Jeon Jeongguk to osiemnastolatek, który na widok wszystkiego co romantyczne ma ochotę zwymiotować. Dla niego związki są przereklamowane, a prawdziwa miłość nie istnieje. Do tego twardo stąpa po ziemi i nie zamierza zbyt szybko zmienić swego nastawie...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Jeongguk
⎯ Cześć, wołam cię od jakichś dobrych pięciu minut ⎯ usłyszałem głos, który wytrącił mnie z moich rozmyślań. Obróciłem głowę w bok i zdziwiłem się dostrzegając o tej porze, w tymże miejscu pewną postać, która pomachała w moją stronę ręką, a potem ruszyła ku mnie i zajęła wolne miejsce obok.
Ubrany był w szkolny mundurek. Na niego narzucony miał długi aż do kostek beżowy płaszcz. Na głowie umieszczony miał czarny beret, który lekko mu się przekrzywił, a szyję opatulił grubym ciemnym szalikiem. Swój jasny plecak z kolorowymi naszywkami rzucił niedbale na ziemię. Oparł się wygodniej o plastikowe, niewygodne krzesło, schował dłonie do kieszeni spodni i wziął głęboki oddech. Jego ciemne oczy skanowały puste boisko, które spowite było już mrokiem, ponieważ o tej porze roku szybko robiło się ciemno. Jedynie reflektory oświetlały boisko oraz trybuny na których siedzieliśmy.
⎯ Cześć i wybacz. Byłem zbyt zamyślony, by cię zauważyć ⎯ wytłumaczyłem ze skruchą, a on spojrzał na mnie i uśmiechnął się pogodnie. W jego uśmiechu było coś kojącego. Cała jego osoba była kojąca. Biło od niego dziwne ciepło, szczerość i spokój, którego tak bardzo w tej chwili potrzebowałem.
⎯ Nic nie szkodzi. Wiesz, zdziwiłem się, gdy wychodziłem ze szkoły i zobaczyłem jakiś cień na dworze. Myślałem, że mi się przewidziało ⎯ rzucił, śmiejąc się. ⎯ Nie powinieneś być przypadkiem na imprezie? Widziałem zdjęcia. To miłe, że świętujecie nawet pomimo przegranej ⎯ dodał, a ja spuściłem głowę i spojrzałem na czubki swoich butów obok których spoczywała piłka do kosza.
⎯ Byłem na imprezie, ale okazało się, że nie mam humoru na imprezowanie i po prostu poczułem potrzebę, by sobie przyjść i zagrać ⎯ mruknąłem. ⎯ Woźny nie pozwolił mi grać na sali, więc przyszedłem tutaj ⎯ przewróciłem oczami, a on wybuchnął śmiechem.
⎯ Woźny nie wpuścił cię na salę, bo jeszcze byś nabrudził i musiałby sprzątać, dlatego cię wygnał ⎯ wyjaśnił. ⎯ Mimo wszystko, nie wybrałeś sobie najodpowiedniejszej pogody. Jeżeli się spociłeś, to na pewno będziesz chory ⎯powiedział śmiertelnie poważnie.
To dziwne. Jego słowa brzmiały podobnie, jak słowa Jimina, które wypowiedział w tamten piątek, gdy staliśmy na balkonie.
Nie powinieneś długo tutaj przebywać. Jest bardzo zimno, a ty masz na sobie tylko cienką bluzę. Będziesz chory.
Ach, po co w ogóle sobie to przypomniałem. To tylko zwykły Jimin, który zawsze panikował i wszystko wyolbrzymiał. Nagle poczułem, że ktoś się do mnie przysunął, stykając swoje ramię z moim. Poczułem także mocny podmuch wiatru, który rozdmuchnął nasze włosy i sprawił, że nabyłem gęsią skórkę. Nogi przemarzły mi od tego zimna, ale mimo to, nie mogłem...Nie chciałem się ruszyć. Czułem się dobrze w miejscu, w którym teraz się znajdowałem. Mogłem wszystko przemyśleć i oderwać się na chwilę od telefonu.