53 - Zadowolenie

939 34 3
                                        


Medytacja, jak stwierdził Harry, była albo najnudniejszą rzeczą we wszechświecie, albo najbardziej użyteczną. Jeszcze nie podjął decyzji.

Z jednej strony nienawidził ciszy. Każdego dnia Harry był zmuszony poświęcić dwie godziny na medytację ze Snape'em – jedną przed śniadaniem i jedną po kolacji. Ayugi kazał im siadać w ten sam sposób, w jaki zrobił to kiedyś Moody, z wyjątkiem tego, że Ayugi nie pozwalał im się dotykać. Zamiast tego zawsze mieli cal odległości pomiędzy kolanami i czubkami palców. Harry spędził wiele czasu, wiercąc się i starając się nie otwierać oczu. W żaden sposób nie pomógł mu w koncentracji fakt, że Snape wydawał się być prawie tak samo poruszony z powodu medytacji jak on.

Pierwsze dni nowego reżimu były szczególnie trudne. Snape nadal próbował go dotknąć, a Harry czuł się dziwnie zmuszony, by wyjść mu naprzeciw. To było jak uporczywe uczucie na dnie jego umysłu, które powodowało, że jego palce dostawały spazmów, a nogi drżały z potrzeby dotyku Snape'a. Kiedy obaj zapytali o to Ayugi'ego, mężczyzna tylko skinął bardzo poważnie głową i powiedział, by kontynuowali. Bez dotykania.

Kontynuowali więc, a Harry'emu coraz łatwiej przychodziło ignorowanie uporczywego uczucia. W drugim tygodniu potrafił już siedzieć cicho przez całą godzinę bez żadnych trudności. Zaczął nawet cieszyć się z samotności, która otaczała go, gdy medytował. Z siódmorocznymi, którzy często byli wysyłani do zadań w terenie, i większą ilością doniesień o atakach śmierciożerców każdego dnia, spokój i pogoda ducha były trudne do znalezienia.

To prawdopodobnie dlatego Harry otaczał się światłem i przypadkowymi myślami, które nic nie znaczyły. Jednak myśli szybko przekształcały się w wyobrażenia o tym, że mógłby pójść wszędzie, gdzie tylko by sobie zamarzył, i cieszyć się tym bez żadnych zakłóceń... dopóki, oczywiście, nie minęła godzina. Wtedy nadciągała rzeczywistość i musiał nakarmić Snape'a, zjeść śniadanie i wyjść na zajęcia.

Ayugi, z powodów, które pozostawały poza granicami zrozumienia Harry'ego, zabronił im spotykać się w czasie obiadu. Snape stanowczo sprzeciwił się temu, ale Ayugi tylko stwierdził, że Killian nie pożywia się tak często jak on. Snape wciąż nie był zadowolony, więc Ayugi tłumaczył dalej, że jeśli Snape nie będzie oczekiwał posiłku trzy razy dziennie, będzie mu łatwiej myśleć logicznie, jeśli jeden z nich zostanie schwytany przez śmierciożerców. To szybko go uciszyło.

Killian i Blaise otwarcie byli w związku, czego McGonagall oczywiście nie pochwalała, i ku wielkiemu rozbawieniu Harry'ego wyglądało na to, że coraz trudniejszym staje się dla Snape'a zabranianie im robienia... rzeczy... w jego pokoju. W rzeczywistości, ku całkowitemu niezadowoleniu Snape'a, często sami zamykali się w jego prywatnych komnatach. W wampirzych sprawach, oczywiście.

McGonagall sporadycznie sprawdzała ich postępy z Ayugim, ale przy coraz częstszych atakach śmierciożerców nie mogła spędzać z nimi zbyt wiele czasu. Z czego cała czwórka była nadzwyczaj zadowolona. Niestety Snape nie został wezwany przez Voldemorta od dłuższego czasu. Zaczynało to martwić wszystkich, a zwłaszcza Harry'ego.

- Myślisz, że on wie, że jesteś szpiegiem?
- Nie, nie sądzę. Według Ceilidha wampiry nadal trenują, a jak wiadomo, kilka pomniejszych wampirów było wykorzystanych w ostatnich atakach. Gdyby wiedział, że jestem szpiegiem, założyłby, że wampiry również są po jasnej stronie, i nie wykorzystałby ich – wyjaśnił cierpliwie Snape. – Zjedz swoje mięso – nakazał.

Harry zrobił tak, jak powiedział. Niestety Ayugi poparł dietę, którą przygotowała dla niego Hermiona, i nawet Zgredek nie mógł nic poradzić na jego wszystkowidzące spojrzenie.

- Dlaczego ja nie widuję się co jakiś czas z Ceilidhem? Nigdy mnie do niego nie zabierasz – zaczął narzekać po tym, jak przełknął kawałek wyśmienitego steku.
- Ponieważ zazwyczaj pojawia się w środku nocy, gdy ty smacznie śpisz w swoim łóżku w wieży Gryffindoru.

Harry westchnął.

- No tak, racja.
- Minerwa poinformowała mnie, że spędzasz ostatnio wiele czasu w bibliotece z Granger i Draconem. Być może sądzi, że to moja sprawka – rzucił od niechcenia Snape.

Harry zamarł na ułamek sekundy, po czym wzruszył ramionami.

- Nie chcę, byś wpadał w szał, gdy ja i Draco spędzamy ze sobą czas, więc poprosiłem Hermionę, by do nas dołączyła, od kiedy Ron wciąż... Tak czy inaczej okazało się, że oboje lubią naukę i, no cóż, bibliotekę.

Snape zawsze był dość dobry w zauważaniu, gdy ktoś kłamie – ostatecznie ta umiejętność parokrotnie ocaliła mu życie – ale z Harrym stało się to prawie tak łatwe jak oddychanie. Po prostu wiedział, nawet bez myślenia o tym. Harry kłamał, ale nie całkowicie. Coś z tego było prawdą.

- Czego się uczycie?
- Um, różnych rzeczy – powiedział Harry, myśląc szybko. – Cóż, głównie czarów, których Draco uczył się, gdy dorastał. Zadziwiające jest to, że nie wszystkie są mroczne. W rzeczywistości zna sporo użytecznych zaklęć ochronnych i jest w nich całkiem dobry.

Faktycznie, Snape wiedział, że nie wszystko, czego uczył się Draco, było uważane za czarną magię, ale metody, jakich używał jego ojciec i reszta rodziny... czyniły to takim. Jednak wiedział też, że Harry potrzebuje ochrony. Nawet mrocznych zaklęć, jakich używali. Nie miał nic przeciwko temu, że Harry uczy się zaklęć... ale, że pracuje z Draconem.

- Nic nie robimy, a poza tym Hermiona tam jest – powiedział przekonująco Harry, jakby dokładnie wiedział, o czym myśli Snape.
- Dobrze – rzucił Snape. – Zbliża się przerwa świąteczna – powiedział, by zmienić temat.
- Och, racja. Zapomniałem – odparł Harry. Zmarszczył brwi. Tylko kilka tygodni pozostało do przerwy świątecznej. W tym czasie w zamku będzie bardzo tłoczno. Zamiast uczniów wyjeżdżających do domu, rodzice mieli przyjechać do zamku. Względy bezpieczeństwa.

McGonagall zadecydowała, że przy tak częstych atakach śmierciożerców najlepiej będzie, jeśli uczynią z zamku swoją twierdzę. Ich ostatnią osłonę. Voldemort nie mógł tknąć zamku, nie bezpośrednio.

Harry z roztargnieniem głaskał Isseę, która spała owinięta wokół jego uda.

- Będzie tu głośno. Dasz radę zachować swą tajemnicę przy tylu wścibskich rodzicach dookoła? – zapytał z troską.

Snape uniósł brew.

- Kwestionujesz moją wprawę w ukrywaniu się?
- Nie! – rzucił natychmiast Harry, otwierając szeroko oczy. – Chodziło mi tylko o to, no wiesz, będziesz musiał otaczać się nimi częściej i...
- Nie martw się o to. Jestem bardziej niż zdolny do tego, by poradzić sobie z grupą zainteresowanych rodziców – odparł sucho Snape.

Harry westchnął i skinął głową.

- Racja. Przepraszam. Więc, um, co chciałbyś na święta?

Snape spojrzał na niego bezmyślnie.

- Chciałbym? – zapytał.
- Taaa... jako, um, prezent, yyy, upominek? – zamotał się Harry, czując się idiotycznie. To oczywiste, że Snape nie będzie chciał wymieniać się prezentami. Harry nie powinien poruszać tego tematu. Powinien po prostu kupić coś i zaskoczyć Snape'a, by mężczyzna nie czuł się zmuszony, by kupić mu coś w zamian.

Snape zmarszczył brwi. Nie sądził, że Harry będzie chciał cokolwiek mu dać. Miał już kilka pomysłów na to, co mógłby dać Harry'emu, ale to, że Harry chciałby również mu coś dać... podobało mu się. I jego wewnętrznemu wampirowi. Niezmiernie.

Myślał o tym bardzo poważnie. Niestety jego myśli ponownie zbłądziły do tej nocy, gdy doglądał snu Harry'ego. Czerwone bokserki okrywające bladą skórę na zielonych, jedwabnych prześcieradłach... idealny prezent świąteczny. Poczuł, jak krew pędzi do jego pachwiny na samą myśl o tym. Harry leżący tam, chętny, czekający na niego.

- ...Snape? – odezwał się Harry. Atmosfera nagle stała się cięższa, bardziej rozgrzana. To sprawiło, że jego skóra zaczerwieniła się. Mógł prawie wyczuć pożądanie Snape'a, które było widoczne na twarzy mężczyzny, wpatrującego się w niego tak, jakby widział coś innego niż to, jak rzeczywiście wyglądał. – Snape – powtórzył szybko Harry.

Snape zamrugał, ponownie skupiając spojrzenie na twarzy Harry'ego. Nie czuł zakłopotania – już go nie dotyczyło – ale był skruszony. Nie mógłby o to prosić, nawet gdyby nie było to sprzeczne z jego zasadami moralnymi. Harry wciąż dochodził do siebie po gwałcie. Gdy będzie gotowy, sam mu to zaproponuje, Snape był tego pewien.

- Ja... muszę nad tym pomyśleć – odpowiedział, przeczyszczając gardło, by jego głos nie był tak zachrypnięty.

Harry skinął głową.

- Um. Może powinniśmy zacząć? Pan Ayugi się spóźnia.
- Tak, przypuszczam, że powinniśmy – odparł Snape.

Jak zwykle Snape podekscytował się, gdy zaczęli medytować. Harry odnalazł w sobie wewnętrzny spokój, jak nazywał to Ayugi, ale Snape nie mógł tego zrobić. Choć było to łatwe wcześniej, gdy pierwszy raz robili to w obecności Moody'ego, wydawało się niezwykle trudne w sposób, w jaki Ayugi kazał im to robić.

Nie był jednak całkiem głupi; wiedział, dlaczego nie mógł medytować. Harry był tak blisko, że mógł dosłownie poczuć ciepło promieniujące z jego ciała, a na dodatek nie mógł go dotknąć ani odezwać się do niego. Pragnął dotyku Harry'ego i udręką było dla niego tak po prostu siedzieć tam cicho, zaprzeczać temu. Jednak wydawało się, że Harry nie ma z tym problemu. Szczęśliwy bachor, warknął w myślach.

Harry parsknął, powodując, że Snape otworzył oczy i spojrzał na niego, ale Harry miał zamknięte oczy i zdawał się go ignorować. Tak więc Snape, z grymasem na twarzy, zamknął oczy i zmusił się do oczyszczenia umysłu ze wszelkich myśli o szczęśliwym bachorze.

Pięć minut później nie miał już takiego szczęścia. Jego palce drgnęły, jakby chciały wyrwać się i chwycić Harry'ego, a nogi zaswędziały go, jakby miał po prostu wstać i gdzieś pójść. Najlepiej w kierunku Harry'ego. Tak skupił się na tym, by tylko siedzieć nieruchomo, że gdy czubki palców Harry'ego dotknęły jego, to było jak porażenie prądem.

W mgnieniu oka sytuacja wymknęła mu się spod kontroli. Poczuł szarpnięcie w pobliżu swej klatki piersiowej, ale jego umysł prawie tego nie zarejestrował, gdy chwycił dłonie Harry'ego i rzucił się na chłopaka, unosząc ręce w tym samym czasie tak, że przygwoździł je do podłogi nad głową Harry'ego.

- S-Snape! – wydyszał Harry w szoku, gdy znalazł się przyszpilony do podłogi przez boleśnie pobudzonego wampi... mężczyznę, siedzącego na nim okrakiem.

Snape nie odpowiedział. Dwa i pół tygodnia, podczas których odmawiał sobie prostej przyjemności bycia z Harrym. Lekkie muśnięcia, niewinne pieszczoty, karmienia pełne erotyzmu... nic z tego nie było dozwolone przy Ayugim. Jego powściągliwość odeszła daleko, a Ayugi'ego tam nie było. Ani Killiana, Blaise'a czy McGonagall. Byli sami.

Warknął cicho, zamykając oczy i ciesząc się z uczucia jego ciała napierającego na ciało Harry'ego, przesuwając się tak, że leżał teraz na chłopaku zamiast siedzieć na nim okrakiem. Oparł się udami po obu stronach Harry'ego, a przedramionami blisko jego głowy, wciąż trzymając jego dłonie przy podłodze.

- Za długo – warknął, otwierając oczy, by spojrzeć w te wspaniałe, szmaragdowe. – Cholernie za długo – warknął ponownie, obniżając usta nad Harrym.

Snape znakomicie całował. Harry już to wiedział, ale nie był całowany od tygodni. Choć on i Snape omówili wcześniej to, że wrócą do wzajemnej masturbacji i obściskiwania się, nie mogli tego robić przy Ayugim. Trzymanie ich z dala od siebie zdawało się być jego misją.

Snape całował fantastycznie, nie znakomicie, stwierdził Harry. Jego jedwabisty język badał jego usta z ze zręcznością eksperta, wywołując jego jęk, na który Snape odpowiedział warknięciem. Poczuł się osamotniony, gdy Snape opuścił jego usta, ale wygiął się w łuk, gdy usta te wpiły się w jego gardło, a język delikatnie prześlizgnął się po jego pulsie.*

Jego oddech przyspieszył, a on odwrócił głowę na bok, dając Snape'owi lepszy dostęp do swojego gardła. Co ja robię? Ugryzie mnie. Ugryzie mnie i... nie będę w stanie się kontrolować. Chcę, żeby tak się stało? Jestem gotowy?

- Harry – na wpół wymamrotał, a na wpół warknął Snape, delikatnie pocierając zębami o wrażliwe gardło. Tak bardzo tego pragnął. Chciał się wgryźć; każdy instynkt wewnątrz niego, każde pragnienie, wrzeszczały do niego, by to zrobił. Zrób to, zrób to, on tego chce!, krzyczał jego wewnętrzny głos.

Harry. Snape powiedział Harry. Nie towarzysz, nie Potter, Harry. To Snape mówił, Snape prosił o pozwolenie, nie wampir. Harry zamknął oczy i pozwolił ulecieć westchnieniu, które zdawało się uwolnić go od napięcia.

- Proszę – wyszeptał.

Harry wzdrygnął się, gdy kły wbiły się w jego gardło, ale zaledwie chwilę później krzyknął, a łzy napłynęły mu do oczu, gdy nagła, gwałtowna fala ciepła przepłynęła przez jego ciało. usta Snape'a na jego gardle były chłodne, a jego dłonie na nadgarstkach jeszcze bardziej. Harry wygiął się w łuk, napierając swym rozpalonym ciałem na chłodne ciało Snape tak mocno, jak tylko mógł.

Ciepło nigdy jeszcze nie było tak przytłaczające. Nie było tak niepohamowane. Jego podniecenie było niemal bolesne, a on wił się rozpaczliwie, próbując uwolnić jedną rękę, by rozpiąć spodnie, ale Snape nie chciał jej puścić.

- Proszę! – krzyknął, zaciskając powieki. Harry potrzebował tego, potrzebował tego tak bardzo, potrzebował Snape'a.

Harry. Głos Snape'a odbijał się echem w jego głowie. Jego imię wypowiedziane tym warknięciem.

- Proszę, proszę, ach! – sapnął Harry i został nagrodzony, gdy Snape przycisnął do siebie ich biodra. Harry. Harry, Harry, Harry.Zrób coś! – krzyknął Harry z frustracji, nie mogąc uwolnić się od jego głosu ani uchwytu.

Snape warknął, przełykając kolejny łyk niebiańskiego płynu, którym była krew Harry'ego. Następnie zmusił się do tego, by się poruszyć i lekko wysysać ranę, jednocześnie przekładając oba nadgarstki Harry'ego do lewej dłoni i wpychając prawą pomiędzy ich ciała, by odnaleźć zapięcie spodni chłopaka. Zręcznie poradził sobie jedną dłonią z nim oraz z długo tłumionym podnieceniem Harry'ego, płonącym teraz od wezbranej w nim krwi.

Snape nie ufał swoim ustom, gdyby znalazły się gdziekolwiek w pobliżu, i jęknął z powodu tego, że oparł się przyjemności picia z tak zachwycającego organu. Och, Kirke, ratuj... Zamiast tego pocałował Harry'ego, by odwrócić swą uwagę od innych, bardziej kuszących myśli. Gładził penisa Harry'ego, aż ten zaczął ociekać, a Harry wydawał zachwycające, przenikliwe dźwięki.

Żar przytłoczył Harry'ego. Czuł się tak, jakby ubrania dusiły go, jakby miał rozpłynąć się tam na podłodze, a Snape nawet by tego nie zauważył! Z pewnością mógłby umrzeć. Czuł zawroty głowy i Merlinie dłoń Snape'a jak czyste niebo i tortury na swoim kutasie. Wił się i skomlał, ale Snape wydawał się być zadowolony tylko dlatego, że go dotykał, gładził go powoli i całował do utraty tchu.

Za gorąco! Głośna myśl rozbrzmiała pod czaszką Snape'a, przełamując jego podniecenie. Głos Harry'ego. Merlinie, chłopak był gorący. Oczywiście zawsze był taki dla Snape'a, ale to... to było coś więcej. Snape odsunął się, by spojrzeć na Harry'ego, i był zszokowany, widząc, że chłopak jest czerwony na twarzy, a pot spływa mu między włosy. Koszula Harry'ego była wilgotna, a kołnierzyk przesiąknięty mieszaniną potu i krwi.

- Merlinie, Harry! Co się dzieje? – wykrzyknął Snape zachrypniętym głosem. Jego ręka zamarła w miejscu.
- Gorąco, za gorąco! – wydyszał Harry; jego klatka piersiowa unosiła się i opadała ciężko.
- Jesteś rozpalony. Pójdę po Poppy – powiedział Snape, zamierzając odejść, ale Harry od razu go chwycił. – Harry, puść...
- Nie! P-proszę! – błagał Harry, szarpiąc szaty Snape'a i próbując rozpiąć guziki. – Cz-czuję się lepiej... gdy mnie dotykasz.

Snape zatrzymał się. Wciąż był podniecony, a i tak przekroczył już tej nocy granice swego opanowania. Coś wewnątrz niego – najprawdopodobniej wampir – powiedziało mu, by zaufać Harry'emu, by zrobić tak, jak powiedział. Skinął głową, ignorując logikę, i szybko zaczął rozpinać swoją szatę, którą Harry niecierpliwie zsunął z jego ramion.

Gdy tylko Snape odpiął kilka górnych guzików białej koszuli, Harry przycisnął policzek do zimnej klatki piersiowej, a Snape dokończył rozpinanie, szybko odrzucając również koszulę. Potem zrobił coś, co całkowicie zaskoczyło chłopaka... Podniósł go – a Harry automatycznie owinął go nogami w pasie – i zaniósł do swojego pokoju.

Położył się na łóżku z Harrym, ale później odsunął się, nie zważając na protesty chłopaka. Nie marnując czasu na guziki, po prostu rozerwał koszulę Harry'ego, a guziki wystrzeliły na wszystkie strony. Klatka piersiowa Harry'ego była tak samo zaczerwieniona jak jego twarz, co naprawdę zaniepokoiło Snape'a. Jego podniecenie osłabło na samą myśl o tym, że Harry rzeczywiście może być chory. Połóż się przy nim!, warknął głos, którego nie słyszał od dłuższego czasu... Jego wewnętrzny wampir.

Szybko ściągnął Harry'emu spodnie, chwytając razem z nimi bokserki, dopóki nie zatrzymały się na jego sportowych butach. Te były łatwe do zdjęcia i Harry został kompletnie nagi, z zarumienionym ciałem i wilgotnym członkiem, który odstawał od jego brzucha.

- Merlinie – sapnął Snape, zachrypnięty. Cóż za cudowny widok.
- Snape! – zaprotestował Harry. Zamknął oczy i wygiął się w łuk w wyraźnym zaproszeniu, na którego akceptację Snape zmarnował trochę czasu. Harry zaskomlał przy pierwszym dotyku chłodnej dłoni na jego piersi, po czym jęknął głośno, napierając na nią i chcąc więcej.

Snape odpiął swe własne spodnie jedną ręką, drugą wciąż głaszcząc uspokajająco Harry'ego. Zdjął spodnie i bokserki, odkopując je na bok, po czym wspiął się na łóżko i położył się obok Harry'ego, przyciągając chłopaka bliżej, dopóki ten nie leżał na nim. Jego wygasłe podniecenie rozpaliło się na nowo, gdy Harry otarł się o niego, napierając swym gorącym, rozpalonym ciałem na jego własne, chłodne. Snape jęknął, zamykając oczy. Jego dłonie zacisnęły się na ramionach Harry'ego, gdy próbował powstrzymać zamianę ich pozycji, próbował oprzeć się pokusie, by wypieprzyć Harry'ego do utraty zmysłów.

- Bogowie! – wykrzyknął Snape, niewiarygodnie zaskoczony, gdy dłoń Harry'ego chwyciła jego penisa. Prawie doszedł od razu. Szybko przekręcił ich tak, że to on był na górze, i to Harry był tym, który jęknął, gdy Snape potarł o siebie ich erekcje.

Mężczyzna ukrył twarz w załamaniu szyi Harry'ego i przygryzł lekko świeżą ranę, sprawiając, że Harry podskoczył z zaskoczenia. Snape uśmiechnął się złośliwie i z rozbawieniem wycisnął lekki pocałunek na szyi chłopaka, tuż poniżej ucha, po czym przesunął usta tak, że zacisnął je na płatku ucha Harry'ego, ssąc delikatnie i uważając, by nie przebić skóry kłami.

- Mm... nng... – Harry jęknął niezrozumiale, podrywając biodra w górę, w kierunku bioder Snape'a, dla większego tarcia. Merlinie, nigdy nie tak dobrze nie czuł się przy Snape'ie. Był tak chłodny, tak kojący, to było niesamowite. Chcę tego. Potrzebuję tego. Jestem gotowy!

Jestem gotowy! Snape drgnął, gdy głos Harry'ego rozległ się w jego głowie. Teraz nawet wyobrażał sobie, że Harry prosi go, prosi Snape'a, by zrobił to, czego tak bardzo starał się nie robić. To było zbyt wiele, by mógł się temu oprzeć. Przełamał się, ulegając temu z przejmującym warknięciem.

Snape odsunął się na tyle, by odwrócić Harry'ego, ku jego osłupieniu. Harry wił się i wiercił, a Snape obserwował, jak jego tyłek się porusza, i ponownie musiał powstrzymywać się, by nie dojść od razu. Zamiast tego położył się na Harrym, podpierając się jedną ręka, a drugą wsuwając pod ciało Harry'ego, by objąć jego chętnego penisa.

- Chcesz tego? – ledwie udało mu się wymamrotać; jego ochrypły głos rozbrzmiał w uchu Harry'ego. Jeśli Harry powie nie... Kirke, ratuj go; nie sądził, by mógł zatrzymać się w tym miejscu.
- Tak! – krzyknął Harry, napierając plecami na Snape'a. Został nagrodzony, gdy Snape przesunął kciukiem po główce jego penisa, wywołując u niego gwałtowny dreszcz i głośny jęk.

Nie żałuj tego, pomyślał Snape, modląc się, by Harry nie stwierdził później, że to był błąd. Snape wypuścił członek Harry'ego i przesunął dłoń na jego tyłek, wsuwając palec pomiędzy pośladki, by zagłębić się w pomarszczony otwór. Mgliście pomyślał o tym, by wstać i wziąć nawilżacz, wiedząc, że bez niego zrani Harry'ego, ale tak czy inaczej zaczął wsuwać w niego palec, jęcząc, gdy ciasny tunel zacisnął się wokół niego. Pchnął mocniej, do pierwszego kłykcia**, i był w szoku, gdy odkrył, że Harry jest już śliski i gotowy.

Jak...? Ale wtedy wszelkie myśli wyleciały mu z głowy, gdy Harry chwycił jedną z poduszek i wykorzystał ją, by zagłuszyć swój krzyk, gdy wypchnął tyłek do góry, powodując, że palec Snape'a wślizgnął się w niego dalej, do samego końca. Harry był śliski, gotowy, i Snape nie kwestionował tego. Nie mógłby.

Wyciągnął pierwszy palec, po czym złączył dwa i wsunął je do środka, zadowolony, gdy Harry zaskomlał w poduszkę. Snape rozsunął powoli palce, upewniając się, że Harry nie czuje dyskomfortu, a następnie zgiął lekko palce, by odnaleźć to niewielkie wybrzuszenie, które miało sprawić mu rozkosz.

- Snape! – wykrzyczał Harry w poduszkę, podrywając się gwałtownie, gdy Snape otarł się w jego wnętrzu o coś, co prawie sprawiło, że doszedł.

Snape szybko wycofał palce i, wahając się tylko przez chwilę, sięgnął w dół, by lekko ścisnąć nabrzmiałe jądra Harry'ego. Szarpnął za nie, próbując być delikatny, ale Harry i tak się wzdrygnął, jęcząc głośno. Zadowolony z faktu, że Harry natychmiast nie doszedł, Snape umieścił swojego cieknącego penisa tuż przy tyłku Harry'ego.

Kirke, jest dla mnie gotowy!, pomyślał, gdy jego członek prześlizgiwał się przez ciasny krąg mięśni. Udręką było powstrzymywanie się, by nie wbić się niego szaleńczo. Snape zmusił się do tego, by wsuwać się w niego powoli, przerywając, gdy tylko Harry wydawał z siebie jakiś dźwięk, i martwiąc się, że go skrzywdził.

Harry jęczał w poduszkę. Dlaczego Snape robił to tak wolno? To była tortura! Harry przygryzł poduszkę i wypchnął biodra w tył, zmuszając Snape'a do tego, by wślizgnął się cały za jednym razem. Snape sapnął i oparł się ciężko o plecy Harry'ego, co chłopak odczuwał jako absolutnie fantastyczne i mógł przysiąc, że za chwilę stanie w płomieniach.

Snape wiedział, że to nie potrwa długo. Wyjęczał imię chłopaka, nie dowierzając, że ten był tak chętny. Harry tylko poruszył biodrami i Snape był stracony. Wycofał się, po czym pchnął ponownie. Tyłek Harry'ego zacisnął się wokół niego, jakby próbował wciągnąć go jeszcze głębiej. Snape starał się temu sprostać, za każdym razem wbijając się mocniej niż poprzednio, aż w końcu zaczął się pocić.

Snape poruszył się, rozkładając szerzej nogi, by tym samym rozsunąć mocniej kolana Harry'ego i zapewnić sobie lepszy dostęp. Sięgnął ręką wokół talii Harry'ego, by chwycić jego penisa, który prężył się przy jego brzuchu, ociekając preejakulatem. Harry podskoczył, czując to, a jego palce u stóp podwinęły się; był bardzo zadowolony z tego, że ma do gryzienia poduszkę, bo inaczej jego krzyki mogłyby być bardzo głośne.

Szybciej!, pomyślał Harry, nienawidząc tego, jak Snape uparcie starał się poruszać powoli, jak gdyby dla jego dobra. Harry potrzebował, by robił to szybciej. Powolność była torturą, powolność nie przynosiła mu wyzwolenia. Potrzebował tego szybciej i szybciej, albo zaraz spłonie. I wtedy, w cudowny sposób, Snape przyspieszył. Wbijał się szybko, a jego dłoń w idealnym tempie gładziła penisa Harry'ego, przez co chłopak jęknął ponownie.

Snape wbijał się coraz szybciej, prawie nie robiąc przerw pomiędzy kolejnymi pchnięciami, i Harry czuł, że zbliża się do końca. Zadrżał, będąc coraz bliżej i bliżej... i wtedy krzyknął w poduszkę, dochodząc, a jego członek pulsował w rytmie jego orgazmu, naznaczając białymi smugami prześcieradło Snape'a.

Tyłek Harry'ego zacisnął się mocno wokół niego, gdy chłopak dochodził, a jego ciało drgało gwałtownie, i Snape nie mógł już dłużej wytrzymać. Przycisnął twarz do szyi Harry'ego i ugryzł go, zatapiając kły w miękkim gardle. Gdy tylko krew chlusnęła mu na język, Snape doszedł, raz po raz napierając na ciało Harry'ego i wypełniając jego tyłek spermą.

Kiedy skończył, opadł na Harry'ego, a jego ciężar sprawił, że chłopak wylądował brzuchem we własnej spermie rozlanej na prześcieradle. Harry jęknął słabo i obrócił głowę, nie dbając o to, że policzkiem wciska się w ślinę, którą zostawił na poduszce, gdy się w nią wgryzał. Dyszał i drżał, a jego ciało powoli się ochładzało. Poczuł łzy spływające mu po policzkach i nie mógł zrozumieć dlaczego. Z jakiegoś powodu to sprawiło, że zaczął się śmiać – lekko, bo wciąż był zdyszany.

Snape bezsilnie wysunął się spod Harry'ego, kładąc się obok niego, i natychmiast zaniepokoił się, gdy zobaczył łzy na jego policzkach.

- Słodki Merlinie – wyszeptał, podnosząc niepewnie rękę, by otrzeć łzy. – Harry, przepraszam.

Harry potrząsnął głową, oszołomiony.

- N-nie. Wszystko w porządku, naprawdę – udało mu się wykrztusić. – Nie wiem, dlaczego płaczę – dodał z łagodnym uśmiechem. – To szok, tak sądzę.

Wciąż przejęty, Snape przycisnął wierzch dłoni do czoła Harry'ego. Chłopak był zawsze o wiele cieplejszy od niego, ale Snape nauczył się już, jak duża była to różnica, i teraz wiedział od razu, że Harry wciąż jest odrobinę cieplejszy niż zazwyczaj. Nie był już jednak tak przeraźliwie gorący jak jeszcze kilka minut wcześniej.

- Jak się czujesz? – zapytał.
- Dobrze – odpowiedział Harry, ale zmienił zdanie, gdy Snape zrobił niezadowoloną minę. – Trochę obolały, trochę zdyszany, ale sądzę, że teraz ochłonę – powiedział zgodnie z prawdą.
- Jak bardzo obolały? – spytał Snape. W tym samym czasie spojrzał w dół, na wciąż wyeksponowane pośladki Harry'ego, i jęknął, widząc rozmazaną na nich krew. – Merlinie! Harry, ty krwawisz.
- Mm, cóż, ugryzłeś mnie... – wymamrotał Harry, zamykając oczy. Był teraz naprawdę zmęczony.
- Nie, ty krwawisz. Z... – wskazał Snape, a potem lekko dotknął tyłka Harry'ego.

Harry zmarszczył brwi, wzdrygając się, gdy poczuł zimną dłoń na wciąż ciepłych pośladkach, po czym otworzył oczy, starając się spojrzeć w dół. Oczywiście nie udało mu się to, ale zauważył penisa Snape'a. Był pokryty krwią. W jakiś sposób jego umysł naprawdę tego nie zarejestrował.

- Ty tez krwawisz.

Snape spuścił wzrok, po czym jęknął.

- Ty głupi chłopaku! To twoja krew!
- Och, naprawdę? A to ci dopiero.

Snape jęknął ponownie.

- Rozerwałem cię! Powinieneś mi powiedzieć – warknął, wściekły na nich obu.
- To nie bolało. To było... niesamowite, tak właściwie – powiedział Harry, wyglądając na zakłopotanego. – Ja... w ogóle się nie bałem. Nawet nie pomyślałem o... gwałcie.

Snape spojrzał na Harry'ego z zaskoczeniem. Chłopak został brutalnie wzięty przez bezmyślnego... Wszystkim, o czym może myśleć, jest to, o czym nie myślał?, pomyślał Snape'a z niedowierzaniem.

- Harry, musimy zabrać cię do Poppy. Rozerwałem cię i – słodka Kirke, jak mogłem do tego dopuścić – miałeś wysoką gorączkę.
- Przecież już ochłonąłem – zaprotestował Harry, czerwieniąc się. Naprawdę nie chciał, by ktokolwiek wiedział o tym... co przed chwilą się stało. Snape był, Merlinie... Snape był niesamowity. Snape... Dlaczego tak go nazywam? On przez cały czas nazywa mnie teraz Harrym, chyba że jest na mnie zły... Dlaczego ja wciąż mówię na niego Snape? To dziwne, by nazywać swojego kochanka po nazwisku, prawda? Cholera, Snape jest teraz moim kochankiem? Kiedy zacząłem myśleć o nim w ten sposób?

- Nadal chcę, by obejrzała cię Poppy. Coś jest zdecydowanie nie tak – nalegał Snape.

Harry zrobił niezadowoloną minę. Wszystkim, czego chciał, była drzemka. Był pewien, że poczuje się lepiej, gdy tylko trochę odpocznie. Spojrzał na Snape'a. Włosy mężczyzny były rozczochrane, a na czole wysychał mu pot. Jego spojrzenie wyrażało troskę zamiast irytacji czy jakichkolwiek innych emocji, z którymi Harry go identyfikował. Chłopak zauważył, że Snape zaczyna wywoływać jakieś dziwne uczucie w jego brzuchu, choć zdecydowanie wciąż był dość przeciętny.

Ten nagi Snape, z krwią Harry'ego na swoim penisie i z zatroskaniem na twarzy, nie był jego wrogiem. Nie był jego nauczycielem. Nie był jego wampirem. Był jego kochankiem.

- Zawsze nazywasz mnie teraz Harrym – wymamrotał.

Snape prawie w ogóle nie był zaskoczony zmianą tematu. Wiedział, że Harry ma do tego tendencje.

- Tak – odparł, bez efektu zastanawiając się, dlaczego chłopak poruszył ten temat.
- A ja wciąż mówię na ciebie Snape. Nie przeszkadza ci to?

Snape zmarszczył brwi. Nie zastanawiał się nad tym. Nigdy tak naprawdę nie przejmował się tym, jak Harry go nazywa. Cóż, oczywiście publicznie oczekiwał, że Harry będzie mówił do niego „profesorze Snape" lub „proszę pana", ale to było wiadome.

- Nie, nie przeszkadza – odpowiedział. Harry wyglądał na rozczarowanego, a Snape doznał nagłego przebłysku intuicji. – Jednak... nie będę miał nic przeciwko, jeśli będziesz mówił do mnie po imieniu... gdy będziemy sami, jak teraz, oczywiście.

Harry uśmiechnął się.

- A zatem Severus.

Snape'owi spodobało się to. Podobał mu się ten uśmiech i dźwięk jego imienia w ustach Harry'ego. Przez myśl przemknęło mu, że jeszcze bardziej spodobałoby mu się, gdyby zostało wykrzyczane przez jego usta, i musiał odchrząknąć, ponownie szybko zmieniając temat.

- Możesz chodzić?
- Mhmm... ale nie mam na to ochoty – wymamrotał Harry. Zamknął oczy, zadowolony. – Tu jest miło. Nie chcę nigdzie iść. Czuję się dobrze.
- Nie... – Snape przerwał, gdy usłyszał kroki. Usiadł prosto i spojrzał na drzwi. Trzy pary stóp. Właśnie tego teraz potrzebowali – towarzystwa.
- Nie może pani tam jeszcze wejść, nie są gotowi, by się z panią zobaczyć – dotarł do niego przez drzwi głos Killiana.

Harry otworzył gwałtownie oczy, słysząc hałas. Spojrzał na Snape'a, spanikowany. Mężczyzna machnął ręką, dając mu znać, by był cicho.

- Nie obchodzi mnie, czy są gotowi. Trzymał mnie pan z dala od tych komnat zbyt długo, panie... Killianie – dotarł do nich bardzo srogi i wyrażający irytację głos McGonagall. – Jesteś tu, bo wyraziłam na to zgodę, i jeśli nie będziesz przestrzegać moich zasad, to wygnam cię z zamku. A teraz się odsuń.
- Pani profesor, naprawdę nie sądzę...
- Panie Zabini, to nie miejsce dla pana, by się ze mną kłócić. Proszę zamilknąć.
- Nie mów tak do mojego towarzysza – warknął Killian.
- Nie przestraszysz mnie tymi kłami. Widziałam ostrzejsze. Jeśli nie możesz podać mi powodu, dla którego nie dopuszczasz mnie do komnat Severusa przez ponad godzinę, odsuń się.
- Nie nadają się teraz do przyjmowania gości. Z całym szacunkiem, ale to są wampirze sprawy, o których niewiele wiesz – warknął Killian.

Snape wiedział, że nic dobrego nie mogło z tego wyniknąć. Szybko rozciągnął nad nimi narzutę, by ukryć ich nagość... i krew. Następnie odchrząknął i powiedział głośno:

- Wpuść ją, Killianie.

Na chwilę zapadła cisza. A później drzwi do sypialni otworzyły się i do środka wmaszerowała bardzo zła McGonagall; Killian i niepewny Blaise weszli za nią. Killian natychmiast stanął obok łóżka, a Blaise poszedł za nim, choć było jasne, że nie chce uczestniczyć w żadnej bitwie, która się rozpęta.

McGonagall była zszokowana tym widokiem. Para na łóżku wyraźnie była naga i zajęta... cóż, rzeczami, o których nie chciała myśleć, że Harry mógłby się nimi zajmować. Chłopak wyglądał na szczególnie wymiętego***; jego włosy były jeszcze bardziej potargane niż zwykle, a spojrzenie zmęczone. Nawet ziewał. McGonagall nie miała pojęcia, jak zareagować na tę sytuację.

Na szczęście Harry wybawił ją z kłopotów.

- Przepraszam, pani profesor. Wiem, że jest pani zdenerwowana.

Siląc się na spokój, McGonagall wyprostowała się.

- To nie pana wina, p-panie Potter. Ale Severus! Jak mogłeś...
- On jest moim towarzyszem, jak już wcześniej mówiłem, Minerwo. To jest naturalne. Będziesz musiała się do tego przyzwyczaić – powiedział Severus tak spokojnie, jak tylko mógł. Nie był pewien, czy Harry będzie chciał zrobić to ponownie, ale jeśli tak, cóż, nie było nic złego w upewnieniu się, by Minerwa wiedziała, że to może stać się nagminne.
- Panie Potter, czy pan się na to zgodził? – zapytała McGonagall.

Harry spojrzał na nią z niezadowoleniem i skinął głową.

- Oczywiście. Snape... Severus nigdy nie zrobiłby czegoś, czego bym nie chciał.
- Severus... – McGonagall pokręciła głową. Więc teraz Harry nazywał go Severusem. Westchnęła. Została pokonana. W tej sytuacji nie mogła zrobić nic innego, jak tylko zaakceptować to. I to właśnie zrobiła. Odezwała się, skinąwszy lakonicznie głową. – Bardzo dobrze. Tak długo, jak pan Potter nie wyraża sprzeciwu, zważywszy na okoliczności, nie będę się wtrącać. Jednak, Harry, gdybyś chciał to zakończyć, wystarczy, że do mnie przyjdziesz.

Snape warknął, ale Harry wyciągnął dłoń, by złapać jego własną, i pokręcił głową, po czym spojrzał na McGonagall.

- Dziękuję, pani profesor. Ale wszystko jest w porządku.

Snape zmarszczył brwi, patrząc na Harry'ego.

- Nie, czujesz się...
- Dobrze. Wręcz doskonale – naciskał Harry, rzucając mu słabe, ale piorunujące spojrzenie. Był zmęczony.

Killian odchrząknął, by przyciągnąć uwagę wszystkich. Spojrzał na Snape'a.

- Poczuje się dobrze w ciągu kilku godzin, gdy odpocznie.
- Wiesz, co to jest? – zapytał Snape.
- Co się dzieje? – spytała McGonagall, niezadowolona z faktu, że została pominięta.
- Nic, o co należałoby się martwić. Jego ciało po prostu się przystosowuje. W końcu jesteście całkowicie połączeni – wyjaśnił Killian.

Harry skrzywił się.

- Co to znaczy? Myślałem, że już się połączyliśmy, kiedy... ostatnim razem.

Killian uśmiechnął się krzywo i pokręcił głową.

- Nie, to był tylko seks, bez emocji – powiedział tajemniczo.

Obaj, Harry i Snape, wyglądali na nieco zaskoczonych odpowiedzią. Co zmieniło się w ich emocjach?

- To wszystko jest bardzo pouczające, ale przez ostatnią godzinę martwiłam się, że coś ci się stało, Severusie, i jestem trochę rozczarowana, że nie wyjaśniłeś tego – powiedziała McGonagall.

Snape westchnął.

- Ayugi nie przyszedł, więc Harry i ja zdecydowaliśmy, by spróbować medytacji na własną rękę. Jednak tygodnie bez prawdziwego kontaktu fizycznego z Harrym sprawiły, że stałem się trochę... niecierpliwy. Reszta nie jest czymś, czym zamierzam się dzielić. To dość osobiste.
- Zeszłam na dół, by powiedzieć wam, że Ayugi miał ważne sprawy do załatwienia w Japonii i nie wróci do jutra. Jednak on nie chciał mnie wpuścić – wyjaśniła McGonagall, kiwając głową w stronę Killiana.

Muszę podziękować później Killianowi, pomyślał Snape. Mógł tylko wyobrażać sobie wyraz twarzy McGonagall, gdyby im przerwała.

Harry parsknął śmiechem... po czym zmarszczył brwi.

- Severusie?
- Hm? – Snape spojrzał na Harry'ego, który przyglądał mu się z zakłopotaniem. – Co się dzieje?
- Um... nieważne. Później – wymamrotał Harry, kręcąc głową. Mógłbym przysiąc, że... nie, to musiała być moja wyobraźnia.

Snape zmarszczył brwi, mrużąc oczy, a następnie spojrzał na Minerwę i westchnął. Rozluźnił się i skinął głową Harry'emu.

- Dobrze. Minerwo, jeśli chcesz, możemy podyskutować w salonie. Chciałbym, żeby Harry tu odpoczął.

McGonagall skrzywiła się.

- Niezależnie od szczególnych potrzeb waszej sytuacji, seks nie jest usprawiedliwieniem, by opuszczać zajęcia.
- Jest wyczerpany. Potrzebuje odpoczynku. To jest bardzo męczące za pierwszym razem – powiedział Killian.

McGonagall spojrzała na Harry'ego. Poza tym, że wyglądał na wymiętego i odrobinę zaczerwienionego, jego powieki wyraźnie opadały. Westchnęła.

- Dobrze.

Snape skinął głową.

- Dziękuję. Za chwilę wyjdę. – Zaczekał, aż McGonagall opuści pokój, po czym spojrzał na Killiana.

Killian pokręcił głową.

- Wyjaśnię wszystko później. Na razie spraw, by było mu wygodnie. I nie martw się niczym, co możesz... odkryć. To naturalne.

Snape przez chwilę wpatrywał się w niego z namysłem, a następnie skinął głową. Killian wyszedł, a Blaise szybko podążył za nim, i drzwi zamknęły się cicho. Snape westchnął i spojrzał na Harry'ego. Chłopak już spał. Tak ostrożnie jak tylko mógł, Snape wyszedł z łóżka i rozejrzał się za swoją różdżką. Nie mógł jej nigdzie znaleźć, więc wyjął świeże ubrania, ubrał się i wyszedł do salonu. Znalazł swoją różdżkę na podłodze i poprosił Minerwę o to, by poczekała jeszcze chwilę, po czym wrócił do Harry'ego.

Zaklęciem oczyścił pościel i Harry'ego, i dyskretnie rzucił zaklęcie uzdrawiające na tyłek Harry'ego, sprawiając, że chłopak odwrócił się z cichym jękiem. Potem mocniej opatulił Harry'ego i – po impulsywnym, ale delikatnym cmoknięciu go w czoło – zostawił chłopaka, by spał.


~~~~~~


Harry był oszołomiony, kiedy wreszcie dotarł do biblioteki. Ostatnie godziny były, cóż, co najmniej szokujące. Nieważne, że McGonagall w końcu zaakceptowała jego związek z Severusem, albo że Killian zdawał się być źródłem informacji, czy nawet to, że Blaise zagroził, że powie Draconowi, co się stało. Szokującą częścią był... Severus.

Nie Snape, już nie. Teraz to był Severus.

Severus kochał się z nim. Harry w żadnym wypadku nie zakładał, że Severus go kocha, ale na pewno się z nim kochał. Tak, to było brutalne, chaotyczne i wyczerpujące, ale Harry czuł, że każdy ruch Severusa niósł za sobą przywiązanie i, cóż, uczucia, jakie Severus żywił wobec niego. Severus tak naprawdę nie myślał już o nim jak o towarzyszu. Harry wiedział, że dla Severusa był tylko Harrym. Był Harrym i był pod jego opieką.

Nie bałem się, ani przez chwilę. Po prostu czułem się dobrze. tak jakbym wiedział, poza wszelkimi wątpliwościami, że mnie nie skrzywdzi. I... nie zrobił tego. To było niesamowite. Gorączka i reszta.

- Harry, gdzie byłeś? Przegapiłeś wszystkie popołudniowe zajęcia. – Hermiona przerwała jego rozmyślania, podchodząc do niego z naręczem książek.

Harry był zaskoczony; całkowicie zagubił się we własnych myślach.

- Um, byłem, uh... – zamotał się w wyjaśnieniach. Spojrzał ponad jej ramieniem, na Dracona. Chłopak wpatrywał się w niego niewidzącym wzrokiem, wcale nie pomagając mu w myśleniu o czymś innym.

Jeśli ty mu nie powiesz, ja to zrobię. On nie jest głupi, będzie wiedział, ale nie da tego po sobie poznać. Boi się, że cię straci.

Słowa Blaise'a rozbrzmiewały mu w głowie i Harry wiedział, że musi być szczery. Ale taką rozmowę najlepiej było przeprowadzić na osobności.

- Draco... możemy porozmawiać? Prywatnie?
- Po prostu wrócę do naszego stolika – powiedziała Hermiona, zrozumiawszy aluzję, i zostawiła ich.

Harry rozejrzał się. W bibliotece było sporo uczniów i większość z nich przyglądała im się z ciekawością.

- Um, może nieco bardziej prywatnie – wymamrotał.
- Tutaj – powiedział Draco bezbarwnie, prowadząc Harry'ego do jednego z regałów na tyłach, gdzie rzadko ktoś się pojawiał. Draco stanął naprzeciw

Harry'ego, opierając się plecami o półki i nie mówiąc ani słowa.

- Nie chcę cię okłamywać – zaczął Harry.
- Więc tego nie rób – odparł Draco, całkowicie bez emocji.

Harry odwrócił wzrok, nagle przerażony. A co, jeśli to był definitywny koniec? Co, jeśli to odepchnie Dracona tak daleko, że nie będą mogli się nawet przyjaźnić? Muszę być szczery. On na to zasługuje, pomyślał.

- Nie poszedłem na popołudniowe zajęcia, bo byłem ze Snape'em... Severusem. My... spaliśmy ze sobą. Intymnie, nie rzeczywiście... spaliśmy. Za dużo – zamotał się.
- Więc teraz to jest Severus? – zapytał Draco.
- ...Taaa. Coś się stało, cóż, oczywiście, że tak, ale mam na myśli, że coś się zmieniło. My... nie wiem dokładnie, co to było. Killian wspomniał coś o tym, że w końcu jesteśmy całkowicie połączeni.
- I co to oznacza?
- Nie wiem. Severus też nie. McGonagall przerwała nam, zanim Killian zdążył cokolwiek wyjaśnić.
- Chodziło mi o to, co to znaczy dla nas – uściślił Draco. Był dość szorstki i wyprany z emocji.
- Ja... nie wiem – odpowiedział szczerze Harry. – Miałem nadzieję, że my... Miałem nadzieję, że to nie zmieni zbyt wiele.

Draco skinął głową, jak gdyby oczekiwał takiej odpowiedzi. Na chwilę spojrzał się na podłogę, po czym przytaknął ponownie, samemu sobie, i uniósł głowę, napotykając spojrzenie Harry'ego.

- Nie chcę się tobą dzielić. Choć wiem, że nie jest to możliwe.
- Ja...
- Nie skończyłem – ciągnął Draco. – Ojciec mnie wydziedziczył i zabrał mi wszystkie fundusze. Dyrektor McGonagall dała mi tutaj tymczasowy dom, ale nie mogę tu zostać na zawsze. Wiem, że nie jestem mile widziany przez wiele osób. Blaise jest tu jedynym Ślizgonem poza mną, a teraz nawet on ma kogoś, kto jest ważniejszy ode mnie, obojętnie jak próbowałby temu zaprzeczać. Granger... Ona jest w porządku, ale jest przede wszystkim twoją przyjaciółką, a różnice między nami są zbyt wielkie, by to zmienić. A jeżeli chodzi o Snape'a... Nie może być dłużej takim ojcem chrzestnym, jakim powinien być. Nie, to nie jest twoja wina. Nawet gdybyś nie był jego towarzyszem, wreszcie by go znalazł, a ja zostałbym sam. – Draco znowu spuścił wzrok, rozmyślając uważnie nad swoimi następnymi słowami, po czym znów spojrzał na Harry'ego. – Ty, Harry... jesteś jedynym, który ze mną zostanie. Jesteś jedynym, który chce, by nasza przyjaźń funkcjonowała bez względu na koszta, pomimo tego, jak bardzo kiedyś się nienawidziliśmy. Myślę... że jesteś jedynym, na którego mogę liczyć, że mnie nie opuści. Do tego... nie twierdzę, że zawsze będę rozumiał, i nie twierdzę, że nigdy nie będę zły czy zazdrosny. Twierdzę, że pozostanę przy tobie tak długo, jak będziesz mnie chciał.

Harry był zaskoczony. Draco... Draco nigdy tak całkowicie się nie otworzył, nigdy z taką łatwością nie dzielił się swymi uczuciami. To... to zabrzmiało prawie jak wyznanie miłości, pomyślał Harry. Miłość? Czy to mogło być to? Gotowość, by zostać przy kimś bez względu na wszystko? Chęć chronienia kogoś tak bardzo, jak ja chcę go chronić i nie dopuścić do tego, by został sam... tak jak Snape robi to dla mnie? Chcę chronić ich obu. Chcę zostać z nimi na zawsze. Czy jestem zakochany?

- Granger czeka – powiedział cicho Draco, gdy Harry milczał zbyt długo. – Ma ci coś ważnego do powiedzenia – dodał, mamrocząc.
- Może poczekać.

Draco spojrzał na niego z zaskoczeniem.

Harry zrobił krok naprzód, wahając się tylko przez chwilę, po czym pokonał krótki dystans między nimi.

- Ja... również chcę zostać przy tobie, tak długo, jak za mną wytrzymasz. Ja tez nie chcę być sam.
- Masz Snape'a – mruknął Draco.

Harry skinął głową, a słaby uśmiech wypłynął na jego wargi.

- Tak, mam. Ale przypuszczam, że bycie Chłopcem, Który Nie Umarł uczyniło mnie chciwym, ponieważ nie jestem zadowolony z dzielenia życia tylko z jedną osobą. Chcę was obu.
- Phi – prychnął Draco, choć jego spojrzenie znów wyrażało jakieś emocje, gdy z powrotem podniósł wzrok na Harry'ego. – Przypuszczam więc, że powinniśmy wypróbować pomysł Granger.

Harry otworzył szeroko oczy.

- Znalazła coś?

Draco skinął głową.

- Tak.
- No to chodźmy z nią porozmawiać! – rzucił Harry z ekscytacją, chwytając Dracona za rękę i wyciągając go z ich kryjówki. Znaleźli Hermionę siedzącą przy stole zapełnionym grubymi, oprawionymi w skórę tekstami, które wyglądały tak, jakby nie były otwierane od lat. Harry rozpoznał je, ponieważ w ostatnich dniach przedzierali się przez najrzadziej używane działy z książkami. Stare teksty, których nauczyciele już nie używali; nie dlatego, że zostały zakazane, ale tylko dlatego, że były już przestarzałe, a opisane w nich zaklęcia i eliksiry rzadko kiedy były używane we współczesnym czarodziejskim świecie.

Hermiona czytała książkę obłożoną w dziwną zieloną skórę z ciemnoczerwonymi piórami pokrywającymi grzbiet. To wyglądało bardzo... świątecznie, ale w jakiś sposób jednocześnie złowróżbnie. Podniosła na nich wzrok, gdy się zbliżyli, wyłapując ekscytację Harry'ego i skrytość Dracona.

- Czy coś się stało, Harry? – zapytała grzecznie.

Harry przystanął, marszcząc brwi. Przypuszczam, że jej również powinienem powiedzieć.

- Och, um, podobno Sna... Severus i ja całkowicie się połączyliśmy.

Draco usiadł naprzeciw Hermiony i posłał jej nieznaczny uśmiech, gdy spojrzała na niego z niepokojem. Skinęła lekko głową i ponownie skupiła uwagę na Harrym.

- Myślałam, że już jesteście połączeni. Wiązanie się wampirów ma miejsce podczas seksu i picia krwi – powiedziała Hermiona pytającym tonem.
- Cóż... Killian nie miał czasu na wyjaśnienia, zanim przerwała nam McGonagall – wytłumaczył Harry. – Ale... wierzę mu. Czułem... było inaczej niż wcześniej – powiedział, spoglądając na Dracona. Blondyn odwrócił się od niego. Harry westchnął i usiadł obok Dracona. Może mówić, że wszystko z nim z porządku, ale ja wiem, że będzie zdenerwowany i poczuje się beznadziejnie, jeśli to my (Harry i Snape – przyp. tłum.) będziemy na pierwszym miejscu. A jednak wciąż chce spróbować, więc... po prostu będę tam dla niego. Pokażę mu, że zależy mi na nim tak samo. Nie pozwolę na to, by był sam.
- Cóż, chciałabym wiedzieć, co spowodowało tę różnicę, gdy Killian już to wyjaśni. Jeśli nie masz nic przeciwko podzieleniu się tym – powiedziała Hermiona.
- Jasne – przytaknął Harry. – Um, Draco powiedział, że coś znalazłaś.

Hermiona uśmiechnęła się promiennie na tę zmianę tematu.

- Tak, znalazłam. To jest naprawdę znakomite. I w rzeczywistości dość proste. Nie mogę uwierzyć, że nikt nie pomyślał o tym wcześniej.
- Prawdopodobnie dlatego, że nikt wcześniej nie był w mojej sytuacji – powiedział oschle Harry. Taaa, był po prostu jedyny w swoim rodzaju, prawda?
- Prawdopodobnie. Jednak wciąż jestem pewna, że to może mieć inne zastosowania – powiedziała Hermiona, brzmiąc na bardzo pewną siebie.
- Och, po prostu powiedz mu to już – jęknął Draco.
- No dobra. Tutaj. Ten tekst został napisany przez entuzjastycznego miłośnika mugoli, który studiował medyczne metody mugoli przez kilka lat. Wyjaśnia każdą mugolską metodę leczenia chorób, a następnie porównuje je do współczesnych i dawnych czarodziejskich metod. To naprawdę fascynujące.

Harry był zaskoczony tym, że Hermiona faktycznie choć raz miała rację. To brzmiało fascynująco. Wziął od niej książkę i spojrzał na stronę, na której ją otworzyła. Tekst mówił o transfuzji krwi. Harry otworzył szerzej oczy.

- To naprawdę tu jest? Czarodziejski sposób na przeprowadzenie transfuzji krwi?
- Cóż, nie całkiem. Od kiedy zaklęcia i eliksiry z łatwością leczą większość chorób przenoszonych przez krew, transfuzje nie są już przeprowadzane w czarodziejskim świecie. Jednak autor, Jakobah Schmidt, porównuje transfuzje krwi do kilku mrocznych zaklęć stosowanych przy ochronie krwi. Co oznacza, że słusznie zakładałam, gdzie najprawdopodobniej znajdziemy naszą odpowiedź, ale nie to jest najbardziej fascynującą częścią. Najbardziej fascynującą częścią jest to, że istnieje eliksir, który może być użyty przy wprowadzaniu do rodziny nowego jej członka. Był często używany przez czystokrwiste pary, które były bezpłodne. Zamiast dzielić się swymi problemami ze światem, czego nigdy by nie zrobili, adoptowali dziecko w tajemnicy, czasami płacąc tysiące galeonów, by kupić dziecko od jakiejś biednej pary czarodziejów, którzy posiadali obiecujące magiczne zdolności. Wyjeżdżali gdzieś dyskretnie na roczne wakacje, po czym wracali, mając już ze sobą dziecko. Wszystko odbywało się na boku, a autor nie ujawnił żadnych nazwisk, więc nie mam żadnych konkretnych przykładów, by to porównać. Niektórzy spekulują, że śmierć autora – stratowanego przez stado dzikich hipogryfów – została ukartowana przez część czystokrwistych rodzin, zdenerwowanych przez to, że wyjawił ich tajemnice.
- To świetnie, Hermiono, ale co to za eliksir? – przerwał Harry.
- Och. Cóż, dziecko, które adoptowali, potrzebowało niezbędnej krwi, aby być prawidłowo zidentyfikowanym i w pełni oszukać pozostałych czarodziejów, oraz wiążących krew zaklęć, na wypadek, gdyby ich więzi i tak były kwestionowane. Brali dziecko i wkładali je do specjalnego rodzaju kąpieli, przygotowanej z wód leczniczych pochodzących z poświęconej studni lub stawu albo innego poświęconego źródła. Potem dwóch członków rodziny, żona i mąż, dodawało swą własną krew do wody. Intonowali zaklęcie, mieszając wodę swoimi różdżkami, ruchem przeciwnym do wskazówek zegara, a dziecko przyjmowało ich krew. Nie jest powiedziane dokładnie w jaki sposób, ale przypuszczam, że eliksir wchłaniał się miejscowo – przez skórę i dalej do krwioobiegu. Dziecko musiało być pozostawione na dwa dni. I znowu – nie wiem, jak dziecko miałoby przeżyć pod wodą, ale podejrzewam, że to właśnie z tym objawiały się lecznicze właściwości wody – zakończyła Hermiona.

Harry zmarszczył brwi, samemu czytając fragment. To brzmiało na dość łatwe, choć nie wiedział, skąd wezmą poświęconą leczniczą wodę. Zwłaszcza wystarczającą jej ilość, by wykąpać w niej Dracona. Wtedy przypomniał sobie odrodzenie Voldemorta.

- Voldemort, gdy wrócił do życia... był jak dziecko i został włożony do kociołka, i moja krew również... ale Glizdogon dodał tam również kość ojca Riddle'a oraz własną dłoń. I zajęło tylko kilka chwil, zanim Voldemort się odrodził.

Hermiona skinęła głową.

- Tak. To była prawdopodobnie inna wersja tego samego zaklęcia. Tak podejrzewam, ponieważ Voldemort chciał być dorosłym, a nie dzieckiem, a skoro technicznie był martwy, zaklęcie potrzebowało silniejszego eliksiru. Albo wszystko inne razem, przez co tylko przypomina ten nasz. Niezależnie od tego uważam, że ten będzie pasował do naszych potrzeb.
- Yyy... krew, w porządku. Zaklęcie, mogę je rzucić. Ale masz może pojęcie, skąd weźmiemy wystarczającą ilość poświęconej leczniczej wody? – zapytał Harry.

Hermiona wyglądała na zaskoczoną.

- Poświęcona lecznicza woda jest łatwa do zdobycia. Sprzedają ją w galonach**** w każdej aptece. To dość powszechnie stosowana baza do eliksirów wśród biednych rodzin, których nie stać na droższe lecznicze składniki do eliksirów.
- Och – rzucił głupio Harry. Następnie uniósł brew. – Czystokrwiści używali takich składników jak pospólstwo?
- Cóż, adoptowali ich dzieci. Jestem pewna, że istnieje wiele sprzeczności w mentalności czystokrwistych – stwierdziła Hermiona.
- Czy możecie przestać mówić o czystokrwistych tak, jakbyśmy byli jakimiś chorymi ludźmi? – uciął Draco.

Harry zamrugał.

- Um... nie chciałem cię obrazić. Naprawdę nie myślałem konkretnie o tobie... ani o twojej rodzinie. Poza tym, czy nie odnosicie się do mugolaków w ten sam sposób?

Draco skrzywił się.

- To jest... och, dobra. Zapomnij, że cokolwiek powiedziałem. Więc mam być zanurzony w wodzie z dodatkiem krwi przez dwa dni?
- Nie – odparła Hermiona. – Sześć.
- Co?! – wykrzyknęli Draco i Harry.
- Cóż, eliksir jest dla dziecka. Draco, jesteś o wiele większy niż dziecko, a więc potrzeba więcej krwi i więcej czasu, by twoje żyły całkowicie wchłonęły krew.
- Więc po prostu powinienem leżeć otoczony wodą przez sześć dni i prawdopodobnie się utopić?!
- Nie utopisz się. Będziemy stale nad tobą czuwać, by upewnić się, że tak się nie stanie, ale naprawdę uważam, że lecznicza woda utrzyma cię przy życiu i da ci możliwość oddychania.
- Będę się nudzić – powiedział Draco bez ogródek.
- Umieścimy cię w tymczasowej śpiączce. Robili to dzieciom, by nie szamotały się i nie płakały.
- Pomarszczę się – powiedział Draco ze zwątpieniem.

Harry wyszczerzył się.

- Cóż, przynajmniej zobaczę, jak będziesz wyglądał jako stary człowiek. AU!

Draco pacnął Harry'ego w tył głowy. Skrzywił się, zerkając na Hermionę.

- Jak wyjaśnimy moją nieobecność?
- Myślę, że zrobimy to podczas przerwy świątecznej. Do tego czasu zdobędę wodę, a w zamku będzie tak wiele osób, że profesor McGonagall będzie miała za dużo na głowie, by zauważyć twoją nieobecność – wyjaśniła Hermiona.

Harry skinął głową.

- Brzmi tak, jakby miało zadziałać.
- Oczywiście, że zadziała – powiedziała Hermiona, urażona. – Jedynym problemem jest znalezienie jakiegoś miejsca do umieszczenia kociołka. To musi być miejsce, do którego oboje dostaniemy się z łatwością, by nad tobą czuwać, Draco. Ale też takie, w którym nikt nie będzie nam przeszkadzał.
- Co z Pokojem Życzeń? – zaproponował Harry.
- To mogłoby się sprawdzić... ale obawiam się możliwości, że ktoś przypadkowo się na niego natknie. To musi być bardziej tajne.
- Co z łazienką Jęczącej Marty?
- Marta jest zbyt wścibska i może nagle stwierdzić, że popływa sobie w eliksirze, a naprawdę nie chcę nawet myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby duch dostał się do mikstury – powiedziała Hermiona. Nagle uśmiechnęła się. – Mam! Komnata Tajemnic!

Draco wyprostował się gwałtownie.

- Co?

Harry pomyślał przez chwilę, po czym skinął głową.

- Taaa, to może się udać. Nikt o niej nie wie, a nawet gdyby wiedzieli, nie mogą tam wejść beze mnie. Możemy użyć naszych mioteł, by się tam dostać.
- Co rozumiesz przez to, że nikt nie dostanie się tam bez ciebie? Gdzie jest Komnata Tajemnic? – zapytał Draco.
- Jest pod zamkiem. Salazar zbudował ogromne pomieszczenie, które jest połączone ze szkolnymi wodociągami. To właśnie tak poruszał się bazyliszek na drugim roku – wyjaśnił cicho Harry, pamiętając o innych uczniach w bibliotece.
- Jak dostałeś się na dół? – spytał Draco, całkowicie zainteresowany.
- Zepsute umywalki w łazience Jęczącej Marty ukrywają sekretne przejście. Trzeba przemówić w języku węży do węża na kranie.

Uśmieszek wypłynął na twarz Dracona.

- Doskonale. To dlatego tylko dziedzic Salazara może się tam dostać.
- Tak, tylko że ja nie jestem dziedzicem Salazara. Tom Riddle... Voldemort był.
- Więc użyjemy Komnaty? – zapytała Hermiona.

Harry spojrzał na Dracona. Draco spojrzał na Harry'ego, naprawdę spojrzał, i zastanowił się, czy rzeczywiście chce tak ryzykować. Czy rzeczywiście chce stać się inna osobą? Skażona krew, tak właśnie mówił jego ojciec. Przyniósłby wstyd swojej rodzinie. Choć już przyniosłem, według nich, pomyślał. Ale dla Harry'ego wciąż jestem sobą.

Draco skinął głową.

- Tak, użyjemy Komnaty.



* Nigdy nie jestem pewna, jak to przetłumaczyć. W końcu „puls" to nie miejsce ani organ, tylko raczej „zjawisko", ale myślę, że wiadomo, że chodzi o miejsce, w którym jest silnie wyczuwalny
** Dla niezorientowanych: kłykieć to staw łączący części palca.
*** Tak, wiem, że człowiek raczej nie może być wymięty, ale ten jeden raz chyba nikogo nie zabije
**** Galon – miara objętości (pojemności) płynów i ciał sypkich stosowana w krajach anglosaskich. Angielski i amerykański przelicznik różnią się od siebie, ale wg angielskiego jest to 4,54561 litra.

A Destined YearOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz