56 - Do kociołka

452 34 1
                                    

Harry nie wiedział, jak udało mu się zachować spokój, gdy był ze Snape'em tego ranka. Jakoś zmusił się do tego, by wyrzucić myśli o Draconie ze swego umysłu, i przeszedł przez poranną rutynę medytacji i kilku prostych zaklęć z połączonym magicznym rdzeniem bez żadnego wypadku. Kontrolowanie magii szło im coraz lepiej i Harry czuł się dumny przez to, że mogli teraz rzucać idealne Wingardium Leviosa. Po ćwiczeniach nakarmił Snape'a, obściskiwał się z mężczyzną przez kilka minut, a potem praktycznie pobiegł do swojego pokoju wspólnego.

Gdy już tam dotarł, z trudem łapiąc oddech, znalazł Hermionę i Dracona czekających na niego.

- Hej, jak idzie? – wydyszał.

Draco pokręcił się nerwowo na kanapie. Spojrzał na Hermionę, która się uśmiechnęła.

- Jesteśmy gotowi. Rodzice idą na wycieczkę po zamku, by zobaczyć, czy coś się zmieniło od czasu, gdy sami tu uczęszczali. Zwłaszcza mugolscy rodzice chcą wszystko obejrzeć, bo nigdy tu nie byli. Profesor Sprout kieruje zwiedzaniem, a pani dyrektor przez cały ranek ma spotkanie z pozostałymi nauczycielami. Nie powinniśmy mieć żadnych problemów ze spotkaniem kogokolwiek – powiedziała pewnie Hermiona.

Harry skinął głową, rozglądając się.

- Cóż, a gdzie są pozostali?
- Myślę, że na boisku do quidditcha. Ron zasugerował, by wszystkie domy spotkały się na treningu. Mają wybrać najlepszych ścigających. Już zadecydowano, że ty będziesz szukającym, a obrońca Ravenclawu będzie obrońcą w naszym meczu przeciw nauczycielom.
- Ron musi być rozczarowany – skomentował Harry, wiedząc, że Ron chciał być obrońcą.
- Nie. Powiedział, że to da mu dobrą wymówkę, by nie oglądać meczu. W ten sposób ja mogę obserwować grę, a ty grać, a to po prostu będzie wyglądać tak, jakby Ron dąsał się o to, że nie uczestniczy w meczu – wyjaśniła Hermiona.

Harry uniósł brwi. Był zaskoczony tym, że Ron wykazywał tak wielkie chęci do współpracy. Zgłoszenie się na ochotnika do pilnowania Dracona, a nawet pójście dalej i wymyślenie dobrej wymówki, by być nieobecnym na meczu quidditcha, było czymś więcej, niż Harry kiedykolwiek oczekiwał od swego najlepszego przyjaciela. Spojrzał na Dracona, który wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Nic dziwnego, skoro blondyn miał spać przez sześć dni w eliksirze.

Harry podszedł do kanapy i uklęknął na podłodze przy Draconie, przyciągając uwagę blondyna.

- Jesteś pewien, że chcesz przez to przejść, Draco? Poniekąd naciskałem i prosiłem, byś to zrobił, ale powiedz tylko, jeśli nie chcesz. Naprawdę nie będę o to zły.

Draco był bardzo zdenerwowany. Nie był do końca pewien, czy podejmował dobrą decyzję. Jeśli to zrobi, wszystko się zmieni. Próbował wmówić sobie, że nie, ale po prostu wiedział, że się zmieni, a on nie był całkowicie pewien, że to będzie zmiana na lepsze. Mentalnie podsumował wszystko, co ulegnie zmianie.

Będę miał w żyłach krew Pottera. Będę splugawionym Malfoyem; ktoś z mojej rodziny mógłby po prostu wymazać mnie z ich drzewa genealogicznego, jak gdybym nigdy tam nie istniał. Potem Draco powiedział sobie, dlaczego miałoby być dobrze. Mój ojciec tak czy inaczej wydał już na mnie wyrok. Jaką to zrobi różnicę, jeśli po prostu wyprze się wszelkiego pokrewieństwa ze mną?

Dwa. Snape będzie mniej napastliwy w stosunku do mnie, więc będę mógł spędzać więcej czasu z Harrym, gdy Snape będzie w pobliżu. Ale jest równie prawdopodobne, że Snape wpadnie w szał, gdy się o tym dowie, i zabije mnie, zanim jego wampirze zmysły uświadomią mu, że pachnę jak jego towarzysz. Och, i zawsze jest szansa, że nie będę pachniał jak Harry. Och, cholera, do prowadzi donikąd. Nie mam nic do stracenia, powiedział sobie stanowczo.

Zdecydował się, a na jego twarzy malowała się determinacja. Draco skinął głową.

- Chcę to zrobić.

Harry uśmiechnął się. Nie mogąc się oprzeć, podniósł się i wpił wargami w usta Dracona, całując go delikatnie i mając nadzieję, że to wyrazi, ile to dla niego znaczy.

Draco był zaskoczony, ale i zadowolony. Prawie desperacko przyciągnął Harry'ego, aż chłopak miał do wyboru tylko usiąść okrakiem na jego kolanach albo stać niezgrabnie. Oddał pocałunek z pasją. Był przerażony swoim wyborem, ale w głębi serca wiedział, że tak czy inaczej podjął dobrą decyzję. Potrzebował teraz wsparcia Harry'ego i był zbyt szczęśliwy, by wyrazić to pocałunkiem.

Odgłos przeczyszczanego gardła zmusił ich do przerwania pocałunku i Draco z niechęcią pozwolił, by Harry zsunął się z niego i usiadł obok. Brunet był zarumieniony i uśmiechał się szeroko.

- Cóż, um, powinniśmy iść? – zapytał Hermionę.

Dziewczyna wyglądała na rozbawioną.

- Tak, myślę, że powinniśmy. Nie było powiedziane, ile zajmie wycieczka, a my musimy wrócić przed wszystkimi.
- Dobrze. Gotowy? – zapytał Harry Dracona, wstając.
- Jakbym kiedykolwiek miał być – wycedził Draco, czując, że jest teraz o wiele spokojniejszy.

Harry uśmiechnął się, zadowolony.

- Dobrze więc, chodźmy. Co mam zanieść? – zapytał Hermioną, myśląc o kociołku i składnikach.
- Zmniejszyłam już wszystko oprócz ingrediencji, które nie powinny być zmniejszane. Są w tej torebce – odparła, pokazując mu mały woreczek.


~~~~~~


Nie spotkali nikogo po drodze, choć tak stało się częściowo dzięki mapie Harry'ego. Gdy dotarli do łazienki Jęczącej Marty, dziewczyny tam nie było. Harry
zapytał o to Hermionę, a ona wzruszyła ramionami i powiedziała, że jest pewna, że Marta pokaże się w którymś momencie.

Harry odezwał się, by przesunąć umywalkę, a potem cała trójka stanęła wokół dziury w ziemi, wpatrując się w nią. Harry nagle poczuł zdenerwowanie. Był tam tylko raz, gdy olbrzymi wąż, któremu rozkazywał psychopatyczny morderca, próbował go zabić. To nie było przyjemne i nie był pewien, czy chce tam wrócić.

- Jesteś pewien, że bazyliszek nie żyje? – zapytał Draco, oczywiście kwestionując fakt, że mają tam zejść.
- Taaa. To znaczy tak, jest martwy. Wiem, że jest martwy – odparł Harry. Był pewien, że stwór zdechł.
- W takim razie na co czekamy? – zapytała Hermiona, wyraźnie zniecierpliwiona.
- Yyy...
- Um...
- Och, serio! To tylko dziura! – powiedziała Hermiona, prychając z irytacją. Odepchnęła ich na bok i bez trudu skoczyła. Jej krzyk odbił się echem i po chwili zanikł; następnie rozległo się głośne chrupnięcie i zaskoczony okrzyk.

Draco zbladł i spojrzał na Harry'ego, wystraszony.

- Kości – powiedział Harry, krzywiąc się na wspomnienie o nich. – Dno jest wysypane kośćmi. Wieloma.
- A jak dokładnie daleko jest dno? – zapytał Draco, wciąż blady.
- Yyy... Naprawdę nie wiem. Dwa, może trzy piętra? – odpowiedział Harry, zastanawiając się. – Może dalej. Nie jestem pewien. To było długie spadanie.
- Nie jestem dobry w spadaniu bez miotły – powiedział Draco.
- O cholera, wiedziałem, że o czymś zapomniałem – wymamrotał Harry, ku zaskoczeniu Dracona. – Accio...
- Nie! – rzucił Draco, zasłaniając Harry'emu usta. Chłopak spojrzał na niego, zmieszany. – Nie sądzisz, że miotła, lecąca samodzielnie przez korytarze, będzie wyglądać trochę dziwnie?

Harry otworzył szerzej oczy. Nie pomyślał o tym. Draco wypuścił go.

- Uuups – powiedział Harry, krzywiąc się. – Um... hm... Zgredku! – krzyknął nagle.

Rozległo się pyknięcie i Zgredek stał pomiędzy Harrym i Draconem, wpatrując się w Harry'ego z uwielbieniem w swych dużych oczach.

- Panicz Harry Potter wzywał Zgredka?
- Tak. Czy mógłbyś wyświadczyć mi wielką przysługę i przynieść moją miotłę? Tak żeby nikt cię nie zobaczył? – zapytał Harry.
- Zgredek będzie szczęśliwy, przynosząc miotłę Harry'ego Pottera! – powiedział gorliwie wesoły skrzat, po czym zniknął. Chwilę później pojawił się znowu z miotłą Harry'ego w ręku. Podał ją chłopakowi.
- Dziękuję, Zgredku – powiedział Harry z uśmiechem.
- Zgredek jest szczęśliwy, robiąc wszystko, czego chce panicz Harry Potter! – odparł energicznie skrzat.
- Wiem. Dziękuję. Zawołam cię, jeśli będę potrzebował czegoś jeszcze – zapewnił Zgredka, a skrzat pokiwał skwapliwie głową i znów zniknął. Harry, uśmiechając się szeroko, podniósł triumfalnie miotłę.

Draco uniósł brew.

- To jest skrzat domowy mojego ojca.
- Nie, to był skrzat domowy twojego ojca.
- Oszukiwałeś, podstępem sprawiając, że ojciec dał mu skarpetkę – odparł Draco.
- Tak, i zadziałało świetnie – powiedział Harry, bez śladu skruchy.
- Idziecie? – rozległ się odległy, odbijający się echem głos Hermiony.

Obaj chłopcy podskoczyli, zaskoczeni. Harry pokręcił głową, jakby oczyszczając myśli, po czym podszedł do dziury.

- Idziemy! – krzyknął, a następnie spojrzał na Dracona. – Gotowy? – zapytał ponownie.
- Jakbym kiedykolwiek miał być.

Harry skinął głową i skoczył. Nie mógł powstrzymać się od krzyku. Wylądował z okropnym łoskotem na kościach, krzywiąc się, gdy jedna z nich wbiła się dość boleśnie w jego kość ogonową. Słysząc za sobą krzyk, szybko przeturlał się na bok, tuż przed tym, jak Draco wylądował tam, gdzie Harry był chwilę wcześniej. Harry spojrzał na Hermionę, która siedziała na skraju jednej z rur. Wstał i otrzepał się, po czym wyciągnął rękę, by pomóc podnieść się Draconowi. Blondyn wyglądał na stanowczo zdegustowanego.

- Tutaj mam się kisić w eliksirze przez sześć dni? – zapytał, zbulwersowany.
- Nie. Tam z przodu jest komnata, której użyjemy – odpowiedział spokojnie Harry. Gdy tylko zsunął się plątaniną rur, stwierdził, że jest zupełnie spokojny. Albo tak spokojny, jak można się było tego spodziewać, wiedząc, że Draco ma stać się składnikiem eliksiru. Nie prześladowały go żadne złe wspomnienia i z łatwością znalazł komnatę. Zrelaksował się, gdy nie zobaczył olbrzymich zwłok bazyliszka. – To tutaj – powiedział, gestem obejmując pomieszczenie. – To jest sekretna komnata Salazara Slytherina.

Draco rozejrzał się ze zgrozą, a Hermiona jedynie z umiarkowanym zaciekawieniem. Ostatecznie ona słyszała wszystko o komnacie zaraz po tamtych wydarzeniach.

- Cóż, w takim razie zaczynajmy – powiedziała, klękając na chłodnym kamieniu, który nie był aż tak wilgotny. Otworzyła torebkę i wyciągnęła z niej kociołek wielkości jej dłoni. Umieściła go na podłodze, wstała i cofnęła się, rzucając Engorgio.

Kociołek rósł do czasu, gdy był wystarczająco duży, by pomieścić wewnątrz siebie dwóch Draconów. Wszyscy podeszli bliżej i zajrzeli do środka. Oczywiście był pusty. Draco uśmiechnął się krzywo.

- Dom, słodki dom* – wycedził sarkastycznie.
- Tylko na kilka następnych dni – odparła Hermiona. Wyjęła kilka niewielkich pojemników z wodą i postawiła je na podłodze, powiększając je wszystkie. To były ogromne, czterogalonowe pojemniki z wodą. Spojrzała na nie krytycznie, po czym wbiła znaczące spojrzenie w Harry'ego i Dracona, i uśmiechnęła się. – Cóż, jestem pewna, że zdołacie podnieść je tak, by napełnić kociołek.
- Dlaczego po prostu nie użyjemy Wingardium Leviosa? – zapytał Draco.

Hermiona zacisnęła wargi z irytacją.

- Ponieważ od tej chwili wszystko musi być zrobione ręcznie, dopóki nie dojdziemy do zaklęcia i mieszania.
- Och – rzucili chłopcy. Wzruszyli ramionami i wzięli się do pracy. Wymagało to trochę czasu i manewrowania, ale udało im się wlać zawartość wszystkich pięciu pojemników do kociołka. Wtedy odsunęli się i pozwolili Hermionie dodać kilka sproszkowanych ziół do kociołka.
- Myślałem, że powiedziałaś, że potrzebujemy tylko krwi i wody? – odezwał się Draco, wpatrując się w proszek znikający w wodzie. Ta przybrała obecnie lekko liliowy kolor.
- Kto wie, ile autor pominął? Przeprowadziłam kilka badań i zdecydowałam, że nie zaszkodzi, jeśli je dodam. Zioła wzmocnią siłę wody, a jeśli w jakiś sposób zaklęcie usypiające zostanie zdjęte, one powinny utrzymać cię we śnie – wyjaśniła Hermiona.
- Więc w zasadzie nie jesteś tego całkowicie pewna? – zapytał Draco.
- Och, jestem absolutnie pewna, że to, co przygotowałam, zadziała – oświadczyła Hermiona. – Po prostu nie do końca ufam autorowi, który został znienawidzony przez rodziny, o których mówił.

Draco nie był pewien, czy to coś zmienia, ale tak czy inaczej skinął głową.

- Więc co dalej?
- Teraz Harry doda swoją krew. Trzymaj. – Hermiona wyciągnęła z kieszeni płaszcza cienki nóż i podała mu go.

Harry odebrał go i uniósł do nadgarstka. Było na nim wiele wyblakłych blizn z czasów, gdy ciął się, by nakarmić Snape'a, a on poczuł się trochę nieswojo na myśl, że znowu ma się rozciąć. Obok znajdowały się siniaki od ugryzień, choć same ugryzienia były zaleczone.

- Nie nacinaj nadgarstka – powiedział nagle Draco, sprawiając, że Harry z zaskoczeniem podniósł wzrok. – Jezu, czasem jesteś taki tępy, Potter. Chcesz, żeby Snape dopytywał się, czemu masz rozcięty nadgarstek? Nie, nie sądzę. Natnij się w miejscu, w którym nie zobaczy.

Harry zmarszczył brwi.

- Ale gdzie? Zauważy na rękach. Och, przypuszczam, że mógłbym naciąć nogę – powiedział, marszcząc nos z obrzydzeniem. Nie chciał myśleć o tym, jak bolesne mogłoby to być.
- Nie wykąpię się we krwi z twojej nogi! – rzucił Draco.**
- Cóż, więc gdzie w takim razie mam się według ciebie naciąć? – odciął się Harry.
- Chłopcy! – odezwała się ostro Hermiona, patrząc na ich dziecinne zachowanie. Gdy przyciągnęła ich uwagę, zaczęła mówić dalej. – Harry, natnij swój palec. Możesz powiedzieć, że zrobiłeś to przez przypadek, gdy ja pomagałam ci zrobić eliksir, co, nawiasem mówiąc, nie jest kłamstwem.

Harry wyglądał na lekko zawstydzonego swym zachowaniem i skinął głową. Podszedł do kociołka, uniósł nad nim rękę i przeciął bok kciuka. Syknął ostro, czując ból, i wypuścił nóż, by ścisnąć zraniony palec. Krew płynęła swobodnym, stałym strumykiem, który uderzał w wodę i wirował, zmieniając liliową wodę w lekko różową.

- Och, Harry, czy ty naprawdę nie możesz niczego zrobić właściwie? – wykrzyknęła gniewnie Hermiona. – Naciąłeś się za głęboko! Daj mi rękę – zażądała. Chwyciła jego dłoń, odsuwając ją od kociołka, i wskazała na nią różdżką. – Episkey!

Harry wzdrygnął się, czując się dziwnie, gdy jego skóra ponownie się zrastała. Gdy skończyli, została tam tylko różowa, nierówna blizna. Eksperymentalnie zgiął kciuk.

- Dlaczego nie mogliśmy tego zrobić, gdy ciąłem się dla Snape'a? – zapytał.
- Ponieważ, Harry, to nie były poważne zranienia. Powinieneś używać magii do leczenia zranień tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Pani Pomfrey powiedziałaby ci to samo – powiedziała sztywno Hermiona. – Masz szczęście, że całkiem nie przeciąłeś sobie mięśnia, bo inaczej musielibyśmy iść do skrzydła szpitalnego.

Harry skrzywił się, upomniany.

- Przepraszam.

Hermiona skinęła głową i zwróciła się do Dracona.

- W porządku, Draco, twoja kolej. Musisz się rozebrać i wdrapać do kociołka. Następnie rzucę na ciebie zaklęcie usypiające i zanurzymy cię w wodzie. Potem rzucimy zaklęcie na eliksir i przez następną godzinę będziemy uważnie cię obserwować, by upewnić się, że moja hipoteza o leczniczych wodach jest prawidłowa i będziesz mógł oddychać.

Draco skinął głową. Wyglądał, jakby na coś czekał, ale gdy tylko Harry i Hermiona spojrzeli na niego, skrzywił się.

- Odwrócicie się czy nie? Nie będę się przed wami rozbierał!
- Widziałem cię już nagiego – odparł Harry.
- A ja będę cię oglądać nagiego przez sześć kolejnych dni. Serio, to nie czas na wstydliwość. Rozbieraj się – oświadczyła spokojnie Hermiona.

Narzekając i wpatrując się w nich buntowniczo, Draco rozebrał się. gdy był już całkiem goły, wyprostował się i spojrzał jeszcze surowiej. Następnie wdrapał się do kociołka, krzywiąc się z niesmakiem.

- To jest śliskie!
- Tak? Myślałam, że może być. Jest też trochę bardziej gęste niż normalna woda? – zapytała Hermiona i uśmiechnęła się, gdy Draco skinął głową. – Widzisz? Miałam rację. To jak tworzenie łona dla dziecka, by się z nim odrodziło. Założę się, że gdy tylko cię uśpimy, zacznie działać jak łono i zapewni ci pożywienie i powietrze, byś mógł przeżyć sześć dni.
- Łono? Kurwa mać, jest coraz gorzej – zrzędził Draco. – Uśpijcie mnie już! Im mniej czasu spędzę świadomy, że jestem w tym czymś, tym lepiej.
Hermiona, przewracając oczami, gestem nakazała Harry'emu, by stanął obok kociołka.
- Przytrzymaj go. Upadnie, gdy zaśnie.

Gdy Harry owinął Dracona ramionami, uważając, by nie dotknąć płynu w kociołku, Draco zaczerwienił się, a Hermiona zauważyła wyraźne drgnięcie zainteresowania jego penisa. Z uśmieszkiem na ustach rzuciła zaklęcie, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, a Harry jęknął, gdy ciało Dracona nagle osunęło się na niego. Starał się utrzymać blondyna nad wodą.

- Opuść go delikatnie, ale nie dotykaj wody – poinstruowała go Hermiona.

Gdy Harry zrobił to, co powiedziała, i Draco całkowicie zanurzył się w wodzie, Harry zajrzał tam z niepokojem. Nic się nie wydarzyło. Spojrzał na Hermionę.

- Może oddychać?
- Nie wiem. Gdyby nie mógł oddychać, zaklęcie, które na niego rzuciliśmy, zostałoby przełamane, a on obudziłby się, by się wydostać. Musimy teraz rzucić zaklęcie na kociołek.
- Ty to zrób – powiedział Harry. – Nie chcę ryzykować, że coś zepsuję. Jestem naprawdę zaniepokojony.

Hermiona skinęła głową ze zrozumieniem. Z tego co mogła powiedzieć, nie było wymagane, by rodzice sami rzucali zaklęcie. Było ono potrzebne tylko po to, by zakląć eliksir, by był w stanie wchłaniać się miejscowo. Ruchem odwrotnym do wskazówek zegara machnęła różdżką nad kociołkiem i wypowiedziała słowa, które zapamiętała, spokojnym, czystym głosem. Gdy skończyła, woda zaczęła się poruszać, a jasne włosy Dracona kołysały się wraz z przypływami i odpływami wody. Skinęła głową.

- W porządku, wygląda dobrze. Nie obudził się, a minęła już minuta, więc musi oddychać poprawnie. Nie chcę ryzykować, rzucając na niego jakieś zaklęcie, by się upewnić, ponieważ nie wiemy, jak może to wpłynąć na eliksir.

Harry skinął głową, nerwowo zerkając na blondyna.

- Co teraz zrobimy?
- Pójdziesz i powiesz Ronowi, że wszystko poszło dobrze. Później chcę, byś udał się do profesora Lupina i powiedział mu, co zrobiliśmy. Jestem pewna, że zgodzi się pilnować Dracona, gdy nasza trójka nie będzie mogła.

Harry skinął głową.

- Chcesz, żebym przyniósł ci tu cokolwiek?
- Nie, zabiorę rzeczy następnym razem. Teraz chcę po prostu obserwować go, by upewnić się, że nic nie pójdzie źle. Harry, nie martw się – powiedziała łagodnie Hermiona. Uśmiechnęła się do niego, dodając mu odwagi. – Wszystko wskazuje na to, że idzie nam świetnie.

Harry skinął głową.

- Dziękuję, Hermiono. Naprawdę dziękuję. To... wiele dla mnie znaczy.

Hermiona uśmiechnęła się promiennie.

- Wiem, Harry.
- Kiedy powinienem zejść na dół na swoją wartę?
- Myślę, że w porze lunchu. Po tym, jak nakarmisz profesora Snape'a. Nikt nie oczekuje, że będziesz na lunchu, ale ja i Ron powinniśmy tam być.

Harry skinął głową, uściskał ją impulsywnie i ponownie zerknął do kociołka, jakby chciał się upewnić, że Draco wciąż tam jest. Potem wsiadł na miotłę i odepchnął się, z łatwością manewrując między rurami i wylatując z powrotem do łazienki Jęczącej Marty. Później ruszył ku korytarzom Gryffindoru i Slytherinu, i cieszył się, widząc, że nikt jeszcze nie wrócił. Jednak gdy przechodził obok pokoju Dracona, by dostać się do własnego...

- Potter – odezwał się Blaise.

Harry zamarł. Poczuł nagły przypływ paniki. Czy Draco powiedział Blaise'owi i tym, co planowali zrobić? Nie wiedział. Co zrobi, jeśli Blaise nie wie? Odwrócił się z nadzieją, że wygląda normalnie.

- Tak?
- Oszczędź mi tego niewinnego spojrzenia. Draco podzielił się ze mną wiadomościami dzisiejszego ranka. Byłem wkurzony jak cholera, ale przekonał mnie, że naprawdę tego chce. A teraz powiedz mi, jak poszło – zażądał Blaise.

Harry rozluźnił się. Był wdzięczny, bo nie musiał martwić się zdradzeniem tego Blaise'owi, nawet jeśli chłopak wyraźnie nie był zadowolony.

- Poszło dobrze. Hermiona zostanie z nim do lunchu, by upewnić się, że wszystko idzie dobrze, a potem ja będę go pilnował.

Blaise milczał, ale po kilku chwilach skinął głową.

- Nie podoba mi się to, ale to była jego decyzja. Potter, musisz się naprawdę świetnie pieprzyć, skoro Draco to zrobił.

Harry poczuł się urażony.

- Nie pieprzyliśmy się!

Blaise wpatrywał się w niego przez moment, a następnie uśmiechnął się szeroko. Zachichotał.

- W takim razie musi być w tobie naprawdę zakochany – powiedział, wyraźnie rozbawiony.

Harry zaczerwienił się aż po cebulki włosów i poruszył się nerwowo. Nie mógł uwierzyć w to, że Draco był w nim zakochany. Jasne, podobał się Draconowi, ale miłość? Nie, prawdopodobnie nie mógłby być zakochany w Harrym.

- On nie jest we mnie zakochany – wymamrotał Harry z zażenowaniem.

Blaise uniósł brew.

- Czy ty mówisz poważnie? Nie, nie odpowiadaj; widzę, że tak. Naprawdę nie wierzysz w to, że on się w tobie buja, co nie? Pozwól, że coś ci powiem, Potter. Znam Dracona od czasu, gdy byliśmy niemowlakami. Praktycznie dorastaliśmy ze sobą. Wiem o każdej osobie, z którą się pieprzył, umawiał lub jakkolwiek o niej fantazjował. Jednak o tobie dowiedziałem się dopiero wtedy, gdy już wpadł po uszy. Gdy Draco przyznał się do zmiany stron, wiedziałem, że to przez ciebie. Nie zrozum mnie źle. Wiedziałem, że już zdecydował, że nie przyłączy się do Czarnego Pana, ale myślałem, że po prostu ucieknie i ukryje się. Pozwoliłbym mu na to, nie mówiąc ani słowa. Nie zdradziłbym go. Ale gdy zmienił strony i dołączył do ciebie, wiedziałem, że nie mógłbym stanąć z nim twarzą w twarz na polu bitwy, a wiedziałem, że pewnego dnia, jeśli zostanę z Czarnym Panem, będę musiał to zrobić. Więc zostałem z nim. Moich rodziców to nie obchodziło. Byli mało istotni w oczach Czarnego Pana, więc to, czy ja dołączyłem do niego czy nie, nie miało znaczenia. Ale Draco... Od chwili, gdy się urodził, było postanowione, że będzie idealnym, małym śmierciożercą. Miałby prestiż, sławę i przychylność Czarnego Pana. Byłby drugim najbardziej przerażającym członkiem Ciemnej Strony. I wiesz co? Zrezygnował z tego wszystkiego dla ciebie. A teraz jego własny ojciec chce, by był martwy. Nie ma dla siebie nawet galeona i stracił wszystkich tak zwanych przyjaciół z wyjątkiem mnie. A na dodatek jest gotów dalej ryzykować dla ciebie życiem, nie bacząc na swego ojca chrzestnego i resztę syfu, który z tego powstał. Zrobił to dla ciebie, Potter. Jak możesz w ogóle myśleć, że on nie jest w tobie zakochany? – dopytywał Blaise.

Harry osłupiał. Wszystko, co powiedział Blaise... Wiedział to wszystko, ale nigdy, nawet przez chwilę, nie pomyślał, że tak się stało, ponieważ Draco go kochał. Choć teraz... Jak mógłby spierać się ze słowami Blaise'a? Chłopak znał Dracona lepiej niż ktokolwiek inny. Jeśli Blaise tak mówił, to musiała być prawda. Wtedy oczywiście na dnie jego umysłu pojawiła się dokuczliwa myśl. Dlaczego Blaise miałby podejmować takie ryzyko? Zrobił to samo co Draco, z wyjątkiem tego, że zrobił to dla Dracona, a nie dla mnie... Och, Merlinie, Blaise jest...

- Zakochany w nim – dokończył Harry szeptem.

Blaise zmarszczył brwi.

- Co?
- Jesteś w nim zakochany – powiedział Harry, tym razem głośniej. Podniósł wzrok w samą porę, by zobaczyć, jak smutek znika z twarzy Blaise'a.

Blaise pokręcił głową z uśmieszkiem i skrzyżował ręce na piersi.

- Jesteś bardziej spostrzegawczy niż sądzą ludzie, Potter.
- Więc jesteś? – zapytał Harry, otwierając szerzej oczy ze zrozumieniem.

Blaise lakonicznie skinął głową.

- Byłem w nim zakochany od dłuższego czasu. Och, nie patrz tak na mnie, nie masz się o co martwić. Draco o niczym nie wie. Jestem jego najlepszym kumplem, jestem tu dla niego, gdy mnie potrzebuje, i zawsze zachęcam go, by uganiał się za kimś, kto mu się spodoba. To nigdy nie byłem ja i tak jest dobrze. Wystarczy mi bycie tym kimś, kto liczy się dla niego bardziej niż ktokolwiek inny; tym kimś, kto zawsze wraca, gdy coś go skrzywdzi.
- Nigdy...
- Nie powiedziałem mu? Nie. Zabawialiśmy się od czasu do czasu. Nastoletnie hormony i tak dalej, ale to nigdy nie było nic poważnego. Pieprzę, kogo chcę, i on robi to samo. Choć teraz ma ciebie, więc zgaduję, że jestem zbędny. To też jest w porządku, ponieważ nawet jeśli ty nie kochasz go teraz, kiedyś będziesz. A do tego czasu twoje idiotyczne poczucie gryfońskiej lojalności będzie trzymać cię przy nim, gdy będzie cię potrzebował – powiedział Blaise, uśmiechając się krzywo. – Poza tym mam teraz Killiana. Wydaje się wiedzieć, czego mi trzeba, i jest skłonny mi to dać. Dobrze nam idzie.

Harry nerwowo przygryzł dolną wargę. Nie był pewien, co powiedzieć. No bo co mógł powiedzieć komuś, kto poświęcił tyle dla faceta, którego kochał, a który był kompletnie nieświadomy jego uczuć? To brzmiało jak fabuła jakiejś słabej opery mydlanej z telewizji.

- Sądzisz, że pokochasz Killiana? – zapytał.
- Tak, myślę, że tak. Gdy wojna się skończy, zamierzam poprosić go, by mnie przemienił – przyznał Blaise. – Ostatecznie chcę zachować swój nieprzyzwoicie dobry wygląd na zawsze – dodał z uśmieszkiem na ustach.

Harry uśmiechnął się słabo. Jeśli Blaise był w stanie żartować, Harry nie musiał uważać na słowa.

- Kto podsunął ci pomysł, że wyglądasz nieprzyzwoicie dobrze?

Blaise uniósł brew.

- Och, prawie każdy facet, który kiedykolwiek chciał mnie przelecieć.

Harry zachichotał, kręcąc głową.

Blaise znów stał się poważny.

- Harry, powinieneś pomyśleć o tym, co zrobisz, gdy wojna się skończy. To może nie nastąpić szybko, ale w pewnym momencie Snape będzie chciał cię zmienić. Powinieneś się nad tym zastanowić.

Harry skinął głową. Już o tym wiedział. Miał nadzieję, że nie będzie się musiał o to martwić aż do zakończenia wojny. To nie tak, że oczekuję, że ją przetrwam. Mam tylko nadzieję, że Severus i Draco to zrobią.

- Pomyślę nad tym – obiecał.

Blaise skinął głową.

- Cóż, idę zobaczyć, czy wybrali już drużynę quidditcha. Chciałbym popilnować wieczorem Dracona, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Mogę przejąć go po kolacji i nie muszę iść na śniadanie. Nikt nie pomyśli, że to dziwne, jeśli obaj znikniemy, ale jeśli będzie to tylko Draco, ludzie mogą zadawać pytania.

Harry skinął głową.

- To brzmi dobrze.


~~~~~~


Harry usiadł nerwowo na kanapie Remusa. Nie miał wątpliwości, że Remus zaoferuje pomoc, ale nie wątpił też w to, że mężczyzna będzie krzyczeć i wrzeszczeć, gdy tylko Harry mu o tym powie.

- Czy coś się stało? – zapytał Remus, zauważając nerwowość Harry'ego.

Harry pokręcił głową.

- Nie, nic. Chciałem tylko poprosić cię o przysługę, ale może ci się to nie spodobać, więc musisz obiecać, że nie zaczniesz szaleć, kiedy ci powiem.
- Harry, wiesz, że jestem tu, by zawsze ci pomóc – powiedział łagodnie Remus. Widząc poważny wyraz twarzy chłopaka, gdy ten skinął głową, Remus westchnął. Mógł sobie tylko wyobrażać, w co Harry wpakował się tym razem. – Co to za przysługa?
- Um, cóż, myślałem o tym, jak niesprawiedliwe jest to, że nie mogę być blisko Dracona. Naprawdę się lubimy – zaczął Harry. Draco mnie kocha, a ja wiem, że mógłbym pokochać jego. – Ale Severus wpadnie w tryb zazdrosnego wampira, gdy się dowie, że byliśmy razem, a ja nie chcę, by Severus był na mnie zły, i zdecydowanie nie chcę, by zaatakował Dracona.
- Harry – przerwał mu Remus. – Zanim powiesz coś więcej, a mam wrażenie, że masz jakiś plan, byście mogli być razem z Draconem, chcę wiedzieć, co czujesz do Severusa.

Harry wyglądał na zaskoczonego.

- Co czuję?

Remus skinął głową.

- Tak. Zależy ci na nim?
- Oczywiście! – powiedział defensywnie Harry, marszcząc brwi przez to, że Remus w ogóle zasugerował, że tak nie było.
- Zależy ci na nim bardziej niż tylko na nauczycielu lub przyjacielu? – drążył Remus.

Harry drgnął, słysząc te słowa. Tak było, ale czy Remus myśli, że to jest w porządku? Remus i Snape radzili sobie teraz całkiem dobrze, ale mieli za sobą złe wspomnienia. Harry zresztą wiedział, że Remus chciał być dla niego jak ojciec chrzestny, i nie był pewien, jak Remus przyjmie wiadomość, że zależało mu na Snape'ie bardziej niż na przyjacielu, skoro mężczyzna był dwa razy starszy od niego.

- Yyy...

Remus uśmiechnął się nieznacznie.

- Jeśli tak, w porządku. Wiesz, nie jestem ślepy. Po prostu chcę usłyszeć, jak sam to mówisz.

Harry skinął głową, rozluźniając się.

- W takim razie... tak. Zależy mi na nim o wiele bardziej niż na przyjacielu i nie myślałem o nim jako tylko o nauczycielu już od długiego czasu.
- Lubisz go tak bardzo jak Dracona? – ciągnął Remus.

Chcę ocalić oba! Myśl odbiła się głośnym echem w jego głowie wraz ze wspomnieniem o upadku. To przestraszyło go tak bardzo, że podskoczył i w efekcie spadł z kanapy.

- Auć! – krzyknął, zaskoczony.

Remus natychmiast znalazł się przy nim, pomagając mu usiąść i patrząc na niego ze zmartwieniem.

- Harry, nic ci nie jest?

Chłopak pokręcił głową. Co to było? Czuję się tak, jakbym powinien pamiętać... coś...

- W-wszystko w porządku – wymamrotał. – Po prostu coś mnie przestraszyło.
- Czyżby to, o co zapytałem? – spytał Remus, zatroskany.

Harry pokręcił głową.

- Nie... Nie wiem, co to było. – Westchnął. – Zależy mi na Severusie. Bardzo mi na nim zależy, ale... Na Draconie również. Robi mi się niedobrze, gdy myślę o tym, że zawsze muszę któregoś wybierać. Wiem, że zazwyczaj muszę wybierać Severusa, ponieważ jest wampirem, a ja jego towarzyszem. Ale są sytuacje, w których Draco mnie potrzebuje, naprawdę mnie potrzebuje, a ja wiem, że chcę wtedy być tam dla niego. Chcę być tam dla nich obu.

Remus ze zrozumieniem skinął głową.

- Ale... czy do bycia przy Severusie skłaniasz się dlatego, że jesteś jego towarzyszem i czujesz się wobec niego zobowiązany, czy dlatego, że naprawdę chcesz tam być?

Harry zamarł. Przejrzał wspomnienia z czasów, gdy musiał robić niektóre rzeczy dla Snape'a, gdy musiał stawiać Snape'a ponad wszystkimi innymi, a zwłaszcza z czasów, gdy musiał stawiać Snape'a ponad Draconem. Wiedział, że na początku ich relacji było to dla niego obowiązkiem. Ale teraz...

- Nie, to nie jest poczucie obowiązku. Zależy mi na nim. Nie pytaj mnie jak bardzo, bo... nie sądzę, bym już to wiedział. Ale bardzo mi na nim zależy.

Remus westchnął. On kocha ich obu. Jeśli ktokolwiek mógłby kochać dwie osoby tak samo, to byłby to Harry. Ponownie skinął głową.

- Dobrze. Powiedz mi, o jaką przysługę chciałeś poprosić.
- To tyle? Żadnych więcej pytań? – zapytał Harry, zaskoczony.
- Żadnych więcej pytań – potwierdził Remus.

Harry uśmiechnął się.

- Dzięki, Remusie. Um, cóż, miałem taki sen o nocy podczas Turnieju Trójmagicznego, kiedy Voldemort zaatakował mnie na cmentarzu. Glizdogon wziął moją krew i kilka innych składników, i wrzucił je do kociołka, a potem włożył tam Voldemorta i on się odrodził, z moją krwią w swoich żyłach. Długo nad tym myślałem i zastanawiałem się, czy byłoby możliwe, że gdy Draco miałby moją krew, pachniałby jak ja.

Remus wyglądał na zaskoczonego.

- Harry, to była Czarna Magia. Wy nie...
- Nie, nie rzuciliśmy tego zaklęcia. Nie wiemy nawet, co zrobił Voldemort. Rozmawiałem z Hermioną i Draconem, i oni zgodzili się przeprowadzić poszukiwania. Hermiona znalazła jakiś stary eliksir, którego czystokrwiste rodziny używały, by adoptować dzieci pospólstwa i sprawić, by wyglądały jak ich własne dzieci. To było proste zaklęcie, a Hermiona była przekonana, że to zadziała, więc Draco zgodził się spróbować. Zdecydowaliśmy, że zrobimy to podczas ferii zimowych, kiedy będzie najmniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś zauważy zniknięcie Dracona.
- Zniknięcie? – powtórzył Remus.

Harry skinął głową.

- Eliksir wymaga, by Draco był w nim zanurzony przez sześć dni. Nie panikuj. Hermiona dowiedziała się, jak Draco ma to przeżyć, i... cóż... zrobiliśmy to. Dziś rano.
- Wy... zrobiliście to? – ponownie powtórzył Remus, niedowierzając.
- Taaa... Ustawiliśmy kociołek w Komnacie Tajemnic, a Hermiona jest tam teraz, pilnując Dracona.
- W Komnacie Tajemnic? – Remus niedowierzał jeszcze bardziej. Po prostu nie mógł uwierzyć w to, że ich trójka wymyśliła, opracowała i... wprowadziła taki plan w życie, nie mówiąc o tym nikomu. Wtedy coś zaskoczyło w jego umyśle. – Pozwolenie, które dałem Hermionie na badania więzów krwi, nie było dla ciebie i Severusa, ale dla ciebie i Dracona.

Harry skinął głową, uważnie obserwując reakcje Remusa.

- Tak. Choć, technicznie rzecz biorąc, nie skłamała. To były badania nad więzami krwi i dotyczyły one mnie i Severusa.

Remus pokręcił głową.

- Nie mogę uwierzyć, że zrobiliście to we trójkę. Czy Draco jest bezpieczny? Wszystko z nim w porządku?

Harry skinął głową.

- Hermiona powiedziała, że zadziałało idealnie. Tylko po to, żeby się upewnić, Ron, Blaise, Hermiona i ja będziemy go po kolei pilnować. Martwimy się jednak, że mogą być sytuacje, w których żadne z nas nie będzie w stanie go pilnować bez ściągania uwagi na naszą nieobecność, więc... mamy nadzieję, że zgodzisz się nam pomóc. Tylko wtedy, gdy my nie będziemy mogli.
- Harry... – Remusowi zabrakło słów. Westchnął, pokonany. – Dobrze. Nie mogę nic powiedzieć, skoro już to zrobiliście. Zakładam, że Severus nie wie.
- Nie i nie możesz mu powiedzieć. Proszę, Remusie – błagał Harry, zaniepokojony tym, że Remus mógłby to zrobić.
- Chyba oszalałeś. Nie ma mowy, bym stanął twarzą w twarz z wampirzą furią, gdy się o tym dowie! – powiedział Remus.

Harry wyszczerzył się.

- To dobrze.


~~~~~~


Dochowanie tajemnicy było zadziwiająco łatwe. Ale to chyba dlatego to miejsce zostało nazwane Komnatą Tajemnic. Jęcząca Marta, choć całkowicie wkurzająca, uznała, że to, co robią, jest strasznie romantyczne, a jeśli Draco umrze, nie będzie miała nic przeciw zalecaniu się do niego. Harry zadrżał na myśl o tym.

Ayugi wrócił do Japonii, mówiąc, że wróci po feriach zimowych. Chciał odwiedzić rodzinę i pochwalić się kolegom. Był pod rygorystyczną przysięgą, że nie wspomni o ich nazwiskach. Nie wolno mu było nawet napomknąć o szkole. Powiedział Harry'emu i Snape'owi, by ćwiczyli każde zaklęcie, jakie chcą, skoro już wiedzieli, jak kontrolować swoją moc.

Harry zdziwił się, gdy – trzeciego dnia przerwy – Snape czekał na niego z Issaą zwiniętą na ciepłych kamieniach przy kominku.

- Znalazłeś ją? – zapytał. Wąż spał.

Snape skrzywił się.

- Nie. Wygląda na to, że Ceilidth karmił ją w Zakazanym Lecie. Najwyraźniej wspaniale się dogadują. Odniosłem wrażenie, że nie lubi wampirów.

Harry uśmiechnął się krzywo.

- Ona nie lubi tylko tych wampirów, które mnie krzywdzą. Ceilidth mnie nie zranił. Prawdę mówiąc, ona prawdopodobnie wierzy, że Ceilidth mnie ochraniał, wtedy w lesie.

Snape skrzywił się. Nie lubił myśleć o tym dniu i o tym, jak blisko był poważnego skrzywdzenia Harry'ego. Pokręcił głową.

- Ceilidth jest zły na Killiana. Najwyraźniej Killian celowo nas unika. Nie chce wyjaśnić pewnych rzeczy, wiedząc, że mógłbyś podzielić się informacjami z Zabinim, i boi się, że mógłbyś odstraszyć chłopaka.

Harry spojrzał na niego spode łba. Już zaczynał lubić Killiana, a teraz cholerny wampir odszedł i wszystko zniszczył.

- Cóż, czy Ceilidth ci to wyjaśnił?

Snape zawahał się, po czym skinął głową.

- Nie sądzę jednak, że ci się to spodoba.

Harry westchnął, usiadł obok Snape'a i przygotował się na najgorsze.

- W porządku. Powiedz mi.
- Mówiąc wprost, miałeś gorączkę, bo rozwijały się w tobie nowe organy. Nieświadomie umieściłem w tobie... serum, rodzaj mikstury, gdy wytrysnąłem w twoim wnętrzu. Narządy, które wyhodowałeś, dadzą ci możliwość wyżywienia w tobie dziecka – wyjaśnił Snape. Po raz pierwszy mężczyzna wyglądał na zakłopotanego, prowadząc wykład.
- Ty... zapłodniłeś mnie?! – wybuchł Harry, podskakując na swoim miejscu.
- Nie, nie, nie jesteś w ciąży! – pospiesznie odpowiedział Snape. – Po prostu jesteś... w stanie zajść w ciążę. Nie jesteś jeszcze w ciąży!
- Jeszcze! Myślisz, że wszystko jest w porządku, bo jeszcze nie jestem w ciąży?! – krzyknął Harry.
- Nie możesz zajść w ciążę poza okresem dobierania się w pary. Do tego czasu nie mam spermy – kontynuował Snape, próbując uspokoić chłopaka, który był wyraźnie zdenerwowany. Zdenerwowany? To niedopowiedzenie roku. Kiedy dorwę Killiana w swoje ręce..., pomyślał ponuro Snape.
- Och, jest o wiele lepiej. Serdecznie ci dziękuję, Severusie, za to, że po prostu zabrałeś moją męskość i zastąpiłeś ją... kobiecymi narządami!

Snape zmarszczył groźnie brwi.

- Nie zabrałem twojej męskości. W razie, gdybyś zapomniał, ostatniej nocy miałem twoją męskość w swoich ustach!
- Ale... ale... mężczyźni nie mogą zajść w ciążę! – odparł ze złością Harry.
- Mogą, jeśli są towarzyszami wampirów – odpowiedział Severus.
- Ugh, nie mogę w to uwierzyć! Cholera jasna, kiedy dorwę Killiana w swoje ręce...!
- Będziesz musiał ustawić się w kolejce – wycedził Snape.

Bojowy nastrój nagle opuścił Harry'ego i przeistoczył się w szok.

- Ja... nie mogę w to uwierzyć! – powiedział, opadając z powrotem na kanapę.

Snape ostrożnie usiadł obok Harry'ego.

- Uwierz mi, mi też było ciężko to przełknąć.

Harry spojrzał na niego wyzywająco.

- Wyhoduj sobie macicę i dopiero wtedy powiedz mi, że było ci ciężko!


* Wiem, że „Home sweet home" u nas tłumaczy się jako „Nie ma to jak w domu", ale dosłowny przekład bardziej mi pasował do odpowiedzi Hermiony.
** Bo krew wcale nie krąży po całym organizmie...

A Destined YearOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz