54 - Upadek

575 36 3
                                    

Harry wiercił się nerwowo na sofie Snape'a. Snape stał przy kominku z rękami skrzyżowanymi na piersi w sposób, który mówił, że jedynie z powodu rozkazu nie podszedł do Harry'ego i nie wziął go w ramiona. Killian zniknął w nocy – jak poinformował Snape Harry'ego, gdy ten się pojawił – i nie wyjaśnił niczego w sprawie ich „całkowitego połączenia". Harry pomyślał, że było to bardzo wygodne. Snape pomyślał tak samo, ale nie mogli nic z tym zrobić.

Ayugi stał w połowie drogi między kanapą a kominkiem, wyglądając tak samo spokojnie jak zawsze.

- Widzę, że nie byłeś posłuszny moim rozkazom i dotknąłeś Harry'ego, co skończyło się gorączkową i pospieszną rundką seksu.
- Nie była pospieszna – warknął Snape, jakby był tym bardzo urażony. Ostatecznie, jeśli wierzyć zegarowi, pieprzyli się wczoraj przez ponad godzinę.
- Nie o to chodzi. Nie wypełniłeś mojego polecenia. Wydałem je z konkretnych powodów.
- Których nigdy nam nie wyjaśniłeś – warknął Snape.
- Och, naprawdę? Bardzo przepraszam, musiałem zapomnieć. Wyjaśnię teraz. Powiedziałeś mi, że tobie stosunkowo łatwo było odnaleźć połączony magiczny rdzeń, ale było to bardzo trudne dla pana Pottera. Właściwie nie mógł go nawet wyczuć, dopóki ty go nie znalazłeś. Jako że wampiry wydają się być bardzo związane ze swymi towarzyszami, doszedłem do wniosku, że fizyczny kontakt z panem Potterem ułatwia ci znalezienie połączonego magicznego rdzenia, ale utrudnia to panu Potterowi – wytłumaczył Ayugi. – Skoro pan Potter musi skupić się na szukaniu połączonego magicznego rdzenia bardziej od ciebie, stworzyłem regułę niedotykania. Wydawała się działać dobrze aż do wczoraj, prawda? – zapytał Ayugi, prosząc Harry'ego wzrokiem o potwierdzenie.

Harry przygryzł dolną wargę, myśląc.

- Cóż... byłem w stanie lepiej się skoncentrować i medytować... ale nie odnalazłem połączonego magicznego rdzenia.
- Nie szukałeś go. W pierwszej kolejności musiałeś przyzwyczaić się do medytacji, by łatwo wpadać w stan kontemplacji. Gdy tylko to opanowałeś, miałem nauczyć cię odszukiwać połączony magiczny rdzeń, co – jak wierzę – zrobiłbyś z łatwością.
- Ale... Severus również musiał go znaleźć. To nie mogę być tylko ja, obaj musimy wiedzieć, jak go odnaleźć – zaprotestował Harry.
- Tak, ale dla pana Snape'a to była tylko kwestia dotknięcia cię i już go znajdował. Z czasem to stawałoby się coraz łatwiejsze, dopóki by cię nie dotknął. Następnie musiałbyś opanować wychwytywanie połączonego magicznego rdzenia i może nawet doszłoby do manipulowania nim.
- Więc w zasadzie to było tylko dla mojego dobra? – zapytał Harry.

Ayugi skinął głową.

- Dokładnie.

Snape zamknął na chwilę oczy. Ten Ayugi naprawdę zaczynał przyprawiać go o ból głowy. Całkowicie rozumiał, dlaczego Ayugi zrobił to, co zrobił; to miało sens. Jednak naprawdę wkurzało go to, że Ayugi nie przedstawił im tego planu na początku. Otworzył oczy i spojrzał surowo na mężczyznę.

- Ufam, że w przyszłości nie będziesz ukrywał przed nami takich planów, skoro może to spowodować oczywiste nieprzyjemności.
- Ach, tak, oczywiście – potwierdził Ayugi kiwnięciem głową.
- Nieprzyjemności? – zapytał Harry. Choć był tym zainteresowany, żadna szkoda nie wyniknęła z braku znajomości planu Ayugi'ego. Nie, żeby nie chciał ich znać w przyszłości – po prostu zastanawiał się, jakie „nieprzyjemności" miał na myśli Snape.

Snape natychmiast pożałować tego określenia. Nie widział nic nieprzyjemnego w więzi z Harrym. Wręcz przeciwnie: cała ta sytuacja była tak niebiańska, że ledwie mógł uwierzyć w to, co się stało, gdy obudził się tego ranka.

- Ach, być może zbyt pochopnie dobrałem słowa. Nie miałem na myśli „nieprzyjemne", chodziło o... „nieoczekiwane" – poprawił się.

Harry zmarszczył brwi, ale skinął głową. Zaniepokoiło go to, że pierwszym słowem, jakie przyszło Snape'owi na myśl, gdy mówił o ich kochaniu się, było „nieprzyjemne". W jego umysł wkradła się niepewność, że może nie był czegoś świadom, i zaczął się zastanawiać, czy może nie zrobił czegoś źle, może nie zadowolił Snape'a. Myślał, że tak, ale może Snape żałował tego wszystkiego.

- Może nadszedł czas, by wznowić naszą medytację? – zapytał Ayugi. – Panie Potter, wierzę, że teraz łatwiej będzie panu dotrzeć do połączonego magicznego rdzenia.
- Och, racja – wymamrotał Harry. Zaczekał, aż Snape usiądzie, po czym usiadł naprzeciw niego, naśladując jego pozycję ze skrzyżowanymi nogami i dłońmi ułożonymi na kolanach, wnętrzem do góry. – Czy wciąż nie możemy się dotykać? – spytał.
- Gdy tylko będziesz w stanie sięgnąć i chwycić rdzeń, pozwolę na dotyk – odparł Ayugi. Założył swoje specjalne okulary i usiadł na podłodze o stopę od nich, by ich obserwować.


~~~~~~


- ...był całkowicie zniszczony! Ktoś musiał tam ćwiczyć dość niebezpieczne uroki – mówiła Lavender podczas śniadania. – Najgorsze było to, że woda była wszędzie.

Hermiona, która tylko połowicznie słuchała prowadzonych wokół niej konwersacji, podniosła wzrok, słysząc ten komentarz, i zapytała:

- Co się stało?

Ginny i Lavender spojrzały na nią, zaskoczone. Ostatnio Hermiona była dość zamknięta w sobie, studiując dziwne teksty jeszcze częściej niż zwykle. Lavender szybko oprzytomniała i odpowiedziała:

- Toaleta dziewcząt przy sali eliksirów jest zalana i wygląda tak, jakby w ściany uderzyło jakieś potężne zaklęcie. Wszystkie są popękane i rozwalone.
- To naprawdę obrzydliwe. Widziałam wczoraj powódź, ale pomyślałam, że to Marta musiała to zrobić – dodała Ginny. – Ale nie mogłaby tak poniszczyć ścian.
- Nie, nie mogłaby – wymamrotała Hermiona, ponownie zamyślona. – Właściwie nikt nie mógłby tego zrobić.
- Co masz przez to na myśli? – zapytała Ginny.
- Czy ktokolwiek przeczytał „Historię Hogwartu"? No naprawdę! – burknęła Hermiona. – Rozdział ósmy, konserwacja zamku. Wyjaśnia, że zamek od wieków stoi bez żadnych uszkodzeń, ponieważ są w niego wbudowane bardzo potężne zaklęcia. To niemożliwe, by ściany, podłogi, sufity czy rury zostały zniszczone magią.

Lavender zmarszczyła brwi.

- Ale ja to widziałam. Ściana wyglądała tak, jakby była rozwalona. To znaczy... stała, ale brakowało w niej sporych kawałków. Myślisz, że ktoś mógłby rozbić ją czymś zamiast używać magii?
- Czy jest w ogóle ktoś na tyle silny, by to zrobić? – zapytała Ginny.
- Troll mógłby – odpowiedziała Hermiona nieobecnym głosem, zatopiona w myślach. – Ale nie sądzę, by troll ponownie był w stanie dostać się do szkoły – zastanawiała się głośno. – To naprawdę dziwne... Zaklęcia zostały nałożone przez samych Założycieli, a od tego czasu każdy dyrektor dodawał do tego własne. To dlatego temperatura w zamku zawsze jest idealna, a hydraulika zawsze działa, chyba że Marta doprowadzi do tego... O rety!

Hermiona zerwała się i wybiegła z Wielkiej Sali, zostawiając za sobą Ginny i Lavender, które wpatrywały się w nią. Ron, który zajmował się własnymi sprawami, dopóki Hermiona się nie zerwała, zwrócił uwagę na dziewczyny.

- Dokąd poszła Hermiona? – zapytał.
- Nie mam pojęcia – odparła Lavender, kręcąc głową.

Ron zmarszczył brwi. Hermiona ostatnio spędzała wiele czasu z Harrym i Malfoyem. Zapytał ją, czemu spędza tyle czasu w bibliotece, ale odpowiedziała mu tylko, by się tym nie martwił. Wszyscy ostatnio mówili mu, by się nie martwił. Zaczynało go to naprawdę wkurzać.

Jak mogą oczekiwać, że nie będę się martwił? Charlie został schwytany przez Czarnego Pana, Fred i George projektują super tajny, szpiegowski sprzęt dla Zakonu, a Bill jest na jakiejś tajnej misji, prawdopodobnie dając się właśnie zabić. Podczas gdy ja jestem tutaj, siedząc bez żadnej wskazówki, co robić, nie będąc nawet świadomym tego, co dzieje się w życiu moich przyjaciół, i próbując nie przekląć następnej osoby, która powie mi...

- Nie martw się, Ron – powiedziała Lavender, zauważając poważny wyraz twarzy Rona.
- Nie MARTWIĘ SIĘ! – wrzasnął Ron, zrywając się na nogi.

Wszystkie pogawędki w Wielkiej Sali urwały się i wszyscy odwrócili się, by zerknąć na Rona. Nawet nauczyciele. Ron spojrzał na nich, po czym obrócił się i wypadł z Wielkiej Sali.

- Cholera – wymamrotał pod nosem Dean. – Myślałem, że nas wszystkich przeklnie.

Neville skinął głową.

- No cóż, potrafi być trochę przerażający.

Profesor Lupin, choć trochę źle się czuł przez zbliżającą się pełnię, zdecydował, że pozostało mu porozmawiać z Ronem. Chłopak był wyraźnie zmartwiony i wyglądało na to, że jedyną radą, jaką dawali mu wszyscy, było to, by się nie martwił. Co widocznie w ogóle nie pomagało.

Wymawiając się od rozmowy z Hagridem, wyszedł, by znaleźć chłopaka. To nie było trudne, mógł znaleźć go nawet bez śladu zapachu. Ron opierał się o ścianę w korytarzu wychodzącym z Wielkiej Sali.

Chłopak spojrzał w górę, gdy się zbliżył.

- Przyszedłeś zapytać, czy wszystko w porządku? – zapytał napastliwie.
- Nie, chyba że chcesz, bym to zrobił – odpowiedział Remus lekkim tonem. Oparł się o ścianę obok Rona i wetknął ręce do kieszeni. – Myślę jednak, że Minerwa może mnie przesłuchać, gdy tam wrócę, więc gdybyś chciał wybawić mnie z kłopotu...
- Wszystko w porządku – powiedział Ron, tak jak powtarzał to za każdym razem.
- Ach, dziękuję – odparł Remus.

Po kolejnej chwili ciszy Ron spojrzał na Remusa pytająco.

- Nie zamierzasz nic powiedzieć o moim wybuchu?
- Nie, myślę, że musiałeś to z siebie wyrzucić. Czujesz się teraz lepiej?

Ron zastanowił się nad tym i skinął głową.

- Taaa, przypuszczam, że tak. Wszyscy powtarzają mi, żebym się nie martwił, jak gdyby moi bracia nie ryzykowali życiem, podczas gdy ja siedzę tu i nic nie robię. Nie wiem, jak Ginny może to znieść.
- Przecież coś robisz. Przygotowujesz się, więc – gdy nadejdzie czas – dołączysz do swoich braci i będziesz walczyć, by ocalić Charliego. Nie jesteś jedynym, który nie może robić nic poza przygotowywaniem się. Jest pewien młody człowiek, który desperacko próbuje stać się silniejszym, aby ocalić dla ciebie twojego brata.
- Masz na myśli Harry'ego?

Remus skinął głową.

- On potrzebuje twojego wsparcia, Ron. Twojego i wszystkich swoich przyjaciół.
- Ma teraz Snape'a i Malfoya, i nawet Zabiniego oraz inne wampiry. Nie wspominając o Hermionie.
- Racja, ma ich wszystkich, ale każde z nich odgrywa swoją rolę. Severus i Draco go kochają, choć jestem pewien, że jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy, więc nie mogą pomóc mu w podejmowaniu trudnych decyzji, jako że wszystkim, o czym mogą myśleć, jest jego samopoczucie. Pozostałe wampiry w ogóle nie myślą o jego samopoczuciu, a pan Zabini jest kimś, kogo Harry nienawidził przez większość swojego życia, a nie kimś, z kim naprawdę może porozmawiać – wyjaśnił Remus.
- Co z Hermioną? – zapytał uparcie Ron.
- Hermiona jest bardziej jak ty, z tą różnicą, że jest dziewczyną – dodał Remus z uśmiechem. – Jestem pewien, że są pewne rzeczy, o których Harry wolałby porozmawiać z innym młodzieńcem, zwłaszcza z takim, którego uważa za brata – wytłumaczył uprzejmie Remus.
- Cóż... a co z tobą?
- Ja... nie jestem kimś, kogo Harry teraz potrzebuje. Będę dobrym ojcem chrzestnym, gdy będzie tego potrzebował, i zawsze przyjacielem, ale on teraz potrzebuje dwojga najlepszych przyjaciół, by stali przy nim i wspierali go, bez względu na to, co nastąpi. On cię potrzebuje, Ron, tak jak ty potrzebujesz jego.

Ron nie zaprzeczył, że potrzebuje Harry'ego. Prawda była taka, że potrzebował. Tęsknił za Harrym i Hermioną. Oboje oddalili się od niego, jakby nie mogli poradzić sobie z problemami, które teraz mieli. A on wiedział, że mieli problem, ponieważ spędzali więcej czasu w bibliotece, niż miała to w zwyczaju nawet Hermiona.

Nawet Hermiona mówi mi, żebym się nie martwił, pomyślał.

- Co z Ginny?
- Wiesz już, że cię potrzebuje, ale bez względu na to, jak wiele będzie trenować, wiesz dobrze, że wasi rodzice nie pozwolą jej walczyć. Ona nie może robić nic poza wspieraniem swoich braci, ale ty możesz.

Ron zmarszczył brwi. Nie pomyślał o tym. Jak bezradna musi czuć się Ginny, wiedząc, że nie będzie mogła nic zrobić, bez względu na wszystko, poza modleniem się o to, by wszystko poszło dobrze?

- Więc mówisz, że nie mogę zrobić nic poza pomaganiem Harry'emu?
- Mówię, że to bezpieczne miejsce, by zacząć, dopóki nie zdecydujesz, co chcesz robić – odparł Remus. Poklepał Rona po ramieniu, odsuwając się od ściany. – Zrobisz to, co będzie słuszne – zapewnił go, opuszczając rękę i odchodząc.

Ron odczekał chwilę, po czym zawołał go.

- Hej... um, dzięki, profesorze.

Remus uśmiechnął się.

- Remus, Ron. Potrzebujesz przyjaciela.

Ron uśmiechnął się.

- Dzięki, Remusie.

Ron zaczekał, aż Remus nie zniknie mu z pola widzenia, po czym westchnął i odbił się od ściany. Remus miał rację. Nie wiedział, co zrobić, by pomóc swoim braciom, więc zamiast siedzieć i czekać, aż odpowiedź sama do niego przyjdzie, powinien pomóc swoim najlepszym przyjaciołom. Harry i Hermiona potrzebowali go.

Cóż, nadszedł czas na wizytę w bibliotece.


~~~~~~


- Draco! – wykrzyknął Harry, dobiegając do blondyna. Właśnie wyszedł od Severusa i zamierzał pójść na poranne zajęcia, gdy zauważył przed sobą Dracona. Posłał blondynowi promienny, pełen dumy uśmiech. – Zgadnij, co właśnie zrobiłem!

Draco zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na zadowolony... nie – ekstatyczny wyraz twarzy Harry'ego. To sprawiło, że uśmiechnął się mimowolnie. Szybko zamienił to w uśmieszek.

- Potter, nie lubię zgadywanek – powiedział tak surowo, jak tylko mógł... co w ogóle nie było surowe w obliczu idiotycznego szczerzenia się Pottera.
- Dotknąłem go, połączonego magicznego rdzenia. To było niesamowite. Nie uwierzysz, jakie to dziwne uczucie, dotknąć go... To znaczy, to tak, jakby był oddzielony od ciebie, ale gdy go dotykasz, odczuwasz to tak, jakbyś głaskał część siebie, i to właśnie to jest dziwne – powiedział Harry bez tchu, podekscytowany. Zajęło mu to godzinę, ale udało mu się uchwycić rdzeń. Snape prawie wyskoczył ze skóry, a Harry przestraszył się tak bardzo, że całkowicie stracił koncentrację. Jednak był to jakiś początek, a Ayugi był zadowolony.

Draco uśmiechnął się.

- To dobrze. W takim razie wkrótce będziesz w stanie go kontrolować?

Harry skinął głową.

- Taaa. To zajmie trochę czasu, ale zależy mi na tym. Ayugi sądzi, że będziemy w stanie zacząć manipulowanie nim podczas zimowej przerwy. Spędzimy... cholera!
- Co?

Harry westchnął, krzywiąc się.

- Ayugi chce poświęcić całą zimową przerwę na próby manipulowania połączonym magicznym rdzeniem. Chce ćwiczyć całymi dniami.

Draco znieruchomiał, a jego twarz zobojętniała.

- Co z eliksirem?

Harry westchnął, z niepokojem przesuwając ręką po swoich włosach.

- Cholera. Nie wiem. Nie wiem, jak wyjaśnię nieobecność na zajęciach.

Draco skinął sztywno głową.

- Cóż, wszystko jest w porządku. Granger będzie pilnować eliksiru. I tak jest o wiele lepsza w eliksirach niż ty. Połączony magiczny rdzeń jest ważniejszy. – Wszystko jest ważniejsze ode mnie, jeśli dotyczy Snape'a.

Harry natychmiast pożałował, że w ogóle to powiedział.

- Nie, nie, nie. Nie w tej kwestii, Draco. Mogę ćwiczyć z rdzeniem w każdej chwili, ale mamy tylko przerwę zimową, by wykonać zaklęcie. To nie tylko pilnowanie eliksiru, Draco, to pilnowanie ciebie. Będziesz wiele ryzykował, przebywając w nim. Chcę cię pilnować. Chcę cię chronić, okej?
- Ale Snape...

Harry gwałtownie potrząsnął głową. Uchwycił spojrzenie Dracona i patrzył mu w oczy, mówiąc surowo:

- Ty jesteś teraz ważniejszy. Trening może poczekać. To jest dla mnie ważniejsze, okej? Okej, Draco? – powtórzył Harry, gdy Draco nie odpowiedział od razu.

Draco skinął głową, czując, jak coś w nim odrobinę się rozluźnia.

- W porządku. Ale... co powiesz Snape'owi i Ayugi'emu?
- Coś wymyślę. I tak mam jeszcze tydzień.

Draco skinął głową. Jego emocje były zagmatwane; nie był pewien, jak się z tym czuje. Harry wybrał go ponad Snape'em, po raz pierwszy. To dawało mu nadzieję na to, że może nie był głupcem, wierząc, że on i Harry mogli być w związku, ale jednocześnie zaczął się zastanawiać, czy nie było to tylko Gryfońskie poczucie lojalności Harry'ego.

- Harry!

Obaj chłopcy odwrócili się, z zaskoczeniem patrząc na biegnącego ku nim Rona, który miał zdeterminowany wyraz twarzy. Zastanawiając się, czy stało się coś złego, Harry zapytał szybko:

- Co się dzieje, Ron?

Ron zatrzymał się, gdy dotarł do nich, i skrzywił się, słysząc słowa Harry'ego.

- Kurczę, jeśli kiedykolwiek zapytasz mnie ponownie, co się dzieje, przeklnę cię!

Draco nie mógł się powstrzymać od śmiechu, ale Harry posłał mu spojrzenie.

- Cóż, yyy... przepraszam, Ron?

Ron skinął głową.

- W porządku, stary. Po prostu nie rób tego więcej.
- Um, więc co tam? – zapytał Harry z wahaniem. Ron wyglądał na bardzo czymś urażonego.
- Chcę wiedzieć, co ty i Hermiona, i... Malfoy robicie w bibliotece. Byłem właśnie w drodze do biblioteki, gdy cię tu zauważyłem.

Harry zrelaksował się. Nic się nie stało, Ron był tylko ciekawy.

- Nic takiego, Ron. Nie...
- Przeklnę cię, jeśli powiesz „nie martw się o to" – przerwał mu Ron, spoglądając na niego.

Draco zachichotał ponownie.

- Przymknij się, Malfoy. Ciebie też przeklnę!

Draco spochmurniał, spojrzał na niego szyderczo i zrobił krok do przodu, ale Harry wysunął przed niego rękę i pokręcił głową.

- Nie, Draco. Ron, co w ciebie wstąpiło?
- Jestem zmęczony tym, że wszyscy traktują mnie tak, jakbym nie mógł sobie z niczym poradzić. Nie mogę tak po prostu siedzieć tu i czekać na swoją szansę, by pomóc braciom, muszę zrobić coś teraz. Wiem, że wasza trójka coś kombinuje, nie ukryjesz tego przede mną, i nie chcę słyszeć żadnych bzdur o tym, że mam się nie martwić. Chcę pomóc, jasne?

Harry zamrugał. On się nie załamie, jeśli porozmawiasz z nim o czymś innym niż stokrotki i róże. Słowa Hermiony wróciły do niego. Zapomniał, w nawale innych spraw, że obiecał powiedzieć Ronowi o ich planie. Widocznie Hermiona również zapomniała, skoro Ron wciąż nie wiedział. Westchnął, kiwając niechętnie głową.

- Przepraszam, Ron. Myślę, że po prostu nie chciałem, żebyś się...
- Martwił. Wiem, stary. Po prostu wyświadcz mi przysługę, możesz? Nigdy więcej nie staraj się powstrzymywać mnie od martwienia się, okej?

Harry uśmiechnął się.

- Okej. Draco, nie będzie ci przeszkadzać, jeśli powiem Ronowi?

Draco spojrzał na Rona z łagodnym niezadowoleniem, krzywiąc się. Ale tak czy inaczej skinął głową.

- Dzięki, Draco – powiedział z wdzięcznością Harry. Miał wielką nadzieję, że pewnego dnia Ron i Draco nie będą patrzeć na siebie spode łba. Może nie było to niemożliwe, skoro ostatnio Draco zdawał się dogadywać z Hermioną. Wziął głęboki wdech, po czym skinął sobie głową. – Dobra, to jest to, do czego już doszliśmy...


~~~~~~


Ron jak zwykle wahał się, czy uwierzyć w to, że eliksir zadziała, ale jak zawsze był chętny do pomocy. Zgodził się również na to, by zmieniać się z nimi przy doglądaniu Dracona. Po wielu kłótniach między Ronem i Draconem – Draco oczywiście nie ufał Wiewiórowi – Harry'emu w końcu udało się przekonać Ślizgona, że Ron nie będzie próbował zniszczyć eliksiru. Co było dobre, bo potrzebowali tak wielu osób, jak to tylko możliwe, by zmieniać się przy pilnowaniu. Harry i Hermiona nie zawsze będą wolni, tak samo zresztą jak Ron.

Właśnie dlatego Harry chciał poruszyć ten temat z Hermioną i zobaczyć, co ona powie na temat przedstawienia ich planu Remusowi. Harry był pewien, że po kilku kłótniach i wyjaśnieniach Remus zaakceptuje ich plan, a w rzeczywistości będzie nalegał na bycie jego częścią, by być pewnym, że jest to bezpieczne. Jeśli Remus się zgodzi, Harry będzie miał o jedną sprawę mniej do martwienia się. Nie licząc pełni księżyca i nieoczekiwanego wezwania od Voldemorta, Remus będzie wolny w każdym momencie zimowej przerwy i będzie mógł pilnować Dracona, kiedy pozostała trójka nie będzie mogła.

Jednak gdy Harry w końcu dotarł na poranne zajęcia z Ronem i Draconem – każdy stracił pięć punktów za spóźnienie – zauważył, że coś jest nie tak z Hermioną. Wyglądała na niespokojną i nerwową, i nie próbowała odpowiadać na każde zadane pytanie. Nawet Ron i Draco to zauważyli, i gdy zajęcia się skończyły, cała trójka podeszła do niej.

- Hermiono, co się dzieje? – zapytał natychmiast Ron.

Hermiona spojrzała na nich szeroko otwartymi oczami. Przygryzła dolną wargę i spojrzała głównie na Rona.

- Um, to...
- Przeklnie cię – ostrzegł Harry ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.

Hermiona zmarszczyła brwi, spojrzała na Rona, który patrzył na nią spode łba, po czy skinęła głową z wdzięcznością.

- Och, dobrze. Nie wiem, jak miałabym to przed tobą ukryć, Ron.
- Co to jest? – zapytał Harry, zmartwiony. Jeśli nawet Hermiona była tak zdenerwowana, musiało to być coś złego. Nawet Draco to wiedział.
- Myślę, że zamek się rozpada! – wykrzyknęła, rozglądając się ze strachem, by upewnić się, że nikt nie podsłuchuje.
- Co... jak?! – jęknął Harry.
- Granger, to niemożliwe. Zamek jest chroniony przez...
- Stulecia magii zapoczątkowanej przez Założycieli – ucięła Hermiona, kiwając głową w dowód uznania dla słów Dracona. – Wiem, ale damska toaleta przy klasie eliksirów jest zniszczona. Sprawdziłam to sama tego ranka; nie ma szans, by ktokolwiek mógł ją rozwalić. Rozpada się sama z siebie, a rury są popękane!
- Cóż, to musiało się stać. Mówię serio, ten zamek jest stary – powiedział Ron, nie rozumiejąc. – Jestem pewien, że tak działo się już wielokrotnie. Domowe skrzaty albo któryś z nauczycieli to naprawią, jestem pewien.
- Chodzi właśnie o to, że to nie stało się wcześniej. Nigdy. To w ogóle nie powinno być możliwe! Pamiętasz, jak szukaliśmy komnat Snape'a i znaleźliśmy w tamtym korytarzu Isseę? Poczułam wodę na ścianach. Myślę, że rury przeciekały już wtedy.
- Cóż... co to oznacza? Myślisz, że zamek się rozpada? – zapytał Harry z wahaniem.

Hermiona skinęła głową, po czym pokręciła nią i westchnęła.

- Nie wiem! To nie powinno być możliwe, ale nic innego tego nie wyjaśnia. Co, jeśli zamek naprawdę się rozpada? Kto wie, jak wiele barier, które otaczają zamek i tereny wokół niego, już opadło!

Draco załapał szybko i zbladł.

- Czarny Pan – wyszeptał.

Hermiona skinęła głową.

- Właśnie! Jeśli jakiekolwiek bariery opadły, może się tu dostać. Jeśli będzie wiadome, że zamek... rozpada się...!
- O cholera – jęknął Ron.

Harry zaklął.

- Powinienem był posłuchać Issai. Cały czas ostrzegała mnie w kwestii zamku. Powiedziała, że nie jest bezpieczny, że lochy się rozpadają i to jest niebezpieczne. Powinienem jej posłuchać.
- I co byś zrobił? Nie wiedziałeś, że zamek nie powinien być uszkodzony. Nic nie możemy zrobić – powiedziała Hermiona.
- Co masz przez to na myśli? Zamek się rozpada, a my mamy tu stać i pozwolić, by rozsypał się wokół nas? – zapytał złośliwie Draco.
- Nie możemy nikomu powiedzieć. Jeśli to zrobimy, to może dotrzeć do Czarnego Pana – powiedział Hermiona.
- Draco ma rację, Hermiono. Nie możemy po prostu pozwolić, by zamek upadł. Musimy powiedzieć wszystkim. Może i tylko lochy się rozpadają, ale rozciągają się one pod całym zamkiem, nie licząc powierzchni Komnaty Tajemnic. Jeśli lochy się rozsypią, cały zamek straci równowagę. Wszystko mogłoby się zawalić – powiedział Harry.
- Wiem, ale... Dokąd mielibyśmy pójść? W przeciągu dwóch tygodni cały zamek zapełni się członkami rodzin, którzy przyjadą spędzić ferie ze swoimi dziećmi. Wierzą, że jest to najbezpieczniejsze miejsce, w którym mogą być, a teraz już nie jest. Jeśli się o tym dowiedzą, wszyscy uczniowie wyjadą i...
- I nie będzie już Hogwartu – dokończył Harry. – Wiem, Hermiono. Czy możemy zrobić cokolwiek, by utrzymać bariery? Może McGonagall może coś zrobić.
- Nie sądzę. Jeśli bariery Założycieli, które zostały tu nałożone, nie utrzymują się, myślę, że żadne z nas nie może nic zrobić, by je naprawić – powiedziała Hermiona.
- A co z odcięciem lochów? – zapytał Draco. – Jeśli zamkniemy lochy i zabezpieczymy je, powinno dać nam to trochę czasu, prawda? To znaczy, bez wszystkich kręcących się tam uczniów i rzucanych zaklęć, to powinno spowolnić upadanie barier, prawda?

Hermiona zastanowiła się nad tym, po czym skinęła głową.

- Możliwe, że tak. Ale prawdopodobnie opóźni to tylko o jakiś tydzień... i nawet nie wiemy, od jak dawna rozpadają się lochy. To może być bardzo powolny proces, który rozpoczął się już latem.
- W takim razie mogłyby nie rozpaść się jeszcze przez długie miesiące – powiedział Ron, wciąż pełen nadziei.
- Być może, ale nie warto ryzykować – odparła Hermiona. – Podoba mi się plan Dracona. Jeśli odetniemy lochy, może to spowolnimy. To da nam przynajmniej większą szansę, by przetrwać przerwę zimową bez ich zawalenia się. Potem profesor McGonagall i inni członkowie Zakonu wymyślą, co zrobić, jeśli lochy się zapadną.
- Wiesz, że jeśli Hogwart upadnie, połowa czarodziejskiego świata straci nadzieję. Widzą to miejsce jako latarnię. Z Harrym i wszystkimi przygotowującymi się do walki, to miejsce jest postrzegane jako większa nadzieja niż samo Ministerstwo – powiedział Draco.
- Wiem, ale teraz to wszystko, co mamy. Musimy powiedzieć profesor McGonagall – stwierdziła Hermiona.
- Powiedzmy najpierw Severusowi – zasugerował Harry. – Zobaczmy, co o tym sądzi. McGonagall będzie przesadzać, jeśli nie będziemy mieć Severusa, by przemówił jej do rozsądku.

Hermiona skinęła głową.

- W porządku.


~~~~~~


- To niedorzeczne – rzucił Severus. – Zamek nie może się rozpadać.
- Ja też tak myślałam, ale dowody są niepodważalne. Widział pan damską toaletę? Jest kompletnie zniszczona – stwierdziła Hermiona.

Snape warknął. Mocniej objął Harry'ego w talii i chłopak musiał zmienić pozycję, by było mu wygodniej. Oczywiście Snape nie był zadowolony, gdy on, Ron, Hermiona i Draco pojawili się w jego komnatach. W rzeczywistości Harry wierzył, że gdyby natychmiast nie objął Snape'a, mężczyzna rzuciłby się na Dracona. Zrobił to jednak, a Snape nie odrywał od Dracona wzroku od chwili, gdy usiedli, by porozmawiać.

Harry – pomimo tego, że czuł się dość głupio, siedząc na kolanach u Snape'a – wiedział, że nie była to pora na zakłopotanie. Ważne było przekonanie Snape'a, że zamek się rozpada, i powstrzymanie go od zabicia Dracona. Dobrze radził sobie z drugim, ale pierwsze okazało się być dość trudne. Co było łatwe do przewidzenia. Ostatecznie Snape był powszechnie znany z bycia upartym.

- To prawda, Severusie. Któregoś dnia potknąłem się o jakieś kamienie, które odpadły ze ściany, a Hermiona wyczuła wodę na ścianach w jednym z korytarzy...
- To są lochy, zawsze są wilgotne.
- Bieżącą wodę – uściśliła Hermiona. – To była bieżąca woda, spływająca ciurkiem po ścianie. To była rura albo przeciek. Żadna z tych możliwości nie miała prawa bytu.
- A Issaa powiedziała mi, że lochy nie są już dla niej bezpiecznym miejscem do polowania, ponieważ ściany się rozlatują. Myślę, że wiedziała o tym przed nami wszystkimi – kontynuował Harry.
- Broń boże, byśmy zignorowali wywody węża – warknął Snape.

Harry przewrócił oczami.

- Severusie, przestań być takim upartym dupkiem! Dlaczego mielibyśmy kłamać w tej sprawie? Z jakiego powodu?
- Ty nie kłamiesz. Całkowicie wierzysz w to, co mówisz, ale faktem jest, że to nie może być prawda – powiedział surowo Snape.
- Ale jest! – niemal jęknął Harry, sfrustrowany. Skrzywił się, po czym spojrzał na Snape'a. – Dobra, skoro nam nie wierzysz, wyjaśnij nam, w jaki sposób damska toaleta wygląda tak, jak wygląda.

Oczywiście, że Snape nie miał na to odpowiedzi. Nie widział toalety na własne oczy, ale wiedział, że Harry i reszta nie okłamaliby go w tej sprawie. Wiedział też, że Hermiona miała rację – żadna magia nie mogłaby tego zrobić. Zaproponował, wzdychając:

- Troll w lochach?

Podczas gdy Hermiona, Ron i Draco wpatrywali się w Snape oniemiali, że mężczyzna w ogóle mógł zasugerować coś takiego, Harry wiedział, że to oznaczało, że Snape się poddał. Wierzył im. Harry uśmiechnął się szeroko, po czym parsknął.

- Gdyby tam był, zawsze mogę mu wpakować różdżkę do nosa. To wydawało się być całkiem skuteczne.

Draco skrzywił się.

- Nie będziesz ścigał żadnych trolli.
- Och, wolno mi walczyć ze złymi czarnymi panami, ale nie z trollami? – droczył się z nim Harry.

Snape prychnął, zirytowany.

- Załóżmy, że lochy rozpadają się na kawałki. To jest bardzo poważna sprawa, którą natychmiast trzeba rozpatrzyć. Zakładam, że skoro przyszliście z tą informacją do mnie, a nie do dyrektorki, macie jakiś plan, który chcecie, żebym poparł.

Harry skinął głową, wciąż się szeroko uśmiechając. O wiele łatwiej było współpracować ze Snape'em, gdy nie był taki uparty.

- Chcemy odciąć lochy. Hermiona i Draco uważają, że jeśli to zrobimy – bez uczniów, którzy kręciliby się tam, robili eliksiry i rzucali zaklęcia – to może spowolnić upadanie barier. To może dać nam jakiś dodatkowy tydzień, by wymyślić, co zrobić w tej sytuacji.

Snape milczał, rozpatrując w myślach opcje. Był teraz bardzo poważny. Nie wróżyłoby dobrze, gdyby zamek faktycznie się rozpadał. Jeśli Czarny Pan się o tym dowie... Otrząsnął się z takich myśli. Poradzi sobie z tym później, prywatnie, gdy spotka się z resztą Zakonu.

Jeśli zapieczętują lochy i zabezpieczą je tak, by żadna magia nie mogła się do nich dostać, to mogłoby rzeczywiście spowolnić pogarszanie się sytuacji. Najpierw jednak będą musieli dowiedzieć się, jak wiele czasu im to da, by znaleźć inny, bardziej trwały sposób działania. Co oznaczało, że całe lochy musiałyby zostać przeszukane, a wszystkie usterki w barierach, ścianach, sufitach i podłogach musiałyby zostać zauważone.

To będzie kłopotliwe, ale nie niemożliwe. Skinął głową.

- No dobrze. To brzmi jak przyzwoity plan i to jedyny, jaki mamy. Przypuszczam, że chcecie, bym powiadomił o tym dyrektorkę?

Harry i reszta pokiwali głowami. Snape jakoś jednak nie był tym zaskoczony.


~~~~~~


- Severusie, jesteś tego pewien? – zapytała McGonagall.
- Tak – odparł Snape. – Widziałem toaletę na własne oczy i nie mam nawet cienia wątpliwości, że bariery się rozpadają. Powinniśmy dokładnie przeszukać lochy. Mogą tam być inne zniszczone pomieszczenia.
- Tak, oczywiście, ale co z uczniami? Za dwa tygodnie pojawią się rodzice, wierząc, że jest to najbezpieczniejsze miejsce w całym czarodziejskim świecie.
- Panna Granger i pan Malfoy wpadli na pomysł, który według mnie zadziała – podsunął Snape, kiwając głową na wymienioną dwójkę.

Gdy Hermiona i Draco zaczęli wyjaśniać swą ideę, Harry przysunął się bliżej do Snape'a; ich boki zetknęły się i Snape objął Harry'ego w talii. Harry wiedział, że McGonagall nie pochwala publicznego okazywania uczuć i że Draco prawdopodobnie będzie zły, ale był dumny ze Snape'a i chciał to okazać. Snape nie rzucił się – ani razu – na Dracona. Ani go nie zaatakował. Ani nie zagrażał jego życiu. Tak, Harry był dumny ze Snape'a. To był krok bliżej do tego, by wszyscy byli ze sobą w dobrych stosunkach.

- Powinniśmy dokładnie zbadać lochy, zanim je zamkniemy. Być może jest to spowodowane czymś, co się tam znajduje. Albusie! – zawołała McGonagall, zaskakując wszystkich.

Harry nie był zdziwiony, gdy zobaczył Dumbledore'a w ramach jednego z portretów. Snape również nie wyglądał na zaskoczonego, ale Draco, Hermiona i Ron byli zaniepokojeni.

- Wzywałaś, Minerwo? Ach, jak dobrze was wszystkich widzieć. Mamy przyjęcie? – zapytał energicznie Albus.
- Nie, Albusie, obawiam się, że nie – powiedziała poważnie McGonagall.

Postawa Albusa natychmiast się zmieniła; stał się bardziej poważny.

- Ach. Czemu macie tak ponure miny?
- Uważamy, że bariery zamku opadają – powiedział Severus, zanim McGonagall zdążyła otworzyć usta. – Lochy wyglądają tak, jakby się rozpadały.

Dumbledore milczał przez chwilę, po czym zwrócił się do McGonagall.

- Minerwo, czy zarządzasz zamkiem jako nowa dyrektorka?
- Tak, oczywiście, Albusie – odpowiedziała McGonagall, brzmiąc na nieco urażoną.

Dumbledore westchnął, wyglądając na znużonego.

- W takim razie obawiam się, że zamek odrzucił cię jako dyrektorkę.

McGonagall wciągnęła gwałtownie powietrze, prostując się. Pozostali otworzyli szeroko oczy. Nawet Snape wyglądał na zszokowanego.

- Rozumiem – powiedziała sztywno McGonagall.
- Przykro mi, moja droga. Uważam, że jesteś doskonałą dyrektorką, inaczej nie zostawiłbym ci tego stanowiska – powiedział uprzejmie Dumbledore.
- Oczywiście, dziękuję – odparła krótko McGonagall. – Co w takim razie można zrobić, by naprawić to wszystko?
- Jeśli znajdziesz nowego dyrektora lub dyrektorkę, których zamek zaakceptuje, wierzę, że to zapobiegnie pogarszaniu się sytuacji. Jednak tego, co zostało już stracone, nie da się zastąpić. Jeśli ściany się zawaliły, to bariery Założycieli opadły, a to głównie one od wieków otrzymują ten zamek w nienaruszonym stanie.
- Czy istnieje jakiś sposób, by dowiedzieć się, kto zostanie zaakceptowany przez zamek?
- Obawiam się, że nie. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. Myślałem, że to mit – zamyślił się Dumbledore.
- Jaki mit? – zapytała Hermiona.
- Istnieje historia mówiąca o tym, że gdy Założyciele tworzyli szkołę, stworzyli zasadę, która mówi, że jeśli zamek dostanie się w niegodne go ręce, rozpadnie się – wyjaśnił Dumbledore.
- Nastąpi autodestrukcja? – wypalił Harry, zszokowany.
- Tak, przypuszczam, że tak.
- Cholera jasna – powiedział Ron, elokwentny jak zawsze.
- Całkowicie się zgadzam – skomentował Dumbledore.
- Czy to oznacza, że nasz plan nie zadziała? – zapytał cicho Draco.
- Plan? – dociekał Dumbledore.
- Myśleliśmy o tym, by odciąć lochy w nadziei, że to spowolni rozpad – sprostowała Hermiona.
- Ach. Bardzo błyskotliwie, panno Granger, to dobry pomysł, ale w tych okolicznościach obawiam się, że to się nie sprawdzi. Jednak i tak powinniście to zrobić.
- Ale skoro to nie zadziała...
- Albus ma rację. Musimy odciąć lochy, jeśli mogą się teraz rozpaść każdego dnia. Powinniśmy zamknąć również wieże, bo upadną pierwsze, jeśli zamek straci równowagę – powiedziała McGonagall, brzmiąc jednocześnie na znużoną i zdeterminowaną.
- Ale co z uczniami? Ravenclaw i Gryffindor są w wieżach, a Slytherin w lochach – odezwała się Hermiona.
- Przeniesiemy wszystkich uczniów, włącznie z wami, do innych pokojów – stwierdziła McGonagall. – Severusie, ty i Remus musicie znaleźć nowe komnaty. Chcę też, by Killian opuścił zamek, dopóki nie znajdziemy innego miejsca, w którym mógłby się ukryć.
- Zbliża się pełnia. Remus potrzebuje miejsca do biegania – powiedział cicho Severus.
- Zabierz go do Zakazanego Lasu i pozwól mu polować, ale trzymaj go z dala od terenu szkoły.
- Zdaje się, że masz wszystko pod kontrolą, Minerwo, więc zostawię cię z tym – powiedział Albus, machając jej i znikając z portretu.
- Co mamy robić? – zapytał Harry.
- Nic nie będziecie robić. Skrzaty domowe przeniosą rzeczy wszystkich do nowych komnat tak szybko, jak tylko będą przygotowane. Ogłoszę to dziś po kolacji. Żaden inny uczeń nie może dowiedzieć się prawdy – powiedziała surowo McGonagall. – Powiem po prostu, że to część ich szkolenia.
- Krukoni przeniosą się z Puchonami, promując jedność domów. Panie Malfoy, wierzę, że pan i pan Zabini nie będziecie mieć nic przeciw temu, by zamieszkać razem z Gryfonami, gdy oni przeniosą się do nowych komnat?
- Absolutnie nie! – warknął Snape.

Och, szlag. Zaczyna się, pomyślał Harry, chwytając i przytrzymując rękę Snape'a przy swojej talii, a następnie przesuwając się tak, że opierał się plecami o pierś Snape'a; ramiona mężczyzny owinęły się wokół niego. Draco był blady, a McGonagall cmoknęła z dezaprobatą, ale Harry naprawdę się tym nie przejmował. Ważne było, by powstrzymać Snape'a przed zaatakowaniem kogokolwiek.

Draco, rozsądnie, wolał milczeć.

- Severusie, rozumiem, że to musi być dla ciebie trudne, ale...
- Nie ma żadnego „ale" – warknął gniewnie na McGonagall. – Draco i Harry nie będą mieszkać w tych samych pokojach, bez względu na jakiekolwiek okoliczności – warknął.
- Zgadzam się – powiedział cicho Harry. – Muszę karmić Severusa trzy razy dziennie. Nie mogę ciągle mieć na sobie zapachu Dracona, bo on się wścieknie, więc wspólne mieszkanie po prostu nie byłoby możliwe. Nie mogę kąpać się za każdym razem, gdy idę zobaczyć się z Severusem, a Chłoszczyść nie zadziała.

Harry posłał Draconowi spojrzenie, które – miał taką nadzieję – wyrażało, jak bardzo jest mu przykro. Osobiście uważał, że byłoby wspaniale mieszkać z Draconem. To dałoby im szansę na poznanie się lepiej oraz upewniło Dracona, że nie ma powodu, by być zazdrosnym o Snape'a. Jednak po prostu nie było to możliwe. Przynajmniej na razie. Choć jeśli ich plan się powiedzie, to powinno być możliwe już wkrótce.

- Więc co proponujesz? – zapytała gniewnie McGonagall. – Jeśli ta farsa ma odnieść sukces, Ślizgoni muszą zamieszkać z Gryfonami. Nie zawsze mogę obchodzić wokół wasz związek! Są inne czynniki, które muszą być wzięte pod uwagę.

Harry westchnął.

- Dobrze. Wyprowadzę się.
- Co?! – wykrzyknął Ron.
- Panie Potter, i gdzie niby miałby pan zostać? Chce pan przenieść się z Krukonami i Puchonami? – zapytała McGonagall z irytacją.
- Nie. Jestem pewien, że jest mnóstwo pustych klas, które mogą być zamienione w sypialnie. Mogę zostać w jednej z nich i w ten sposób nie będę musiał się martwić, że Severus będzie zazdrosny, gdy będę pachniał kimś innym.
- Możesz zamieszkać ze mną – powiedział szorstko Snape, zaskakując tym samego siebie. Nigdy nawet nie pomyślał, że mógłby zasugerować coś takiego.
- Nie zrobicie tego! – rzuciła McGonagall.
- Zgadzam się – powiedział ponownie Harry. – Przykro mi, Severusie, ale wiesz równie dobrze jak ja, że byłoby ciężko ukryć to, że mieszkamy razem, przed resztą uczniów, zwłaszcza że wszyscy się teraz przeniosą.

Snape skinął głową. Rozumiał. To ten jego przeklęty wewnętrzny wampir to zasugerował. Naprawdę. Taką miał nadzieję.

- Zostanę z nim – powiedział Ron, po czym zaczerwienił się aż po cebulki włosów, gdy wszyscy spojrzeli na niego w szoku. – Nie ze Snape'em! Z Harrym. Będę dzielił z nim pokój. Możemy wziąć pokój prefektów, skoro śpią osobno.

McGonagall zacisnęła wargi, ale skinęła głową.

- Bardzo dobrze. Czy to cię dostatecznie satysfakcjonuje, Severusie? – zapytała dość sarkastycznie.
- ...Tak – odparł Snape, ubolewając nad tym.
- Dobrze. Wszyscy przegapiliście właśnie swoje zajęcia, a ty, Severusie, chyba zostawiłeś kilkunastu uczniów w swojej sali eliksirów – powiedziała McGonagall, tylko po to, by mu się odgryźć.

Snape natychmiast wypuścił Harry'ego z objęć, odwrócił się i wybiegł z sali, przeklinając pod nosem tępotę uczniów. Harry parsknął śmiechem.

A Destined YearOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz