Miał związane oczy. I był nagi. To wszystko, o czym był w stanie myśleć. Niby nic nie przesłaniało mu oczu, ale i tak nic nie widział . Słyszał swój ciężki oddech, czuł pod sobą delikatne prześcieradło, jednak to wszystko wydawało się dziwnie zniekształcone, dalekie.
Coś chłodnego dotykało delikatnie jego policzków, odwrócił się, by zobaczyć, od kogo pochodzi ta pieszczota, ale nikogo tam nie było. Dziwne doświadczenie - czuć ten pieszczący dotyk, wędrujący teraz wzdłuż gardła, leciutko głaszczący bardzo wrażliwą skórę i jednocześnie niczego nie widzieć.
"Proszę..." wyszeptał Harry, zamykając oczy, choć to i tak niczego nie zmieniało. Nie wiedział, czy gdyby poprosił, to coś by przestało. To go w tej chwili nie obchodziło. Tak bardzo pragnął... Tego czegoś... Tego kogoś...
Zdecydował, że cokolwiek to jest, poprosi o więcej - pieszczota znów zaczęła schodzić w dół. Starał się panować nad sobą, ale ruchy były tak wolne, doprowadzały go do szaleństwa.
Był dotykany powoli, leciutko, jakby ktoś przeciągał piórkiem po jego ciele. Wolniutko, drażniąco, cal za calem... Lewy sutek, później prawy, zaczął głośno jęczeć od tych diabelskich poczynań. Jak na złość tajemniczy osobnik się nie spieszył.
Niżej, niżej, na brzuch, dookoła pępka, sprawiając, że zaczął kręcić nerwowo biodrami. "Proszę..." Harry spróbował ponownie, prosząc o więcej.
Jego milczący kochanek, kimkolwiek był, nie odpowiedział. Pieszczota była tak blisko, zaraz przy jego erekcji. Harry bał się poruszyć, żeby tylko żaden gwałtowny ruch nie przerwał tej słodkiej tortury.
"Merlinie... Proszę... Taaak..."
Zatrzymało się. Chłopak czekał kilka uderzeń serca, ale nie było kontynuacji. Wierzgnął nogami, ale już nic go nie dotknęło. Jęknął, sfrustrowany. "Proszę! Nie przestawaj... Merlinie, nie przestawaj!"
Nic co powiedział, czy zrobił, nie przywróciło ponownie głaskania. Jęknął i poddał się zrezygnowany.
Harry obudził się podniecony, cały drżał, mokry od zimnego potu. Było mu gorąco, bardzo gorąco i miał zawroty głowy. Niepewnie rozejrzał się za swoimi okularami, znalazł je w końcu, po czym wsunął na nos. Szybkie spojrzenie upewniło go, że pozostali chłopcy ciągle spali. Westchnął z ulgą. Dobrze, nie obudził nikogo. Zauważył, że jego spodnie od piżamy są mokre.
Wygramolił się z łóżka i poszedł pod prysznic, żeby się umyć. Jakiś trzy kwadranse później był już czysty, problem z erekcją także został rozwiązany. Przy suszeniu włosów pomyślał, że taka długość jest irytująca. Spojrzał na zegarek i zobaczył, że jeszcze zostało trochę czasu, zanim reszta zacznie wstawać. Wyjrzał przez okno - niedługo miała być pełnia. Za kilka dni Remus znów przemieni się w wilkołaka. To przypomniało mu, że wcześniej chciał sprawdzić Mapę Hunctwotów. Remus był w swoich komnatach, spacerował po nich niespokojnie. Harry postanowił go odwiedzić i zobaczyć, jak mu się powodzi. Rzucił ręcznik na prześcieradło i szybko się ubrał.
Wziął pelerynę-niewidkę i różdżkę, po czym na palcach opuścił dormitorium, by nikogo nie obudzić. Na korytarzu ponownie sprawdził mapę. Teren wydawał się czysty, tylko kilku nauczycieli poruszało się w swoich komnatach, wcześniej zaczynając dzień. Harry sprawdził też mieszkanie Snape'a, profesor nie ruszał się, a obok niego znajdowały się dwa inne nazwiska - Leonarda, które widział już wcześniej i jedno zupełnie nowe - Marcus Miltch
Hermiona tłumaczyła mu, że to zupełnie naturalne - Snape musiał się posilać i nie mógł pić krwi swoich uczniów, stąd ci obcy w jego pomieszczeniach. Mimo tego nie był w stanie sobie wyobrazić tego tłustego, podłego, zgryźliwego Mistrza Eliksirów, posilającego się od dwóch mężczyzn. Na dodatek, jak twierdziła Hermiona, w bardzo... cielesny sposób.
Oczywiście fakt, że zeszłej nocy Snape przyznał, iż Harry pachnie bardzo apetycznie, wcale nie pomagał.
Ta myśl zmusiła go do przywołania swojego pierwszego snu, w którym został ugryziony. Ciarki przeszły mu po plecach, pokręcił głową. Nie, nie śniłem o profesorze Snapie mówił sobie. Powinienem się pospieszyć, zanim inni profesorowie zaczną wstawać.
Musiał ominąć McGonagall, która wędrowała w połowie drogi do lochów. Odetchnął z ulgą, gdy resztę drogi przebył bez wpadnięcia na kogoś innego. Właśnie skręcał w korytarz prowadzący do pokoju Remusa, gdy usłyszał kroki. Zatrzymał się gwałtownie i przylgnął płasko do ściany na wprost niego. Odgłos zbliżał się, przypomniało mu to pierwszą noc, gdy tak samo próbował dostać się do komnat Lupina.
To był profesor Snape, kierujący się prosto na Harry'ego. Snape zatrzymał się kilka kroków od Złotego Chłopca. Harry wstrzymał oddech, jego oczy gwałtownie się rozszerzyły - profesor podniósł głowę, zaczął też oddychać ciężej. Co, do...
- Potter - warknął Snape.
Cholera. Harry zmusił się do uspokojenia. Może profesor pomyśli, że tylko mu się wydawało. Może to były tylko domysły. Może...
- Wiem, że tam jesteś. Potrafię cię wyczuć, Potter - skrzywił się, jakby to był wyjątkowo zły zapach.
Po prostu świetnie. Trzeba było sprawdzić Mapę Huncwotów, zanim wszedłem w ten korytarz... pomyślał chłopak. Pociągnął za płaszcz, tak, że jego głowa zrobiła się widzialna.
Spojrzenie Mistrza Eliksirów spoczęło na nim. Złotemu Chłopcu nie podobało się, że został złapany. Bezczelnie wptrywał się w starszego czarodzieja.
- Mówisz tak, jakbym śmierdział. A jeszcze wczoraj, o ile mnie pamięć nie myli, mówiłeś, że pachnę bardzo... apetycznie - Harry wiedział, że prowokuje wampira, ale miał już dość tego, że w tym roku wszystko szło nie tak. Cholera, nie minął nawet pierwszy tydzień!
Snape lekko wzdrygnął się na ten werbalny atak, ale po chwili szyderczy uśmiech znów powrócił na jego twarz.
- Zapewniam cię, nie do końca zgadzam się z opinią mojego wewnętrznego wampira względem ciebie.
Harry zmrużył oczy.
- Więc twój wewnętrzny wampir ma odmienne zdanie dotyczące mnie, nie związane z moją krwią? To ciekawe... - Właściwie Harry sądził, że to raczej niepokojące, ale próbował zgrywać silnijszego, niż się czuł. Nie mógł wyzwać Snape'a na pojedynek, pozostawały mu tylko słowne utarczki, tak jak to zwykle robił Mistrz Eliksirów. - Co dokładnie myśli o mnie twój wewnętrzny wampir?
Snape w duchu przeklinał się za swoje głupie słowa. Wampirza część jego mózgu miała sporo do powiedzenia na temat Pottera, nie wszystko z tego dotyczyło krwi chłopaka, choć to oczywiście zajmowało większą część. Snape nie był przygotowany na to, by przyznać się sobie, co jego wampirza natura myśli. Starał się ignorować tę część swojego mózgu.
- To nie twoja sprawa, Potter.
Harry wzruszył ramionami, płaszcz zsunął się odrobinę, odsłaniając kawałek jego gardła. Spojrzenie Snape'a powędrowała w to miejsce, czego Harry nie zauważył. Nie zauważył nawet, że ciało Snape'a napięło się i wyprężyło jak struna, walcząc z chęcią ugryzienia chłopca.
- Myślę, że to jest moja sprawa, dopóki dotyczy mnie. Chyba że boisz się do prawdziwych rozmiarów tego... przyciągania, o którym wspominałeś...?
Och, to jest to. Chłopak jest już i tak zamieszany w to wszystko... pomyślał Snape, mrużąc oczy. Zbliżył się niebezpiecznie blisko do Harry'ego.
- Mój wampir chce schować nos w twojej szyi i wdychać rozkoszny zapach. Chce obnażyć kły i pobawić cienką warstwą skóry, zanim zanurzy zęby i rozpocznie ucztę. - Z każdym kolejnym zdaniem Snape robił kolejny krok, z oczami utkwionymi w szyi chłopca. - Chce wyssać cię aż do ostatniej kropli. - Kolejny krok, Severus próbował zmusić tego swojego wewnętrznego wampira do odejścia, by mógł pomyśleć jasno. Zignorował fakt, że penis pulsował od jego własnych słów.
Oczy Chłopca, Który Przeżył rozszerzyły się. Zaczął się cofać, ale po chwili wyczuł ścianę za plecami. Nie spuszczał wzroku ze Snape'a, przypomniało mu się, co mówił Remus - jeżeli Mistrz Eliksirów nie przestanie się w niego wpatrywać, to może go nawet zahipnotyzować
- Chce rozerwać twoje gardło i wylizać ranę z krwi, jak kot śmietankę - wymruczał Snape, zatrzymując się przed Potterem. Prawie się dotykali, chłopak wpatrywał się w dół, bojąc się podnieść wzrok.
Snape przesunął się nieznacznie, pochylając się nad chłopcem. Spojrzał prosto w oczy Pottera. Mistrz Eliksirów stwierdził, że strach wymalowany na twarzy Złotego Chłopca jest bardzo zabawny. Ale nie śmiał się, jego usta wygięły się drwiąco. Nie zauważył, że białka jego oczu stały się czarne, jak bezdenne czarne dziury. Nie zauważył, że hipnotyzował chłopca. Nie zauważył, że właśnie to trzyma Pottera w jednym miejscu, że to powstrzymuje gryfona przed kolejnymi złośliwymi komentarzami, czy rzuceniem zaklęcia. Nie zauważył żadnej z tych rzeczy, gdy tak pochylał się nad chłopcem, wciągając głęboko powietrze, rozkoszując się cudownym zapachem jego krwi.
Jego usta znalazły się nagle przy uchu Pottera, wyszeptał z lekką groźbą:
- Czy to właśnie chciałeś wiedzieć, Potter?
Harry zamarł, gdy spotkał wzrok Snape'a. Te oczy były czarne. Nie tylko tęczówki, całe. Były też zimne. Poczuł dreszcz przechodzący w dół kręgosłupa, gdy tak patrzył w te oczy. Nie był w stanie się ruszyć. Gdy Snape pochylił się nad nim, przez chwilę stał bez ruchu. Potem jego zmysły zaczęły funkcjonować normalnie i usłyszał słowa Snape'a, wyrywając się z transu.
Ślepa furia przeszła jego ciało. Snape chciał go zahipnotyzować. Snape naruszył jego prywatną przestrzeń i próbował przejąć kontrolę nad jego umysłem.
- A ty? Czy to jest to, czego ty chcesz, profesorze? - spytał złośliwie.
Snape wyczuł to, zanim Potter się odezwał. Nagłą zmianę. Chłopak pachniał wcześniej tak rozkosznie, tak słodko. Teraz pachniał jak żar, pasja, jego serce biło dwa razy szybciej, każda cząstka jego ciała, nawet taka, której Snape nie mógł zobaczyć, była napięta. To sprowokowało reakcję, o której Severus nawet nie chciał myśleć. Zdobycz, powiedział jego umysł. Pachnie jak dobra zdobycz. Pachnie jak wyzwanie.
Momentalnie zaczął się zastanawiać, co sprowokowało tak ogromną zmianę. Ale potem chłopiec przemówił i gniew, który najpierw tylko wyczuł, dał się słyszeć także w głosie gryfona. Zachwiał się nieznacznie na słowa Pottera, nieświadomy, że jego oczy wróciły do normalnego wyglądu.
Severus Snape odzyskał kontrolę nad sobą i był niezadowolony z tego, co powiedział. Niezadowolony z przyznania się do wszystkiego. Chciał przestraszyć chłopca, ale udało mu się go tylko wkurzyć. A także samemu się podniecić. Cholera jasna, niedobrze. Mam, co chciałem.
- Idź, gdzie chciałeś, Potter - wycedził. - Na drugi raz nie daj się złapać.
Harry obserwował, jak profesor wycofuje się. Powoli zaczął się rozluźniać, choć gniew pozostał. Poczekał, aż Snape zniknął z zasięgu wzroku. Westchnjął i zamknął oczy. Było blisko. Nie powinien tego robić.
Harry otworzył Mapę Huncwotów.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. - Obserwował jak mapa wypełnia się liniami i literami. Snape właśnie wrócił do swych komnat, dwa inne nazwiska praktycznie nachodziły na jego. Harry zmusił się do ponownego uspokojenia.
Nie powinien tego robić, nikomu. Ci mężczyźni zostali zmuszeni. Nieważne ile razy powtarzają, że się na to zgodzili. Zrobili to, ponieważ zastosował na nich swoje wampirze moce. Nikt nie powinien chcieć być blisko tego tłustego dupka.
Nagle stracił całą chęć do odwiedzenia Remusa.
- Koniec psot - szepnął i założył na siebie pelerynę-niewidkę, wkładając mapę do kieszeni. W głównym korytarzu znajdowało się już kilku uczniów, którzy zapewne chcieli zjeść wcześniejsze śniadanie. Musiał dość długo kluczyć i unikać zderzenia z ludźmi, zanim dotarł w końcu do Wieży Gryffindoru.
Jeszcze bardziej skomplikowane było dostanie się do chłopięcego dormitorium. Wpadł na dwóch zaskoczonych pierwszoklasistów, którzy pomyśleli, że zaczepił ich jakiś duch. Położył się w końcu na łóżku i ściągnął płaszcz, przez co na wpół ubrany Ron zapiszczał z zaskoczenia.
- Cholera jasna, następnym razem mnie ostrzeż, kumplu! Chcesz żebym dostał ataku serca?
- Przepraszam, Ron - Harry zmusił się, by jego głos brzmiał normalnie i przyjaźnie. Wciąż był wściekły.
- Nie ma sprawy. Nie mogę się doczekać OPCM! Nie tylko że będziemy mieli wolne po śniadaniu, bo Snape nie może dziś uczyć, to jeszcze potem będziemy mogli się na nim wyżyć na Obronie! Świetna robota, Harry! - powiedział Ron z uśmiechem.
- Dlaczego Snape ma niby dziś nie uczyć? I o co chodzi z OPCM? - zapytał Seamus Finnigan, gdy wyszedł spod prysznica, z ręcznikiem przewiązanym na biodrach.
- Harry prawie został... - Złoty Chłopiec walnął kolegę łokciem. Spojrzał na rudowłosego ostrzegawczo. - Eeee...
- To nic takiego. Rozmawiałem z Dumbledorem i zasugerowałem mu, że ktoś powinien nam zademonstrować, jak walczyć z wampirami. Stwierdził, że to dobry pomysł i powiedział, że profesor Snape powinien nam to pokazać, ponieważ ma największe kwalifikacje w walce - dokończył za przyjaciela Harry. Seamus uśmiechnął się złośliwie.
- Pobić dupka i to beż żadnych konsekwencji! Dobra robota, Harry!
***
Hermiona nie była aż tak podekscytowana tym pomysłem jak Ron czy Seamus.
- Nie sądzę, że to jest dobry pomysł, Harry...
- Przestań, Miona! Możemy pobić Snape'a! - wykrzyknął Ron, jakby to była najlepsza rzecz na świecie.
- Ale czy nie sądzisz, że ktoś może zacząć coś podejrzewać? Snape ostatnio zachowuje się dziwnie, a teraz został zmuszony do demonstracyjnych walk... Nic dobrego z tego nie wyniknie.
- Musisz zawsze wszystko zepsuć, prawda? - wyjęczał Ron.
- Po prostu staram się myśleć obiektywnie. Snape naprawdę jest wampirem. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, żeby łatwo przyjął fakt, iż jest atakowany. Dodatkowo jego wampirze instynkty mogą przejąć nad nim kontrolę i jest nawet w stanie kogoś zaatakować.
- Już to zrobił! Właśnie dlatego powinien zostać ukarany! Jestem pewien, że Dumbledore nie pozwoli, by znów kogoś zaatakował - stwierdził z nadzieją Ron.
- To mi się i tak nie podoba. Nie powinno się znęcać nad magicznymi stworzeniami. Harry, jak myślisz? - Hermiona zwróciła się do Złotego Chłopca.
Harry popatrzył na dwójkę przyjaciół.
- Myślę, że to świetny pomysł. Już nie mogę się doczekać.
- Taak! Widzisz, Miona, Harry się ze mną zgadza! - wykrzyknął Ron triumfalnie, wkładając do ust kolejny kawałek bekonu.
- Wszystko w porządku, Harry? - spytała Hermiona podejrzliwie, wpatrując się badawczo w twarz przyjaciela.
- Tak, po prostu jestem zmęczony, to wszystko - kłamstwo gładko spłynęło z jego ust.
- Hmmm... - dziewczyna nic nie powiedziała.
***
- Jestem przekonany, że wszyscy już wiecie, że będziemy dziś mieli pokazowe walki, które mam nadzieję będą pomocne, gdybyście spotkali kiedyś wampira - zaczął profesor Lupin, gdy wszyscy usiedli. Po sali rozeszły się szepty i chichotanie. - Tak, tak, bardzo śmieszne. Profesor Snape był oczywiście tym, kto pechowo wylosował najkrótszą słomkę. A teraz, ponieważ to ostatnie zajęcia dzisiejszego dnia, profesor Snape jest bez wątpienia zmęczony i pewnie odrobinę rozdrażniony. Będzie tu niedługo, do tego czasu chciałbym, żebyście oddali swoje prace domowe
Gdy wszyscy odłożyli już kartki na biurko, do sali wszedł Snape. Był bezsprzecznie wściekły, z tym swoim nieodłącznym ironicznym grymasem na twarzy. Jego włosy wyglądały na bardziej rozwichrzone niż zazwyczaj. Pewnie właśnie miał małą... przekąskę pomyślał Harry jadowicie.
- Oczywiście nie wszyscy będą mieli okazję popróbować, ale samo patrzenie też może się okazać pouczające. Dobrze, ten, kto się zgłosi, będzie musiał jakoś sobie poradzić i obronić. Nic więcej nie powiem. Jest jakiś ochotnik?
Przez chwilę nic się nie działo. Gryfoni starali się zebrać na odwagę, ślizgoni nerwowo zastanawiali się nad możliwymi konsekwencjami sprowokowania swojego Opiekuna. W końcu gryfoni zaczęli się zgłaszać. Snape, zobaczywszy to, zacisnął usta, jego oczy ciskały pioruny. Uczniowie powoli zaczęli opuszczać dłonie, zanim Lupin zdążył popatrzeć na Snape'a. Kilku ślizgonów zachichotało.
Harry poczuł, że jego wcześniejszy gniew powraca. W wyraźnie wojowniczym nastroju podniósł rękę. Spojrzenie Snape'a wylądowało na Złotym Chłopcu, który jednak nie stchórzył.
Lupin rozpromienił się.
- Podejdź, Harry! Cieszę się, że się zgłosiłeś.
Chłopak wstał i podszedł do profesora bez wahania. Wiedział, że cała klasa gapi się na jego plecy, ale nie odwrócił się, gdy w końcu stanął przed profesorem Snapem.
- Dobrze... Za tobą stoi wampir, podszedł blisko i nawet tego nie słyszałeś. Zanim cokolwiek zauważyłeś, złapał cię i za chwilę wbije w szyję kły - powiedział profesro Lupin i poprosił, by się odwrócił.
Snape wpatrywał się w chłopaka, ale Harry zrobił to, o co prosił go Remus i czekał. Starał się nie zwracać uwagi na kolegów, którzy nie spuszczali z niego wzroku. Zacisnął pięści.
Zamarł, oczekując na pierwszy krok za strony Snape'a. Trwało całą wieczność, a potem nagle ramię mężczyzny znalazło się dookoła jego klatki piersiowej, a jego prawa ręka nie została wykręcona do tyłu. Poczuł gorący oddech na szyi. Zareagował natychmiast, podnosząc lewą rękę i wysuwając do tyłu łokieć, trafiając prosto w brzuch Snape'a. Mistrz Eliksirów odetchnął głęboko i potknął się. Harry obrócił się - jego profesor był zgięty wpół, trzymając się za brzuch i kaszląc. Nie tracąc czasu, podniósł różdżkę i wrzasnął zaklęcie:
- Drętwota!
Cała klasa westchnęła, gdy profesor przeleciał nad podłogą i uderzył w biurko Lupina. Siła uderzenia sprawiła, że biurko przesunęło się o kilka metrów. Snape wyglądał na wściekłego. Profesor Lupin zauważył to natychmiast. Wiedział, że Severus był na skraju utraty panowania nad sobą. Skoczył przed Harryy'ego, by przyjąć na siebie ewentualny atak.
- Dobra robota, Harry! Zgodzi się pan ze mną, profesorze?
Snape stał bez ruchu przez chwilę, przenosząc spojrzenie z Lupina na Pottera, zanim krótko nie skinął głową. Cała klasa wyraźnie odetchnęła z ulgą, nawet ślizgoni. Bez wątpienia wszyscy zauważyli jego napięcie, ale żaden z nich nie znał prawdziwego powodu.
- Dobrze, Harry. Możesz wrócić na miejsce.
Gdy chłopak usiadł na krześle, powoli rozejrzał się po klasie. Niektórzy gryfoni wpatrywali się w niego, jakby był bogiem, za to większość ślizgonów wyglądała, jakby chcieli go zasztyletować. Malfoy, ty będziesz następny w duchu powiedział Harry, wpatrując się w oczy chłopaka. Draco tylko prychnął.
- Mamy jeszcze jakiegoś ochotnika? - Profesor Lupin rozejrzał się po sali. Nikt nie podniósł ręki, większość wpatrywała się w swoje ławki. - Nie? Coż... Profesorze, wygląda na to, że ma pan już wolne, nic więcej na dziś nie zaplanowałem - powiedział Remus, w duchu zadowolony, że nie było kolejnego ochotnika. Coś się działo między Harrym i Severusem i nie sądził, by Severus był w stanie znieść kolejny atak na siebie.
Gdy klasa wychodziła powoli, powłócząc nogami, Hermiona zatrzymała się przed Harrym, który wciąż stał przy swojej ławce.
- Harry, to było głupie - powiedziała cicho. - Stało się coś, o czym mi nie mówisz. Co?
- Powiem ci później - odparł Harry. Spojrzał w stronę drzwi, gdzie Lupin i Snape cicho o czymś dyskutowali od momentu, gdy uczniowie zaczęli opuszczać klasę.
Harry zatrzymał się przed nimi. Zamilkli nagle, gdy go zauważyli.
- Profesorze, na pana kołnierzu jest krew - powiedział spokojnie i obserwował z satysfakcją jak ręka Mistrza Eliksirów wędruje do szyi, by zakryć niewielką czerwoną plamkę. Tak naprawdę była prawie niezauważalna, ale Harry i tak ją dostrzegł.
***
- Cholera! Po czymś takim on ci nie da spokoju! - wykrzyknął Ron, gdy wyszli z sali.
- Harry, to było nieprawdopodobnie głupie! - stwierdził a pasją Hermiona. - Mógł cię zabić!
- Masz rację, Hermiono. Mógł to zrobić. A wtedy miałby olbrzymie kłopoty. Liczę, że o tym pamięta - wymruczał Harry.
- Co to ma znaczyć? - spytał Ron.
- Harry... Czy ty chcesz zrobić coś głupiego? - Hermiona była wyraźnie zaniepokojona.
- Słuchaj. Nie wiesz, co on dziś zrobił. Wstałem wcześnie i postanowiłem zobaczyć, co słychać u Remusa przed pełnią. Wtedy Snape... - Harry opowiedział im o wszystkim, co się stało. Gdy skończył, Ron był blady jak ściana, a Hermiona wyglądała na jeszcze bardziej zmartwioną.
- Harry. Musisz o wszystkim opowiedzieć Dumbledorowi. Nie sądzę, by profesor Snape mógł się w ten sposób zachowywać. Myślę, że powinniśmy poszukać w bibliotece więcej informacji o wampirach - zasugerowała dziewczyna.
- Ugh... - jęknął Ron. - Tylko nie biblioteka. Chciaż zgadzam się, że powinieneś porozmawiać z dyrektorem o tym, że jesteś pociągający dla tego dupka, Harry.
- To nie ja jestem dla niego pociągający, tylko moja krew.
- Dlatego właśnie powinniśmy pójść do biblioteki. Musimy odkryć, dlaczego twoja krew jest dla niego atrakcyjna. To może nam pomóc w znalezieniu sposobu na przerwanie tego błędnego koła - dodała Hermiona.
- Dobra, dobra. Pójdziemy tam po kolacji - zgodził się Harry.
***
Po kolacji Harry miał do zrobienia dwie rzeczy. Po pierwsze musiał iść do Madame Pomfrey, która miała wyrazić zgodę na to, by wystąpił na meczu quidditcha za dwa dni. Załatwił to szybko, wyszedł ze Szkrzydła Szpitalnego słysząc za plecami Poppy, która mówiła, by był bardziej ostrożny.
Poza tym miał odwiedzić Hagrida. Nauczyciel Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami na pewno już wariował, martwiąc się o niego i czując się winnym za jego wypadek. Dlatego właśnie Harry skierował się do chatki Hagrida, stojącej na skraju Zakazanego Lasu. Zapukał do drzwi, ale nikt nie odpowiedział. Zapukał jeszcze kilka razy, zanim nie doszedł do wniosku, że Hagrida nie ma. Odwrócił się, by wrócić do zamku, gdy nagle usłyszał znajome szczekanie. uśmiechnął się, podejrzewając, że za chwilę ujrzy Hagrida z Kłem na smyczy, ale nikt się nie pojawiał.
Zmarszczył brwi i powędrował wzdłuż Zakazanego Lasu. Hagrid prawdopodobnie wyszedł z psem na spacer, ale Złoty Chłopiec chciał się upewnić. Nigdy nic nie wiadomo.
- Lumos - wyciągnął przed siebie swoją różdżkę. Dawała słabe światło, ale mógł widzieć trochę lepiej, gdy wszedł głębiej w las.
- Hagrid? Kieł? - zawołał chłopiec, po czym zamilkł, nasłuchując.
- Hau! - głos dochodził z jego prawej strony. Podążył w tym kierunku. Wkrótce dotarł do małego leśnego jeziorka. Bardzo podobnego do tego, gdzie on i Syriusz spotkali dementorów, gdy Harry był na trzecim roku. Chłopak zatrzymał się na brzegu i spojrzał na nieruchomą taflę, łzy spływały po jego policzkach. Syriusz... Harry tęsknił za nim. Po przyjeździe do Hogwartu był bardzo zajęty, nie miał czasu na myślenie o swoim ukochanym ojcu chrzestnym.
Trzeci rok był punktem zwrotnym w życiu gryfona jako czarodzieja. Oczywiście wojna z Voldemortem zaczęła się, gdy rozpoczął czwarty rok swej nauki, ale to właśnie trzeci był tym, gdy Harry zaczął rozumieć, co właściwie ma do zrobienia. Harry i cała reszta czarodziejskiego świata myśleli, że jego rodzice zostali zdradzeni przez najlepszego przyjaciela. Do tego momentu wszystkie zdarzenia wydawały się takie... odległe. Nigdy nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo okrutny jest Voldemort, dopóki nie spotkał Syriusza. Syriusz był dobrym człowiekiem, jego życie zostało zniszczone prze Czarnego Pana. Dopiero po śmierci jego imię zostało oczyszczone. To wtedy poczuł ciężar tego, co spoczywało mu na barkach.
Voldemort zabrał mu rodziców, gdy był dzieckiem. Potem zabrał mu ojca chrzestnego. Teraz nadszedł czas. Jeśli nie pokonam go w tym roku, to bez wątpienia zrobię to w następnym. Ta wojna nie potrwa długo, kiedy już się zaczęła.
- Harry!
- Hau hau!
Harry obrócił się, wyrwany z własnych myśli. Zobaczył Kła, a zaraz za nim Hagrida. Uśmiechnął się i pomachał do pół-olbrzyma, po czym obniżył rękę, by pies mógł ją polizać.
- Cześć. Byłem w twojej chacie, ale nie odpowiadałeś. Usłyszałem Kła i postanowiłem się upewnić, czy wszystko u was w porządku.
- U nas wszystko dobrze! Ale co z tobą? Przepraszam za Pieszczoszka, on zawsze był taki...
- Łagodny - dopowiedział z uśmiechem gryfon. - Tak. Wszystko w porządku, nie przejmuj się.
- Ja i Kieł martwiliśmy się o ciebie, nigdzie nie mogliśmy znaleźć Pieszczoszka. Ta bestia uciekła...
- Przepraszam, że go przestraszyłem - powiedział Harry z odrobiną rozbawienia.
- Nie, nie, nie! Nie ma problemu! Jest mi przykro, że cię zaatakował! Na całe szczęście, że profesor Snape wziął od niego cały płyn tamtego ranka, nie?
- Tak, jasne, szczęście.
- Powinniśmy się stąd wynosić. Po tym, jak Snape został tu ugryziony przez wampira...
- Snape został ugryziony przez wampira tutaj? - zapytał zaskoczony chłopak, Hagrid zmieszał się.
- Nie powinienem o tym mówić, nie miałem tego mówić. Po prostu o tym zapomnij, dobrze? - zdenerwował się gajowy.
- Hagridzie, wszystko w porządku. Hermiona odkryła, że Snape jest wampirem. Dumbledore też nam o tym powiedział, choć sądzę, że chciał to zostawić w sekrecie. - Uśmiechnął się chłopak. - Więc Snape został ugryziony w Zakazanym Lesie? - Hagrid wyglądał, jakby walczył sam ze sobą - z jednej strony chciał o wszystkim opowiedzieć, z drugiej wiedzieł, że nie powinien.
- Cóż... Właściwie on nie wiedział, co się dokładnie stało. Spacerował po lesie, jak ja i Kieł, i nagle został zaatakowany. Bestia szybko uciekła, nawet jej nie zobaczył. Dlatego właśnie profesor Dumbledor nie chce, by uczniowie zapuszczali się do Zakazanego Lasu. - Hagrid na chwilę zamarł. - Hej! Harry! Ciebie też nie powinno tu być! Powinieneś wrócić, obaj powinniśmy! - Harry skinąl głową i zaczął iść w stronę chatki.
Został na herbacie u Hagrida, kilkakrotnie zapewniając pół-olbrzyma, że czuje się dobrze i że wybacza Hagridowi wypadek z buchorożcem.
Wrócił do zamku na krótko przed ciszą nocną. Skierował się od razu do Wieży Gryffindoru, wiedząc, że Ron i Hermiona już tam pewnie są. Nie mylił się - od drzwi powitał go krzyk dziewczyny.
- Harry! Martwiliśmy się o ciebie! Gdzie byłeś? Nie mogliśmy cię znaleźć!
- Właściwie to ona się martwiła i próbowała cię znaleźć - sprostował Ron, który wyglądał na chorego.
- Wszystko w porządku, Ron?
- Nie, ty też nie będziesz się dobrze czuł, gdy się dowiesz, dlaczego Snape lubi twoją krew...
Harry spojrzał na Hermionę pytająco, gdy tylko usiadł przy kominku. Hermiona pokazała mu książkę, którą właśnie czytała. Od razu zaczęła mówić:
- Wampiry wybierają partnerów, dawców i swoich towarzyszy tylko poprzez zapach. Osobiste preferencje seksualne nie są brane pod uwagę, większość wampirów nawet nie ma jakichś specjalnych preferencji seksualnych, szczególnie te, które urodziły się jako wampiry. Zamiast tego mają preferencje związane z grupami krwi. Gdy wampir się przemienia, zazwyczaj preferuje grupę krwi, jaką miał przed ugryzieniem, albo taką, która byłaby do niej podobna. Wampiry będące takie od chwili narodzin, wybierają taką, która pachnie i smakuje najlepiej. - Hermiona przerwała, by zaczerpnąć powietrza. - W pierwszym tygodniu października, w końcowym cyklu księżyca, wampiry szukają partnerów i dawców, których grupa krwi jest najbardziej zbliżona do tej, jaką ma ich towarzysz.
- Mówisz, że Snape lubi moją krew, bo jest podobna do krwi jego towarzysza? - Harry przerwał, mrugając zaskoczony.
Ron wyglądał teraz na jeszcze bardziej chorego, a Hermiona zmarszczyła brwi, wciąż wpatrując się w książkę. Nagle zamarła. Jej oczy rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów. Podniosła głowę i spojrzała się na Harry'ego dziwnie. Chłopakowi się to nie podobało.
- Poczekaj, tu jest jeszcze coś. Posłuchaj tego: "W tym okresie wampiry są szczególnie spragnione krwi. Jednak powinny one znaleźć przeznaczonego sobie towarzysza, którego krew pachnie, jak to określa większość wampirów, jak niebo. Nie są w stanie zignorować tego przyciągania, ich towarzysz to jedyna osoba, z którą mogą mieć dzieci, a po skosztowaniu jego krwi tracą całe zainteresowanie krwią innych dawców. Czasami wampir wyrzeka się krwi dawcy, wtedy potrzeba rośnie, aż nie jest już możliwa do zignorowania."
Harry wyglądał na zszokowanego.
- Więc ja jestem towarzyszem Snape'a?
Hermiona wyglądała na odrobinę smutną, gdy pokiwała głową.
- Obawiam się, że tak, Harry...
- Czy Snape wie? - spytał Harry, wciąż nie do końca dochodziła do niego ta nowina.
- Nie sądzę. Gdyby to odkrył, na pewno skonsultowałby się z Dumbledorem.
- A co się stanie, jeśli on się nie dowie i nadal będzie to po prostu ignorował?
- Cóż... Hmmm... - Hermiona wzięłą od Harry'ego inną książkę i zaczęła wodzić wzrokiem po tekście. - Tutaj. Był taki przypadek... Murdoch Litchletch, znany wampir, który terroryzował Londyn na początku osiemnastego wieku. Jego towarzyszem okazał się polujący na niego mugol. Mugol nie był w stanie wybaczyć mu jego zbrodni i dalej go nienawidził, a nawet więcej - starał się go zniszczyć. Murdoch, pragnąc dla swojego towarzysza szczęścia, starał się ignorować żądze, dopóki mógł się posilić od innych mugoli. Kilka miesięcy później... - Hermiona zatrzymała się nagle.
- Co? Co się stało kilka miesięcy później?! - chciał wiedzieć Harry.
- Kilka miesięcy później znaleziono ciało tego mugola, z rozdartym gardłem, bez kropli krwi. Obok niego był Murdoch, z kołkiem w sercu. Zabił swojego towarzysza, gdy głód wziął nad nim kontrolę. Potem zabił sam siebie, gdy dotarło do niego, co zrobił - wyszeptała Hermiona, jej oczy błyszczały, jakby miała się zaraz rozpłakać.
Harry spoglądał na nią, a Ron patrzył na niego, zastanawiając się, jak przyjaciel zareaguje.
- W takiem razie... Jeżeli Snape nie zauważy tego i będzie wciąż to ignorował, to zabije nas obu?
Hermiona zamrugała i spojrzała mu w oczy.
- Wygląda na to, że tak.
- To... świetnie. Po prostu świetnie! - Harry zaczął chichotać, po czym wybuchnął histerycznym śmiechem, dopóki w jego oczach nie pojawiły się łzy.
Przyjaciele patrzyli na niego w milczeniu, z otwartymi ustami.
- On chyba oszalał - mruknął Ron.
- H-harry! Wszystko w porządku? - spytała z wahaniem Hermiona.
- W porządku? W porządku? Po prostu świetnie! - Harry zaśmiał się i ukradkiem otarł napływające do oczu łzy. - Jakby moje życie nie było wystarczająco skomplikowane! Brakowało mi tylko cholernego wampira, który zabije mnie, jeśli nie stanę się jego towarzyszem!
I nagle Harry'ego przestało to śmieszyć, gwałtownie przestał się śmiać. Łzy zaczęły spływać po jego policzkach, schował twarz w dłoniach.
- Nienawidzę mojego popieprzonego życia.
Hermiona i Ron nie wiedzieli, co mają robić. Harry w końcu stracił kontrolę, a oni nie wiedzieli, jak mają mu pomóc. W końcu Hermiona odłożyła książkę, pochyliła sie nad płaczącym chłopakiem i mocno go objęła. Ron podszedł i położył dłoń na jego plecach, głaszcząc pocieszająco.
- Wszystko będzie dobrze, Harry. Wymyślimy coś. Zawsze to robimy - wyszeptała Hermiona.
- Tak, na pewno kumplu. Może... Hmmm... Wiesz, może mógłbyś raz na jakiś czas przeciąć swoje ramię i pozwolić mu się napić, albo coś w tym stylu. Może to nie będzie takie złe...? - zasugerował Ron. Hermiona poskoczyła.
- Ron! To jest po prostu genialne! - przutuliła zdezorientowanego chłopaka, po czym zerwała się i opuściła pomieszczenie.
Harry zamrugał kilka razy, ocierając łzy. Spojrzał na Rona i zauważył, że przyjaciel zamarł i zrobił się cały czerwony na twarzy. To pomogło mu przestać płakać, zdobył się nawet na niewielki uśmiech.
- Zdaje się, że miałeś rację.
- N-najwyraźniej... - wyjąkał Ron, chociaż wyglądało na to, że nie wie, z czym miał rację.
Harry westchnął.
- Nie jestem pewien, czy jestem w stanie pogodzić się ze Snape'em, mającym na mnie ochotę.
CZYTASZ
A Destined Year
FanfictionOpowiadanie nie należy do mnie, tylko je udostępniam. Atenszyn, atenszyn, fanfik posiada kontynuacje - A Fated Summer, która niestary nie została ukończona przez autorkę __________________________ Autor: Autumns_Slumber Adres oryginału: http://arch...