29 - Wzrastające pożądanie

998 58 4
                                    

Sowy rzucały paczki na stoły, a Harry zastanawiał się, czemu ogarniają go złe przeczucia. Wtedy Hermiona dostała swojego „Proroka Codziennego". Blizna na twarzy Gryfona zabolała. Nieprzytomnie ją potarł. Przyjaciółka zaczęła przeglądać pismo, chłopak pochylił się nad nią i czytał jej przez ramię. I było tam... potwierdzenie jego przeczuć. Na pierwszej stronie widniał artykuł o pojawieniu się Mrocznego Znaku nad budynkiem Ministerstwa Magii. Oboje westchnęli jednocześnie.

- Co jest? Kolejny atak? – spytał Ron z ustami pełnymi jedzenia.

- To o Ministerstwie... – wyjąkała Hermiona.

Rudowłosy szybko przełknął. Pochylił się nad Harrym, próbując zerknąć na gazetę.

- Nic nie widzę! Pokażcie!

- Tutaj – wskazał brunet i rozwinął stronę, tak że obaj mogli czytać.


Mroczny Znak nad Ministerstwem Magii

Dokładnie o 6.05 nad budynkiem Ministerstwa Magii ukazał się Mroczny Znak. Widoczny z odległości kilku kilometrów, przestraszył wielu ludzi. Nikt w budynku nie został zraniony, nic też nie zostało skradzione. Minister Magii odmawia jakichkolwiek wypowiedzi w tej sprawie. Jednak skomentowało to kilku aurorów: „Nie wiemy, kto go wyczarował się Mroczny Znak, ani jak ta osoba przedarła się przez zabezpieczenia, jednak nie spowodowała żadnej szkody. Wierzymy, że zrobił to ktoś z wewnątrz – mamy wśród nas zdrajcę. Stąd przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny budynek będzie zamknięty, chcemy przesłuchać wszystkich, którzy byli w Ministerstwie w momencie pojawienia się Znaku. Mamy zamiar użyć veritaserum".

Nie minęła godzina, a nasza redakcja otrzymała list z Ministerstwa w sprawie niniejszego artykułu. Mówił on:

„Do Głównego Redaktora „Proroka Codziennego"

Ja, Korneliusz Knot, Minister Magii, chcę zapewnić opinię publiczną, że cała sytuacja jest pod kontrolą. Wyobrażam sobie, że wielu z Was jest przerażonych. Przesłuchaliśmy wszystkich, nawet ja użyłem na siebie veritaserum.
W obliczu tych wydarzeń chcę zapewnić, że mamy zamiar wznieść jeszcze silniejsze zabezpieczenia wokół największych miast. Gdy już pojawią się bariery, żaden śmierciożerca, ani Mroczny Znak, nie będą w stanie ich złamać.
Chciałbym też powiedzieć, że jesteśmy oficjalnie w stanie wojny.

Korneliusz Knot, Minister Magii"


- Niech to szlag – jęknął Ron.

Harry wpatrywał się w gazetę ze strachem. Trzęsły mu się ręce. Wojna w czarodziejskim świecie. Mroczny Znak pojawiający się nad Ministerstwem. Nagle stało się jasne, o czym mówił Lucjusz Malfoy. Odłożył pismo na stół, natychmiast sięgnęła po nie Hermiona.

- Harry, wszystko w porządku? – spytała, spoglądając na niego z niepokojem.

- Wiem, co on planuje... A w każdym razie tak mi się wydaje... muszę porozmawiać z Dumbledore'em. – Chłopak gwałtownie wstał.

- Co? O czym ty mówisz? Harry? Harry! – Dziewczyna podniosła się i ruszyła za Gryfonem.

Harry nagle zdał sobie sprawę, że przy stole nauczycielskim nie było ani dyrektora, ani też Snape'a, McGonagall czy Lupina. Zaklął, obrócił się na pięcie i wpadł w Hermionę, która właśnie go dogoniła.

- Au! Harry, co się dzieje? Co wiesz? – spytała.

- Nie mogę ci powiedzieć, nie jestem zresztą do końca pewien... To ma coś wspólnego z moim podsłuchiwaniem Voldemorta... Hermiono, nie możesz iść ze mną, pogadamy później, dobrze? – Harry nie czekał na odpowiedź, przeszedł obok niej i wyszedł z Wielkiej Sali.

Dziewczyna spoglądała chwilę za nim, po czym wróciła do stołu i usiadła obok bladego Rona.

- Ron, wszystko dobrze?

- Tata był przesłuchiwany. Jeżeli Sama-Wiesz-Kto jest w stanie przedrzeć się przez zabezpieczenia w Ministerstwie, to co, jeśli wziął sobie na cel czarodziejów sympatyzujących z mugolami?

- Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze, Ron. – Hermiona położyła mu rękę na ramieniu. - Minister może być idiotą, ale praktycznie mieszka w Ministerstwie – na pewno nie ryzykowałby własnego życia. Myślę, że teraz zwiększy ochronę. Poza tym napisali, że nikt nie został ranny. To chyba miało być ostrzeżenie.

- Tak myślisz? – spytał z nadzieją. Kiwnęła potakująco głową. - W takim razie w porządku.

Hermiona rozejrzała się – wszyscy wyglądali na spiętych. Nie panował większy hałas niż zwykle, ale dało się słyszeć przestraszone głosy. Wojna... teraz już nikt nie mógł udawać, że do tego nie dojdzie.

Gdy Harry dotarł do posągu strzegącego wejścia do gabinetu dyrektora, nie musiał nawet zgadywać hasła. Drzwi same się otworzyły i wyszła z nich McGonagall. Nawet nie była zdziwiona widokiem Harry'ego.

- Panie Potter, dyrektor cię oczekuje. Wejdź. Muszę zająć się uczniami w Wielkiej Sali – powiedziała, mijając go.

Harry bez zwłoki wszedł do gabinetu. Był tam już Remus. Dumbledore siedział przy kominku, rozmawiając z kimś. Zauważyli chłopaka dopiero, gdy stanął obok krzesła Lupina.

Ten uśmiechnął się słabo i pokręcił głową, gdy Gryfon chciał coś powiedzieć. Najwyraźniej osoba, z którą rozmawiał dyrektor, musiała być kimś ważnym.

- ...zapewniam cię, Albusie, że wciąż szukamy. Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że nic z tego nie może się wydostać poza ściany tego pokoju...? Jeżeli ktokolwiek się o tym dowie, ty będziesz za to odpowiedzialny.

- Wiem o tym. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jaka histeria zapanuje, kiedy ludzie się o tym dowiedzą. Jednak nie podoba mi się, że postanowiłeś przyspieszyć wzniesienie barier wokół większych miast. Przez to ludzię się wszystkiego domyślą – powiedział dyrektor.

- Jeżeli bym sobie dał z tym spokój, ludzie stwierdziliby, że nie chcę ich chronić.

- Niewątpliwie. Dobrze więc, poinformuj mnie w pierwszej kolejności, jeśli się czegoś dowiesz.

- Naturalnie, Albusie. Będziesz pierwszym, do którego się wtedy zgłoszę.

- Tak, tak, oczywiście. – Zapadła cisza. Dumbledore wstał, odwracając się w stronę Remusa i Harry'ego.

- Harry, wiedziałem, że szybko się spotkamy.

- Gdzie jest Knot? – spytał chłopak.

- Podejrzewam, że panna Granger domyśliła się wszystkiego... – Dumbledore uniósł brwi.

- Nie, sam się domyśliłem. – Gryfon poczuł dumę, gdy zobaczył zdumione spojrzenie dyrektora. – To miało sens. Po co tworzyć Mroczny Znak bez żadnej innej akcji? Voldemort nie daje ostrzeżeń, już dawno było jasne, że mamy wojnę, cokolwiek mówiło Ministerstwo.

Dumbledore westchnął i usiadł przy biurku.

- Smutne, ale prawdziwe. Na chwilę przed pojawieniem się Mrocznego Znaku, minister Korneliusz Knot włączył alarm mówiący, że znajduje się w niebezpieczeństwie. Gdy aurorzy tam dotarli, Knota już nie było, pojawił się za to Znak. Strażnicy wokół jego komnat nie żyli.

- Więc Minister zniknął, ale nikt o tym nie wie...?

- Tylko najwyżsi stopniem aurorzy wiedzą o wszystkim. Nie sądzę, żeby byli w stanie zlokalizować Ministra. Jeżeli to się wyda, mogłoby dojść do zamieszek, których nie chcemy wywoływać akurat teraz.

Harry czuł gniew. Nie lubił kłamać wszystkim naokoło. To była poważna sprawa – Minister został porwany pod samym nosem najlepszych czarodziejów. To wyzwanie zrozumiał. Bawi się z nami!

- To wyzwanie. Chciał nam pokazać, że Ministerstwo nie może go powstrzymać. Próbując, tylko marnują czas.

Dumbledore pokiwał głową.

- Też tak myślę. Jestem pewien, że Voldemort nienawidzi Knota tak samo, jak mugoli.

Dlaczego on jest taki spokojny? zastanawiał się Złoty Chłopiec.

- Chcą zabić Ministra, a pan sobie tak spokojnie siedzi?! – krzyknął z niedowierzaniem.

- A co powinienem według ciebie zrobić, Harry? Nie wiem, gdzie ukrywa się Czarny Pan. To nie jest dobry moment, by się z nim zmierzyć.

Nagle Harry uprzytomnił sobie coś innego.

- Gdzie jest Snape?

- Myślałem, że ci mówiłem... Severus został wezwany przez Voldemorta.

- Tak, tak, wiem, ale... czy on jest w to zamieszany? W porwanie Ministra? Może on wie, gdzie jest Voldemort...

- Nie mogę ci powiedzieć, bo jeszcze nie wrócił. Jednak jestem pewien, że Czarny Pan nie zaryzykuje aż tak pozycji swojego szpiega, by wysyłać go na akcję do Ministerstwa. A co do jego wiedzy na temat kryjówki Voldemorta... nie, nie wie. Używa świstoklików. Staraliśmy się wielokrotnie je wyśledzić, ale nie wiemy, dokąd prowadzą. Znamy tylko otoczenie tego miejsca – drzewa i trawa. To niewiele...

Harry wyglądał na zdenerwowanego, więc Remus postanowił wtrącić się w rozmowę.

-Harry, jestem pewien, że Snape wróci cały i zdrowy – powiedział cicho.

Chłopak prawie zapomniał, że on tu był i teraz spojrzał na niego ze zdumieniem. Uspokoił się, gdy zobaczył uśmiech na twarzy przyjaciela. Skinął głową i usiadł.

- Możemy teraz tylko czekać – powiedział z westchnieniem dyrektor. - Na pewno chcecie tu ze mną zostać. Mamy jeszcze kilka innych spraw do przedyskutowania. Na przykład to, że spędzasz noc w komnatach Severusa, Harry.

Gryfon spojrzał ze zdumieniem na starszego czarodzieja.

- Ale... to nie było... wie pan przecież, dlaczego to zrobiłem! Nie chcieliśmy się kochać, chciałem tylko zobaczyć, co knuje Voldemort. Dowiedziałem się czegoś, prawda? Knot został porwany.

Dumbledore skinął głową.

- To prawda, Harry, ale i tak jestem zaniepokojony. Severus nie jest do końca sobą, nie chcę, żeby cię zranił.

Gryfon poczuł gniew. Co on wie? Już zostałem zraniony! I jakoś sobie poradziłem! Snape nauczy się lubić mnie za to, kim jestem. Jeżeli darzymy się wzajemnie sympatią, to nie jest to sprawa Dumbledore'a. Jestem towarzyszem Snape'a!

- Już raz mnie zranił. Wiem, co czuł do Jamesa. – Remus westchnął głośno. – I nie przeszkadza mi to. Bez urazy, panie profesorze, ale sądzę, że to nie pana sprawa, co robimy, dopóki nie zostanie skrzywdzony któryś z uczniów.

Dumbledore, na ogół spokojny i uśmiechnięty, teraz zmrużył oczy. Wyraźnie był niezadowolony.

- Harry, wciąż jesteś uczniem tej szkoły, mam nadzieję, że o tym nie zapomniałeś.

- Jestem też towarzyszem wampira. Na pewno Hermiona może znaleźć jakieś prawa, które dotyczyłby mnie i Snape'a w takich okolicznościach. I mimo, że wciąż jestem jego uczniem, to jestem także jego towarzyszem. Z pewnością istnieją jakieś regulacje tyczące się takich sytuacji. – Harry był z siebie dumny, bo tak naprawdę improwizował. Chociaż jak teraz się nad tym zastanowił, brzmiało to całkiem sensownie. Musiał później zapytać o to Hermionę.

W pokoju zapadła cisza. Remus spoglądał to na dyrektora, to na chłopaka. Dumbledore wpatrywał się w bruneta. W końcu odezwał się Lupin, któremu najwyraźniej nie podobała się ta cisza.

- Myślę, że Harry ma rację – stwierdził cicho, zaskakując pozostałą dwójkę. – Miał prawo być ze Snape'em, jeśli tego właśnie chciał. Jeżeli Snape nie krzywdzi go, to ja nie będę protestował... Sądzę, że dobrym rozwiązaniem byłoby pozwolenie im na częstsze widywanie się. Harry potrzebuje czegoś stałego w swoim życiu.

Harry czuł się niepewnie po ostatnim komentarzu. O co mu chodziło? Mam przecież Rona i Hermionę, no i jego...

Dumbledore westchnął, kręcąc głową.

- Dobrze, jednak proponuję, żebyś poważnie się nad tym zastanowił, Harry. To nie jest coś, co... – Nie powiedział nic więcej. Drzwi od gabinetu się otworzyły i wszedł zmęczony, wyraźnie poirytowany Severus Snape.

- Snape! – Harry podskoczył na krześle i podbiegł do zdezorientowanego mężczyzny. Objął go za szyję i przytulił się.

Snape, wzięty z zaskoczenia, nagle znalazł się bardzo blisko swojego towarzysza. Cudownie pachnącego towarzysza. Objął go, prawie zapominając o Albusie i Lupinie, którzy spoglądali na nich – jeden z niechęcią, drugi z rozbawieniem. Snape odwrócił głowę, jego nos znalazł się teraz na skórze za uchem chłopaka. Westchnął głęboko, zamykając oczy. Pachnie tak dobrze... Sto razy lepiej niż wszystko inne...

Nagle Harry jęknął, odskakując i potrząsając prawym ramieniem. I...

- Potter, czy twoja ręka syczy? – spytał Mistrz Eliksirów z niedowierzaniem.

- Ała, tak... Nie szczyp mnie! Wiesz, to boli! To Issaa, wąż, którego mi dałeś, ona...

- Wąż? Nie dałem ci żadnego węża, Potter.

- On pachnie wssstrętnym, wssstrętnym wężem! Wokół niego jest zgnilizna – zasyczał wąż, wychodząc spod rękawa Gryfona. Issaa ześlizgnęła się nie ziemię, spoglądając wciąż na Snape'a i sycząc wściekle.

Harry był zdumiony. Zignorował węża i spojrzenia Dumbledore'a i Remusa.

- Nie dałeś mi jej? To w takim razie kto? Była w pudełku na łóżku, jak inne twoje prezenty...

- Nie kupiłem ci węża, Potter. Pilnuj jej, wygląda, jakby chciała zaatakować.

- Nie ugryź go.

- Tak, panie... Ale on pachnie bardzo źle. – Issaa zasyczała groźnie jeszcze raz, żeby pokazać złemu mężczyźnie, że mówi poważnie. Potem owinęła się wokół kostki Harry'ego.

- Ale skoro nie ty... – Chłopak myślał intensywnie, marszcząc brwi.

- Harry, czy to pudełko było w jakiś sposób oznakowane? – spytał dyrektor.

- Tylko napis „ostrożnie".

- Żadnych niepokojących znaków albo opisu, skąd pochodzi?

- Ze sklepu na Alei Pokątnej. Z tego samego, gdzie kupowałem Hedwigę.

- Wąż tak powiedział czy napis na pudełku?

- Ani to, ani to. Widziałem ją wcześniej w tym sklepie, na początku roku. Rozmawialiśmy – bronił się chłopak, czując się jak na przesłuchaniu.

- Czy ktoś widział, jak rozmawiałeś z wężem? – spytał dyrektor.

- Eee, nie... nikogo nie było w pobliżu... Och, Draco widział, ale chyba nikt więcej...

- Draco? Draco? – wtrącił się Snape, praktycznie warcząc. Od kiedy Harry zwraca się do Malfoya po imieniu? I od kiedy Draco daje mu prezenty?!

Dumbledore nagle znów się uśmiechnął, napięcie opuściło jego ciało.

- Młody Malfoy zobaczył, jak rozmawiasz z wężem, tak? Czy jest jakiś powód, dla którego miałby ci dawać prezent, Harry?

- Eee, nie... zaraz... – Oczy chłopaka rozszerzyły się, gdy nagle zrozumiał. To dlatego tak na mnie patrzył! – Dał mi to w ramach przeprosin.

- Przeprosin? – warknął Snape. Nie podobało mu się to wszystko ani trochę.

- Tak... och... – Chłopak nagle zdał sobie sprawę, dokąd to prowadzi. Skierował się w stronę Snape'a. – Eee... nie mogę powiedzieć...

Mężczyzna zrobił krok w stronę Harry'ego... i natychmiast został przywitany przez syk węża, owiniętego wokół nogi Gryfona. Zamarł, ale nie przestał spoglądać na niego.

- Potter, natychmiast masz mi powiedzieć, za co Draco miał cię przeprosić – powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Niech to szlag, ma mnie! pomyślał Harry.

Dumbledore zachichotał.

- Powiedz nam, Harry. Inaczej pomyślę, że to był zamach na twoje życie i Draco będzie miał problemy.

- Co?! Nie! On nie chciał mi nic zrobić! Chciał przeprosić... gdy odwiedziłem go w szpitalu w zeszłym tygodniu, pokłóciliśmy się, to wszystko. – Nie musi wiedzieć, o co poszło.

- Kłótnia? Dlaczego odwiedzałeś Draco w skrzydle szpitalnym? – zawarczał Snape.

- Ponieważ to przez ciebie tam trafił! – krzyknął Harry. Mężczyzna zawahał się, ale wciąż wyglądał na wściekłego. – A to przeze mnie poszedł do ciebie.

Och. To go chyba przekonało. Część gniewu wyparowała. Harry, jak to Gryfon, odwiedzał wroga, za którego stan czuł się odpowiedzialny. Jednak... to mu się i tak nie podobało.

Chłopak poczuł się pewniej. Zwrócił się w stronę Dumbledore'a.

- Mogę ją zatrzymać? Wiem, że uczniowie mogą mieć tylko sowę, szczura albo kota...

- W porządku, Harry. Jak długo nikogo nie zrani, tak długo nie widzę przeszkód. W końcu to prezent. – Wyglądał na bardzo zadowolonego. – A teraz może mi powiesz, jak często odwiedzałeś młodego Malfoya...?

- Eee... wcale, odkąd się pokłóciliśmy.

- Czy on już wybrał stronę?

- Nie, chyba chce pozostać neutralny, jak długo będzie mógł. – Harry spojrzał na Snape'a, który wciąż miał gniewny wyraz twarzy.

- Rozumiem. Cóż, na razie może tak być. Ale staraj się go przekonać. Myślę, że dobrze byłoby go mieć po naszej stronie.

- Dlaczego? Jego ojciec raczej nie zdradził mu żadnych swoich sekretów – stwierdził Harry. Starał się udawać, że nie czuje oddechu Snape'a na swojej szyi. Ani że nie słyszy, jak Issaa syczy na wampira.

- Pewnie masz rację, jednak jego ojciec szkolił go od bardzo dawna. Potrzebujemy ludzi, którzy znają się na czarnej magii. Wiedząc, jak myśli wróg, możemy go pokonać – odparł Dumbledore.

- Kto miałby znać jego umysł lepiej niż ja? W końcu byłem tam – prychnął gorzko chłopak.

- Tak, ale wątpię, żebyś był w stanie rzucić Zaklęcie Niewybaczalne na kogoś innego niż Voldemorta. A to musisz zrobić, Harry.

Chłopak chciał zaprotestować, ale zastanowił się nad tym. Czy mógłby rzucić Avadę na kogoś, z kim spotykał się w Wielkiej Sali? Więcej niż połowa Ślizgonów będzie walczyła po stronie Voldemorta. Harry nie chciał ich zabijać, nieważne czy byli jego wrogami. Znał ich. Mimo to...

- Zrobię, co będę musiał – powiedział z absolutną pewnością.

- Nie wątpię. – Dumbledore uśmiechnął się. – Chyba masz już zajęcia. Ja muszę porozmawiać z Severusem.

Harry zdał sobie sprawę, że ma odejść. Odwrócił się w stronę wampira, który wciąż wyglądał na zaniepokojonego. Wiedział, że potem dostanie za swoje. Tylko po to, by zdenerwować dyrektora... no i bo tego chciał... chłopak zbliżył się do Mistrza Eliksirów i pocałował zaskoczonego mężczyznę. Uśmiechnął się, gdy po chwili wahania Severus przytulił go i oddał pocałunek z zadowolonym mruczeniem.

Snape zdawał sobie sprawę, że to tylko zdenerwuje Albusa, ale nie miał zamiaru udawać, że nie lubi całować swojego towarzysza. Był w stanie to robić, gdziekolwiek Harry chciał. Oczywiście to nie było tak, że pozwalał chłopakowi się wykorzystywać... Chwycił go w pasie i objął mocniej, wkładając język do ust Gryfona. W zamian otrzymał zdumiony jęk, ale zaraz potem Harry zaczął całować go z jeszcze większą pasją niż dotychczas, zupełnie zapominając o tym, że mieli publiczność.
Wampir nie przerywał pocałunku, dopóki nie usłyszał cichego kaszlnięcia. To był Lupin. Uśmiechając się demonicznie, dalej całował Harry'ego. Dopiero gdy poczuł, że chłopak jest podniecony, oderwał się od niego. Harry dyszał ciężko i nie mógł złapać oddechu. Mężczyzna był dumny z siebie, że potrafił go doprowadzić do takiego stanu tylko za pomocą jednego pocałunku. Ponad ramieniem Gryfona spojrzał na Dumbledore'a i Remusa, jego wzrok mówił wyraźnie: „on jest mój, spójrzcie, co potrafię mu zrobić. Tylko spróbujcie mi go odebrać". Oczywiście... nie zdawał sobie sprawy, że tak właśnie wyglądała jego mina. Gdyby wiedział, to pewnie na miejscu popełniłby samobójstwo. Od kiedy niby tak myślał o tym bachorze...?

Harry zawsze dochodził do siebie bardzo powoli, a teraz czuł się zażenowany i zszokowany. Nie mógł uwierzyć, że Snape mu to zrobił. Nie mógł uwierzyć, że na to pozwolił. Przed Dumbledore'em i Remusem! Cholera jasna, od kiedy całowanie stało się takie skomplikowane? Spojrzał na Snape'a i od razu zrozumiał przekazaną wiadomość. Mężczyzna wyraźnie nie był zadowolony, że Harry go wykorzystuje. Chłopak powoli obrócił się, bojąc się reakcji mężczyzn.

Remus był rozbawiony. Może też trochę zakłopotany, widząc, jak jego młodziutki przyjaciel był całowany w taki sposób przez kogoś, kogo jeszcze całkiem niedawno uważał za wroga. Dumbledore, którego twarz zwykle nie ukazywała żadnych emocji poza rozbawieniem, teraz wyraźnie nie był zachwycony. Harry od razu poczuł się lepiej. W końcu udało mu się osiągnąć zamierzony cel, nawet jeśli nie chciał, by zaszło to aż tak daleko.

- Cóż, ja już pójdę, mam zajęcia. Zobaczymy się w czasie lunchu, Snape. – Chłopak specjalnie dotknął mężczyznę, na chwilę łącząc z nim dłonie. Uśmiechnął się sam do siebie. Zaczynało mu się podobać drażnienie wampira. To pewnie przez napięcie seksualne. Głos w jego głowie brzmiał prawie jak Hermiona. Wreszcie to czujesz, to sprawia, że jesteś bardziej pewny siebie.

Wtedy usłyszał wściekłe syczenie. Zamrugał. Spojrzał w dół na Isseę. Wrzeszczała na niego za to, że o niej zapomniał... i mówiła, że pachnie tym mężczyzną. Harry zachichotał.

- Przepraszam, Issaa. Wiesz, on nie jest taki zły...

Znów skryła się pod jego rękawem i owinęła się naokoło jego nadgarstka.

- Zobaczymy. Chciałabym, żebyś pozwolił mi go ugryźć. Myślę, że dobrze by sssmakował.

Harry w myślach zgodził się. Snape smakował bardzo dobrze. Oblizał usta.

***

Impertynencki bachor pomyślał, gdy drzwi zamknęły się za Harrym. Zdawał sobie sprawę, że wampir miał osobowość nastolatka z burzą hormonów, ale ostatnio ten wewnętrzny głos milczał. Stąd Snape nie miał kogo winić za swoje zachowanie. Delikatny dotyk dłoni chłopaka był jak porażenie prądem. Rozgrzewał całe jego ciało. Nie wiedział, jak ma się kontrolować. Wreszcie udało mu się zaakceptować, że pragnie Gryfona... ale nie podejrzewał, że wraz z tym przyjdzie chęć posiadania. Posiadania? To na pewno głos wampira pomyślał Snape z niedowierzaniem. Nie było odpowiedzi. Już sam fakt, że jej oczekiwał, świadczył o tym, że jego mózg należałoby zbadać.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że wpatruje się w niego dwóch mężczyzn i najwyraźniej czekają, aż on coś powie. Jego twarz przybrała stałą, drwiącą maskę.

- Przedstawienie skończone – warknął.

- Zbeształbym cię, Severusie, ale najwyraźniej nasz Harry nie jest już tym samym chłopcem. – Dumbledore zmarszczył brwi, a Remus tylko uśmiechnął się dziwnie.

Snape'owi nie podobał się zwrot „nasz Harry". Mój Harry, nie twój, nie nasz. On. Jest. Mój. To na pewno był głos wampira.

- Co ten ba... co Potter powiedział? – starał się brzmieć naturalnie. Wiedział, że zanim wszedł, rozmawiali o nim. To było oczywiste.

- Chce, żeby panna Granger znalazła prawa broniące prawa zezwalające wampirowi na przebywanie ze swoim towarzyszem. Dla mnie nie jest to zbyt mądre, szczególnie, że magiczne stworzenie, o którym mowa, jest w stanie zaatakować moich uczniów.

Snape zaśmiał się w myślach. Już sobie wyobrażał, jak Granger znajduje jakieś dawno zapomniane kodeksy i idzie prosto do Ministra – gdyby oczywiście Minister nie był obecnie więźniem – i żąda zatwierdzenia tych praw. Inaczej zacznie rzucać na prawo i lewo zaklęcia. Prawie uśmiechnął się, ale potem zauważył kątem oka, że Remus chichocze cicho, więc tylko skrzywił się. W odpowiedzi otrzymał jeszcze szerszy uśmiech.

- Tak, na pewno rozpętałaby piekło. A tego nam nie potrzeba w naszej sytuacji.

Dumbledore momentalnie spoważniał.

- Jak źle jest?

- Czarny Pan zdecydował zwołać wszystkie wampiry. Chce je „przeszkolić", zanim skorzysta z ich usług... Oczywiście wszyscy wiedzą, że one słuchają ciebie. Nie są zadowolone, że najprawdopodobniej będą torturowane – stwierdził gorzko. On też nie był zachwycony. Wiedział, że to dla wampirów jest test lojalności Czarnemu Panu i podejrzewał, że wiele z nich, zwłaszcza tych wyjętych spod prawa, nie będzie chciało być kontrolowanymi. Nawet jeśli to miałaby być tylko gra.

- Rozumiem. – Dumbledore pokiwał głową. – Jak myślisz, co będzie obejmował taki trening?

- Na pewno Legilimencję i rzucanie Cruciatusami, żeby zobaczyć czy nie kłamią. O to jestem spokojny, ich rany szybko się goją. Wiele wampirów żyło kilka stuleci, na pewno potrafią znieść ból bez wzdrygnięcia się. Co do Legilimencji, tu też nie ma powodu do obaw. Wampiry są mistrzami w panowaniu nad własnymi umysłami, ich bariery są praktycznie nie do złamania.

- W takim razie co cię martwi?

- To są bardzo dumne stworzenia. Nawet te, które nie należą do żadnego klanu, żyją zgodnie z pradawnymi prawami. Nigdy nie były kontrolowane przez człowieka, jeszcze mniej im się spodoba słuchanie rozkazów węża. Boję się, że to doprowadzi do buntu.

Dumbledore uśmiechnął się, gdy Snape mówił „oni", zamiast „my". Mężczyzna najwyraźniej jeszcze nie do końca zaakceptował to, kim się stał.

- A nie możesz go przekonać, by szkolił tylko te, które poprowadzą innych? To chyba będzie łatwiejsze do zniesienia.

- Nie, on chce torturować wszystkie. – Severus pokręcił głową. – Dla niego nie liczy się, czy ktoś jest prostym żołnierzem czy dowódcą. Udało mi się na szczęście go przekonać, żeby nie dawał im Mrocznych Znaków.

Dyrektor westchnął.

- Rozumiem. Jakieś sygnały o Ministrze?

- Na pewno żyje. Czarny Pan jest obecnie bardzo zadowolony z Lucjusza, ale sposób, w jaki wypowiada się o tym zdarzeniu pokazuje, że to tylko pierwszy krok jego planu. To chyba ma coś wspólnego z tymi barierami, bo był bardzo ukontentowany, gdy termin ich wprowadzenia został przesunięty.

- Hmm... Podejrzewam, że istnieje szansa, że ma kogoś lojalnego przy sobie, kto będzie uczestniczył w tworzeniu bariery. Minister, w swojej patetycznej próbie obrony swych planów przed sabotażem, uznał za stosowne nie informować, kto jeszcze będzie w tym wszystkim uczestniczył.

Snape nie wyglądał na przekonanego.

- Podejrzewam, że pan i tak wie...?

Dumbledore uśmiechnął się.

- Oczywiście, że tak. Jednak żaden z nich raczej z własnej woli nie przyłączy się do Czarnego Pana.

- Więc jeśli planował sabotowanie tego wydarzenia, musiałby przejąć nad którymś z nich kontrolę za pomocą Imperiusa.

- Właśnie. To dlatego zaprosiłem ich wszystkich do siebie na herbatkę tej nocy, gdy ma być tworzona bariera. Będę miał okazję zobaczyć się z dawno niewidzianymi przyjaciółmi i ograniczyć Voldemortowi jego czas do zapanowania nad nimi. Chyba, że już to mu się udało.

Snape skinął głową. Podobało mu się to, co zaplanował Dumbledore.

- Dobrze. W takim razie przekażę wampirom, czego Czarny Pan od nich oczekuje.

- Zanim wyjdziesz, chciałbym wiedzieć, co planujesz zrobić z balem z okazji Halloween.

- Zrobić? – spytał niepewnie.

- Tak, tak, to nie tylko ostatni dzień okresu pożądania krwi, ale też noc pełni księżyca.

Remus pokiwał głową. Tak właściwie był tu tylko dlatego, że jako „wilkołak Snape'a" też musiał znać plany Czarnego Pana.

Snape wciąż miał nierozumiejący wzrok.

- I?

Dumbledore uśmiechnął się.

- Na pewno Harry chciałby pójść na bal.

- Jeżeli będzie chciał, to ja nie mam nic przeciwko temu. A teraz nie mam ochoty marnować mojego cennego czasu na takie trywialne tematy. Na szczęście w tym roku mam wytłumaczenie i nie muszę oglądać, jak uczniowie bawią się.

- Bardzo dobrze. Bałem się, że zaprotestujesz, gdyby Harry znalazł sobie partnera na ten wieczór. A pewnie wiele osób go zaprosi. Oczywiście będą też tańce... – Dumbledore naprawdę był zachwycony tą rozmową.

Remus z trudem powstrzymywał chichot, gdy na twarzy wampira pojawiła się furia.

- Nie ma mowy! – warknął wściekły mężczyzna.
- Cóż, w takim razie musisz go poinformować, że tego nie aprobujesz. Chociaż jestem pewien, że raczej mu się to nie spodoba.

Snape zawarczał. Nie miał zamiaru odpowiadać. Odwrócił się na pięcie i jak burza wybiegł z gabinetu. Remus spokojnie to obserwował, po czym odwrócił się w stronę dyrektora.

- Dobrze się pan bawił. – To nie było pytanie.

- Oczywiście, że tak! – Czarodziej zachichotał.

***

Harry miał szansę porozmawiać z Draco po zajęciach z transmutacji. Ron i Hermiona wiedzieli, że przyjaciel musi iść do lochów, więc nawet na niego nie czekali. Harry rozejrzał się za Ślizgonem, a gdy go zauważył, zrobił minę mówiącą „musimy pomówić". Kiedy ten w końcu zbliżył się do niego, skinął głową na powitanie. Przez chwilę stali przed sobą w milczeniu. Draco wyglądał na zdenerwowanego. Starał się nie patrzeć na Gryfona.

Harry w końcu postanowił przerwać te tortury.

- Dziękuję. Za Isseę.

Draco spojrzał na niego ze zdziwieniem.

- Issaa?

- Wąż – dodał Harry. Podniósł rękę i natychmiast spod jego rękawa wyłonił się pyszczek zwierzątka.

– Czy to ten sam chłopak, którego spotkaliśmy w sklepie? – zasyczała Issaa.

Złoty Chłopiec uśmiechnął się i pogłaskał ją drugą ręką. Owinęła się wokół jego nadgarstka, więc mógł ją dotykać bez męczenia ręki.

– Tak, to on ciebie kupił i mi podarował.

- Powiedz mu, że mu dziękuję.

Harry uśmiechnął się. Spojrzał na Ślizgona i nagle zauważył, że jego oczy płoną, a usta są delikatnie otwarte. Natychmiast zrozumiał swój błąd. Ups.

- Eee... przepraszam, Dra... Malfoy... ona tylko chciała podziękować. Jest szczęśliwa, że może być ze mną.

Ślizgon niepewnie skinął głową. Oblizał wargi, które nagle były suche. Odchrząknął i w myślach zaczął na siebie wrzeszczeć. Nie schrzań tego, głupku! Racja.

- Nie mów jej tego teraz, ale nie ma za co. Eee... Chciałem po prostu... no wiesz... za to, co wcześniej powiedziałem... nie chciałem...

Harry zaśmiał się, rozbawiony obserwowaniem chłopaka w tak niezręcznej sytuacji.

- Malfoy, czy ty próbujesz mnie przeprosić? Gryfona i to w dodatku Chłopca, Który Przeżył?

- Potter, niech cię...

Zachichotał.

- Dobra, dobra, przyjąłem. Chociaż, żeby być szczerym, nie zdawałem sobie sprawy, że ona jest od ciebie, dopóki nie podziękowałem za nią Snape'owi, a on mnie uświadomił, że to nie od niego.

- Myślałeś, że Snape kupił ci węża?

- No cóż, tak... Ostatnio dostałem od niego sporo prezentów. Wiesz, to taki okres... a pudełko leżało na moim łóżku, tak jak inne podarunki od niego...

- Dawał ci prezenty? Codziennie? – warknął Draco. Nie podobało mu się to. Zostałem wzięty za Snape'a, cholera.... Próbował jakoś zamaskować swój ból, jak to zwykle robił. – Więc on teraz płaci ci, jak jakiejś dziwce?

Harry zamarł. Zobaczył, że Draco nagle zdał sobie sprawę, co powiedział. Ślizgon chciał przeprosić, ale Harry mu przerwał.

- Nie. Przestań, wszystko w porządku. Masz rację, to rzeczywiście tak wygląda. Wiem, że on chce mnie tylko uwieść, bym przyszedł do jego łóżka – powiedział beznamiętnie. Spojrzał poważnie na blondyna. – Ale to nieważne, bo jeżeli nawet będę chciał się z nim kochać, to nie będzie to zależało od pieniędzy, jakie na mnie wyda.

Draco tylko skinął głową.

- Cóż... dobrze wiedzieć. – Starał się uśmiechnąć. – Więc co trzeba zrobić, żeby pójść do łóżka ze słynnym Harrym Potterem?

Harry prychnął, zgadzając się na tę nagłą zmianę tematu.

- Wybacz, ale nie zdradzę ci tego. Musisz sam zgadnąć.

- Czy to wyzwanie, Potter? – Zrobił krok w stronę bruneta. Issaa wychyliła język, ale nie zasyczała.

- A co, chciałbyś mnie mieć, Malfoy? Nie wiedziałem, że zniżyłeś swój standard do Gryfonów...

Draco czuł się ośmielony zachowaniem Harry'ego. Uśmiechnął się demonicznie i zbliżył jeszcze bardziej. Teraz ich ciała oddzielała tylko ręka Gryfona, z owiniętym na niej wężem.

- Ktoś właściwy mógłby mnie przekonać... mówiąc przy mnie w Wężomowie... mógłbyś być tym szczęśliwcem. – Prawie zamruczał.

Oczy Harry'ego rozszerzyły się delikatnie. Nie pomyślał, że to może zajść aż tak daleko. Nie wiedział, co z tym zrobić. Jasne, już wcześniej flirtował z Draco, ale wtedy robił to, by go podniecić... teraz role się odwróciły i to raczej mu się nie podobało. Nagle wziął się na odwagę.

- Na przykład tak, Draco? – Zignorował Isseę, która spytała, dlaczego mówi w jej języku do chłopaka, skoro on nie może niczego zrozumieć. Nagle powiedziała, że zapach Ślizgona raptownie się zmienił.

Draco płonął. Merlinie, dlaczego to tak na mnie działa? To niedorzeczne! Ale i tak podjął wyzwanie, pochylił się nad chłopakiem i pocałował go.

A Destined YearOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz