o tym nie wiesz! – warknął Harry.
– Ja...
– Harry, możemy porozmawiać?
Obaj chłopcy z zaskoczeniem zobaczyli stojącego na schodach Dumbledore'a. Harry z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Nie chcę o tym rozmawiać, profesorze.
– Tak, wiem. Jednakże i tak musimy zamienić słowo, jeśli nie masz nic przeciwko.
Harry zamruczał pod nosem coś na temat wtrącających się do wszystkiego starych czarodziejów, ale i tak potakująco kiwnął głową.
– Zobaczymy się później – rzucił w stronę niezadowolonego Draco.
Gdy już dotarli do gabinetu, Dumbledore wskazał chłopcu fotel naprzeciwko siebie, ale Harry podziękował. Albus skinął głową i westchnął.
– Wiem, że jesteś zły po kłótni z Severusem, Harry, ale nie możesz przez to odmówić mu swojej krwi. Bez pożywienia może oszaleć i nawet cię zabić.
Harry zaśmiał się krótko.
– To by było straszne, nieprawdaż? Złoty Chłopiec uśmiercony przez swojego wampirzego towarzysza. Jestem pewien, że zapisałoby się to w jednej z tych książek o wampirach, o których mówiła Hermiona.
Dumbledore zmarszczył brwi.
– Harry, to nie jest temat do żartów. Nie wszystko dzieje się dlatego, że jesteś Chłopcem, Który Przeżył. Jestem dyrektorem i nie mogę pozwolić, żeby jeden z moich profesorów atakował ucznia.
– Jasne. Chciałem go nakarmić, ale był po prostu zajęty innymi rzeczami – odparł z goryczą Gryfon. – Więc pomyślałem, że zostawię go samego na jakiś czas. Spróbuję ponownie w czasie obiadu. Może być?
Albus, wiedząc, że nie wskóra nic więcej, skinął głową.
– Dobrze. Chcę tylko mieć pewność, że do niego pójdziesz.
– Oczywiście. Teraz niech mi pan wybaczy, mam lekcje.
Dumbledore odczekał, aż Harry znalazł się przy drzwiach, zanim znów go zawołał.
– Poczekaj.
– Tak?
– Może powinieneś wysłuchać, co on ma do powiedzenia. Nie mówię, że masz przyjąć jego przeprosiny, ale posłuchaj ich. Nie wiem, o co się pokłóciliście, ale wiem, że Severus bardzo rzadko przeprasza.
Harry skrzywił się, ale przytaknął. Wyszedł, trzaskając drzwiami odrobinę za mocno. Dumbledore westchnął. Spojrzał na papiery na biurku i pokręcił głową. Niektóre rzeczy mogą poczekać jeszcze trochę. W każdym razie miał taką nadzieję.
***
W trakcie zielarstwa, kiedy profesor Sprout mówiła właśnie o jakiś trujących roślinach, a uczniowie leniwie notowali, Hermiona pochyliła się nad Harrym.
– Harry, widziałeś się ze Snape'em w czasie lunchu?
Chłopak zawahał się i skinął głową. Wpatrywał się w czysty pergamin. Naprawdę marzył o tym, by wszyscy przestali się wtrącać w jego życie.
– Nakarmiłeś go? Co powiedział?
Harry pokręcił głową, krzywiąc się.
– Był zbyt był zajęty... zaspokajaniem siebie, więc wyszedłem.
Hermiona cicho sapnęła.
– C-co? On... och, nieważne. Pójdziesz tam na kolację?
Gryfon zacisnął zęby.
– Chcesz mi powiedzieć, że mam przyjąć jego przeprosiny? O to ci chodzi, Hermiono?
– Na Boga, nie! Był okrutny i zasłużył na karę. Nie chcę tylko, żebyś go zagłodził na śmierć. Nie mam ochoty patrzeć, jak cię skrzywdzi.
– Za późno, Miona. – powiedział cicho. Sięgnął po pióro i zaczął notować – dając do zrozumienia, że rozmowa się skończyła.
***
W międzyczasie Snape nerwowo przemierzał swoje komnaty. Za kilka godzin Harry powinien się u niego zjawić. Już rozkazał Zgredkowi, żeby przyniósł ulubione potrawy chłopaka. Posłał także Kirke do sklepu bliźniaków Weasley po jakieś ulubione produkty Gryfona. Anonimowo, oczywiście. Nie chciał, żeby rozeszły się jakieś plotki. Myślał gorączkowo, co jeszcze mógłby zrobić, żeby Harry przyjął jego przeprosiny.
Kilka godzin później wciąż chodził w kółko i rozmyślał, gdy nagle to usłyszał. Delikatny dźwięk, jakby coś sunęło po kamiennej podłodze. Rozejrzał się dookoła, ale nic nie zauważył. W myślach zbeształ się za paranoidalne skłonności... ignorując fakt, że kilka razy ocaliły mu życie. Usiadł w ulubionym fotelu i wpatrywał się w płomienie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się taki nerwowy.
Zaczął wspominać wszystkie takie sytuacje i starał się znaleźć taką, która przypominałaby chwilę obecną. Wtedy znów to usłyszał, tym razem bliżej i nagle to przerodziło się w delikatne puk, puk, puk, puk, puk. Przypominało bicie serca.
Snape zmarszczył brwi i powoli wstał. Starał się zlokalizować ten dźwięk, ale to coś jakby go okrążało. Nagle nastała cisza. Skrzywił się, spojrzał w gorę, dookoła i wreszcie w dół. Przy jego nodze był znajomy wąż. Podskoczył, żeby znów go nie ugryzł.
– Więc w końcu się pokazałaś?
Wąż zasyczał i spróbował wślizgnął się na jego nogę – Snape odruchowo cofnął się.
– Przestań! Twojemu panu nic nie jest! Powiedziałem przestań! – Uchylił się przed ugryzieniem. Mrucząc pod nosem, wyciągnął różdżkę, żeby ogłuszyć gada, ale tym razem to wąż się uchylił. Podskoczył, żeby znów ugryźć mężczyznę. I znów się nie udało.
Gdy Harry wszedł do komnat Snape'a, zobaczył scenę, która go momentalnie zatrzymała w miejscu. Mistrz Eliksirów biegał dookoła, rzucając ogłuszające zaklęcia i unikając ugryzień. Issaa zaś unikała zaklęć i próbował ugryźć. Oboje zachowywali się głośno: Issaa syczała, a Snape warczał jakieś bezeceństwa.
Harry nie mógł się powstrzymać – wybuchł śmiechem. Dwójka od razu zatrzymała się i spojrzała na niego ze zdumieniem i radością. Issaa szybko ruszyła w jego stronę, sycząc:
– Panie! Powiedz mu, żeby ssstał ssspokojnie, żebym mogła go ugryźć!
Snape stanął niedaleko, warcząc:
– Powiedz swojemu cholernemu wężowi, żeby przestał próbować mnie ugryźć!
Harry wciąż chichotał, gdy dwójka przekrzykiwała się nawzajem. Podniósł dłonie, kręcąc głową.
– Przestańcie, oboje. Przez was zaczyna mnie boleć głowa.
Mimo że powiedział to w ludzkim języku, Issaa wydawała się zrozumieć i oboje ze Snape'em się uciszyli. Harry spojrzał na węża, któremu chyba nic nie było, choć jej ogon poruszał się z rozdrażnieniem. Snape wyglądał gorzej – oddychał ciężko, jego włosy były potargane. Z jakiegoś powodu chłopak uznał, że to dziwne i zapytał:
– Musisz oddychać?
Mężczyzna natychmiast przestał dyszeć – nawet nie zauważył, kiedy zaczął.
– Tak, ale tylko mniej więcej raz na godzinę. Jednak... nawyki trudno wykorzenić – przyznał, spoglądając na Harry'ego w sposób, który sugerował, że nie mówi tylko o oddychaniu.
Gryfon zdawał sobie sprawę, że jego opór maleje. Przyjście tutaj nie było dobrym pomysłem. Nie powinien słuchać, co Snape ma do powiedzenia.
Podszedł do węża, uklęknął i pozwolił zwierzęciu na owinięcie się wokół karku. Zignorował Mistrza Eliksirów i zapytał:
– Nic ci nie jessst? Martwiłem sssię, gdy zniknęłaś. Gdzie byłaś?
– Zranił mnie, więc possstanowiłam sssię ukryć na jakiś czasss. Znalazłam wssspaniałe szczeliny w ścianie.
– Och. Ale teraz już wszyssstko w porządku? Boli cię jeszcze?
– Wszyssstko w porządku, panie.
– Mów do mnie Harry.
– Dobrze, Harry.
– Proszę, nie próbuj więcej atakować Sssnape'a.
– Ale Harry, on cię wcześniej ssskrzywdził. Ugryzł cię, twoje ssserce zwolniło...
– Tak, wiem. Pewnie znów to zrobi, ale nie musssisz go atakować. Nie zabije mnie.
– Dobrze – zasyczała Issaa, choć słychać było, że nie jest zadowolona z jego decyzji.
Harry westchnął, delikatnie i uspokajająco gładząc ją po długim ciele w uspokajającym rytmie. Zauważył, że Snape się w niego wpatruje i poczuł się niepewnie. Gniew go opuścił, jak tylko wszedł do lochów i zobaczył biegającego po pokoju wampira. Teraz tylko czuł zmęczenie i głód. Nic dziś jeszcze nie jadł, tak jak Snape. Przeskakiwał z nogi na nogę, ta cisza zaczynała być krępująca, a on nie wiedział, co powiedzieć.
– Harry, ja...
Nagle usłyszeli ciche "pop", a potem:
– Zgredek przyniósł jedzenie, same przysmaki panicza Harry'ego, Zgredek jest dobrym skrzatem.
Snape spojrzał nienawistnie na stworzenie, ale Harry już zaczął rozkładać jedzenie na stole. Mężczyzna westchnął i podziękował skrzatowi. Gdy Zgredek zniknął, wampir usiadł na krześle naprzeciw chłopaka i wpatrywał się w niego. Musiał się powstrzymywać, żeby do niego nie podbiec, nie chwycić za rękę, nie pocałować go... wiedział, że to nie byłoby mile widziane. Więc czekał, aż Harry postanowi z nim porozmawiać.
Gryfon zrozumiał, że Zgredek przyniósł same jego ulubione potrawy. Nawet śniadaniowe. Nie miał ochoty narzekać, szybko zaczął jeść. Kilkanaście minut trwało, zanim zaspokoił głód. Dopił do końca sok dyniowy i nagle zdał sobie sprawę z panującej ciszy. Snape nie poruszył się ani o milimetr. Gdy chłopak odłożył szklankę, stuk szkła o drewno zabrzmiał niepokojąco. Wiedział, że powinien coś powiedzieć, skoro Snape najwyraźniej nie miał zamiaru zacząć.
Postanowił po prostu przejść prosto do karmienia i wyjść tak szybko, jak się da. Może uda mu się uniknąć konwersacji.
– Pij – powiedział cierpko, wyciągając nadgarstek.
Snape spojrzał na niego, ale Gryfon unikał kontaktu wzrokowego. Był głodny, ale wiedział, że chłopak stara się uniknąć rozmowy. Nie pozwoli na to.
– Harry – zaczął spokojnie. – Musimy pomówić.
Gryfon stężał, ale dalej trzymał wyciągniętą rękę.
– Nie, nie musimy. Nie mam ci nic do powiedzenia. Pij.
– W takim razie będziesz słuchał.
– Nie, cholera, nie będę! – zaklął chłopak, jego ramię zadrżało. – Po prostu pij i daj mi odejść.
– Nie, wysłuchasz, co mam do powiedzenie. Po... Harry, miałeś rację. Zależy mi na tobie, tylko...
– Zamknij się, nie chcę tego słuchać! Jesteś głodny, twój wampir na pewno wrzeszczy na ciebie za to, że zraniłeś moje uczucia, prawda? Nic mi nie jest. Rozumiem, co czujesz i to mnie nie obchodzi. Więc teraz po prostu zjedz, a potem sobie pójdę. Jestem zmęczony.
Snape zaklął pod nosem.
– Nie, ty nie rozumiesz moich uczuć, ponieważ przedtem nie byłem z tobą szczery. To prawda, że nigdy nie po...
– Pij! – zażądał Złoty Chłopiec, desperacko pragnąc się stąd wydostać. Gwałtownie wstał z kanapy i podłożył rękę pod sam nos mężczyzny.
Snape poczuł ten zapach i od razu poczuł zawroty głowy. To było takie kuszące... nie do odparcia... chciał zatopić kły i... i nagle jego usta wypełnił cudowny smak krwi chłopaka. Nawet nie zauważył, kiedy ugryzł. Już nie mógł się powstrzymać, chwycił dłoń Harry'ego i zatopił zęby głębiej. Poczuł ciepło, rozchodzące się po całym ciele. I prawie bolesne pożądanie. Zamknął oczy w ekstazie i pił.
Gryfon zachwiał się, próbując ustać. Issaa poruszała się wokół jego szyi i to pomogło mu skupić się na otoczeniu. Był podniecony i rozpalony, jedynym chłodnym miejscem na jego ciele było to, gdzie dotykały go usta Snape'a i jego ręce na ramionach. Nie poddawaj się, nie poddawaj się, on cię nienawidzi, nienawidzi... Harry musiał to powtarzać, ponieważ z każdą sekundą był coraz bliżej rzucenia się wampirowi w ramiona i zapomnieniu kompletnie o wcześniejszym gniewie. Gdy Snape oderwał się od niego z zakrwawionymi ustami, Harry odetchnął z ulgą. Cofnął się i odepchnął ręce, które próbowały mu pomóc.
– Harry, proszę, posłuchaj, co chcę...
– Muszę iść. Wrócę rano... cześć. – Gryfon gwałtownie odwrócił się na pięcie, prawie się przewracając. Złapał równowagę i szybko dotarł do drzwi, ignorując błagania Mistrza Eliksirów. Wpadł do najbliższej łazienki i oparł się o drzwi. Opadł na podłogę, dysząc ciężko. Odpiął spodnie i wyciągnął penisa. Z płaczliwym jękiem zaczął go masować. Doszedł po kilku minutach, krzycząc.
Oddychając ciężko, siedział tak przez jakiś czas. Jak on może mi to wciąż robić? Jak mogę mu na to pozwalać? Muszę być nienormalny, że podoba mi się to, jak się ze mną bawi. Może jestem masochistą, który lubi takie gierki emocjonalne... Takie myśli w niczym mu nie pomagały. Poczuł ruch na karku i cichy syk, zrozumiał, że Issaa wciąż była owinięta wokół jego szyi. Westchnął, zapinając spodnie i podnosząc się.
Owinął się ciasno szatą, żeby ukryć ubrudzoną nasieniem koszulkę. Zerknął w lustro, szybko wycierając łzy. Z kolejnym westchnieniem opuścił łazienkę i ruszył w stronę Wieży Gryffindoru.
***
Kirke wleciała do komnat Snape'a, trzymając w dziobie dużą, brązową paczkę. Mężczyzna westchnął i wziął od niej pakunek, głaszcząc ją po główce. Odleciała, pohukując cicho. Spojrzał z powrotem na przesyłkę. Chyba mogę dać mu to jutro... Mistrz Eliksirów rozerwał papier. Z ciekawością przechylił buteleczkę, w której był jakiś eliksir. Zmarszczył brwi i odkorkował flakonik... rozbłysło jasne światło, które na moment go oślepiło. Z zaskoczenia opuścił butelkę. Gdy w końcu zaczął widzieć normalnie, ujrzał tęcze. Wszędzie. Jaskrawe, radosne kolory, drżące w powietrzu – przez nie prawie nie było widać mebli. Rozejrzał się dookoła, co tylko przyprawiło go o zawrót głowy. Wpatrywał się w feerię barw, a na jego ustach widniał grymas złości.
***
Było ciemno, zimno i ponuro. Jak w domu. To nawet dość uspokajające. Nie wahał się – uśmiechnął się i ruszył w stronę majaczącego w oddali światła. Gdy wszedł do pokoju od razu poczuł zapach drzewa i strachu, ogarniający jego wszystkie zmysły. Tak relaksujący... Zauważył mężczyznę – był przykuty łańcuchami do ściany. To właśnie była jego ulubiona część. Podniósł różdżkę.
– Crucio.
Krzyk zabrzmiał obiecująco. Jakaś kobieta zaczęła piszczeć – wysoki dźwięk, drażniący jego uszy. Nie podobało mu się to. Mężczyźni tak nie potrafili. Ich krzyki były o wiele bardziej rozluźniające. Niskie głosy i zdyszane oddechy. Szarpanina, dzięki której łańcuchy tak pięknie pobrzękiwały. To był całkiem niezły kontrapunkt dla ludzkiego głosu. Zamknął oczy w zachwycie, rozkoszując się muzyką.
Po chwili bardziej gorzki zapach zaatakował jego nozdrza; wydął usta z niesmakiem. Mężczyzna się zsikał. Westchnął ciężko i z wahaniem sięgnął po różdżkę.
– Finite Incantatem.
Zaśmiał się ironicznie, gdy krzyki przeszły w jęki i histeryczne mamrotanie. Odwrócił się i wyszedł z pokoju. Teraz wreszcie odczuwał upragniony spokój – mógł wrócić do swoich denerwujących sług. Czas na wdrożenie planów w życie. Już prawie świta, czas zacząć.
***
Harry gwałtownie podniósł się – oddychał z ogromnym trudem. Sięgnął po okulary, założył je i błyskawicznie wstał z łóżka. Wyjrzał przez okno – jeszcze nie zaczęło świtać. Dobrze. Przebiegł przez dormitorium, nawet się nie zatrzymał przed portretem strzegącym wejścia. Musiał dotrzeć do gabinetu dyrektora, zanim ten wyjdzie. Gdy w końcu dotarł na miejsce, zza pomnika wyszła profesor McGonagall. Szybko do niej podbiegł.
– Pani profesor!
Kobieta odwróciła się, zaskoczona jego widokiem.
– Na Merlina, panie Potter! Nie powinien pan być o tej porze poza dormitorium!
Harry pochylił się i oparł dłonie o kolana, próbując uspokoić oddech.
– Profesor Dumbledore! Czy... dyrektor wciąż... tu jest? Nie wyszedł jeszcze, prawda?
– Niestety, przed chwilą opuścił Hogwart. Czy mogę ci w czymś pomóc? Harry, co się dzieje? – Zaalarmowało ją jego pełne przerażenia spojrzenie.
– To Voldemort! Szykuje coś okropnego! Musi pani zawrócić profesora Dumbledore'a!
Minerwa sapnęła.
– Ale Albus już wyszedł. Jesteś pewien, Harry? Co widziałeś?
– Ja... ja nie widziałem nic... tylko że... to, o czym pomyślał Voldemort... Wiem, że planuje coś strasznego na tę ceremonię! Musimy ostrzec dyrektora!
Opiekunka powoli się uspokoiła, skinęła tylko głową.
– Jestem pewna, że Albus wie, że Sam-Wiesz-Kto może spróbować coś zrobić, na pewno jest w stanie się obronić. Ale jeśli to cię uspokoi, to wyślę najszybszą sowę z ostrzeżeniem, dobrze?
Harry wciąż nie czuł się zbyt dobrze, ale przytaknął.
Minerwa uśmiechnęła się delikatnie.
– To może w takim razie wrócisz do łóżka? Na pewno wszystko będzie dobrze.
Gryfon pozwolił się doprowadzić do Wieży Gryffindoru. Wślizgnął się pod kołdrę i szczelnie otulił. Leżąc na plecach, obserwował sufit. Nie mógł zasnąć, więc tylko przysłuchiwał się cichym oddechom kolegów.
***
Harry czuł się źle. Wykonywał apatycznie wszystkie czynności i tylko co chwilę zapewniał swoich przyjaciół, że czuje się jest w porządku. Issaa powiedziała, że musi upolować sobie śniadanie i spotka się z nim przed pierwszą lekcją. Nie chciała być w pobliżu "złego człowieka", jak nazywała Snape'a. Gryfon prawie się uśmiechnął, słysząc to.
Mistrz Eliksirów czekał na niego ze zmarszczonymi brwiami. Harry zamarł – naprawdę nie chciał się z nim dziś kłócić.
– Co się stało? – Snape wykrzywił się jeszcze bardziej i wskazał na pudełko sygnowane marką Magicznych Dowcipów Weasleyów. Gryfon nie zdziwił się, gdy znalazł w środku same swoje ulubione produkty. Na podłodze niedaleko paczki leżała rozbita buteleczka i prawie wybuchł śmiechem, gdy zrozumiał co to. Spojrzał na Snape'a, próbując ukryć ironiczny uśmieszek. – „Psychodeliczne Wizje Weasleyów – tęcza w każdej butelce".
– Raczej dziesięć. Albo dwadzieścia. Zapomnieli wspomnieć o bólu głowy – warknął mężczyzna. Obudziła go migrena, jego wzrok był rozmazany i dopiero niedawno wrócił do normy.
– Wiedziałbyś o tym, gdybyś przedtem przeczytał ulotkę – odparł uczynnie Gryfon i tylko uśmiechnął się, widząc niezadowoloną minę Snape'a.
– Masz nie otwierać żadnej z tych rzeczy przy mnie, zrozumiano?
– Tak, profesorze – powiedział Harry, próbując się nie śmiać. Wziął głęboki oddech, żeby się uspokoić. – Dziękuję. Eee... chciałbym zjeść dziś z przyjaciółmi, więc jeśli nie jesteś już głodny...?
Snape miał już coś odpowiedzieć, gdy nagle w płomieniach pojawiła się głowa profesor McGonagall.
– Severusie? Severusie, jesteś tam? – odezwała się McGonagall, w jej głosie słychać było przerażenie.
Harry wzdrygnął się – opiekunka Gryffindoru nigdy nie traciła zimnej krwi. Snape skrzywił się i odwrócił w stronę kominka.
– Słucham cię, Minerwo...
– Severusie, to straszne. Jest już artykuł w "Proroku Codziennym", ale dopiero teraz otrzymałam oficjalne potwierdzenie! To Sam-Wiesz-Kto... zaatakował i...
– Minerwo – przerwał jej szorstko Mistrz Eliksirów, świadom, że Harry wszystko słyszy. – To nie jest dobry...
– Severusie, Albus nie żyje!
Oczy mężczyzny rozszerzyły się. Usłyszał, że Gryfon za jego plecami głośno wciągnął powietrze. Minerwa usłyszawszy to też, odwróciła się akurat w momencie, gdy Harry upadł na kolana. Jęknęła.
– O nie, Harry...
– P-profesor Dumbledore... nie żyje? – Harry nie mógł w to uwierzyć. Coś boleśnie ścisnęło go w brzuchu, zaczął widzieć jak przez mgłę.
Snape zaklął – chłopak źle wyglądał.
– Harry – powiedział tak spokojnie, jak tylko potrafił. – Musisz się uspokoić.
Gryfon powoli podniósł wzrok na wampira. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nagle przed oczami zaczęły mu wirować czarne plamki. Potem stracił przytomność.

CZYTASZ
A Destined Year
FanfictionOpowiadanie nie należy do mnie, tylko je udostępniam. Atenszyn, atenszyn, fanfik posiada kontynuacje - A Fated Summer, która niestary nie została ukończona przez autorkę __________________________ Autor: Autumns_Slumber Adres oryginału: http://arch...