Draco Malfoy nigdy nie obawiał się Węży. To byli współdomownicy, którzy zawsze stali za jego plecami, bo Ślizgonów cechowała przede wszystkim lojalność. I braterstwo. Teraz jednak, stojąc pośrodku Pokoju Wspólnego miał poczucie, że wszystko legło w gruzach. Może to był tylko wymysł jego wyobraźni i nadmiar melodramatyzmu, ale mógł sobie na chwilę pozwolić na takie emocje.
Może wynikało to również z faktu, że na ten moment jego rozmowy z Blaisem, Pansy i Teodorem ograniczały się do kilku zdań, które były zbyt sztywne, pełne kultury i w ogóle nieprzypominające tych, które odbywali w przeszłości. Teodor miał swoje własne problemy i nawet jeśli byli współlokatorami to nie mieli zbytnio szans na dyskusje. Draco miał wrażenie, że Blaise nadal go badał. Czuł jego spojrzenia na sobie w ciągu dnia, a te momenty, kiedy siedzieli razem w klasie czy szli korytarzem, były dużo cenniejsze niż Malfoy mógł się spodziewać. To była normalność, do której był przyzwyczajony. Pansy odkąd się w nim odkochała na czwartym roku, przestała chodzić za nim krok w krok. Draconowi jednak brakowało jej komentarzy na temat uczniów podczas posiłków i relaksacyjnych chwil z nią u boku w Pokoju Wspólnym.
Poczuł obok siebie obecność Blaise'a. Był pierwszy wolny weekend w Hogwarcie i Draco nie miał pojęcia czemu Zabini nie jest jeszcze na śniadaniu, skoro kończy się za jakieś dwadzieścia minut. A głodny Blaise był nie do wytrzymania. Jednakże, Wilk w jego głowie ucieszył się na to, że Zabini był obok. Draco nie mógł temu zaprzeczyć.
– Małe żmijki, z roku na rok, są coraz gorsze, nie? – powiedział, w ramach przywitania. Miał nutę rozbawienia w swoim głosie i pachniał czymś lekkim, czego Draco nie umiał rozpoznać.
Malfoy przytaknął powoli, nadal wpatrzony w widok przed nim. Trójka młodych Ślizgonów – małe żmijki, jak je nazywali – kłócili się o coś zaciekle tuż przed kominkiem. Draco czekał, aż w ruch pójdą pięści, bo zaklęć raczej nie znali zbyt wielu.
– Nie idziesz ich zrównać z ziemią? – zapytał się ciekawie Blaise. W zeszłym roku uwielbiał patrzeć jak Draco wyżywał się na młodszych rocznikach. Jego pozycja prefekta i członka Brygady Inkwizycyjnej naprawdę uderzyła mu do głowy. – Nakrzyczeć, pokazać swojego autorytetu starszego Ślizgona, odjąć punktów, dać szlabanu i pogadanki o tym, jak powinien się zachowywać prawdziwy Ślizgon?
– Uciekną z krzykiem jak tylko podejdę – odpowiedział mu prosto Draco nadal wpatrzony w pierwszoroczniaków. – Poza tym nie jestem już prefektem, Blaise – przypomniał.
Młodsze roczniki bały się Draco, jego mocnego głosu, blizn na szyi i plotek, które krążyły na jego temat. W szczególności te w Pokoju Wspólnym w Lochach były najbliżej prawdy. I jednocześnie najbardziej krwawe. Draco nie miał zamiaru ich prostować, wskazywać co się naprawdę stało. To nie była ich sprawa. Osoby, na których mu zależało, znały prawdę.
Draco spojrzał się na Zabiniego, który patrzył na niego. Szare tęczówki spotkały się z tymi brązowymi. Malfoy nie wiedział co siedziało w głowie przyjaciela.
– Co? – zapytał się ze zmarszczonymi brwiami.
– Zmieniłeś się, Draco.
Malfoy prychnął na to głośno.
– Masz jeszcze jakieś fascynujące odkrycia, Blaise? – zapytał się z sarkazmem Draco i przestał się zupełnie interesować pierwszoroczniakami. – Coś, czego sam nie jestem świadomy?
– Nie wracaj do tego starego Malfoy'a, bo był cholernym gnojkiem. I dziękujmy Merlinowi, że już nim, kurwa, nie jesteś.
Draco parsknął śmiechem i spojrzał się rozbawiony na Zabiniego. Przyjaciel położył mu rękę na ramionach i popchnął w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego. Wilk mruknął zadowolony z tego wszystkiego. Draco nie miał pojęcia co to znaczyło, ale był zadowolony z ruchu Zabiniego. To było coś co znał z przeszłości. I to może była iskra, że coś wróciło na swoje miejsce.
CZYTASZ
Skazany na życie || Drarry
FanfictionGdzie Draco zostaje wilkołakiem. Wszystko przez to, że Lucjusz Malfoy nie wykonał rozkazu Czarnego Pana i nie przyniósł mu Przepowiedni z Departamentu Tajemnic. Dał się pokonać kilku członkom Zakonu Feniksa i grupce uczniów. Znowu zawiódł jak to ują...