37. Zderzenie z prawdą

1.9K 166 139
                                    

Wilk Draco skoczył na drugiego wilkołaka, kiedy kły Lunatyka były milimetry od osłoniętej szyi szakala. Zwalił go z nóg i przetoczył po ziemi, próbując przejąć i wygrać szarpaninę z nim. W jego umyśle toczyła się jedna myśl – nie mógł pozwolić, by starszy wilkołak dostał to, co należało do niego. Dominujące wilkołaki miały pierwszeństwo i Lunatyk powinien o tym pamiętać.

To do niego należał szakal i tylko on mógł go oznaczyć. Nikt inny.

***

Harry nie spodziewał się, że będzie tyle krwi. Lunatyk był naprawdę agresywny, a Wilk Draco ciągle próbował go ujarzmić. To była wieczna walka, która skończyła się dopiero wtedy, kiedy słońce wzeszło.

Ale jedno zwycięstwo zostało odniesione i Harry nie mógł się temu sprzeciwić. Został zaakceptowany jako szakal. Chociaż wymagało to od niego pewnej zawziętości, pokazania, że umiał się bronić i pozwolić na obwąchanie przez Wilka, a później również i przez Lunatyka. Lecz udało się.

A potem pierwsze promienia słońca zalały polanę, na której się znajdowali.

Zaczęła się przemiana Remusa i Draco z powrotem w ludzi. Harry spodziewał się, że to będzie dla nich bolesne, ale widok tego był równie przerażający. Potter słyszał jak ich kości łamią się i ocierają o siebie. Białe futro Draco zaczęło znikać i wyglądało to jakby wchłaniało się w jego skórę. Remus upadł, jak bezwładna lalka, a z pyska szakala wyrwał się bezwiedny pisk, gdy tylko to zobaczył. Harry podbiegł do niego. Ciało Lupina było we krwi, z ranami na klatce piersiowej i barku. Harry sądził, że nadgarstek lewej ręki Remusa był złamany, bo ręka była wygięta pod dziwnym kątem. Wymizerniałe ciało byłego nauczyciela, było pełne blizn, ran i śladów ugryzień. Remus był zupełnie nagi.

Harry przeniósł swój wzrok na Draco, który leżał kawałek dalej, odwrócony do niego plecami. Nie wiedział czy był nieprzytomny ani, czy jego rany były naprawdę poważne. Widział tylko krew na jego plecach, która sączyła się z otwartych ran i plamiła trawę, na której leżał.

Szakal zaskomlał głośno.

Harry wiedział, że musiał coś zrobić. Nie mógł ich tak zostawić. Nie miał pojęcia jak miał przenieść Draco i Remusa do domu, ale widok ich nagich ciał na trawie pokrytej rosą z otwartymi ranami, z których leciała krew, coś w nim poruszyła.

Pędem, ciągle w postaci szakala, ruszył w stronę domu, by przynieść jakieś koce. Musiał ich jakoś okryć. Wpadł na drzwi wejściowe i łapą nacisnął na klamkę. Wpadł do przedpokoju, a pazury uderzyły o drewnianą podłogę. Chwycił rzeczy z salonu i przemienił się w człowieka, by wejść szybko po schodach na górę, bo musiał wziąć kolejne koce ze swojego pokoju.

Nie miał siły, by chociaż na sekundę się zatrzymać i pomyśleć o tym, co się działo w nocy. O tym, co widział – pięknego białego wilkołaka, który bronił go własnym ciałem przed Lunatykiem. W świetle księżyca ich sierść mieniła się niczym gwiazdy. Harry widział już kiedyś przemienionego Remusa, ale nadal robiło to wrażenie. Długie łapy i pysk z dwoma szeregami ostrych zębów. Coś niesamowitego, a jednocześnie tak przerażającego, gdy te kły są milimetry od twojej szyi i dzielą cię sekundy od ugryzienia.

Chwycił w ręce kilka koców i ruszył z powrotem na polanę, gdzie był Remus i Draco. Nie przemieniał się już w szakala. Dyszał, gdy tam dotarł. Rozłożył materiał i przykrył, nim Remusa, który cały czas był nieprzytomny. Harry nachylił się nad nim bardziej i sprawdził czy drugi oddycha.

– Zaraz będzie lepiej, Lunatyku – wyszeptał mu Harry do ucha. Chciał go jakoś pocieszyć, chociaż Remus pewnie nawet go nie słyszał. Sam Potter potrzebował podobnego zapewnienia w obecnej sytuacji.

Skazany na życie || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz