10 - Bon Appetite.

1.1K 76 3
                                        

- Nie musicie wcale tego robić - powiedziała Hermiona, gdy wróciła do nich i usłyszała komentarz Harry'ego.

- Co takiego właściwie powiedział Ron, co cię tak zainspirowało? - spytał z raczej średnim zadowoleniem Harry.

- On czasami może być naprawdę pomocny. Pomógł ci rozegrać partię szachów na pierwszym roku, pamiętasz. I uratował cię przed Aragogiem. Albo gdy pomógł ci ze smokami na czwartym...

- Jestem w tym pokoju, pamiętasz o tym? - wymruczał Ron. - Wiesz, że zrobiłbym dla Harry'ego wszystko! - powiedział, naburmuszony. Hermiona przewróciła oczami, a Harry się roześmiał.

- Ron, jestem zaszczycony, ale wiesz - nie gustuję w rudych.

- Nie o to... nie o takie coś mi chodziło! - wyjąkał Ron. - To znaczy... Lubię cię, ale nie tak! Nie lubię facetów.

Harry zachichotał i wydął wargi z udawanym smutkiem. Położył dłonie na sercu i przechylił się, kładąc głowę na kolanach Hermiony.

- Auć! Ron, jak możesz mnie ranić? Hermiono, pocałuj mnie na pocieszenie.

- Jasne, Harry - powiedziała rozbawiona dziewczyna. Pochyliła się i dała mu całusa w usta. Złoty Chłopiec melodramatycznie westchnął, chowając twarz w dłoniach.

- Jak ona całuje! - wykrzyknął Harry z entuzjazmem.

- Hej! Co do... Nie całuj go! Harry, nie prowokuj jej! Wy dwoje... nie... ech! - Ron zarumienił się niczym dorodny pomidor. - Nie możesz całować Hermiony!

Chłopiec, Który Przeżył mrugnął do przyjaciółki. Dziewczyna była lekko zarumioeniona, ale też puściła mu oczko, wiedząc, dlaczego to zrobił.

- No nie wiem... Kiedyś mogę znów mieć ochotę, żeby ją pocałować - powiedział leniwie.

- N-nie!

- Dlaczego nie? - spytał Harry z ciekawością.

- B-bo ona jest dla ciebie jak siostra! Jak twoja siostra, Harry! - Ron entuzjastycznie pokiwał głową, myśląc, że to genialne wytłumaczenie.

Harry udał, że się namyśla. Tak naprawdę to stwierdził, że na dziś starczy już tego uświadamiania Rona. Gdyby to kontynuował, przyjaciel mógłby się zezłościć. Dlatego skinął głową.

- Hm... Możesz mieć rację. Przepraszam, Miona, ale i tak nic by z tego nie wyszło. Jesteś dla mnie jak siostra. Dobrze całująca siostra. - Hermiona dramatycznie westchnęła.

- Tak, ty też jesteś dla mnie jak brat. - Ron wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie

Harry postanowił zmienić temat. Żart pozwolił mu zapanować nad sobą, teraz mogli porozmawiać o czymś poważniejszym.

- Co takiego powiedział Ron, Miona?

- Ten jego komentarz o tym, że mógłbyś sobie przecinać rękę, by dać się Snape'owi napić od czasu do czasu. Wcześniej to mi nie przyszło do głowy, ponieważ cały czas myślałam, że wampiry muszą gryźć i pić krew prosto z gardła. Ta książka - tu wyjęła z torby jakiś opasły tom - wyjaśnia szerzej zwyczaje żywieniowe wampirów. Nie ma tu żadnej wzmianki o tym, że muszą koniecznie gryźć dawcę w gardło. - Otwarła książkę na jakiejś stronie. - Posłuchajcie tego: "Wampiry muszą pić świeżą krew, to znaczy od żywego człowieka, ale nie musi być ona z gardła. Może być to krew z dowolnej żyły głównej lub tętnicy, gdzie krew przepływa szybciej, co ułatwia wampirowi posilenie się. Wampiry mają w swych kłach specjalną substancję, która znieczula ból, gdy ugryzą dawcę. Mogą oczywiście użyć też swych zdolności telepatycznych, by uspokoić swojego dawcę, co większość uznaje za bardzo przyjemne i powiązuje to z seksem. Jednakże wampiry nie muszą gryźć. Jeżeli dawca woli zaoferować otwartą żyłe lub tętnicę, jest to dopuszczale i pozwala nie dopuszczać do aktu seksualnego"

Ron rozpromienił się, a Harry szeroko uśmiechnął. Chciał przytulić Hermionę, ale uprzedził go Ron, który objął ją ramieniem.

- Cudownie, Miona! Oczywiście to był mój pomysł, ale ty znalazłaś tę książkę. Świetna robota! - stwierdził entuzjastycznie Ron i nie puścił Hermiony, dopóki Harry nie zaprzestał prób przytulenia przyjaciółki.

Harry zaśmiał się. Zastanawiał się, czy Ron zrobił to świadomie, czy może nawet nie zauważył.

- Więc mogę po prostu się ciąć i pozwolić Snape'owi się napić? - spytał z lekkim sarkazmem, ale Hermiona skinęła głową.

- To powinno zadziałać. Piłby prosto z rany, więc to byłby w jakimś sensie kontakt fizyczny. Powinno być wszystko w porządku. Co prawda to może trochę boleć, ale ty w końcu jesteś przyzwyczajony do bólu. Tak, wszystko będzie dobrze.

- Świetnie. Więc teraz muszę tylko powiadomić o tym Snape'a?

- Tak.

- Wspaniale. Jakie są moje szanse, że uda mi się go zaskoczyć Drętwotą? - Ron zaczął się śmiać.

- Nie uważam, żeby to było mądre. On cię wyczuje jeszcze zanim zobaczy.

- Hm... Ron, mogę pożyczyć twoje ciuchy?

- Hej! Ja nie śmierdzę!

Hermiona przewróciła oczami.

- On nie powiedział, że śmierdzisz. Pomyślał tylko, że jeśli schowa się za twoim zapachem, profesor Snape nie wyczuje jego własnego. Ale to i tak nie zadziała. Tylko pomyśli, że Ron jest z tobą. Nawet jeśli spróbujesz mu się wymknąć, poczuje zaklęcie jeszcze zanim go trafi i będzie miał mnóstwo czasu, by zrobić unik lub zaatakować cię samemu.

- Pięknie... Czy jest jakaś szansa, że któreś z was pójdzie tam ze mną?

- Nie ma mowy! - gwałtownie zaprotestował Ron.

- Ja pójdę - westchnęła Hermiona. - Jeśli zrobi coś szalonego, będę mogła mu przeszkodzić, jak ostatnim razem.

- Dzięki, Miona. Kocham cię.

- Hej! - wrzasnął Ron.

- Ja ciebie też - dziewczyna w ogóle zignorowała rudowłosego.

***

"Zrób to" rozkazał mężczyźnie obok niego.
"Morsmorde!" wykrzyknął głos, bardzo znajomy głos. Kto to był? Wiedział to, ale w tej chwili nie potrafił sobie przypomnieć. Część jego wiedziała, kto to jest, ale nie chciała mu powiedzieć.
"Pięknie" wysyczał, obserwując błyszczące zielone promienie, które pojawiły się na niebie. Spojrzał w dół, na niewielkie miasto i roześmiał się, gdy pochłonęły je płomienie. Wyciągnął coś z kieszeni i spojrzał na to. Przez chwilę zobaczył wspomnienie, które jednoczeście go przeraziło, ale napełniło dumą. On, Harry Potter, tam był.
Nie, to nie był on. On nie nosił Mrocznego Znaku! Ale to odbicie w lustrze... Wysyczał: "Widzisz piękno, Harry? Zobacz, co potrafię. Całe miasto zniknęło z powierzchni ziemi!"

Harry obudził się, cały zlany zimnym potem. Bał się tak, że cały się trząsł. Nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego jest taki przerażony. To było gdzieś tam, na samym dnie jego umysłu, ale nie potrafił tam dotrzeć! Co to było...? Harry westchnął, sfrustrowany. Spojrzał na zegar - wciąż było za wcześnie, by wstawać. Nie sądził, by udało mu się ponownie zasnąć, więc wziął podręcznik od Transmutacji i zaczął odrabiać pracę domową.

***

- Daj spokój, Ron. Nie patrz tak na mnie - powiedział Harry, gdy szykowali się do pójścia na śniadanie.

- Nie patrzę się na ciebie - stwierdził z uporem Ron.

- Patrzysz się.

- Nie.

- Tak.

- Nie! - krzyknął Ron. - Cholera. Nie musiałeś jej całować!

- Aha... - Harry uśmiechnął się przebiegle. - Dlaczego nie? - spytał po prostu. - To bardzo atrakcyjna dziewczyna i zazwyczaj właśnie to robią faceci z atrakcyjnymi dziewczynami.

- Nie powinieneś nawet myśleć, że jest atrakcyjna!

- Dlaczego nie? Może ją lubię...?

- Na pewno nie!

- Dlaczego nie? - spytał ponownie.

- Bo... Bo... Bo nie jest twoja!

- A czyja jest? - spytał delikatnie, w duchu śmiejąc się jak opętany. Nareszcie, Ron się przyzna.

Błąd. Ron zaczerwienił się, wciągnął koszulę i wybiegł z dormitorium. Harry westchnął i pokręcił głową. Wziął różdżkę i podążył za przyjacielem. Hermiona już na nich czekała. Posłała Harry'emu pytające spojrzenie, gdy zobaczyła grymas na twarzy Rona. Złoty Chłopiec pokręcił głową, więc o nic nie spytała.

W Wielkiej Sali było ciszej niż zazwyczaj. Niektórzy studenci milczeli, z bladymi twarzami. Kilku płakało. Hermiona szybko wzięła Proroka Codziennego od jakiegoś młodszego kolegi. Wciągnęła powietrze, Ron i Harry przechylili się i czytali jej przez ramię.

Mroczny Znak zwiastujący masakrę.

O 4:45 rano Mroczny Znak pojawił się nad małym miasteczkiem w południowej Szkocji. Aurorzy pojawili się tam natychmiast, ale zastali tylko płonące zgliszcza. Do tej pory nie odnaleziono żywych, ale Ministerstwo nie poddaje się, przeszukując okoliczne lasy. Na razie zidentyfikowano ciała 203 zmarłych mugoli i 178 czarodziejów.
Ponadto klan Mearsuinn an Fuil przyłączył się do Czarnego Pana. Ponieważ jest to najstarszy i najbardziej poważany klan, prasa wierzy, że pójdzie za nimi też reszta wampirów. Mimo tego Ministerstwo powtarza, że wciąż prowadzi negocjacje z pozostałymi klanami wampirów i rozmowy wyglądają pomyślnie.

- Cholera jasna... - wyszeptał Ron.

Hermiona wyglądała, jakby miała się rozpłakać. Objęła obu przyjaciół ramionami.

- Spójrzcie - pokazała na stół Gryffindoru, gdzie dwóch drugoklasistów i ich starszy brat z czwartej klasy płakali. - Ich rodzice mieszkali w tym mieście. To pierwsza rodzina z Hogwartu, która została zamordowana.

Harry rozejrzał się po Wielkiej Sali. Lodowaty dreszcz przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa. Oddech stał się nierówny - spojrzał na zdjęcie znajdujące się na tej samej stronie, co artykuł. Mroczny Znak wpatrywał się w niego. Poniżej znajdowało się morze płomieni. To był mój rozkaz. Byłem tam i rozkazałem, by to się stało pomyślał Harry nieco histerycznie.

- Harry? Wszystko w porządku? - zapytała Hermiona z wahaniem. Chłopak spojrzał na nią, jego oczy błyszczały posępnie.

- Byłem tam. Byłem w głowie Voldemorta zeszłej nocy. Rozkazał, by wszystko spłonęło. Zrobił to tylko dlatego, by mi pokazać, że jest do tego zdolny. To był tylko żart, jakby życie tych ludzi nic nie znaczyło. Wszystko przeze mnie...

Hermiona podeszła do niego i ostrożnie położyła mu rękę na ramieniu. Martwiła się o przyjaciela.

- Musisz porozmawiać z Dumbledorem. On może pomóc.

Harry skinął głową. Złożył gazetę i oddał dzieciakowi, od którego Hermiona ją wzięła. Skierował się do stołu nauczycielskiego. W jego głowie kłębiły się sprzeczne emocje - wściekłość, smutek, strach, szok... beznadzieja. Na razie nie był w stanie zrobić nic, by pokonać Voldemorta. Dopiero gdy rozpocznie się finałowa bitwa, Harry będzie mógł podejść na tyle blisko, by spróbować pokonać bestię. Coś tak złego nie mogło być człowiekiem, nie potrafił myśleć o Voldemorcie jak o człowieku, nawet jeśli wiedział, że kiedyś nim był.

- Harry, co się dzieje? - spytał Dumbledore, gdy Gryfon przed nim stanął.

- Muszę z panem porozmawiać, profesorze. Chodzi o to, co stało się zeszłej nocy - powiedział chłopak ze znaczącym błyskim w oku.

- Rozumiem. Przyjdź do mojego gabinetu po zajęciach.

- Dziękuję, profesorze - Harry skłonił się do innych profesorów i wrócił do swojego stołu, by zjeść śniadanie.

Dumbledore powiedział zadziwiająco krótką mowę, która niektórych podniosła na duchu, ale i tak to było bardzo ciche śniadanie.

Wyglądało to tak, jakby to wszystko, co się działo przez te pięć lat i co doprowadziło do tej chwili, było już nieważne. W obliczu brutalnej prawdy szkoła nie była w stanie normalnie funkcjonować. Na każdych zajęciach profesorowie starali się uspokajać uczniów, zapewniać, że wszystko będzie w porządku, nawet jeśli sami tak nie myśleli.

Co więcej - stosunki między ślizgonami i innymi domami znacznie się pogorszyły. Ostatnio wszyscy otwarcie walczyli z uczniami ze Slytherinu. Harry obserwował to ze smutkiem. To tak, jakby przez ten jeden atak wojna wkroczyła do szkoły. Jak to możliwe, żeby tak łatwo było zburzyć pokój, teraz, kiedy nadchodzi coś znacznie gorszego...? Polegniemy jeszcze zanim to się naprawdę zacznie...

Harry zauważył, że ślizgoni uśmiechają się ironicznie, ale z drugiej strony nie próbują nikogo zaczepiać. To było dziwne móc przez cały dzień natykać się na Malfoya i nie słyszeć ani jednego drwiącego komentarza z jego strony. Nagle przypomniał sobie o magicznym pojedynku, który miał jutro zostać rozegrany. Jego myśli były już tym zaprzątnięte, gdy podeszła do niego Hermiona.

- Harry, masz spotkanie z Dumbledorem. Za chwilę zacznie się cisza nocna - przypomniała delikatnie dziewczyna.

- Racja - Harry oddał swoje książki Ronowi.

- Myślę, że powinniśmy się spotkać dziś w nocy z profesorem Snapem, zbliża się okres największej żądzy krwi. Im bliżej, tym trudniej mu będzie się kontrolować - Harry po krótkim namyśle zgodził się z nią.

- Dobrze. Czekaj na mnie przed gabinetem Dumbledora, jak skńczę rozmowę, to pójdziemy do lochów. Miej ze sobą mapę i moją pelerynę-niewidkę, nie chcę ryzykować, że kogoś obudzimy.

- Jasne, Harry - zgodziła się, wpatrując się, jak znika w głębi korytarza.

***

Dumbledore nie owijał w bawełnę, a Harry nie marnował czasu i po prostu opowiedział wszystko, co pamiętał. Pod koniec jego głos zaczął się łamać. Dyrektor westchnął ciężko i usiadł za biurkiem.

- Czy wiesz, kim był mężczyzna za nim?

Harry zmarszczył brwi i próbował sobie przypomnieć twarz, ale tylko pokręcił głową z irytacją.

- Nie, Voldemort nie odwrócił się w jego stronę. Myśle, że nie chciał, bym się dowiedział. Chociaż podejrzewam, że to mógł być Malfoy. Poznałem jego głos, chociaż wtedy nie potrafiłem sobie tego uzmysłowić.

- Bardzo dobrze Wygląda na to, że Voldemort próbował przesłać ci wiadomość - powiedział Dumbledore. Z jego twarzy przebijało znużenie.

- Nie mogę zatrzymać go przed robieniem tego, prawda? - stwierdził z goryczą chłopak, zaciskając dłoń na różdżce.

- Podejrzewam, że chciał ci pokazać, że może cię dosięgnąć nawet przez mury tego zamku. Sądzę, iż powinieneś wznowić lekcje Oklumencji z profesorem Snapem - Dyrektor miał minę mówiącą, że nie chce słyszeć żadnych "ale". - Poza tym mniemam, że ty i profesor Snape macie coś, czym powinniście się zająć... Mam rację?

Harry bez słowa skinął głową. Nie był zdziwiony, że Dumbledore o wszystkim wie. Tylko jedna rzecz go niepokoiła - dlaczego Dumbledore tak spokojnie zaakceptował fakt, że jeden z jego nauczycieli będzie musiał się związać z uczniem.

- Profesorze, dlaczego...?

- W moim wieku - Dumbledore przerwał mu - odkryłem, że niektóre rzeczy leżą poza naszym zasięgiem, nie możemy po prostu nic na nie poradzić. Najlepiej jest wtedy wycofać się i pozwolić rzeczom się po prostu dziać, jak chcą. Powiem ci, że nie pochwalam związku nauczyciela z uczniem, ale to nie jest żaden potajemny romans. Relacja pomiędzy wami nie jest możliwa do skontrolowania. Poza tym jest konieczna

Harry pomyślał o tym i jego myśli powróciły do Voldemorta. Jeżeli Snape rzeczywiście byłby po stronie Czarnego Pana, jak podejrzewał chłopak, to czy mądrze robił...? Ale wiedział coś innego - gdyby nie powiedział Snape'owi i nie znaleźliby sposobu na poradzenie sobie z tym wszystkim, oboje mogliby umrzeć. Zdenerwowany własnymi myślami, Złoty Chłopeic westchnął i zaczął nawijać kosmyk wciąż długich włosów na palec. Naprawdę przydałoby się je obciąć, były bardziej denerwujące niż wcześniej, kiedy sterczały we wszystkie strony.

- Wiem, że pan mu wierzy, profesorze, ale ja po prostu nie potrafię pozbyć się przeczucia, że on tak naprawdę nie jest dobrym człowiekiem.

- Severus jest moim przyjacielem od wielu lat, znam go dużo lepiej niż ciebie, Harry. Ale wiesz... zawsze musisz słuchać własnego serca, a nie innych. Jednak z drugiej strony nie powinieneś odrzucać zupełnie skrajnych rozwiązań - nic nie jest przesądzone, póki nie umrzemy.

Matko, co za optymistyczna myśl. Czuję się od razu dużo lepiej pomyślał lekko rozbawiony chłopak. Wiedział, że Dumbledore ma rację. Harry osądzał wszystko po tym, jak Snape się zachowywał, że był przez cały czas takim skończonym dupkiem. Musiał jednak przyznać, choć bardzo niechętnie, że Snape kilkakrotnie uratował mu życie. Podczas pierwszego roku w Hogwarcie. To zawsze go nurtowało, kiedy wracał pamięcią fo tamtych chwil - w jaki sposób go Snape właściwie uratował. To było wtedy, gdy Voldemort po raz pierwszy chciał wrócić do życia, a profesor Quirrell kilkakrotnie próbował go zabić. Mistrz Eliksirów nie dopuścił, by spadł z miotły, podejrzewał też, że z Quirrellem jest coś nie tak.
Harry pamiętał okres, gdy wymknął się do zakazanego działu w bibliotece i prawie został złapany przez Filcha. Gdy uciekł, wpadł na Snape'a, który groził Quirrellowi. Oczywiście jeżeli Quirrell pomagał Voldemortowi i Snape o tym wiedział, albo nawet podejrzewał, to powinien starać się mu pomóc, a nie przeszkadzać. To go nurtowało, ale był to jedyny przypadek, gdy Harry myślał, że Snape może działać przeciwko Czarnemu Panu.

- Sam znajdę prawdę, profesorze. Nie będe niczego odrzucał, dopóki się nie dowiem, jak jest w rzeczywistości - powiedział cicho Harry

- Bardzo dobrze, Harry. O ile się nie mylę, panna Granger na ciebie czeka...? - Harry spojrzał na starszego czarodzieja ze zdumieniem. Skinął głową, po czym zamarł.

- Zaraz, jest cisza nocna. Nie powinien mi pan powiedzieć, że nie mam nigdzie wychodzić?

- Twój ojciec zawsze wpadał w tarapaty, kiedy tu był. Przestrzegał tylko swojego własnego kodeksu, i nic nie było go w stanie powstrzymać przed osiągnięciem celów, jakie sobie wyznaczał. Wierzę, że to, co w nim było najlepsze, odziedziczyłeś ty, Harry - skomentował Dumbledore. - Poza tym podejrzewam, że jeśli zbliżyłbyś się do Severusa w czasie dnia, jacyś pechowi studenci, którzy mają z nim zajęcia po tobie, mogliby sprawić, że ich oceny drastycznie by się obniżyły. Nie chcemy tego, prawda, mój chłopcze?

- Nie, profesorze - powiedział Harry z rozbawieniem, wychodząc pośpiesznie.

Dumbledore uśmiechnął się z lekkim sarkazmem.

- Tak. Niektóre sprawy zdecydowanie są zdecydowanie poza naszym zasięgiem.

***

- Auć! To była moja noga! - zasyczała Hermiona, gdy chłopak ją nadepnął. Szli przez ciemny korytarz do komnat Snape'a.

- Przepraszam, Miona, nie idziesz prosto.

- To ty nie idziesz prosto!

- Jasne - mruknął chłopak pojednawczo. Nie był w nastroju do kłótni - miał spocone dłonie, a serce biło mu bardzo szybko przed nadchodzącą "bitwą". Bo to na pewno będzie bitwa.

Trzymał w dłoni rozwiniętą Mapę Huncwotów, co chwila zerkał na nią nerwowo. W pewnej chwili zauważył, że przeszli komnaty Snape'a. Zatrzymał się gwałtownie, Hermiona wpadła na jego plecy.

- Harry! Co ty wyprawiasz? - wyszeptała niezadowolona.

- Ee... Właśnie minęliśmy jego komnaty - powiedział, z lekka speszony.

- Och... Ale tam nie było żadnych drzwi.

- To musi być podobnie jak u Lupina - też bez żadnych drzwi. Chodź, powinniśmy się wrócić, to tylko kilka metrów od nas - przeszli te kilka kroków, po czym znów stanęli i wpatrywali się w pustą ścianę.

Harry zdjął pelerynę-niewidkę, podszedł do pochodni po drugiej stronie i przekręcił ją. Bez rezultatu. Zmarszczył brwi i próbował przekręcić ją w drugą stronę. Nic.

- Harry, chyba nie myślałeś, że oni będę mieć taki sam mechanizm - stwierdziła Hermiona z nutką niedowierzania w głosie. - To by było zbyt oczywiste.

- Jej, dzięki. W takim razie nie wiem, jak otworzyć te drzwi...

- Hmm... A może tak jak na Alei Pokątnej - trzeba nacisnąć odpowiednie kamienie... - mruknęła i wyciągnęła różdżkę. - Lumos - obejrzała kamienne bloki, po czym znieruchomiała. - Harry, czy to wąż?

Harry podszedł i zerknął na niewielką płaskorzeźbę, którą pokazywała przyjaciółka. Zamrugał.

- Rzeczywiście, to wąż. To on otwiera drzwi?

- Prawdopodobnie. Na pewno ma jakieś hasło, tylko nie mam pojęcie, jakie mogłoby być - powiedziała z lekką frustracją.

- Um... Pozwól mi spróbować. - Przez chwilę obserwował węża, po czym się odezwał:

- Cześć.

Płaskorzeźba poruszyła się z trzaskiem. Kamienne stworzenie zmieniło pozycję, strzepnęło kurz, jaki się na nim nagromadził, po czym spojrzało na chłopca.

- Cześć - powiedział wąż. Brzmiał bardzo młodo, jakby dopiero co się wykluł.

- Strzeżesz tych drzwi, mały?

- Tak.

- Czy mógłbyś je dla nasss otworzyć? Proszę?

- Potrzebuję hasssła.

- Nie znam hasssła, ale moja przyjaciółka i ja naprawdę musssimy wejść do środka. Czy mógłbyś zrobić dla nasss wyjątek? Tylko ten jeden raz?

- Przykro mi. Ossstatnim razem, gdy wpuściłem przyjaciół mojego pana, był naprawdę wściekły. Nie lubię widzieć mojego pana wściekłego - wysyczał smutno wąż.

Harry westchnął i spojrzał na Hermionę.

- Jest bardzo młody, chociaż mogę się założyć, że znajdował się na tej ścianie jeszcze zanim się urodziliśmy. Powiedział, że nie otworzy drzwi, bo Snape mógłby się wściec.

- Po prostu świetnie. Co w takim razie zrobimy? - podniosła różdżkę i wskazała nią węża. Harry gwałtownie się do niej zbliżył.

- Nie rób mu krzywdy! To nie jego wina! - Dziewczyna przewróciła oczami i pokazała Harry'emu, że ma się odsunąć.

- Nie chcę mu nic zrobić. Harry, czy ty mnie w ogóle nie znasz? Chciałam spróbować Alohamora.

- Tak... Racja... - Harry szybko odszedł od niej.

- Alohamora! - wykrzyknęła dziewczyna. Skała poruszyła sie. Hermiona wyglądała na zadowoloną z siebie, gdy chowała różdżkę do kieszeni. - Widzisz? Proste!

- Co było takie proste, panno Granger? - wysyczał zimny głos z otworu w ścianie. Harry i Hermiona zamarli. Potem Harry prychnął.

- Wygląda na to, że nie zadziałało, Miona. To Snape musiał otworzyć drzwi.

- Cisza, panie Potter. Mogę cię wyczuć nawet przez tę grubą ścianę. Teraz, kiedy zgodziliśmy się, że nie możecie się dostać do moich komnat, dwadzieścia punktów od Gryffindoru za wychodzenie w czasie ciszy nocnej. Dziesięć punktów za próbę włamania do komnat profesora. Pięć kolejnych punktów za to, że mnie denerwujecie - powiedział z tradycyjną drwiną w głosie.

- Ale...

- Profesorze... - przerwała Harry'emu Hermiona. - ...wiemy już, dlaczego krew Harry'ego jest dla pana taka pociągająca. Pomyśleliśmy, że powinien pan to wiedzieć i nie chcieliśmy ryzykować, że ktoś jeszcze mógłby to usłyszeć. - Snape spojrzał na nią z raczej niewielkim zainteresowaniem.

- Kolejne dziesięć punktów za marnowanie mojego czasu. Poza tym to niedopuszczalne, żeby spotykać się z profesorami w ich prywatnych komnatach. Chodźmy do jakiejś pustej klasy.

- Dlaczego? Nikt się nie dowie. A jeśli poszlibyśmy do jakiejś sali, to jest większe prawdopodobieństwo, że natkniemy się na jakichś studentów zmierzających na nocne... spotkanie - stwierdził Harry.

- Wtedy tacy uczniowie dostaliby dwutygodniowy szlaban ze mną i zapewniam, że nie powiedzieliby ani słowa o tym, że widzieli ciebie czy pannę Granger ze mną, w nocy - warknął rozdrażniony Snape.

Harry zauważył, że mężczyzna zacisnął nerwowo pięści. Drżała mu też szczęka. Coś się dzieje.

- Ale skoro już tu jesteśmy... - spróbował chłopak ponownie.

- Albo pójdziemy do jakiejś klasy, albo w ogóle nie będziemy rozmawiać. Cokolwiek wybierzecie, i tak stracisz masę punktów za tę małą wycieczkę, Potter... - Nagle Snape wyrwał się do przodu. Harry i Hermiona pomyśleli, że chce zamknąć drzwi, więc skoczyli za nim.

- Profesorze, my naprawdę musimy...

- Sev? Z kim rozmawiasz? - dotarł do nich ochrypły, senny głos. Chwilę później w drzwiach pojawił się mężczyzna. Harry i Hermiona patrzyli na niego w szoku. Mężczyzna był wysoki, jego włosy znajdowały się w nieładzie. Opalony, z długimi, ciemnymi rzęsami. Przetarł oczy bardzo dziecinnym gestem, podniósł ręce nad głowę i przeciągnął się.

Hermiona westchnęła, a Harry tylko się gapił. Mężczyzna był kompletnie nagi. Szpupły, lekko umięśniony, o opalonej skórze. Wyglądał fantastycznie. Dawca Snape'a zrozumiał Harry. Kompletnie o nim zapomniał. Widział imiona, gdy sprawdzał mapę, ale nie zarejestrował tego w pamięci.

Mężczyzna, Harry nie wiedział, czy to Leonard, czy Marcus, zamrugał zaspanymi oczami, po czym spojrzał na dwójkę nastolatków, stojąc przy zdenerwowanym Snapie.

- Kim oni są? - spytał mężczyzna z nadąsaną miną.

- Nie twój interes! Wracaj do naszego pokoju!

Harry zamrugał kilkakrotnie i spojrzał na Hermionę. Parsknął śmiechem, gdy zobaczył, jak z rumieńcem na twarzy wpatruje się w nagiego faceta.

- To nie jest śmieszne, Potter - warknął Snape, gdy się odwrócił. Wyraźnie źle zinterpretował śmiech chłopaka. A potem zobaczył wpatrującą się w mężczyznę Hermionę. Spojrzał na swojego dawcę z wściekłością. - Załóż coś na siebie, do cholery!

Złoty Chłopiec obserwował emocje wymalowane na twarzy nieznajomego. Zaskoczenie, ból, ciekawość, w końcu gniew. Ale gdy Snape znów na niego spojrzał, opanował się szybko, i wyglądał już tylko na zakłopotanego.

- Przepraszam! Pozwól mi tylko się ubrać i już mnie nie ma. Sam rozumiesz, rzadko miewasz gości, siedzisz tu zamknięty jak w klatce - spojrzał na Harry'ego i uśmiechnął się złośliwie. - Jestem zaszczycony, mogąc poznać sławnego obrońcę czarodziejskiego świata. - Mężczyzna mrugnął. Tak, właściwie to mrugnął do Harry'ego Pottera, zanim nie opuścił pokoju, kręcąc pośladkami.

Oddech Snape'a był wyraźnie niespokojny, próbował się uspokoić. Hermiona pierwsza odzyskała nad sobą kontrolę. Cała zarumieniona, odchrząknęła cicho.

- Ee... Tak. Profesorze. Przepraszam - wyjąkała.

- Który to był? Leonard czy Marcus? - spytał z zaciekawieniem Harry.

Snape bardzo powoli obrócił się w jego stronę, miał przerażający wyraz twarzy.

- Skąd znasz ich imiona, Potter? - spytał lodowatym głosem.

Ups... pomyślał Harry.

- Remus o nich wspominał - powiedział, wzruszając ramionami. Hermiona wyczuła, że zaraz mogą zacząć się kłóćić, przerwała im.

- Czy możemy z panem porozmawiać, profesorze? To naprawdę ważne.

- Dobrze - prawie kopnął drzwi, za którymi zniknął mężczyzna. Zamknęły się z przeraźliwym trzaskiem. Jego uczniowie patrzyli na to ze zdumieniem. - To nie wasza sprawa - stwierdził krótko.

Hermiona wzruszyła ramionami. Przeszła przez krótki przedpokój i usiadła na obitym skórą krześle niedaleko kominka. Naprzeciwko stała kanapa, wyglądająca na bardzo wygodną, ale Harry nie chciał na niej usiąść, jak pokazywała mu Hermiona. W ogóle dziewczyna zachowywała się tak, jakby to był jej dom. Rozejrzał się i westchnął. Nie widział innego wyjścia - zajął miejsce na kanapie. Snape ruszył w jego kierunku, ale zatrzymał się przed krzesłem, na którym siedziała dziewczyna. Gryfonka podniosła książkę, którą przyniosła ze sobą i kompletnie ignorowała przerażające spojrzenia, jakimi obrzucał ją Mistrz Eliksirów.

- Panno Granger - wysyczał Snape. To jest MOJE krzesło. - Hermiona spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- Och! Naprawdę? W takim razie chyba dobrze, że jest w pańskich komnatach.

Oczy Harry'ego się powiększyły, po chwili musiał zasłonić dłońmi usta, by stłumić chichotanie.

- Wstań, Granger! Wyczerpujesz moją cierpliwość! Dziesięć punktów od Gryffindoru za twoje zuchwalstwo. Jak tak dalej pójdzie, to nawet Hufflepuff pokona Gryffindor w Pucharze Domów.

Hermiona zaczerwieniła się i szybko wstała. Usiadła obok Harry'ego na kanapie, tak blisko, że ich biodra prawie się dotykały. Chłopak wiedział, że zrobiła to, by dodać sobie otuchy - on był przy niej i mógł ją obronić. Mimo że Hermiona doskonale potrafiła dawać sobie radę w pojedynkę, to jednak gdy była zestresowana, zdenerwowana, bała się - zawsze szukała kontaktu fizycznego u swoich przyjaciół.

- Teraz możecie kontynuować... Co jest złego w krwi Pottera?

- Ekhem - odchrząknęła Hermiona. Harry obserwował ostrożnie Snape'a. Jeśli profesor miał zamiar rzucić na nich Oblivate, wolał o tym wiedzieć trochę wcześniej. Hermiona, niezadowolona z zachowania Mistrza Eliksirów, choć ją ono nie zaskoczyło, powiedziała po prostu. - Harry jest pana towarzyszem życiowym.

Chłopaka zaskoczyła szczerość przyjaciółki, choć chyba jeszcze bardziej zaskoczony był Snape. Przez kilka sekund siedział w kompletnej ciszy, jakby próbował to przetrawić. Chwilę później Harry zauważył, że jego oczy zwęziły się niebezpiecznie.

- Czy mogłabyś powtórzyć, panno Granger? - zapytał lodowatym głosem

Hermiona lekko zbladła, Harry poczuł, jak zbliżyła się do niego jeszcze bardziej. Harry delikatnie poruszył biodrem, by wiedziała, że nie jest sama.

- Powiedziałam, że Harry jest pana towarzyszem.

- Mogę zapytać co cię skłoniło do uwierzenia w tę... odrażającą teorię? - spytał zimnym tonem.

Hermiona westchnęła i spojrzała na Harry'ego, ale chłopak wpatrywał się bez uczuć w Mistrza Eliksirów. Najwidoczniej Harry był przygotowany na wszystko. Chciałaby móc powiedzieć o sobie to samo. Było jej żal Harry'ego - ze wszystkich ludzi to właśnie Snape się powiedział takie coś, to musiało dotknąć chłopaka. Wzięła uspokajający wdech i sięgnęła po jedną z książek. Miała już zaznaczoną stronę, więc po prostu podała ją profesorowi.

Snape złapał książkę, zanim jeszcze zdążył pomyśleć. Wpatrywał się w tekst, jakby tam chciał szukać pomocy na obronę przed tym, co usłyszał. Zobaczył wystającą czerwoną zakładkę, więc otworzył na tej stronie.
Szczerze mówiąc nie starał się niczego badać na własną rękę. Wiedział dostatecznie dużo i nawet nie pomyślał, by dowiedzieć się czegoś więcej. Ale oczywiście Granger, mól książkowy, musiała coś znaleźć. Zanim jeszcze zdążył cokolwiek przeczytać, denerwująca dziewucha zaczęła mu to referować.

- Wampiry wybierają dawców po zapachu, nieważne są osobiste preferencje seksualne. Istotne jest natomiast to, że wampiry lubią odmienne grupy krwi. Te, będące kiedyś ludźmi, lubią krew podobną do takiej, jaką kiedyś sami mieli, wampiry urodzone jako wampiry wybierają krew, która im po prostu smakuje najbardziej.

- Już to wszystko wiem, Granger - wysyczał Snape.

- Pozwól jej dokończyć - zażądał cicho Harry.

- Pozwolę jej dokończyć, jeśli zacznie mówić o czymś, czego nie wiem! - warknął Mistrz Eliksirów, patrząc na niewzruszonego Pottera. Chłopak naprawdę zaczynał go wkurzać. Zapach jego krwi otaczał go ze wszystkich stron, sprawiając, że czuł się niekomfortowo i był coraz bardziej rozdrażniony. Poza tym Potter wpatrywał się w niego, wyglądając na kompletnie spokojnego, jakby egzaminował jego każdy krok. Niech to diabli, Potter nie powinien być tak cholernie spokojny. Jego krew nie powinna pachnieć tak dobrze. Nie powinienem się podniecać już na samą myśl o spróbowaniu jego krwi. To nie powinno... Cholera!

Snape poruszył się, upewniając się, że szaty dobrze zasłaniają jego krocze. Kipiał ze złości z tego powodu.

- Mów dalej, Granger - mruknął.

- Ee... Tak... Eh... - Hermiona zawahała się, zauważając coś naprawdę niepokojącego, gdy profesor się poruszył. Snape był pobudzony, podejrzewała, że to przez zapach Harry'ego. Może powinna sama powiedzieć o wszystkim Snape'owi, bez Harry'ego... Mistrz Eliksirów wyglądał na podwójnie zirytowanego, gdy chłopak był w pobliżu. - W pierwszym tygodniu października, wampiry szukają dla siebie partnerów lub dawców, którzy mają grupę krwi podobną do krwi towarzyszy. Jednak to właśnie krew towarzysza smakuje najlepiej, większość wampirów opisuje, że pachnie jak niebo. Nie potrafią tego zignorować, po spróbowaniu krwi od swojego towarzysza, inna krew już nie smakuje tak, jak do tej pory. Czasami zdarza się, że wampir się temu opiera, pożadanie wzrasta, aż jest kompletnie niemożliwe do zignorowania.

- To stawia sprawę jasno, Granger - powiedział, zamykając książkę. - Jak widzisz, jestem w stanie kompletnie zignorować zapach Pottera. - Tak naprawdę był lekko zaniepokojony faktem, że niektóre wampiry też opisywały zapach czyjejś krew w ten sam sposób, jak on Pottera. Niebo.

- Mylisz się - zaczęła cicho Hermiona.

- I co sprawia, że tak myślisz, Granger?

- Za pierwszym razem, gdy poczułeś krew Harry'ego, przed komnatami profesora Lupina, wytropiłeś go jak zdobycz. Za drugim razem, gdy miał otwartą ranę, prawie uległeś. Zatrzymał cię Dumbledore. Za trzecim razem to ja cię zatrzymałam. Za czwartym... - Hermiona zawahała się, nie wiedząc, jak ma to ubrać w słowa, żeby nie urazić Snape'a. - ...kompletnie straciłeś nad sobą kontrolę. Chciałeś krwi Harry'ego, a on zakwestionował to, czego chciał wampir wewnątrz ciebie.

Harry zauważył, że ten ostatni raz rzeczywiście mógł być ostatnim, mogło to się skończyć podobnie jak w historii, którą opowiedziała Hermiona.

- To niedorzeczne - zadrwił Snape. - Nie straciłem nad sobą kontroli. Potter sprowokował mnie przez swój atak, zareagowałem instynktownie. A jeśli to, co mówisz, jest prawdą, i nie można się wypierać krwi swego towarzysza, to dlaczego ty i profesor Dumbledor byliście w stanie mnie powstrzymać...?

- Ponieważ pan się przemienił w wampira, i jako taki zachował pan wszystkie dotychczasowe wspomnienia. Wszystkie granice, ograniczenia, jakie pan na siebie nakładał jako człowiek, zaostały nienaruszone i dzięki bogu, był pan bardzo upartym człowiekiem, o dużym poczuciu moralności, które nie pozwoliłoby panu zaatakować ucznia.

- Mówisz, jakbym nie żył - warknął Snape.

- Nie. Pan nie może umrzeć.

Snape wpatrywał się w nią, Harry i Hermiona w Snape'a. Przez kilka chwil panowała kompletna cisza. Potem odezwał się profesor.

- Przypuśćmy, że uwierzę w tę... niedorzeczną teorię, że Potter jest jakoby moim towarzyszem... Co by się stało, gdybym zdecydował, że to mnie jednak nie obchodzi i zignorował chłopaka?

Hermiona już chciała się odezwać, ale przerwał jej Harry.

- Wtedy zabijesz mnie, prawdopodobnie siebie też. Chociaż myślę, że może byłbyś w stanie przeżyć ogarniające cię szaleństwo, po zabiciu swojego towarzysza.

- Co masz na myśli, Potter?

- Hermiona znalazła opis wampira, którego towarzyszem był mugolski łowca wampirów. Wampir starał się ignorować swą żądzę, ale w końcu z głodu popadł w obłęd. W przypływie szału wypił całą krew tamtego mugola. Gdy się ocknął, był przerażony. Zabił się.

- Zapewniam cię, że nie doprowadzę do tak nieszczęśliwego końca.

- Obawiam się, że to nie jest takie proste, profesorze... - powiedziała cicho Hermiona. - Wie pan, jakie skutki ma zaklęcie Imperiusa. Zabiera wolną wolę człowieka, który jest na łasce tego, kto rzucił ten urok. Gdy wampir znajdzie swojego towarzysza, to tak, jakby był kontrolowany. Nie może, nie może zignorować towarzysza. Musi pić jego krew. To jest niezbędne, inaczej oszaleje.

- Potrafię odmówić sobie krwi Pottera. - Snape twardo stał przy swoim. - Robię to teraz, i będę kontynuował.

- Świetnie. Miałam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Harry, przepraszam - powiedziała Hermiona. Chwyciła rękę chłopaka, równocześnie wyciągając z kieszeni mały sztylet. Nacięła rękę chłopaka, powyżej głównej żyły na przegubie.

- Auć! Cholera, Miona, co ty robisz?! - wyszarpnął dłoń z uścisku przyjaciółki, zakrywając niewielkie rozcięcie drugą rękę.

Do jego uszu dotarło ciche warczenie, zobaczył, że Snape wpatruje się w jego nadgarstek.

- P-profesorze?

Snape głęboko wciągnął powietrze, na moment zamykając oczy. Merlinie... Pachnie nawet lepiej niż wcześniej... Muszę to spróbować... Raz, tylko poliżę, to mi wystarczy... Zawarczał, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Otworzył oczy i wpatrywał się w miejsce, gdzie Potter trzymał dłoń. Spróbować, polizać, ugryźć, possać, spróbować... Wewnętrzny głos przekonywał go, by coś zrobił. Nawet nie zauważył, że delikatnie pochylił się do przodu.

- Cholera! Hermiona! Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł... - powiedział Harry. Próbował się wycofać, ale szybko odkrył, że za nim stoi kanapa. Nie mógł się ruszyć. Wpatrywał się z fascynacją w Snape'a - jego oczy znów stały się całe czarne. Otworzył usta, spomiędzy lekko rozchylonych warg wystawały koniuszki kłów.

Hermiona, obserwując całe zdarzenie, przytrzymała Harry'ego, gdy ten chciał przeskoczyć za kanapę. Nie odrywała wzroku od Mistrza Eliksirów, gdy powiedziała do przyjaciela:

- Harry, nie sądzę, żeby ucieczka była dobrym pomysłem. To tylko sprowokuje jego zwierzęce instynkty do rzucenia się za tobą w pogoń. Teraz to ty jesteś dla niego zdobyczą. Siedź nieruchomo, uspokój bicie serca.

- Uspokoić się?! Wampir przejmuje nad nim kontrolę, a ja mam się uspokoić?!

- Usiądź, Harry! - powiedziała krótko Hermiona. Zaszokowany chłopak zrobił, co mu kazała. - Zaproponuj mu rękę. Tylko nie okazuj strachu, na pewno byłby w stanie to wyczuć.

Snape był w pełni świadomy instrukcji Hermiony, ale jakoś go nie obchodziły. Był odurzony zapachem krwi Harry'ego. Musiał ją dostać. To było takie proste. Musiał dostać tę krew i to natychmiast.

- Lepiej, żebyś miała rację... - wymamrotał Harry. Ale w końcu do tej pory zrobił już wiele rzeczy tylko dlatego, że ona tak powiedziała.

Odkrył przecięcie, z którego wciąż płynęła krew. Całą dłoń miał nią pokrytą. Nozdrza Snape'a poruszyły się, gdy chłopak odsłonił ranę. Harry był zaskoczony, gdy Snape wstał z krzesła i uklękł obok chłopca.

Harry ostrożnie przesunął rękę w stronę Mistrza Eliksirów, Snape uchwycił ją, pochylając się nad nią. To był najsłodszy zapach, jaki kiedykolwiek poczuł. To było takie dobre, takie właściwe, że jego towarzysz... nie, Potter, oferował mu swoją krew. Jego oddech lekko przyspieszył, musiał zamknąć oczy i się uspokoić. Gdy znów nad sobą panował, podniósł zaoferowany przegub i zbliżył ranę do swych ust. Jego myśli gwałtownie skupiły się tylko na jednej rzeczy. Harry. Towarzysz. Potter. Towarzysz.

Wszystko kręciło się wokół jego towarzysza. Snape był ostrożny, gdy zaczął ssać ranę, krew zaczęła płynąć szybciej. Nie chciał skrzywdzić swojego towarzysza, nie chciał ugryźć swojego towarzysza, ponieważ on tego nie chciał. Krew wypełniła jego usta i znalazł się w niebie. Zamknął oczy i jęknął, ssał coraz mocniej. Czuł się tak, jakby przez jego ciało przechodził płomień, cały płonął gorączkowo. Po raz pierwszy, odkąd został wampirem. Pomyślał, że usłyszał kwilenie, wiedział, że to on sam je wydał, ale w tej chwili go to nie obchodziło. To było wspaniałe. Chciał więcej. Chciał więcej krwi, chciał więcej... Chciał pokazać swemu towarzyszowi, jak wiele to dla niego znaczy, jak jest pożądany.

Jakby z oddali usłyszał głos, wołający jego imię. Poczuł nacisk, gdy ręka zaczęła się wyrywać z jego uścisku. Snape warknął, chwytając go mocniej.

- Auć! Hermiona, on nie słucha! Snape! Snape! SNAPE!

Snape powoli podniósł głowę, zobaczył gniew na twarzy swojego towarzysza. Wolno wypuścił jego ramię. Powoli zaczęło do niego dochodzić, co właśnie zrobił. O czym myślał. Jak się czuł. W jego oczach pojawiło się przerażenie. Uległ! Co gorsza - chciał więcej! Więcej niż tylko picie. Na dodatek z Potterem!

Odskoczył od chłopaka, wycofując się na drugi koniec pokoju. Potem prychnął.

Harry pocierał ramię, dookoła rany pojawił się czarno-niebieski ślad. Jutro to będzie naprawdę boleć... Cholera, dlaczego Hermiona musiała przeciąć akurat jego prawą rękę? Jutro nie będzie mógł pisać, ani używać różdżki. Nie wspominając o meczu przeciwko ślizgonom!

Hermiona obserwowała ucieczkę Snape'a. Poczekała, aż jego oczy wróciły do normalnego stanu, po czym zapytała:

- Więc to nazywa pan nie uleganiem pokusie? - Snape cicho coś zaklął.

- Radzę wam stąd wyjść, natychmiast.

Hermiona skinęła głową i sięgnęła po swoje książki. Harry już stał przy drzwiach, wyglądał na wściekłego. Dziewczyna zatrzymała się w progu i spojrzała na swojego profesora.

- Gdy znów będziesz potrzebował Harry'ego, daj mu znać. Powinniście razem opracować jakiś rozkład, kiedy ma ci dawać krew. W zamian, ponieważ nie będzie tego robił za darmo, nie możesz wyróżniać go na Eliksirach, ani nigdzie indziej. W końcu nikt nie może się dowiedzieć... - zawyrokowała Hermiona jak urodzony prawnik.

- Nie pozwolę mu zrobić czegoś takiego jeszcze raz!

- Nie mam zamiaru ponownie się odżywiać krwią tego bachora!

Snape i Harry spojrzeli na siebie. Hermiona tylko uniosła brew, patrząc na swojego profesora.

- Cóż... Wątpię, żeby twoi dawcy byli nadal smaczni dla ciebie, chociaż myślę, że nadal możesz się z nimi dobrze bawić - stwierdziła łobuzersko i wypchnęła Harry'ego za drzwi, które natychmiast zniknęły, gdy tylko znalazła się na korytarzu.

A Destined YearOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz