08. W podróży

2.5K 197 27
                                    

Draco zmierzał w stronę Londynu. A przynajmniej miał taką nadzieję, że obrał odpowiedni kierunek. W nocy po prostu leciał przed siebie żeby jak najszybciej oddalić się od Malfoy Manor. Teraz niby robił to samo. Zostawiał dom za sobą. Nie za bardzo wiedział gdzie miałby się teraz udać. Jedyne miejsce jakie teraz przychodziło mu do głowy to Dziurawy Kocioł i ulica Pokątna. Przez chwilę chciał zawrócić. Sprawdzić czy matka jest bezpieczna, czy Aurorzy nic jej nie zrobili. Czy ojciec wybronił się z tych wszystkich oskarżeń, bo przecież zawsze mu się udaje wyjść z wszystkich niekorzystnych sytuacji. Jednak wiedział, że nie może. Narcyza kazała mu nigdy nie wracać do Malfoy Manor. Draco obiecał jej, że zrobi wszystko co mu kazała.

Dlatego zamiast wracać do domu, leciał prosto przed siebie. Zastanawiał się przez chwilę czy nie udać się po przysługę do Pansy, Zabiniego czy Notta. Zaraz jednak to odrzucił, bo nie mógłby znieść ich spojrzeń. Miał świadomość tego jak wyglądał – wychudzone ciało, blada skóra, rany po ataku Greybacka. Pansy pewnie spanikowała na jego widok i zagłaskałaby na śmierć. Ojciec Notta nie wpuściłby go do swojego domu, bo Lucjusz nie był teraz flagowym Śmierciożercą. A Zabini nie mógłby znieść myśli, że Draco został pogryziony przez wilkołaka.

Dlatego został sam. Mógł liczyć tylko na siebie.

Wyprostował się na miotle i rozejrzał wokół siebie, sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Chciał się upewnić, że nikt go nie zobaczy.

Malfoy był tak bardzo zmęczony. Chciał odpocząć, coś zjeść i wziąć gorący prysznic. Marzył o łóżku i eliksirach przeciwbólowych. Tymczasem jedyne na co mógł liczyć to obolałe ręce od ciągłego ściskania rączki miotły i wiatr w oczach, które szczypały go niemiłosiernie. Nawet mruganie sprawiało mu ból.

Całkiem nieświadomie zaczął obniżać lot.


***


Na obrzeża Londynu dotarł dopiero późnym wieczorem. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, a temperatura jeszcze bardziej spadła. Draco czuł się okropnie wyczerpany. Kiedy zsiadł z miotły, nogi ugięły się pod nim.

Wylądował w jakimś małym miasteczku, której nazwy nawet nie znał. Potrzebował odpocząć chociaż chwilę, bo w ciągu dnia zrobił sobie tylko dwie krótkie przerwy i to po to tylko żeby rozprostować nogi i napić się odrobiny wody. W torbie nie mógł znaleźć eliksirów przeciwbólowych, a te bardzo by mu się przydały.

Wizja tego, że niedługo będzie mógł wejść do ciepłego Dziurawego Kotła i obmyślić dokładny plan działania, były jedynymi rzeczami jakie powodowały, że był w stanie znowu wsiąść na miotłę i przelecieć do centrum miasta. Gdyby nie to (i poranione gardło) już dawno zacząłby krzyczeć z tej całej bezsilności.

Przez cały dzień lotu, nie pozwalał sobie na kilka rzeczy. Przede wszystkim starał się nie wybiegać z myślami w przyszłość bardziej niż dwie godziny w przód. Wyobrażenie tego jak będzie teraz wyglądać jego życie, było jedną wielką niewiadomą.

Lot przez Londyn nie przyniósł mu, ani trochę radości. Z Zabinim chcieli kiedyś to zrobić – zrobić z mugoli jeszcze większych idiotów niż byli i przelecieć się na miotle tuż przed ich oczami. Zamiast tego miał swoją szarą rzeczywistość, która ani trochę nie pokrywała się z marzeniami.

Londyn nie spał. Draco był zaskoczony tym jak mugole umieją się bawić w nocy. Wszędzie były kolorowe neony i pozapalane światła. Przelatując nad niektórymi budynkami słyszał ciężką i głośną muzykę. Ludzie byli naprawdę głośno jakby późna godzina była idealna do tego, by w końcu wyjść na ulicę i zacząć się bawić. Malfoy nie rozumiał tego.

Skazany na życie || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz