– Potter?!
Draco gapił się na Chłopca-Który-Cholera!-Zawsze-Musi-Się-Pojawić-W-Najmniej-Oczekiwanym-Momencie. Pierwszym, co zauważył, była peleryna-niewidka Pottera, a potem fakt, że Gryfon chciał go ukradkiem zaatakować! Ha! Pokazałem mu! Teraz jest zdany na moją łaskę pomyślał z przyjemnością. Spojrzał na unieruchomionego chłopca, obserwując emocje malujące się na jego twarzy. Co dziwne – Gryfon wyglądał, jakby był zadowolony. Co u diabła...? Draco pochylił się i ściągnął z niego pelerynę-niewidkę.
– I co ja mam z tobą zrobić, Potter, hm...? Może zostawić i poczekać, aż zajmie się tobą wilkołak...? To byłby bardzo ciekawy koniec dla Chłopca, Który Przeżył... Jak myślisz? Być zabitym przez profesora, przyjaciela rodziców... – dumał z ironią. Przez chwilę milczał, gdy nagle usłyszał wycie, które gdzieś z oddali niosło echo. Zaklął, wpatrując się w Gryfona. – Niech to szlag – wyrwało mu się ponownie. Nie mogę go tu tak po prostu zostawić. Chyba nie mam wyboru... Wskazał różdżką na Pottera. – Finite incantatem!
Harry podskoczył gwałtownie, gdy tylko z powrotem mógł się poruszać. Wyrwał Malfoyowi Mapę Huncwotów. Rzut oka wystarczył, by zrozumieć ogrom niebezpieczeństwa.
– Cholera! Zbliżają się!
– O czym ty gadasz? – warknął Draco.
Harry spojrzał ze zniecierpliwieniem na blondyna.
– Przez ciebie zmarnowaliśmy zbyt dużo czasu. On już wyczuł nasz zapach. Musimy znaleźć jakąś kryjówkę. Niedaleko stąd jest ukryta komnata. Nie pytaj o nic, po prostu biegnijmy! – wrzasnął, kręcąc głową, gdy tamten chciał coś powiedzieć. Minął go, mając nadzieję, że Ślizgon podąży za nim. Ucieszył się, gdy usłyszał jego kroki. Znów spojrzał na mapę. Sumer i Snape zbliżali się do nich, byli tylko dwa korytarze od tego miejsca. Na szczęście pokój nie był daleko.
Chwilę później stanął przed ścianą, przez co Malfoy na niego wpadł.
– Co ty wyprawiasz?! Mieliśmy uciekać! – wrzasnął zdenerwowany blondyn.
– Jesteśmy na miejscu. O ile mnie pamięć nie myli powiedziałem ci wcześniej, że komnata jest ukryta – mruknął Harry, rozglądając się za czymś, co wskazywałoby, jak dostać się do środka. Nie było tam nawet pochodni, jedyne światło dawała różdżka Malfoya. Wtedy zobaczył płaskorzeźbę przedstawiającą węża.
– Cześć, przepraszam, że przeszkadzam ci w ssspaniu, ale czy mógłbyś otworzyć nam teraz te drzwi...?
– Potter, cholera! Co ty robisz?! Zaraz cię walnę! Czy to kolejny dowcip?! – krzyknął wściekły Draco, dokładniej okrywając się szatami.
Harry spojrzał na Ślizgona.
– Jeśli potrafisz podniecić się w takiej sytuacji, to jesteś bardziej popieprzony, niż mi się wydawało.
– Nie przeszkodziłeś mi w śnie. Czułem sssię taki sssamotny. Mogę otworzyć dla ciebie drzwi, panie – powiedział wąż, poruszając się, dzięki czemu drgnęła także ściana.
Draco zamarł, w szoku wpatrując się w otwierające się przejście, dopóki Potter nie dotknął jego ramienia i nie pociągnął za sobą. Gryfon wysyczał kolejną komendę do tego czegoś, z czym rozmawiał. Gdy weszli do środka, ściana za nimi nagle się zamknęła. Draco odwrócił się gwałtownie, podnosząc dłoń – tym samym światło rozjaśniło twarz Pottera.
– Co to do cholery miało być?!
– Uratowałem ci twoje pieprzone życie, Malfoy – powiedział krótko Harry. – Lumos – wymruczał. Jego własna różdżka też rozbłysła światłem. Spojrzał na mapę. Sumer i Snape będą tu za kilka minut. Harry wątpił, by Snape go nie wyczuł. Miał tylko nadzieję, że nie będzie w stanie otworzyć drzwi.
– Co to do cholery jest?! – spytał Draco, zaglądając Gryfonowi przez ramię.
– To jest mapa zamku. Pokazuje, gdzie każdy się znajduje, niezależnie od godziny – powiedział z roztargnieniem.
– Gdzie jesteśmy?
– Tutaj – wskazał na dwa nieruchome nazwiska. Prawie na siebie nachodziły, tak blisko siebie stali.
– A te dwa imiona zbliżające się do nas...? Zaraz, co Snape tu robi?!
Harry zaklął, szybko zastanawiając się, jak z tego wybrnąć.
– Na pewno sprawdza, czy żaden ze Ślizgonów nie kręci się gdzieś po lochach.
– Kłamiesz, Potter. A kto jest koło niego? To ten wilkołak, prawda? – Draco miał coraz bardziej podejrzliwy wyraz twarzy.
– Cholera, Malfoy! Nie możesz się po prostu zamknąć? Prawie tu są!
– I co z tego? Jeżeli Snape jest z wilkołakiem, to znaczy, że to coś nie jest aż takie niebezpieczne. Wracam na zewnątrz. Otwieraj drzwi, Potter.
Harry spojrzał na niego.
– Nie ma mowy, Malfoy. Zamknij się, albo zmuszę cię do tego!
– Och, to bardzo miło z twojej strony, Potter. Czemu nie...
– Langlock – przerwał mu Harry, chichocząc na widok miotającego się chłopaka, który próbował coś powiedzieć. Ignorując niewyraźne dźwięki, jakie Ślizgonowi udawało się od czasu do czasu wydobyć, obserwował mapę. Zbliżali się. Nagle Snape jakby się zawahał, pozostając w tyle za Sumerem. Harry wiedział, że Mistrz Eliksirów zwietrzył jego zapach. Po chwili czarodziej próbował dołączyć do wilkołaka. Przyspieszył, by się z nim zrównać, ale Sumer też zwiększył tempo biegu.
Harry i Malfoy podskoczyli, gdy usłyszeli ciężkie kroki na zewnątrz. Malfoy odszedł od ściany, ale Harry cały czas stał w jednym miejscu, wpatrując się w mapę. Kilka metrów za wejściem do pomieszczenia, w którym znajdowali się chłopcy, wilkołak zatrzymał się. Gryfon czekał, aż do stworzenia dołączy Snape. Harry marzył, by w tej chwili mapa mogła mu także powiedzieć, o czym każdy rozmawia, ponieważ ta niepewność była dobijająca. Nagle Mistrz Eliksirów przystanął, dokładnie przed „ich" ścianą. Złoty Chłopiec bezgłośnie odsunął się od niej, podchodząc do Malfoya.
Kiedy blondyn wydał nieokreślony, przestraszony dźwięk, Harry poruszył się, by go uciszyć. Położył rękę na jego ustach. Chłopak nie mógł mówić, ale i tak robił dużo hałasu. Ślizgon wpatrywał się w niego, chcąc odsunąć dłoń, ale Potter jej nie opuścił. Pochylił się nad blondynem i wyszeptał mu do ucha:
– Zamknij się, oni są na zewnątrz. Jeżeli nic nie usłyszą, to może sobie pójdą.
Dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa Draco. Poczuł podmuch gorącego powietrza owiewający mu ucho, gdy Potter mówił. Tylko dlatego, że nie chciał tego poczuć ponownie, skinął głową i zamilkł, ale Gryfon nadal trzymał dłoń na jego ustach, tak na wszelki wypadek. Cholera jasna, co tu się wyrabia? pomyślał zdenerwowany Ślizgon.
Obaj chłopcy słuchali skomlenia, które po chwili przeszło w warkot. Harry zadrżał, gdy to usłyszał. To musiał być Snape... Zabrzmiało jak warczenie, ale zupełnie niepodobne do psiego czy innych zwierząt... Trochę jak rozmowa... Harry zastanawiał się, czy inni tak samo myślą o nim, gdy mówi w Wężomowie. Słysząc słowa, ale nie znając ich znaczeń, nie rozumiejąc sensu całości. To brzmi niebezpiecznie i ekscytująco... pomyślał Harry, zanim zdołał się powstrzymać. Prawie sapnął na głos, gdy zrozumiał, że reaguje na te odgłosy podobnie jak Malfoy na jego Wężomowę. Cholera, cholera, cholera, co u diabła jest ze mną nie tak?!
Usłyszał jeszcze parę warknięć, które raczej wydał wilkołak, a potem drapanie w ścianę. Chwilę później warczenie stało się jeszcze głośniejsze, ale drapanie ustało. Gryfon czekał, cały spięty, wpatrując się bez ustanku w Mapę Huncwotów. W końcu Snape i Sumer ruszyli w dół korytarza. Harry odczekał, aż skręcili parę razy, potem zabrał dłoń z ust Malfoya.
– Finite incantatem – powiedział.
– Odeszli? – szepnął Draco. Gdy Potter skinął głową, on wybuchnął. – Do cholery, co to miało być, Potter?!
– Ratowałem ci życie, Malfoy.
– Dlaczego Snape tu był? Jeżeli był z wilkołakiem, z całą pewnością jest w stanie kontrolować tę bestię.
– Masz rację, Snape kontroluje Sumera. Jestem pewien, że starał się trzymać go z dala od tego miejsca, ale wilkołak wciąż wraca do tej ściany, drapie, wyje i stara się wejść. Jeżeli stad wyjdziesz, to czy myślisz, że Snape będzie w stanie zatrzymać potwora przed zjedzeniem cię...? Wilkołak na pewno marzy o smacznym, soczystym mięsku, właśnie takim jak ty – warknął Harry.
– Ta bestia ma imię? Jeszcze powiedz, że to ty jej je nadałeś... – prychnął Draco.
– Nie, to nie ja. Podała mi je mapa, a ona nigdy się nie myli.
– Świetnie, nieważne. O mapie pogadamy później. Teraz chcę wiedzieć skąd w tobie taka pewność, że Sumer mógłby za mną pobiec...? Równie dobrze mógłby się rzucić na ciebie.
Na pewno nie. Nie ma mowy, żeby Snape pozwolił, by coś takiego się stało. Wybacz, ale twój ukochany Mistrz Eliksirów dba bardziej o moje życie, niż o twoje chciał powiedzieć Harry, ale zamiast tego zażartował:
– Bo twoja skóra jest delikatniejsza. Jestem pewien, że mięsko z ciebie byłoby bardzo delikatne i słodkie.
Draco prychnął.
– Tak bardzo przypatrujesz się mojej skórze...?
– Wiesz, właściwie jak tak teraz o tym myślę, to może rzeczywiście masz rację. Sumer prawdopodobnie pobiegłby za mną, żeby najpierw złapać trudniejszego przeciwnika. Ty wyglądasz na chorowitego i słabego, gdybyś zaczął uciekać, dopadłby cię z łatwością.
– Chorowitego i słabego...? – powtórzył Draco, po czym rzucił się na Harry'ego i przyszpilił go do ziemi.
Złoty Chłopiec upadając wypuścił swoją różdżkę i mapę. Gwałtownie wciągnął powietrze, gdy uderzył w kamienną posadzkę. Walczył z zawrotami głowy, by nie stracić przytomności. Przeturlał się z Malfoyem po posadzce. Potrząsnął głową, by odgonić mroczki latające przed oczami. Owinął nogi wokół talii Ślizgona. Chwyciwszy go za ramiona, przekoziołkował razem z nim po podłodze. Tym razem to Harry przygniatał Malfoya do ziemi. Złapał oba jego nadgarstki i przeniósł je nad głowę chłopaka.
– Taak... Chorowity i słaby – mruknął z doskonale słyszalną kpiną.
Draco zrozumiał, że przegrał, gdy Potter na nim usiadł. Mimo to próbował go z siebie zrzucić, ale to stało się prawie niewykonalne, gdy jego ręce zastały przygniecione do podłogi, nad głową. Starał się jakoś wyrwać, szamotał się, kopał nogami, ale to nic nie dawało. Dysząc, nie mogąc złapać oddechu, Draco przestał się rzucać i tylko wpatrywał się nienawistnie w Chłopca-Który-Z-Łaski-Swojej-Mógłby-Rzucić-Się-W-Przepaść.
– Potter, złaź ze mnie – warknął tak groźnym tonem, na jaki go w tej chwili było stać.
Harry poruszył się nieznacznie, wyczuwając pod pośladkami erekcję Ślizgona. Obserwował z tryumfem, jak twarz Malfoya oblewa się szkarłatem.
Draco był tak zawstydzony, że odeszła go ochota na walkę. Chciał tylko jak najszybciej się stąd wydostać.
– Po prostu zejdź ze mnie, Potter – wyszeptał błagalnie.
Zdumiony tym dziwnym dla Malfoya tonem, Harry dokładniej przyjrzał się twarzy swojej ofiary. Co u diabła...? Posunąłem się za daleko...? Wygląda na okropnie zażenowanego... Wzdychając, Harry puścił nadgarstki Malfoya i zszedł z niego. Cofnął się kilka kroków i sięgnął po ich różdżki.
– Nie rób nic głupiego, Malfoy. Pamiętaj, że uratowałem ten twój niewdzięczny tyłek.
Draco szybko doszedł do siebie, wziął podsuniętą przez Pottera różdżkę i warknął:
– Myślisz o moim tyłku, Potter...?
– Zamknij się, Malfoy – powiedział słabo Harry. Gdy adrenalina opadła, poczuł się ogromnie wyczerpany. Jego głowa pulsowała, mrużył oczy od światła, jakie dawała jego różdżka.
Draco wpatrywał się w Pottera, po czym podszedł do ściany, przez którą weszli.
– Otwórz to, Potter.
– Nie mogę. Sumer wciąż biega gdzieś w pobliżu. Zostaniemy tu na noc.
– Zostać tutaj?! Z tobą, Potter?! Nie sądzę. A co, jeśli to pułapka i nie będziemy mogli się stąd wydostać? Nikt nie wie, gdzie jesteśmy.
– Jeżeli już zapomniałeś, to Snape wie, że tu jesteśmy – mruknął znużony Harry. Jego wzrok zaczął się rozmazywać, więc odłożył mapę i zsunął okulary, by przetrzeć oczy.
Draco myślał o tym przez chwilę, krzywiąc się.
– Tak właściwie, to jak Snape jest w stanie kontrolować tę bestię? I nie mów, że nie wiesz, Potter, bo wygląda na to, że wiesz więcej o Snapie, niż ja – dodał podejrzliwie.
– Zostaw te pytania dla Snape'a, dobra? Jestem zbyt wyczerpany, żeby dalej się tobą zajmować – wymruczał Harry.
Pulsowanie w czaszce zaczęło mu przeszkadzać. Coś zimnego spłynęło po jego karku. Wyciągnął rękę za głowę, delikatnie pomasował skórę. Zasyczał, gdy poczuł krótki, przeraźliwy ból. Zobaczył przed oczami ciemne plamy, schował twarz w dłoniach. Jego ręce były czymś ubrudzone, ale nie był w stanie teraz o tym myśleć.
– Cholera... – szepnął. Jego oczy zamknęły się. Przewrócił się na ziemię.
– Potter?! Co się dzieje?! – Draco w szoku obserwował, jak chłopak zachwiał się i runął w dół. Wpatrywał się w leżącą postać, starając się odkryć, co jest nie tak. Pochylił się, zobaczył, że ręce Gryfona są pokryte czymś błyszczącym. Zbliżył je do światła. Sapnął ze zdumienia, gdy zobaczył, że to krew. Chwycił głowę nieprzytomnego chłopaka w dłonie. Delikatnie przesuwał palcami między włosami i szybko odnalazł wilgotne miejsce. Wymamrotał przekleństwo. I co, do cholery, mam teraz zrobić? Jeżeli on umrze, nigdy się stąd nie wydostanę pomyślał z niechęcią.
Wzdychając, zdjął szaty i zwinął je w rulonik. Delikatnie podniósł głowę Pottera i podłożył pod nią zaimprowizowaną poduszkę. Ułożył go w ten sposób, by materiał nie urażał rany. Na szczęście nie krwawi aż tak mocno, nie muszę się martwić, że umrze od utraty krwi pomyślał, gdy uważniej obejrzał zranienie. Czyli zostaję tu, dopóki Potter się nie obudzi westchnął z rezygnacją.
Wyciągnął wciąż świecącą różdżkę z uścisku Pottera. Złączył ją ze swoją własną, razem dawały znacznie więcej światła. To wtedy zauważył, że Potter ma zabandażowane oba nadgarstki.
– Co to do diabła ma być?! – mruknął. – Jakaś nowa moda?
Spoglądał to na opatrunki, to na głowę chłopaka, w końcu zdecydował, że użyje tych bandaży do zatrzymania krwawienia. Mimo że krew nie ciekła zbyt mocno, to nigdy nie wiadomo, jak długo tu będą. On jest moją jedyną szansą na wydostanie się stąd... Ponownie sięgnął po jego dłonie. Rozwinął opatrunek z jednego przegubu i wciągnął gwałtownie powietrze. Co on, do cholery, sobie robi?! pomyślał z niedowierzaniem. Podniósł nadgarstek, by lepiej się przyjrzeć czarno-niebieskim śladom i obrzydliwemu cięciu.
Spojrzał na drugą rękę, po chwili i ją szybko odwinął. Tu też były brzydkie ślady, ale cięcie wyglądało, jakby ktoś raczej wyrwał w tym miejscu kawałek skóry. Draco poczuł, jak coś go ściska w gardle. Wpatrywał się w nieprzytomnego chłopca.
– Sam to sobie zrobiłeś? – zastanawiał się na głos. – Niee... Przecież jesteś cholernym Chłopcem, Który Przeżył. Ty nie mógłbyś próbować się zabić, prawda...?
Przyglądał się bacznie nadgarstkom, starając się nie okazywać obrzydzenia. Wygląda raczej, jakby skóra była rozszarpana... pomyślał. Nagle wróciło do niego wspomnienie Pottera, opuszczającego gabinet Snape'a z zabandażowaną ręką. Niemożliwe... Draco zamarł.
Teraz to nabierało sensu. Wszystko. Bledsza cera, nie chodzenie do Wielkiej Sali na posiłki, zmęczenie podczas zajęć w środku dnia, no i jeszcze teraz ten wilkołak...
– Wampir – westchnął głośno chłopak. Snape był wampirem. Jego ojciec chrzestny był wampirem. I żywił się krwią Pottera. – Dlaczego, do diabła, miałby się żywić akurat od ciebie, Potter...? – powiedział sam do siebie ze wstrętem, kładąc delikatnie dłonie Gryfona na ziemi. – Przecież on cię nienawidzi. A poza tym nie mam pojęcia, dlaczego miałbyś smakować lepiej od reszty z nas. Na pewno to był pomysł Dumbledore'a... A oczywiście Potter zgodzi się na wszystko, co ten staruch mu powie.
Draco poczuł nagle gniew na dyrektora, że zmusił Pottera do zgody na żywienie Snape'a własną krwią, a na Snape'a za to, że się zgodził. Cholera jasna, co go do tego skłoniło? On nigdy nie poniżyłby się do tego stopnia, by pić krew Chłopca, Który Przeżył. Musiał zostać zmuszony... pomyślał gniewnie. Potem zrozumiał, że jest wściekły, bo Potter został ranny i aż się wzdrygnął. Co jest ze mną nie tak? Przecież to Potter!
Przeczesał palcami włosy. Postanowił, że na razie będzie najlepiej, jeśli po prostu nie będzie o tym wszystkim myślał.
Poczuł się wyczerpany. Rozejrzał się dookoła, próbując zlokalizować pelerynę-niewidkę. Gdy tak przeszukiwał pokój, zaczął zwracać większą uwagę na to, gdzie tak właściwie się znajdują i jak dokładnie wygląda pomieszczenie. W szoku przyglądał się metalowym łańcuchom, z przyczepionymi do nich ciężkimi kajdankami, zwisającymi ze ścian i z sufitu. Stół, który stał obok, był tak właściwie stołem do tortur – nadal pokrywały go ciemne ślady krwi. Obrzydzony tym Draco, spuścił wzrok na podłogę i w końcu znalazł płaszcz. Wrócił w miejsce, gdzie leżał Potter. Zrobił z peleryny-niewidki poduszkę dla siebie, po czym położył się obok Gryfona. Różdżki nadal dawały światło – bałby się zasnąć w tym pomieszczeniu, jeśli panowałyby tu całkowite ciemności.
Minęło dużo czasu, zanim w końcu zapadł w niespokojny sen.
***
Snape z niepokojem oczekiwał nadejścia świtu. Gdy zaczęło się robić widno, musiał jeszcze znaleźć w sobie tyle cierpliwości, by zanieść do komnat nieprzytomnego Remusa. Rozsadzała go wściekłość. Harry nie dotrzymał obietnicy. Harry opuścił komnaty i wędrował po korytarzach. Ale to nie wszystko – był z Draco.
Logiczna, spokojna część Snape'a mówiła po cichu, że to na pewno zbieg okoliczności, że Potter przez przypadek spotkał gdzieś w lochach Draco, gdy chciał znaleźć Sumera i jego. Wampirza część jego umysłu szalała i wrzeszczała – Gryfon spotkał się z blondynem specjalnie, albo, co gorsza, Draco oszukał Harry'ego, wciągnął go w pułapkę i chciał skrzywdzić chłopca. Jakikolwiek był ukryty powód tego, że ci dwaj byli razem w tamtej komnacie, Snape był wściekły.
W niespełna dwie minuty dotarł na miejsce. Niecierpliwie przyglądał się ścianie w poszukiwaniu płaskorzeźby, której mógłby podać hasło. Wszystkie ukryte pomieszczenia w lochach miały podobne zabezpieczenia – latarnie, które trzeba przekręcić w odpowiednią stronę, lub kamienne węże, którym należało podać właściwe hasło. W zależności od gatunku węża, były to różne słowa. Tutaj była to żmija. Zaklął. Żmije chroniły dostępu do dawnych sal tortur. Hasło było obrzydliwe, wymyślone przez samego Salazara Slytherina.
– Szlama – warknął Snape.
Wąż poruszył się, a ściana odsłoniła bardzo ciemny pokój. Pierwszym, co do niego dotarło, był zapach krwi, krwi jego towarzysza. Szybko wkroczył do środka. To co zobaczył spowodowało, że stanął, zaszokowany.
A potem wpadł w szał.
– DRACO!!! – wrzasnął, biegnąc w kierunku śpiącego blondyna, obejmującego Harry'ego.
Obaj chłopcy obudzili się słysząc hałas, Draco, bardziej przytomny, odskoczył od Pottera. Przeraził się, że leżał wtulony w Gryfona. Jednak nie miał zbyt wiele czasu na myślenie o tym – Snape podniósł go za koszulkę i odrzucił z dala od drugiego chłopaka.
– S–Severus? Co do...?
Harry czuł zawroty głowy – za szybko wstał. Jego reakcje były więc trochę spowolnione. Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do światła, zobaczył zdumiewający widok – Snape'a podnoszącego Malfoya i rzucającego nim o ścianę. Kilka chwil później zdał sobie sprawę, że Mistrz Eliksirów ma na pewno w myślach same najczarniejsze scenariusze. Złoty Chłopiec stanął na nogach, po czym prawie się na nowo przewrócił, gdy powróciły zawroty głowy. W końcu udało mu się utrzymać równowagę. Zobaczył, że Snape przygwoździł Malfoya do ściany.
– Nie! Snape, przestań!
Chłopak podbiegł do nich. Chwycił rękę Snape'a tak samo jak wtedy, gdy mężczyzna naskoczył na Leonarda. Oczy starszego czarodzieja zrobiły się czarne, kły się wydłużyły i zaczął warczeć w sposób, który zdecydowanie przeraził Malfoya.
– Snape, zatrzymaj się! On nic nie zrobił! SNAPE!
Prawdę mówiąc to nic nie zadziałało. Mężczyzna był silniejszy i z łatwością go odepchnął. Chłopiec upadł, lądując na pośladkach. Jęknął. Teraz zrobił się zły.
– SEVERUSIE! NATYCHMIAST PRZESTAŃ! – Snape zatrzymał się. – Puść go. – Puścił Malfoya.
Ślizgon wyglądał, jakby miał ochotę gdzieś uciec, więc Harry szybko go powstrzymał.
– Nie, nie uciekaj, to go tylko sprowokuje.
Malfoy stanął, ze strachem wpatrując się w Mistrza Eliksirów. Harry powoli wstał, uważnie wpatrując się w Snape'a.
– Profesorze...? Wszystko w porządku?
Snape nie spuszczał wzroku z blondyna, jakby chciał go tym wzrokiem zasztyletować. Towarzysz, towarzysz, on zranił twojego towarzysza, obejmował twojego towarzysza, towarzysza, towarzysz, towarzysz, zranił towarzysza, towarzysza, zranił, ukradł, towarzysz mruczał z wściekłością wampir w jego głowie. Snape w myślach potrząsnął sam sobą. Oderwał wzrok od Ślizgona, wracając do Harry'ego. Spoglądanie na chłopca trochę go uspokajało. Czuje się na tyle dobrze, by stać o własnych siłach i rozkazywać ci, nie może być poważnie ranny. Przestań zachowywać się irracjonalnie przekonywał sam siebie.
Tylko skinął głową, nie ufał swemu głosowi na tyle, by odpowiedzieć na pytanie Gryfona.
Harry odetchnął z ulgą, napięcie opuściło jego ciało. Chciał podejść do Malfoya, by jakoś dodać otuchy wystraszonemu chłopcu, ale Snape chwycił go, cicho warcząc.
– Snape, wszystko w porządku. On się boi, chciałem go tylko uspokoić.
– C–co to, do diabła, miało być? – wychrypiał Draco, wpatrując się w nich ogromnymi oczami.
Harry odwrócił się twarzą do Snape'a, którego oczy wciąż były czarne, a kły wystawały z ust. Coś nakazało mu chwycić dłoń wampira w obie ręce i delikatnie ją głaskać, by uspokoić mężczyznę. To wydawało się działać – Snape nieco się rozluźnił, choć jego zęby nadal były wydłużone, a oczy nie wróciły do normalnego wyglądu.
Gryfon z powrotem zwrócił się do Malfoya.
– Prawdopodobnie wyczuł moją krew, a gdy zobaczył mnie nieprzytomnego, do głowy przyszedł mu najgorszy scenariusz. Wampir zażądał, by mnie ochraniał, dlatego cię zaatakował. Tak było, profesorze? – spytał Harry, wracając do formalnego zwracania się do mężczyzny.
Snape odchrząknął i powoli skinął głową.
– Coś w tym rodzaju – mruknął.
Draco z niedowierzaniem obserwował, jak Snape zmienia się na jego oczach – oczy były znów normalne, zęby powoli się zmniejszały. Czy Potter trzyma go za rękę...? To nie jest właściwe... pomyślał.
– Potter, chcę wiedzieć, co tu się dzieje. Myślę, że to teraz również moja sprawa, Severusie. Chyba, że chcesz, by jutro cała szkoła dowiedziała się, że Mistrz Eliksirów jest wampirem – prychnął Draco.
– Bezczelny drań! – warknął Snape. – Nie próbuj mi rozkazywać, Draco. Zapominasz kim jestem!
– Profesorze, on zasłużył na to, by wiedzieć. A poza tym nikomu nie powie, prawda? – Ta ostatnia uwaga była skierowana do Draco.
– Proszę cię...! – mruknął z drwiną. – Mam korzyści z tego, że mój ojciec chrzestny jest w pobliżu.
– On jest twoim ojcem chrzestnym? – zdziwił się Harry.
– Nie wiedziałeś? Cóż, czyli dziś jest dzień pełen niespodzianek. Tak, to jest mój chrzestny. Chyba zasłużyłem na to, by wiedzieć, co się tu dzieje.
Snape'owi nie podobała się arogancka nuta w głosie chrześniaka. Był niezadowolony, choć wiedział, że Draco nikomu nie wyda jego sekretu. Powinienem go ugryźć tylko po to, by mu pokazać, że wciąż trzeba mnie traktować z należytym szacunkiem pomyślał.
– Jestem pewien, że już odkryłeś, że jestem wampirem. Zmieniłem się w niego na krótko przed rozpoczęciem roku. Granger odkryła to w zeszłym tygodniu, stąd Potter o tym wie.
– Co sprawiło, że Granger zaczęła się domyślać? To, że profesor Lupin też tu jest? – spytał Draco z odrobiną zazdrości, że on sam nie zauważył pewnych oczywistych powiązań.
Snape zazgrzytał zębami, ale Harry ścisnął jego dłoń uspokajająco, więc kontynuował:
– Na początku zaalarmował ją fakt, że próbowałem kilkakrotnie ugryźć Pottera.
– Dlaczego, do diabła, chciałeś ugryźć Pottera? – krzyknął Draco z niedowierzaniem.
– On jest moim towarzyszem – warknął Snape, zdenerwowany zarówno faktem, że Draco tak źle myśli o Harrym, jak i tym, że musiał się do tego wszystkiego przyznać.
Draco wpatrywał się w nich, całkowicie zdumiony.
– Jest twoim towarzyszem? I co, jesteście związani? Pieprzycie się? – Draco wzdrygnął się, myślenie o czymś takim było trudne, zwłaszcza, że chodziło tu o Chłopca, Który Przeżył.
– NIE! – równocześnie zaprotestowali Harry i Snape, odskakując od siebie i puszczając swoje dłonie. Harry pierwszy oprzytomniał.
– To, że jestem jego towarzyszem, nie znaczy, że... em... uprawiamy seks. Po prostu moja krew jest czymś, czego Snape potrzebuje. Ja... Ja nie wiem... ona smakuje lepiej, utrzymuje go przy życiu albo coś w tym stylu – Harry spojrzał pytająco na mężczyznę.
– Smakuje lepiej – przyznał Snape. – Za każdym razem, gdy ją piję, chcę więcej – dodał gorzko. I nie chodzi mi tylko o krew, Potter dodał cicho. Musiał to przyznać – chciał Harry'ego tak bardzo, jak jego krwi. Chociaż, jeśli miałby być szczery, to właśnie krew sprawiła, że zaczął myśleć o czymś jeszcze. Za każdym razem, gdy próbował jego krwi, był podniecony, płonął z pożądania – by poczuć Harry'ego, by pokazać mu, jak bardzo ta krew rozgrzewa jego zmarznięte ciało i zobaczyć, co dałoby mu zbliżenie się do chłopaka.
Draco nie wiedział, co ma o tym myśleć. Tego było trochę za wiele, jak na jeden raz.
– Czyli jego krew ma coś takiego, co cię stawia na nogi...? I to coś sprawia, że jest twoim towarzyszem, więc... – Draco zatrzymał się. – To i tak nie wyjaśnia, dlaczego do cholery chciałeś mnie udusić!
Snape wydął wargi w coś na kształt krzywego uśmieszku.
– To z powodu tego, że zbliża się okres pożądania krwi, podczas którego wampiry poszukują swoich towarzyszy. Ja znalazłem już swojego i wygląda na to, że instynkt wampira... nakazuje mi bronić mojego towarzysza. – I trzymać go z dala od tych wszystkich, którzy staraliby się go ukraść dodał w myślach.
Draco przez chwilę myślał nad tym, po czym prychnął z rozbawieniem.
– Jest mi przykro z twojego powodu, Severusie. Nakaz ochrony Pottera musi być dla ciebie obrzydliwy. Nie wspominając o tym, że to musi być trudne – Potter ma szczególną łatwość do wpadania w kłopoty.
– Uważaj co mówisz, Draco – wtrącił zimno Snape. – Bardzo trudno jest się sprzeciwić temu, co nakazuje mi wampirza natura. Szczególnie, jeśli znajduję mojego towarzysza rannego, nieprzytomnego, a jego największy rywal go obejmuje.
– Obejmuje...? – powtórzył z niedowierzaniem Harry, wpatrując się w Draco.
Draco z całych sił starał się odgonić występujący na jego twarz rumieniec.
– Nie skrzywdziłem go.
Harry wpatrywał się w niego.
– Nie, nie skrzywdziłeś mnie, to tylko ta twarda kamienna podłoga, na którą mnie popchnąłeś. – Snape warknął, więc Harry szybko dodał. – Tak naprawdę to było nieporozumienie.
Zauważając niebezpieczeństwo, Draco nie poprawiał Pottera. Dodał za to zwyczajnym tonem:
– Te ślady na jego nadgarstku są przez ciebie, prawda...? Ma niezłe rany, szczególnie tę na lewej ręce.
Snape prychnął cicho, ale tak naprawdę jego też to cały czas trapiło. On ma rację, cały czas ranisz swojego towarzysza. Powinieneś go gryźć, wtedy rany goiłyby się szybko i to by go nie bolało szepnął wewnętrzny wampir.
– To było życzenie Pottera, na które przystałem. Po to, by nie powstała między nami... bliższa zażyłość.
– Malfoy. Nie wiedziałem, że ci zależy – mruknął ironicznie Gryfon.
– Bo nie zależy – odparł Draco.
– A tak właściwie to jak zauważyłeś te ślady? Musiałeś mnie w takim razie odbandażować...
No to wpadłem... pomyślał gorzko Draco.
– Twoja głowa krwawiła, a ty wydawałeś mi się jedyną szansą, żeby się stąd wydostać. Dlatego nie chciałem, żebyś mi tu umarł. Zobaczyłem te opatrunki dookoła twoich nadgarstków i zdjąłem jeden. Gdy znalazłem te ślady, zrobiłem się ciekawy i ściągnąłem też drugi.
– Ta pogawędka robi się zabawna, ale trwa już i tak zbyt długo. Teraz chciałbym zabrać Pottera do Skrzydła Szpitalnego, żeby móc zbadać jego głowę – warknął sucho Snape.
Draco podniósł brew z rozbawieniem.
– Ależ oczywiście. Twój towarzysz jest ranny, a ty nie możesz znieść myśli, że cierpi.
Snape warknął, więc Harry szybko powiedział:
– Odwal się, Malfoy. Profesorze, ze mną wszystko w porządku. Chciałbym tylko zobaczyć, jak tam Remus.
– Świetnie, sam mogę obejrzeć twoją głowę, gdy wrócimy do jego komnat. Draco! Slytherin traci dwadzieścia punktów za zranienie innego ucznia. I kolejne pięćdziesiąt za wędrowanie po lochach, gdy wyraźnie zostało powiedziane, że jest to zakazane – powiedział krótko Snape.
Harry i Draco stali, nie mogąc się ruszyć ze zdumienia. Wrzasnęli w tym samym czasie:
– CO?!
– Potter, dwadzieścia punktów za złamanie obietnicy – dodał Mistrz Eliksirów.
– Co? Ale ja wyszedłem po Malfoya, żeby uratować mu tyłek przed Sumerem! – wrzasnął Harry.
– Nie obchodzi mnie to. Chodźmy.
Harry prychnął, ale Snape pociągnął go za łokieć do wyjścia. Chłopak wyrwał się.
– Muszę zabrać moją różdżkę, płaszcz i mapę. – Dwie pierwsze rzeczy znalazł z łatwością. Sięgnął po płaszcz, który do tej pory służył mu za poduszkę i zamarł. Ze zdumieniem zdał sobie sprawę, że jest to szata Malfoya. Przez chwilę wpatrywał się w nią w szoku. Malfoy zdjął szatę i podłożył mi pod głowę? Zniszczył swoje drogie ubranie, żeby mi było wygodniej...? pomyślał zdezorientowany.
Nagle Ślizgon wyrwał mu płaszcz, powoli zakładając go na siebie.
– Jak już mówiłem Potter – nie chciałem, by moja jedyna szansa na wydostanie się stąd umarła na moich oczach.
Harry skinął głową.
– Jasne. – Oczywiście, że to jedyny powód. Malfoy cię nie lubi, nawet nie jest zdolny do sympatii napominał się. Ale wciąż nie mógł zapomnieć o tym, co się stało. O co tu chodzi? Dlaczego on tak na mnie reaguje? To nie może być tylko przez Wężomowę... pomyślał, ale zaraz mentalnie potrząsnął głową. Nie myśl o tym, Harry.
Harry podążył za Snape'em, a Draco zaraz za nim. Szli w ciszy, zagubieni w myślach. Draco był przerażony własnymi. Dlaczego tak bardzo reaguję na Pottera? Dlaczego lubię Wężomowę, dlaczego podnieciłem się, gdy na mnie usiadł? Dlaczego, dlaczego, dlaczego??? pytał sam siebie z frustracją. I dlaczego mam pretensje do Severusa za to, że Potter jest jego towarzyszem? pomyślał, przygnębiony. Teraz musiał stawić czoła faktom – on, Draco Malfoy, syn Śmierciożercy, rywal Harry'ego Pottera, pożądał Chłopca–Który–Niszczył–Wszystko.
![](https://img.wattpad.com/cover/249569363-288-k653628.jpg)
CZYTASZ
A Destined Year
FanficOpowiadanie nie należy do mnie, tylko je udostępniam. Atenszyn, atenszyn, fanfik posiada kontynuacje - A Fated Summer, która niestary nie została ukończona przez autorkę __________________________ Autor: Autumns_Slumber Adres oryginału: http://arch...