31 - Nieporozumienia

950 56 3
                                    

Harry obudził się w bardzo przyjemny sposób. Po pierwsze czuł delikatne łaskotanie na karku, kiedy zimny podmuch owiewał jego skórę. Na wpółsennie uśmiechnął się, śniąc, że leży na zielonej trawie w chłodny letni poranek. Wpatrywał się w niebo i głęboko wdychał zapach ziół – gdzieś blisko musiały rosnąć dzikie kwiaty. Coś znów musnęło jego plecy i nagle do umysłu wdarł mu się krótki błysk bólu. Odgonił denerwującego owada, potem wciągnął powietrze i zamknął oczy. W jednej chwili zrobiło mu się bardzo gorąco.

Powietrze stało się parne i duszne, jęknął, starając się wstać. Coś nie pozwoliło mu na to, coś zimnego i uspakajającego, co sprawiało, że miał ochotę jeszcze bardziej zanurzyć się w trawie. Jeżeli ten chłodny powiew otaczał go z taką miłością, to nie miał nic przeciwko gorączce, która sprawiała, że wił się niespokojnie. Odchylił głowę i poddał się, wpatrując szeroko otwartymi oczami w bezkres nieba.

Zdał sobie sprawę, że jest podniecony. Nie myśląc za dużo zaczął się ocierać o tę chłodną powierzchnię, która mogła ukoić jego ból. Zatopił się w trawie, która pod jego skórą była jak najdelikatniejszy jedwab. Nagle, po jego nagim brzuchu zaczęła się poruszać ręka, zmuszając mięśnie do drżenia. Nie mógł nic na to poradzić – wypchnął biodra ku górze w błagalnym geście. Mógł przysiąc, że usłyszał szum wiatru w swoich uszach, który przypominał warknięcie. Zamknął oczy, by uciec przed jasnym błękitem.

Jęknął, gdy ręka przeniosła się niżej, wdzierając się pod materiał spodni, potem bokserek, sunąc wzdłuż nóg. Ktoś ściągnął z niego tę resztkę ubrania i usłyszał, jak upadają one na trawę, kilka metrów dalej. Zastanawiał się, czemu nie miał na sobie butów. Ta myśl nie miała jednak większego znaczenia, gdy poczuł nagle dłoń ściskającą jego penisa – zaczął się wić i cicho pojękiwać.

Nie był w stanie dłużej tego znieść – zaczął prosić, aby te dłonie tarły mocniej, szybciej, drażniąc go i męcząc. Nie pomyślał nagle, nie baw się więcej ze mną, to za wiele! Nawet nie wiedział, że wykrzyczał te słowa na głos – niespodziewanie do jednej ręki dołączyła druga. Harry poczuł pod powiekami piekące łzy, przyjemność była zbyt wielka. Wiedział, że za chwilę dojdzie, ale pierwsza ręka chyba też zdawała sobie z tego sprawę, bo schwyciła mocno podstawę jego penisa. Chłopak krzyknął, próbując wydostać się z tego uścisku. Nie był w stanie logicznie myśleć. Mógł tylko skupić się na odczuwaniu, była to prawdziwa tortura a zarazem rozkosz. W końcu doszedł, wykrzykując imię tego, który był przy nim.

Gdy odzyskał zmysły, poczuł coś mokrego na brzuchu. Zadrżał, opadły z niego resztki snu. Zamiast błękitnego nieba zobaczył ciemny sufit. Zmarszczył brwi i powoli uniósł głowę, żeby zobaczyć, co go łaskotało. Zobaczył ciemne włosy osłaniające czyjąś twarz, która pochylała się nad nim. Tą mokrą rzeczą był język. Liżący jego skórę... zlizujący nasienie?

Oczy Harry'ego rozszerzyły się, gdy zrozumiał, że to nie do końca był sen. Snape obudził go w taki sposób. Przez moment chłopak czuł ogarniające go zażenowanie, nawet chciał odsunąć tę głowę, ale zamiast tego jego ciężka ręka zatopiła się w czarnych włosach. Harry uśmiechnął się z zadowoleniem.

Wtedy Snape uniósł głowę i spojrzał na niego beznamiętnie. Harry zamrugał niepewnie, na co mężczyzna uśmiechnął się ironicznie.

– Podobała się panu taka pobudka, panie Potter? – spytał Mistrz Eliksirów lubieżnie.

Harry opadł na poduszkę i znów zaczął wpatrywać się w ścianę. Starał się odsunąć od Snape'a najdalej, jak się tylko dało. Zamknął oczy. Skinął głową, nie mówiąc ani słowa – poczuł, jak mężczyzna wstał i usłyszał powolne kroki. Chłopak poczekał, aż drzwi się zamknęły – dopiero wtedy rozwarł powieki.

Harry nie był głupi. Ostatnia noc była usiana samymi błędami. Najpierw – pocałunek z Draco. Potem poszedł do Snape, nadal pachnąc blondynem. Ugryzł mężczyznę w szyję z nadzieją, że to może uratować mu życie... i tak może by było, ale nigdy nie będzie miał pewności. Dalej został zmuszony do rozmowy z Draco o szczegółach ich związku, w dodatku w obecności Snape'a. W końcu Harry zasnął, zanim zdołał poważnie porozmawiać z Mistrzem Eliksirów.

Nie żałował niczego oprócz tego ostatniego. Nie powinien zasnąć. Gdyby nie to, mógłby może coś odczytać ze wzroku wampira. Wiedział, że zrobił coś nieodwracalnego, w jakiś sposób zdradził mężczyznę.

Nie wiedział, co właściwie uczynił, ale musiał coś niewłaściwego powiedzieć w trakcie rozmowy z Draco. A może chodzi ogólnie o tę całą sytuację z blondynem... Musi przeanalizować słowo po słowie – mógł zrozumieć, czemu wampirowi nie podoba się myśl, by jego towarzysz spotykał się z kimś innym. Tylko że chłopak podświadomie zdawał sobie sprawę, że to nie chodziło tylko o wampirze instynkty. Zranił Snape'a, mężczyznę, którego znał od lat, nie wampira. To właśnie dlatego teraz leżał na łóżku, wpatrując się w sufit.

Cała ta sytuacja była pogmatwana. Gryfon był towarzyszem Snape'a – idealnym dawcą krwi i jedynym, który mógłby urodzić jego dziecko. To wiązało się także z tym, że mężczyzna był zazdrosny i bardzo opiekuńczy w stosunku do niego. Ale tak naprawdę nie określało, co Harry znaczył... Nie dla wampira, tylko dla Snape'a.

Na początku było jasne, że Snape brzydzi się samą myślą o tym, że Harry miałby być jego towarzyszem, ale ostatnio wszystko zaczęło się zmieniać. Mężczyzna chyba już go nie nienawidził, a on sam lubił myśl, że może starszy czarodziej nie nie uważa go tylko za przeszkodę. Wiedział, że gdyby Snape naprawdę chciał, to znalazłby sposób, żeby nie ulec żądzom wampira. Harry lubił widać nadzieję, że może Snape zaczął go akceptować jako swojego przyjaciela.

Przyjaciel, który cię zdradzi, jest gorszy od wroga. To boli znacznie bardziej i zostawia blizny, które się nie zagoją. Ta nagła myśl sprawiła, że Gryfon w końcu zrozumiał. On uważa mnie za przyjaciela, a teraz ja go zdradziłem... ale jak? Harry uderzył ze złością pięścią w poduszkę. Świetnie, wie już co dręczy Snape'a, ale to wciąż za mało. Chłopak myślał intensywnie, chowając twarz w pościeli. Momentalnie poczuł ten zapach – świeże zioła i coś, co pachniało jak Mistrz Eliksirów. Pomyślał, jak miło byłoby budzić się tak codziennie, w takim wygodnym łóżku. Prawie mógł się w nim zatopić, a materiał delikatnie pieścił jego skórę.

Niestety po dzisiejszym poranku znów wrócimy do relacji nauczyciel–uczeń. Nigdy więcej dzielenia tego samego łóżka, nigdy więcej gryzienia... Harry podskoczył – to było to! No jasne! Zeszłej nocy powiedziałem, że wrócimy do cięcia, a Snape już nie będzie o mnie taki zazdrosny – myślałem, że on właśnie tego chce. Ale jeżeli tak nie jest? Co jeśli... jeśli on chciałby, żeby wszystko zostało tak, jak jest?

Harry był dumny, że sam do tego doszedł. Hermiona byłaby z niego zadowolona. Tyle że nie miał pojęcia, dlaczego to właśnie tego miałby pragnąć wampir. Powodowało to tylko jeszcze więcej pytań, na które bał się odpowiadać. Dlaczego to jest takie trudne? Dlaczego nie mogę tego po prostu zostawić, tylko drążę coraz bardziej? Nie chcę, żeby Snape pragnął bardziej mnie niż mojej krwi, prawda?

Chłopak dalej siedział bez ruchu, gdy Snape wrócił do sypialni. Szybko przykrył się, ale gdy podniósł głowę, zamarł. Poczuł nagłą suchość w ustach. Mężczyzna miał na sobie tylko ręcznik, przytrzymywany jedną ręką. Drugą dłonią suszył sobie włosy. Wyraźnie ignorował Gryfona.

Harry w ciszy przyglądał się, jak starszy czarodziej wyciąga nowe szaty. W ogóle nie wyglądał tak, jak chłopak oczekiwał. Oczywiście był bardzo blady, pewnie nie tylko z powodu wampiryzmu, Snape już wcześniej miał raczej jasną karnację. Jego ramiona nie były zbyt szerokie, ale też nie był chucherkiem, był raczej przeciętny. Jego klatka piersiowa też wyglądała normalnie i Harry z radością zauważył, że nie był owłosiony. A może usunął włosy za pomocą magii...? Nieważne, po prostu podobał mu się ten brak owłosienia. Nie lubił tego.

Wzrok chłopaka powędrował jeszcze niżej – ręcznik miał wyraźną wypukłość z przodu. Harry szybko spojrzał na twarz czarodzieja, który przypatrywał się mu uważnie.

– Podoba ci się przedstawienie, Potter? – Severus był dumny, że jego głos zabrzmiał tak chłodno i beznamiętnie. Nie mógł powstrzymać reakcji swojego ciała, ale był w stanie zapanować nad resztą. Odwracał się, by wrócić do łazienki, gdy uchwycił spojrzenie chłopaka.

Gryfon wzdrygnął się, słysząc ten ton. Wiedział, że powinien porozmawiać ze Snape'em, ale nie wiedział jak zacząć. Jeżeli miał rację, to mógł tylko rozzłościć wampira... Ale i tak musiał spróbować.

– Szanujesz mnie? – spytał cicho.

Snape'a zdziwiło to nagłe pytanie. Skrzywił się – czuł że to pułapka, ale nie miał pojęcia jaka.

– Można tak powiedzieć... – odparł ostrożnie.

– Więc można też powiedzieć, że jestem twoim przyjacielem, prawda? Powiedziałeś, że będę twoim przyjacielem, jeśli zaczniesz mnie szanować.

Snape wiedział, że wpadł we własne sidła. Cholerny bachor.

– Przypuszczam, że w niewielkim stopniu mogę cię uznać za przyjaciela, Potter. W bardzo, bardzo niewielkim.

Chłopak zagryzł dolną wargę, myśląc intensywnie. Nawet nie zauważył, jak uważnie wampir obserwuje tę jego nerwową reakcję.

– Przepraszam w takim razie – powiedział w końcu, zaskakując mężczyznę.

Snape odwrócił wzrok od maltretowanych ust i spojrzał mu w oczy. Czuł ucisk w klatce piersiowej.

– Za co, Potter?

Harry podniósł wzrok.

– Za zdradę.

Snape uniósł brwi. Szybko to zamaskował, ale wewnątrz cały drżał. Jak? Jak się domyślił? Przecież skrywałem to dobrze, prawda? Nie powinienem czuć się zdradzony tym, że Harry chciałby mieć chłopaka. Ja nie jestem jego chłopakiem, jestem dla niego nikim, tylko przyjacielem i wampirem. Będzie chciał znów wrócić do cięcia pomyślał gorzko. Wampir skowyczał, że miał prawo tak się czuć. Wampir wiedział, że chłopak jest jego, tylko jego, nikt inny nie może go mieć. Snape starał się to zignorować.

– Nie zdradziłeś mnie, Potter – powiedział ze zmęczeniem.

– Ależ tak... Ja... nie wiem jak, ale wiem to. Nie traktujesz mnie tak, jak zwykle. Patrzysz na mnie... inaczej. Jakby ktoś cię do tego zmuszał, żeby się ode mnie pożywić. Ja... chciałbym przeprosić... za to, co zrobiłem... Pomyślałem, że nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli znalazłbym sobie chłopaka, gdy już zaczniesz zachowywać się jak dawniej.

Snape zamknął oczy, starając się ochłonąć. Oczywiście, że bachor zauważył, że coś przed nim ukrywam. Za długo już ze mną przebywa, żeby nie zauważyć, jak nagle się od wszystkiego odcinam...

– Nie mam nic przeciwko, Potter – powiedział spokojnie. – Masz rację, gdy już będę w stanie kontrolować wampirze instynkty, ty będziesz mógł robić co zechcesz. Wrócimy do cięcia i nie będziesz musiał się niczym przejmować aż do marca.

Więc pomyliłem się? Czy on tego naprawdę chce...?

– Nie mam nic przeciwko... dotykaniu... Eee, to było przyjemne... – Harry westchnął. – Nie przeszkadzało mi. – Świetnie, jak teraz wyjaśnisz, że to zabrzmiało, jakbyś chciał być ze Snape'em? A co z Draco? Chłopak z niechęcią zauważył, że ten wewnętrzny głos brzmiał zupełnie jak Mistrz Eliksirów.

Snape nie wiedział, jak ma na to zareagować.

– Oczywiście, że nie, Potter – jesteś nastolatkiem z burzą hormonów. Każdy dotyk by ci się spodobał. – Gryfon skrzywił się.

– Nie, to nie o to mi chodziło... ja... lubię, kiedy ty mnie dotykasz.

– Jasne, jestem dwa razy starszy od ciebie, mam więcej doświadczenia niż ktokolwiek, z kim do tej pory się spotykałeś – odpowiedział mężczyzna, skrępowany tą rozmową.

– Ja nigdy... to znaczy... nigdy nie robiłem tego z nikim – dokończył Harry cicho, spuszczając wzrok.

Snape właściwie nie był zdziwiony. Podejrzewał to, ale potwierdzenie sprawiło, że poczuł się dziwnie, jakby dumny. Ale nie chciał czuć dumy z faktu, że był pierwszym, który dotykał chłopaka w ten sposób – to było niewłaściwe, żeby ktoś tak stary jak on, wprowadzał tak młodego chłopca w świat rozkoszy.

– To tylko jeszcze bardziej wyjaśnia, dlaczego czułeś przyjemność, Potter.
Harry westchnął, widząc, że rozmowa nie zmierza w dobrym kierunku.

– Dlaczego to robisz?

– Co robię? – Wampir poprawił ręcznik, robiąc się coraz bardziej zniecierpliwiony tą pogawędką.

– Mówisz na mnie "Potter".

Jęknął.

– Potter, już o tym rozmawialiśmy. To nie ma nic wspólnego z twoim ojcem. Jestem nauczycielem a ty moim uczniem.

– Wczoraj w nocy nazywałeś mnie po imieniu. Gdy byłem na ciebie zły o mojego tatę, też mówiłeś "Harry". Czy muszę być na łożu śmierci albo wściekły na ciebie, żebyś to robił? O to chodzi? – Chłopak spojrzał na Snape'a, który był wyraźnie zaskoczony jego słowami. Starał się to ukryć.

– Najwyraźniej, Potter.

Harry poczuł się niepewnie, słysząc potwierdzenie. Chciał, żeby wampir mówił na niego po imieniu. Lubił sposób, w jaki brzmiało ono w ustach profesora. Tak łagodnie, pocieszająco... choć nie wiedział, dlaczego. Przecież nie mógł być wciąż na niego wściekły, tylko po to, by usłyszeć – "Harry". Co mógł zrobić? Skrzywił się.

– Mówisz do mnie Harry, tylko wtedy, gdy się o mnie martwisz. Gdy jestem w niebezpieczeństwie – troszczysz się o mnie. Nie chcesz, żebym umarł. Gdy jestem zdenerwowany, dbasz o moje uczucia. Nie chcesz mnie zranić.

– To niedorzeczne – warknął starszy czarodziej.

– Naprawdę? Więc ci nie zależy? Nie sądzę. To nie jest tylko pożądanie czy chęć picia mojej krwi... to za mało. Czujesz coś do mnie. Przyznałeś już to, nie zaprzeczaj. Nie chcesz mojej śmierci, nie chcesz zranić moich uczuć. To znaczy, że ci zależy. To dlatego czasem twoja maska opada i wtedy mówisz do mnie "Harry". – Wiedział, że ma rację. Czuł to. Snape nie poruszył się, wyglądał na sparaliżowanego. Chłopak czuł, że zwyciężył. – Mam rację, prawda? Zależy ci i nie możesz się z tym pogodzić!

Snape zrobił się wściekły. Lata zajęło mu doprowadzenie do perfekcji sztuki oszukiwania. Musiał, z racji tego, czym się zajmował. Nikt nic nie podejrzewał. I nagle pojawił się ten chłopak. Jak on zdołał odczytać jego uczucia tak dobrze? Skąd wiedział?

– Nie myl troski z miłością, Potter. Zapewniam się, że nigdy cię nie pokocham! – Z dziwną satysfakcją zarejestrował zszokowaną minę Złotego Chłopca. – Dbam o bezpieczeństwo jedynej osoby, zdolnej pokonać Czarnego Pana – ciebie!

Harry wzdrygnął się. Poruszył ustami, ale nie wydostał się z nich żaden dźwięk. Jak... jak on mógł... dlaczego... Jak mogłem być taki głupi? Przecież to jest Snape, nie jakiś... jakiś... Chłopak z przerażeniem zauważył, że cały się trzęsie. Nie wiedział czy ze złości, czy smutku. Przygryzł dolną wargę. Czuł gulę w gardle, z całych sił powstrzymywał się, żeby nie wybuchnąć płaczem. Nie będzie płakał. Nie może. Jego policzki nie były mokre, ale wiedział, że zaraz może się to zmienić. Szybko sięgnął po spodnie, ignorując bokserki. Zszedł z łóżka i wciągnął na siebie ubranie.

Snape zrozumiał, że popełnił duży błąd. Wzdrygnął się, gdy usłyszał wycie w swojej głowie. Chciał przytrzymać ramię Gryfona, chwycić go i już nigdy nie wypuścić. Ale nie poruszył się. Powiedział sobie, że już nie cofnie wypowiedzianych słów. Nie mógł. Nie kochał Harry'ego Pottera, nie mógł!

– Potter, co robisz? – warknął.

– Wychodzę! Nie będę cię drażnił swoją obecnością, skoro tak mnie nienawidzisz! Nie martw się, nie zrobię nic złego, żeby nie skrzywdzić twojego Złotego Chłopca! – wrzasnął, zakładając buty. Zabrał szatę, narzucił ją na siebie i włożył różdżkę do kieszeni. – Nie waż się do mnie zbliżać! Nie obchodzi mnie czy zdechniesz z głodu!

Nie czekał na odpowiedź – wypadł z sypialni. Był ranek, większość Ślizgonów właśnie zmierzała na śniadanie. Wielu z nich odskakiwało mu z drogi, gdy zauważyli jaki ma wyraz twarzy. Harry nie zwracał na to uwagi. Chciał się stamtąd wydostać jak najszybciej.

Zaskoczony poczuł, że ktoś chwycił go za ramię. Odwrócił się w kierunku tej osoby – stał twarzą w twarz z uśmiechającym się ironicznie Leonardem.

– Co tak panu spieszno, panie Potter? Trochę za wcześnie jak na zajęcia, prawda? Och, a może jest pan tu z innego powodu?

Chłopak wpatrywał się w tę rozbawioną twarz i nagle poczuł przemożną ochotę, żeby kogoś skrzywdzić. Bezmyślnie uniósł pięść i uderzył mężczyznę prosto w szczękę. Z dziką satysfakcją patrzył, jak znika jego irytujący uśmieszek, a głowa ulatuje do tyłu. Wyrwał się z uścisku, rozmasowując bolącą pięść i spoglądając z góry na profesora.

– Możesz go sobie zatrzymać, nie obchodzi mnie to! – wrzasnął.

Gdy się obrócił, zobaczył obserwujących go w szoku Ślizgonów. Spojrzał na nich spode łba i ruszył dalej. Zauważył Draco, który wyglądał na zmartwionego – posłał mu zjadliwe spojrzenie. Naprawdę nie miał ochoty zajmować się w tej chwili kolejnym egoistycznym idiotą. Błyskawicznie pobiegł w kierunku wyjścia z lochów.

***

Zdumiony Draco spoglądał za nim. Co tym razem zrobił Severus?

– Hej, Draco, wiesz o co mogło chodzić?

Chłopak odwrócił się i zobaczył zbliżającego się Blaise'a. Za nim szedł Seamus Finnigan. Ten widok od razu przykuł jego uwagę.

– Co tu robisz... irlandzki chłopczyku? – Nie pamiętał, jak Gryfon miał na imię.

Seamus uniósł obie brwi, zatrzymując się obok Blaise'a i niedbale opierając dłoń o jego ramię.

– Czy to jest naprawdę takie trudne do rozszyfrowania? Byłeś tak zaaferowany wczoraj wieczorem, że nawet nie zauważyłeś, jak wślizgnęliśmy się do dormitorium – uśmiechnął się Zabini.

Draco skrzywił się, patrząc na pełen satysfakcji uśmieszek przyjaciela. Potem wzruszył ramionami.

– Nieważne. Chociaż nigdy nie myślałem, że możesz się interesować Gryfonami, Blaise.

– Bo na ogół tak nie jest. Ale on był na mnie tak napalony, że zrobiłem wyjątek – odparł lubieżnie chłopak. Seamus przygryzł skórę na jego karku, przez co Blaise zajęczał cicho.

– Cóż, słyszałem tyle plotek o tobie, że musiałem sam się przekonać, co z nich jest prawdą – wymruczał Gryfon.

– I co, były? – zaśmiał się Blaise. Draco przewrócił oczami i już zbierał się do odejścia, gdy przyjaciel go zatrzymał. – Co Potter tu robił? Wyglądał na rozjuszonego, a potem uderzył profesora. Na ciebie chyba też był bardzo wściekły.

– Och... a skąd ja mam wiedzieć? Nie jestem niańką Złotego Chłopca. To zadanie twojego Gryfonka, nieprawdaż?

– Właściwie ja też nie wiem, dlaczego tu był. W końcu powinien być w tym czasie na dodatkowych zajęciach z OPCM z Lupinem, ale widziałem, jak chwilę temu Lupin wychodził z lochów – odparł Seamus.

Blaise zmarszczył brwi.

– Jak się tak nad tym zastanowić, to Potter schodzi na dół codziennie, w czasie każdego posiłku. A wilkołak czasami pojawia się w Wielkiej Sali, więc nie może mieć OPCM przez cały czas.

– To nie oznacza, że szedł do lochów, gdy Lupin był na posiłku. Znając Pottera, pewnie gdzieś się wałęsa – powiedział Draco, ignorując spojrzenie, jakie posłał mu Irlandczyk. Nie mogę uwierzyć, że bronię głupiego sekretu Pottera... ale teraz to chyba także mój sekret.

– Hmm, cóż... Raz zapytałem o to Harry'ego, bo się martwiłem. Powiedział, że czasem Snape pomaga mu w lekcjach – powiedział Seamus, chichocząc dziko. Nie mógł uwierzyć, jakie proste było zdobywanie informacji od Ślizgonów. No i dodatkowo miał świetnego partnera na najbliższą noc!

Blaise wyglądał na zdumionego tą nowiną. Draco spojrzał na Finnigana ze zmarszczonymi brwiami. To mi się nie podoba, on wie zbyt dużo. Albo za wiele podejrzewa. Dlaczego tak w ogóle Gryfon miałby wydawać sekrety Złotego Chłopca? On coś knuje... pomyślał blondyn.

– Snape? Pomagający Gryfonowi? Chyba oszalałeś – stwierdził.

Blaise zbyt dobrze znał przyjaciela i teraz zaczął mu się podejrzliwie przyglądać. Zrzucił dłoń Seamusa ze swojego ramienia.

– Draco, chciałbym z tobą porozmawiać przed śniadaniem. Pokój wspólny? Finnigan... zobaczymy się później – dodał.

Seamus zrobił smutną minę, ale dwójka Ślizgonów go zignorowała, więc oddalił się. Westchnął i spojrzał w kierunku, gdzie zniknął Harry. Teraz nie miał czasu na podchody – musiał załatwić coś innego.

***

– Dobra, mów. Wiesz coś o Potterze, prawda? – spytał Blaise, gdy tylko dotarli do pokoju wspólnego.

– Wiem dużo rzeczy o Potterze, Blaise. Od czego mam zacząć? – prychnął blondyn, krzyżując ręce na piersi i opierając się o ścianę. Z namysłem rozejrzał się po pokoju i ludziach znajdujących się w nim.
Blaise jęknął.

– Draco, nie o to mi chodzi. Wiesz coś o tym, dlaczego Potter kręci się cały czas po lochach. Czy Snape naprawdę mu pomaga? Przecież on jest po naszej stronie w tej wojnie.

Po twojej, Blaise, nie mojej. Ja nie jestem po niczyjej stronie. Malfoy wzruszył ramionami.

– On jest szpiegiem. Jestem pewien, że musi przyjmować rozkazy od Dumbledore'a, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Na pewno nie uczy Pottera niczego wartościowego, jeżeli nawet to miałaby być prawda.

Przyjaciel obserwował go podejrzliwie. Draco zachowywał się zbyt swobodnie, zazwyczaj gdy rozmowa schodziła na Złotego Chłopca, Malfoy wybuchał gniewem.

– Jak myślisz, dlaczego uderzył nowego nauczyciela od eliksirów? Jeśli się nad tym zastanowić, to ta dwójka ma coś do siebie już od samego początku. Jestem prawie pewien, że znali się wcześniej. Słyszałeś, co Potter powiedział? "Możesz go sobie zatrzymać, nie obchodzi mnie to". O kim mówił?

– A skąd ja mam wiedzieć? – warknął Draco. – Nie śledzę Pottera od świtu do zmierzchu! Zapytaj swoją gryfońską zabaweczkę, on bardzo chętnie dzieli się informacjami o Złotym Chłopcu.

– O co chodzi z Potterem? – wtrąciła się Pansy. Malfoy skrzywił się na jej widok.

– Nie twój interes.

– Potter uderzył profesora. Sądzimy, że coś się dzieje – odezwał się Blaise.

– I ja tego nie widziałam? Och, jak zwykle mam pecha! – jęknęła.

– Blaise, węszysz od razu jakiś spisek. Mnie to nie obchodzi.

– Stary, co jest dziś z tobą? Jesteś jakiś dziwny. Właściwie to już od jakiegoś czasu tak jest.

– Dziwnie? Myślisz, że to jest dziwne? Nic nie wiesz o byciu dziwnym –
prychnął blondyn.

Pansy i Blaise spojrzeli na niego w szoku. Potem Zabini skrzywił się.

– Co jest, do cholery?! Draco, ostatnio zachowujesz się jak prawdziwy skurwiel. Tylko na nas warczysz, nawet jak nic ci nie zrobimy.

– Ma rację, co się z tobą dzieje? – wtrąciła się Pansy.

Draco zmarszczył brwi.

– Nic ze mną się nie dzieje! Dlaczego nie dorośniecie i nie rozejrzycie się choć raz dookoła? Wokół nas trwa cholerna wojna!

– Co to ma z tym wspólnego? – warknęła Parkinson. – To nie my będziemy pokonanymi!

Draco wpatrywał się w nią ze zdumieniem. Potem przeniósł wzrok na Blaise'a, który tylko się krzywił. Blondyn wyrzucił ręce w górę w geście poddania i wyszedł bez jednego słowa.

***

– Niech to szlag, nie wierzę, że to zrobiłem. Uderzyłem profesora. Jasne, zasłużył na to, ale to mnie nie usprawiedliwia. Cholera, Dumbledore mi tym razem nie odpuści – mruczał Harry, wdrapując się po schodach do Wieży Gryffindoru.

– Harry? Co tak szybko wracasz? – Kilka kroków przed nim stali Hermiona i Ron. Świetnie, tylko tego mi brakowało.

– Chciałem... wziąć podręczniki.

– Ale... kazałam Zgredkowi je zabrać... – Hermiona przerwała, gdy zobaczyła jego minę.

– Stary, wszystko w porządku? Czy ten dupek znów próbował cię uderzyć? – spytał Ron.

– Nie, on... nie. Nie chcę o tym rozmawiać – warknął Harry. Przemknął obok nich i szybko zniknął w dormitorium.

Jego przyjaciele spojrzeli po sobie. Dziewczyna westchnęła.

– Ron, myślę, że to ja powinnam się tym zająć. Ty na pewno tylko się zezłościsz, a to w niczym nie pomoże.

– Co?! Ale to mój najlepszy kumpel! Potrafię z nim rozmawiać!

– Tak, ale jesteś uprzedzony. Nie lubisz Snape'a – stwierdziła krótko.

– Ty też nie!

– Racja, ale ja jestem w stanie go zaakceptować. Pozwól mi z nim porozmawiać, potem wrócę i powiem ci, co się stało, dobrze?

– Dobra, ale przyjdź prosto do mnie – wymruczał niechętnie.

– Obiecuję.

Ron obserwował jak zniknęła za drzwiami z głośnym westchnięciem. Potem wzruszył ramionami i udał się do Wielkiej Sali. Przynajmniej coś zje, gdy będzie czekał na przyjaciółkę.

***

Hermiona delikatnie zapukała do drzwi dormitorium chłopców z szóstego roku, ale nikt nie odpowiedział. Z wahaniem nacisnęła klamkę – było otwarte. Weszła do pomieszczenia i od razu zauważyła, że Harry leżał zwinięty w kłębek na łóżku. Oprócz niego nikogo tam nie było.

– Harry? – zaczęła miękko, zamykając za sobą drzwi.

– Nie chcę o tym rozmawiać, Hermiono.

Dziewczyna zignorowała go. Usiadła na łóżku Rona, które stało obok jego.

– Czy on znów cię skrzywdził?

– Nie, jestem całkowicie bezpieczny – odparł z goryczą.

Hermiona zmarszczyła brwi, odnotowując sarkazm.

– Nie chodziło mi o fizyczne zranienie. Czy on... zrobił już coś takiego wcześniej?

– Powiedziałem, że nie chcę o tym rozmawiać.

– Nic nie da trzymanie tego w sobie. Może mogę pomóc. Wiesz, przeczytałam jeszcze kilka książek o wampirach i...

– Tu nie chodzi o bycie wampirem, Hermiono! Nie wszystkie odpowiedzi można znaleźć w pieprzonych książkach! – wybuchnął Harry. Przeturlał się, żeby widzieć jej twarz.

Zdumiona Gryfonka szybko oprzytomniała, ukrywając jak bardzo poczuła się dotknięta.

– Ale może jak mi powiesz, będę mogła...

– Zbadać to? To nie jest coś, co można zbadać! Chodzi o to, jak on jest! Paskudny, tłustowłosy, arogancki, zjadliwy, nienawistny dupek!

Och, on jest naprawdę wściekły. Co takiego Snape zrobił? Hermiona postanowiła się tego dowiedzieć, żeby potem móc nawrzeszczeć na Mistrza Eliksirów.

– Ale Harry, może rozmowa ze mną ci pomoże. Wyrzucisz to z siebie...

– Świetnie! Aż tak bardzo chcesz wiedzieć, co mi powiedział? Dobrze! Powiedział, że jestem cholernym Harrym Potterem, Chłopcem, Który Przeżył! Że trzeba mnie chronić za wszelką cenę, bo tylko ja mogę zabić Voldemorta! Dba tylko o moje bezpieczeństwo, nie o mnie! Nigdy mnie nie kochał i nigdy nie pokocha! ZADOWOLONA?! – ryknął, wpatrując się w przyjaciółkę ze złością. Jego twarz była czerwona z wściekłości, z trudem łapał oddech.

Hermiona była w szoku. Poczuła narastający gniew. Zacisnęła pięści. Jak on mógł? Jak Snape mógł powiedzieć coś takiego?! Harry potrzebuje ludzi, którzy mówiliby mu, że go kochają! Nie miał ich wystarczająco dużo wokół siebie przez całe swoje życie!

– W takim razie jest bydlakiem – powiedziała spokojnie. – Masz prawo być na niego zły. Czy... rzuciłeś w niego jakąś klątwą? Nie obwiniałabym cię za to, zasłużył sobie.

Harry poczuł się trochę lepiej, ale mimo to odwrócił się do niej plecami i wpatrywał w ścianę.

– Nie, ale wychodząc z lochów uderzyłem Leonarda.

Hermiona uniosła brwi.

– Uderzyłeś profesora? – wyjąkała.

– Nie, uderzyłem Leonarda. W tym czasie nie myślałem o tym, że jest profesorem.

– Czy ktoś cię widział? – Hermiona była zaskoczona.

– Tak, prawie wszyscy Ślizgoni. Wiesz, myślę, że wiem jak się czułaś na trzecim roku, gdy uderzyłaś Draco. To było niesamowite.

– P-p-ra-ra-wie wszyscy Ślizgoni? – zająknęła się.

– Taa. Ale to nic. Nie obchodzi mnie czy Dumbledore mnie ukaże, ten drań sobie na to zasłużył. A teraz zrobiłem się głodny. Chyba pójdę na śniadanie. Wykrzyczałem się, mam dość.

Hermiona spojrzała na niego z niepokojem.

– Dobrze się czujesz? Jakieś zawroty głowy, mdłości?

– Nie, po prostu jestem wyczerpany. Zmęczony i głodny – odpowiedział, wstając. – Idziesz?

Ciągle nie mogła dojść do siebie po tej rozmowie. Pokręciła głową.

– Nie... muszę dokończyć esej... zejdę później.

– Och... w porządku. Powiem Ronowi. – Podszedł w stronę drzwi. Stanął na progu i zwrócił się do niej. – Dzięki. Za to, że próbowałaś pomóc. I że ci na mnie zależy.

Dziewczyna uśmiechnęła się słabo.

– Jasne. Po to są przyjaciele.

Harry drgnął, ale skinął głową. Przyjaciele? Tak, po to są. Jeżeli wcześniej cię nie zdradzą.

Gryfonka odczekała chwilę, zanim wstała i opuściła Wieżę Gryffindoru. Zacisnęła palce na różdżce. Nadszedł czas, żeby porozmawiać sobie z profesorem Snape'em.

***

Snape skrzywił się, patrząc na ścianę. Mógł wyczuć Granger stojącą po drugiej stronie. Była tam już od dobrych kilku minut – podejrzewał, że nie odejdzie, dopóki jej nie wpuści. A to nie było coś, na co miałby ochotę.
Domyślał się, co chce mu powiedzieć. Wiedział, że zacznie krzyczeć i być może będzie próbowała rzucić czymś w niego. W tej chwili nie chciał mieć z nią do czynienia, bo najpewniej to spotkanie nie zakończyłoby się zbyt przyjemnie. Może nawet zaatakowałby ją.

Jego wampir zdecydował się przejąć władzę nad większością jego ruchów po tym, jak Harry wyszedł. Tylko tyle mógł zrobić, aby powstrzymać się przed pobiegnięciem za chłopakiem. Towarzyszem poprawił go niezwłocznie umysł. Snape nie był zadowolony z zaistniałej sytuacji. Krążył pod ścianą, starając się oprzeć pokusie pogoni za Gryfonem. Cholera jasna... pogoń? Severusie, naprawdę tracisz rozum powiedział do siebie.

Ponownie zatrzymał się przed murem i wpatrywał w niego. Granger nadal tam tkwiła. Czyżby Harry jej powiedział? Oczywiście, inaczej po co by tu przyszła? Jaki ma w tym interes? On jest moim towarzyszem, nie jej, nie powinien opowiadać jej o naszych sprawach warknął wampir.

To jego przyjaciółka. Nie tak jak my, którzy go krzywdzimy odparł Snape. Momentalnie poczuł się idiotycznie. Od kiedy zaczął mówić o sobie "my"?

Spojrzał na kamienną powierzchnię. Może powinienem jej wysłuchać. Może nasz towarzysz przesyła jakąś wiadomość? Mi, przesyła MI wiadomość. Mój towarzysz... szlag... HARRY, mój Harry.

Snape zastanawiał się jak dobrze jest w stanie kontrolować swoją wampirzą naturę. Stwierdził, że Granger jest na tyle bystra, by nie wystawiać go na próbę. Machnął różdżką w kierunku ściany i szybko się odsunął, gdy do pokoju wpadła brązowowłosa dziewczyna. Snape skrzywił się imponująco, kiedy zwróciła się w jego stronę.

– Panno Granger, czemu zawdzięczam tę niespodziewaną wizytę?

Hermiona wpatrywała się w niego z miną, która mogłaby przestraszyć nawet Lucjusza Malfoya.

– Jak mogłeś zrobić to Harry'emu? Ze wszystkich najgłupszych rzeczy, musiałeś mu powiedzieć akurat to?! Nie wierzę, że możesz go tak traktować! Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobił! Czego się wyrzekł! CO ty mu ZROBIŁEŚ?! – wybuchła, ledwie powstrzymując się, by nie wycelować w niego różdżką.

Severus był przygotowany na tę tyradę, udało mu się nawet powstrzymać od złośliwego komentarza. Tak swobodnie, jak tylko mógł, podszedł do krzesła i usiadł. Nie był w stanie mówić spokojnie, ale... jego głos był zimny, tak jak powinien.

– Znużyło mnie wysłuchiwanie, ile to rzeczy musiał dla mnie poświęcić, panno Granger. Zapewniam cię, że jestem tego wszystkiego świadom i nie lubię, jak ktoś mi to wyrzuca prosto w twarz. A co do tego, co mu zrobiłem, to myślałem, że już wiesz. Prawie go zabiłem.

– Nie o TO mi chodzi i dobrze o tym wiesz!

– Ach, więc ma pani na myśli to, co zrobiłem dzisiaj. Obudziłem go ustami na jego gardle i ręką na penisie, co mogę panią zapewnić, było przyjemne dla nas obu. Ale też nie o to pani chodziło? W takim razie o to, co do niego powiedziałem, co to też mogło być... – Snape widział, że denerwuje swoim zachowaniem Gryfonkę. Nie zamierzał jej jednak niczego ułatwiać. Nie miała prawa na niego krzyczeć.

– Ty... ty... jak mogłeś mu to powiedzieć? Nie wiesz, przez co przeszedł? Jak mogłeś po prostu stwierdzić, że nie jesteś w stanie go pokochać?! – Jej oczy błyszczały dziwnie, przetarła je szybko. Nie będzie płakać w obecności tego drania.

– Powiedziałem mu samą prawdę. Wydawało mu się, że zależy mi na nim. Zdecydowałem, że najlepiej będzie nie utwierdzać go w tym przekonaniu.

– Ty... powiedziałeś mu... – Hermiona miała wrażenie, że zaraz naprawdę się rozpłacze. Pociągnęła nosem. Martwiła się o Harry'ego, który musiał tak wiele przejść. Martwiła się Snape'em i jego cholernym charakterem. Charakterem, przez który nie był w stanie przyznać się do uczuć, jakie żywił do nastolatka. Była pewna, że zależało mu na Harrym, jak mogła aż tak bardzo się pomylić? Ja... ja nie pomyliłam się! Snape był troskliwy i miły, i wyrozumiały... nie mógłby tak udawać... nawet jeśli to jego wampir... Snape nie mógłby udawać tak dobrze, gdyby mu nie zależało! Miałam rację, na pewno! – Nie mogłeś się przyznać, więc musiałeś go skrzywdzić! Musiałeś powiedzieć coś kąśliwego i okrutnego, żeby obronić siebie i tę głupią maskę, którą zakładasz!

Snape ukrył szczelnie swoje emocje – jego twarz nie wyrażała w tej chwili absolutnie niczego. Jak? Jak tych dwoje ludzi mogło tak łatwo mnie przejrzeć? Czy to wampir osłabił moje umiejętności?

– Mam rację! – Hermiona nie czuła zadowolenia, bo to i tak przypominało, że Snape skrzywdził Harry'ego.

Snape zaczął uważnie dobierać słowa:

– To prawda, że zależy mi na chłopaku... to w końcu Chłopiec, Który Przeżył. On jest jedynym, który może pokonać Czarnego Pana, trzeba go chronić. To jest właśnie moje zadanie.

– Nie! Właśnie to powiedziałeś Harry'emu, że tylko dlatego o niego dbasz, bo jest ważny dla czarodziejskiego świata. Tak jest zawsze! Wszyscy martwią się o niego, ale nie o niego jako Harry'ego! Jak myślisz, jak on się czuje wiedząc, że gdyby był kimś innym, to nikt nawet nie spojrzałby na niego? Czasami zastanawiam się, czy wierzy chociaż w to, że ja i Ron go kochamy.

– Panno Granger, ja go nie kocham. Jeżeli cierpi pani na te same urojenia, co Harry, to radzę pani wyjść. Marnuje pani tylko swój czas.

– Ale zależy ci na nim, prawda? Nie karm mnie tu głupotami o Chłopcu, Który Przeżył. Zależy ci na Harrym, twoim towarzyszu, chłopcu, który bez mrugnięcia okiem zrobił tak wiele dla ciebie. Jemu na panu zależy, profesorze. Wiem o tym. Gdyby było inaczej, to pańskie słowa by go tak mocno nie zraniły!

Snape wiedział, że przegrywa tę bitwę. Usłyszeć, że Harry'emu zależy... to było jak cios w samo serce. Czuł ucisk w piersi. Nie mógł kochać tego chłopaka. Mogło mu na nim zależeć, ale to nie była miłość. Jego serce było zbyt twarde na takie uczucia.

– Dobrze, zależy mi na nim. To właśnie chciała pani usłyszeć? I co z tego może wyniknąć? Harry będzie wierzył, że skoro jestem zdolny do takich uczuć, to mogę go także pokochać, a to nieprawda. Panno Granger, jest pani jego przyjaciółką, nie wolałaby pani, żeby nie żył płonnymi nadziejami? Właśnie o to mi chodziło.

Hermionie znów zachciało się płakać.

– Robiąc to, sprawił pan, że Harry nigdy panu nie zaufa. Jest pan po prostu kolejną osobą, która go nie lubi.

Nigdy mi nie zaufa? Jak mógłby, przecież będę chronił go aż do śmierci? Czy moje słowa mogły spowodować tyle zniszczenia?

Dziewczyna zauważyła błysk niezdecydowania na twarzy wampira i to dało jej promyk nadziei.

– Rodzina, u której się wychowywał – zaczęła niespodziewanie, znów przykuwając jego uwagę – oni... oni nigdy go nie kochali. Powtarzali mu, wciąż i wciąż, że jest nic niewartym chłopcem, którego nikt nigdy nie pokocha. Zamykali go w schowku na miotły, zanim poszedł do tej szkoły. Nazywali go odmieńcem. Był taki szczęśliwy, gdy dowiedział się, że jest czarodziejem, gdy poznał prawdę o śmierci swoich rodziców. Potem dostał się do czarodziejskiego świata i odkrył, że jest sławny. Wszyscy kochali Chłopca, Który Przeżył, a Harry Potter był synonimem tego tytułu. Nikt nie kochał Harry'ego. Tak właśnie myśli, wiedział pan o tym? I on właśnie wierzy, że nikt nie jest w stanie go pokochać. A pan tylko to potwierdził.

Snape starał się nie okazać emocji. Wiedział o rodzinie chłopaka. Nie znał wielu szczegółów, ale słyszał od Minerwy, że ci mugole nienawidzili magii.

– Co chciałaby pani, żebym zrobił, panno Granger? Mam pozwolić mu wierzyć, że mogę dorosnąć do miłości? Późniejsze odkrycie prawdy zraniłoby go jeszcze bardziej.

– Zaakceptowałby to, że panu zależy. Byłby szczęśliwy, mając chociaż tyle, tak jak jest szczęśliwy z posiadania Rona i mnie. Ale pan zdecydował się to wszystko zniszczyć, prawda? Wszystko dlatego, że nie może pan pokazać, że jest zwykłym człowiekiem i okazać swoich emocji.

Snape wpatrywał się w nią w milczeniu. Po chwili odwróciła się i wyszła. Mężczyzna siedział bez ruchu przez kilka minut, potem wstał i poszedł do sypialni. Zamknął za sobą drzwi, powoli zdjął z siebie szatę i spodnie. Położył się na łóżku. Bolała go głowa, postanowił więc, że najlepszym wyjściem będzie krótka drzemka. Jego uwadze nie umknął fakt, że otaczał go zapach Harry'ego.

***

Seamus przekopywał się przez rzeczy znajdujące się w kufrze przy łóżku. Doskonale wiedział, czego szukać i po kilku minutach to znalazł. Śmiejąc się zwycięsko, wyciągnął pergamin i spokojnie odłożył resztę przedmiotów na miejsce. Zamknął wieko i ponownie je zaczarował, potem włożył papier do kieszeni, aby móc go później użyć. Gwiżdżąc wesołą melodyjkę, postanowił pójść na śniadanie.

A Destined YearOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz