48. Poniesione konsekwencje

1.1K 115 56
                                    

Draco Malfoy umiał się zmierzyć z konsekwencjami własnych działań. Ojciec nauczył go tego, gdy miał kilka lat, ledwo opanował jak składać zdania, a pójście do Hogwartu było czymś tak odległym, jak posiadanie własnego domu. Nie było to nic miłego – Lucjusz nie miał za grama cierpliwości, a różdżka, którą dzierżył w dłoni, była wprawiona w zaklęciach, które miały na celu krzywdzić. Draco odebrał te lekcje bardzo dokładnie i umiał je zapamiętać do końca życia. Nie oznaczało to jednak, że zawsze liczył się z konsekwencjami. Czasami, trzeba było coś zrobić. Pobicie Stuarta było jedną z takich rzeczy.

I może Harry miał rację. Wilk Draco był na wskroś gryfoński. Był również zbyt emocjonalny, bo wył głośno, gdy we wtorek, Remus mógł opuścić Skrzydło Szpitalne i wrócić do domu. Draco nie chciał się żegnać, tracić poczucia, że Lupin był obok i mógł liczyć na wsparcie, rozmowę i po prostu spędzić trochę czasu obok siebie, by uspokoić ich szalejące wilki. Remus pomógł również Ślizgonom zaplanować zemstę na Ronie (mógł nie wiedzieć, że chodziło konkretnie o Weasleya), ale jego huncwockie zapędy nie umarły tak łatwo i nadal jego umysł mógł wymyślić dowcip miesiąca. Odbył również rozmowę z Draco o Pansy, bo Lunatyk również wyczuł, że dziewczyna była w ciąży.

Jednak we wtorek Remus wyjechał i mieli zobaczyć się dopiero podczas następnej pełni. A Draco musiał zmierzyć się z konsekwencjami własnych działań.

***

Draco zmierzył się z rodzicami Stuarta Shafiqa w środę, gdy wszedł do Skrzydła Szpitalnego z Pansy Parkinson, którą oparzyła roślina na Zielarstwie i na przedramieniu wyskoczyły jej bąble, które pękały oraz sączyła się z nim dziwna maź. Draco zgłosił się do odprowadzenia jej do Skrzydła Szpitalnego, bo Wilk o mało nie zwariował i nie zaczął warczeć na każdego, kto zbliżył się do rannego członka jego stada. Malfoy również martwił się o Pansy, która była blada, a jej usta wykrzywiały się z bólu.

Pani Pomfrey zasłoniła siebie i Pansy parawanem i kazała czekać Draco, aż skończą, ale pojękiwania Parkinson z powodu bólu, nadal były doskonale słyszalne. Malfoy miał ochotę rozerwać materiał, odsunąć szkolną pielęgniarkę i złagodzić ból Pansy. Wilk skomlał na myśl, że nie mógł być obok. Wyczuwał gorzki zapach jej bólu i dyskomfortu.

Dlatego Draco zaczął chodzić nerwowo po Skrzydle Szpitalnym, by jakoś się uspokoić i skupić na czymś innym. Nie wyobrażał sobie wyjść z pomieszczenia, bo musiał zostać koło przyjaciółki.

– To ty – odezwał się damski głos zza Draco. Odwrócił się w stronę kobiety, która stała przy drzwiach od izolatki z pustą fiolką po eliksirze i z gniewną miną. Miała jakieś czterdzieści lat, ubrana w kremową szatę i z rozpuszczanymi blond włosami. Wydawała się naprawdę filigranowa, a jej mina tak bardzo nie pasowała do niej. – To ty prawie zabiłeś mojego syna.

Draco drgnął i wyprostował się odrobinę bardziej, kiedy dotarło do niego, że ta kobieta to matka Stuarta. Przybrał na twarzy pokerową minę.

– To ja – potwierdził bez zawahania się. Nie miał zamiaru udawać, że to nie miało miejsca. Nie będzie się wybielać.

– Dyrektor Dumbledore powiedział, że spotka cię odpowiednia kara – powiedziała wzburzona kobieta. – Zapewniał nas o tym. A ty, stoisz tutaj, przede mną i nawet nie masz wyrzutów sumienia!

– Caroline! – Męski głos rozbrzmiał zza kobiety. Draco spojrzał na mężczyznę, do którego Stuart był tak podobny. Ten sam kształt szczęki, kolor włosów i długość nosa. Wyglądali prawie identycznie. – Czemu krzyczysz?

– To on! – Wskazała na Draco palcem. Wilk Malfoy'a coraz bardziej denerwował się tą sytuacją. Gdzieś niedaleko Pansy syczała z bólu, kiedy Pomfrey nakładała jej maść. – To on prawie zabił nasze dziecko.

Skazany na życie || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz