– Hejka, Harry – rzucił Seamus, gdy Złoty Chłopiec wszedł następnego ranka do pokoju wspólnego Gryffindoru.
Harry zmusił się do uśmiechu i podszedł do kolegi, który rozpromienił się na jego widok.
– Ee... cześć, Seamus. Co słychać?
Chłopak zachichotał.
– Na razie nic, ale jestem pewien, że ty potrafisz to zmienić – powiedział, sugestywnie unosząc brwi.
Chłopiec, Który Przeżył jęknął w duchu. On nie ma za grosz poczucia przyzwoitości. Ani trochę... pomyślał.
– Ee... nie, dzięki. Muszę iść, miałem spotkać się z profesorem Lupinem... – zaczął.
– Czekaj! – zawołał Seamus, chwytając go za ramię. – Może później porobimy coś razem? Posiedzimy, pogramy w quidditcha, cokolwiek...?
Chłopak miał na twarzy wypisaną nadzieję, przez co Harry poczuł wyrzuty sumienia. Jednak zaczął się robić też trochę zniecierpliwiony – musiał wrócić z powrotem do swojego pokoju i zmienić koszulkę, na której pewnie Seamus zostawił już swój zapach.
– Em... nie, nie mogę. Jestem naprawdę zawalony zadaniami domowymi, a potem mam dodatkowe zajęcia z OPCM... – tłumaczył się chłopak. Seamus skrzywił się. Wiedział dobrze, że został odrzucony. Pytanie brzmiało – dlaczego? Wczoraj wszystko poszło doskonale. Harry z entuzjazmem odpowiadał na jego pocałunki, uśmiechał się szeroko, gdy wracał na spotkanie z Lupinem. Harry'emu na pewno się podobało, co robili. W takim razie dlaczego teraz mnie odstawia...? zastanawiał się chłopak.
– Ee... Harry? Czy wszystko jest w porządku?
Złoty Chłopiec szybko pokiwał głową.
– Taak! Wszystko dobrze, słowo! – zapewniał Finnigana. Ten wciąż wyglądał na niezdecydowanego, ale skinął głową.
– Skoro tak twierdzisz, to w porządku. Ale wiesz... Gdybyś czegoś potrzebował, to zawsze możesz na mnie liczyć.
– Wiem, dzięki. Doceniam to. Ale teraz muszę już iść, inaczej się spóźnię...
– Och, przepraszam, w takim razie idź. – Seamus puścił koszulkę kolegi.
– Taak... Ojej, zapomniałem czegoś z pokoju – powiedział Harry, szybko wbiegając po schodach. W pokoju zmienił koszulę i zbiegł z powrotem. Jęknął, gdy zobaczył Seamusa – chłopak wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. – Stwierdziłem, że w tamtej koszuli byłoby mi za zimno. Mamy dziś zajęcia na zewnątrz – wyjaśnił, przechodząc przez portret, zanim Seamus zdążył odpowiedzieć.
Coś tu się święci... pomyślał Irlandczyk, mrużąc oczy.
***
Snape miał bardzo złą noc. Po pierwsze, nie mógł zasnąć. Było mu za zimno, transmutował książki w cały kopiec koców, jednak to nic nie dawało. Po prostu nie był w stanie się ogrzać. Nic dziwnego zresztą – w końcu jego ciało było martwe. Wcześniej tak naprawdę nie czuł, że jest mu zimno. Owszem, wiedział, że tak jest, jednak dopiero teraz poczuł to. Potem doszło do niego, że nie może spać. Dlaczego? Snape odczuwał po czasie efekty napięcia seksualnego. Pomimo tego, że Dumbledore powiedział mu, by zatrzymał Leonarda, Snape nie starał się z nim kontaktować. Nie rozumiał tego, ale nie potrafił sobie wyobrazić siebie z nim. Dla ścisłości – nie potrafił sobie już wyobrazić siebie z żadnym mężczyzną.
Za każdym razem, gdy zamykał oczy, w jego umyśle pojawiał się obraz Harry'ego. To było nieco dekoncentrujące. Ale nawet, kiedy wreszcie udawało mu się jakoś go stamtąd wypędzić i w końcu zasypiał, nie było lepiej. Śnił o Harrym. Tak – on, Severus Snape, miał erotyczne sny o chłopcu, który sprawiał, że wciąż był podniecony, czuł się samotny (choć nie przyznałby się do tego głośno) i był wkurzony.
Dlatego też rano Snape był rozdrażniony bardziej niż zwykle. Jeszcze mocniej zdenerwował go fakt, że był podniecony. Starał się to ignorować, nie miał ochoty się masturbować przez Chłopca-Który-Wszystko-Niszczy. Zamiast tego robił to, co zwykle.
Bardzo mało osób wiedziało, że Severus codziennie rano kąpał się i mył głowę. Jego włosy wyglądały na tłuste z innego powodu – miały tendencję do kręcenia się. Dlatego zapuszczał je do takiej długości, by były proste. A to z kolei powodowało ich przetłuszczanie się. Oczywiście, Snape nie chciał mieć tłustych włosów. Już dawno temu jego hobby stało się przygotowywanie własnych odżywek i szamponów, co powoli zaczynało przynosić pożądane rezultaty.
Po szybkim, zimnym prysznicu, Severus ubrał się w swoje ulubione, czarne szaty. Spojrzał na zegarek, po czym jego irytacja jeszcze bardziej wzrosła – był spóźniony. Jedną z przyczyn było to, że do późna nie mógł zasnąć. Skrzywiony, opuścił komnaty i skierował się w stronę gabinetu, gdzie z całą pewnością czekał już na niego Harry.
Rzeczywiście, miał rację. Gdy dotarł w końcu do biura, znalazł tam Gryfona, który właśnie jadł śniadanie, składające się głównie z owoców i tostów, do tego kilka kiełbasek i jajek. Snape wpatrywał się w niego. Powstrzymywał się, by nie podbiec do niego. Prawie zaczął głośno warczeć.
To twoje prawo! krzyczał wampir.
Nie mam żadnych praw, póki Potter sam mi nie da tego, co chcę odparował Snape.
To, że prowadził rozmowy sam ze sobą powoli przestawało go denerwować. Zaczynał się nawet do tego przyzwyczajać. Właśnie to go najbardziej denerwowało. Nikt nie powinien przyzwyczajać się do konwersowania ze sobą we własnej głowie pomyślał, siadając za biurkiem.
Harry, który spoglądał na przypatrującego mu się z dziwną miną Snape'a, był zdumiony, gdy Mistrz Eliksirów nagle poruszył się i podążył w stronę biurka. Chłopak wstał za nim, wyciągając przed siebie nadgarstek. Już nawet zdążył zdjąć bandaże.
Snape przypatrywał się ranie, krzywiąc usta z niesmakiem. Podniósł wzrok na oczekujące oblicze chłopca, a potem przeniósł go na leżący na biurku sztylet.
– Myślisz, że będę pić z tego, Potter? – spojrzał na zdziwionego Gryfona. – Nie mam zamiaru ponownie otwierać tego zranienia – stwierdził stanowczo. Już na samą myśl robiło mu się niedobrze.
Harry gapił się na niego z otwartymi ustami.
– Ale przecież musisz pić! Nie chcesz? – spytał z niedowierzaniem. Co się dzieje, na Merlina? Dlaczego on nie chce pić? pytał sam siebie. Z jakiegoś dziwnego powodu źle się czuł na samą myśl, że Snape nie ma ochoty na jego krew.
– Nie powiedziałem, że nie chcę pić od ciebie, Potter. Powiedziałem, że nie będę ponownie otwierać tej rany – warknął Snape.
– Och... w takim razie ja mam to zrobić? – To pewnie przez okres pożądania krwi, jego instynkt mówi mu, że musi chronić swojego towarzysza. A ochranianie raczej nie uwzględnia cięcie jego nadgarstka... pomyślał Złoty Chłopiec ze zrozumieniem.
– Nie ma mowy, Potter!
– Snape, to nic takiego, naprawdę. Mogę sam to zrobić, nie musisz się przejmować, chcę tego – powiedział pocieszającym głosem i sam sięgnął po nożyk. Jednak pierwszy złapał go wampir.
– Nie będziesz się ciął. Na myśl o piciu z tej obrzydliwej rany robi mi się słabo – prychnął Snape, chowając sztylet za siebie.
– O co ci chodzi? To jak masz zamiar pić moją krew, jeśli nie chcesz mi pozwolić zrobić cięcia? Potrzebujesz krwi z moich tętnic albo żył. Pozwoliłem ci ciąć tylko mój nadgarstek. Nie będziesz mi tego robił z szyją! – wrzasnął.
Snape warknął na samą myśl o przecinaniu jakiejkolwiek części ciała Harry'ego.
– Oczywiście, że nie, Potter – rzucił pojednawczo.
– To jak w takim razie masz zamiar się posilić? – spytał chłopak z niedowierzaniem.
– Ugryzę cię – stwierdził mężczyzna pewnie.
– Na pewno nie! – wrzasnął Harry. Cofnął się o krok, nie spuszczając wzroku z Mistrza Eliksirów.
– Ależ tak! – potwierdził, przybliżając się do Gryfona. Harry zrobił jeszcze jeden krok w tył, a Snape w odpowiedzi na to posunął się o dwa kroki do przodu. Prawie się teraz dotykali. Chwycił zranioną rękę chłopca, położył drugą dłoń na jego karku, przytrzymując go stanowczo w miejscu.
Harry spojrzał na niego nienawistnie.
– Cholera, Snape! Puść mnie!
– Nie ma mowy, muszę się posilić – stwierdził zimno Severus. Co, do diabła, jest ze mną nie tak? Cholera, nie potrafię się zatrzymać. Muszę go ugryźć, muszę być jeszcze bliżej niego... pomyślał.
– Nie pozwoliłem ci mnie ugryźć! – krzyknął Złoty Chłopiec. Powoli zaczynał wpadać w panikę. Jeżeli Snape mnie ugryzie, to nie wiem co zrobię! To było takie dobre, nie będę mógł się kontrolować... myślał rozpaczliwie.
– Pozwoliłeś – nie zgodził się Mistrz Eliksirów, podnosząc nadgarstek do ust. Jego kły były obnażone, już miał je zagłębić w tym delikatnym ciele, gdy nagle Harry kopnął go kolanem w krocze. Mocno.
Snape zgiął się wpół, puszczając chłopaka i wzdychając z bólu. To nie było miłe, zwłaszcza, że zupełnie się tego nie spodziewał, myśląc o czekającej go za chwilę przyjemności. Zmrużył oczy, półprzytomnie zauważając, że Potter ucieka z jego biura, zatrzaskując za sobą drzwi.
***
Harry wybiegł na korytarz, mając nadzieję, że Snape tak szybko nie oprzytomnieje. Wiedział, że kopanie nauczyciela nie było prawdopodobnie najlepszym z jego dotychczasowych pomysłów, ale tylko to mu przyszło do głowy. Dopiero teraz stwierdził, że zamiast tego mógł go kopnąć w brzuch, to by dało lepszy efekt.
Skręcał w bok, gdy nagle ktoś chwycił go za rękę i wciągnął do jakiegoś pomieszczenia. Chłopak pomyślał, że to Mistrz Eliksirów. Odskoczył, gotowy w razie czego do natychmiastowej obrony.
– Odwal się, Snape!
Draco, który trzymał jego nadgarstek, spojrzał na chłopaka ze zdumieniem, gdy ten zacisnął pięści. Uchylił się przed ciosem, po czym puścił go.
– Oszalałeś, Potter?! – wrzasnął.
Harry zamrugał kilkakrotnie, ze zdziwieniem odnotowując, że to blondyn, a nie Mistrz Eliksirów. Poczuł zawstydzenie.
– Przepraszam, nie wiedziałem, że to ty... – Dlaczego przepraszasz, skoro to on na ciebie napadł...? zastanawiał się Harry. Skrzywił się. – Czego chcesz, Malfoy?!
– Kłótnia kochanków ze Snape'em, Potter?
Harry prychnął.
– Po pierwsze – nie jesteśmy kochankami. Zazdrosny o ojca chrzestnego, Malfoy?
– Oczywiście, że nie!
– Świetnie, nieważne. Powiedz mi, dlaczego mnie tu wciągnąłeś, a potem będę mógł sobie pójść – powiedział Gryfon. Spoglądał przy tym na zamknięte drzwi i zastanawiał się, ile czasu minie, zanim Snape tu dotrze.
– Chcę, żeby wszystko między nami było jasne, Potter – powiedział Draco, krzywiąc się. – Nie podobasz mi się. Nigdy nie będziesz mi się podobać. To, że podnieca mnie Wężomowa, napawa mnie obrzydzeniem. Szczególnie, skoro jedyną znaną mi osobą, potrafiącą mówić w tym języku, jesteś ty.
– Naprawdę? – rzucił Harry z ironią. – A myślałem, że Voldemort też to potrafi...
Draco prychnął. Zadrżał na samą myśl o tym, że mógłby podniecić się przez Czarnego Pana.
– Potrafi, ale ja nigdy go nie spotkałem, więc nie wiem tego z osobistych doświadczeń jak ty...
– To jest obrzydliwe! – stwierdził Harry. – Spotykam go tylko wtedy, kiedy próbuje mnie zabić! Wiesz o tym!
– Hmm... Nie obchodzi mnie to. Chcę tylko, żebyś na pewno zrozumiał, że nic do ciebie nie czuję, Potter.
– Nigdy nic nie wspominałem o żadnych uczuciach. Powiedziałem tylko, że ci się podobam, że mnie pożądasz, chcesz mnie pieprzyć, i tak dalej. Wspominanie o uczuciach pozwala mi myśleć, że może ty tak uważasz.
– Na pewno nie! – wrzasnął Draco.
Gryfon wzruszył ramionami.
– Nieważne. Skończyłeś? Bo chciałbym już wyjść.
– Z powrotem do Snape'a? – prychnął Ślizgon.
– Zazdrosny? – spytał Harry, unosząc brew.
– Wynoś się! – krzyknął ze złością blondyn. Cholera, co jest ze mną nie tak? Prawie jakbym naprawdę był zazdrosny... Malfoyowie nie czują zazdrości, niech to szlag!
Harry zachichotał złośliwie.
– Z przyjemnością. – Wyszedł z pomieszczenia, rozglądając się na boki. Chciał mieć pewność, że w pobliżu nie ma Mistrza Eliksirów. Szybko skierował się w stronę Wieży Gryffindoru.
Draco ruszył za nim, przez chwilę nie spuszczając z niego wzroku. To wszystko jest popieprzone...
– Co robiłeś z Potterem, Draco? – spytał zimny głos zaraz za nim.
Ślizgon podskoczył, zdumiony. Odwrócił się i stanął twarzą w twarz ze swoim ojcem chrzestnym. Cofnął się o krok.
– Nic! Tylko rozmawialiśmy, słowo!
– Rozmawialiście, hmm...? Podejrzewam, że nadszedł czas, żebyśmy sobie sami ucięli małą pogawędkę – zasugerował chłodno.
Draco głośno przełknął ślinę.
***
– Chciałbym to zobaczyć, to powinno nauczyć dupka rozumu! – krzyknął z radością Ron, kiedy Harry powiedział jemu i Hermionie, co się wydarzyło na spotkaniu z Mistrzem Eliksirów.
Siedzieli na kamiennych schodach przed wejściem do Hogwartu i odrabiali prace domowe. Na zewnątrz było ciepło, wiał tylko delikatny wietrzyk. Nie potrzebowali nawet płaszczy. Ze stopni, na których przysiedli, mieli doskonały widok na jezioro, a z drugiej strony na Zakazany Las. Wielu uczniów postanowiło skorzystać z pięknej pogody, urządzając pikniki i grając w quidditcha. Harry chętnie by się do nich przyłączył, ale Hermiona nalegała, by zamiast tego skończyli piętnastostopowy esej dla profesora Binnsa.
– To w niczym nie pomoże, Ron – upomniała przyjaciela dziewczyna. Potem spojrzała na Harry'ego. – Harry, to był bardzo zły pomysł. Odmówiłeś nakarmienia go? Jego wampir będzie albo dręczony wyrzutami sumienia, albo kompletnie oszaleje.
– Ee... mam nadzieję, że to skończy się tylko na wyrzutach sumienia – powiedział nieco niepewnie Złoty Chłopiec.
– Tłustowłosemu dupkowi powinno być przykro, w końcu próbował cię ugryźć! – zapewnił Ron.
– Ron, zamknij się. Harry, nie chciałabym cię znów zobaczyć u Madame Pomfrey, bo on spróbuje cię udusić. Ale jeżeli naprawdę będzie czuł się winny, to będziesz musiał go jakoś pocieszyć, podejrzewam, że to oznacza pozwolenie mu na ugryzienie cię.
– Zmieniłem zdanie, wolę, żeby był wkurzony – powiedział Harry, Ron skinął głową. Hermiona przewróciła oczami.
– Z drugiej strony, jeśli będzie mu przykro, to może da ci jakiś prezent...
– Hermiona, to nie fair. Czy on nie może być wkurzony i jednocześnie dać mi prezent? – spytał Harry.
– Harry, czy Snape wygląda na kogoś, kto rozdaje podarunki komuś, na kogo jest wściekły?
– Albo w ogóle komukolwiek! – wtrącił się Ron.
Harry zachichotał, przewracając oczy.
– Zdecydowanie nie. Będę zaskoczony, jeżeli w ogóle mi coś da.
– Mogę się założyć, że to zrobi – zawyrokowała Hermiona. – A tak swoją drogą... Harry, myślałeś już o balu z okazji Halloween?
Chłopak skrzywił się.
– A czemu miałbym o nim myśleć? – spytał, badając grunt.
– Powinieneś zdecydować, z kim pójdziesz na bal, to jasne! – wrzasnął Ron.
– Ron, zamknij się – powtórzyła dziewczyna. – Nie możesz nie pójść na ten bal, ludzie i tak zaczynają się zastanawiać, czemu przestałeś z nami jadać posiłki. A właśnie – muszę ci o czymś jeszcze powiedzieć. Profesor Lupin był dziś na śniadaniu.
Harry spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Ale przecież on miał jeść w swoich komnatach, żeby wszyscy myśleli, że jestem w tym czasie z nim!
Hermiona pokiwała głową.
– Wiem, jemu jest naprawdę przykro. Dziś rano miał spotkanie z Dumbledorem i poszedł za nim na śniadanie. Zwyczajnie zapomniał, że nie miał tam przychodzić.
– Czy ktoś zauważył?
– Jestem pewna, że ludzie widzieli. A już na pewno Seamus – dodała z wszystkowiedzącym wyrazem twarzy.
– Cholera – zaklął Złoty Chłopiec. – Dlaczego akurat on... – wymruczał.
Ron wyglądał na lekko skołowanego.
– Co...? O co chodzi z Seamusem?
– Nieważne – powiedział szybko Harry, nie dopuszczając do głosu Hermiony. – On po prostu zadaje za dużo pytań, i tyle – dodał.
– Rzeczywiście... Na pewno coś wymyślisz, stary, bez obaw. Miona, co z tym balem?
– No więc... Harry, musisz iść, ale Snape'owi to się na pewno nie spodoba. Na szczęście wypada to pod koniec miesiąca, więc chyba będziesz go jakoś w stanie przekonać, żeby ci pozwolił. Ale i tak musisz być naprawdę ostrożny, wybierając partnerkę. Może lepiej by było, gdybyś poszedł sam... – zasugerowała Hermiona.
– Co?! Harry musi z kimś iść! Był sam od lat! Najwyższy czas, żeby zaprosił jakąś dziewczynę! – wtrącił się Ron.
Hermiona spojrzała na Harry'ego wzrokiem mówiącym „kiedy ty mu wreszcie o tym powiesz?" Złoty Chłopiec zaczął kaszleć, zdecydowanie zażenowany.
– Cóż... ee... nie podoba mi się żadna dziewczyna...
– Daj spokój, stary! Któraś musi ci się podobać!
– Nie, naprawdę, żadna – stwierdził Harry, ignorując wpatrującą się w niego przyjaciółkę. – A kogo ty zaprosisz, Ron?
– Ee... jeszcze nie wiem... – wymamrotał, zaczerwieniony.
Harry zachichotał i spojrzał na Hermionę.
– A ty, Miona?
– Jeszcze nie zdecydowałam. Zaprosił mnie jeden Krukon, potem Puchon, nie wiem jeszcze – powiedziała.
Ron wpatrywał się w nią z otwartymi ustami.
– Ktoś już cię poprosił?
– Dwójka, jeśli mam być dokładna.
– Ale oni nie mogą cię zapraszać! – wykrzyknął.
– A to dlaczego?
– Bo... – zaczął Ron niepewnie. – Po prostu nie mogą! Musisz iść z jakimś Gryfonem! – dokończył w końcu. Hermiona prychnęła.
– To śmieszne, Ron. Nie będę czekać w nieskończoność, aż jakiś Gryfon zbierze się na odwagę. Już dawno to powinien zrobić – odparowała.
Harry obserwował tę małą sprzeczkę, kręcąc głową. Ron powinien wziąć się w garść i ją spytać, inaczej będziemy mieć powtórkę z czwartego roku... pomyślał z niezadowoleniem.
– Harry, możemy porozmawiać? – Gryfon odwrócił się i zobaczył stojącego za sobą Seamusa. Spojrzał na kłócącą się parę przyjaciół, po czym skinął głową i wstał.
– Jasne. – Niezły powód do ucieczki stwierdził.
Seamus poprowadził go z powrotem do zamku. W końcu przystanął za pomnikiem, gdzie nikt nie był w stanie ich zauważyć. Miał dobry powód.
– Widziałem dziś na śniadaniu profesora Lupina.
Harry skrzywił się. Bezceremonialny jak zawsze. Nie wiedział, co powiedzieć, więc milczał i pozwolił Seamusowi kontynuował.
– Słuchaj, wiem, że nie masz dodatkowego treningu z OPCM podczas wszystkich posiłków. To mnie skłoniło do myślenia i wpadłem na trzy możliwości. Po pierwsze – wymykasz się na sekretne randki z kochankiem. Tylko że wtedy nie zgodziłbyś się spotkać ze mną. Nie jesteś tak dobrym kłamcą.
Harry tylko skinął głową.
– Po drugie – ćwiczysz dodatkowo quidditcha, choć nie wiem, czemu niby miałbyś ukrywać się z tym przed innymi. Sprawdziłem rano boisko, nie było cię tam. Stąd trzecia ewentualność – mówił dalej.
– Jaka? – Proszę, nie mów, że odkryłeś sekret Snape'a i to, że jestem jego towarzyszem myślał z desperacją.
Seamus spojrzał w dół, na ręce Harry'ego. Teraz nie było na nich bandaży, które zauważył rano. Mrużąc oczy, chwycił lewy nadgarstek bruneta, ten, który powinien być zabandażowany. Podniósł go i podwinął rękaw, odsłaniając cięcie.
– Hej, puszczaj! – wrzasnął chłopak, był zdenerwowany. Starał się wyrwać rękę, ale kolega trzymał ją bardzo mocno.
Finnigan ze złością wpatrywał się w ślady na skórze. Wyglądały tak, jakby były parę razy na nowo otwierane. Blizny były prawie niewidoczne, ale wciąż paskudne.
– To – zaczął Seamus – jest moja trzecia opcja. Sam sobie to zrobiłeś, prawda? – spytał, patrząc na Harry'ego.
Złoty Chłopiec, zszokowany, mógł tylko wpatrywał się w niego z otwartymi ustami. On myśli, że się tnę? Już chciał powiedzieć, że nie robi tego, kiedy zrozumiał coś. Idealnie! To jest rewelacyjny sposób na odwrócenie jego uwagi. Jeżeli przyznam, że sam to sobie zrobiłem i przyrzeknę, że to się więcej nie powtórzy, Seamus nie będzie nic podejrzewał! pomyślał.
Harry skinął głową, starając się wyglądać na zakłopotanego, że musi się do wszystkiego przyznać.
– Tak... – powiedział cicho, spoglądając w ziemię z udawanym wstydem.
Mroczne spojrzenie Seamusa złagodniało, rozluźnił uścisk na nadgarstku Harry'ego. Delikatnie przeciągnął palcami po przecięciu.
– Dlaczego to robisz, Harry? – wyszeptał.
Właśnie, dlaczego miałbym to robić? zastanawiał się szybko Chłopiec, Który Przeżył. W końcu coś przyszło mu do głowy.
– To przez to napięcie. W związku ze zbliżającą się ostateczną bitwą. Tak wielu ludzi polega na mnie, a po śmierci Syriusza czuję się tak, jakbym musiał samotnie stawiać czoła temu wszystkiemu.
– Ale nie musisz! Masz mnie – przerwał Seamus gwałtownie. – Jest też Ron i Hermiona, nawet Dean i Neville.
Harry skinął głową.
– Wiem, ale to nie to samo. Już prawie miałem ojca, ale on zginął, zanim zdążyłem go lepiej poznać. Teraz muszę sam walczyć z Voldemortem, bo wiem, że nikt nie pomoże mi go pokonać. Tego jest za dużo, zwłaszcza jeśli dodać do tego szkołę i wszystko inne...
– Ale to nie jest właściwy sposób na rozwiązywanie problemów, Harry. Nie powinieneś sobie tego robić.
Chłopak ponownie przytaknął.
– Wiem, skończę z tym, obiecuję. I tak czuję się zażenowany, nie chcę, żeby jeszcze ktoś się o tym dowiedział.
Seamus westchnął.
– Nie powiem nikomu, przysięgam. Ale... przyjdź do mnie, gdybyś potrzebował rozmowy, dobra? Pomogę ci.
Złoty Chłopiec znów skinął głową.
– Dobrze, zrobię tak.
Finnigan uśmiechnął się niepewnie i puścił jego nadgarstek. Potem przytulił go.
– Dobrze. Nie chcę, żebyś się krzywdził. Naprawdę mi na tobie zależy, Harry.
Harry milczał, pozwalając Seamusowi się uścisnąć. Teraz znów będę musiał zmienić koszulkę. I pewnie wziąć prysznic... pomyślał niechętnie.
Seamus w końcu go puścił i szybko pocałował w policzek, chichocząc radośnie.
– Jeszcze jedno... Chciałbyś pójść ze mną na bal z okazji Halloween?
– Ee... ktoś już mnie zaprosił, ale na razie nic nie odpowiedziałem. Muszę o tym pomyśleć, dobra?
Finnigan skrzywił się, niechętnie kiwając głową.
– Dobrze.
– Cóż... muszę iść. Prace domowe i w ogóle... Zabaczymy się później, ok?
– Jasne, Harry – powiedział Seamus obserwując, jak chłopak wraca do Wielkiej Sali. Zmrużył oczy. Czy jego książki nie zostały przypadkiem u Rona i Hermiony?
***
Po wzięciu prysznica i zmianie ubrań, Harry zdecydował się nadrobić zaległości i poczytać nowinki dotyczące Pucharu Świata w quidditchu. Nie zdziwił się, gdy znalazł książkę pod łóżkiem Rona. Tekst zmienił się przed jego oczami, pokazując, co ostatnio się wydarzyło. Pokręcił głową z ironicznym uśmieszkiem, Trelawney rzeczywiście miała rację. Rozgrywki są coraz bardziej zaciekłe, nie skończą się tak szybko.
Chwilę później od czytania oderwało go drapanie w szybę. Zdziwił się, gdy za oknem zobaczył jakąś nieznajomą sowę. Odłożył książkę na bok i uchylił okno, pozwalając ptaku wlecieć do środka. Sowa wylądowała na jego łóżku i rzuciła przed nim list, który trzymała w dziobie. Pohukiwała ponaglająco.
Była ciemnobrązowa, odcień przechodził prawie w czerń, ale niektóre piórka miała czerwono-brązowe. Oczy, bursztynowe, jak u wielu sów, błyszczały inteligentnie. Była mniejsza niż Hedwiga, ale nie tak mała jak szalona sowa Rona.
– Cześć, mała – powiedział, sięgając po list. Ptak tylko się w niego wpatrywał, więc Harry wzruszył ramionami i rozwinął pergamin.
Natychmiast przyjdź do mojego gabinetu.
Snape
Chłopak uniósł do góry brew i z powrotem przeniósł wzrok na posłańca listu.
– Należysz do Snape'a, prawda? – Sowa zahukała i pokiwała głową w odpowiedzi. Wyciągnął rękę i podrapał ją po piórkach, tak jak lubiła Hedwiga. Ptakowi, który siedział obok, też to się chyba podobało, bo z zadowoleniem skubnęła jego palce. – Cóż... skoro i tak schodzę na dół, żeby zobaczyć się z twoim właścicielem, to może przyłączysz się do mnie? – zaproponował. Sowa chyba się zgodziła. Harry wyciągnął ramię, ptak szybko na nie wskoczył, po czym usadowił się wygodnie na ramieniu chłopca.
Harry zachichotał, gdy zaczęła skubać jego ucho. Wstał i wrzucił list do ognia. Gdyby ktoś go przez przypadek znalazł, rozpętałoby się piekło. W końcu to nie jest na porządku dziennym, żeby Snape zapraszał do siebie uczniów.
Do lunchu było jeszcze kilka godzin, ale chłopak pomyślał, że Mistrz Eliksirów chce go najpierw porządnie zbesztać. Zastanawiał się, czy znów będzie go dusił. To się robiło naprawdę męczące.
Wiele osób wpatrywało się w niego, gdy tak szedł przez zamek, z dziwną sową na ramieniu. Tak naprawdę, w środku nie było wielu uczniów, ale ci, których mijał, otwarcie się gapili. Harry starał się wyglądać naturalnie. Zaczął myśleć, że wzięcie ze sobą ptaka to był jednak zły pomysł, skoro zwracał na siebie aż tak dużą uwagę. Zastanawiał się, czy któryś ze Ślizgonów wie, do kogo sowa należy.
Dotarł w końcu do gabinetu Snape'a. Wziął głęboki oddech, uspokoił się i wszedł do środka. Snape siedział za biurkiem. Gdy Harry wszedł, Mistrz Eliksirów spojrzał na niego. Chłopak zamknął za sobą drzwi. Co dziwne, sowa została na jego ramieniu, co jakiś czas skubiąc jego ucho. Harry zachichotał, gdy zobaczył minę Snape'a.
– Dlaczego, do diabła, Kirke siedzi na twoim ramieniu? – spytał Snape.
– Och, czyli tak ma na imię ta śliczna dziewczynka? – Harry uśmiechnął się, wyciągając ramię, żeby sowa mogła odlecieć. Chłopak jeszcze raz podrapał jej piórka. – Co oznacza to imię?
– To nic nie oznacza, Potter! To po prostu imię! – prychnął Snape, wpatrując się w sowę, która najwyraźniej go zdradzała.
– Ale ono brzmi jakoś znajomo, czy to nie imię jakiejś greckiej bogini czy coś w tym stylu? – drążył dalej Złoty Chłopiec.
– Tak – odezwał się w końcu Snape.
– A czego była boginią?
– Jeśli koniecznie musisz wiedzieć, to mistrzynią zaklęć i eliksirów – zaczął powoli. Gryfon zachichotał.
– To raczej mało oryginalne. Nazywać tak sowę od nazwy przedmiotu, którego uczysz.
– Dostałem ją, gdy byłem w drugiej klasie Hogwartu, Potter. Zanim zostałem nauczycielem.
Chłopak wyglądał na nieco zaskoczonego.
– Ach taak... Więc lubiłeś eliksiry już jak byłeś uczniem...
– Nie zaprosiłem cię do siebie, by rozmawiać o tym, kiedy zacząłem lubić eliksiry – warknął.
– Cóż... właściwie to ty mnie nie zaprosiłeś. Zażądałeś mojej obecności.
– A ty przyszedłeś, więc nie narzekaj.
I tu mnie masz... pomyślał Harry. Kirke sfrunęła z jego ramienia na kanapę. Chłopak spojrzał na Snape'a ostrożnie.
– Cóż... Dlaczego mnie do siebie zaprosiłeś?
– Zmusiłeś mnie do tego, żebym zrezygnował ze śniadania, więc teraz jestem naprawdę głodny – warknął Snape.
– Nie kazałem ci rezygnować ze śniadania. Sam z niego zrezygnowałeś, gdy próbowałeś mnie ugryźć – odparł spokojnie.
– Ugryzę cię, Potter. Nie będę pić z cięcia, zrobionego przeze mnie, ani przez nikogo innego.
O... Zaczyna się pomyślał Harry. Stężał nieznacznie, przygotowując się do walki.
– Snape, rozumiem, że ten czas sprawia, że robisz się bardziej opiekuńczy wobec mnie, ale naprawdę... Jak mnie ugryziesz, to będzie mnie bardziej bolało, niż gdybyś mnie przeciął – odparł spokojnie.
– Nie poczujesz bólu, Potter. Tylko przyjemność – nastawał Snape.
– Właśnie. Dla mnie odczuwanie przyjemności przez ciebie jest bolesne. To rani mnie emocjonalnie – dodał chłopak.
Snape spojrzał na niego z niedowierzaniem. Bachor twierdzi, że przyjemność, jaką mu daję, go rani? Mężczyzna poczuł się urażony. Albo raczej wampir był zraniony. Snape, czarodziej i Mistrz Eliksirów, absolutnie odrzucał od siebie myśl, że mogłyby go zranić słowa chłopaka.
– Nie wyglądałeś na zranionego tamtego dnia, gdy sam zaoferowałeś mi ugryzienie. Właściwie to wydawało mi się, że tobie też to się podobało, po tym, jak przyciskałeś się do mnie – stwierdził zimno Snape. Kontynuował, nie pozwalając sobie przerwać. – Nie wyglądałeś też na zranionego, kiedy oddawałeś wczoraj moje pocałunki, jęcząc w moje usta z przyjemności. – Jego głos był teraz bardzo niski i brzmiący.
Harry wpatrywał się w niego rozszerzonymi oczami. Czy to profesor Snape mówił do niego tak, jakby chciał go poderwać? Tak, to był on. Merlinie, on kompletnie oszalał... pomyślał.
Nie mógł już się cofnąć bardziej, plecami dotykał drzwi. Mógł oczywiście poruszać się wzdłuż ściany, ale przez to wszedłby w głąb pokoju, co jeszcze bardziej utrudniałoby odwrót. Snape stał przed Harrym, który wpatrywał się w jego kołnierzyk. Mężczyzna milczał. Chłopak powoli podniósł wzrok na jego twarz. Przełknął ślinę, gdy napotkał jego mroczne spojrzenie.
– Myślę, Potter, że specjalnie się ze mną drażnisz – powiedział profesor wibrującym głosem, który przywodził Harry'emu na myśl rozmowę z Sumerem.
Głowa mężczyzny prawie dotykała jego własnej, przez co Harry zaczął panikować. Podsunął rękę bliżej Snape'a.
– Dobrze! Możesz mnie ugryźć! – Boże, nie wierzę, że to powiedziałem! Myślałem, że chce mnie pocałować!
Mistrz Eliksirów uśmiechnął się, błyskając swoimi białymi, wydłużonymi kłami, był wyraźnie zadowolony.
– Świetnie – powiedział, chwytając dłoń chłopaka.
Harry zrozumiał, że został oszukany. Spojrzał ze złością na Snape'a.
– To nieuczciwe.
– Uczciwy? Ja? Nigdy nie spodziewałem się, że usłyszę coś takiego od ucznia. Poza tym – dodał z ironicznym uśmieszkiem – nie powinieneś się na nic zgadzać, dopóki nie otrząsnąłeś się z tego, co powiedziałem...
– Ugryź mnie wreszcie! – zdenerwował się Harry.
– Proszę, proszę, jesteśmy podnieceni, panie Potter? – zapytał, chichocząc mrocznie.
Harry czułby się zdumiony tym dźwiękiem, gdyby nie fakt, że robił się coraz bardziej zły.
– Zrób to, zanim oprzytomnieję i powtórzę to, co zrobiłem rano – powiedział.
Snape znów wyglądał na wściekłego.
– Nie zrobisz tego ponownie, Potter, chyba, że chcesz, żebym cię przyszpilił do ściany.
– Ojej, jakie to oryginalne. – Chłopak przewrócił oczami. – Przecież już to... – Nie skończył, Snape gwałtownie wbił kły w jego nadgarstek. Harry jęknął, czując znajomy ból, a potem falę gorąca. Był już boleśnie podniecony.
Snape z rozbawieniem obserwował reakcję chłopca, dopóki nie poczuł krwi w swoich ustach. Czuł się niemiłosiernie głodny, zaczął ssać. Jego własna erekcja naciskała na ciasne spodnie, jęknął. Bogowie, chłopak za każdym razem smakuje coraz lepiej pomyślał, zamykając oczy.
Gryfon dyszał, było mu za gorąco. Potrzebował czegoś, co by go ochłodziło, skulił się, przez co jego ciało znalazło się bliżej Snape'a. Jego ręce znalazły się w niewygodnej pozycji, ale nie obchodziło go to. Położył głowę na tym ramieniu, przekręcając ją tak, że jego twarz znalazła się na karku Mistrza Eliksirów. Czołem dotykał szyi, chłodząc się. To było niesamowite. Pozwolił sobie na cichy jęk.
Gorące ciało, dotykające go i rozgrzewające, prawie pozbawiło go kontroli. Ponownie wbił kły w delikatną skórę, pogłębiając ugryzienie, które zrobił przed chwilą. Z rany wypłynęło więcej krwi. Chciał szybko zaspokoić pragnienie, żeby potem móc zająć się całą resztą.
Gdy napił się wystarczająco, zaczął przejeżdżać językiem po ranie, żeby zatamować krew. Potem przyszpilił chłopca do drzwi, jedną rękę zakładając mu nad głowę. Harry zaczął się szarpać, by móc się zbliżyć. Snape ułożył się tak, że ich klatki piersiowe się dotykały. Położył dłoń na biodrze Gryfona, pochylił głowę, by dotknąć jego ust. Nawet będąc w tym dziwnym, rozchwianym stanie umysłu, Severus pamiętał, żeby być delikatnym i nie uszkodzić jego warg. Jęknął, gdy jego język odnalazł drogę do wnętrza ust Harry'ego.
Złoty Chłopiec, oszołomiony i zdezorientowany, odpowiedział z pasją. Starał się stanąć prosto, ale wampir trzymał go mocno, nie pozwalając na gwałtowniejsze ruchy. Jęknął, podniósł rękę, zaplątując ją w długie, czarne włosy, które w dotyku nie były takie tłuste, jak sądził. Nie miał więcej czasu na rozmyślanie – Snape przycisnął się jeszcze bardziej do niego, sprawiając, że chłopak jęknął prosto w jego usta.
Severus cicho zawarczał, poruszając biodrami. Krew jego towarzysza krążyła w jego żyłach, ogrzewając ciało. Temperaturę podwyższała także tak bliska obecność chłopca. Mógł poczuć erekcję Harry'ego, pulsującą przez jego dżinsy; podczas każdego poruszenia. Był na wpół przytomny z pożądania. Chciał położyć swojego towarzysza na podłodze i wziąć go tu i teraz.
Harry nie mógł złapać oddechu; przekrzywił głowę, przerywając pocałunek. Dyszał ciężko, z zamkniętymi oczami. Snape zaczął całować jego szyję, a potem kark, ssąc i przygryzając delikatną skórę. Chłopak zakwilił – to było bardzo wrażliwe miejsce, ale wampir nie ugryzł. Ścisnął mężczyznę mocniej, chowając twarz na jego szyi. Wbijał zęby w jego ubranie, żeby głośno nie jęczeć.
Snape zamruczał – jego towarzysz go ugryzł. To było niesamowite, ale chciałby nie mieć na sobie tych wszystkich ubrań.
Właśnie wtedy Kirke zdecydowała się ogłosić swoją obecność i głośno zahukała. Snape z początku nie potrafił określić, skąd dochodzi ten dziwny dźwięk. Potem powtórzył się. Co to jest? warknął. Zabrzmiał ponownie, a Severus zamarł. Mój Boże... co ja zrobiłem? pomyślał rozpaczliwie.
To jest twój towarzysz! To twoje prawo! wrzasnął wampir.
Harry nagle zauważył, że Snape już na niego nie napiera, więc spróbował poruszyć biodrami. Ale Mistrz Eliksirów wciąż mocno go trzymał. Chłopak mógł słyszeć, że oddech wampira jest chrapliwy. Potem dotarło do niego, że on też oddycha tak samo ciężko i że jego głowa jest przyciśnięta do karku mężczyzny. Wtedy zamarł, powoli zaczynał myśleć racjonalnie. Merlinie, co ja zrobiłem?
Snape pierwszy oprzytomniał, był także pierwszym, który się poruszył. Jego oddech był już spokojny. Starał się nie dopuszczać do siebie myśli o tym, jak bardzo był podniecony.
– Potter, stój spokojnie... Żaden z nas nie panuje nad tym, co się między nami dzieje, nie kontrolujemy tego... – powiedział tak spokojnie, jak tylko potrafił.
Słuchając Mistrza Eliksirów, Gryfon zaczął się śmiać. Najpierw był to cichutki chichot, który szybko przerodził się w histeryczny śmiech. Snape przerwał, wpatrując się w niego ze zdumieniem. Chłopak starał się uspokoić, ocierając płynące z oczu łzy. Nie potrafił przestać się śmiać. To była raczej nerwowa reakcja, nie mógł nad sobą zapanować.
– Och... o Boże.. to było genialne... Snape – wysapał pomiędzy kolejnymi wybuchami śmiechu.
Mężczyzna poczuł się znieważony. Zazgrzytał zębami i wpatrywał się złym wzrokiem w Gryfona.
– Cieszę się, że byłem w stanie cię tak rozbawić, Potter – powiedział zimnym głosem, wypranym z wszelkich emocji.
Harry przestał się śmiać, gdy mężczyzna się odezwał. Obserwował przez chwilę jego pustą twarz i przełknął ślinę.
– Ja nie miałem na myśli... – Harry gestykulował gwałtownie. – Ta rzecz... to... co powiedziałeś i... Merlinie, nie wiem. Nie jestem pewien, czy jestem w stanie to znieść.
Harry Potter znów prawie położył się na drzwiach, powoli zsuwając się po nich, aż w końcu usiadł na ziemi, z podwiniętymi kolanami i głową ukrytą w dłoniach.
Snape, zszokowany tym nagłym obrotem spraw, przez moment w milczeniu gapił się na chłopca.
– Potter... wszystko w porządku? – spytał, zastanawiając się przy okazji, po co to robi, skoro sam ma problem z pulsującą boleśnie erekcją. Harry potrząsnął głową.
– Naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć – zaczął powoli. – Chodzi o to... to nie jest coś, co moglibyśmy po prostu zignorować albo udawać, że nigdy się nie wydarzyło, bo to się powtórzy, kiedy znów mnie ugryziesz...
Snape krótko skinął głową.
– Zgadzam się, nie możemy tego ignorować. Co w takim razie sugerujesz, Potter?
Harry potrząsnął głową.
– Nie wiem.
Przez kilka minut panowała cisza. Potem Snape odkaszlnął, odwrócił się na pięcie i podszedł do biurka. Chłopak obserwował go z zaskoczeniem, zastanawiając się, co on ma zamiar teraz zrobić. Ale mężczyzna po prostu usiadł.
– Co robisz? – spytał Gryfon.
– Siedzę, Potter. To chyba lepsze niż stanie, gdy jesteś podniecony – stwierdził sucho.
– Och, racja... – powiedział słabo, rumieniąc się wściekle. Tak naprawdę sam był podniecony, to nie chciało minąć. Pomyślał, że dłużej tego nie wytrzyma – cisza stawała się coraz bardziej kłopotliwa. W końcu wstał. Snape go obserwował.
– Ja... chyba muszę już iść. Wrócę na kolację i... może któryś z nas znajdzie do tej pory jakieś rozwiązanie.
Wyszedł, zanim Snape zdążył cokolwiek powiedzieć. Mężczyzna spojrzał na Kirke, która wpatrywała się w niego bez wyrazu. Westchnął.
– Wracaj do sowiarni, dziewczynko.
Sowa zahukała. Mężczyzna wstał i otworzył jej drzwi – w jego gabinecie nie było okna.
Wrócił do biurka i zaczął się zastanawiać, co się właściwie stało. Całował się z nikim innym, jak z Harrym Potterem. Uczniem. Synem Jamesa. Zbawcą czarodziejskiego świata. Zabawką Dumbledore'a. Śmiertelnym wrogiem Voldemorta. Ze swoim towarzyszem. I, niech ktoś mu pomoże, podobało mu się. Bardzo. Mógł nawet powiedzieć, z ręką na sercu, że Harry mógłby być najlepszym kochankiem, jakiego kiedykolwiek miał. Oczywiście gdyby chciał kiedyś przyznać coś takiego. A nie chciał. Zupełnie.
Snape nie wiedział, co ma z tym wszystkim zrobić. Czuł się prawie tak, jakby miał oszaleć na samą myśl o wróceniu do cięcia nadgarstka chłopaka. To było nie do przyjęcia. Ale jeśli ugryzie Harry'ego, będą mieli powtórkę tego, co wydarzyło się przed chwilą. Albo nawet jeszcze więcej, jeśli nic im nie przeszkodzi. Merlinie, jak ja mam to rozwiązać? zastanawiał się. Normalnie odszukałby eliksir, który zrobiłby to za niego. Ale nie było takiej mikstury, która byłaby w stanie zmusić go do picia krwi z przecięcia. Nie... ale istnieje eliksir, który może zapobiec temu, co się stało... pomyślał nagle. Otworzył szeroko oczy. To było idealne. Przebiegły uśmiech wykwitł na jego wargach. I tak się akurat złożyło, że miał to na składzie. Wystarczającą dawkę, by on i Harry mogli to wypić dziś, przy kolacji.
– Snape, jesteś geniuszem – powiedział sam do siebie i szybko wybiegł z pokoju, by odszukać odpowiednią buteleczkę.
![](https://img.wattpad.com/cover/249569363-288-k653628.jpg)
CZYTASZ
A Destined Year
FanficOpowiadanie nie należy do mnie, tylko je udostępniam. Atenszyn, atenszyn, fanfik posiada kontynuacje - A Fated Summer, która niestary nie została ukończona przez autorkę __________________________ Autor: Autumns_Slumber Adres oryginału: http://arch...