51 - Planowanie z wyprzedzeniem

673 34 2
                                    

Jak można było się spodziewać, spotkanie Rona, Ginny, ich rodziców i reszty rodzeństwa było dość łzawe. Harry z bólem patrzył na rodzinę – o której zaczął myśleć jak o własnej – rozpaczającą po stracie Charliego. Zgoda, Charlie nie był martwy, ale był naznaczony i nikt jeszcze nie wiedział, czy przyjął Znak z własnej woli, czy znajdował się pod wpływem Imperiusa. Tak czy inaczej, nadzieje na jego bezpieczny powrót nie były zbyt duże.

Harry był wciąż przesłuchiwany i upewnił się, że opowiedział o każdym najdrobniejszym szczególe na temat tego, co widział, na wypadek, gdyby było coś, co Zakon mógł wykorzystać, a co on przeoczył. Nie było nic takiego.

- Przynajmniej teraz mamy potwierdzenie, że Czarny Pan planuje wykorzystać smoki w bitwie, i że, najprawdopodobniej, zdobył przynajmniej po jednym okazie z każdej rasy. Jeśli ma więcej niż jeden kamień dla każdej rasy, obawiam się, że wampiry i wilkołaki nie będą zbyt pomocne – powiedziała cicho McGonagall.
- One mogą poradzić sobie z wieloma smokami, Minerwo – zapewnił Snape dyrektorkę. – Czarny Pan nie spodziewa się, że użyjemy broni zamiast magii, więc wciąż mamy element zaskoczenia. O ile mogę to stwierdzić, nie domyśla się też, że mamy jakieś wampiry po swojej stronie.

McGonagall machnęła na niego ręką.
- To może być prawda, ale wciąż mi się to nie podoba. Obawiam się, że teraz bitwa nadejdzie dość szybko. Powinniśmy rozpocząć przygotowania do kontrataku. Nie możemy dłużej zostawiać tego Aurorom, dopóki sami nie będziemy gotowi stanąć do walki. Musimy stawić temu czoła.

Członkowie Zakonu zgromadzili się w skrzydle szpitalnym. Tego dnia zajęcia zostały odwołane. Był poniedziałek i, tak samo jak sen Harry'ego, Prorok Codzienny doniósł, że kilku Aurorów widziało, jak Charlie Weasley zawładnął dwoma smokami z pomocą wielu śmierciożerców. Teraz cały czarodziejski świat wiedział, że Voldemort ma smoki pod kontrolą, o ile nie podejrzewał tego wcześniej.

Snape spodziewał się teraz wezwania od Czarnego Pana w każdej chwili. Wiedział, że Czarny Pan będzie chciał wypytać go o Harry'ego i dowiedzieć się o postępach wampirów. Prawdę mówiąc, Snape nie wiedział, jak będzie w stanie ukryć przed nim prawdę. Choć miał sporą wprawę w kłamaniu i ukrywaniu swoich myśli, czuł się tak silnie przywiązany do Harry'ego, że kwestionował swe własne umiejętności.

Nie mówiąc już o tym, że Alastor wciąż konsultował się ze swym przyjacielem w Japonii, aby dowiedzieć się, jak on i Harry mają rozdzielić swoją magię, którą wciąż byli tak silnie związani, że nie mogli się od siebie oddalić. Nie mógł zgłosić się do Czarnego Pana, ciągnąć za sobą Harry'ego. Choć Czarny Pan byłby poruszony, obaj wiedzieli, że on i Harry zginęliby podczas wizyty. I to wyjaśniało wszystko.

- Zgadzam się, że powinniśmy zacząć walczyć; w przeciwnym razie pomyśli, że zaplanowaliśmy coś wielkiego. Jednak mamy tylko kilkadziesiąt osób i nie będziemy w stanie zrobić dużo więcej, niż tylko odpierać bieżące ataki śmierciożerców – powiedział Snape, porzucając swe ponure myśli.
- Remusie, jakie postępy robią siódmoroczni w swoim szkoleniu? – zapytała Minerwa.
- Wierzę, że jakiś tuzin z nich jest wystarczająco przygotowany, by stawić czoła śmierciożercom, ale nie sądzę, że powinniśmy posłać ich już do pracy w terenie – odpowiedział cicho Lupin.
- Normalnie zgodziłabym się z tobą, ale to nie jest normalna sytuacja, a my nie możemy dłużej stać bezczynnie i czekać, aż nas zaatakują.
- Zgadzam się z Minerwą. Choć nie mogę uwierzyć, że uczniowie są choćby w przybliżeniu wystarczająco przygotowani, wierzę, że będą w stanie dać sobie radę, pod warunkiem, że wyślemy ich w małych grupach z niektórymi członkami Zakonu. Czarny Pan wierzy teraz, że ma wszystko, czego potrzebuje, by nas pokonać, i tylko czeka na odpowiedni moment, drażniąc nas niszczeniem mniejszych miejscowości. Staje się zarozumiały i jestem pewien, że wkrótce zaatakuje zamek, jeśli nie podejmiemy działań obronnych – wyjaśnił Snape.
- Chciałbym przyłączyć się do pracujących w terenie – powiedział Bill, podchodząc do nich.
- Nie, Bill...
- Mamo, wszystko jest w porządku. Po prostu nie mogę siedzieć tu i czekać na sen Harry'ego o tym, jak Charlie umiera. Muszę coś zrobić.

Molly skinęła głową, a jej wargi drżały; Artur objął ja pocieszająco.

Fred i George również do nich podeszli.

- Nie jesteśmy zbyt dobrzy w pojedynkowaniu się, ale pracowaliśmy nad...
- ...kilkoma całkiem przydatnymi sztuczkami, które można wykorzystać – dokończył Fred.
- Wydłużyliśmy zasięg Uszu Dalekiego Zasięgu i...
- ...nawet dodaliśmy kilka uroków tłumaczących, na wypadek, gdyby cel mówił w innym języku.

McGonagall nie wiedziała, czy to pochwalić czy nie. Z jednej strony potrafiła dostrzec użyteczność uszu, ale z drugiej wiedziała, że wszystko, co stworzyli bliźniacy, zostało lub zostanie wykorzystane dla ich własnych niegodziwych celów. Ale wtedy pomyślała o Albusie i wiedziała, że byłby rozbawiony i zaakceptowałby ich pracę. Przytaknęła sobie mentalnie.

- Jestem pewna, że będą bardzo przydatne. Czy macie coś jeszcze...
- Mamy! – powiedzieli razem Fred i George.
- Tak, cóż, Tonks będzie tą, która sprowadzi wasze wynalazki. Zajmie się szczegółowo wszystkim, czego użyjemy.

Bliźniacy przytaknęli.

- Harry, czy ty...

Ron urwał, gdy Snape nagle podskoczył z syknięciem. Wszyscy spojrzeli na niego. Harry obrócił się i zobaczył jego spięty wyraz twarzy. Z lękiem spuścił wzrok, by zobaczyć, jak Snape ściska swe przedramię.

- Nie nie nie, nie teraz! – wykrzyknął.

Snape spojrzał na niego.

- Tak, teraz. Nie mogę dłużej ignorować jego wezwania. Muszę iść.
- Ale nasza magia jest nadal połączona! – zaprotestował Harry.

Snape przytaknął ponuro.

- Jestem tego świadom, Harry, ale nic na to nie poradzimy. Musimy po prostu zrobić to, co możemy.

Harry przygryzł wargę i skinął głową. Nie martwił się o siebie, martwił się o Snape'a. Voldemort wiedział, że jest do kogoś przywiązany, a z ich magią tak ściśle ze sobą powiązaną... Voldemort mógł być w stanie powiedzieć, że Snape jest przywiązany do niego.

Snape mógł zobaczyć zmartwienie i wyczuć napięcie w ciele Harry'ego, i to czyniło opuszczenie go jeszcze trudniejszym, ale ból narastał. Czarny Pan wyraźnie się niecierpliwił. Pod wpływem impulsu gwałtownie przyciągnął do siebie Harry'ego i ledwo, naprawdę ledwo zauważalnie musnął wargami czuprynę chłopaka. Następnie cofnął się i, walcząc z chęcią pochwycenia Harry'ego ponownie, praktycznie odskoczył od chłopaka.

Obaj krzyknęli, a Harry gorączkowo rzucił się z łóżka w stronę Snape'a, owijając ręce wokół mężczyzny i oddychając ciężko.

- Ja... nie sądzę, że to zadziała.
- Musi – powiedział Snape, zaciskając zęby. Uwolnił się z ramion Harry'ego i odepchnął chłopaka od siebie. Magia napięła się. Sprawiała wrażenie jakby miała pęknąć. Snape zamknął oczu i próbował skoncentrować się na pokonaniu bólu. Skupił się tak bardzo, że był zaskoczony, widząc pod powiekami olśniewającą czarną nić, błyszczącą jak dobrze wypolerowany onyks. Była gruba i napięta, rozciągająca się w kierunku, w którym wiedział, że stał Harry. To była ich połączona magia.

Oddychając niepewnie i z niedowierzaniem, Snape wyciągnął rękę, wciąż mając zamknięte oczy.

- Harry, chwyć mnie za rękę.

Harry'emu nie trzeba było powtarzać dwa razy. Brak kontaktu ze Snapem był bolesny. Chwycił dłoń mężczyzny, jakby ten był jego wybawcą. Ból natychmiast złagodniał.

Snape widział to teraz wyraźniej. Sięgnął mentalnie. Poczuł, jak włókno próbuje się do niego zbliżyć, i usłyszał sapnięcie Harry'ego.

- Znalazłem naszą magię, Harry. Spróbuję ją rozplątać – wymamrotał pocieszająco, koncentrując się na nici.

Sięgnął raz jeszcze i tym razem, zamiast starać się pociągnąć ją przed sobą, próbował wyobrazić sobie, jak starannie się rozplątuje, aż stanie się dwiema oddzielnymi nićmi. Pasmo wydawało się rozluźniać. W końcu całkowicie się rozerwało i dwa włókna trzepotały wokół siebie, poszukując kontaktu, ale on szybko pociągnął swój koniec do siebie. Wzdrygnął się i otworzył oczy; Harry wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami.

- Co to było? – zapytał Harry.
- Nasz połączony magiczny rdzeń. Rozdzieliłem go – odpowiedział Snape sztywno, a ból w jego ramieniu nasilił się. – Muszę już iść.

Harry skinął głową i Snape w pospiechu opuścił pokój. Gdy tylko wyszedł, chłopak odwrócił się do pozostałych.

- Yyy...

Został uratowany od wyjaśniania czegokolwiek, gdy Moody wszedł do pomieszczenia wraz ze starym Azjatą. Wszyscy odwrócili się, by spojrzeć, a zwłaszcza Harry. Starzec miał najciemniejsze czarne włosy, jakie Harry kiedykolwiek widział, ciemniejsze nawet niż Snape, i miał na sobie ciemnoniebieską jedwabną
bluzę ze złotymi, owalnymi guzikami, oraz jedwabne spodnie od piżamy. Tak przynajmniej pomyślał Harry, jako że były bardzo luźne.

- Kto to jest? – zapytała McGonagall, lekko oskarżycielskim tonem. Nie potrzebowali w tym momencie kolejnego nieznajomego, którym trzeba było się zająć.
- To jest Hiro Ayugi. Jest profesorem, który specjalizuje się w magicznych rdzeniach, o którym wam mówiłem – powiedział Alastor. Jego magiczne oko zatrzymało się na Harrym, podczas gdy normalne wpatrywało się w McGonagall. Skrzywił się i zwrócił oboje oczu na Harry'ego. Co to jest? Czarna nić jest cienka i wydaje się wirować bez celu... O nie, to niedobrze, co to niebieskie tu robi? Czy to próbuje wciągnąć to czarne z powrotem... Myśli Alastora natychmiast ustały, gdy odezwał się nagle. – Przepraszam, Minerwo, ale muszę porozmawiać z Harrym na osobności z Ayugim, jeśli nie masz nic przeciwko.
- Hę? Dlaczego ja? – zapytał Harry. Odczuwał lekkie mdłości. – Snape odkrył już sposób, by... by – zawahał się, a jego głos stał się nagle lekko chrapliwy. Dlaczego pokój wydaje się wirować? – By... roz... rozdzie... lić... naszą... ugh.
- Harry! – Kilkanaście osób krzyknęło naraz, gdy oczy chłopaka wywróciły się w głąb czaszki, a on sam upadł na podłogę.

~~~~~~

- Od czasu nieplanowanego pojawienia się magii, podejrzewam, że była raczej brutalnie ograniczana, a nie rozplątywana. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego, ale ukryte możliwości połączonych magicznych rdzeni mogą być ograniczane przez któregoś z partnerów. Jako że wydaje się, że to młody Potter jest tym cierpiącym, było prawdopodobne, że to Snape przetnie więzy – stwierdził Hiro, zdejmując specjalnie zaprojektowane okulary.
- Czy wszystko będzie z nim w porządku? – zapytała McGonagall.

Hiro skinął głową.

- Tak, wierzę, że wyzdrowieje. Jest bardzo silny magicznie. Zemdlał, ponieważ przyzwyczaił się do bycia połączonym ze Snapem, a teraz magia, która była używana przez połączony magiczny rdzeń, nie wie, co ma sama robić. Jego magiczny rdzeń próbuje to rekompensować przez przyciąganie magii do siebie.
- Mmgh – jęknął Harry, trzepocząc rzęsami. Przekręcił się na bok. Słyszał ludzi rozmawiających wokół niego, ale nie zwrócił na siebie uwagi. Odpłynął z powrotem w sen.
- Czy to w ogóle wpłynie na jego połączenie z Severusem? – zapytał Moody, gdy było jasne, że Harry się nie obudził.
- Nie jestem pewien. Ten przypadek jest dla mnie bardzo zaskakujący. Nigdy wcześniej nie pomyślałem, by pracować z wampirem i jego towarzyszem, ale teraz widzę, że być może powinienem zacząć moje badania z wampirami i wtedy spróbować przystosować ich rezultaty do ludzi, a nie zaczynać od ludzi. Jeśli połączony magiczny rdzeń jest naturalnym zjawiskiem pomiędzy wampirem i jego towarzyszem, może zawierać informacje potrzebne mi do dalszych badań – powiedział Ayugi w zamyśleniu.

Remus podszedł bliżej i stanął przy szpitalnym łóżku Harry'ego. Zwrócił stanowcze spojrzenie na mężczyznę.

- Panie Ayugi, Harry nie jest jednym z obiektów pańskich badań. Jest przyszłością czarodziejskiego świata i pańskim priorytetem powinno być dbanie o to, by pokonał Czarnego Pana, albo w ogóle nie będzie pan w stanie ukończyć swoich badań.

Ayugi uśmiechnął się blado.

- Tak, oczywiście. Zrobię co w mojej mocy, by pan Potter był w stanie wykorzystać i kontrolować swój połączony magiczny rdzeń. Jednak jeśli jego magicznemu rdzeniowi udaje się przyciągnąć do siebie połączoną magię, może nie być w stanie połączyć magii raz jeszcze. Gdzie jest jego partner?
- Jest... – Lupin przerwał w połowie zdania i obrócił się sztywno do McGonagall. – Wzywa mnie, ja również muszę iść.

McGonagall nie wyglądała na zbytnio uradowaną, ale skinęła głową i Lupin szybko opuścił skrzydło szpitalne. Ron wybrał ten moment, by się odezwać.

- Czy z Harrym wszystko będzie w porządku?

McGonagall odwróciła się do niego, a jej spojrzenie złagodniało.

- Tak, oczywiście, że tak.

Hermiona kiwnęła głową dla poparcia słów McGonagall.

- Harry przechodził już przez gorsze rzeczy, Ron, wszystko będzie dobrze. Jak się czujesz?
- Dobrze – powiedział Ron bezbarwnie.

Molly poklepała go po ramieniu, podczas gdy Hermiona chwyciła uspokajająco jego dłoń. Ron uśmiechnął się do nich, choć uśmiech nie dosięgnął jego oczu.

- Co to ma znaczyć? – warknął bardzo rozgniewany głos.

Wszyscy odwrócili się, by zobaczyć w drzwiach Snape'a opierającego się ciężko o ramię Remusa. Wyraźnie nie był z czegoś zadowolony.

Oczywiście pani Pomfrey praktycznie rzuciła się, by mu pomóc... dopóki na nią nie warknął. Zatrzymała się stopę dalej.

- Severusie, źle się czujesz? Harry załamał się krótko po tym, jak...
- Co?! – rzucił Snape. Natychmiast wyprostował się i rzucił do łóżka Harry'ego, piorunując wzrokiem wszystkich w promieniu pięciu stóp. Spojrzał na Harry'ego i delikatnie dotknął dłonią jego policzka. Wyczuł słabą gorączkę i mógł usłyszeć, jak serce Harry'ego bije nieregularnie. Podniósł wzrok. – Co tu się stało?
- Jak już Poppy próbowała wyjaśnić – odezwała się McGonagall – Harry upadł krótko po tym, jak wyszedłeś. Pan Ayugi wierzy...
- Pan Ayugi? – zapytał Snape, warcząc nisko; odnalazł wzrokiem nieznajomego.
- Bardzo mi miło pana poznać – powiedział Ayugi, kłaniając się w pas i pozwalając swemu spojrzeniu tylko przez chwilę omieść podłogę, zanim znów się wyprostował. – Jestem Hiro Ayugi, z japońskiej szkoły. Specjalizuję się w...
- Alastor opowiadał mi o panu – odezwał się Snape, burcząc nieco mniej obraźliwie. Jego wampirze „ja" wydawało się być trochę uspokojone faktem, że mężczyzna traktuje go przynajmniej z większym szacunkiem niż inni. – Co jest nie tak z Harrym?
- Przerwałeś połączony magiczny rdzeń dość... nagle. Przy takiej odległości to jasne, że rdzeń naturalnie rozplątałby się sam, ale ponieważ go zerwałeś, obawiam się, że spowodowało to swego rodzaju chaos. Magia nie wiedziała, co ze sobą zrobić po tym, jak została przez ciebie odrzucona, więc jego normalny magiczny rdzeń próbował z powrotem przyciągnąć do siebie magię, by nadrobić straty – wyjaśnił Ayugi.
- Połączony magiczny rdzeń nie rozdzieliłby się sam – powiedział Snape. – A ja byłem... oczekiwany gdzieś. Nie mogłem zabrać ze sobą Harry'ego, a to powodowało ból, gdy odszedłem na choćby stopę od niego.

Ayugi skinął głową.

- Hmm. To bardzo interesujące. Podczas moich studiów stwierdziłem, że – pod wpływem wielkiego stresu lub czasów niezwykłego zagrożenia – połączony magiczny rdzeń może być jeszcze silniejszy i nie pozwolić na rozdzielenie. Pan Moody powiedział mi, że obaj znosicie właśnie coś takiego, więc to prawdopodobne, że mamy do czynienia z takim przypadkiem.
- A co, gdybyś był łaskaw wyjaśnić, stało się twoim obiektom testowym, gdy ich połączone magiczne rdzenie to zrobiły?
- Oni nie są obiektami testowymi – powiedział Ayugi, zdenerwowany. – Rozumiem, że wszyscy macie niskie mniemanie o moich eksperymentach, ale nie sądzę, bym myślał o ludziach w moich doświadczeniach jak o obiektach testowych.

Snape wygiął wargę z obrzydzeniem.

- Co się z nimi stało?
- Testowałem tę konkretną sytuację tylko na dwóch przypadkach i obaj nie byli dość silni, by sobie z tym poradzić. Umarli.

Snape warknął wściekle i rzucił się na mężczyznę, ale Remus znalazł się między nimi, owijając ręce wokół Snape'a i zmuszając go do odwrotu.

- Nie chcesz tego zrobić – powiedział.

Snape może i nie chciał, a przynajmniej jeszcze nie, ale jego wampirze „ja" z pewnością. Odwrócił wzrok od Japończyka i skupił się na wilkołaku, po czym wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze. To go uspokoiło. Skinął głową, dając znać Remusowi, że już jest w porządku, i mężczyzna cofnął się. Snape wybrał patrzenie na Harry'ego, gdy się odezwał.

- Próbuje mi pan powiedzieć, panie Ayugi, że Harry umrze? – zapytał bardzo cicho, a w jego głosie słyszalna była groźba.
- Nie, nie próbuję. Fakt, że obaj jeszcze żyjecie, dowodzi, że obaj jesteście na tyle silni, by przetrwać rozdzielenie. Ale ponowne połączenie magicznego rdzenia jest całkiem inną sprawą. – Ayugi znów założył swoje specjalne okulary, obserwując, jak czarna nić od Snape'a sięga w kierunku Harry'ego, ale ta Harry'ego wciąż próbuje połączyć się z jego normalnym magicznym rdzeniem. – To również powinno być zrobione szybko. Nie wiem, ile czasu jeszcze zajmie, zanim pan Potter skutecznie zintegruje swój połączony magiczny rdzeń z normalnym.
- Jak mam połączyć je ponownie? – zapytał szorstko Snape.
- Nie wiem. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło, więc od teraz wypływam na nieznane wody. Udało ci się przerwać rdzeń, więc przypuszczam, że będziesz w stanie połączyć go znowu. Ostatecznie on jest twoim towarzyszem. Powinien odpowiedzieć na wezwanie twojej magii.

Snape skinął lakonicznie głową, po czym rozejrzał się naokoło. Skrzydło szpitalne było zatłoczone; okupowała je większość Zakonu. Spojrzał na nich spode łba.

- Chcę, żeby wyszli stąd wszyscy, którzy nie są ranni – zażądał.

McGonagall zmarszczyła brwi z dezaprobatą, ale potem westchnęła.

- Myślę, że byłoby rozsądniej, gdybyśmy udali się do mojego gabinetu i tam kontynuowali spotkanie. Panie Ayugi, rozumiem, że chciałby pan zostać tutaj i obserwować Severusa i młodego Harry'ego, ale jeśli planuje pan zamieszkać w moim zamku na dłuższy okres czasu, jest kilka rzeczy, które musimy natychmiast omówić. Rozumie pan, oczywiście.
- Tak, oczywiście. Panie Snape, miło mi, że mogłem pana poznać. Liczę na współpracę z panem i pana towarzyszem – powiedział Ayugi, kłaniając się lekko.

Snape tylko kiwnął głową, nie kłaniając się naprawdę, ale to było najbardziej do tego zblizone. Wszyscy opuszczali pomieszczenie, aż zostali tylko Hermiona, Ron, Remus i Poppy. Hermiona zatrzymała się przed wyjściem.

- Profesorze, czy podczas wezwania wszystko poszło dobrze? – zapytała, a drugie dno było dość oczywiste. Czy Czarny pan wie o panu i Harrym?
- Poszło normalnie. – Spojrzał na Rona. – Przykro mi, ale widziałem twojego brata tylko przez krótką chwilę, a on nie chciał na mnie spojrzeć. Nie wiem, czy jest pod działaniem Imperiusa czy nie.

Ron skinął głową, spuszczając wzrok.

- Dzięki, profesorze. Przynajmniej wciąż żyje.
- Tak, przynajmniej wciąż żyje – powtórzył Snape, chcąc upewnić się, że chłopak wie, iż to oznacza, że jest nadzieja. Choć niezbyt duża, dodał w milczeniu.

Kiedy ta dwójka wyszła, Snape w końcu uległ prawdziwemu powodowi, dla którego chciał, by wszyscy wyszli. Prawie upadł, zanim Remus chwycił go i pomógł usiąść, dość niezgrabnie, na łóżku Harry'ego.

- Dobre niebiosa, co się stało, Severusie? – zapytała Poppy, zaniepokojona wyrazem zmęczenia na twarzy mężczyzny.
- Było bardzo ciężko utrzymać dziś Czarnego Pana z dala od mojego umysłu, gdy tak bardzo martwiłem się o Harry'ego. Jestem po prostu zmęczony, nie ranny – powiedział.
- Być może nie masz żadnych nowych ran, ale jestem pewna, że wciąż odczuwasz te, które już miałeś.

Snape nie odpowiedział, co było równoznaczne z potwierdzeniem. Remus westchnął, widząc, że Snape się uspokoił, po czym sięgnął i przesunął Harry'ego, bardzo ostrożnie, by Snape mógł wygodniej położyć się obok chłopaka. Harry jęknął. Snape usłyszał, jak jego serce zamarło na chwilę, po czym wróciło do regularnego bicia. Warknął cicho.

- Severusie, pozwól mi raz jeszcze zobaczyć twoje rany – nakazała Poppy.

Remus stanął pomiędzy nimi.

- Być może będzie lepiej, jeśli zaczekasz, aż pomoże Harry'emu, Poppy – zasugerował.

Poppy zacisnęła usta, niezadowolona, ale potem odchrząknęła i wyszła, mamrocząc coś o upartych starych wampirach. Remus westchnął.

- Chcesz, żebym również wyszedł? – zapytał Snape'a.

Snape pokręcił głową.

- Nie. Zdaje się, że będziesz bardzo przydatny w interpretowaniu moich burknięć jako uprzejmych słów. Zostań na wypadek, gdyby ktoś jeszcze usiłował nam przeszkodzić.

Remus skinął głową.

- Będę przy drzwiach, gdybyś mnie potrzebował.

Snape kiwnął głową i zaczekał, aż mężczyzna usiądzie przy drzwiach, a następnie zamknął oczy i rozluźnił się, osuwając się na łóżku. Chwycił dłoń Harry'ego we własną, skoncentrował się i zobaczył ich magię. Tym razem było to trudniejsze. Własną znalazł dość szybko, ale czarna nić nie była już przyczepiona do Harry'ego, co czyniło sprawy o wiele trudniejszymi.

Przysunął się do Harry'ego tak blisko, jak było to możliwe, przyciągając chłopaka do piersi, dopóki nie leżeli tuż przy sobie. Zrelaksował się, pozwalając sobie na sekretną przyjemność samego przebywania blisko Harry'ego – przyjemność, którą Snape dopiero zaczynał akceptować – poszukując w tym czasie jego magii. Ta bliskość, z tak dużym kontaktem i zmysłami zestrojonymi z jego towarzyszem, uczyniła o wiele łatwiejszym znalezienie postrzępionej czarnej nici połączonego magicznego rdzenia Harry'ego.

Od razu zdał sobie sprawę z tego, że Ayugi miał rację; własna magia Harry'ego, ciemnoniebieski wir, który zdawał się praktycznie pochłaniać klatkę piersiową chłopaka, zdawała się przyciągać czarną nić do siebie. Snape sięgnął po nią prawie brutalnie, rzucając swą połączoną magią w kierunku tej czarnej nici. Obie zawirowały wokół siebie, ledwie się dotykając. I wtedy, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie, nici połączyły się, splatając się ze sobą, aż stały się jedną nicią. Snape poczuł natychmiastowy efekt, jakby jego ciało stało się lżejsze i cięższe w tym samym czasie. To było dziwne.

Harry również to poczuł i to sprawiło, że poderwał się z nagłym sapnięciem. Rozejrzał się dziko dookoła, ponieważ był cholernie pewien, że poczuł, jakby ktoś... cóż, nie był do końca pewien. To było jak pewnego rodzaju głaskania, ale nie potrafił wskazać, w którym miejscu, a potem głaskanie zniknęło, a on czuł się tak, jakby jego ciało było... zrównoważone? Zastanowił się. Co się... stało? Pamiętam tylko zawroty głowy, a potem...

Oczywiście to właśnie wtedy Harry zauważył Snape'a, który obserwował go uważnie. Z bardzo małej odległości. Zbyt małej. Harry jęknął, wzięty z zaskoczenia, i odsunął się, prawie spadając ze szpitalnego łóżka, zanim Snape chwycił go i wyprostował.

- Co... jak... wszystko z Tobą w porządku?! – zapytał Harry, przypominając sobie o wezwaniu.

Snape przytaknął, nie mogąc oprzeć się uśmieszkowi rozbawienia, który wypłynął na jego usta.

- Mam się dobrze. Jak ty się czujesz?

Harry zmarszczył brwi.

- Ja? W porządku. Yyy, zaczekaj... znowu zemdlałem?

Snape skinął głową, wciąż z lekkim uśmieszkiem.

Harry westchnął ciężko, choć udało mu się w tym samym czasie rzucić groźne spojrzenie.

- Cholera. Mdlejąc w tym tempie będę potrzebował uroku, dzięki któremu wszędzie, dokąd pójdę, będzie podążać za mną kanapa.

Uśmieszek Snape'a powiększył się, gdy mężczyzna wyobraził to sobie, a Harry spojrzał na niego spode łba.

- To nie jest śmieszne, Snape! To ty sprawiasz, że cały czas mdleję, wiesz o tym. Okaż trochę współczucia!

Snape natychmiast zmarszczył brwi.

- Masz rację. To moja wina, że mdlejesz. Przepraszam.

Grymas Harry'ego zamienił się w zszokowanie.

- Naprawdę mnie przepraszasz?

Snape skrzywił się, słysząc niedowierzający ton Harry'ego.

- Jeśli wolisz, żebym nie...
- Nie, nie! Przeprosiny przyjęte! – powiedział Harry pospiesznie i uśmiechnął się. – I dzięki.

Snape zmarszczył ponownie brwi, nagle czując się niekomfortowo w tej sytuacji.

- Możemy przetestować naszą połączoną magię i sprawdzić, czy będę mógł zająć swoje własne łóżko, by odpocząć?

Harry skrzywił się tylko trochę, niepewny, dlaczego miałby być rozczarowany tym, że Snape chciał swojego własnego łóżka. To nie tak, że nie dzieliliśmy wcześniej łóżka, ale czy to nie ja powinienem być tym, który chce własnego łóżka?

– Yyy, jasne.

Snape zawahał się, po czym z gracją zsunął się z posłania. Nie wyczuł żadnego oporu magii, a łagodny wyraz twarzy Harry'ego upewnił go, że chłopak również go nie czuje. Ostrożnie podszedł do innego łóżka. Wciąż nie było oporu. Westchnął z wdzięcznością.

- Wygląda na to, że nasza magia wróciła do normalności.

Harry z ulgą skinął głową.

- Tak. To dobrze. Nie musimy się martwić o jutrzejsze zajęcia.
- Istotnie. Wierzę, że już czas, byśmy odpoczęli, ale najpierw... jestem głodny – powiedział ostrożnie Snape, zastanawiając się, czy Harry mu odmówi.

Ostatecznie to był dzień próby. Harry mógł być zbyt zmęczony, by oddawać krew.

Harry nagle poczuł się głupio, że nie zaproponował tego wcześniej.

- Oczywiście! Znajdziesz nóż?

Snape przytaknął i z łatwością jakiś znalazł. Ostatecznie było to skrzydło szpitalne. Chwycił oferowany przez Harry'ego nadgarstek i starannie go naciął, po czym przysunął ranę do ust i napił się. Poczuł, jak nerwy zaczynają go mrowić, gdy gorąca krew pomknęła przez jego ciało, wchłaniana przez żyły. Zamknął oczy i delektował się smakiem, a gdy usłyszał jęk, nie potrafił określić, czy pochodził od niego czy od Harry'ego, ale – szczerze mówiąc – nie miało to znaczenia.

Nigdy nie będę miał dość jego smaku. Myśl pojawiła się nieproszona, ale Snape nie mógł zaprzeczyć, że to prawda. Gdy poczuł się pełny, przesunął powoli językiem wzdłuż rany. Otworzył oczy i spojrzał na Harry'ego, który wpatrywał się z wyrazem oszołomienia na twarzy, jak zlizuje jego krew; lekki rumieniec zabarwił jego twarz.

Snape czekał, aż Harry podniesie wzrok na jego oczy, a następnie przesunął językiem raz jeszcze, starannie i powoli, wzdłuż nacięcia. Odsunął się i oblizał wargi z nadmiaru krwi. Jego pachwiny były obolałe, ale trzymał się w ryzach, mimo namowy swego wampirzego „ja", by dopominał się o to od swego towarzysza. Oszołomienie na twarzy Harry'ego powoli przekształciło się w szok, a rumieniec pogłębił się. Snape uśmiechnął się złośliwie.

Harry prawie doszedł we własnych spodniach. Nigdy, przenigdy nie widział wcześniej tak seksownego wyrazu na twarzy Snape'a... na niczyjej twarzy. Wiedział, że czerwieni się aż po cebulki włosów; poznał to po żarze wyczuwalnym na twarzy... i w pachwinie. Ledwie słyszał swój ciężki oddech przez dźwięk swej pędzącej krwi, którą słyszał. Był kompletnie oczarowany czarnymi oczami Snape'a, a jego spojrzenie zsunęło się na usta Snape'a, wykrzywione z rozbawienia i pewności siebie. Nigdy wcześniej nie czuł tak silnej chęci, by je pocałować.

A on nawet cię nie ugryzł!, wrzasnął głos w jego głowie. Nie jęknął ani nie poruszył się. Nie potarł też dłonią o swą pulsującą erekcję. Nie dlatego, że nie chciał tego zrobić, ale Merlinie, mógł przysiąc, że absolutnie tak!

Remus odchrząknął niespokojnie. I chwila została zrujnowana.

~~~~~~

Harry'emu udało się trochę przespać tej nocy. To było trochę niewygodne i trudne, skoro wszystkim, o czym mógł myśleć, był ten moment ze Snapem. Nie wiedział, co go napadło. Był pewien, że – choć reagował intensywnie, gdy Snape go gryzł – nigdy wcześniej nie czuł takiej... intymności.

Jego reakcje były zmienne i pełne pasji, jeśli chodziło o ugryzienia, ale tym razem nie rzucił się desperacko na Snape'a i nie myślał o ulżeniu swojej erekcji. Nie, nie próbował nawet pojąć, o czym myślał. Był całkowicie zniewolony przez tego mężczyznę.

A Snape... Był pewien, że Snape nigdy wcześniej nie miał takiego wyrazu twarzy. Nie mógł wyobrazić sobie Snape'a wyglądającego tak... ufnie... seksownie... ale Snape tak wyglądał. Był pewien, że Snape był tym tam samo zaskoczony, jeśli sposób, w jaki wycofał się na swoje łóżko i obrócił się do niego plecami, miał być jakąś wskazówką.

Gdy tylko Harry'emu udało się pozbyć erekcji i uspokoić myśli, co z pewnością zajęło więcej niż godzinę, spokojnie zasnął. Nie miał nawet najmniejszego snu i obudził się wypoczęty. Gdy spojrzał na łóżko Snape'a, poczuł rozczarowanie, widząc, że mężczyzna już wyszedł. Westchnął.

- Ach, widzę, że wreszcie się obudziłeś. Jak się czujesz, Harry, kochanie?

Harry usiadł, by spojrzeć na Poppy, która trzymała przed nim szklankę wody. Przyjął ją z wdzięcznością, upijając kilka dużych łyków, zanim jej odpowiedział.

- Czuję się dobrze. Gdzie jest Snape?
- Harry, naprawdę powinieneś nazywać go profesorem Snapem. Wciąż jest twoim nauczycielem, czy jesteście towarzyszami czy nie – ofuknęła go, ale nie była zdenerwowana. – No i znasz Severusa; ten mężczyzna posiada cały upór ziejącego ogniem muła*. Szczerze mówiąc, po tym, jak mnie unika, można by pomyśleć, że próbowałam go zabić!

To wywołało uśmiech na twarzy Harry'ego, bo rzeczywiście wiedział, jak uparty jest Snape. A wizerunek Snape'a jako ziejącego ogniem muła był bardzo trafny. Zanotował w pamięci, by podrażnić go tym w przyszłości.

- Która jest godzina?
- Prawie południe. Profesor McGonagall zwolniła cię z porannych zajęć, więc nie martw się o to, kochanie.

Harry skinął głową.

- Yyy, a mogę już iść? Chciałbym się umyć i zmienić ubranie, jeśli nie ma pani nic przeciwko.
- Wolałabym raczej, żebyś został tutaj – powiedziała Poppy, ale westchnęła dobrodusznie – ale wiem, że będziesz tak samo uparty jak profesor Snape. Śmiało, mój drogi. Tylko wróć tutaj, jeśli poczujesz się oszołomiony, dobrze?

Harry ponownie przytaknął.

- Tak. Dziękuję.
- To żaden problem, kochanie.

~~~~~~

Po wzięciu długiej, gorącej kąpieli, Harry założył świeże ubrania, zadowolony z powrotu do swych własnych ciuchów i z bycia całkowicie ubranym. Później poszedł poszukać Issai. Harry był pewien, że musiała gdzieś popełznąć, ale myślał, że wróci i będzie na niego czekać. Ostatecznie zdawała się opuszczać go dość niechętnie. Jednak małego węża** nigdzie nie można było znaleźć i Harry zaczął myśleć, że może Killian nie odesłał jej po tym wszystkim.

Zmartwiony tą myślą, postanowił iść i poszukać jej samemu. Jeśli Killian ją miał, był pewien, że on albo jego ojciec odpowiedzą mu, jeśli wywoła ich ze skraju Zakazanego Lasu. Udał się więc do lochów, wdzięczny za to, że Snape będzie na zajęciach, więc nie będzie mógł wyczuć ze swych komnat, że Harry się tam kręci.

- Potter.

Harry miał chwilowe déjà vu, gdy obrócił się i znalazł się twarzą w twarz z Blaisem. Uspokoił się nieznacznie, gdy zorientował się, że nie było z nim Dracona. Wtedy natychmiast poczuł się okropnie, ponieważ nagle przypomniał sobie, że nie pamięta, kiedy Draco opuścił skrzydło szpitalne.

- Hej, Blaise – powiedział niespokojnie. Ślizgon wpatrywał się w niego.
- Nie wiem, w co sobie pogrywasz, Potter, ale chcę, byś trzymał się z dala od Dracona. Czy to jasne?

Harry był zaskoczony gwałtownością w głosie Blaise'a. Był pewien, że on i Blaise są w dobrych stosunkach od jakiegoś czasu.

- Co? Dlaczego? – zapytał głupio.
- Dlaczego? Zniszczyłeś go! Utrzymując jego nadzieje, że może jest dla niego szansa, że rzeczywiście będzie z tobą szczęśliwy, a potem roztrzaskując je na kawałki w chwili, gdy znów jesteś ze Snapem! – rzucił wściekle Blaise. – Jak mogłeś mu to zrobić?

Oczy Harry'ego otworzyły się szerzej.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz!

Blaise podszedł do niego z groźną miną, a Harry cofnął się o dwa kroki.

- Jak możesz nie wiedzieć? Był praktycznie cały we łzach, gdy go wczoraj znalazłem! Wciąż przeżywa, że nigdy nie będzie dla ciebie tym, kim jest Snape, i nigdy nie będzie miał cholernej szansy w konkurowaniu z nim. Co do kurwy nędzy mu zrobiłeś?!
- Nie wiem! Naprawdę! – zaprotestował Harry.

Blaise zrobił jeszcze jeden krok, a następnie zatrzymał się, mrużąc oczy w skupieniu. Skrzywił się po dłuższej chwili.

- Ty naprawdę jesteś idiotą. Nie obchodzi mnie, że nie wiesz, co mu zrobiłeś. Po prostu trzymaj się od niego z daleka, czy to jasne? Przeżył wystarczająco, by mieć depresję, nie potrzebuje do tego jeszcze ciebie. Tak czy inaczej masz Snape'a, do czego ci Draco? Po prostu zostaw go w spokoju.

Z tymi słowami Blaise odwrócił się i opuścił korytarz, rozwścieczony. Harry rozluźnił się, choć wciąż był zaniepokojony. Co takiego zrobiłem Draconowi? Nie pamiętam, żebym robił cokolwiek! Te zmartwienia zostały z nim do czasu, gdy dotarł na skraj Zakazanego Lasu. Odepchnąwszy myśli na bok, przynajmniej na chwilę, przechadzał się wzdłuż granicy, zastanawiając się, czy powinien wejść do lasu czy nie. Zdecydował, że tego nie zrobi.

- Killian! Chcę z powrotem swojego węża! KILLIAN!
- Chcesz obudzić cały las? – wycedził jedwabisty głos po jego lewej stronie.

Harry odwrócił się, zastanawiając się, jak mógł rozluźnić się i spiąć jednocześnie widząc Ceilidha.

- Killian nigdy nie zwrócił mojego węża.
- Spokojnie, mam go. – Ceilidh wyciągnął rękę i śpiący wąż, spoczywający na jego dłoni, podniósł głowę.
- Witaj, panie.
- Hej, Issaa. Cieszę się, że nic ci nie jest.
- A tobie, panie?
- Mnie również. Po prossstu cieszę sssię, że jesssteś. – Harry podszedł bliżej i zdjął Isseę z dłoni Ceilidha, a wąż prześlizgnął się na jego ramiona, by tam się ułożyć. Uśmiechnął się. – Dzięki, Ceilidh.

Ceilidh skinął głową.

- Nie ma za co. Jak się ma Severus?
- Sądzę, że już dobrze, ale ugryzłeś go naprawdę porządnie.
- Hm. Cóż, on też nieźle mnie zranił.

Harry zmarszczył brwi z niepokojem.

- Nic ci nie jest? Mogę poprosić panią Pomfrey, naszą mediwiedźmę, by cię obejrzała, jeśli jesteś ranny.

Ceilidh uśmiechnął się z rozbawieniem.

- Sądzisz, że przeżyłbym tak długo, gdybym nie umiał zająć się własnymi ranami?

Harry uśmiechnął się smutno i pokręcił głową.

- Nie, nie sądzę.
- Słońce zaczyna mnie irytować. Moglibyśmy kontynuował naszą rozmowę w lesie? – zapytał Ceilidh, wycofując się w cień drzew.

Harry zawahał się, a następnie skinął głową i podążył za Ceilidhem, dopóki nie znaleźli się jard*** czy dwa w głębi lasu, jednak wciąż na tyle blisko jego brzegu, by Harry mógł się szybko wycofać w razie potrzeby.

- Chcesz mnie o coś zapytać? – odezwał się rzeczowo Ceilidh.

Prawdę mówiąc, Harry nie chciał, ale gdy tylko Ceilidh o to spytał, zdał sobie sprawę, że jednak chce.

- Czy jest jakiś sposób, by Snape zaakceptował przy mnie Dracona?

Ceilidh wyglądał na lekko rozbawionego.

- Nie ma takiej możliwości, chyba że, jakimś cudem, chłopak miałby twoją krew.

Harry westchnął.

- Okej. Więc po prostu nadal będę musiał być przy nim ostrożny. To znaczy jeśli Draco jeszcze w ogóle będzie chciał ze mną być.
- Wciąż próbujesz być z nim w związku? Myślałem, że obaj zgodziliście się być tylko przyjaciółmi, nic więcej.
- Owszem, ale... wszystko może się zdarzyć. Możemy zacząć być przyjaciółmi, ale to może przerodzić się w coś więcej.

Ceilidh zmarszczył brwi.

- W moim klanie, gdy towarzysz zdradzi swojego wampira, wampir zabija się, by jego towarzysz mógł zaznać szczęścia z innym.

Harry otworzył szeroko oczy.

- To szaleństwo!
- Być może w tym przypadku tak jest. Ale moi ludzie, ludzie Severusa, wampiry, bardzo mocno kochają swoich towarzyszy. Owszem, jesteśmy zaborczy, ale jeśli towarzysz usilnie stara się być z kimś innym i okazuje wobec niego silne uczucia, w jaki sposób możemy patrzeć, jak nasz towarzysz staje się nieszczęśliwy? Oczywiście nie możemy pozwolić mu odejść, więc niektórzy wybierają śmierć i pozwalają swoim towarzyszom wieść wolne życie.
- To okropne. Jak towarzysz może być tak okrutny, kiedy jest jasne, że wampir tak go kocha? – zapytał Harry z niedowierzaniem.
- Gdyby Severus znalazł cię żonatego, z dziećmi i żoną, którą bardzo kochasz, i powiedział ci, że nie możesz dłużej z nimi być, co byś zrobił? Jak byś się czuł? – dopytywał Ceilidh.
- Ale ja jestem gejem – zaprotestował Harry. Chwilę później zastanowił się nad tym pod wpływem spojrzenia Ceilidha. Westchnął i ponownie to rozważył, głaszcząc Isseę. – Przypuszczam... że chciałbym być z moimi dziećmi i żoną. Nie chciałbym się ich wyrzec.
- Użyłeś słowa „chcieć". Zrezygnowałbyś z nich czy nie?
- Ja... – Harry zawahał się, po czym pokręcił głową. – Nie, nie zrezygnowałbym z nich. Nie z moich dzieci.
- Widziałem rodziny rozdzielane z powodu woli wampira. Widziałem towarzyszy, którzy przez stulecia żyli nieszczęśliwi, aż w końcu odbierali sobie życie – powiedział Ceilidh. – Wierzysz, że to jest lepsze od wampira odbierającego sobie życie?
- Dlaczego wampir po prostu nie może żyć dalej bez swojego towarzysza? – zapytał Harry.
- Powinieneś już to wiedzieć. Gdy wampir raz pożywi się na swoim towarzyszu, nie może żywic się na innych. Ponadto, gdy tylko wampir rozpozna swego towarzysza, coraz trudniejsze staje się dla niego zostawienie towarzysza.
- Wiem, ale...
- Chciałbyś po prostu, żeby było łatwo. Myślisz, że nie powinni musieć podejmować takich decyzji – zarzucił mu Ceilidh.
- Cóż... nie, przypuszczam, że nie – przyznał Harry. – Ale to nie tak, że Snape również by tego chciał.
- Być może nie, ale czy ty możesz teraz powiedzieć to samo?

Harry nie mógłby, oczywiście. Było jasne nawet dla niego, że obaj – on i Snape – rzeczywiście się o siebie troszczyli. Westchnął.

- Nie kocham Dracona, ale troszczę się o niego i chcę być jego przyjacielem oraz mieć wybór co do naszych dalszych relacji. Wiem, że może tak być, bo chcę normalnego życia, ale to nie sprawia, że chcę tego choć trochę mniej.

Ceilidh westchnął.

- To już dłużej nie jest tylko twoje życie, jest również Severusa, ale jeśli jesteś szczęśliwy ze swoimi decyzjami – bardzo dobrze. Nie powinienem się w to mieszać.

Harry uśmiechnął się bez humoru. Gdyby Ceilidh nigdy nie przybył, on i Snape wciąż tkwiliby w miejscu, kłócąc się tylko i wynagradzając to sobie w kółko. Westchnął.

- Cóż, dzięki – rzucił niezręcznie.

Ceilidh tylko skłonił głowę i Harry odwrócił się, by wrócić do zamku.

~~~~~~

- To miał coś przydatnego do powiedzenia? – zapytał Ron.

Harry pokręcił głowa. Gdy zajęcia się skończyły i już nakarmił na noc Snape'a, Harry opowiedział Hermionie i Ronowi o spotkaniu z Ceilidhem.

- Nie. Po prostu powiedział, że mam się poddać, pozwolić Snape'owi zabić się dla mojego szczęścia, lub żyć nieszczęśliwie.
- Co?! – wykrzyknęła Hermiona.

Harry westchnął i opowiedział im o tym, co powiedział mu Ceilidh.

- Cóż, szkoda, że jedyna droga wiedzie przez zapach krwi. Gdybyś mógł sprawić, że Draco założy twoje ciuchy, by jego zapach był częściowo ukryty, to mogłoby zadziałać – powiedziała Hermiona, gdy tylko przeszła do porządku dziennego nad przerażającą ideą wampirów zabijających się dla swoich towarzyszy.
- Taaa. Chyba będę musiał wrócić do skradania się za plecami Snape'a, by zobaczyć się z Draconem.
- Ale myślałem, że powiedziałeś, że Blaise kazał ci przestać się z nim widywać – powiedział Ron.
- No tak, ale nie wiem czemu... Chcę dowiedzieć się tego od Dracona i zobaczyć, co mogę zrobić, by to naprawić. Naprawdę chcę być jego przyjacielem.

Ron skinął głową, a Hermiona westchnęła.

- Przykro mi, że to wszystko jest dla ciebie takie trudne, Harry.
- Mi też – powiedział. – Więc pierwsza grupa siódmorocznych idzie jutro z Tonks i Kingsleyem? – zapytał, by zmienić temat.
- Taaa. To tylko zwykły nalot. Zamierzają ponownie sprawdzić Malfoy Manor na wypadek, gdyby Narcyza albo Lucjusz wrócili – wyjaśniła Hermiona. – Więc nie powinno być żadnych problemów, a poza tym to dobry sposób, by wykorzystać siódmorocznych do pracy w terenie.
- Mam nadzieję, że znajdą cholernego Malfoya i zabiją go – stwierdził zaciekle Ron.

Harry i Hermiona przytaknęli, by uspokoić Rona, ale wszystkim, o czym Harry mógł myśleć, był Draco i to, jak sobie z tym poradzi. Zwłaszcza od kiedy Blaise był zajęty z Killianem. Powinienem się z nim zobaczyć, pomyślał.

- Yyy, myślę, że pójdę zobaczyć, jak Blaise radzi sobie z Killianem – powiedział. Nie chciał, żeby Ron myślał, że porzuca go dla Dracona, choć tak go wspierał.
- Dobry pomysł. Killian zostaje ze Snapem, tak? – zapytał Ron.

Harry uśmiechnął się wymuszenie. McGonagall odciągnęła ich siódemkę – Snape'a, Dracona, Blaise'a, Remusa, Rona, Hermionę i jego – na bok podczas kolacji, żeby oznajmić, że zdecydowała, iż jeśli Killian ma przebywać na terenie szkoły, ma ograniczać się do komnat Severusa. Harry podejrzewał, że to był jej sposób zapobiegania nocnym wizytom... i sprawienia, by to Snape był odpowiedzialny za przyprowadzenie tam wampira w pierwszej kolejności. Nie, żeby Harry kiedykolwiek planował wizyty u Snape'a w środku nocy, ale to już się zdarzało i był pewien, że zdarzy się znowu, tak samo jak prawdopodobnie w przypadku Blaise'a i Killiana. Nie mogę się doczekać, by zobaczyć, co zrobi z tym Snape, pomyślał z rozbawieniem.

- Taaa, żaden z nich nie jest z tego powodu szczególnie zadowolony – odpowiedział Harry. Nieporozumienie roku. Snape zdecydowanie nie chce dzielić się swymi komnatami.
- Jestem zaskoczona, że Killian nie nalegał, by Blaise miał nowy pokój z dala od Dracona – odezwała się Hermiona.
- Dlaczego miałby to zrobić? – zapytał Ron, zdumiony.
- Cóż, Snape wiedział wcześniej, że Harry tylko przyjaźni się z nami i pozostałymi w dormitorium, więc mógł zaakceptować, że Harry będzie z nami, ale Killian o tym nie wiedział. I jeszcze fakt, że Draco i Blaise są sami tam na dole i są ze sobą dość blisko – wyjaśniła Hermiona. – Myślałam, że to może go wkurzyć.
- Bądź co bądź, Killian jest starszy – powiedział Harry. Bardziej się kontroluje. No i nie sądzę, by Blaise sprzeciwiał się temu, jak on się zachowuje, podczas gdy Snape i ja wciąż staramy się dopracować pewne rzeczy.

Hermiona skinęła głową.

- To wyjaśniałoby wszystko. Blaise pozwala, by wszystko toczyło się naturalnie, a ty i Snape walczycie ze wszystkim.
- Więc Killian jest pewien tego, że kontroluje Blaise'a, bo Blaise chce go przelecieć? – zapytał Ron, nieco zdegustowany.

Hermiona i Harry wpatrywali się w Rona w szoku.

- Co? – zapytał defensywnie.

Harry i Hermiona zgodnie wybuchnęli śmiechem.

- Co?! – zapytał Ron jeszcze bardziej obronnym tonem.
- Ron... nie, nieważne – odparła Hermiona, chichocząc.

Harry również pokręcił głową. Mógłby być bardziej zdenerwowany całą tą sprawą z „przelatywaniem", gdyby Ron nie był tak zupełnie zielony. Wciąż chichocząc, Harry wstał.

- A mówiąc o tym – idę sprawdzić, co z Blaisem.
- Okej, Harry. Trzymaj się. – powiedziała Hermiona, siadając obok Rona.

Harry uśmiechał się, wychodząc. Hermiona zdawała się ciągle kręcić wokół Rona, ale on jak zwykle nie był tego świadom. No cóż. Wciąż nie mogę uwierzyć, że ci dwoje wciąż jeszcze się ze sobą nie przespali, pomyślał.

Był w połowie drogi do lochów, kiedy...

- Harry, mój chłopcze, chciałbym coś z tobą przedyskutować, jeśli nie masz nic przeciwko.

Harry znieruchomiał z zaskoczenia, słysząc głos Dumbledore'a. Odwrócił się i zobaczył mężczyznę zerkającego na niego z portretu na ścianie.

- Yyy, jasne.
- Idź tym korytarzem, jeśli możesz, tam nie będziemy niepokojeni.

Harry tak zrobił, podążając za portretem Dumbledore'a, który przechodził przez kolejne portrety wiszące wzdłuż ściany, dopóki nie doszli do końca korytarza.

- O wiele lepiej. Myślałeś już o tym, co się stanie po tym, jak zniszczysz Lorda Voldemorta? – zapytał uprzejmie Dumbledore.
- Yyy – zaczął Harry, zaskoczony. Skąd to się wzięło?, zastanawiał się. – Yyy, przypuszczam, że Aurorzy złapią pozostałych śmierciożerców i wszystko samo się wyjaśni.
- Och, w to nie wątpię. Jednak bardziej zastanawiałem się nad tym, co się stanie z tobą.
- Cóż, sądzę, że skończę szkołę i... moment. – Harry urwał i raz jeszcze przemyślał wypowiedź Dumbledore'a. – Nie miał pan na myśli tego, co zrobię, prawda? Powiedział pan „co się stanie" ze mną.
- Tak? To musiało być przejęzyczenie. Ukończenie przez ciebie nauki jest godnym podziwu planem, mój chłopcze. Mam nadzieję, że skończysz ją tutaj, w Hogwarcie – powiedział Dumbledore, po czym opuścił obraz.

Harry stał tam, będąc bardziej zdezorientowanym niż wcześniej, co wcale go nie dziwiło. Dumbledore często pozostawiał go zdezorientowanego. Stał zamyślony, zastanawiając się, co Dumbledore miał na myśli. Westchnął i poddał się po kilku minutach, zmierzając dalej w stronę lochów.

Okazało się, że nie powinien nawet zawracać sobie głowy chodzeniem tam. Gdy dotarł do komnat Slytherinu, szybko zdał sobie sprawę z tego, że nie zna hasła, a nikt nie odpowiedział, gdy zapukał w ścianę. Po dobrych dziesięciu minutach czekania w nadziei, że ktoś otworzy przejście, poddał się i ruszył z powrotem do wieży Gryffindoru.

~~~~~

Później tej nocy, Harry obudził się ze snu, który ledwo pamiętał, i znał odpowiedź. Harry umrze. Umrę w Ostatecznej Bitwie. Voldemort i ja jesteśmy zbyt mocno połączeni, bym nie umarł, kiedy on to zrobi.

Zastanawiał się, dlaczego Dumbledore spytał, co się z nim stanie, skoro o tym wiedział. Może po prostu chciał, bym przygotował się na śmierć. Ale to nie miało sensu, ponieważ Dumbledore zazwyczaj wolał ukrywać przed nim takie informacje. Więc dlaczego...

Och, Snape. Oczy Harry'ego otworzyły się szerzej w ciemności. Snape zostanie sam. Nie będzie miał nikogo, kto by go karmił. Ceilidh przeżył śmierć swojego towarzysza, ale Snape powiedział, że to dlatego, że Ceilidh był stary i bardzo silny. Snape nie jest. On umrze beze mnie!

Harry zorientował się, że oddycha ciężko, prawie panikując. Przeraziła go myśl, że Snape miałby umrzeć bez niego. Nie chciał, by Snape umarł, zwłaszcza przez niego. A Draco... Harry nie był na tyle egoistyczny, by myśleć, że Draco nie przeżyje bez niego, ale chciał być tam dla Dracona, pomagać mu i uczynić go szczęśliwym. Jeśli umrze, Draco będzie przygnębiony, a co, jeśli nie znajdzie się nikt, kto mu pomoże?

Gdyby tylko był jakiś sposób, by wszystko było z nimi w porządku beze mnie. Nie chcę, by Snape umarł, i chcę być tu, by pomóc Draconowi, by uczynić go szczęśliwym. Nie mogę tego zrobić, będąc martwym. Harry westchnął.

- Chyba że, jakimś cudem, chłopak miałby twoją krew...

Wspomnienie słów Ceilidha przywołało kolejne wspomnienie, mroczniejsze i straszniejsze wspomnienie, i Harry przypomniał sobie swój sen.

Pettigrew stał nad kociołkiem, a jego paciorkowate oczy błyszczały ze zniecierpliwienia, gdy przechylał nad nim sztylet. Strząsnął kroplę krwi z ostrza i pozwolił jej wpaść do kociołka.

- Krwi wroga, odebrana siłą...

Odrodzony Voldemort stanął przed nim z tym okrutnym uśmieszkiem satysfakcji na ustach.

- Twoja krew płynie teraz w moich żyłach, Potter...

Harry z trudem złapał powietrze. Przeszukał szafkę nocną w poszukiwaniu okularów i założył je. Tak szybko jak tylko mógł, bez robienia zbyt wielkiego hałasu, Harry wybiegł z pokoju i ostrożnie zakradł się do dormitorium szóstorocznych dziewcząt. Podkradł się jak najciszej do łóżka Hermiony. Spała spokojnie.

Pochylił się nad nią.

- Psst! Hermiono! – wyszeptał.

Hermiona, w przeciwieństwie do Rona i Harry'ego, miała lekki sen. Obudziła się natychmiast i, widząc zaspanymi oczami kogoś pochylającego się nad nią, otworzyła usta do krzyku. Harry zasłonił jej usta dłonią, gdy tylko zdołała wydać z siebie pierwszy dźwięk.

- Ciii! Hermiono, to ja! – wyszeptał gwałtownie.

Hermiona zesztywniała. A następnie ugryzła go w dłoń. Mocno.

- Ałć! – krzyknął Harry, podrywając rękę.

Hermiona usiadła i spojrzała na niego.

- Cóż, dostałeś to, na co zasłużyłeś, zakradając się w nocy do dormitorium dziewcząt i budząc mnie! – wyszeptała.

Harry potarł swą zranioną dłoń.

- Nie musiałaś gryźć mnie tak mocno – mruknął.
- Gdybym tego nie zrobiła, nie dostałbyś swojej nauczki. Dlaczego tu jesteś, Harry? Możesz mieć poważne kłopoty, jeśli cię tu znajdą.
- Muszę z tobą porozmawiać. To naprawdę ważne, Hermiono. Myślę, że wiem, jak sprawić, by Snape zaakceptował Draco.
- I musisz powiedzieć mi o tym teraz? – zapytała z niedowierzaniem. – Dlaczego nie obudziłeś Rona i nie podzieliłeś się z nim swoim entuzjazmem? Możesz powiedzieć mi to rano.
- To wymaga transfuzji krwi.

Hermiona natychmiast stała się bardziej czujna.

- Okej... – powiedziała powoli. – Chodźmy do pokoju wspólnego. Jeśli zostaniemy przyłapani, przynajmniej nie będziesz w dziewczęcym dormitorium.

Harry skinął głową i poszedł za Hermioną do pokoju wspólnego, siadając przed kominkiem, podczas gdy ona wybrała kanapę.

Hermiona wzięła głęboki wdech, jakby przygotowywała się do wykładu.

- W porządku. O co chodzi z tą transfuzją krwi?

Harry rozpromienił się.

- Pamiętasz, jak przekazałem ci komentarz Ceilidha na temat Dracona mającego moją krew? Cóż, śniłem o nocy na cmentarzu na czwartym roku, gdy odrodził się Voldemort. Pettigrew naciął moją rękę i użył krwi w eliksirze, a teraz Voldemort ma moją krew w swoich żyłach.
- Co to ma wspólnego z Draconem? – zapytała ostrożnie Hermiona, zaniepokojona kierunkiem, w jakim zmierzała rozmowa.
- Pomyślałem, że mógłbym dać Draconowi moją krew.
- Harry! Pettigrew wykorzystał czarną magię – wysyczała Hermiona tak głośno, jak się odważyła.

Harry przytaknął.

- Wiem, ale pomyślałem, że musi być coś, co nie jest czarna magią i dotyczy krwi. Jak mugolska transfuzja. Musi być coś, czego mediwiedźma może użyć, by wziąć od kogoś krew i przekazać ją komuś innemu.

Hermiona zmarszczyła brwi, myśląc nad tym przez chwilę, i pokręciła głową.

- Większość chorób można wyleczyć za pomocą eliksirów i zaklęć. Nigdy nie czytałam o transfuzji krwi czy czymś takim w magicznym świecie. Poza tym mugolskie transfuzje są wykonywane pomiędzy dwiema osobami, których grupy krwi pasują do siebie. Draco może odrzucić twoją krew.

Harry spuścił wzrok i przygryzł wargę, rozczarowany.

- Cóż, stwierdziłem, że jest jakiś magiczny sposób, by to zrobić, ale skoro nigdy nawet nie czytałaś nic takiego... – Harry wiedział, że jeśli Hermiona o tym nie wie, to to prawdopodobnie nie istnieje.

Hermiona westchnęła. Nie cieszyła się, widząc, że Harry jest tak bardzo rozczarowany.

- Cóż... – zaczęła, powodując, że Harry spojrzał na nią z nadzieją. – Istnieje magia krwi, po prostu nie ma w sobie nic z transfuzji. Większość jest mroczna, ale istnieją zaklęcia ochronne, które wymagają krwi, oraz pewne eliksiry stworzone specjalne dla warzycieli. Może uda nam się znaleźć coś użytecznego lub coś, co możemy dostosować do naszych potrzeb. – Oczy Harry'ego rozbłysły. Hermiona uniosła rękę, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. – Zanim zgodzę się pomóc ci w poszukiwaniach, a będziesz potrzebował mojej pomocy, powinieneś uzyskać zgodę Dracona. Jeśli nie jest zainteresowany próbami, wykonywanie badań nie ma sensu. Dobrze?

Harry pokiwał gorliwie głową.

- Tak. Dobrze. Porozmawiam z nim.
- Dobrze. Zamierzasz powiedzieć Ronowi?

Harry zawahał się.

Hermiona przewróciła oczami.

- Harry, on się nie załamie, jeśli porozmawiasz z nim o czymś innym niż słońce i stokrotki****, wiesz o tym. Potrzebuje rozproszenia i wspiera ciebie i Dracona, więc to prawdopodobnie pomoże mu nie martwić się zbytnio o Charliego.

Harry westchnął i skinął głową.

- Masz rację. Po prostu nie chcę, by sądził, że uważam, iż moje problemy są ważniejsze od jego.

Hermiona uśmiechnęła się łagodnie.

- Nie pomyślałby tak, Harry. On wie, że jesteś lepszy.
- Znowu masz rację. Powiem mu jutro rano.
- Dobrze. Czy teraz mogę trochę odpocząć? Niektórzy potrzebują snu, by funkcjonować – powiedziała cierpko.

Harry wyszczerzył się.

- Taaa. Dzięki! – podskoczył i dał jej buziaka w policzek, po czym praktycznie rzucił się w stronę portretu.
- Yyy, Harry? – Chłopak zatrzymał się. – Gdzie ty idziesz? – zapytała Hermiona.
- Porozmawiać z Draconem!
- Mógłbyś przynajmniej zaczekać, aż się obudzi – powiedziała z rozbawieniem.

Harry zamrugał, zaskoczony, i zaczerwienił się.

- Yyy. Racja. Wybacz.

Hermiona uśmiechnęła się, kręcąc głową i wstając.

- No doprawdy. Czasami jesteś tak roztargniony jak Ron.
- Czuję się urażony! – rzucił natychmiast Harry, ale wciąż się uśmiechał. Zaczekał, aż wejdzie do swojego dormitorium, po czym ruszył do własnego. Odłożył okulary na szafkę i położył się, nadal się uśmiechając.

Teraz trzeba tylko porozmawiać z Draconem.


* - Ciekawie musiałoby wyglądać takie stworzenie, nie powiem... :p
** - Nie przejmuję słowa „wężyca" z wcześniejszego tłumaczenia; wydaje mi się trochę nienaturalne.
*** - Jard: 0,9144 metra (3 stopy lub 36 cali)
**** - Jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało w stosunku do chłopaków, zostawiam oryginał – po prostu chodzi o gadanie o pierdołach

A Destined YearOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz