14. Pełnia

2.3K 192 89
                                    


Draco Malfoy wiedział, że było źle. Tragicznie wręcz i wcale nie zapowiadało się żeby było lepiej. Za każdym razem kiedy już pisał w zeszycie pytanie, na które odpowiedź mogła całkowicie go załamać i przekreślić te wszystkie złudne nadzieje, którymi się karmił, zamazywał je najszybciej jak potrafił żeby Remus tego nie przeczytał.

Bo świadomość tego, że usłyszy smutny głos Lupina mówiący: "Tak mi przykro Draco, ale jak pewnie się domyślasz, Greyback zrobił z ciebie niemowę." miał ochotę płakać. Nie robił tego od czasu kiedy uciekł z Malfoy Manor przed Aurorami i nie chciał się łamać w tej sprawie.

To nie tak, że Draco się nie starał. Próbował wydobyć z siebie chociaż jedną sylabę, krótkie słowo czy po prostu jakiś skrzek. Najczęściej ćwiczył kiedy spacerował po łąkach i lasach blisko domu Remusa, bo nie chciał, by starszy mężczyzna to usłyszał. Ale to nic nie dawało. Układał język w odpowiedni sposób, nabierał powietrze w płuca i w myślach formował to co chciał powiedzieć, ale nic się nie działo. Zupełnie nic. Jakby pazury Greyback'a nadal wbijały mu się w krtań, krew zalewała gardło. Malfoy'owi wydawało się, że przez chwilę było lepiej.

A potem ten przeklęty charłak musiał go zaatakować, wbić nóż w brzuch, a Draco ledwo żywy jakoś dotarł pod drzwi Lupina wręcz wykrwawiając się na śmierć. I zaczął się drzeć, kiedy Remus minimalnie dotknął rękojeści noża. Starszy wilkołak powiedział mu, że z jego ust zaczęła lecieć krew i Malfoy wiedział, że gdyby nie ta cała sytuacja, może by było lepiej i potrafiłby powiedzieć chociaż kilka słów.

A teraz – kiedy zostało niecałe dwanaście godzin do momentu kiedy księżyc pojawi się na niebie, a on przejdzie swoją pierwszą transformację w wilkołaka – zaczął się zastanawiać nad absolutnie głupimi rzeczami. Jak na przykład czy kiedy stanie się likantropem będzie mógł wyć do księżyca?

Draco miał ochotę zacząć się śmiać z własnej głupoty. A w następnej sekundzie, zaczął się martwić, bo na Morganę i Merlina, nie odczuwał jakoś bardzo tego czasu do przemiany tak jak Remus, ale jego wahania nastrojów od samego rana, były czymś z czym miał problem i nie za bardzo potrafił je kontrolować.

Rozejrzał się jeszcze raz po kuchni. Jego chwilowo dobry humor i przebłysk chęci zrobienia czegoś miłego dla byłego profesora, poskutkowało tym, że po raz pierwszy przygotował śniadanie. Ale teraz ta radość i produktywność zmieniła się w smutek i niezrozumienie. Malfoy starał się żeby nie było po nim nic widać, ale cholera jego oczy co chwilę przeskakiwały na wejście do kuchni mając nadzieję zobaczyć tam Remusa. Mógłby być nawet w szlafroku z podkrążonymi oczami i nie uczesanymi włosami. A nawet z tym swoim okropnym zarostem, który jeszcze bardziej dodawał mu lat. Ale niech się tylko pojawi.

W końcu, podniósł się zirytowany z krzesła i nawet nie dopijając swojej herbaty (stał przez prawie dziesięć minut przy czajniku, bo nie chciał, by ten głośno gwizdał i niechcący obudził wilkołaka, za co powinien dostać przynajmniej Order Merlina trzeciej klasy), skierował się na schody.

Z każdym krokiem, jego humor znowu się zmieniał. Draco już miał tego serdecznie dość, bo jakaś część jego miała świadomość tego, że to nie jest normalne i pewnie to wina dzisiejszej pełni, a ta druga świetnie się bawiła poddając go skrajnym emocjom w przeciągu dwóch minut. Jak w kalejdoskopie, naprawdę.

Kiedy stanął pod drzwiami do pokoju Lupina i podniósł rękę, żeby zapukać, nagle spanikował. Może Remusowi coś się stało? Leżał nieprzytomny w łóżku w otoczeniu fiolek od eliksirów przeciwbólowych? A może był martwy? Zimny i sztywny? A Draco naprawdę został sam i to akurat w momencie kiedy za kilkanaście godzin ma przejść swoją pierwszą przemianę? Dotarło do niego, że zaczął szybciej oddychać i lekko dygotać. Nie mógł zostać sam! Nie poradzi sobie, do cholery jasnej! Przeżył na ulicy dwa tygodnie tylko dlatego, że wizja znalezienia Remusa dodawała mu sił. I świadomość, że nie mógł zawieść matki.

Skazany na życie || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz