– ...A od śmierci Dumbledore'a, McGonagall objęła stanowisko dyrektorki i ma zamiar otworzyć szkołę przed wszystkimi uczniami, którym rodzice pozwolą zostać.
Czarny Pan powoli kiwnął głową, rozmyślając nad tą dawką informacji oraz jak to może wykorzystać. Nagle poczuł czyjąś obecność w swoim umyśle i odwrócił wzrok od swojego lojalnego sługi. Wysyczał: – Potter!
– Tak, mój panie? – zapytał uprzejmie Snape, szybko opanowując swoją reakcję na to nazwisko.
– Potter zzdeccydował się dołączyć do nasss, mój przyjacielu. To do niego niepodobne, jest taki... wrażliwy – wysyczał Voldemort, uśmiechając się z okrucieństwem. – Cośś sssię ssstało, Potter? Jesssteś dzissiaj taki otwarty i przerażony. Czy ktoś cię ssskrzywdził?
– Ktoś zranił Pottera? – zapytał szybko Snape i równie szybko dodał: – Mój panie. – Miał nadzieję, że w jego głosie nie było słychać troski. Jego umysł szalał, wampir w jego wnętrzu wrzeszczał, ale udało mu się użyć całej siły woli i opanować drżenie kolan, a na twarz włożyć maskę pozbawioną emocji innych, niż jedynie lekkie zaciekawienie.
Voldemort zaśmiał się syczącym, bezdźwięcznym głosem.
– Jak cudownie! Ktośś zranił chłopaka! Jego myśli sssą tak pogmatwane, że nie mogę zzzobaczyć, co się ssstało, ale on jesst bardzo zdenerwowany i przestraszony. Bardzzo mnie to ciesszy. Dowiedzz się, kto skrzywdził chłopaka, Sssseverusssie, i przyprowadź go do mnie!
Voldemort uniósł swoją dłoń, gestem odprawiając swojego sługę; jego uwaga skupiała się teraz na tym, co widział w swoim umyśle. Snape wstał sztywno, skłonił się i odwrócił, a potem szybko poszedł do wyjścia. Kiedy już znalazł się na zewnątrz, użył świstoklika i aportował się do Hogsmeade. Nie zamieniając z nikim słowa, wziął garść proszku Fiuu i przeniósł się do swoich komnat w Hogwarcie.
Był zdesperowany, by znaleźć chłopaka, bo kiedy tylko znalazł się w zamku, wyczuł zapach strachu swojego towarzysza. Wybiegł ze swoich komnat i podążył za zapachem, który kierował go w stronę komnat Remusa. Kiedy tam dotarł, spróbował wyciągnąć pochodnię, ale nie udało mu się. Przeklinając, szarpnął za tę cholerną rzecz, ale ta nie chciała wyjść. Po chwili odsunął się i spojrzał na to zszokowany. Był odgrodzony! Remus go odgrodził!
On robi straszne rzeczy twojemu towarzyszowi! On go krzywdzi! Twój towarzysz jest krzywdzony! – krzyczał wampir, co sprawiło, że Snape zaczął walczyć ze ścianą, rzucając każde zaklęcie, które mogłoby zniszczyć bariery. Zdesperowany i oszalały, opuścił różdżkę i uderzył w mur z taką siłą, że skruszył kawałek.
– Harry! – krzyknął, znów napierając na ścianę ramieniem.
***
Remus czuł, że traci kontrolę. Im bardziej zbliżał się do klasy eliksirów, tym więcej tracił samokontroli. Wyczuwał zbliżającą się przemianę. Ledwie rejestrował fakt, że to nie było normalne dla niego. Rzucił się, by otworzyć drzwi do sali eliksirów, by zobaczyć Leonarda pochylonego nad bulgoczącym kociołkiem.
– Remusie! Co cię tutaj sprowadza? – zapytał Leonard, zaskoczony widokiem tego mężczyzny stojącego w drzwiach. Widząc jego wyraz twarzy, zorientował się, że to nie była wizyta dla przyjemności. Lupin był naprawdę wściekły i według Leonarda, wyglądał, jakby zaraz miał się zmienić w wilkołaka. Co było niedorzeczne, ponieważ jeszcze nie było pełni księżyca.
– Co mnie tutaj sprowadza? – Remus warknął, a jego głos brzmiał wyjątkowo szorstko: – Otrułeś Seamusa Finnigana!
Oczy Leonarda się powiększyły. Takiego rozwoju sprawy się nie spodziewał. Ze wszystkich ludzi, profesor Remus Lupin był ostatni na liście ludzi, którzy mogli by odkryć jego sekret. Musiało stać się coś strasznego, jednak Leonard musiał poczekać ze świętowaniem. Na chwilę obecną, musiał uspokoić wilkołaka.
– Remusie, mogę to wszystko wytłumaczyć. Chłopak przyszedł do mnie, mówiąc, że nie potrafi pokazać swoich uczuć w odpowiedni sposób. Chciał pokazać ludziom, co naprawdę czuje! Więc dałem mu malutką dawkę eliksiru, który miał wydobyć jego prawdziwe uczucia, naprawdę nieszkodliwego.
– NIESZKODLIWEGO?! – ryknął Remus. – Nie, nie, Hayworth, przejrzałem twój malutki plan. Robiłeś to wszystko, żeby odzyskać Severusa, a to była jedynie kolejna intryga. Wiedziałeś, że Seamusa zdenerwowała reakcja Harry'ego i chciałeś to przeciw niemu użyć. Poiłeś go tą trucizną każdego dnia, sprawiając, że chłopak robił się coraz bardziej wściekły – aż do dzisiaj, kiedy jego gniew osiągnął punkt kulminacyjny!
Loenard został przyparty do muru i wiedział o tym. Jego oczy się zwężyły; chciał zabrać różdżkę leżącą na stole, ale nim zdążył ją złapać, mężczyzna już przy nim, warcząc. Przeleciał przez całe pomieszczenie i uderzył w szafkę z eliksirami. Kawałki szkła i roztrzaskane butelki posypały się na podłogę. Upuściwszy wcześniej różdżkę, zaczął jej szukać dookoła, rozcinając sobie przy tym rękę o kawałek szkła.
Nie zdążył znaleźć swojej różdżki, zanim Remus znowu znalazł się przy nim z wykrzywioną twarzą. Jego głowa wydłużyła się w jakiś pół-pysk, a ręce były zakończone ostrymi, spiczastymi pazurami. Krzyknął, gdy pazury wbiły się w jego ciało.
***
Remus potknął się i oparł ciężko o ścianę. Przyciskał zakrwawioną dłoń do swoich ust, ale zapach nie pomagał mu uspokoić mdłości w żołądku. Świeże powietrze również nie pomagało. Stał kilka metrów od Zakazanego Lasu, gdzie spoczywało doszczętnie zniszczone ciało, które ułożył obok dużego pnia drzewa.
Wziął głęboki oddech, ale mdłości w końcu wzięły za wygraną i zgiął się w pół, by zwymiotować swoją kolację na trawę. Kiedy w końcu udało mu się uspokoić, przetarł dłonią usta i zadławił z obrzydzenia, czując zimną, lepką krew na swojej twarzy. Spojrzał na swoje zakrwawione ręce, które lekko drżały. Musiał zwalczyć kolejną falę nudności.
Wycierając dłonie o szatę, zaczął iść w kierunku wejścia do zamku. Był zadowolony z faktu, że wszyscy jeszcze bawili się na balu. Mógł teraz się przekraść obok Wielkiej Sali, by przejść niezauważonym do lochów. Zatrzymał się na chwilę przy jednej z łazienek i wślizgnął się do środka, rzucając zaklęcie zamykające na drzwi. Rozebrał się z szat i koszuli, również zaplamionej krwią i rzucił je na podłogę. Wycelował w nie różdżką, mówiąc „Deletrius".
Widząc, że ubrania się rozpadają, kiwnął głową usatysfakcjonowany, że już ich nie ma. Potem potknął się, idąc do umywalki i pochylił głowę, unikając patrzenia w lustro. Przekręcając kurek, odłożył różdżkę i wsunął dłonie pod lodowato zimny strumień wody. Chociaż rzucenie zaklęcia chłoszczyść powinno zapewnić mu nieskazitelnie czyste ręce, miał wrażenie, że jedynie myjąc je, może zmyć uczucie, jakby krew cały czas tam była.
Tarł skórę aż do łokci, drżąc z powodu zimna. Potem pochylił się nad umywalką i chlusnął wodą na swoją twarz, zmywając krew także stamtąd. Kiedy wreszcie był przekonany, że udało mu się dokładnie umyć, rzucił zaklęcie suszące. Dopiero wtedy uniósł głowę i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Twarz patrząca na niego nie była twarzą mordercy. Żadnej krwi, żadnych śladów po jego pół-przemianie. Ale patrząc w swoje własne oczy, mógł dostrzec ponurą wiedzę o tym, co zrobił.
Musiałeś to zrobić. On by wciąż próbował zranić Harry'ego. Ty chroniłeś chłopaka, Remusie – mówił głos w jego głowie. Przypuszczał, że to logiczna część jego mózgu, bo jego sumienie powtarzało, że nic nie może usprawiedliwić zabójcy. Odpychając od siebie myśli, sprawdził godzinę i przeklął. Była już prawie północ, Harry niedługo się obudzi. Severus najprawdopodobniej wychodził z siebie ze zmartwienia, zastanawiając się, gdzie jest jego towarzysz.
Musisz się pozbierać, Remusie. Musisz sobie poradzić z pewnym wściekłym wampirem; potrzebujesz swojego sprytu. Przytaknął temu, zdejmując zaklęcie zamykające z drzwi i wyszedł. Kiedy dotarł do korytarzy w lochach, był zaskoczony, jak szybko Snape zdołał się znaleźć obok niego.
– Nie mogę dostać się do środka! – warknął Snape, ledwo powstrzymując się od popchnięcia Remusa na ścianę i grożenia mu, dopóki ten mu nie wytłumaczy. Nawet jego wampir, który traktował wilkołaka jak swoją własność, zgadzał się z nim.
– Przykro mi, Severusie ale Harry śpi. Miał wykańczającą noc i musi teraz odpocząć. Myślę, że nie powinieneś go teraz budzić – wytłumaczył mu cicho Remus.
– NIE! – ryknął Snape, przerażając tym wilkołaka. Popchnął Remusa na ścianę, warcząc na niego: – Ktoś go skrzywdził! Ktoś zranił mojego towarzysza! A ty nie chcesz mnie przepuścić do niego!
– Nie mogę – powiedział stanowczo Remus. – On nie chce ciebie teraz widzieć. Zmusił mnie do przysięgnięcia, że cię nie wpuszczę.
– Kłamiesz! – wypluł Snape. Jego oczy stały się czarne, a kły się wysunęły. Przyłożył rękę do gardła Remusa, przyduszając go.
Remus zmusił się do zachowania spokoju. Jeśli pozwoliłby sobie na strach, wampir Snape'a zareagowałby instynktownie, co mogłoby się skończyć źle, bardzo źle. Rozmyślał w pośpiechu i zdecydował, że odrobina prawdy pomoże: – To był Leonard! Leonard próbował zranić Harry'ego. Ale udało mi się to odkryć w porę i wszystko jest dobrze. Jest trochę wstrząśnięty, ale wszystko będzie dobrze rano. – To raczej nie jest prawdopodobne, ale jeśli uspokoi jego wampira, będę kłamał dla dobra Harry'ego.
Snape warknął. – Leonard? – wypluł. – Gdzie on jest? Zabiję go!
Trochę za późno, ale... idealnie. – Szukałem go w klasie eliksirów, ale go tam nie było. Pewnie jest w swoich komnatach.
Snape, wciąż przypierał Remusa do ściany, nawet nie zwracając uwagi na ten fakt, zastanowił się przez chwilę. Idź, znajdź tego sukinsyna, który ośmielił się próbować zranić twojego Harry'ego! – wrzeszczał jego wampir. Harry może mnie potrzebować – odezwała się racjonalna część jego mózgu. Twój wilkołak się nim zajmie! On nie zrani twojego towarzysza, on jest twój! – zawołał jego wampir tryumfalnie.
Snape warknął, ale wypuścił Remusa i cofnął się. Jego oczy zaszły cieniutką mgłą z krwi.
– Zabiję go! – przysiągł.
Remus przytaknął w milczeniu. Snape pobiegł korytarzem, a Remus odetchnął z ulgą. Mógłbyś, gdyby on już nie był martwy – pomyślał. Odwracając się, zdjął czar zamykający z drzwi i wślizgnął się z łatwością po zapaleniu pochodni. Snape niedługo zorientuje się, że został oszukany, więc Remus musiał się pośpieszyć z przygotowaniem Harry'ego na to nieuniknione spotkanie.
Kiedy już był zadowolony z tego, że drzwi były odpowiednio zabezpieczone przeszedł do sypialni. Zatrzymał się przez chwilę, by posłuchać. Słysząc nieregularny oddech, uniósł dłoń i zapukał delikatnie. Oddech najpierw gwałtownie przyspieszył, by następnie się urwać całkowicie. Remus ponownie zapukał wiedząc, że te dźwięki oznaczają, iż Harry się właśnie obudził i próbował być cicho.
– Harry, obudziłeś się już? To tylko Remus. Chciałem zapytać się, czy nie jesteś głodny albo czy nie chce ci się pić. Przynieść ci coś?
Chwila ciszy, a potem dźwięk szurania. Remus słyszał, że Harry zbliża się do drzwi, zatrzymując się w krótkiej odległości od nich.
– Chciałbym... Chciałbym się napić – powiedział Harry niepewnie.
Remus uśmiechnął się. Ulżyło mu, że chłopak jednak odzywa się do niego.
– A co powiesz na to, że wyjdziesz i razem zamówimy coś z kuchni? Obiecuję, że nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz.
Po drugiej stronie drzwi, Harry przeniósł ciężar ciała z jednej na druga nogę. Ubrania, które miał na sobie, wisiały na nim, bo Remus był znacznie wyższy od niego, ale przyzwyczaił się już do nich. Były czyste, a to najważniejsze. Jego gardło było wysuszone, jak chyba jeszcze nigdy; denerwował się. Nie chciał, by Remus go zobaczył. On już cię widział... On uratował ci życie – przypomniał mu racjonalny głos w jego głowie.
Ale on lubi chłopców... powiedział tak... co, jeśli on mnie pragnie? – cichutki głosik pojawił się w jego umyśle, zupełnie różniący się od normalnych myśli Harry'ego. Remus jest twoim przyjacielem. Nie skrzywdzi cię – odezwał się rozsądek. – Miał wiele okazji, by tak zrobić, a jednak nie wykorzystał ich – dodał po chwili.
Harry rozumiał, że nie powinien się zamykać w sobie, albo bać się Remusa, bo było to absurdalne, ale był zawstydzony i bał się pokazać przyjacielowi. Jednak chciał się napić i nie chciał nic zamawiać osobiście. Ściskając mocniej różdżkę i zmuszając się do zrelaksowania, kiwnął głową, zanim powiedział: – D-dobrze. Ja, um... Po prostu nie chcę, żeby Zgredek mnie z-zobaczył.
– W porządku. Zamówię coś dla nas i powiem ci, gdy odejdzie, dobrze?
Harry'emu ulżyło. Kiwnął głową, a potem uświadomił sobie, że Remus nie mógł tego zobaczyć, więc powiedział: – Dobrze.
– Co byś chciał?
– Wystarczy... wystarczy woda – mruknął .
– W porządku. Poczekaj chwilkę – powiedział Remus zza drzwi. Wsłuchał się przez chwilę, a gdy był już pewny, że Harry ma się dobrze, odwrócił się w kierunku kanapy. Przywołał Zgredka i tak spokojnie, jak tylko potrafił, zamówił szklankę wody, dwie szklanki soku dyniowego i mały talerz owoców, sera i krakersów. Dla bezpieczeństwa poprosił również o miseczkę rosołu z makaronem.
Gdy przyniósłszy jedzenie, Zgredek odszedł, Remus już chciał zawołać Harry'ego, gdy zorientował się, że wciąż jest półnagi. Szybko przywołał luźną koszulę i założył ją, a dopiero potem zawołał Harry'ego. – Nie ma już Zgredka. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że zamówiłem też coś do jedzenia. Może poczujesz się lepiej mając coś w żołądku, po tym jak go opróżniłeś.
Harry ostrożnie uchylił drzwi i rozejrzał się przez wąską szczelinę, szukając Remusa. Kiedy zobaczył mężczyznę siedzącego na krześle naprzeciwko kanapy i talerz z jedzeniem stojący obok niego, wyszedł. Przez chwilę stał przy drzwiach, a potem z determinacją podszedł do kanapy. Cały czas uważnie obserwując Remusa, usiadł powoli, podkładając jedną nogę tak, by pośladki nie dotykały tapczanu. Bez słowa gapił się na Remusa, nie sięgając nawet po wodę.
Remus przerwał ciszę. – Powiedziałem, że nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz, Harry, ale wolałbym, gdybyś porozmawiał ze mną o tym. Wiem, że nie jestem w stanie poprawić ci samopoczucia, ale jestem twoim przyjacielem i chcę się upewnić, czy wszystko jest dobrze.
Harry przeniósł wzrok na talerz z jedzeniem I zamyślił się. Nieświadomie miętosił swoją różdżkę, szukając uspakajającego ciepła. Wciąż myślał tylko o jednym: Czemu? Dlaczego? Dlaczego ja? Dlaczego on to zrobił? Czemu teraz? Dlaczego?
– Dlaczego? – wyszeptał. – Dlaczego on...?
– Harry... – Remus nie był pewien, czy powinien powiedzieć Harry'emu o tym, co tak naprawdę się wydarzyło. Harry tłumaczył sobie to wszystko w taki sposób, że mogło to tylko pogorszyć jego sytuację. W końcu sumienie Remusa wygrało: musiał powiedzieć Harry'emu prawdę. Chłopak zasługiwał, na to, by ją poznać. Odkaszlnął.
– Harry, Seamus zrobił ci coś potwornego i odpowie za to, ale to nie była tylko i wyłącznie jego wina – zaczął.
Młodszy czarodziej uniósł wzrok, by popatrzeć na Remusa: – Co masz na myśli? – zapytał niepewnie.
– Cóż, Seamus został otruty. Przez cały ostatni miesiąc ktoś podawał mu substancję, która jest jakby odwrotnością eliksiru uspokajającego. Ktoś chciał wydobyć to, co najgorsze, z Seamusa. Kiedy miał on w sobie wystarczająco dużo tej trucizny, złamał się i... sam wiesz, co się stało potem.
Harry próbował ogarnąć umysłem to, co właśnie usłyszał. Przez ostatni miesiąc... ostatni miesiąc... wszystko... dziwne zachowanie... zaborczość... bójki... to wszystko przez... eliksir? Nie potrafił w to uwierzyć. Zaczął się trząść, gdy emocje przejęły nad nim kontrolę. Mała część w jego mózgu wiedziała, iż to oznacza, że Seamus wcale nie był zły, ale szybko uciszył tą część i skierował swoją nienawiść ku temu, kto otruł Seamusa. Ktokolwiek by to nie był... to był prawdziwy gwałciciel... ktoś, kto kazał mu przechodzić przez całe to piekło...
– Harry? – Remus zapytał ostrożnie, niepewny reakcji Harry'ego.
– Kto? Kto mi to zrobił? – zapytał drżącym głosem.
– ...Leonard.
– T-ten skurwysyn! – Harry zacisnął dłoń na różdżce tak mocno, że jego knykcie pobielały. Ciepło było teraz przepełnione gniewem, a nie uspokajające. Chciał zabić Leonarda. Wszystkie inne uczucia odstawił na bok, liczyło się tylko zabicie tego, kto stał za całym jego nieszczęściem. – Gdzie on jest? Zabiję go!
Remus nie zdziwił się, że Harry powtórzył słowa Snape'a. – On już nie żyje, Harry. Zabiłem go.
– C-co? – wściekłość zniknęła z jego oczu, zastąpiona przez szok i bezradność. – Zabiłeś go? –wyszeptał, z otwartymi szeroko oczami.
Remus skinął głową, odwracając wzrok. – Nie chciałem tego zrobić, ale kiedy go zobaczyłem i pomyślałem, co on ci zrobił... Nie potrafiłem się powstrzymać.
Harry kiwnął głową, ale myślami był już daleko. Kiedy jeszcze wypełniał go gniew, myślał, że jeśli zabije winowajcę, wszystko będzie dobrze. Że wszystko wróci do normy. Ale teraz... Ta nadzieja została mu odebrana. Wiedząc, że Leonard już był martwy... nic się nie zmieniło. Harry został zgwałcony i nic, po prostu nic nie mogło tego odczynić.
Harry znów skinął głową, unikając wzroku Remusa i sięgnął po szklankę. Pił wodę małymi łyczkami, kołysząc naczyniem i wgapiając się w talerz z jedzeniem, by nie patrzeć na Remusa. Siedzieli tak przez kilka minut, dopóki brzuch Harry'ego nie odezwał się dość głośno, zaskakując ich obu.
– Najwyraźniej powinieneś coś zjeść – zasugerował Remus.
Harry pokręcił głową i wziął mały łyczek wody. – Nie sądzę, że uda mi się potem zatrzymać jedzenie w żołądku.
– Powinieneś chociaż spróbować – odparł Remus łagodnie. – Pozostawanie o pustym żołądku raczej ci nie pomoże. Może zjedz krakersa? To raczej ci nie zaszkodzi.
Harry zmierzył wzrokiem krakersy i tępo kiwnął głową, a potem sięgnął po jednego i zaczął go skubać. Gdy udało mu się spokojnie zjeść całego, wziął następnego. Zjadł pięć, nim zdecydował, że jego żołądek nie odrzuci jedzenia i poczuł, że jest trochę głodny. Odłożył swoją szklankę i podniósł miskę zupy, która wciąż była ciepła.
Wyglądało na to, że jedzący Harry był oznaką, że wszystko będzie dobrze. Remus zaczął układać kawałki sera na krakersach, przygotowując je do zjedzenia. Przez chwilę jedli w ciszy, aż Harry przełknął ostatni łyk zupy i odłożył miskę, by znów sięgnąć po szklankę.
– Mógłbym... Mógłbym skorzystać z twojej łazienki? – ostrożnie zapytał Harry. Myślał o tym od pewnego czasu, ale teraz naprawdę potrzebował kąpieli. Musiał się porządnie wyszorować, aż będzie pewien, że jest czysty.
Remus, szybko przełykając to, co miał w ustach, kiwnął głową. – Oczywiście, Harry. Możesz robić wszystko, co chcesz. Ale najpierw... Harry, obawiam się, że nie będę mógł zbyt długo trzymać wszystkich z daleka. Na pewno Hermiona i Ron zrozumieją, że chcesz pobyć sam, mogę też wymyśleć jakieś wymówki dla Minerwy, ale Severus...
Oczy Harry'ego się rozszerzyły i energicznie potrząsnął głową. – Nie, nie chcę żeby Snape się do mnie zbliżał! On będzie wiedział... będzie wiedział... – Harry wzdrygnął się na myśl, co Severus mógłby zrobić, gdyby kiedykolwiek się dowiedział.
Remus zastanowił się przez chwilę, a potem pokręcił głową. – Nie, nie wydaje mi się. Jak się umyjesz, nie będzie żadnych śladów tego, co Seamus ci zrobił. Chciał zrobić dziurę w tej ścianie, gdy mu powiedziałem, że ktoś prawie ciebie skrzywdził. Wywiodłem go w pole, ale zapewne niedługo się zorientuje, że go oszukałem i niewątpliwie wróci, żeby cię szukać.
Harry rzucił okiem na ścianę i Remus zachichotał.
– Nie przejmuj się, zabezpieczyłem ją tak, że nikt nie dostanie się do środka. Nawet, jeśli spróbuje rozwalić ścianę. – Remus znów stał się poważny. – Im dłużej będziesz odkładał to spotkanie, tym gorzej on zareaguje, gdy cię zobaczy. Wiem, że nie chcesz go widzieć, w porządku. Jedna noc zwłoki nikogo nie zrani. Ale najlepiej porozmawiaj z nim jutro, bo im więcej posiłków mu odmówisz, tym bardziej on będzie podejrzewał, że coś jest nie tak, i prawdopodobnie będzie mu bardzo trudno opanować wampirze instynkty.
– Nie mogę go teraz nakarmić! – zawołał Harry, drżąc na samą myśl o tym. Snape gryzący go... przyciskający się do niego... Harry spuścił głowę w dół i przycisnął różdżkę do piersi. Nie, nie mógł się z tym zmierzyć, jeszcze nie.
– Na pewno Severus nie będzie się sprzeciwiał powrotowi do nacinana nadgarstka, jeśli dasz mu do tego dobry powód i zgodzi się też na zachowywanie dystansu. Jemu na tobie zależy, Harry, i chce dla ciebie jak najlepiej, niezależnie od tego, co mówi mu jego wampir. Po prostu musisz z nim porozmawiać. – Remus westchnął, widząc przerażone spojrzenie Harry'ego. – Nie musisz mu mówić, co się stało. Wystarczy, że powiesz, że Leonard chciał cię zranić, ale poza lekkim rozchwianiem, czujesz się dobrze. Jeśli powiesz mu, że Leonard chciał cię wykorzystać, on zachowa dystans. Jestem pewien, że będzie się czuł winny, że go tu przyprowadził. Już samo to sprawi, że zachowa dystans.
Harry pomyślał o tym i skinął głową. Mogę go nakarmić, jeśli wrócimy do nacinania i jeśli nie będzie się za bardzo zbliżał... już sama myśli o czyimś dotyku... Harry wzdrygnął się.
– Dobrze – powiedział drżącym głosem.
Remus uśmiechnął się delikatnie. – Dobrze. W takim razie, może idź się umyć, a potem połóż się spać? Później zastanowimy się co powiedzieć innym, a sprawę z Severusem załatwimy po śniadaniu, jeśli będziesz się czuł na to gotowy.
Harry znowu przytaknął i wstał, kierując się do sypialni. Wyjął czystą piżamę z szafki, do której wcześniej Remus je włożył, a potem poszedł do łazienki, zamykając drzwi. Spojrzał w lustro i widząc przekrwione oczy i cienie pod nimi, szybko odwrócił wzrok. Drżącą dłonią odkręcił wodę tak gorącą, jak tylko było to możliwe i po rozebraniu się, wszedł pod strumień. Wcale nie obchodziło go, że woda wręcz parzyła.
***
– Cholera jasna! – zaklął Snape, po raz, najprawdopodobniej, setny.
Przez ostatnie dwie godziny próbował przebić się przez ścianę, a mimo to mur nawet się nie zarysował. Jego panika wzrastała z każdym uderzeniem, które nie pozostawiało żadnego śladu. W żadne sposób nie mógł się dostać do środka. Jego wilkołak go zdradził i trzymał jego towarzysza jako zakładnika.
Kiedy tylko dotarł do komnat Leonarda, wiedział, że mężczyzny tam nie ma, więc poszedł sprawdzić klasę eliksirów, gdy jakiś szósty zmysł podpowiedział mu, że coś było nie tak, z tym, co usłyszał od Remusa. Utwierdziło go w tym to, że eliksiry i składniki walały się po podłodze. Biurko było złamane i można było gdzieniegdzie zobaczyć krew. Zapach krwi, strachu i śmieci niemal go przygniotły i przez chwilę jedynie stał, gapiąc się na bałagan.
Potem nagle go oświeciło – Leonard był już nieżywy. Remus go zabił. To Severus powinien go zabić. Niemniej jednak, jako że Remus był jego wilkołakiem, Severus był nawet zadowolony, że tak się stało. To dobrze, że wilkołak zabił Leonarda. Oczywiście, wolałby to zrobić osobiście, ale skoro Remus był jego wilkołakiem, mógł to zaakceptować.
Jedynym, co mu nie pasowało było to, że Remus mu o tym nie powiedział. Jego wampir zamilknął i pozwolił mu się nad tym zastanowić. Szybko doszedł do wniosku, że skoro Lupin jest takim łagodnym mężczyzną, zapewne było mu wstyd i czuł do siebie obrzydzenie, po tym, co zrobił. To znaczy, ten facet miał wyrzuty sumienia, że zabił jelenia. Oczywiste jest, jak Remus musiał się czuć po zabiciu człowieka.
Zatem Snape zabrał się za porządkowanie bałaganu, którego narobił Remus, bo nie chciał by ktokolwiek to zobaczył. Rzucił chłoszczyść, usuwając zniszczone eliksiry i składniki, resztę natomiast ostrożnie poukładał w szafkach. Naprawił złamane biurko, rozejrzał się dokładnie czy wszystko jest w porządku i zaczął szukać, gdzie Remus położył ciało.
Znalazł je w Zakazanym Lesie i przez chwilę patrzył na trupa z satysfakcją, a potem spalił ciało tak, aby nie zostawić nawet popiołu. Poczuł się znacznie lepiej, gdy było już po wszystkim i jego umysł wrócił do Harry'ego, więc szybko udał się do lochów. Będzie trzymał Harry'ego w ramionach, uspokajając go, że wszystko jest dobrze, że Leonarda już nie ma i nie wróci, i że Snape nie pozwoli, by ktokolwiek go skrzywdził. Już sama myśl o jego towarzyszu sprawiła, że przyśpieszył i w szybkim czasie znalazł się przed komnatami Remusa.
W ten właśnie sposób znów znalazł się przed ścianą i znów próbował się przez nią przedostać, ale ona cały czas nie chciała go wpuścić. Jego knykcie krwawiły i chyba kilka kostek w jego dłoni było złamanych, ale nie obchodziło go to wcale. Jedyne, o czym myślał, to jak najszybciej dostać się do Harry'ego. Nie mógł uwierzyć, że Lupin go tak zdradził, a myśl, że Harry może chcieć, by Severus się do niego nie zbliżał wcale nie pomagała.
Godzinę, a może trochę później, poddał się. Nawet nie zauważył łez płynących po policzkach. Po raz ostatni słabo uderzył w ścianę, a potem osunął się po niej w dół, poddając się i opierając czoło o zimny, wilgotny kamień. Wykończony, zapadł w głęboki sen.
***
– Blaise, naprawdę widziałeś, że Harry wychodzi zaraz po mnie, czy tylko ci się wydaje, że zobaczyłeś, jak Harry wychodzi zaraz po mnie? – zapytał Draco po raz trzeci tej nocy. Kiedy wrócił na Wielką Salę, Harry'ego już tam nie było. Zapytał pozostałą dwójkę Trójcy, ale oni powiedzieli mu, że ostatnio widzieli chłopaka, gdy tańczył z profesorem Lupinem. Więc Draco zaczął szukać Lupina, ale jego też nigdzie nie było widać.
Kiedy dotarł do swojego stołu, Blaise uśmiechnął się i zapytał, czy udało mu się „zabawić z Potterem". Oczywiście Draco go zbeształ i wytłumaczył co się stało z Pansy, oraz że nie może znaleźć Harry'ego. Blaise, marszcząc brwi, powiedział mu, że widział, jak Harry wychodzi zaraz po Draco. Kiedy powiedział o tym Wiewiórowi i Granger, Weasleyówna odezwała się, że zobaczyła jak Remus wychodzi chwilę później.
Draco zaczął szukać Snape'a, z myślą, że wampir może wiedzieć gdzie jest jego towarzysz i wilkołak. Jednak Snape'a nie było na balu, ponieważ był okres żądzy krwi i nie mógłby opanować swojego wampira, gdy było tyle ludzi dookoła jego towarzysza. Nie mając innego wyjścia, Draco poszedł do dyrektorki McGonagall, która poinformowała go, że „profesor Lupin i pan Potter wyszli wcześniej, żeby wziąć dodatkowe lekcje OPCM", co zapewne oznaczało, że Harry musiał pójść, by nakarmić Snape'a.
Draco siedział, czekając aż Harry wróci, ponieważ chłopaka nie było już stanowczo zbyt długo. Już dawno powinien nakarmić wampira. Im dłużej ani Harry ani Lupin się nie zjawiali, tym bardziej Draco się denerwował. Ta noc miała być dla nich „coming outem", a zatańczyli tylko jeden raz! Oczywiście, był to niesamowity i bardzo przyjemny taniec, ale Draco był egoistą. Chciał więcej.
Jego zabarwione paranoją myśli błądziły wokół Snape'a wysysającego krew Harry'ego do końca, Snape'a krzywdzącego Harry'ego, bo pachnie jak Draco, Snape'a i Harry'ego uprawiających gorący, namiętny seks... To ostatnie sprawiło, że zadrżał z obrzydzenia i zazdrości.
Kiedy Bal się skończył i wszyscy zaczęli rozchodzić się do swoich dormitoriów, Draco szedł z ramionami rozpostartymi jak najszerzej, by złapać Harry'ego, jeśli ten używałby peleryny niewidki. Nie tyko nie powiodło mu się, ale też udało mu się sprawić, iż połowa Ślizgonów myślała, że jest pijany i próbuje utrzymać równowagę. To, że mruczał i przeklinał pod nosem, jedynie utwierdzało ich w tym przekonaniu. Zastanawiali się też, czemu Draco jest pijany, skoro na Balu nie było żadnego alkoholu.
– Na miłość... Chcę spać, Dray! Po raz ostatni ci to powtarzam: tak, naprawdę widziałem, jak Harry wychodzi zaraz po twoim wyjściu. Pamiętam, bo chwilę wcześniej pokłóciłem się z Seamusem, który wyszedł, mówiąc jakąś słabą wymówkę o brzuchu. Jestem prawie pewien, że kłamał. Mogę się założyć, że po prostu chciał pójść z jakimś kolesiem do wieży Astronomicznej, żeby się zabawić, czy coś... Draco? – Blaise uniósł brwi, widząc, jak Draco wyskakuje z łóżka.
– Finnigan? Zobaczyłeś, jak Finnigan wychodzi chwilę przez Harrym? – zapytał pośpiesznie Draco, ignorując dziwne spojrznie swojego przyjaciela.
– No, jestem pewien. A co?
– Ten nędzny, arogancki sukinsyn! – zaklął Draco.
– Dray? – zapytał niepewnie Blaise.
– Finnigan zaczepiał Harry'ego od tygodni. Odkąd Harry dał mu kosza po ich randce, cały czas sprawiał problemy!
– Seamus umawiał się z Potterem? – Blaise mrugną ze zdziwienia. – On na serio ma powodzenie, co nie? Nie dziwię się, że Potter go odrzucił. W końcu Seamus zalicza każdego.
Draco rzucił mu mordercze spojrzenie. – Nie wiesz nawet połowy tego, co się stało. On straszył Harry'ego, krzywdził go, a ten głupi gryfon zapewne wszedł prosto w pułapkę. Merlinie, jak można być tak głupim?! Wiedziałem, że Harry nigdy nie przysłałby mi takiego listu... gdybym tylko pomyślał, to od razu bym wiedział, że to nie ma sensu i powstrzymałbym Harry'ego przed wyjściem!
– Chwila, Dray, uspokój się! Na pewno wszystko jest dobrze. Potter jest dużym chłopcem, umie się sobą zająć. W końcu jest Chłopcem-Który-Kurwa-Przeżył, co nie?
– Ta, ale oprócz tego jest głupim Gryfonem!
– Dobra uwaga. Zapewne nie uwierzyłby, że inny Gryfon mógłby chcieć go zranić, nawet gdyby ktoś rzucił na niego Avada Kedavrę.
– Cholera – zawołał Draco, rzucając się, by zabrać swój płaszcz.
– Hej, gdzie ty się wybierasz? Nie masz najmniejszego pojęcia, gdzie on może być! Myślę, że powinieneś po prostu zaczekać i zobaczyć, co będzie jutro. Jeśli dasz się złapać, będziesz miał kłopoty, a jeśli Pottera nie będzie rano, wtedy będziesz miał pewność, co nie? – powiedział Blaise.
Draco zatrzymał się by zastanowić się nad jego słowami, a potem skinął głową. – Cholera. Ja po prostu wiem, że ten sukinsyn coś mu zrobił...
– W takim razie dowiesz się wszystkiego jutro. Teraz i tak nic nie możesz zrobić.
Draco znów kiwnął głową, odkładając płaszcz. Niechętnie wspiął się z powrotem na łóżko i wsunął pod przykrycie.
Blaise obserwował go przez chwilę, a potem wyszeptał:
– Zmieniłeś stronę, prawda? – Draco nie odpowiedział, ale kilka minut później Blaise mógł zobaczyć delikatny ruch jego głowy i Draco odwrócił się. Blaise westchnął, przewrócił się na plecy i zaczął gapić na sufit.
CZYTASZ
A Destined Year
FanfictionOpowiadanie nie należy do mnie, tylko je udostępniam. Atenszyn, atenszyn, fanfik posiada kontynuacje - A Fated Summer, która niestary nie została ukończona przez autorkę __________________________ Autor: Autumns_Slumber Adres oryginału: http://arch...