Severus Snape szedł pewnie przez hall kwatery głównej Czarnego Pana. Wszyscy słudzy i śmierciożercy wiedzieli, że jest on prawą ręką Lorda i nie chcieli mu podpaść. Dlatego schodzili mu z drogi. Był traktowany tutaj w bardzo specjalny sposób, nie musiał nawet nosić maski. Szczególnie teraz, gdy był głównym negocjatorem w kwestii przyłączenia wampirów.
Severus wiedział, że przy Czarnym Panu musi postępować bardzo ostrożnie. Gdyby on kiedykolwiek zaczął podejrzewać, że jego prawa ręka to szpieg... Cóż... Było jasne, co by się wtedy stało. Snape byłby następnym, który zginąłby od Avady.
Zanim jeszcze wszedł do budynku sprawdził, czy mury chroniące jego umysł są wystarczająco silne. Czarny Pan był bardzo potężny w legilimencji. Severus musiał stać się w niej na tyle dobry, by móc go oszukać.
Skinął głową w stronę dwóch strażników, chroniących wejścia do komnat Czarnego Pana. Za drzwiami znajdowała się sypialnia, która służyła też jako sala tortur. Utrzymana była w zielono-srebrnej kolorystyce. Jedna ściana była z litej skały, zwisały z niej kajdany, łańcuchy i różnego rodzaju sprzęty potrzebne w torturowaniu. Po drugiej stronie pokoju stało łóżko, okryte jedwabną narzutą w srebrno-zielone pasy. Dywan na podłodze był zaczarowany – wyszyte na nim węże wiły się i syczały.
Mistrz Eliksirów podszedł szybko do dużego krzesła, stojącego naprzeciwko kominka. Uklęknął i ukłonił się.
– Ssseverusss. Jak idą negocjacje z wampirami?
– Niezbyt dobrze, mój panie. Tak jak w przypadku Mearsuinn an Fuil – odmówili przysięgania lojalności komuś, kto nie należy do ich rasy. Boją się zdrady, nie widzą powodu, by włączać się do wojny – powiedział Snape.
Lord Voldemort zasyczał.
– Bezczelne bessstie. Ale tobie mogliby przysssięgnąć lojalność, prawda?
– Tak.
– W takim razie niech to zrobią. Nie obchodzi mnie to. Są mi potrzebni, by w czasssie ossstatecznej bitwy zapanować nad wilkołakami – wysyczał Voldemort.
– Tak, mój panie.
– Dobrze. Teraz jeszcze ta sssprawa z młodym Malfoyem. Dzieciak nie odpowiedział na lissst matki.
– Dumbledore coś podejrzewa, panie. Sprawdza wszystkie wychodzące i przychodzące sowy. Nie ma mowy, by Draco napisał coś bez wiedzy dyrektora.
– A ty nie zasssugerowałeś, że przyniesssiesz do mnie jego wiadomości...? – Voldemort robił się zły.
– Przepraszam, mój panie. Draco nie dałby mi swojego listu.
– Powiedz mu, że ma przekazać tobie wiadomość. W przeciwnym razie będę zmuszony do ssskrzywdzenia jego cennej mamusssi – stwierdził z okrucieństwem Czarny Pan.
– Dobrze, panie.
– Świetnie. Możesz odejść.
– Tak, panie. – Snape odwrócił się na pięcie. Powoli opuścił pokój. Nie zatrzymał się, póki nie wydostał się z domu. Po chwili znalazł się w strefie, z której mógł się aportować i zaraz pojawił się w Hogsmeade. Nie użył sieci Fiuu, jak to miał w zwyczaju, postanowił się przespacerować. Prawie godzinę zajęło mu dotarcie do Hogwartu.
Był już blisko zamku, gdy kątem oka zauważył jakiś ruch. Obejrzawszy się w tamtą stronę, zauważył jakąś postać na boisku do quidditcha. Prychnął z rozbawieniem, zmieniając kierunek. Był gotowy odjąć punkty każdemu, niezależnie od domu, kto wyszedł z zamku o tak późnej porze.
***
Harry nie chciał spać. Bał się, że przyśni mu się kolejny koszmar z Voldemortem w roli głównej, albo następny erotyczny sen o tajemniczym mężczyźnie z zimnymi dłońmi. Zdecydował, że potrzebuje nocnej przejażdżki na miotle. Łatwo było się wymknąć na boisko do quidditcha, robił to już wiele razy. Podejrzewał, że Dumbledore o tym wiedział, ale stary czarodziej nigdy nic nie powiedział. Dlatego Harry wychodził, gdy tylko nie mógł zasnąć. Zawsze miał pod ręką swój płaszcz i mapę.
Latanie było jedną z nielicznych rzeczy, które sprawiały, że chłopiec naprawdę czuł się wolny. U Dursleyów nigdy tego nie odczuwał. Miał tam zawsze coś do ugotowania, wyszorowania, posprzątania. Potem przyjechał do Hogwartu, gdzie narzucono mu rolę bohatera, zbawcy czarodziejskiego świata. Nie było to aż takie złe, mimo tej całej presji, by zrobić to, co do niego należy. Znalazł naprawdę fantastycznych przyjaciół i miejsce, które mógł nazywać domem.
Później spotkał Syriusza; rodzinę, której właściwie nigdy nie miał. Ale wtedy Syriusz został zabity i Harry został sam. Spędził lato w Norze, bojąc się samotnych wakacji w rodzinnej posiadłości Blacków. Teraz wrócił do Hogwartu, by stawić czoło kolejnemu ciężkiemu roku. Było prawie pewne, że niedługo rozegra się ostateczna bitwa.
Nawet jeśli nie, Harry musiał sobie radzić z byciem towarzyszem wampira. Nie był pewien, czy temu podoła. Oczywiście, oddawanie krwi nie stanowiło aż takiego problemu. Gorzej z tym wszystkim, o czym mówiła Hermiona. To zaczynało go naprawdę niepokoić. Snape może stać się zaborczy, może starać się zalecać do niego. Myśl o tym powodowała u niego wybuch śmiechu, choć jednocześnie gdzieś w środku niego kiełkowało przerażenie. Jak miał postępować z takim wampirem, z jego chwiejnymi nastrojami? Szczególnie, że mógł go po prostu ugryźć i Harry nie byłby w stanie nic zrobić.
Potem, w marcu, zacznie się sezon łączenia w pary... To męczyło go bez końca. Pożądanie krwi sprawiało, że wampir chciał pić więcej krwi i był może odrobinę bardziej zaborczy. Harry był pewien, że Mistrz Eliksirów jest w stanie się kontrolować. Jednak w marcu Snape może nie być w stanie zapanować nad swoją drugą naturą, może nagle zechcieć mieć dziecko. I postanowi zacieśnić więź między nimi... Harry czytał, że możliwe jest, by mógł mieć dziecko. Nawet bardzo możliwe. Sam mechanizm go zdumiewał, nie wspominając o tym, że równocześnie przyprawiał go o mdłości. Jasne, Gryfon chciał mieć w przyszłości dziecko, ale zawsze myślał, że po prostu jakieś zaadoptuje. Do tej pory nie wiedział nawet, że ciąża u mężczyzny jest możliwa. Teraz, gdy zdawał sobie z tego sprawę, wciąż wolał adopcję.
Był tak zagubiony w myślach, że nie zauważył, że ma publiczność. Gdy w końcu to do niego dotarło, jęknął na głos. To była ostatnia osoba, na którą chciałby się w tym momencie natknąć. Odwrócił się i podleciał do profesora. Spokojnie wylądował, zdejmując nogi z miotły. Podszedł do wampira.
– Dobry wieczór, profesorze. Przepraszam, ale nie mogłem zasnąć.
– Rozumiem to. Co nie znaczy, że możesz wychodzić z zamku o tej porze. Chyba zdajesz sobie sprawę, że w tym roku godzina ciszy nocnej powinna być szczególnie przestrzegana.
– Przepraszam. Ee, wrócę już do Wieży Gryffindoru – powiedział Harry i sięgnął po leżącą na ziemi pelerynę-niewidkę i Mapę Huncwotów.
– Nie tak szybko, Potter. Potowarzyszysz mi do mojego gabinetu. Mam dla ciebie Eliksir Bezsennego Snu – powiedział Snape.
– Och... Dobrze. – Chłopak podążył do zamku za Mistrzem Eliksirów.
– Czy panna Granger opracowała już twoją dietę? – spytał zwyczajnie Snape.
– Tak, nawet postarała się, by znalazły się tam jadalne produkty – powiedział chłopak z ironicznym uśmieszkiem. – Oczywiście będę jadał śniadania i kolacje w jakiejś pustej klasie, pod pretekstem dodatkowych zajęć z OPCM. Dzięki temu nikt nie zauważy, że zmieniłem dietę.
Snape westchnął cicho.
– To nie jest do końca sprawiedliwe, Potter. Wygląda na to, że zostałeś zmuszony, by zmienić wszystkie swoje nawyki. Tylko po to, żebym mógł dostać mój skromny posiłek.
– Skromny? Jeśli tylko skromny, to nie wiem, czy będę w stanie to wszystko znieść...
Snape jęknął.
– Twoje ego, Potter... Chciałem po prostu powiedzieć, że nie powinieneś być izolowany od przyjaciół tylko dlatego, że musisz jeść coś innego niż twoi znajomi. Może powinieneś spytać Remusa, czy zgodziłby się jeść z tobą. W końcu oficjalnie masz mieć z nim w tym czasie zajęcia. Albo możesz dołączyć do mnie i jeść, gdy ja będę wypełniał papiery w moim gabinecie.
Oczy Harry'ego rozszerzyły się ze zdumienia.
– I mam przerywać pańską zabawę...? Nawet w najpiękniejszych snach o tym nie marzyłem, profesorze...
– Impertynencki bachor – mruknął Snape, kryjąc uśmieszek zadowolenia. – To tylko sugestia, Potter. Poza tym jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, żebyś miał mnie karmić w jakiejś pustej klasie.
Harry przez chwilę myślał o tym, po czym skinął głową.
– Dobrze, może być pański gabinet. Dopóki nie będę musiał czyścić kociołków.
– To nie jest szlaban, Potter. Zmuszę cię do czyszczenia kociołków tylko wtedy, gdy zniszczysz jakiś eliksir na zajęciach. To i tak zdarza ci się bardzo często.
– Jasne... – mruknął Harry.
– I tak nauczysz się czegoś o trudnej sztuce warzenia eliksirów, skoro będziemy zmuszeni spędzać ze sobą więcej czasu, niż zwykle. Poza tym musisz zdać Zaawansowane Eliksiry, jeśli masz zamiar zostać w przyszłości aurorem.
Harry ze zdumieniem wpatrywał się w Snape'a.
– Skąd pan o tym wie?
– Potter, jestem pewien, że cała szkoła o tym wie. Nie robiłeś z tego specjalnej tajemnicy – skomentował mężczyzna sucho.
– Och... – westchnął chłopak.
– A teraz dam ci eliksir i możesz wracać do swojego dormitorium – powiedział Snape, otwierając drzwi od swojego gabinetu. Przepuścił Harry'ego przodem, po czym zamknął drzwi za sobą. Podszedł do biurka i sięgnął po niewielką skrzynkę. Była wypełniona małymi fiolkami. – Tu masz dwadzieścia dawek, Potter. Pół buteleczki wystarczy, byś przespał noc bez koszmarów. Oczywiście masz to brać tylko wtedy, gdy jest to konieczne.
Harry ze zdumieniem wpatrywał się w kuferek. Skinął głową, wysłuchawszy do końca instrukcji Snape'a. Skrzynka była zrobiona z solidnego drewna, w środku wyściełana aksamitem, który oddzielał też od siebie poszczególne fiolki. Najbardziej intrygujący był wzór w kształcie węża na wieczku. To było naprawdę piękne, skrzyneczka wyglądała na drogą. Nie podejrzewał, że Snape zrobi tyle eliksiru i jeszcze włoży go do takiego wspaniałego opakowania.
– Ee, dzięki – powiedział cicho.
– Potter, wyobrażam sobie, jak bardzo nienawidzisz węży, ale niestety nie miałem żadnego innego pudełka – powiedział krótko Snape, zamykając pojemnik i podając go Harry'emu.
Chłopak wziął skrzyneczkę, kręcąc głową. Wciąż wpatrywał się w piękny wzór wymalowany na wieczku.
– Tak naprawdę to uwielbiam węże. Po prostu nie lubię Ślizgonów.
Snape prychnął, chociaż tak naprawdę był zadowolony. Dobra robota, Severusie. Dałeś chłopcu nie jedną, a dwie rzeczy, które mu się podobają. Na pewno z tego powodu polubi cię trochę bardziej powiedział z zadowoleniem wewnętrzny wampir.
Nie obchodzi mnie, co bachor o mnie myśli! wrzasnął w myślach mężczyzna.
– Musisz jakoś przezwyciężyć swoją awersję, Potter, w końcu będziesz spędzał dosyć dużo czasu z Opiekunem ich domu.
– Tak, wiem – powiedział cicho Gryfon, nie spuszczając wzroku z pudełka.
Snape czekał, ale chłopiec się nie ruszał. Wreszcie odchrząknął.
– Możesz już iść, Potter.
– Och, racja... Ee... czy ty... chcesz...? – zapytał Harry, wyciągając przed siebie ramię.
Snape uniósł brwi, wpatrując się ze zdumieniem w zaoferowaną rękę.
– Oferujesz mi swoją krew, kiedy to nie jest konieczne? – spytał po prostu.
– Cóż, nie... To znaczy tak... Tak sobie pomyślałem. Dałeś mi eliksir, powinienem się jakoś...
– Przyjmuję – powiedział Snape, ucinając chłopcu w połowie zdanie. Sięgnął po leżący na biurku sztylet i chwycił delikatnie nadgarstek chłopaka.
– Możesz... ee... ugryźć to. Mój nadgarstek jest już prawie wyleczony, a nie lubię jak rana jest ponownie otwierana na szybką przekąskę – powiedział Harry, zastanawiając się, czy było to mądre posunięcie.
Snape ze zdumieniem wpatrywał się w chłopaka.
– Potter, jesteś zagadką – wymruczał, przecinając bandaż przy pomocy nożyka. Odłożył go i podniósł rękę do ust. Kły wydłużyły się, w oczekiwaniu na znajomy smak. Zamknął oczy, wdychając cudowny zapach Harry'ego. Delikatnie przycisnął usta do skóry chłopaka, po czym zanurzył kły w ofiarowane ciało.
Harry skrzywił się z bólu, ale chwilę później zrelaksował – to coś, co było w kłach Snape'a, właśnie zaczęło działać. Jego ręka zdrętwiała w miejscu ugryzienia, poczuł delikatne mrowienie. To było przyjemne uczucie, wędrujące po całym jego ciele, rozpalające skórę. Harry starał się skupić na Snapie, ale to zbytnio nie pomagało – profesor miał zamknięte oczy.
Harry też opuścił powieki, ale to tylko wzmacniało uczucie. Jego erekcja zwiększyła się wręcz boleśnie, spodnie zrobiły się za ciasne. Oddech mu się przyspieszył, usta z trudem łapały powietrze. Merlinie, czuję się tak, jakby moja skóra płonęła... pomyślał. Ubranie zaczęło mu przeszkadzać; było za grube, gwałtownie ocierało się o jego wrażliwą skórę. To było jednocześnie dobre i bolesne.
On jest jak jakaś podskórna choroba. Chciał coś zrobić, choć sam nie wiedział, co. Czuł ten chłodny dotyk dłoni Snape'a na swoim nadgarstku; rozpaczliwie pragnął, by te zimne ręce dotykały go wszędzie. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że zbliżył się do ciała Snape'a, klatką piersiową przyciskając się do boku mężczyzny.
Snape został wyrwany z euforycznego stanu w jakim się znalazł, gdy tylko poczuł dotyk rozgrzanego ciała. To było niesamowite, ale równocześnie niewłaściwe. Zmusił się do oderwania od nadgarstka chłopaka, ślizgając językiem po maleńkich śladach, jakie zostawiły na skórze Pottera jego kły.
Powoli otworzył oczy i spojrzał na chłopca, na którego twarzy była wypisana rozkosz. Snape jęknął na ten widok, było mu trudno opierać się myśli o skorzystaniu z okazji. Uspokój się, Severusie. Chłopak zaoferował ci w podzięce krew, nie swoje ciało pomyślał. Musiał odchrząknąć, zanim się odezwał.
– Potter... Harry, otrząśnij się, chłopcze.
Harry usłyszał ten seksowny głos. Zajęło mu kilka chwil, by zrozumieć, że to zła myśl. Nie powinien nawet myśleć, że ten głos brzmi seksownie. Niemniej – to ciało było takie chłodne, a jego własne rozpalone. Nie cofnął się, powoli otworzył oczy i zamrugał.
– Ee... skończyłeś? – spytał słabo.
Snape uśmiechnął się złośliwie.
– Tak, Potter, skończyłem.
– Dobrze... daj mi chwilę. Jest mi za gorąco – mruknął, przyciskając rozgorączkowane czoło do rękawa Snape'a, pochłaniając zimno bijące od skóry, znajdującej się pod materiałem.
Snape zmarszczył brwi i cofnął się o krok, przez co Harry stracił równowagę. Starszy czarodziej podtrzymał chłopca, po czym położył rękę na jego czole. Podniósł brwi, gdy poczuł, jak bardzo jest gorące. Gryfon jęknął i przechylił się w stronę tego niebiańsko chłodnego dotyku. Snape zaklął – jego erekcja pulsowała; potem usłyszał jęk i było jeszcze gorzej.
– Cholera, Potter! Opamiętaj się chłopcze – powiedział mrocznie.
– Racja. Opamiętać się, rozumiem – wymamrotał Harry.
Powoli jego ciało się ochłodziło i był zdolny do bardziej racjonalnego myślenia, choć wciąż nie mógł powstrzymać radości, z jaką przyjmował zimny dotyk na swoim czole.
– Podejrzewam, że jest jeszcze inna przyczyna tego, że wampiry łączą krew z seksem. Jeżeli zawsze dzieje się coś takiego, gdy ktoś zostaje ugryziony... – powiedział, gdy już był w miarę pewny swojego głosu.
Snape ponownie uśmiechnął się złośliwie. Skoro chłopak odpowiada całkiem sensownie, to chyba nie jest z nim aż tak źle.
– Na to wygląda. Już wszystko w porządku, Potter? – spytał.
– Tak myślę – powiedział Harry i cofnął się odrobinę. Spuścił głowę, jego policzki były całe czerwone z zażenowania. – Przepraszam – mruknął.
Snape przewrócił oczami.
– Uspokój się, Potter. To po prostu naturalna reakcja, której ani ty, ani ja nie jesteśmy w stanie kontrolować.
On ma rację, rumieńce, zakłopotanie – to sprawi, że poczujesz się jeszcze bardziej winny stwierdził Gryfon.
– Racja, przepraszam – powiedział, podnosząc wzrok. A teraz zapadła niezręczna cisza... pomyślał z niezadowoleniem, nie wiedząc, co powiedzieć.
Snape też nie wiedział, co miałby powiedzieć, jego frustracja szybko rosła. Gwałtownie się odwrócił i podszedł do biurka, siadając za nim. Zaczął przekładać znajdujące się na blacie papiery – znak, że Harry może odejść.
– Cóż... ee, dzięki za eliksiry – powiedział chłopak, zabierając miotłę i płaszcz. Owinął się peleryną-niewidką i przerzucił miotłę przez ramię, po czym wyszedł z gabinetu.
W połowie korytarza wpadł nagle na Draco Malfoya, który opierał się niedbale o ścianę. Harry zwolnił kroki, starając się nie robić hałasu, gdy będzie przechodził obok chłopca. Niestety, jego miotła zaczęła się ześlizgiwać z ramienia. W panice próbował ją złapać. Zrobiła dużo hałasu, gdy spadła na ziemię.
Ten przeraźliwy dźwięk wyrwał Draco z rozmyślań. Rozejrzał się dookoła i zobaczył na ziemi kawałek miotły i but. Uniósł brew do góry.
– Wracasz z nocnej schadzki ze Snape'em, Potter...?
Niech to, peleryna się poruszyła pomyślał Harry, ściągając okrycie. Powinienem był sprawdzić mapę.
– Odczep się, Malfoy – powiedział Gryfon, starając się nie rumienić. Nocna schadzka? Czy z nim jest coś nie tak...?
– Oooch, biedny, drażliwy Potter... Uważaj, co mówisz. Mogę iść i wygadać Ślizgonom wszystkie twoje sekrety.
– Nie zrobisz tego. To by oznaczało, że twój ukochany ojciec chrzestny miałby kłopoty – powiedział pewnie Harry.
Draco wzruszył ramionami.
– Dobra, nie zrobię tego. Ale mogę wypaplać kilka twoich brudnych tajemnic.
– Czyli wcześniej tego nie próbowałeś. Łee, Malfoy, a to niespodzianka.
– Może nie jestem w stanie cię zranić, Potter, ale nie myśl, że wampir będzie w stanie wiecznie cię bronić.
– Nie potrzebuję wampira, by chronić się przed takimi, jak ty, Malfoy. A może zapomniałeś o swojej małej... sssssssłabości...? – wysyczał Harry z ironicznym uśmieszkiem.
– Odwal się! – wrzasnął blondyn, wyraźnie wściekły.
– Z przyjemnością – powiedział Gryfon, okrywając się szczelnie peleryną-niewidką. Nie był w stanie się powstrzymać – obserwował przez chwilę krzywiącego się Draco, po czym zachichotał i podszedł do niego na palcach. Pochylił się, blisko chłopaka, zachowując jednak bezpieczną odległość.
– Dobranoc, Malfoy – wysyczał w Wężomowie, po czym szybko uciekł.
– POTTER!!! CHOLERA JASNA!!! – wrzasnął Draco, odskakując gwałtownie i rozglądając się dookoła z paniką.
Harry parsknął śmiechem, biegnąc w dół korytarza. Przez chwilę robił dużo hałasu. Uciszył się, gdy tylko wydostał się z lochów. Zwolnił i skierował się w stronę Wieży Gryffindoru.
CZYTASZ
A Destined Year
FanfictionOpowiadanie nie należy do mnie, tylko je udostępniam. Atenszyn, atenszyn, fanfik posiada kontynuacje - A Fated Summer, która niestary nie została ukończona przez autorkę __________________________ Autor: Autumns_Slumber Adres oryginału: http://arch...