06. Lot do gwiazd

2.5K 187 53
                                    


Draco nasłuchiwał. Od wczoraj był już w stanie samodzielnie wstać, pójść do łazienki i pochodzić chwilę po komnacie. Nie wychodził jeszcze na korytarz, ani tym bardziej nie schodził po schodach na dół. Trochę się obawiał tego czy by sobie poradził. Właśnie miał zamiar kolejny raz wstać i zadzwonić dzwonkiem, by zawołać skrzata, który miał przynieść mu nowe ubranie, ale coś było nie tak. Draco to wyczuł prawie od razu. Lekkie drgania w osłonach Malfoy Manor. Lucjusz często mu tłumaczył, że jako dziedzic fortuny jest w stanie wyczuć kiedy z budynkiem dworu będzie coś nie tak. Młody Malfoy – do tej pory – wyczuł to tylko raz w życiu. Miał wtedy sześć lat i jacyś ludzie chcieli ich zaatakować. Nie udało im się nawet przejść przez bramę, ale długo próbowali. Kiedy zapytał ojca co się z nimi stanie, Lucjusz odpowiedział mu, że głupców należy ukarać, a zdrajców zabić. Draco ciągle to pamiętał.

Kolejna fala drgań nadeszła, ale duża mocniejsza niż poprzednia. Nie słyszał nic z korytarza. Ojciec też na pewno miał już świadomość tego, że jakiś nieprzyjaciel stoi przy granicy Malfoy Manor. Nic się jednak nie dzieje. Draco podszedł do drzwi swojej komnaty. Zrobił to naprawdę powoli, ale najważniejsze, że był w stanie. Dyszał ciężko jak po skończonym treningu Quidditcha, ale żebra pomimo maści i eliksirów nadal bolały.

Stanął gołymi stopami na zimnej podłodze korytarza. Tak bardzo chciał kogoś zawołać i zażądać wyjaśnień, ale nie był w stanie tego zrobić. Wczoraj przekonał się na własne oczy jak wygląda jego gardło. Skóra była cała zaczerwieniona, a ślady pazurów Fenrira doskonale widoczne. Głębokie linie, które nie chciały się do tej pory zasklepić i czasami leciała z nich krew. Młody Malfoy mógł jedynie patrzeć na pusty korytarz i schody. Czekał, aż ktoś nimi przejdzie, bo przecież Lucjusz zaraz powinien to zrobić. Albo Narcyza. Czy chociażby jakieś głupie skrzaty, których Draco szczerze nienawidził. Przekonał się jak bardzo był od nich uzależniony kiedy nawet jeść nie mógł bez pomocy ich magii.

Dopiero po długich minutach (i kilku kolejnych drganiach, które za każdym razem były mocniejsze) na schodach pojawiła się pani Malfoy. Draconowi pierwsze co rzuciło się w oczy, była jej zdenerwowana mina. Usta miała zaciśnięte w wąską linię, a zmarszczka między brwiami mocno widoczna.

− Draco? – powiedziała zaskoczona Narcyza. W dłoni trzymała skrawek sukni, by nie potknąć się kiedy pokonywała ostatnie stopnie. Draco miał ochotę spytać co się stało, ale kiedy tylko otworzył warg, a zimne powietrze dostało się do ust, skrzywił się mocno. Nawet takie coś musiało sprawiać mu ból.

− Aurorzy chcą sforsować barierą dworu – wytłumaczyła mu sytuację kobieta. – Musisz uciekać Draco.

Młody Malfoy spojrzał na nią mocno zdziwiony. Nie rozumiał czemu Aurorzy ich atakują, ani tym bardziej czemu on miał opuszczać dom. Przecież jeszcze nie do końca wyzdrowiał i na razie szczytem jego możliwości było samodzielne ubranie się.

Narcyza podeszła do syna i złapała mocno pod ramię, prowadząc z powrotem do pokoju. Chłopak nie miał siły jej się wyrywać i nie podejrzewał, że jego matka ma w sobie tyle energii. Gdy tylko przekroczyli próg pokoju kobieta rzuciła mocne zaklęcie, które wyrzuciło wszystkie rzeczy Draco z garderoby, regałów czy szuflad i zaczęło pakować je do skórzanej brązowej torby podróżnej. Chłopak patrzył na to szeroko otwartymi oczami jak kolejna koszula ląduje w ciemnościach bagażu.

− Ministerstwo dowiedziało się, że Lucjusz był wtedy w Departamencie Tajemnic. Chcą go zatrzymać i osadzić w Azkabanie.

Draco miał a końcu języka pytanie jaki to miało związek z nim i dlaczego wymagało to ucieczki. Narcyza widząc niezrozumienie na twarzy syna, położyła dłonie na jego policzkach i spojrzała prosto w oczy. Nie mieli wiele czasu, ale Draco musiał znać chociaż częściowo sytuację.

Skazany na życie || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz