25 - Fatalne zauroczenia

1K 60 7
                                    

- Draco, dokąd tak pędzisz? Mogę iść z tobą? – Pansy prawie biegła, próbując nadążyć za blondynem.

Chłopak gwałtownie się obrócił, dziewczyna nie zauważyła tego i wpadła na niego. Odsunął ją od siebie tak silnie, że uderzyła w ścianę.

- Nie, nie możesz ze mną iść. Nie chcę, żebyś się wokół mnie kręciła. Mam ci to wykrzyczeć prosto w twarz?! Nie lubię cię! Nigdy cię nie polubię! Odpuść sobie, bo jesteś żałosna! – prychnął.

- D-Draco...? – Ślizgonka była zdezorientowana.

- Nawet twój głos mnie wkurza! Nie umiesz lepiej się przypodchlebiać? Ech, odwal się – powiedział zimno, odwracając się na pięcie. Jego umysł już podsuwał mu pytania, jakie chciał zadać swojemu ojcu chrzestnemu. Nawet nie pomyślał, że to może być zły pomysł.

Nie minęło kilka minut, a był już na miejscu. Zapukał, drzwi otworzyły się prawie natychmiast.

- Potter, ty... Draco! – warknął Snape. Wciągnął zdumionego chłopaka do pokoju i cisnął go na środek. Blondyn nawet nie zdążył mrugnąć, Severus w jednej chwili przyciskał go do ściany. – Gdzie jest Potter? Dlaczego nim pachniesz?

Ślizgon był wystraszony, Snape wyglądał okropnie – włosy w nieładzie, rozpięta koszula, przekrwione oczy... które szybko zaczęły robić się czarne. Draco przełknął ślinę i spuścił wzrok – dopiero teraz zauważył wysunięte kły.

- J-ja nie wiem, gdzie on jest. Był bardzo zdenerwowany... przytuliłem go... to wszystko! Przysięgam!

- Czuję jego zapach w twoim oddechu – odpowiedział czarodziej niebezpiecznie spokojnie. Zbliżył głowę do chłopaka, po czym przeciągnął językiem po jego ustach. Zawarczał, wyczuwając smak swojego towarzysza. – Smakujesz jak on!

- Pocałował mnie! – wrzasnął blondyn.

- Kłamca! Potter nie mógłby cię pocałować! – wycharczał Snape

- Zrobił to! A wszystko dlatego, że wykrzyknąłeś imię jego ojca, gdy robił ci dobrze! – odciął się Draco. Zdawał sobie sprawę, że wkracza na niebezpieczne terytorium. Modlił się, by to zadziałało.

Snape nagle poczuł się winny. Wampir wrzeszczał, że wszystko to jego wina. To ty skrzywdziłeś swojego towarzysza! Powiedziałeś mu, że pragniesz kogoś innego! Nigdy ci nie wybaczy, a teraz polubił tego chłopaka! Snape zawarczał. Nie, Potterowi nie wolno lubić kogoś innego! Draco powinien zostać ukarany za to, że Potter go pocałował.

Snape zacieśnił uścisk na delikatnym, jasnym karku. Czuł gwałtowny puls, gdy Ślizgon próbował złapać oddech. Cała jego twarz zrobiła się czerwona, próbował wyrwać się, ale jego ojciec chrzestny był silniejszy. W końcu Snape się poruszył i rzucił chłopcem przez pół pokoju, aż ten wpadł na biurko. Potem znów uniósł go, popychając w stronę półek z książkami. Chłopak z jękiem osunął się na ziemię. Oddychał z ogromnym trudem, bolała go głowa.

Podniósł wzrok, widział wszystko jak przez mgłę. Snape powoli się zbliżał. Próbował się podnieść, ale nie zdążył – mężczyzna kopnął go w brzuch. Usłyszał nieprzyjemny trzask, potem poczuł ból rozlewający się po całym ciele. Świat przesłoniła mgła. Próbował krzyknąć, jego głowa była tak ciężka, że nie mógł jej utrzymać. Potem wszystko zalała ciemność.

***

- Harry!

Gryfon odwrócił się i zobaczył zdenerwowaną Hermionę. Znalazła mnie... A już miał nadzieję, że uda mu się bez problemów dotrzeć do Pokoju Życzeń. Jak zawsze miał pecha... wyciągnął przed siebie ręce w geście obronnym.

- Proszę, daruj sobie wszystkie przemowy! Wiem, że nie powinienem...

- To nie o to chodzi! – Dziewczyna zatrzymała się, próbując złapać oddech. Szukając go, przez całą drogę biegła.

- Och... Co się stało? – spytał, zaniepokojony.

- To Malfoy!

- Malfoy? – poczuł zdezorientowanie.

- Jest w skrzydle szpitalnym! – powiedziała nerwowo.

Harry spojrzał na nią ze zdumieniem. Dopiero teraz zrozumiał, że popełnił błąd. Wysłałem go tam... na pewną śmierć!

- Co dokładnie się stało?! Biegnij i mów jednocześnie! – wrzasnął, przyspieszając kroku.

- Ja... szukałam ciebie... poszłam do g-gabinetu Snape'a i on... bił Malfoya – wyjąkała Hermiona, próbując za nim nadążyć.

Cholera, cholera, cholera... Harry przyspieszył jeszcze bardziej, zostawiając dziewczynę z tyłu. W końcu dotarł do skrzydła szpitalnego. Z hukiem otworzył drzwi, przerywając wszystkie rozmowy. W środku był Dumbledore, McGonagall, Pomfrey i ktoś, kogo nie znał. Wszyscy wpatrywali się w niego.

- Malfoy... czy z nim wszystko w porządku? – wysapał. W tej samej chwili do sali wbiegła zdyszana Hermiona.

- Wydobrzeje, mój chłopcze. – Pierwszy odezwał się dyrektor. – A teraz... myślę, że powinniście poczekać na zewnątrz i...

- To moja wina, profesorze! – wykrztusił Harry.

- O czym mówisz? – spytał Dumbledore, unosząc brwi.

- Malfoy... to ja wysłałem go do Snape'a... on... pachniał mną... Pokłóciłem się ze Snape'em, to go rozdrażniło, a potem poczuł Malfoya... i pewnie się zdenerwował. Proszę mi powiedzieć, co się stało! Muszę wiedzieć! – błagał Gryfon.

- Harry, profesor Snape stał się bardzo niebezpiecznym stworzeniem. To, co się stało, nie jest twoją winą. Powinienem oczekiwać, że coś takiego może się wydarzyć... – powiedział z rezygnacją starszy czarodziej.

- On jest niebezpieczny tylko wtedy, gdy go wkurzę – bronił go Harry. – Chcę wiedzieć, co się stało Malfoyowi! – zażądał ponownie.

Dumbledore najwidoczniej rozpoznał ten błysk w oczach chłopaka – był zdeterminowany, by otrzymać odpowiedź. Westchnął.

- Młody Malfoy ma trzy złamane żebra i stłuczoną czaszkę. Na szczęście został znaleziony, zanim profesor Snape zdążył zrobić mu coś poważniejszego.

- Kto go znalazł? Gdzie jest Snape?!

- Znaleźli go panna Granger i pan Weasley. Panna Granger unieszkodliwiła profesora Snape'a, który był tak wściekły, że nie panował nad sobą. Nie był nawet w stanie uchylić się przed jej zaklęciem.

Harry zwrócił się w stronę dziewczyny.

- Dziękuję – powiedział.

- Każdy by to zrobił na moim miejscu. – Zarumieniła się, słysząc podziękowania.

- Nie, to było nad wyraz odważne. Snape mógł cię zabić. Dziękuję, naprawdę. – Harry z powrotem odwrócił się w stronę Dumbledore'a. – Jak się czuje Malfoy?

- Sprowadziłem przyjaciela ze Św. Munga. – Dyrektor wskazał na stojącego obok nieznajomego. – To uzdrowiciel Druarch, mój wieloletni przyjaciel. Zatrzymał krwawienie wewnętrzne i wyleczył poważniejsze rany. Jedno z żeber przebiło płuco, ale na szczęście niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Jednak kości będą niestety musiały zrosnąć się bez pomocy magii – wyjaśnił.

Harry przełknął ślinę. Całe szczęście, że Ron i Hermiona znaleźli go na czas... a Dumbledore sprowadził tego uzdrowiciela... Gryfon odwrócił się w stronę Druarcha.

- Dziękuję – powtórzył już któryś raz z kolei.

- To nic takiego, panie Potter. Rozumiem, że okoliczności są dość... skomplikowane... Oczywiście zachowam je dla siebie – obiecał uprzejmie.

- Dzięki – chłopak odetchnął z ulgą. Spojrzał na dyrektora. – A... Snape?

- Jest w pokoju obok, na pewno się wścieka i próbuje stamtąd wydostać. Stwierdziłem, że lepiej go nie unieruchamiać, może sam się w końcu uspokoi – wyjaśnił czarodziej.

- Co teraz będzie?

- Na razie powinieneś się z nim spotkać. Gdy zobaczy, że jesteś bezpieczny i wypije twoją krew, na pewno się wyciszy.

- Chodziło mi o to, co się z nim potem stanie.

- A tak... Severus zaatakował ucznia, tym razem nie swojego towarzysza. Stracił nad sobą kontrolę. Powinienem go wydać Ministerstwu i oczywiście wyrzucić z pracy... – Harry zbladł. – Jednakże... to nie jest takie proste. Musimy mieć też na względzie twoje dobro – jesteś jego towarzyszem, gdybym go przekazał Ministerstwu, ty też zostałbyś wydalony, za niedopilnowanie go.

- Pilnowanie..? – powtórzył niepewnie brunet.

- Albusie, nie ma mowy! – wtrąciła się McGonagall. Dumbledore tylko pokiwał głową.

- Oni na pewno uznaliby, że to twoja wina. W końcu trwa okres pożądania krwi, a Severus jest nowym wampirem. Jako jego towarzysz powinieneś być z nim przez cały czas. Oczywiście nie jest to możliwe – masz zajęcia, poza tym to twój profesor. Jednak i tak wszystko zależy od punktu widzenia, z jakiego się na to wszystko spogląda...

- Co ma pan zamiar z tym zrobić?

- Naturalnie ukryć całą sprawę – stwierdził pewnie. – To, co się stało, nie może opuścić tego pokoju. Jednak jedno muszę zrobić – Severus nie będzie mógł prowadzić zajęć do końca tego feralnego okresu.

- W takim razie kto będzie uczył eliksirów? Profesor Snape na pewno nie będzie zadowolony... – wyjąkała zdumiona Hermiona.

- Mam już kogoś na myśli. Wyślę do niego sowę tak szybko, jak się da. A zdanie Severusa na ten temat się nie liczy. Będzie musiał to zaakceptować.

- A co powie pan uczniom? – drążyła Gryfonka.

- Pomimo naszych starań, wszyscy wiedzą, że coś się stało w gabinecie profesora Snape'a. Powiemy tylko tyle, ile będzie konieczne.

Harry i Hermiona skinęli głowami ze zrozumieniem.

- Mogę zobaczyć Malfoya? – spytał Gryfon.

- Młody pan Malfoy jeszcze się nie obudził. Zresztą nie powinieneś iść do Severusa, pachnąc kimś innym. Możesz zobaczyć naszego pacjenta później.

- Racja. Chyba muszę w takim razie wziąć prysznic, żeby nie drażnić teraz Snape'a... Pewnie ciągle mam na sobie jego zapach...

- To dobry pomysł. Właśnie, Harry – jak to się stało, że obaj sobą pachniecie? – spytał dyrektor z rozbawieniem.

- Eee... to osobista sprawa. – powiedział Złoty Chłopiec, spuszczając wzrok.

- Ach – Dumbledore uśmiechnął się. – Dobrze, idź do Wieży Gryffindoru i szybko się umyj. Poza tym pan Weasley ma na pewno dużo pytań, na które będziesz musiał odpowiedzieć...

- Oczywiście... – Harry wyszedł, za nim Hermiona. Przez całą drogę milczeli. W pokoju wspólnym było niewielu uczniów, wielu wciąż miało jeszcze zajęcia. Ron wstał, gdy tylko ich zobaczył.

- Hej, Miona. Widzę, że go znalazłaś. – Rudowłosy nawet nie spojrzał w stronę Harry'ego.

- Ron, to niedorzeczne, nie możesz tak ignorować swojego przyjaciela. Przecież dziś martwiłeś się o niego – fuknęła Hermiona.

- Nieprawda – upierał się rudzielec. – Po prostu czekałem, aż wrócisz. Skoro już tu jesteś, wracam do dormitorium. Sam. – Odwrócił się na pięcie i wyszedł, nic więcej nie mówiąc.

- Harry, on...

- Dojdzie do siebie? – dokończył za nią. – Mam nadzieję. Ale teraz nie mogę zawracać sobie głowy jego humorami, mam większe problemy.

- Masz rację, idź. Jestem pewna, że Snape już na ciebie czeka – powiedziała miękko. Naprawdę martwiła się o przyjaciela. To był dla niego naprawdę trudny rok, testujący jego emocje. Pokręciła głową.

***

Ron miał zasłonięte zasłony wokół łóżka, gdy Harry w końcu wszedł do sypialni. Wziął ubrania na zmianę i bez słowa poszedł wziąć prysznic. Szybko się z tym uwinął, w milczeniu wyszedł. Zbliżając się do skrzydła szpitalnego, jego myśli powoli przestały skupiać się na Ronie. Miał większy problem.

Tym razem w sali był tylko Dumbledore. Podszedł do niego.

- Który to pokój? – Czarodziej wskazał drzwi po lewej stronie.

Harry skinął głową. Zatrzymał się na progu.

- Eee... pamięta pan, gdy powiedział mi, że Snape mnie skrzywdzi...? – spytał, nie odwracając głowy.

- Pamiętam, mój chłopcze.

- Chyba teraz zacząłem to rozumieć – powiedział cicho. – Ale to nic. Poradzę sobie z tym. Tylko nie sądzę, byśmy nie zbliżyli się do siebie. Więc proszę, niech pan nie będzie na mnie zły.

Dumbledore przymknął oczy. Więc się dowiedział...

- Jak sobie życzysz, drogi chłopcze. Ale pamiętaj, jestem tu zawsze, gdybyś mnie potrzebował.

- Wiem. Eee... gdyby pan coś usłyszał...

- Już rzuciłem zaklęcie wyciszające. Dlatego nic stamtąd nie słychać. Ale jestem pewien, że Severus próbuje się wydostać.

- Dziękuję. – Harry szybko wślizgnął się do środka. W pokoju było ciemno, nic nie widział. Ale słyszał – po swojej prawej stronie, ciężki oddech. Spojrzał w tamtym kierunku. – Snape... Severusie? – zaczął miękko.

Snape nie mógł uwierzyć. Gdy zobaczył, jak chłopak wchodzi, natychmiast przestał krzyczeć i rzucać się po pokoju. Czuł się słabo z niepokoju. Z Harrym było jednak wszystko w porządku. Jego towarzysz był bezpieczny. Przyszedł do niego. Nazwał go po imieniu. W ustach Harry'ego to brzmiało tak dobrze... Wampir w końcu przestał się wściekać. Teraz mówił: Idź do niego, upewnij się, że dobrze się czuje. Pokaż mu, że ci przykro.
Snape zgadzał się z tym. Nie pamiętał, co się stało z Draco. Wiedział, że coś niedobrego, ale wampir twierdził tylko, że chłopak na wszystko zasłużył. Pamiętał natomiast, co wcześniej zrobił Harry'emu.

Musi go teraz objąć.

W ciemnościach doskonale widział, zauważył więc zaskoczenie chłopaka, gdy go niespodziewanie dotknął. Gryfon dopiero po chwili się uspokoił. Snape odetchnął z ulgą.

- Potter...

Zmiana była natychmiastowa – chłopak cały zesztywniał. Snape w myślach zaklął. Powinien mówić do niego po imieniu. Ale wtedy to by oznaczało, że ich związek to coś więcej, niż się do tego przyznawał.

- Przepraszam. – Miał nadzieję, że to wszystko wyjaśni. W końcu on nigdy nie przepraszał. Harry powinien zrozumieć, że spotkał go zaszczyt...

Gryfon zamarł. Naprawdę myślał, że Snape'owi jest przykro i chce się z nim zobaczyć. Ale potem Mistrz Eliksirów nazwał go „Potterem", a nie „Harry'm". Nazwisko, które dzielił z ojcem. Jak kiedykolwiek ma zyskać pewność, że Snape myśli o nim, nie o Jamesie, skoro nawet nie zwraca się do niego po imieniu...? Harry wyrywał się tak długo, aż w końcu mężczyzna niechętnie go puścił.

- Schrzaniłeś wszystko. Pobiłeś ucznia, mogłeś go zabić – powiedział gwałtownie, nie przejmując się doborem słów. Severus wzdrygnął się.

- Co się stało Draco? Wszystko z nim dobrze?

- Trzy złamane żebra, przebite płuco, krwotok wewnętrzny.

Snape wstrzymał oddech. Czuł się winny. Jego własny chrześniak... to on był za to odpowiedzialny. Merlinie, jak mogłeś?! Prawie zabiłeś Draco! Twojego ukochanego Draco. Chłopca, którego pomagałeś wychowywać! wrzeszczał sam na siebie, czując obrzydzenie na samą myśl o tym, co zrobił. Wampir – na przekór – uważał, że chłopak sam się o to prosił.

- Jak on się czuje? – spytał ponownie.

- Dumbledore poprosił o pomoc uzdrowiciele ze Św. Munga. Dzięki temu z Draco podobno jest już lepiej – ale sam go jeszcze nie widziałem. Bo nie wiadomo, co byś zrobił, gdybyś znów poczuł na mnie jego zapach – rzucił gwałtownie. – Oczywiście Dumbledore chce to wszystko zachować w sekrecie. Nikt się nie dowie, co tak naprawdę się wydarzyło. Inaczej byłbyś stąd odesłany, a ja zostałbym oskarżony o nieumiejętną kontrolę nad tobą.

- Kontrolę?! Przecież to nie była twoja wina! – Snape wydawał się być zaskoczony.

- Właśnie, że była. Bardziej, niż myślisz. Ministerstwo też na pewno doszłoby do takiego samego wniosku. Wtedy zamknęliby mnie. Ale, ale... Przecież nie można dopuścić, by obrońca czarodziejskiego świata nie brał udziału w ostatecznej bitwie, prawda? – W głosie chłopaka dało się wyczuć wyraźną niechęć. – Nie, muszę być tutaj. I ty także.

- Potter, ja...

- Daruj sobie. Nakarmię cię, a potem sobie pójdę – mruknął. Wyciągnął nadgarstek przed siebie. – No dalej, pij.

Snape wpatrywał się przez chwilę w rękę, po czym przeniósł wzrok na zdeterminowaną, zagniewaną twarz swojego towarzysza. Wiedział, że czegokolwiek by teraz nie powiedział, i tak nie zmieni swojej sytuacji. Sięgnął po nadgarstek, wbił kły i powoli zaczął ssać. Starał się zignorować przyjemność, którą natychmiast poczuł. Jedyne, co go w tym momencie obchodziło było to, że Harry był na niego zły. Gdy chłopak poruszył się, próbując się zbliżyć, Snape polizał rankę. Chciał to wszystko jakoś naprawić – zaczął całować chłopaka po szyi, rękami obejmując szczupła talię. Rozpiął jego spodnie, dłońmi sprawnie pocierał pulsującą erekcję swojego towarzysza. Pocałował go za uchem.

- Przepraszam – wyszeptał. Harry w odpowiedzi jęknął.

Snape powtarzał przeprosiny wciąż i wciąż, jednocześnie coraz gwałtowniej poruszając dłonią. Gryfon bardzo szybko doszedł. Wampir odczekał chwilę, aż chłopak przestanie drżeć, dopiero wtedy zaczął oblizywać rękę. Sam poczuł podniecenie, czując ten smak.

Po kilku minutach ciszy oddech Harry'ego uspokoił się. Gryfon przymknął oczy, odczuwał niechęć do samego siebie – nie potrafił uwierzyć, że pozwolił znów na to samo, po tym wszystkim, co się wydarzyło. Odepchnął od siebie mężczyznę i szybko zapiął rozporek.

- To nic nie zmienia – powiedział zimno. – Mylisz się, jeśli myślisz, że takie coś załatwi sprawę i że ci wybaczę.

Snape poczuł ból w klatce piersiowej. Oblizał usta, starał się wymyślić, co powiedzieć. Przecież przeprosiłem! Powtarzałem w kółko, że mi przykro! Dlaczego mi nie wybaczył? myślał zdumiony. Nie potrafił sobie radzić w takich sytuacjach. Nigdy chyba nie był w takich tarapatach, jak tym razem.

- Ja nie chciałem, żeby to... Pot...

- Cicho! To już nieważne. Wszystko będzie po staremu – przerwał gwałtownie Złoty Chłopiec. – Najwidoczniej te zbliżenia są nieuniknione. Ale to i tak nic nie znaczy! – Snape, wciąż w szoku, po prostu pokiwał głową. – Dumbledore zdecydował, że do końca miesiąca nie będziesz uczył. Nie, nie przerywaj mi. Ślizgoni zauważyli, że coś jest nie tak, taka sytuacja nie może się powtórzyć. Dyrektor ma znaleźć za ciebie jakieś zastępstwo... Nie pytaj, nie wiem, o kogo chodzi. Masz zostać w swoich komnatach – będę tam przychodził, żeby cię nakarmić. – Harry usilnie starał się, by jego głos był zimny i bez emocji. Czuł się okropnie. Było mu przykro, że musi traktować zdenerwowanego wampira tak brutalnie, ale Snape go skrzywdził. Nie chciał zbliżać się do niego bardziej, niż to było konieczne. Chciał dystansu. – Proszę, zgódź się.

To właśnie ta prośba złamała Snape'a. Przytaknął, by po chwili zdać sobie sprawę, że Gryfon w tych ciemnościach go nie widzi.

- Dobrze. Dumbledore na pewno chce z tobą porozmawiać... Czujesz się na siłach, by się z nim spotkać, czy mam mu powiedzieć, żeby z tym poczekał do jutra?

- Nie mam zamiaru zostać tu całą noc, możesz równie dobrze posłać po niego teraz – odezwał się cicho Mistrz Eliksirów. Tak naprawdę nie chciał, żeby Harry już odchodził, ale nie przyznałby się do tego. Szczególnie teraz, gdy chłopak zaczął się zachowywać z rezerwą.

- W porządku... w takim razie dobrej nocy – powiedział Gryfon. Wyszedł z pokoju, przed drzwiami czekał już dyrektor. – Już z nim dobrze, jeśli pan chce, to może się z nim zobaczyć.

- Dobrze. Nie wiem, czy młody pan Malfoy już się obudził, ale możesz go zobaczyć. Poppy już poszła spać, ty też niedługo powinieneś – zasugerował starszy czarodziej.

Harry pokręcił głową.

- Nie, zostanę tu na noc. To przeze mnie Malfoy tu trafił... Chciałbym tu być, gdy się obudzi...

- W takim razie w porządku – zgodził się Dumbledore.

Harry obserwował, jak mężczyzna wchodzi do pokoju, po czym odwrócił się w stronę zasłoniętego łóżka. Przymknął oczy, gdy po chwili zobaczył Malfoya. Poczuł się winny. Blondyn był jeszcze bledszy, niż zazwyczaj. Spod opatrunku wystawało tylko kilka jasnych kosmyków. Był przykryty pod samą szyję, dlatego Gryfon nie mógł powiedzieć, czy jego klatka piersiowa też jest tak zabandażowana.

To wszystko moja wina. Gdybym go nie posłał do Snape'a, teraz nie byłby ranny. Nigdy go specjalnie nie lubiłem, ale to nie powód, by posyłać kogoś na pewną śmierć... Nie powinienem pozwolić mu się pocałować... Dlaczego on to zrobił? Przecież zawsze mnie nienawidził... I nagle wszystko się zmieniło. Może nie powinienem się tak z nim droczyć... nawet nie wiem, dlaczego to robiłem. Po tym upadku powinienem przestać. Lubię go? Na pewno przestałem odczuwać nienawiść... ale chyba to nie znaczy, że zacząłem go lubić. Harry westchnął, kręcąc głową. Uśmiechnął się złośliwie w stronę Ślizgona.

– Wyglądasz ładniej, gdy się tak nie krzywisz. Prawie... anielsko – dokończył miękko.

Ponownie westchnął, po czym usiadł na krześle obok łóżka. Po kilku minutach usłyszał otwierające się drzwi – Snape i Dumbledore cicho rozmawiali. Chłopak stężał, myśląc, że Mistrz Eliksirów do niego podejdzie, ale minęło kilka minut i w skrzydle szpitalnym znów zapanowała cisza. Harry rozluźnił się, układając wygodniej na krześle. Obserwował sen Malfoya. Szybko sam zasnął.

A Destined YearOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz